Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

JoannaMŁ

NIE KOCHAM MĘŻA

Polecane posty

Gość brhra
fujara jak sama nazwa wskazuje , ja za to uważnie śledzę ten topik i twoje złote myśli pswudointeligentne treści są powalajce! zdrdzaczu i fujaro życiowa . co ty wiesz o zabijaniu:-) ?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość isaadora.
art22 - czy ja tutaj komukolwiek cos nakazuje albo podaje konkretne rozwiazania? Nie! Staram sie tylko przedstawic ta inna, przyziemna strone zycia i nie bujam w oblkokach, nie pieprze o wyzszosci uczuc nad rozumem, bo zycie to nie jest bajka. Kazdy ma inna koncepcje i innymi zasadami sie kieruje. Uwazam, ze rady w stylu " trzeba uciekac, chocby mialo sie tego zalowac" tylko pogorsza sprawe. I nie mow, ze nie mam empatii, bo ja akurat w przeciwienstwie do ciebie staram sie autorce pomoc a nie przekonac do swoich swietych i niepodwazalnych racji. Odejsc, zniszczyc jest latwiej niz pozniej swoje zycie na nowo odbudowac. P.S - wcale nie musisz mi odpowiadac :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Też kiedyś myślałam "praktycznie" i ja właśnie przez takie myślenie wpakowałam się w to aż tak daleko. Miałam wątpliwości przed ślubem i to bardzo poważne. Tłumaczyłam sobie je tym, że każdy związek przeżywa kryzys, że z kimś innym byłoby tak samo, że po tylu latach to normalne,że to po prostu strach przed ślubem.. No i że po ślubie wszystko się jakoś ułoży... Nie powiem ułożyło się na tyle że w dzień ślubu byłam pewna że podjęłam dobrą decyzje i że będziemy razem szczęśliwi. Gdybym wiedziała to co wiem teraz wcześniej uciekłabym wtedy kiedy wszystko było łatwiejsze, zanim przysięgałam mu miłość, wierność i uczciwość małżeńską. Nie tak dawno temu byłam jeszcze wesołą, pozytywnie nastawioną do życia osobą a nie takim wrakiem jakim jestem teraz. Ja nie potrzebują rad w stylu, że to wszystko z czasem przemija, chemia, motylki itp. Ja o tym dobrze wiem. Wiem że trzeba walczyć póki się widzi nadzieję, Ja już jej chyba nie widzę. Śledzę to forum bo szukam choć jednej osoby która napiszę - nie kochała męża, walczyłam, wygrałam i jestem szczęśliwa. Potrzebuję nadziei że to się zmieni.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
No a radę dla Joanny autorki mam tylko jedną. Zanim podejmiesz jakąś decyzję porozmawiaj ze swoim mężem i razem próbujcie z tym walczyć. U mnie rozmowa nie przyniosła żadnego pozytywnego skutku na dłuższą metę, ale wierzę że u Ciebie będzie inaczej. Ja po tym jak mu to powiedziałam poczułam się lepiej, chociaż nie muszę żyć udając że go kocham choć tak nie jest.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Good Gone Girl
Mój mąz jest cudowny, dobrym człowiekiem i wspanialym mezem ale zyjemy jak brat z siostra, niestety...przed slubem widzialam pewne cechy charakteru, ktore mnie irytowaly ale staralam sie ich nie widziec, bylam zakochana na zaboj. W lozku nie bylo nigdy rewelacji, on jest "letni" ogien budzi sie w nim tyllko jak sporo wypije, ja kocham seks i moglabym to robic na okraglo..on mnie nie zaczepia, nie prowokuje, nie caluje...zyjemy jak dobre, przykladne i kochajace sie rodzenstwo... Rozmow bylo miliony, czasem awantury i tluczenie szkla, czasem spokojna rozmowa...byl placz i byl smiech ale nie dalo to nic, a wlasciwie dalo ale tylko na chwile... i dlatego padlam w ramiona innego. Przy nim jestem soba, nasz seks nie zna granic, mamy takie same temperamenty, potrafimy godzinami gadac o wszystkim i niczym...jest normalnie...trwa to rok i jest coraz fajniej, zamiast na odwrot...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Celina2010
Mam chłopaka od kilku lat, od początku mi się nie podobał ale z nim byłam, bo byłam młoda i nie chcialam być sama. Fajnie było razem gdzieś jeździć, dyskoteki, knajpki itp. Po ok. roku, dwóch lat zaczął mniej mi się podobać, unikałam seksu, zbliżeń i w ogóle :-( A wręcz zaczął mnie odpychać fizycznie :-( Nie podoba mi się mój chłopak z wyglądu, nie podnieca mnie, nie pociąga i nie pragnę go. Nie kochaliśmy się od kilku lat, bo ja nie chcę. Z jego strony jest OK tylko ja taka... Niestety nie moge się zmusić żeby go nawet dotknąć :-( Najgorsze jest to, że sie pobioerzemy, skrzywdze jego i siebie, całą naszą rodzinę, przyszle dzieci, bo w naszym domu nei zobaczą miłości :-( No właśnie, dzieci. To jest też problem, bo ja chce dziecko ale nie z nim! Nie wyobrażam sobie spać z nim w jednym łóżku :-( Żałosne to wszystko i płakać mi się chce ale co zrobić? Nie mam odwagi zakończyć tego chorego związku, odejść itp. Od jakiegoś czasu mam kochanka, kocham go i jest mi z nim dobrze. Ale nie mamy szans na bycie razem :-( Ja to naprawdę mam pogmatwane życie :-(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Ale grafomania!
I nawet psychologicznie fałszywe...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Rozmawiałam dziś z mężem. Dramat - wylane łzy, ja jestem wrakiem. On chodzi jak cień, prosi żebym nie odchodziła, płacze, ja jestem na prochach. Mam wrażenie, że rozstąpiła się ziemia i jestem w piekle. Dziewczyny - jeżeli macie wątpliwości przed ślubem, PRZENIGDY nie decydujecie się na związek z drugim człowiekiem. Ja tych wątpliwości przed ślubem nie miałam i pomimo tego .. No właśnie. To co w przypadku osób, które mają takie wątpliwości??? Takie osoby z góry gotują sobie piekło na ziemi - a nawet nie tyle sobie, co przede wszystkim drugiemu człowiekowi, który kocha. Nikt sobie na to nie zasłużył. Ja zdecydowałam się na szczerą rozmowę i czuję jakbym umarła. Chcę się zdematerializować, przestać istnieć.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jeejeej
Trafilam na ten topik przypadkowo, przeczytalam większość wypowiedzi i mimo ostrej krytyki mam podobne zdanie, co napisala "przegrane życie". Próba ratowania owszem, ale jeśli nie powiedzie się, uciekać z takiego małżeństwa jak najszybciej. Jestem w związku małżeńskim ok. 30 lat, z tego ponad połowa bez miłości. Umierałam dzień po dniu, nic gorszego niż tak powolna agonia. Nie zmarnuj własnego zycia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość fujara12
Lepiej już nic nie piszcie.!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Joanno dobrze rozumiem jak się czujesz... Ja jestem po "tej" rozmowie 3 miesiące. Też jestem wrakiem człowieka... Ale pomimo tego jak się czuję nie żałuję tego że byłam wobec niego szczera. Nie zasłużył na to, że przestałam go kochać, ale nie zasłużył też na bycie wobec niego nieuczciwą. On jest bardzo bliski i jeśli się chce coś ratować to trzeba to robić razem. Ja pomimo tego,że czuję że wolę być całkiem sama niż w związku bez miłości jeszcze walczę. Niedługo jedziemy razem na urlop. Wtedy zadecyduję - albo chcę być z nim, albo się wyprowadzę. Nie chcę uciekać tak jak niektórzy radzą, próbuję walczyć. Wtedy nawet jeśli nic z tego nie wyjdzie na starość nie będzie się miało do siebie pretensji że się nic nie zrobiło. Wiem, że jest ciężko kiedy każdy gest, każdy dotyk tej drugiej osoby Cię drażni. No i masz racje, dziewczyny jeśli przed ślubem czujecie że to nie jest to - nie bierzcie ślubu! Nikt Was za to nie potępi.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość olkijm
Przeżywam taką agonię już od jakiegoś czasu. Nie chcę, a trwam. Dla dziecka. Z radosnej dziewczyny pozostał cień. Już raz odeszłam. Prosił, żebyśmy spróbowali. Dla nas, dla syna. Wróciłam. Żałuję. Teraz jeszcze trudniej wyrwać się z tej matni. Nie chcę go krzywdzić bo jest dobrym człowiekiem. Tylko w tym wszystkim gasnę ja. Z dnia na dzień.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jeejeej
olkijm Podobnie było u mnie. Zostałam dla dzieci, dwójki dzieci. Wycofalam sprawę o rozwód, czego żałuję najbardziej ze wszystkiego. Dziś dzieci są dorosłe, ja zostalam bardzo samotna w chorym związku, a do tego obiniana przez dzieci, że mam to na własne życzenie. Były za rozwodem, jednak nie wszystko jest takie proste. Ten, kto przeszedł taki marazm lub przechodzi, zrozumie o czym piszemy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość olkijm
jeejeej, czasem myślę,że jestem złą osobą, że nie potrafię docenić tego, co mam. Patrząc z boku tworzymy udany związek. Obydwoje wykształceni, z dobrą pracą (jakkolwiek idiotycznie a propos związków by to nie brzmiało to w oczach zanjomych tak to właśnie funkcjonuje - a co ma piernik do wiatraka?), cudowny dzieciak, nie kłócimy się, spędzamy aktywnie weekendy. Tylko tej iskry nie ma, tego czegoś, co sprawia, że chcesz przebywać z drugim człowiekiem, że go pragniesz, że jego bliskość jest ci potrzebna, że brakuje ci go, gdy jest daleko. We mnie pozostała pustynia - uczuć, namiętności. Kiedyś uwielbiałam sex, teraz go unikam. Kiedy ostatanio zdecydowałam się na sex, dla niego, starałam się nie widzieć jego twarzy, a kiedy wyszłam do łazienki łzy mi same poleciały. Nie zasłużył na to, zaniedbał w pewnym momencie siebie i nas, owszem, ale nie zrobił nic karygodnego, niczego konkretnego, co mogłoby wzbudzić we mnie taką niechęć. A jednak ta niechęć jest. Z każdym dniem większa. Nie chcę go całować, dotykać, na samą myśl robi mi się niedobrze. I cały czas błagam w duszy, żeby stało się coś, co zmieni moje postrzeganie go. Bo już tak długo nie wytrzymam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ja myślę o sobie wyłącznie w negatywnych kategoriach. Nie potrafię inaczej. Naprawdę czasem chciałabym, żeby coś mi się stało, nie musiałabym uczuć i myśleć o tym wszystkim nieustannie. Mam w głowie taki bałagan, taki śmietnik, że nie wiem czy jestem to w stanie kiedykolwiek uporządkować.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość olkijm
Ja też mam chwile (dużo takich chwil), kiedy chciałabym przestać istnieć, zapaść się pod ziemię, wyparować. Ale trzeba przykleić uśmiech na twarz i znaleźć w sobie siły, żeby chociaż dziecku było dobrze. Mój mąż mnie pyta co takiego zrobił, dlaczego przestałam go darzyć uczuciem. A ja nie potrafię mu na to odpowiedzieć. I to mnie dobija. Któregoś razu, przy okazji jednej z trudnych rozmów powiedziałam mu, że gdyby istniała pigułka, po wzięciu której wszystko wróciłoby do normy, to bym ją wzięła. Chcę kochać swojego męża, a nie potrafię.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Też bym wzięła taką pigułkę. To jest straszne kiedy tak bardzo chcesz kogoś kochać a nie umiesz... Tym bardziej że wiesz że ta osoba zasługuje jak nikt inny na Twoją miłość. Mój mąż mówi że po prostu on jest dla mnie za dobry, że może jakby był draniem to bym go kochała. Nie wiem. Ale wiem, że marzę o tym by wyjechać na bezludną wyspę, uciec od wszystkiego i wszystkim na jakiś czas, pozbierać myśli a może już nigdy nie wrócić.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość fddffgdfgdfgg
Więcej na kafeterii niech autorka siedzi i na pewno niech słucha się rad a będzie lepiej.. hahaha

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
"Więcej na kafeterii niech autorka siedzi i na pewno niech słucha się rad a będzie lepiej.. hahaha" Paradoksalnie takie smutne posty podtrzymują na duchu ponieważ człowiek zdaje sobie sprawę, że nie tylko on ma takie popieprzone życie. Bardzo, najbardziej z całego serca chcę, aby mój mąż był szczęśliwy, aby był kochany tak, jak na to zasługuje. Ja się bardzo staram, naprawdę, to nie jest tak, że siedzę w domu, lamentuję i załamuję ręce. Dziś wyciągnęłam go na obiad, może pójdziemy razem do kina wieczorem. My naprawdę wiele rzeczy robimy wspólnie, żyjemy aktywnie i brak uczucia do mojego męża nie wziął się z rutyny, z nudy. Ale nie da się po prostu kochać kogoś na siłę, nie da się fałszywie okazywać komuś czułości, miłości PONIEWAŻ TEN FAŁSZ jest wyczuwalny. Ja mogę się przyjaźnić z mężem, ale nie jestem w stanie wskrzesić innych uczuć. Jeżeli chodzi o seks - próbowałam wielu sztuczek, żeby nam się podobało. Wymyślałam, kupowaliśmy różne gadżety, próbowaliśmy wiele nowych rzeczy. Podobało się mojemu mężowi (i to bardzo), ja się męczyłam i prosiłam w duchu, żeby to się jak najszybciej zakończyło. Seks mi się nie podoba, jest dla mnie czymś przykrym, bez żadnej przyjemności, pomimo, że bardzo bardzo chcę, żeby było inaczej. Tak sobie myślę - przecież to jest nienormalne. A może to jest po tylu latach normalne? Sama nie wiem. Gdy widzę te jego smutne, psie oczy to wyć mi się chce do księżyca. To jest taki widok, że mam ochotę podciąć sobie żyły. Mówię mężowi, damy radę, że wszystko będzie ok ale w głębi duszy wiem, że chyba oboje się oszukujemy. Mój mąż nie wyobraża sobie życia beze mnie, mówi, że jestem jego skarbem, miłością jego życia, jego marzeniem, jego gwiazdą, jego cudownym darem losu. Nie mogę odejść. Staram się jak mogę, by być dobrą, kochającą zoną, ale sił mam coraz mniej. Pierwszy raz w życiu piszę o tym publicznie, na forum, nigdy nikomu się nie zwierzałam.jestem jednak w taki m stanie, że taki publiczny ekshibicjonizm chyba pomaga.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Do --> JoannaMŁ Pewnie wielokrotnie zastanawiałaś się nad odejściem od męża, ale jakoś nie mogłaś. Powiem tak. Sam żyłem w zimnym związku. Bardzo zimnym. Spychany na margines. Sprowadzany do roli dostarczyciela kasy. Dla mnie nie było nic w zamian. Wreszcie nie wytrzymałem. Coś we mnie pękło. Odsunąłem się na dobre. Po kilku miesiącach moją ex złapałem in flagranti. Przeszedłem nad tą sprawą do porządku dziennego. Wybaczyłem. Na usilną jej prośbę. Gdy złapałem ją po raz drugi, zrobiłem to, na co nie odważyłem sie przez lata. Zostawiłem jej klucze od mieszkania i wyszedłem tak jak stałem. Spotkaliśmy się na rozprawie rozwodowej. Podczas niej dowiedziałem się wielu ciekawych szczegółów na mój temat. Moja ex usiłowała ze mnie zrobic alkoholika i tyrana. Nie udało się. Jakoś udało się przekonać moją ex, że rozwód bez orzekania o winie będzie najlepszym wyjściem. Odetchnąłem z ulgą. Ona zapowiedziała, że ma już kandydata na moje miejsce i że go kocha. Życzyłem im szczęścia. Rzuciłem się w wir pracy i zapomniałem o wszystkim. Gdy minęlo jakieś dwa lata od rozwodu, spotkałem moje byłe ślubne szczęście w centrum handlowym. W pierwszej chwili jej nie poznałem. Tak ją jej teraźniejszy ukochany pijaczyna urządził. Była swoim własnym cieniem. Przy kawie wyznała, że dzień po rozwodzie zaczęła żałować, że mnie odpychała przez lata. Nagle okazałem się facetem do rzeczy. Sądziła, naiwniaczka, że dam się na to złapać. Powiedziałem, że nie mam zamiaru jej sobą unieszczęśliwiać. Przecież chciała udowodnić kiedyś, że jestem tyranem. Nie wejdę drugi raz do tej samej rzeki. Szkoda czasu i atłasu (jak rzekł pewien król). Nadal jestem sam, bo która zechce być z facetem, który nie znosi zapachu alkoholu i na dodatek uwielbia słuchać muzyki klasycznej? Takiej jeszcze nie znalazłem. I nie wciskajcie mi kitu, że facet, który szanuje kobiety jest marzeniem każdej. Mnie na to nie nabierzecie. Próbowałem, oczywiście, ułożyć sobie życie po raz drugi, ale gdy usłyszałem od jednej z kandydatek, że mam zbyt wysokie IQ, aby mieć kobietę, to o mało nie pękłem ze śmiechu. Na Ferdka Kiepskiego nie dam się przerobić...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość fujara12
Joanno Nie wiem czemu ja czuję się sponiewierany. Wczoraj zamurowało mnie. Pytałem się co czujesz do niego, do dziś nie dałaś żadnej odpowiedzi. Widać że to nie jest nienawiść . Widać że go szanujesz. Nie chcesz go krzywdzić, żąl Ci go. Ale kiedy to wszystko powstało, co było przyczyną. Teraz mówisz o skutkach. A gdzie jest przyczyna?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Zwykłekpospolity. Właśnie tego co się przytrafiło Tobie boję się najbardziej. Że żyjąc w związku bez miłości kiedyś dojdzie do tego że on zacznie mnie nienawidzić a ja jego. Boję się też tego że jeśli nasze małżeństwo będzie tak wyglądało to kiedyś pojawi się jakiś palant łajdak co będzie udawał że da mi wszystko to czego nie mam u męża a ja z potrzeby miłości się na to nabiorę. Nie chcę do takiej sytuacji doprowadzić. Nie chcę by mój mąż całe życie nienawidził kobiet bo jakaś jedna go skrzywdziła. Powiedz mi co z Twojego punktu widzenia jako doświadczonego, dobrego faceta jest najlepiej zrobić aby on był szczęśliwy? Teraz mówi że ja jestem jego szczęściem i tylko na mnie mu zależy. Jak odejdę to życie straci dla niego sens. A ja tak bardzo chcę by był szczęśliwy :( Mam takie wielkie poczucie winy w sobie...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Good Gone Girl
Joanno Twój post powalił mnie na kolana!!Jakbym sama to napisałóa, mam identycznie!! i nie wiem, czy cieszyc sie z tego powodu czy plakac...;(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość fujara12
Jestem rannym ptaszkiem. Nic dodać nic ująć. Strzelił mnie grom i jestem zaczadziały. Nie mogę Joanny zrozumieć, pewnie dlatego żem głupi. Tyle ich łączy razem, tyle szacunku do siebie nawzajem. Z pisanych fragmentów wynika że nawet kłótni między nimi specjalnie nie było. Ot powstał związek z przyzwyczajenia, wygody, braku perspektyw na coś jeszcze. Nigdy bym nie namawiał do rozstań. Ale dla Was obojga, chyba będzie lepiej żyć osobno. Pozostać w przyjażni, wspierać się w trudnych chwilach.Lecz rozłąka napewno Wam obojgu pomoże i to taka dłuższa. Przecież to coś musiało mieć swoje podłoże. Głupi jestem, nie rozumiem tego. Może coś zgubiłaś po drodze. Nie to chyba tylko ja jestem taki ograniczony, albo u Joanny się tak wszystko skomplikowało.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Good Gone Girl czyli to Ty
jesteś Żona nie żona z tamtego topicu? Czyli jednak się nie udało. Cóż, byłam pewna jak napisałaś, że już wszystko jest cacy, że to chwilowy miesiąc miodowy. Nie rozumiem tylko, dlaczego zdecydowałaś się na kochanka, zamiast rozwód i życie od nowa. Pozdrawiam, czytałam z ciekawością tamten Twój temat.l

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość pusia_puszysta
?????

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Do --> Julia1986 Drobna poprawka. Nigdy nie przejawiłem nienawiści wobec mojej ex. Może to błąd, że nie stałem się Otello. Może gdybym lubił zajrzeć do kielicha i używał na okrągło wulgaryzmów, to moja ex nie odpychałaby mnie na okrągło i nie przyprawiałaby mi rogów... A teraz spróbuję odpowiedzieć na Twoje pytanie Nie ma uniwersalnego wyjścia. To nie jest rachunek całkowy, gdzie można posłużyć się pewnymi ogranymi chwytami, czy zastosować podstawienie uniwersalne. Zastanów się nad tym, czy warto, abyście byli dalej razem. Tylko nie próbuj robić z siebie cierpiętnicy. Ja nie narzekam na moja codzienną towarzyszkę życia-samotność. Nie dopuszczę, abym znów miał skamleć o krztynę ciepła. I nawet ciesze się z deszczu. Tylko on na mnie leci... A teraz bez żartów. Zastanówcie się obydwoje, czy warto dalej tak ciągnąć w różnych kierunkach. Wypadkowa tych zmagań może was zbyt wiele kosztować. Mnie moje koszmarne małżeństwo wystawiło mi rachunek w postaci dwóch ciężkich zawałów serca. Ku zgrozie niektórych bliźnich (i radości innych) jeszcze żyję...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dziś druga część trudnej rozmowy, jeszcze bardziej szczerej. Nigdy w życiu nie widziałam, żeby mój mąż tak płakał - po prostu skulił się w sobie i zanosił płaczem. NIGDY W ŻYCIU CZEGOŚ TAKIEGO NIE WIDZIAŁAM.NIGDY SIĘ TAK NIE CZUŁAM. Prosiłam w duchu, żeby mnie piorun strzelił i zabił na miejscu. Nie jestem w stanie od niego odejść. Nie kocham go, ale nie mogę mu tego zrobić, dziś się o tym przekonałam. To jest tak nieludzkie, tak niehumanitarne, że ktoś cierpi z mojego powodu, że nie wyobrażam sobie, aby narażać kogoś na coś takiego. Mój mąż nie potrafi żyć beze mnie, powiedział, że kocha mnie miłością bezgraniczną. Niech nikt mnie nie pyta dlaczego tak się w moim życiu stało - pada w moim kierunku pytanie: skąd ta sytuacja wzięła swój początek? NIE WIEM, NIE ZNAM ODPOWIEDZI. Zastanawiamy się z mężem i nie wiemy dlaczego tak się stało, gdzie popełniłam (popełniliśmy ?) błąd. Muszę powalczyć, nie mam wyboru. Mój mąż nie daje mi wyboru. Jeżeli do niego odejdę, skażę go na agonię. Dziś już o tym wiem. Nie chcę żyć. Nie widzę sensu takiego życia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×