Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

-Kasia-

CIĄŻA długo.......wyczekiwana :-)

Polecane posty

cieszę się kobietki, że teks wam się podobał- bo mnie również zauroczył i jakoś tak oddaje co czuję. Trochę ponudzę o sobie, jak ktoś nie ma ochoty omija: W sumie ja miałam 31 lat jak urodziłam Lencię, czyli sporo - i dużo z moich koleżanek miało już maluchy- ale nie wszystkie. W sumie było nas w ciąży w tym samym czasie 9:) Ale tez miałam 29 lat jak zaczęłam się o bambino starać, zatem sama do siebie powinnam mieć żal że jestem starą mamuśka :P. Chociaż to przez wiek trochę szybko zaczęliśmy się leczyć, poddaliśmy sie po którymś IUI i podeszliśmy do IVf. Pewnie gdybym była młodsza próbowałabym kilka lat- ale jak chce się mieć więcej dzieci i zaczyna po 30 trzeba nabrać tempa...heh Czułam też, że dziecko to w tamtej chwili najbardziej istotna sprawa. A teraz patrzę na mojego urwisa i zastanawiam się jak by było bez niej...dobrze, że nie muszę tego sprawdzać. W końcu kto maltretował by mnie pół nocy (jak mama śpi a lenka ma ochotę na zabawę to drapie, szczypie, ciągnie za włosy itp...), kto zmuszał by mnie do codziennych spacerów, tańca jak tylko usłyszymy muzę... i chodzenia po domu w starych dresach, bo nic innego nie opłaca się zakładać jak i tak zaraz trzeba się przebrać bo dziecię ulało:) Jeżeli chodzi o życie towarzyskie to przed maleństwem bardzo dużo "imprezowaliśmy" z mężem i znajomymi. Lubiłam wyjścia z babami na ploty, spotkania ze znajomymi w mieście itp... i co i po urodzeniu lenki nic mi się nie chce:) Pogadam przez telefon, poplotkuje na necie ale parcia na wyjście nie mam, zresztą nie ma też często takiej możliwości. A zauważyłam, że znajomi bezdzietni nie maja ochoty na pogaduchy o twoim dziecku, pytają czasem z kultury co u małej- ale kilka zdań w pozytywnym tonie na jej temat starczy. I lepiej nie opowiadać o nieprzespanych nockach, kupkach, kaszkach... bo przestają dzwonić;) heh A ja trochę jestem mamą kwoka dumną z wszystkiego co moje dziecię zrobi - i sama zauważyłam, że czasem wole zadzwonić do kogoś z kim mogę omówić postępy 5 miesięcznego bobasa czy pogadać o nowościach gerbera aniżeli do koleżanki, która ma wieczne problemy miłosne i zastanawia się gdzie uciec na wakacje. Zatem to może my mamy zanudzamy to bezdzietne towarzystwo i nie oni powinni dostosować się do nas tylko my do nich? Fakt też, że nie mam oporów by zostawić małą na weekedn u babci podczas romantycznego wypadu z mężem nad morze- bo uważam, że dbanie o małżeństwo jest bardzo ważne a chwile sama na sam też nam są potrzebne. Ale jak wróciłam po 3 dniach to nie mogłam się szkraba natulić;) Jeżeli chodzi o powrót do pracy- to powiem wam szczerze, jestem bardzo zadowolona, że się zdecydowałam. Myślałam, że będzie gorzej- ale nie, jest ok. Lubię to co robię, bardzo mnie to rozwija i widocznie taki typ jak ja potrzebuje pracy bo normalnie funkcjonować. Ponudziłam... no trudno;p Mamo urwisa- nie wiem czy każdy hipp ma omega ale ten biocombiotyk ma, z tego co wyczytałam:) Chociaż jak tylko mała dorośnie do roczku będę jej podawać jakiś suplement. Super, że z bioderkami spoko- bo ta dodatkowa pielucha to według mnie problem...i niezbyt wygodne. Ja teraz mam jeszcze raz się pojawić, żeby zobaczyć czy dobrze coś tam skostniało... tak kazał pan doktor. A tak z ciekawości mogę zapytać skąd jesteś bo chyba sobie takiej wiedzy nie przypominam, chyba że nie masz ochoty pisać to luz:) kulfonik- nic nie będzie jak się kupy pojawią, tylko trzeba to wszystko dobrze zorganizować a i jak się ma ochotę (oraz pomoc męża czy babci) to spokojnie można wyjśc. nadzieja, akif, iwi, olafasola, ewcia, czarnulla, ines, gośka296, emka, karola... i inne babeczki co u was? Wychodzić zza krzaków i się meldować, bo będzie lanie. Zlot by był świetny, może kiedyś gdzieś po środku uda nam się spotkać... heh Mam nadzieję, że kiedyś z laskami z Wrocławia uda nam się spotkać i wypić razem jakaś kawkę czy piwko gadając o kaszkach i kupach;p

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
eewa- ja zapomniałam o całej procedurze ivf tak skutecznie, że jak mnie ginekolog, do którego sie przeniosłam jak zmieniłam miasto zamieszkania zapytał co za lek brałam do stymulacji to nic nie potrafiłam sobie przypomnieć:) W sumie po rozmowie ze mną mógł podejrzewać, że żadnego ivf nie było tak skutecznie wyparłam wszystko z pamięci.. hehe Ewentualnie wziął mnie podczas tej pierwszej wizyty za blondynkę, mimo że naturalnie jestem ciemna :p

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
no dobra laski.... zauwazyłam, że pisze dama do siebie- a to już chyba jakaś decperacja...:) wracać mi na forum i to już.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
magio ja czytam :)u nas w około prawie wszyscy z pociechami no i zostaliśmy my-i czuło się to parcie...Ja jakoś stałam się odludkiem dom-praca a teraz w sumie tylko dom a raczej kuchnia;)kura domowa na maxa.Co do siły wyparcia masz rację protokół kiedy to było?dziś sobie trochę przypomniałam bo pisałam na tamtym forum-pewnie do jutra zapomnę:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
I jeszcze coś co mi dziś wpadło w oczy...:)) TEORIE WYCHOWAWCZE>>>> Żadnych tandetnych chińskich wyrobów. Żadnych zabawek militarnych. Wyłącznie ekologiczne i bezpieczne klocki, układanki i auta. Stymulujące rozwój, certyfikowane i polecane przez ekspertów do spraw dziecięcej edukacji - obiecywałam sobie kiedyś. Ponuro spojrzałam na starszaka kreślącego nad głową skomplikowane piktogramy przy pomocy miecza świetlnego. Miecza świetlnego za 11,99zł kupionego w promocji w supermarkecie. Tak toksycznego, że samo patrzenie na niego wywołuje chorobę popromienną. Westchnęłam. - A nie chciałbyś pobawić się raczej tym? - bez przekonania machnęłam w jego stronę wygranym na festynie twórców ludowych drewnianym smokiem. Smok przygnębiająco kłapnął paszczą. - Nieee - syn nie odrywał wzroku od diody mrugającej tuż nad rękojeścią miecza. - Miecz świetlny jest NAJ-LEP-SZY! - wyskandował. -O, tylko mu bateryjka odpada. Szkoda, że on jeszcze żadnej muzyki nie gra. Jak się nim macha, wiesz? - Taaaa. Pewnie - potwierdziłam niechętnie. - Wielka szkoda. Smok zerknął na mnie z wyrzutem spod wyrzezanego ręką folkowego artysty oka. - Żadnych chińskich zabawek - powtórzyłam cicho. - Żadnych ogłupiających melodyjek, oślepiających kolorów i wprowadzających w trans światełek. Koniec z bezmyślną konsumpcją i propagującą przemoc rozrywką Koniec! - pokręciłam głową odkładając sosnowego gada na półkę. - A zrobisz mi kanapkę? - choć miecz nadal ciął powietrze ze świstem, to jego właściciel, coraz bardziej zmęczony, wyraźnie potrzebował kalorycznego wsparcia. - Z czym chcesz? Z pieczonym mięsem? A może z pastą z soczewicy i z pomidorem? - dopytywałam. - Ee - stanowczo zaprotestował. - Bleeeeeeeee. - No to może z twarożkiem i szczypiorkiem? - Szczypiorek? To największe świństwo! Chcę nutelli!- zażądał, wciąż szerząc pogrom w szeregach wyimaginowanych przeciwników. Żadnych pustych kalorii. Ograniczać sól i cukier - przypomniałam sobie własne pradawne zaklęcia. Podawać jak najwięcej nieprzetworzonych, sezonowych i lokalnych produktów. Założyć własny ogródek, uprawiać warzywa i zioła. Ze wsi przywozić jaja szczęśliwych kur i mięso jeszcze szczęśliwszych krów. Latem gotować kompoty, zbierać w lesie jagody a glutaminianu sodu unikać jak kontroli z urzędu skarbowego - Niech ci będzie - skapitulowałam, zmierzając w kierunku lodówki. Wbiegł za mną do kuchni, gubiąc przy okazji jaskrawożółtą nakładkę na rękojeść miecza. - Na żelka nie ma szans? - Nie ma - potwierdziłam, okopując się w ostatnim bastionie macierzyńskich przekonań. Żadnych śmieciowych słodyczy. W sklepach omijać szerokim łukiem półki z chipsami, słodkimi napojami i niezdrowymi batonami. W charakterze przekąsek podawać tony orkiszowych ciasteczek, amarantusowych paluszków i suszonych owoców. Mówić stanowcze "nie" sztucznym barwnikom, aromatom identycznym z naturalnym i tłuszczom-mordercom - Tylko, żeby nutelli było dużo! Tak ze trzy centymetry! - Nie przesadzasz trochę? - Raczej nie - uśmiechnął się szeroko i zamrugał niewinnie oczętami. Westchnęłam, smarując kromkę grubą warstwą orzechowego kremu. - A bajki mi włączysz? - poprosił jeszcze, usiłując jednocześnie dopasować do plastikowego oręża odpadający element. - Żadnych bajek przy jedzeniu - wyraziłam swój sprzeciw. - Żadnych? Nawet o Bakuganach? - zajęczał. - Nie ma mowy! - podniosłam głos. - Tłumaczyłam ci już, że to nie jest odpowiednia bajka dla dzieci. - No dobrze. To po jedzeniu. Może Ben10? - wciąż męczył się próbując przykleić śliną złamany detal. Miałam mieć stalowe nerwy i asertywność Margaret Thatcher. Miałam powiesić na telewizorze wielką kłódkę, by nie wyhodować uzależnionych od kartonowej papki osobników i zdjąć ją dopiero wtedy, gdy dorosną do edukacyjnych programów Discovery. Miałam być niewzruszona w poglądach, konsekwentna i silna. Odporna na krokodyle łzy, ataki złości, podstępy, przekupstwa i emocjonalne szantaże - Ale ja cię bardzo proszę, kochana mamusiu! - wykrzywił umazaną czekoladowym kremem buzię Maciek. Jaskrawożółta nakładka po raz kolejny z plaśnięciem spadła na podłogę. - W porządku. Dwa odcinki "Strażaka Sama". Ale dopiero jak zjesz! Miałam być jak Pan Robótka, Jamie Oliver i Superniania w jednym. W zabawnej czapeczce na głowie wycinać z papieru domki, drzewka i płatki śniegu. Lepić z plasteliny dinozaury, śpiewać, tańczyć i stepować. Spod ziemi wygrzebywać ekologiczne kłącza, umazana mąką wyrabiać ciasto na chleb, codziennie przygotowywać zbilansowane, smaczne i zdrowe obiady. Niezależnie od pogody wychodzić na długie spacery. Radośnie brodzić z dziećmi po kałużach, z entuzjazmem tarzać się w śniegu i budować błotne zamki. Grać w gry planszowe, organizować rodzinne wycieczki, cierpliwie znosić ataki szału i wybuchy histerii. Miałam być idealna. Miałam setki pomysłów, planów i teorii wychowawczych. Tyle, że wtedy nie miałam jeszcze dzieci. Teraz mam dwójkę. I żadnej teorii. Oprócz jednej: ideały nie istnieją!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
witajcie..;-) magia....hahahahahahah!!!1:-) doskonał historia..;-) chyba wszystkie przez to będziemy przechodzić...ja już gromadze słoiki na lato, żeby przetwory robić..;-)zobaczymy kiedy mi się znudzi..:-P

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Magia - skąd Ty to bierzesz? Świetne!!! Ja też podobnie do tej pani mam podobne plany, co do wychowywania moich pociech. Ciekawe jak szybko ja skapituluję :) He he he :) Jak narazie mam już jedną porażkę. Ciągle mówiłam - żadnego bujania - a teraz od poniedziałku mamy w domu super sprzet - huśtawka z Fisher Price'a bo już rady z Lenką nie dawaliśmy. :) I tak się skończyło - żadne bujanie. Dobrze, że choć jeden nasz egzemplarz nie potrzebuje takich urządzeń :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
hej hej:) Ideo, to widzę, że jesteśmy rówieśniczkami:) U nas akurat Piotr zawitał do nas bez najmniejszych problemów, dlatego też zawitał jeszcze w 2007 roku. Tak naprawdę to myślałam sobie w cichości ducha, że nie ma co na to liczyć, i że najwcześniej to będzie 2008 rok, ale los pisze własne scenariusze, często nieprzewidywalne i w tym przypadku bardzo szczęśliwe:) Miki, bezpośrednio po porodzie (obojętne jakim) rozpoczyna się połóg. Najpierw faza wczesnego połogu, a później dalszy połóg. Tak z zasady określa się okres 6 tygodni po urodzeniu dziecka i tyle też ma prawo trwać krwawienie. U mnie po obu porodach trwało to dość długo, chyba ok 5 tygodni. Po to też potrzebne są takie wynalazki jak podkłady na łóżko, czy też podkłady poporodowe (Bella, Hartman itp.), szczególnie, że w pierwszych chwilach to krwawienie zazwyczaj jest bardzo intensywne. Eewo, Magio, co do wyparcia to wcale się nie dziwię... było minęło, spełniło swoją funkcję i można o tym zapomnieć i już. Teraz czas na nowe wyzwania. Magio kochana, jestem z Krakowa, szkoda, bo do Wrocławia kawałek....ale może kiedyś w pół drogi... Magio 31 lat to nie stara mamuśka, czemu tak piszesz... Nie miałam na celu wywoływać takich podziałów, bo już wystarczająco na kafe jest podziałów typu: przed 30-stką rodzi tylko patologia, po 30-stce mama-babcia... Tu jest dużo takich chorych tematów, których chyba nigdy nie zrozumiem... i najlepiej wtedy być mamą, jaką była moja babcia... pierwsze dzieko w wieku niespełna 25 lat, a ostatnie... w wieku 42:) Sama też widzę różnicę w samej sobie przy pierwszym i drugim dziecku... Nie wiem, na ile ta różnica wynika z tego, że ma się już doświadczenie z dzieckiem, a na ile z wieku, ale jestem mniej wystraszona, bardziej spokojna, pewna siebie, pewna swojej roli.... a to ważne... Tak naprawdę to chciałabym być obecną sobą w wieku 25 lat... Kiedyś usłyszałam coś takiego, że na pierwszym dziekcu człowiek zawsze się uczy, choćby chciał jak najlepiej to i tak radzi sobie gorzej niż za kolejnym razem i że rodzic pierworodnemu powinien płacić odszkodowanie:) coś w tym jest.... A jeśli chodzi o tekst to jest znów rewelacyjny.... jakbym czytała o sobie.... Nie chcieliśmy nawet Piotrusiowi "ujawniać" nazwy nutella, więc do teraz mówi "czarny pasztet" no i ten nieszczęsny czarny pasztet to jedna z najlepszych rzeczy na świecie.... Człowiek zamierza dziecko żywić jak najlepiej itd i czasem się coś uda, bo mój kocha zieloną fasolkę szparagową, ale.... ale tak naprawdę codzienność, to bronienie się rodzica przed tym, zeby podawać czarny pasztet i możliwie ograniczać częstotliwość podawania...., żeby ograniczyć bajki... U nas jedyny plus to taki, ze mały nie ma agresywnych zabawek, uff...., pytanie jak długo..... A żelki?? znalazłam sposób i mały dotaje je codziennie... dostaje witaminy w żelkach, a te takie "zwykłe" udało nam się całkowicie wyrzucić z jadłospisu... Nie ma też w nim żadnych gazowanych, słodkich napojów, ale.... i tak walka z podjadaniem, z czekoladą i nutellą trwa.... Walka o jedzenie warzyw również trwa....;) Dlatego też jak czasem otrzymuję od Was dziewczyny komplement odnośnie radzenia sobie... to myślę, że zupełnie niesłusznie.... bo ideałów nie ma.... W niektórych aspektach... rodzicielstwo to walka o przetrwanie;):):):):)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
magiu- Bardzo ciekawe i śmieszne te historyjki:) My przyznam, że także byliśmy dość imprezowym małżeństwem, być może właśnie dlatego że nie mieliśmy dotąd dziecka. Raz w tygodniu spotykaliśmy się z paczką naszych znajomych w knajpie na piwie, a jak nie w knajpie to na tzw. "domówce". Dość często też wyskakiwałam z przyjaciółkami na babskie plotki. Gdy nie miałam Juli, wszędzie widziałam kobiety w ciąży i małe dzieci. Dziś widzę ich nieco mniej, choć faktycznie sporo naszych znajomch ma także dzieci. Cóż już nie wychodzimy w weekendy na piwo, zdecydowanie rzadziej widujemy się ze znajomymi. Na pewno trudniej jest teraz zorganizować wspólne wyjście i dopiero raz na sylwestra nam się to udało. Częściej natomiast zapraszamy znajomych do siebie. Poza tym babskie wieczorki mam nadal w środy, gdy mój mąż wychodzi na próbę swojego zespołu. Wtedy wpadają do mnie psiapsiółki i sobie pijemy piwko, a Jula grzecznie śpi:) Wakacje też będą teraz inne, planujemy wyjazd nad morze ze znajomymi z dziećmi:) Szczerze mówiąc, póki co niczego mi nie brakuje. Tak jak i Tobie Magiu, mi też po prostu nie chce się już tak często imprezować i wracać nad ranem taksówką do domu, a potem leczyć kacyka:) Wolę pobawić się z Julią, porozmawiać i naprawdę każdego dnia nie mogę się nadziwić jaki to cud mnie spotkał- ta moja córeczka! Jest tak słodka, że ściskam ją z całych sił, a jak zmieniam pieluszkę to całuję jej stópki. Niczego nie żałuję, niczego nie tracę, a powiem więcej- zyskuję wiele każdego dnia. Dziecko to naprawdę największe szczęście na świecie, a każdy wspólny dzień jest jak wygrany los na loterii. My staraliśmy się o Julię prawie 3 lata, może dziś, wiedząc jak było trudno, zdecydowałabym się wcześniej na dziecko. Kiedyś planowałam na 30 urodziny mieć już dwójkę, a dziś dziękuję Bogu, że mam choć jedno i wiem, że niestety nie wszystko w życiu da się przewidzieć. Bardzo żałuję, że moja największa przyjaciółka nie ma dzieci i na razie raczej sie to nie zmieni, bo jej facet nie chce. Przyznam, że przez to mamy teraz nieco mniej tematów do pogadania, bo ja bym chciała o kupie i pieluchach, a ona np. o pracy:) Mimo to mam nadzieję, że nasza przyjaźń przetrwa. Kończę, bo chyba się trochę za bardzo rozpisałam. Buziaki dla wszystkich. p.s. Byliśmy dziś na krótkim spacerku:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
ona81- Uwielbiam czytać te Twoje opowieści o córeczkach, o tym jak bardzo się różnią. Ty najlepiej możesz się przekonać o tym, że każde dziecko jest naprawdę inne, niezależnie od tego ż geny mają np akie same:) Ściskam!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ona81, przyłączam się do Emmi... Ja też lubię czytać o Twoich malutkich, chyba właśnie tym bardziej, ze choć od samego początku są razem, to pokazują, że charakterek może ujawniać się od noworodka:) Też się zastanawiałam nad huśtawką, ale nie kupiłam.... Nasz synek był trudniejszym niemowlaczkiem niż Ola (a może my sobie gorzej radziliśmy) i jak tylko Ola się urodziła to zaczęłam myśleć o hustawce... no bo jak to będzie...., ale wstrzymałam się, bo okazało się, że panienka tym razem mniej wymagająca niż kawaler:) Emmi, apropos jedzenia dzieci... jestem w kontakcie z kobietą, którą poznałam w szpitalu. Urodziłyśmy tego samego dnia dzieci o tej samej wadze:), ona chłopczyka, a ja Oleńkę.... Myślałam,że moja Olcia dużo je, a tymczasem ten gagatek jada 210 wody plus mleczko na każde karmienie i na dodatek ma już zagęszczane mleczko na noc, bo inaczej nocy nie przesypia, a wcześniej przesypiał... Jak widać te dzidziusie chodzą swoimi drogami.... A o tym jak piszesz o córci to można się upajać... pięknie... Buziaki

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Czesc kochane. Nie pisalam, bo choroby dawaly nam troche popalic, ale wychodzimy na prosta:) Miki3274- ja mialam zaraz po cc krwawienie. Trwalo 6 tygodni. Magia - tekst cudowny. Ale sie usmialam:) ciekawe, ile zasad trzeba bedzie w przyszlosci zlamac. Ja szybko kilka rzeczy odpuscilam. Mialo nie byc usypiania na rekach, smoczka itd. Szybko zycie zweryfikowalo plany i jeszcze nie raz zweryfikuje:) Ona_81- tak sie juz zbieram od pewnego czasu, zeby odpowiedziec na Twojego maila. Mnie tez sie wydawalo, ze dzieci wiecej sie soba zajma, ale jakos tak wychodzi, ze trzeba im poswiecic caly dzien:) ja jak mysle o tych pierwszych miesiacach, to mam wrazenie, ze nic nie robialm tylko karmilam i usypialam raz jedno a raz drugie. Z czasem bylo lepiej. Ale poczatkowo myslalam, ze zwariuje. Usypialam jedno. Jak zasnelo drugie, to poerwsze sie budzilo. I tak czasem nosilam je dziennie po kilka czy kilkanascie razy. Szalenstwo. U nas hustawki nie dzialaly. Z czasem zaczely sie wiecej bawic na macie, a ja staralam sie im wydluzac czas czuwania. Bo juz wolalam, zeby nie spaly, niz ciagle usypiac te moje maluchy.Szczerze mowiac jedna dluzsza drzemka to wedlug mnie troche malo dla takich maluchow. Moje dopiero teraz zaczynaja spac raz, czasami dwa razy dziennie. A jezeli chodzi o te problemy z zasypianiem, to obawiam sie, ze to jest nasza zasluga:) no i wiem, ze pewnie jedyna metoda, zeby dzieci przezwyczajone do zasypiania na raczkach nauczyly sie zasypiac same jest przetrwanie ich placzu ( opisywanych metod jest wiele, ale dla mnie wszystkie sie do tego sprowadzaja). A ja sobie nie wyobrazam, zeby nie przytulic placzacego malenstwa:) Mama Urwisa - rozbawilas mnie z Tym czarnym pasztetem:) moze wykorzystam patent:) Uwielbiam czytac Twoje maile. Zawsze sa takie dojrzale. A jezeli chodzi o blizniaki, to rzeczywiscie zazwyczaj sa zupelnie rozne:) Pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
dzień dobry... Wstałam, ogarnęłam Lenkę, oddałam dziecię do niani, zajęłam się wszystkim co najpilniejsze w pracy... i mam chwilę na kawkę:) A wy co leniuszki- cisza tu i spokój.... poginęłyście, czy też może mrozy wprowadziły was w stan hibernacji? No dobra, wiem cwaniara trochę ze mnie bo jednak mam do pomocy nianię i to ona w tej chwili opiekuje się małą- ale i tak trochę mi żal większość dnia, że nie mogę się z nią pobawić czy polulać. Wesoła- jejku jak czytam teraz twoje posty to aż trudno uwierzyć, że jesteś tą samą osobą która wcześniej miała nick smutna... ależ cię te maluchy pozytywnie nastroiły i zmieniły:) Dla mnie każda mama bliźniaków jest wielka... bo sobie tego nie wyobrażam. Pisz częściej, chetnie poczytamy o maluchach i waszych zmaganiach. Pamiętam, że była taka kobietka promyk- mama bliźniaków, ale zginęła zaraz po urodzeniu i nie bywała juz potem. No nic pozdrawiam maluszki;) Mamo urwisa- ja już od roku nie mieszkam we wrocławiu, tylko w wielkopolsce- zatem do krakowa jeszcze dalej;) A we Wrocławiu bywam, bo tam moja firma się mieści. Zatem ze zlotem jeszcze trudniej:) Jejku to twoje dziecię wypija dużo- moja lenka zaczęła teraz pić wieczorem po 210-220 i ja uważałam, że to bardzo dużo... a to proszę- fakt, że mała pije mleko tylko wieczorami i nocą- w ciągu dnia w zasadzie go nie pije, i do tego co 2 godziny potrafi się budzić na mleczko. Czarny pasztet powiadasz.... tego jeszcze nie słyszałam, ale niezła nazwa handlowa. No tak - ideały nie istnieją, a jak ktoś o takim idealnym bambinie opowiada- jak nic ściemnia:) I tak widzę, że nieźle sobie radzisz i w sumie czy czarny pasztet aż taki zły... ważne, że je nie tylko to. eMMI- no niestety, znajomi się czasem wykruszają- tak z perspektywy czasu wygląda to u innych. Jak nie ma się dzieci to po latach znajduje się inne wypełnienie dnia, na które rodzicie nie mają czasu. Ja sama wiem, że póki nie mieliśmy Lenki to wiecznie podróżowaliśmy, imprezowaliśmy i mieliśmy mnóstwo pomysłów na każdy weekend. Teraz to było by nierealne, przy takim maluchu. Na początku jeszcze niektórzy dzwonili i proponowali- np. pojedziecie na weekend... gdzieś tam, ale my oczywiście- no niestety, nie ma takiej opcji. I co - teraz już nie dzwonią tak często. Ale i tak uważam, że lena to nasza największa nagroda za wszystko i mam wielką nadzieję, że dorobi się rodzeństwa:)) Czego i tobie życzę kochana bo w końcu fajne z nas mamy, heheh:) Tak sobie pomyślałam, po wczorajszym poście na temat moich planów co do wychowania dzieci. Co prawda nie mam wielkiego doświadczenia i mądrzyć się nie będę- ale kilka zdań skrobnę. Coś w tym jest, że najłatwiej wychowuje się obce dzieciątka szczególnie jak nie ma się swoich- wówczas widzimy wszystkie błędy rodzicielskie i głowę mamy pięknych ideałów pełną. A tak moja mała uwielbia patrzeć na telewizor- hmmm, nie jest to wielce mądre wiem ale co zrobić jak na reklamach szaleje ze szczęścia. . Druga sprawa, nie nauczyłam jej sama zasypiać- ba często śpi z nami :( Smoka toleruje tylko wieczorem i w nocy (należy napisać- chociaż tyle:))...itd.. Znalazło by się pewnie jeszcze coś a Lenka ma dopiero 6 miesięcy:))) No nic, w pierś bić się nie będę i może przy drugim dziecku cokolwiek zmienię (jasne;p). a to podobno fajna książka: http://www.wydawnictwo-pestka.pl/d/Mamo-Dasz-rade,15.html natomiast dla tatusiów polecam szczerze, bo ja ten cykl uwielbiam i przeczytałam już wszystko: http://www.empik.com/pomocy-jestem-tata-talko-leszek,prod59660272,ksiazka-p oraz http://www.empik.com/dziecko-dla-odwaznych-talko-leszek,3017292,ksiazka-p . Uważam, że każdy tata powinien poczytać- o ile posiada tą umiejętność i lubi marnować czas nad książką:) A teraz post dla ciężarówek, też mi się podobał: ps- mam nadzieję, że nie zaśmiecam wam forum tymi postami- jak macie coś przeciw dać znać, przestanę:) CIĄŻOREAKCJA chorobliwe odchudzanie w ciąży Jadę tramwajem i słyszę dialog gdzieś nad moją głową. Konwersuje młodzież gimnazjalna lub licealna. - Ty, wiesz, Anka jest w ciąży mówi chłopak. - No wiem, wiem odpowiada dziewczyna - Dopiero trzeci miesiąc, ale wiesz, jaka gruba jest? Masakra! Wieloryb, mówię ci. - Daj spokój, strasznie przytyła, porażka. Mentalnie wyrżnęłam w kły jedno i drugie. Nieważne, jak faktycznie ta Anka wygląda. Ważne, czy ona także swój wygląd postrzega jako katastrofę, tak samo jak jej durni znajomi. Kobieta w ciąży zmienia się i tyje. Nic nie można na to poradzić. Patrzy jedna z drugą na siebie w lustrze i stwierdza: plus dwadzieścia kilo, kufa, zwały cellulitu, kufa, czerwone pręgi na brzuchu, kufa, obrzmiała twarz, kufa, nogi jak balerony, kufa. Pięknie. A Victoria Beckham szczupła jak zawsze paraduje z krągłą piłeczką pod sukienką. Pal licho panią Beckham. Wystarczy sięgnąć po swojskie Vivy i inne Gale i zobaczyć wszelkie możliwe aktorki zadbane jak jasna cholera, jędrne jak nastolatki i szczupłe, że Boże mój. Patrzy sobie jedna z drugą na to i myśli, że w takim razie coś jest z nią nie tak. Za bardzo przytyła. Zaniedbała się. Można jej tłumaczyć, że figura jak u baletnicy jest bardziej wynikiem pracy grafika komputerowego, fotografa czy wynajętego osobistego trenera niż uwarunkowań organizmu. Nieważne. Aktorka ma zgrabną piłeczkę, a ona, kufa, nie ma. Dlaczego kobiety w ciąży się odchudzają? Pomyślałam sobie, że może być kilka takich przyczyn: obawa, czy mężczyzna, z którym się jest, zaakceptuje jej nowy wygląd obawa przed nieodwołalną utratą atrakcyjności obawa, że nigdy już nie zrzuci kilogramów, które w ciąży nabyła obawa przed rozstępami na brzuchu obawa przez pogardą znajomych (kaszalot, słonica) chęć dorównania celebrytkom swoiste zawody, która dłużej obędzie się bez ciuchów ciążowych chęć powrotu do dawnej figury natychmiast po porodzie kompletnie niezrozumienie, czym jest ciąża i co się wtedy dzieje (ciąża to nie choroba, będę robiła DOKŁADNIE tak samo, co wcześniej) Z przerażeniem czytam, że coraz głośniej o zjawisku ciążoreksji (pregoreksji), czyli anoreksji ciążowej, jadłowstrętu w czasie ciąży. Tymczasem odchudzanie w ciąży to fatalna decyzja! Fatalna przede wszystkim dla płodu. Głodząc się, kobieta odmawia dziecku prawa do prawidłowego rozwoju i niejako skazuje je na wcześniactwo. Dzieci kobiet głodzących się w ciąży często rodzą się przedwcześnie i mają niższą niż rówieśnicy masę urodzeniową, co dodatkowo jeszcze zmniejsza ich szanse. Jasne, że kobieta w ciąży powinna odżywiać się racjonalnie. Co innego jednak odstawienie słodyczy, bez których świetnie sobie poradzi i wcale niezbędne do życia nie są, a co innego odmawianie sobie pożywienia. W ciąży odchudzać się nie wolno. Kobietom z otyłością lekarze zalecają zdrowe odżywianie, tak aby przyrost kilogramów był mniejszy niż u kobiet z prawidłową wagą, ale ciężar ciała i tak się zwiększy. Myślicie, że świetnie mi z moim ciałem po ostatniej ciąży? Wcale mi nie świetnie. Przeszkadza mi pobliźniaczy wał na brzuchu (a brzuch był potężny), przeszkadza mi nadwaga, której nie mogę się pozbyć. Przeszkadza mi to, że musiałam zrobić czystki w szafie i wyrzucić w diabły wszystkie ubrania w rozmiarze 38. Rozmiar 40 na górę i 42 na dół to obecnie minimum. Szkoda mi pięknych bordowych szpilek i czerwonych sandałków na obcasie, których już nigdy nie włożę, bo zmieniły mi się stopy. Ale wiecie co? Im więcej czasu od porodu mija, tym bardziej jestem przekonana, że nie o to w życiu chodzi. Skończył się pewien etap, przedciążowe ciało przeszło do historii, zostało ciało matczyne. Taka jest naturalna kolej rzeczy. Ciąża jest ogromnym wyzwaniem dla organizmu i naiwnością jest oczekiwanie, że po porodzie będzie tak, jakby nigdy nie zaistniała. Trzeba się z tym pogodzić. Zdrowo żyć, ale się pogodzić. Wiosną wsiądę więc na rowerek (nie mam wymówki z domu do pracy bezpośrednio droga rowerowa jak strzelił ), odstawiłam słodycze. Coś tam zdziałam. Moje ciało jest jednak ciałem matki, a nie nastoletniej podfruwajki. Cieszę się, że w porę to zrozumiałam. Taki prawdziwy, no cóż- nie każdy ma szczęście jak EMMi i wygląda po porodzie rewelacyjnie (wnioskuję z fotek:)).

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
A to mnie wzruszyło, a znalazłam na onecie:) Adopcja a może drugi braciszek? Od początku zakładaliśmy z żoną, że będziemy chcieli mieć jeszcze jedno dzieciątko. Gdy Madzia miała 2 latka zaczęliśmy starania w OA o drugie dziecko. Oczywiście podobnie jak Piotrkowi (syn z pierwszego związku) przed pojawieniem się Madzi "wrzuciliśmy" temat rodzeństwa. Podobnie jak Pietrucha tak i mała Madzia entuzjastycznie przyjęła wiadomość o tym, że nasza rodzina może się powiększyć. Zastanawialiśmy się nad imieniem. W sumie stwierdziliśmy, że wszystkich Michałów których znamy to fajni goście, ponadto mój tata i teść, to też Michały zatem zadecydowaliśmy że imię męskie już mamy. Dla potencjalnej dziewczynki wybraliśmy imię Maria. Madzia od początku mówiła i operowała hasłem Michał... że będzie Michał i tyle, że będzie brat i basta. Nawet zanim szła spać mówiła, żeby Bozia dała Michała. Po kwalifikacji w OA nastąpiło oczekiwanie na telefon. W domu już wszystko było przygotowane, dokonaliśmy przemeblowania itd. Żyliśmy i czekaliśmy, czekaliśmy i czekaliśmy. Pewnego dnia zadzwonił telefon... tym razem do mnie ;-). Pani przedstawiła się, że dzwoni z ośrodka adopcyjnego. Na wstępie zapytała czy Madzia chciałaby mieć braciszka na co ja, że całymi dniami opowiada, że czeka na Michała i nawet Bozie prosi o Michała. Po drugiej stronie wyczułem konsternację i ciszę. Zapytała się czy dzwonił już do nas ktoś z OA, nikt nie dzwonił... to padło pytanie czy z domu dziecka ktoś dzwonił z informacją? Zgodnie z prawdą mówię, że nie a wtedy z drugiej strony słyszę że skąd w takim razie wiem o Michale na co ja że nie wiem, że takie imie wybraliśmy jeśli będzie chłopiec, na to Pani nie wierzy i mówi, że to niemożliwe, bo właśnie czeka nas MICHAAAAŁ, urodzony właśnie w dniu imienin. JA nie wierzę... mówię, że żartuję na co ona, pyta kto ją uprzedził bo nie wierzy w taki zbieg okoliczności. Oboje bardzo wzruszyliśmy się. Potem byłą powtórka... telefon do żony, radość, krzyki, euforia, szczęście. Informacje dostałem około 15.30. Tego dnia nie wyrażono zgody aby spotkać się z Michasiem, ale następnego dnia ok. Prawie całą noc nie spałem. Z informacji uzyskanej podczas rozmowy wynikało, że Michaś ma pół roku, jest trochę opóźniony psychicznie i motorycznie w porównaniu z rówieśnikami. Nie przejmowaliśmy się... przecież podobnie było Madzią. Wiedzieliśmy że gdy damy czas, uczucie, ćwiczenia wszystko nadrobimy. Madzia gdy się dowiedziała, że jutro jedziemy do Michasia od razu wzięła swoją przytulankę z informacją że da ją Michasiowi. Moja Pietrucha też się ucieszył i nie mógł się doczekać aby zobaczyć młodszego brata. Następnego ranka zorganizowaliśmy wolne od pracy i pojechaliśmy. Po krótkiej rozmowie pielęgniarka wniosła Michała. KAwał chłopa z niego pomyślałem miał takie duże fafelusy, minę poważną, śmialiśmy się, że jest wyniosły, że zadziera nosa. Wziąłem na ręce. NA twarzy żaych emocji, zero uśmiechu pomimo moich głupkowatych min. Pielęgniarka powiedziała, że ożywia się jedynie przy butelce z mlekiem i deserkach. Madzia też dostała Michasia na kolana i tak go głaskała po buzi, że ten... przejawił emocje... rozpłakał się tyle że bezgłośnie, nie potrafił głośno krzyczeć. Madzia cały czas przeżywała i cały wieczór tylko o Michałku opowiadała. Ponieważ Michał miał pół roku jeździliśmy do domu dziecka codziennie, żona zostawała z nim na cały dzień, Madzia do niani a ja do pracy. Po 4 dniach Michaś wylądował u nas w domu. Spał z Madzią w pokoju. Po miesięcznych ćwiczeniach Michaś pod względem motoryki i psychicznie dogonił rówieśników.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Magia - strasznie się wzruszyłam tym tekstem o Michasiu. Boziu, ryczę jak bóbr. Dobrze, że dziewczynki przysnęły przy George'u Michael'u, przynajmniej nie widzą jak mi łzy lecą. Bo by się zdziwiły, że to nie one, a ja :) A propos muzyki, to moje nie wiedząc czemu przysypiają przy głośnej i szybkiej :) A mówią, że to co matka słucha w ciąży, to potem uspokaja dzieci. Fakt, dużo słuchałam Michael'a, ale jak się naczytałam o muzyce poważnej itp., to nakupowałam płyt specjalnie dedykowanych dla kobiet w ciąży i namiętnie słuchałam, choć potem już miałam jej dość, ale czegoż się nie zrobi dla dobra dzieci - tak wówczas myślałam. No i jak im teraz puszczam tą muzykę, to patrzą na mnie dziwnie, po chwili pojawiają się na ich buźkach dwie podkóweczki iiiiiiiiiiii... wiadomo co. A jak im puszczam coś głośnego i bardziej rytmicznego to patrzą tymi swoimi wielkimi oczkami, które robią się coraz większe w miare wzrostu głośności i po chwili usypiają. Nie wiem, czy to dlatego, że tak im się podoba, czy może dlatego, że tak głośną i dynamiczną muzykę trudno zagłuszyć płaczem i krzykami :) Pewnie nigdy się tego nie dowiem. :) Wczoraj zakupiliśmy drugi leżaczek - huśtawkę. Niby nie trzeba było, bo Majeczkę jakoś specjalnie nie kręci bujanie, ale jak patrzyłam na ciągle bujającą się Lenkę i leżącą obok Majeczkę na nosidełku, to mi się jakoś jej żal zrobiło, że to takie niesprawiedliwe i w ogóle... No i pobiegłam do sklepu po drugą. Maja się zdziwiła, jak na niej usiadła i się bujała. Fajną minkę miała. Choć najbardziej z huśtawki podobają jej się światełka migające nad główką i wiszące zabaweczki. Tak więc opcja bujania w ogóle nie jest używana. Ale przynjamniej sumienie mamy jest czyste, bo sprawiedliwość musi być! I basta! :) Buziaczki i miłego dnia Wam życzę!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
magia - poproszę ładnie o linka do tego tekstu i do bloga, któego fragment zamieściłaś wcześniej na forum. Jeśli nie chcesz tak na forum wrzucać - to podaję swój mail - miholichol@gmail.com Świetny opis!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
michilichol- poszło na maila wszystko:) ona- no tak serce matki najważniejsze:) A sprawiedliwość przy bliźniakach to pewnie ważna sprawa...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witajcie Moje Drogie!!!! Podczytuje Was i widzę spory ruch ostatnio wiec napisze dwa słowa co u nas bo nie było mnie długo. Wybaczcie ze nie do każdej ale ciężko by było ogarnąć. Kushion-gratuluje Dominika i takiegooo porodu:) tak przypuszczałam ze pójdzie gładko:) Kasiu- myślę o Tobie tak często ze nawet nie wiesz jak...:) i życzę tego jednego spełnionego marzenia z całych sił:) Mamo urwisa- ciesze sie ze oba Twoje słoneczka juz zdrowe i współczuje tego co przeszłaś.. superburek- Tymuś pod okiem mamusi ma sie pewnie super i mysle ze podjęłaś dobra decyzję.o gdy z kasa krucho to dopiero sie nie klei... Emmi- super Wasze krzesełko tez o nim myslę:)kurcze ciekawe czy problemy żywieniowe Lenki wynikają z Waszych skłonności do alergii, przykre to i tez wiele przeszłaś- Jesteś super mama:))) Majeczki- dwie -mała i duża-o Was tez mysle ciepło i podziwiam :) magia- super ze praca, ze niania, że tak swietnie sobie radzisz:)))))))taki optymizm bije z twoich postów Moj syneczek 14 lutego skończy 4 miesiące- jest cudny:) mówimy o Nim -Jedyny Taki:) Rosnie nam zdrowo i jest dorodnym szkrabem. Wazy ..około 7.5 kg i ok 69 cm myślę więc chyba nie mało:) Kolki nas ominęły ( podawałam zapobiegawczo SabSimplex) , karmimy sie Bebilonem, oraz BioGaia dla zdrowotnosci. Na ta chwile je ok 850 ml mleczka dziennie, ale w 8-9 karmieniach, nadal je w nocy i to dwa razy. Nie potrafi zjesc duzo -150ml to rzadkość -zwykle 90-120 . najlepsze jest to ze jadł podobnie jak mial 2 msc-wtedy zdecydowanie przekraczał normę, a teraz wstrzelił sie idealnie w tym ile je a ile powinien. No fajnie by było jakby przesypiał ale taki problem to nie problem:) We wtorek idziemy do pani dr po tzw porada żywieniową- po akurat 4 msc i czas wprowadzić co-nieco:) Akurat M ma urlop wiec nie zaszkodzi- a chciałam sie dopytac o kilka spraw. Leoś robi kupki nie za często - co 4 dni, ale nie ma reguły ostatnio robil przez 3 dni z rzedu po 1, po czy 5 dni nie...je to samo, pije moze nie tak samo bo z tym roznie ale pije harbatek ok 90 ml . Przed 1 szczepieniem robil codzień-po nim co 2 dni, a po II szczepieniu co 3-4 ..Ale nie sprawia mu to problemu, nawet w 5 dniu robi sobie kupeczke na luzie, nic go nie boli, brzuszek miekki,wiec moze tak dobrze trawi..ale mm??? hmmm.Sczepiłam 6w 1 bez dodatkowych. .Cóz jeszcze.. Spi sam w łóżeczku z nami w pokoju, zasypia wieczorem sam przy jedzeniu a w ciagu dnia ..lulam na raczkach-śpi chyba sporo bo około 3.5 godz łącznie w dzień. Przed mrozami codzień spacerowaliśmy-teraz nie. Jest bardzo pogodny ale tez bywa uparciuszkiem i wymusza płaczem jak np nie chce lezec tam gdzie akurat Go poloże. Uwielbia byc noszonym ale staram sie nie przesadzać choc nie powiem żebym nie nosiła- mam tez nosidełko ale takie zwykłe. W ciagu dnia bawimy sie, gadamy, czytam mu codzien bajeczke, mata, hustweczka ( ta co Emmi ale juz prawie za mala..-Ona jest do 13 kg nie 9!) kończymy tez dwu miesięczna naukę-Stymulacja rozwojowa niemowląt wg Glena Domana- kolejny etap ja będzie mial 6 msc-nauka czytania. Żartuję to żadna nauka- pokazuje mu każdego dnia plansze czarno biale z rożnymi obrazkami, 10 razy dziennie po 10 sekund-na każdy tydzień inny zestaw kart. W tygodniu jestem sama z synkiem, M jest od piątku:( takze jestem mama 24 h, ale nie narzekam, choc wiadomo bywa czasem trudniej, tym-bardziej ze te nocki. Nie wiem czy wprowadzenie na noc kleiku wydłuzy mu sen ale po 4 msc chyba wejdzie w opcje:) zobaczę co dr powie - bo tez nie chce zaszkodzić tym naszym sporadycznym kupkom, mam tez nadzieje ze jabłuszko porawi co nieco. Widzicie mimo Biogai tak ma. Leoś główkę trzymał pieknie dosc szybko a teraz chce sie podnosić :) jest moja przyklejeczką a mnie ogarneła matkoza do potegi:) kocham Go tak strasznie, ze nie byłam w stanie wcześniej sobie wyobrazić tego uczucia-bezgranicznej ogromnej miłości, zachwytu i mogłabym tak bez końca...:)))))) Siedzenie z synkiem w domku w pełni mi odpowiada, nie tęsknie za żadnymi wyjściami. Chrzest mieliśmy 26 grudnia- wszystko super sie udało, piękna pogoda, wspaniała restauracja, grzeczny Leon, było 17 osób. Powoli myślę o wakacjach ale nadal nie wiem gdzie chyba jednak Europa i samolot, marzy mi sie widok raczkującego szkraba w ciepłym piaseczku, a nad Pl morzem...bywa rożnie z naciskiem na kiepska pogodę. Dołączam do mam chylących czoła mamusiom bliźniaków!!!!!!!!!! Jesteście wielkie!!!!!!!!!!!!!he he Przepraszam jeśli ten post sie nie klei ale chce w miarę streścić co i jak u nas:) Zajrzę do Was znów za jakis czas:)pozdrawiam serdecznie i ściskam Wasze kochane pociechy!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witaj Jowanko:) Miło czytać co u was, jakiego masz fantastycznego i ślicznego( co wnioskuję po zdjęciach) synka. O metodzie Domana nie słyszałam- ale poczytam w wolnej chwili w necie. A te plansze kupiłaś, czy sama tworzyłaś? No trochę z tymi kupkami niefajnie, ale jak nie boli go brzuszek to może taka jego uroda? Moja mała robi 2 kupy codziennie, ale też wcina zza 2 to może ma to znaczenie;) Ja się zawsze śmieje, że przemianę materii ma po tatusiu... Wiem, że są słoiczki ze śliwkami dla maluszków po 4 miesiącu- zresztą czasem daję lence taki deserek bo bardzo lubi. Z wakacjami też się zastanawiałam- i na 100 % to będzie Europa, chociaż jak będzie ładna pogoda to akurat my chcemy z małą jechać nad polskie morze. Nie wiem czy w cieplejszym kraju nie będzie dla niej jeszcze zbyt męcząco, ale zobaczymy..jeszcze trochę czasu. A ty kochana rozumiem, nie masz w planach powrotu do pracy? Nie pamiętam jak się sytuacja robotnicza u Ciebie przedstawiała przed porodem to z ciekawości pytam. No i taka samotna mama też czasem ma ciężko- jednak pomoc męża na co dzień to ważna sprawa. Ale fajnie, że dajesz sobie radę mamucho:) Pozdrawiamy i całuski dla leonka:) Dziewczynki co z wami? No miałam nadzieję, że się to forum bardziej rozrusza a tutaj cisza i spokój.... nawet mama urwisa gdzieś w krzaczkach? U nas dzisiaj była ciężka noc- no przynajmniej dla mnie;) Lenka stwierdziła po 4, że już wystarczająco czasu zmarnowała na to całe spanie i teraz pora na zabawę. I to nie byle jaką, tylko na siedząco i z mamą:( Próbowałam ją zbyć na początek sadzając między nami, dając zabawki i dalej kimać- o nie, nie i jeszcze raz nie. Jak dostałam z plastikowego kraba w twarz od razu zachciało mi się bawić- swoją drogą jaki nierozważny pomysł, dawać zabawki którymi oberwanie boli:) I tak bawiłyśmy się do 6...ku mojej wielkiej uciesze, na szczęście o 6 Lena stwierdziła że może ewentualnie dać się ululać przy mleczku i dała mi jeszcze pospać godzinkę. No nic sama jestem sobie winna, że poszłam spać około 1 i teraz mam za sobą tylko kilka godzin snu;p Ciekawa jestem od czego to zależy, że sa dzieci jak Julka śpiące całe noce i takie jak mje budzące się co 2-3 godziny, a wielokrotnie wstające w nocy wyspane i gotowe do zabawy... Od razu powiem, że u nas zagęszczanie kasza manną bądź innymi specyfikami mleka nic nie daje- lena się budzi co 2,3 godziny niezależnie od tego co zje:( A w noc nie ma zmiłuj, nie oszukasz jej herbatką- do picia musi być ciepłe mleczko. No nic miłego dnia...:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Magia80 - nie zazdroszcze nocki, ale dla pociszenia powiem, ze mialam 2 ostatnie podobne. Z ta roznica, ze Zosia wstala po 3:( i jakies 1,5 godziny zajelo mi usypianie jej. Wiesz, czasami tez sie zastanawiam, dlaczego tak jest z niektorymi dziecmi, ze jakos tak slabo spia. U mnie Wojtus spi dobrze, jezeli tylko cos mu nie dolega. Zosia czestp daje popalic. Wystarczy powiedziec, ze od ich urodzenia nie przespalam ani jednej nocy. A troche czasu juz minelo.tego mi najbardziej brakuje. Jedyny plus, ze juz nie karmie piersia i nareszcie moge pic kawe, zeby jakos przetrwac:) Jowanka - widze, ze dosyc naukowo podchodzisz do rozwoju intelektualnego swojego malucha:) fajnie. Ja tez myslalam kiedys, ze tak bede, ale to byla jedna z rzeczy, na ktore juz zabraklo sil. A jezeli chodzi o kupki, to jabluszko dziala cuda. U nas bardzo pomoglo.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
jowanka dzięki, poczytam o tym:) Wesoła- no dokładnie dlaczego jedne dzieci śpią inne nie? Kochana ja mam tylko Lenke a przespałam całe tylko te nocki, kiedy Lenka spała u dziadków:) Na moje szczęście raz kiedyś zabierają ją na nockę do siebie cobyśmy my mogli odpocząć - a oni też chcą się małą nacieszyć:) A tak wstawanie co 2-3 godzinki na jedzonko, w międzyczasie woła smoka jak wypadnie i takie tam... Ogólnie jak tylko się budzi na jedzenie to karmię, zasypiam i nie jest źle. Gorsze te nocki kiedy mała postanawia wstać w nocy i się bawić z nami...:( To mnie męczy - ale co tam, w końcu damy rade:)))

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Magia - ja karmie raz w nocy. A tak jak sie budza, to picie albo przytulanie. Niestety u Zosi dziala tylko noszenie. Jak musze ja o 3 w nocy nosic na przyklad 40 minut, to mnie cos trafia. No ale masz racje, wytrzymamy:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Jowanka>fajnie,ze sie odezwalas!ciesze sie,ze malutki zdrowy i dobrze sie rozwija:) u nas wprowadzenie zageszczonego mleczka na noc niestety sie nie sprawdzilo,co chocby pokazala dzisiejsza noc,bo o 23.30 Tymonek dostal 160ml mleczka z kaszka,a o 3.30 juz kwiczal z glowu:))) ale zycze Ci powodzenia i przespanych nocy,bo ja sama karmie go 2 razy w nocy,ale w pracy chodze z usmiechem na gebie;) Wesola,magia>u nas tez dzis zarwana noc,od 3.30 mielismy "dzien" i zabawe na calego,ok 6.00 mialam jeszcze nadzieje,ze Tymonek usnie,ale mylilam sie:( dopiero o 9.00 zaliczyl 30min drzemke!!! juz sie kreci,wiec musze zmykac! do napisania

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Superburek -to jezeli u Ciebie tez, to moze cos jest dzisiaj w powietrzu:) albo moze cos z cisnieniem.... Nastepnym razem, jak wstane, pomysle o Was dziewczyny:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej dziewczyny, ostatnio moj ginekolog - zaproponował mi żebym zrobiła badania na toxoplazmę i cytomegalię. I znalazłam ciekawe artykuły na ten temat. Cytomegalia Każda ciężarna kobieta słyszała o toksoplazmozie oraz różnorodnych schorzeniach, które w okresie ciąży, mogą być zagrożeniem dla płodu. Niestety wśród chorób groźnych, znajduje się również taka, o której lekarze mówią niewiele lub nie mówią wcale. Przez co wiele kobiet, nie ma pojęcia o jej istnieniu oraz zagrożeniu, jakie choroba za sobą niesie. Cytomegalia jest chorobą wywoływaną przez cytomegalowirus - rodzaj wirusów typu herpes. Jest to bardzo powszechnie występujący wirus, który przenosi się przez bliski kontakt z osobą zakażoną, a także przez krew i inne wydzieliny. Wirus ten, często występuje u dzieci uczęszczających do żłobków i przedszkoli, a w związku z tym, iż infekcje przechodzą bezobjawowo lub z objawami podobnymi do lekkiej grypy - rozpoznanie choroby jest bardzo utrudnione. Szczególnie, że objawy choroby, mogą równie dobrze wskazywać na np. toksoplazmozę.Cytomegalia Niestety w przeciwieństwie do toksoplazmozy, przebycie cytomegalii nie chroni nas w pełni przed powtórnym zakażeniem. Natomiast najgroźniejsze dla kobiet ciężarnych jest zakażenie pierwsze. Niestety na chorobę nie ma jeszcze, ani skutecznej szczepionki, ani skutecznego lekarstwa - dlatego warto zapoznać się z jej charakterystyką i dbać o to, by się nie zarazić. Choroba ma bardzo długi okres wylęgania, który wynosi od 3 tygodni do 3 miesięcy. W związku z tym, iż cytomegalowirus należy do wirusów z tej samej grupy co opryszczka, ospa i półpasiec, po przechorowaniu nadal pozostaje on w organizmie w formie nieaktywnej. Do uaktywnienia choroby może dojść w okresie obniżonej odporności, dając obraz infekcji wirusowej. Dla osób młodych i zdrowych, cytomegalia nie stanowi praktycznie żadnego zagrożenia. Problemem natomiast jest wystąpienie choroby u osób o obniżonej odporności, zwłaszcza u noworodków i niemowląt. Cytomegalia a ciąża Infekcja u kobiety w ciąży, może być przyczyną nawykowych poronień. Dodatkowo wirus atakuje głównie komórki niedojrzałe, w związku z czym jest wyjątkowo niebezpieczny dla płodu. Do płodu, wirus przenika przez łożysko lub na drodze wstępującej z szyjki macicy przez zachowane błony płodowe. Wirus bytujący w drogach rodnych, jest najczęstszą przyczyną zakażenia płodu i noworodka. Na cytomegalię wskazywać może pogorszenie wyniku cytologii oraz białe upławy. W pierwszym trymestrze, zakażenia wewnątrzłonowe kończą się najczęściej poronieniem lub wadą wrodzoną ośrodkowego układu nerwowego. Dziecko może urodzić się ze zmianami w dnie oczu czy bezmoczem. W kolejnym trymestrze ciąży zakażenie może prowadzić do wewnątrzmacicznych uszkodzeń mózgu. Po urodzeniu może się to objawiać zaburzeniami rozwoju lub padaczką - takie zmiany dotyczą 13% noworodków, których matki pierwotne zakażenie wirusem przechodziły w czasie ciąży. Zakażenie w trzecim trymestrze ciąży może spowodować przedwczesny poród. Dzieci, które urodzą się przedwcześnie i noszą znamiona chorób takich jak zapalenie płuc czy nasilona żółtaczka, kwalifikują się do leczenia. O ile zakażenie u matki, zaledwie w 1% kończy się wrodzoną infekcją płodu, o tyle zakażenie noworodka w momencie przechodzenia przez zakażony kanał rodny (moment porodu) dotyczy aż 10% noworodków. U pozostałej grupy, dzieci eliminują wirusa bez zakażenia lub mogą ujawnić objawy w późniejszym wieku niemowlęcym. Donoszony noworodek rzadko przechorowuje śródporodową cytomegalię, nieco gorzej jest natomiast z wcześniakami oraz dziećmi z niedowagą. Im krócej bowiem trwała ciąża, tym bardziej niedojrzałe jest dziecko, a prawdopodobieństwo rozwinięcia się pełnoobjawowej cytomegalii jest dużo większe. Szacuje się, że aż 40 - 60% noworodków zostaje zakażonych cytomegalią w trakcie karmienia przez matkę piersią. Na szczęście infekcje przebiegają zwykle bezobjawowo i nie powodują żadnych komplikacji. Zespół wrodzonej cytomegalii objawia się opóźnieniem wzrostu wewnątrzmacicznego, żółtaczką, ogólnym zakażeniem (czasem śmiertelnym) z powiększeniem wątroby bądź/i śledziony, a także małopłytkowością, zapaleniem płuc czy zwapnieniem śródczaszkowym, zapaleniem siatkówki oraz naczyniówki, głuchotą lub zanikiem nerwu wzrokowego (przez co może dojść do osłabienia widzenia). Niestety 20 - 30% noworodków umiera, a u większości tych, które przeżyją rozwijają się zaburzenia rozwoju umysłowego różnego stopnia, wylewy, mikrocefalia oraz zwapnienia okołokomorowe. Objawy i przebieg choroby W wielu przypadkach choroba przebiega bezobjawowo, ale u osób z brakiem odporności, przypadki zachorowań bywają naprawdę ciężkie. Mogą to być między innymi: zapalenie mózgu czy płuc. Objawy cytomegalii mogą przypominać grypę lub przeziębienie - bóle mięśni, gorączka, powiększone węzły chłonne, ogólne złe samopoczucie. Rozpoznanie i badania Badania wykonuje się zarówno z krwi jak i z moczu. Test na obecność przeciwciał nie wchodzi w skład pakietu badań, które wykonuje się u kobiety w ciąży - dlatego warto się o nie upomnieć. Żeby u kobiety w ciąży potwierdzić cytomegalię, należy wykonać badanie kilkakrotnie w odstępach dwutygodniowych, co może być sporym utrudnieniem. W takich sytuacjach stosuje się wykrywanie wirusa poprzez nowoczesne metody, które wykrywają antygeny. Obowiązkowo badanie powinny wykonywać kobiety w trzecim trymestrze ciąży - w celu ustalenia wyjściowego statusu dla dziecka, w przypadku braku objawów. Zdaję sobie sprawę z tego, że przeczytanie takiego artykułu, może wywołać uczucie lęku i paniki, ale bądźmy dobrej myśli. Lepiej poznać wroga wcześniej i mieć świadomość tego, że badania to nie głupi wymysł, a jedynie dbałość o zdrowie własne i przyszłego dziecka. Nie bójmy się pytać lekarzy o badanie pod kątem cytomegalii - jako pacjenci, mamy do tego pełne prawo. autor: Karolina Małgorzata Górska http://www.we-dwoje.pl/cytomegalia,artykul,7229.html

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
hej dziewczynki, nie martwcie sie moj Tomaszek tez juz nie przesypia nocek odkad zeby zaczely wychodzic czyli od okolo 6 m-ca zycia a ma 14 m-cy teraz, wiec juz sie nawet przyzwyczailam, budzi sie na herbatke albo jak smoczek wypadnie. a ja jestem od dzis w Polsce i to sama, maly zostal z tata. swietnie sobie radza ale tesknie jak cholera ehh. jowanka witaj, ciesze sie ze wrocilas, dzielna jestes ze sobie radzis z synkiem sama :)pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej, Ja teraz tak na szybko:) Jowanka, super, że się odezwałaś... Przyznam, ze zachwycona metodą czytania, o czym kiedyś myślałam dla Piotra, żeby napisać nazwy oszczególnych sprzętów i ponaklejać na nich, kupiłam zestaw nauki czytania. Będę praktykować na obojgu:) Dzięki za współczucie... No różnie bywa, teraz odpukać OK. Widzę, ze Ty jesteś totalnie wciągnięta przez synka, zakochana na maxa ale wcale się nie dziwię. Przyznam, ze zaskoczyłaś mnie tymi kupkami. Moja mała jest co prawda na Nutramigenie i probiotykach (biogaja i zawarty w Nutramigenie LGG) i robi kupki też bezproblemowo ale 2 do 3 razy dziennie. Podobnie jak dziewczyny, myślę, ze wprowadzenie jabłuszka i śliwek suszonych będzie dla Leosia super sprawą:) My z Olą za Wami tak tuż tuż, bo w końcu tylko 4 dni różnicy w dacie urodzin. Moja córa akurat odpukać jakaś łaskawa teraz. Ostatnio co prawda nie może zasnąć wieczorem po jedzeniu (myślę, że zaczyna mieć potrzebę zagęszczania), ale jak już zaśnie ok 22.30 - 23.00 to śpi do 6.00, lub 6.30, je i idzie dalej spać i budzi się ok. 9.00, więc gdybym szła spać jak tylko mała zaśnie, to byłabym wyspana jak nigdy dotąd:):):):):):):) Magiu, Wesoła, dzieci są nieodgadnione.... Sama patrząc na synka i córeczkę nie wiem dlaczego Piotruś przespał pierwszy raz w życiu od 00.00 do 7.00 rano dopiero jak skończył 7 miesięcy. Później to nadal nie było regularne, ale myślałam, ze normalnie padnę z radości, bo już podobnie jak Wesoła, byłam nieco wygłodniała snu....;) Mały się ładnie unormował mając jakieś 8,5 miesiąca, choć nadal "ciężko zasypiał", co mu zresztą zostało na dłuuuuuuuuuuuuugi czas (ok 2 lat), ale miał tak, ze jak już zasnął, to jadł o 5.00 przez sen i nie budził się do ok.8.00 - 9.00. Nigdy natomiast nie budził się na zabawę w nocy i tego przyznam, nie zazdroszczę.... Superbureczku, jak Ci się pracuje?? Napisz coś więcej.... Magste, W ty artykule napisane jest, by unikać zarażenia cytomegalią. Nie jest to możliwe i na dodatek rozpoznanie choroby również bardzo trudne. Co gorsza, jest to na tyle "silny" wirus, że poziom Igm może opadać aż przez 18 miesięcy!!!! Wówczas myśle, ze stres dla kobiety w ciąży, której igm wyjdzie dodatnie jest kolosalny, a wirus wcale nie musi być "świeży". Mnie się z ytomegalią udało, jak ślepej kurze ziarno.... W pierwszej ciąży nie miałam odporności, czyli byłam przed pierwszym zakażeniem, ale byłam na tyle "łoś", ze nie byłam świadoma skali zagrożenia. Bez strachu pracowałam w miejscu, w którym mam do czynienia z mnóstwem ludzi, w tym z dziećmi w różnym wieku.... Miałam to szczęście, że nie złapałam wirusa przed narodzinami syna... Złapałam między ciążami i przeszłam być może jako "grypę", a być może bezobjawowo. Dowiedziałam się o tym w drugiej ciąży. Igg miałam bardzo wysokie, a Igm zdążyło spaść już całkowicie... Lekarz obstawiał, że prawdopodobnie mój synek gdzieś złapał od innych dzieci i zaraziłam się od niego. Dziękuję Bogu za to, ze tak sprawę "załatwił".... Buziaki, na razie lecę, ale być może jutro coś skrobnę:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×