Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość lovegirl13

Czy powinnam skończyć tą znajomość?

Polecane posty

Gość lovegirl13
No ok nie będę pytać tylko boje się jednego...ostatnio gadałam o tej sytuacji z koleżanką i powiedziała mi że on może się tak zachowuje bo ma kogoś...sama nie wiem czy to możliwe.Zaczął tak nie pisać w sumie z dnia na dzień więc nie wiem czy to może być tym spowodowane ale boję się :( A co myślicie o sytuacji którą opisywałam wcześniej z tym moim 'fajnym kolegą' :)?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość lovegirl13
Właśnie dzisiaj się odezwał po 3 dniach milczenia i napisał 'co tam' jak zwykle...ja mu odpisałam że jakoś leci i to był koniec rozmowy! Wyobrażacie to sobie?Tak to jeszcze między nami nigdy nie było i szczerze mam już dość.Nie mam już siły się dłużej prosić o cokolwiek. Chcę wiedzieć jedynie o co mu chodzi i czemu tak ze mną rozmawia jeśli w ogóle rozmawia...to mi wystarczy a resztę olewam. Powiem mu wprost że to koniec nie chcę już go znać i żeby było łatwiej zapomnieć (choć to pewnie nie możliwe) to ma w ogóle nie pisać już nigdy...Ta sytuacja jaka jest teraz jest gorsza niż jak było przedtem. :( :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość duża i głupia
Ja bym mu wprost nie mówiła, że koniec - bo po co? Nie pokłóciliście się ani nic, więc jak mu teraz wyskoczysz z czymś takim, to on nie zrozumie, o co Ci chodzi (albo będzie udawał, że nie rozumie). I tak Wasza znajomość się kończy, skoro on nie czuje potrzeby jej pielęgnowania to po prostu potraktuj to tak, jakbyś mu powiedziała, że to koniec. Jak się będzie odzywał, to bądź lakoniczna i tyle. Jak zapyta, co się między Wami zmieniło, odpowiedz, że ma tak jak chciał i nic więcej nie tłumacz. I może wybierz się gdzieś z tym nowym kolegą:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Lovegirl myślę że on czuje się w jakiś sposób urażony. Pokazałaś mu, że potrafisz być silna :) Nie spodziewał się takiej zmiany i albo mu nie zależy albo nie umie się odnaleźć w nowej sytuacji. Ja mam znowu problem... W sumie jest dobrze, ale on za rzadko się odzywa ;/ No i znowu nie wiem czy powiedzieć wprost że mógłby się częściej odzywać czy zacząć pierwsza się odzywać, ale wtedy mógłby się do tego przyzwyczaić i też by było nie dobrze. A jak z tym Twoim duża i głupia ?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość duża i głupia
Promyk19 - możesz czasem pierwsza napisać, żeby czuł, że ma "zielone światło" - jeśli właśnie to chcesz uzyskać. A może odzywa się za rzadko pomny tego, co mu jakiś czas temu napisałaś? Nie wiem, ja już nic nie wiem... U mnie dno. Mamy słaby kontakt, mnie ciągle wkurza to samo, ale obecnie nie zrobię mu już awantury, jedyne co to jestem chłodna i zdystansowana - co powoduje, że on jest przymilniejszy, bo wie, że to przez niego, co mnie z kolei wkurza, że on jest miły i fajny dopiero jak chce naprawić co spieprzył - i takie błędne koło. Smutna prawda jest taka, że gdyby mu na mnie zależało, to inaczej by to teraz wyglądało... A tak to on się tylko stara nie mieć wyrzutów sumienia, albo traktuje mnie jak zapychaczkę czasu (albo odzywa się, żeby nie stracić takiej idealnej opiekunki jak ja) - tak to wszystko obecnie widzę;/

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość tak to jest............
o ja pitole, laski ile wy macie lat? Jestescie takie naiwne, czy tylko udajecie? Jak mozecie sie tak ponizac? Czekacie na telefony, sms-y, jak by ci wasi byli jedynymi facetami na swiecie. Kopnijcie ich w dupska i poszukajcie takich, ktorzy naprawde beda czegos warci :D Tym niby przezywa to, ze autorka go traktuje jak powietrze? nie osmieszaj sie. Gdyby tak bylo, to na skrzydlach by lecial, zeby sytuacje wybadac, naprawic. Ewidentnie widac, ze ma autorke w dupie. Nic dla niego nie znaczy, on sobie poczeka az ona zmieknie i sama do niego zacznie sie lasic :( Jak mozna dac soba tak pogrywac?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość tak to jest............
Autorka chyba zalozyla temat, zeby sie utwierdzic w przekonaniu, ze nie ma konczyc tej znajomosci. z tego, cozauwazylam, rad zeby olac typa nie slucha :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
duża i głupia pewnie na dobre Ci to jeszcze wyjdzie :P Może w końcu wszystko się ułoży.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość lovegirl13
Poczekam jednak jak wróci wtedy zobaczymy co będzie. Póki co nic mu jeszcze nie powiedziałam po prostu miałam chyba małą chwile słabości ale już jest lepiej :) co prawda nie odzywa się znowu pewnie napisze za jakieś 2 dni no ale ok... a u Was jak?:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość lovegirl13
Hej Wam! Jak się układa wszystkim ? :) trochę zamilkły rozmowy więc trzeba odnowić :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość lovegirl13
Ooo :) u mnie...niby trochę się pozmieniało,ale jednak patrząc na to z boku jest tak samo jak było. Powiedziałam mu kiedyś WSZYSTKO co mnie wkurzało,wygarnęłam mu całą prawdę i postawiłam warunek albo ja albo jego koleżanki. Odpowiedział,że chce mnie,że inne się nie liczą,że jestem dla niego kimś bliskim...no i teoretycznie wciąż tkwię w tym "związku" bez związku.Mam teraz inny problem. On mi ciągle powtarza,że się stara,że źle robił jak sobie kręcił z innymi i teraz to wie,ale to było kiedyś,a ja mu wciąż to wypominam. Praktycznie w każdej rozmowie jeśli coś mi się nie spodoba od razu mówię do niego "idź sobie do innej.znajdź sobie inną,pogadaj z inną" co go bardzo wkurza. Sam mi powiedział,że nie rozumie czemu ja go tak zniechęcam,ale ja też tego nie rozumiem...nie chcę tego to oczywiste,ale te sytuacje z przed kilku miesięcy,to jaki kiedyś był teraz wciąż mi się przypominają i nie potrafię mu zaufać,uwierzyć,że się zmienił mimo,że troszkę może i to widać. Ostatnio bardzo poważnie się zastanawiałam czy nie powiedzieć mu,że to koniec,bo teraz problemem stał się mój brak zaufania,a przecież to podstawa. Wszyscy natomiast radzą mi nie myśleć o przeszłości i starać się razem z nim...sama nie wiem :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość lovegirl13
Czy ktoś jeszcze tu czasem wchodzi?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Kachnnaaa...
Witam... mam nadzieje, że u Was lepiej w Nowym Roku. Moj znajomy zakończył tamtą znajomość. Ale u mnie też się dużo zmienilo. Niemal w tym samym czasie kiedy oni kończyli tą znajomość, ja podjęłam kilka radykalnych decyzji, a pewne sprawy po prostu się potoczyły... Kiedy dowiedziałam się, że jest wolny był wieczór kiedy wyłam z powodu ironii losu. Powiedziałam mu, nie był tym zachwycony, ale zaakceptował. Kontakt mamy, głównie on incicjuje. Czasem i ja zapytam co słychać. Podpisał kontrakt na kilka miesięcy - inne miasto - będzie nas dzielić jakieś 800 km. Pożnaliśmy się kiedy go zobacze - nie wiem... Ja działam swoje... i wiem, że dzieje się dobrze. Po tej ostatniej znajomości on potrzebuje czasu, ja też. Czy kiedys życie da nam szanse - nie wiem. Realnie nie mam nadziei, ale gdzieś w środku ona jest. Żyje w pełni, od listopada obróciłam swoje życie do góry nogami - robię to co chcę, dużo działam...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość lovegirl13
oo witaj :) u mnie też jest źle...ciągnęłam tamtą znajomość w sumie do niedawna,bo ciągle byłam za słaba by to skończyć,a momentami było całkiem nieźle,ale któregoś dnia nie wytrzymałam i powiedziałam mu wprost jak bardzo mnie boli,że nie widzi co do niego czuję,że chciałam z nim być a on nic...myślałam,że jak mu to powiem prosto w oczy już bez tych wszystkich sposobów,podchodów to wreszcie zrozumie i coś zrobi...ale myliłam się. "Zerwał ze mną" :( Dosłownie kilka dni temu. W sumie to on twierdzi,że to ja z nim zerwałam mówiąc mu wtedy to wszystko...ale to nie było tak...stwierdził,że między nami nic już nie będzie,mamy dla siebie mało czasu i powinniśmy to skończyć. Tak cholernie mi źle..czuje się wykorzystana i zła,że ja tego nie mogłam skończyć gdy wszyscy mi radzili...powiedział,że możemy zostać znajomymi,ale ja sobie tego nie wyobrażam. Zresztą rozmawia ze mną teraz jakoś tak sztywno...jakby już kompletnie mnie odsunął i nigdy bym nic dla niego nie znaczyła. Muszę teraz walczyć z bólem i żyć normalnie,ale ciągle do głowy przychodzą mi wspomnienia :( ale cóż...poczekam każdy mówi,że czas leczy rany,może znajdzie się ktoś lepszy kto mi go zastąpi...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
I ja witam ponownie. U mnie też źle. Często się ze mną umawiał, potem wystawiał i wychodził z kumplami, później przepraszał i tak w kółko. Przez długi czas prawie w ogóle ze mną nie rozmawiał. W końcu przypadkiem doszło do spotkania. Gdy się widzieliśmy wyznałam mu że go kocham, po czym on powiedział że mi nie wierzy, że mam mu to udowodnić, a ja mu na to że dałam mu siebie, swój czas i że ciągle przy nim jestem. Na co on odp że dlaczego mu tego wcześniej nie powiedziałam i ciągle powtarzał, że od dzisiaj jesteśmy razem, że wszystko się zmieni. Ale ja nie wierzyłam, powtarzał mi to z 50 razy. Spędziliśmy miło czas, trzymał mnie cały czas za rękę, rozmawialiśmy itd. Było wspaniale. Potem odwiózł mnie do domu i obiecał że przyjedzie następnego dnia. A na drugi dzień cisza... Dostałam szału jak jakaś wariatka. Dzwonię do niego - nie odbiera, zadzwoniłam z innego nr - odebrał. Zaczęłam płakać mówiąc, że mam dosyć i prosiłam o spotkanie, po czym on powiedział że napisze mi smsa czy się zobaczymy i rozłączył się. Napisał, że jest zmęczony i spał po pracy itd ja zaczęłam mu pretensje robić, że tak się nie robi... nic nie odp. po kilku godzinach napisał że przeprasza i myśli że nie długo się zobaczymy i pogadamy... na drugi dzień coś mu tam napisałam, ale cisza... wkurzyłam się, załamałam się i przez 1,5 tyg zrobiłam się niedostępna dla wszystkich. mija miesiąc od tamtego zdarzenia i może z 2 razy pisałam z nim ale nic na temat tamtego zdarzenia... jestem załamana i czuję się beznadziejnie. kocham go, tęsknię za nim, nie umiem się pozbierać po tym wszystkim i nie rozumiem dlaczego tak się zachował :( po co mi powtarzał że jesteśmy razem jak potem mnie zlekceważył...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość lovegirl13
@promyk19 w moim przypadku było tak samo!! Też obiecywał,też było pięknie tylko chwilami,a teraz juz dwa tygodnie jak z nim nie gadam kompletnie,skasowałam jego nr.skasowałam jego ze znajomych na profilach i staram się nie myśleć.Znudziłam mu się to mnie zostawił i powiedział,że między nami już nic nie będzie,mimo że ja wyznałam mu co do niego czułam on i tak był nieugięty.To mi pomogło bo strasznie się wkurzyłam ,że mnie tak wykorzystał i po ponad roku znajomości i tego co było między nami tak po prostu mnie olał i teraz nawet nie mamy kontaktu...ale ogarnia mnie nienawiść do niego i to mi pomaga.Czasem gdy mam chwilę słabości i chcę się odezwać,chcę z nim pogadać przypominam sobie jakim jest świnią i powtarzam sobie,że on mnie nie chce,więc nie będę się już na siłę wciskać. Zresztą nic już nie byłoby takie samo...teraz umawiam się z kimś i póki co jest naprawdę dobrze oby tak dalej. Zauważyłam przy nim jakie braki miał tamten.Zauważyłam,że zależało mi na kimś kto nawet nie okazywał mi prawdziwie uczyć,nie mówił mi słodkich słów na dobranoc,nie odzywał się czasami nawet po dwa/trzy dni...a przy tym naprawdę widzę co to znaczy związek,prawdziwy.Choć nie czuję jeszcze tego,co czułam do niego...ale wszystko przyjdzie z czasem.Ja też go bardzo kochałam,ale teraz naprawdę cieszę się,że to się skończyło,bo zmarnowałam rok,moje nerwy,łzy na kogoś takiego i jeszcze zostałam bezczelnie odrzucona. Uwierz,że z czasem i twoje uczucia miną. Na miłość najlepsza jest miłość,więc szukaj kogoś kto będzie Ciebie wart i powtarzaj sobie,że ten facet nie zasługuje na kogoś takiego i na Twoje uczucia to naprawdę pomaga :) I przede wszystkim staraj się nie myśleć o nim,że go kochasz tylko zauważ lepsze cechy u innych gości,takie których on nie posiada ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
masz rację lovegirl. dużo chłopaków lata za mną, były nawet wrócić chce. ale ja mam to gdzieś.. jestem na skraju wyczerpania psychicznego. odzywał się do mnie kilka razy, ale pewnie mu sexu brakuje...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość lovegirl13
Tym bardziej nie możesz się poddawać i przybiegać do niego kiedy ma ochotę. Nie możesz mu pokazywać,że cierpisz podczas gdy on się silnie trzyma. U mnie było tak samo dokładnie! Nawet prosiłam go by wrócił do mnie,bo miałam taki dołek i nie chciałam zauważyć nikogo innego,ale uświadomiłam sobie ile złego mi wyrządził i jak długo mam ciągnąć coś co nie było na poważnie i nigdy nie będzie. Owszem jest mi smutno czasami,bo z tego co słyszałam on ma się wspaniale zupełnie jakbym ja nigdy nie istniała,jakby ten rok między nami był niczym. To też mi pomaga,skoro wiem że nawet się nie przejął naszym "rozstaniem" to co mi da płakanie i odrzucanie każdego..?Nic więc warto spojrzeć na to z lepszej strony,przede wszystkim nie myśleć i powtarzać sobie,że w końcu pojawi się ktoś o wieeeele lepszy,a on będzie mógł patrzeć jak się cieszysz przy kimś nowym :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
wiem o tym wszystkim ale nie mogę znieść tej jego obojętności, tego że mnie tak olał po tym wszystkim. ale sama sobie winna jestem, było trzeba mu nie wskakiwać do łóżka i nie być na tyle głupią i naiwną by wierzyć w te jego teksty o naszej przyszłości. dlaczego to tak wszystko boli :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość duża i głupia
Witajcie! Zajrzałam tu po tak długim czasie i załamałam się wiadomościami od Was... Promyk - nawet nie wiesz, jak mi przykro, nie wyobrażam sobie, jakim trzeba być dupkiem, żeby się zachować jak ten Twój facet. Lovegirl - fajnie, że masz kogoś nowego:) U mnie... nie wiem, jak. Stara bida chyba. Na pewno nie nuda, ooo, co to to nie, moje życie chwilami przypomina jakąś latynoamerykańską telenowelę, ale niestety jak byłam sama tak jestem. I ciągle nie umiem przestać wierzyć, że on mnie kiedyś pokocha - irracjonalne, głupie, naiwne, jak chcecie tak to określajcie. Obecnie jest mi smutno, bo już się układało i znowu jakiś spadek, ale już nie robi to na mnie takiego wrażenia jak dawniej, zbyt dobrze się znamy, mogę przewidzieć ciąg dalszy. Czasem tylko ściska mnie w gardle i myślę, jak długo jeszcze i jak wiele muszę wytrzymać, żeby wreszcie być bezkresnie szczęśliwa i kochana.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość lovegirl13
Promyk- ja też mam takie dni,że tak czuję.Zastanawiam się dlaczego mnie było tak ciężko,a on się świetnie bawi.Zostawił mnie z dnia na dzień od tak jak gdyby nigdy nic.I teraz nawet nie da znaku życia.Ale to i dobrze nie potrzebuję kogoś takiego i Ty też nie! Takie to trudne,bo kochasz tego nic nie wartego gościa,ale gdybyś poczuła coś do innego to byś śmiała się z tej sytuacji.Ja też tak mam :) duża i głupia-oo miło,że jesteś :) wiesz teraz też się cieszę,ale nie masz pojęcia jak źle było miesiąc temu...momentami było między nami naprawdę ok np.na początku Grudnia,a później wszystko zaczęło się nagle sypać,chociaż jeszcze się jakoś trzymało...i z dnia na dzień słyszę słowa które wbiły mi nóż w serce. Teraz się zastanawiam dlaczego to zrobił,jak mu to przyszło tak łatwo,czy on w ogóle jeszcze o mnie myśli czasem,tęskni,a przede wszystkim się zastanawiam jak ja sobie dałam radę,bo przecież to ja pierwsza tu napisałam z wielkim bólem i nieumiejętnością zostawienia go. Nie wiem,ale chyba mój "nowy" ma w tym wiele zasług i oczywiście to jak tamten mnie potraktował też.Gdybym nie usłyszała tych okropnych słów pewnie teraz prosiłabym go o powrót,a tak...już prawie o nim nie myślę.Prawie,bo jednak czasem wraca,ale już nie w takiej postaci jak kiedyś.I szczerze gdyby on teraz napisał i chciał do mnie wrócić,myślę że bym się nie zgodziła już nie ze względu mojego honoru,ale ze względu tego że moje uczucia po tym wszystkim prawie zniknęły :) I dziewczyny wam też się to uda! Jak mnie się udało,takiej zdesperowanej,załamanej,a teraz śmieję się z mojej naiwności. Głowy do góry gdzieś jest facet,który będzie waszym ideałem :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość duża i głupia
Zobaczcie, ile dowiedziałyśmy się o życiu dzięki naszym historiom. Ja to traktuję jako taką szybką lekcję, tyle różnych rzeczy już przerobiłam, jakbym miała wyrobić normę krzywych akcji za całe życie - wobec tego jak już będę szczęśliwa, to nic złego mnie już nie spotka:) Dobra Bozia wie, że gdyby mnie skrzywdził facet, z którym bym była tak naprawdę i oficjalnie, to byłoby mi się z tym naprawdę trudno pogodzić - dlatego ciągle jestem sama, czekam na wydoroślenie tego mojego bądź pojawienie się jakiegoś innego faceta. I tej wersji będę się trzymać! Niczego nie żałuję, tak czy siak:) Wy też nie żałujcie, wszystko było po coś - chociażby po to, żeby następnym ra

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość duża i głupia
...żeby następnym razem nie dać się już w ten sposób skrzywdzić, wykorzystać. Pozdrawiam gorąco!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ja też w sumie niczego nie żałuje, no może jedynie tego że nie umiem się zdystansować. tak strasznie mi go brakuje, ale nawet gdyby wrócił to nie umiałabym mu zaufać, bo czy on kiedyś dojrzeje emocjonalnie do poważnego związku? ostatnio przeczytałam artykuł, który pomógł mi zrozumieć dlaczego tak się stało... tutaj załączam link i polecam by go przeczytać http://wiadomosci.onet.pl/kiosk/nauka/mezczyzna-za-murem,1,3348772,wiadomosc.html

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Przeciwieństwa nawzajem się przyciągają. Najczęściej partnerem kobiety uzależnionej od miłości jest mężczyzna trudny, emocjonalnie niedostępny, unikający zaangażowania w związek. Dlaczego tak się dzieje i co z tego wynika? Zwykle oceniamy innych swoją miarą. Kochająca za bardzo kobieta, która poświęca swoje życie dla partnera, nie może zrozumieć jego zachowań. Im bardziej ona dąży do zbliżenia się z nim, tym bardziej on ucieka. A gdy nie mogąc więcej znieść braku zaspokojenia swoich potrzeb, bliskości, czułości, troski i szacunku rozstaje się z partnerem, jest zasypywana przez niego wyznaniami i dowodami miłości. Wybacza mu zdrady, upokorzenia, wierzy, że nastąpiła w nim cudowna przemiana. Znów przez jakiś czas są szczęśliwi. A potem wszystko wraca do normy. I rozstają się po raz kolejny, być może tym razem to on odchodzi - do innej kobiety. Jest też inny scenariusz dla kobiety kochającej za bardzo związek trwa latami, a ona, mimo iż nie czuje się w nim dobrze, kontynuuje go, dając z siebie partnerowi coraz więcej i więcej. W imię miłości, wiecznie czekając na to, że on się wreszcie zmieni. Toksyczny związek Toksyczne związki, niemające nic wspólnego z partnerstwem, opartym na prawdziwej miłości, są pełne niebiańskich rozkoszy i piekielnych męczarni bądź też relacją dwóch mieszkających pod wspólnym dachem zupełnie obcych sobie osób. Związki takie tworzą ludzie emocjonalnie niedojrzali, którzy nie mają kontaktu ze sobą, ze swoim wnętrzem, swoimi uczuciami. To właśnie uniemożliwia im nawiązywanie zdrowych, dojrzałych relacji z innymi. Dojrzałych, czyli opartych na wzajemnej bliskości. Zimny racjonalista Kobiety, które czują spełnienie w swoim życiu poprzez znalezienie "drugiej połówki", nie potrafią pojąć, że połączenie się z tą "drugą połówką" napawa kogoś panicznym strachem. Mężczyzna unikający bliskości za wszelką cenę chce zachować swoją indywidualność i uniknąć brania odpowiedzialności za innych. Zachowuje dystans, jest zamknięty w sobie, buduje wokół siebie mur. Chce być samowystarczalny nikogo nie potrzebować, wobec nikogo nie mieć zobowiązań. Jego podstawową strategią życiową jest zapewnienie sobie poczucia bezpieczeństwa, a kontakt z innymi ludźmi jest dla niego niebezpieczny, ponieważ niesie ryzyko zranienia. Cechuje go nieufność w stosunku do ludzi, oschłość, a wszelkie przejawy uczuć skierowane do niego odbiera z zażenowaniem, węsząc podstęp. Sam uczuć wyrażać nie potrafi, co więcej, uważa to za rzecz wstydliwą, kobiecą. Zimny racjonalista, często bardzo rozwinięty intelektualnie, nie ma za grosz empatii. Krzywdząc innych, nie ma poczucia winy, on po prostu nic nie czuje. Człowiek w masce Potwór? Nie. Nieszczęśliwy człowiek, który nie zaznał od rodziców dojrzałej miłości w dzieciństwie. Pozbawiony rodzicielskiej troski, jako mały chłopiec nauczył się troszczyć o siebie sam. Często wziął na siebie odpowiedzialność także za szczęście rodziców. Został pozbawiony dziecięcej beztroski, wynikającej z poczucia bezpieczeństwa i bycia kochanym takim, jaki jest. Nie nauczył się być po prostu sobą. Karcony za wyrażanie uczuć, zablokował je w sobie. Całkowicie zależny od rodziców, zamknął w swoim wnętrzu złość za wyrządzone przez nich krzywdy, które boleśnie odczuwał jako dziecko. Wykształcił w sobie lęk przed bliskością, bo zobaczył, że otwieranie się przed innymi ma dla niego wyłącznie niekorzystne następstwa. W życiu dorosłym zraniony chłopiec założył maskę, by inni nigdy nie zobaczyli, co naprawdę czuje. Z czasem sam przestał czuć cokolwiek, a jedynym sposobem jego reakcji na otaczający świat pozostała agresja. Wszystkie inne emocje nauczył się kontrolować, tłumić w zarodku, jako coś dla niego niebezpiecznego, grożącego utratą maski. Agresja stała się dla niego sposobem obrony, gdy ktoś usiłuje mu ją zdjąć. Grunt to wolność Mężczyzna unikający bliskości szuka przede wszystkim krótkich, intensywnych, opartych na seksie i romantycznej oprawie związków. Jeśli spotka kobietę, której chodzi o to samo, relacja trwa jakiś czas, aż nawzajem się sobie znudzą. Małżeństwo uważa za przestarzałą instytucję, jest przekonany, że i tak przecież małżonkowie się zdradzają. Naczelną wyznawaną przez niego wartością jest wolność nie wyobraża sobie bycia wiernym w związku. Sytuacja się zmienia, gdy spotyka kobietę, która kocha za bardzo. W mężczyźnie odzywa się nieuświadomiony lęk przed samotnością, potrzeba posiadania czułej i troskliwej opiekunki, którą nigdy dla niego nie była matka. A ona tę rolę znakomicie odgrywa. Często jest od niego starsza, bardziej doświadczona, umiejąca lepiej sobie radzić z życiowymi problemami. Dla niej to idealny partner, bo kobieta, która kocha za bardzo, szuka słabego partnera, aby się móc nim opiekować i poprzez tę opiekę zapewnić sobie jego miłość. Tylko że mężczyzna unikający bliskości tak naprawdę oczekuje od niej miłości bezwarunkowej. Żeby go kochała takim, jaki jest, nie oczekując niczego w zamian - bo on dawać nie potrafi i w dalszym ciągu swoją wolność stawia na pierwszym miejscu. Dopóki kobieta pogrąża się we współuzależnieniu i zaspokaja jego potrzeby wszystko gra. Jeśli jednak zacznie wymagać czegoś dla siebie, jeśli nie spodobają się jej jego zachowania, na przykład flirty z innymi kobietami, szastanie pieniędzmi, poświęcanie całego wolnego czasu na uprawianie swojego hobby, grać przestaje. Dochodzi do sprzeczek, kłótni, awantur. On nie ma zamiaru rezygnować ze swojego stylu życia, ona coraz bardziej cierpi, ale nie potrafi się z nim rozstać. U wielu mężczyzn unikających bliskości z czasem rozwija się nienawiść do kobiet. Po pierwsze, nienawidzą ich, bo ich potrzebują dla potwierdzenia własnej męskości. Po drugie, ponieważ nigdy się przed sobą nie przyznają, że to ich zachowanie doprowadziło do rozpadu związku. Odchodząc od partnerki, zyskują potwierdzenie, że wszystkie kobiety są takie same. Zaborcze i godzące w ich wolność. Oddzielając seks od uczuć, mężczyźni unikający bliskości traktują kobiety jako obiekty służące zaspokajaniu ich pożądania. Gra wstępna, służące intymnemu zbliżeniu, jest dla nich stratą czasu, a po spełnionym akcie najchętniej kobiety jak najszybciej by się pozbyli. Pieszczoty i okazywanie czułości partnerce są im obce, bo zawsze obcy jest ktoś będący tylko obiektem. Mało, mało Związek kobiety z mężczyzną unikającym bliskości jest dla niej wiecznym niezaspokojeniem, oczekiwaniem na czuły gest, przytulenie, ciepłe słowa. I dawaniem z siebie wszystkiego, bo jej partner jest ciągle niepewny jej uczuć. Nie mając kontaktu z własnymi uczuciami, w głębi duszy uważający się za niewartego miłości, bez przerwy wymaga od niej potwierdzenia. Warto tu przypomnieć słowa piosenki Kory Jackowskiej: Oddałam Ci serce, oddałam Ci ciało, odchodzisz i mówisz: mało, mało, mało. Obsesyjna zazdrość to również jedna z konsekwencji lęku przed bliskością. Totalny brak zaufania do drugiego człowieka, do partnerki, może objawić się poprzez ciągłe jej sprawdzanie, szpiegowanie, zarzuty niewierności. Mężczyzna wpada w swoją własną pułapkę, często dokonując projekcji swojego stylu życia na kobietę, z którą się związał. Izolacja emocjonalna, wybuchy agresji, upokorzenia, zaniedbywanie, brak szacunku, egoizm, zdrady, nałogi partnera to może wytrzymać tylko kobieta, która kocha za bardzo. Takie toksyczne związki potrafią trwać bardzo długo, albo burzliwie rozpadają się po krótkim czasie. Rany kobiety po rozstaniu z takim partnerem pogłębia niemożliwość zrozumienia, dlaczego ten, którego kochała, tak ją traktował. Lęk przed Paradoksalnie, kobieta, która kocha za bardzo, ma w sobie również lęk przed bliskością, tyle że nieuświadomiony, gdyż jej uświadomionym lękiem jest lęk przed samotnością. Nie zdaje sobie sprawy, że to właśnie jej podświadomość zadziałała, gdy wybrała sobie za partnera mężczyznę niedojrzałego, trudnego, zamkniętego w sobie. Często ich relacja zaczęła się od seksu, który utożsamiła z miłością. Dopiero podczas poznawania siebie w gabinecie psychoterapeuty dochodzi do wniosku, że ona też boi się bliskości. Odsłonięcia się przed drugim człowiekiem z obawy przed zranieniem. Dociera do niej, że w związku odgrywała rolę rolę kochającej matki, by poprzez poświęcenie zasłużyć na miłość. Powtarzała schemat znany jej z dzieciństwa. Czy może zdarzyć się cud? Czy jest jakiś sposób, w jaki kobieta, która związała się z mężczyzną unikającym bliskości, może go zmienić? Tą nadzieją żyje wiele partnerek, wierząc, że ich miłość zdolna jest do dokonania cudów. Odpowiedź jest brutalna, ale im szybciej kobieta skonfrontuje się z prawdą, tym szybciej wyjdzie z toksycznego związku. Nikt nie ma takiej mocy, by zmienić drugiego człowieka. Mężczyzna unikający bliskości może się zmienić tylko wtedy, gdy sam zechce zdjęć swoją maskę, zdecyduje się na dotarcie do swojego wewnętrznego, wywodzącego się z dzieciństwa bólu. Do swoich zablokowanych uczuć. Wtedy dopiero, poprzez własne cierpienia, uświadomienie sobie krzywd, jakich zaznał od matki i ojca i wyrzucenie z siebie tego, co przez lata trawiło go od środka, jest w stanie emocjonalnie dojrzeć. Eugenia Herzyk jest prezesem Fundacji Kobiece Serca (www.kobieceserca.pl), organizującej kompleksową pomoc psychoterapeutyczną dla kobiet uzależnionych od miłości.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość lovegirl13
Masz rację duża i głupia to wszystko było po coś. Popełnisz błąd to już wiesz,że drugi raz musisz uważać.I mówi się,że wracanie do starego związku,to jak czytanie książki od nowa,chociaż wiemy jak się skończy,więc lepiej czekać na kogoś nowego,lepszego. Tak wiele się zmieniło chyba u każdej z nas,ale zmian nie da się uniknąć,bo właśnie o to w życiu chodzi,żeby się zmieniać.Trzeba tylko wszystko przyjmować do świadomości i uśmiechać się,bo następnym razem będzie lepiej :) Ja tak często myślę co by było teraz gdybym była dalej z nim,jak by to wszystko wyglądało,ale domyślam się...byłoby tak jak przez tamten cały rok.Dlatego cieszę się,że moje życie zmieniło się z nieszczęścia w szczęście :) Mam nadzieję,że wasze też się tak zmieni..na pewno!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość paulina 1992
Cześć Dziewczyny! Z uwagą i skupieniem przeczytałam wszystkie Wasze posty i jak widać, jestem kolejną, a co najbardziej irytujące - nie jedyną dziewczyną, która znalazła się w takiej sytuacji. Może postaram się krótko przytoczyć Wam moją historię... M. poznałam, kiedy przyszłam do Liceum, ja - żywiołowa, otwarta dziewczyna, szybko znalazłam wspólny język z "elitą" szkolną. Lubiliśmy spędzać wspólnie czas między lekcjami, ale również po zajęciach. Już pierwszego dnia w oko "wpadł" mi M. Starszy ode mnie o 3 lata, przystojny - urody arabskiej, strasznie niebezpieczny wyraz twarzy (co chyba najbardziej mi się spodobało), szelmowski uśmiech i sposób, w jaki ze mną rozmawiał... Od spotkania do spotkania, od słowa do słowa dał mi do zrozumienia, że chciałby się ze mną spotykać, tylko, że z tego względu, iż nie jest jeszcze w pełni gotowy na nowy związek, prosił, bym zachowała to przez jakiś czas i nie afiszowała się z tym za bardzo. Ok, zrozumiałam, bo w końcu skąd mogłam wiedzieć o co tak naprawdę chodzi. Zatem spotykaliśmy się, w szkole i tak spędzaliśmy czas razem - jak zawsze z resztą naszych znajomych, a i z tego względu, że znajomi wiedzieli, że ja i M. należymy do jednej "paczki", nikt nie był jakoś specjalnie zaskoczony faktem, kiedy odprowadzał mnie do domu, wychodziliśmy do kina, pizzerii, czy wygłupialiśmy się na przerwach między zajęciami. Z czasem jednak zaczęliśmy spędzać coraz więcej czasu razem, odprowadzał mnie po zajęciach, a zaledwie po 2/3 godzinach już dzwonił, że stoi pod moim domem i czeka na mnie... Może to zabrzmi dziwnie i śmiesznie (biorąc pod uwagę dzisiejsze czasy), ale za każdym razem, kiedy Go widziałam, kiedy na mnie patrzył, uśmiechał się, kiedy na wyświetlaczu telefonu widziałam, że właśnie do mnie dzwoni, czy napisał sms'a, miałam tzw "motylki w brzuchu", za każdym razem. Dużo rozmawialiśmy, o wszystkim. Otwarcie mówił o swoich uczuciach, a uwierzcie mi, ciężko było z Niego cokolwiek wyciągnąć na początku znajomości. Sądziłam, że to jakiś krok do przodu, że to znak, skoro tak trudna osobowość staje się względem kogoś tak bardzo opiekuńcza, otwarta, serdeczna. Mijał czas, my nadal byliśmy blisko siebie, dosłownie i w przenośni. Doszło do pierwszego pocałunku, który za sobą pociągnął wiele innych "pierwszych rzeczy". Tak, to właśnie z Nim pragnęłam przeżyć swój "pierwszy raz", bardzo tego chciałam, On z resztą też. Wiedziałam, że jeśli chodzi o "te" sprawy nie jest Nowicjuszem, że miał wiele partnerek, ale to mi się podobało. To z Nim odważyłam się spróbować wszystkiego, co może zaproponować kamasutra. Było wspaniale, przez rok. Tak, przez rok spotykaliśmy się - nie wiążąc się. Na początku nie przywiązywałam do tego takiej wagi, bo przecież i tak był "mój", należał do mnie, choć nie była to kwestia posiadania. Zaczęłam na to zwracać uwagę w momencie, kiedy zauważyłam, że coraz częściej zaczyna oglądać się na inne kobiety. Kiedy zaczęłam rozmowę, właśnie wtedy usłyszałam, że przecież My nie jesteśmy razem. Że tak, jak jest - jest dobrze. Bardzo mnie to zabolało. Bardzo Go kochałam, wytrzymałam w takim "stanie rzeczy" jeszcze przez 4 miesiące, kiedy dowiedziałam się, że wyjeżdża do innego miasta i tam zamieszka ze swoją nową dziewczyną - dziewczyną, która OFICJALNIE była jego kobietą. Cierpiałam niesamowicie... Ale postanowiłam, że się nie poddam, że nie złamie mnie ta sytuacja. Postanowiłam wziąć się za siebie pod kątem psychiki - żeby ułożyć sobie tę całą sytuację w głowie, jak i pod kątem mojego wyglądu. Nigdy nie byłam urodziwą dziewczyną - byłam ładna, ale miałam mnóstwo kompleksów. Zatem wzięłam się do pracy, zapuściłam włosy, zmieniłam kolor na rudy (zawsze mi się kręciły, więc tak prezentuje się bardzo seksownie ;)), zadbałam o ząbki - teraz mam iście hollywood'zki uśmiech, zapisałam się na siłownię, basen, zmieniłam styl ubierania oraz zmieniłam zdanie co do makijażu - kiedyś byłam zwolenniczką mocnego make-up'u, dziś delikatnego. Zrobiłam to z myślą o sobie, ale też troszkę z myślą o Nim, o tym, co zrobi kiedy zobaczy mnie taką "odmienioną", "nową". To wszystko zajęło mi "zaledwie" 3 lata, z M. nie miałam w przeciągu tych 3 lat kontaktu, kompletnie, kontakt = 0 :) W między czasie "wyleczyłam się" i z tej "MIŁOŚCI" i z kompleksów i... poznałam mojego obecnego Chłopaka ;) P. jest całkowitym przeciwieństwem M. i za to ubóstwiam! Nie poddał się, kiedy usłyszał z moich ust, że "nie jestem gotowa na miłość". Walczył o mnie, o moje względy. To On pokazał mi, co czuje dusza, kiedy jest się z kimś naprawdę blisko... I tak postanowiłam dać szansę temu uczuciu. Jesteśmy ze sobą już 1,5 roku w OFICJALNYM związku ;) Od października mieszkamy nawet w jednym mieście (wcześniej dzieliło nas 120 km), zaczęłam studia. W rodzinnej miejscowości bywam sporadycznie, co 2/3 tygodnie na weekend. Jestem szczęśliwa. I właśnie teraz, kiedy wszystko mi się ułożyło, pojawia się On, moja dawna Miłość... Kiedy w zeszły weekend przyjechałam do domu, wyskoczyłyśmy ze znajomą na gorącą herbatę do kafejki. I niespodziewanie, zjawia się tam również M. Długo zbiera się w sobie, czy podejść, czy nie, jednak w końcu decyduje się i podchodzi. Nie jest w stanie uwierzyć, że stoi przed Nim tam sama kobieta, która jednak nie wygląda tak samo, jak przed 3 laty. Nie może przestać mnie komplementować. Nie, żeby mi się to podobało, bo po 1 pamiętam jak mnie potraktował, a po 2 jestem wierna mojemu chłopakowi, ale połechtało to moją kobiecą próżność - z tego względu, iż mój plan zrobienia na Nim TAKIEGO wrażenia, udał się, haha! Zdobył namiary na mnie - kontakt GG, numer telefonu (zapewne od wspólnych znajomych) i teraz nie daje mi spokoju... Spokojnie - nie nęka mnie, nie w tym rzecz ;) Po prostu pluje sobie w brodę "jak mógł byś tak głupi i ślepy?!"... ;) Dzwoni - nie odbieram. Pisze - odpisuję grzecznie, aczkolwiek moje odpowiedzi są sporadyczne i oschłe. Ubolewa nad tym, że się zmieniłam - z charakteru oczywiście. Bo nad moim wizerunkiem wciąż wiesza same komplementy. Mówi, że boli Go to, że tak szybko odpuściłam, że jestem teraz z innym, a najbardziej boli Go to, że z tym "innym", jak określa mojego P. jestem szczęśliwa. Nie wiem, co sobie wyobrażał? Że ja będę na Niego czekać do zas.anej śmierci? ;) O nie, nie ze mną te numery. Niech żałuje, niech się pomęczy, tak samo, jak ja się męczyłam. Wylałam przez M. tyle łez, że można by stworzyć ocean... Jednak za jedno Mu dziękuję... Za to, że to "dzięki" Niemu i sytuacji, która zaistniała, jestem tym, kim jestem ;) Pozdrawiam wszystkie "złamane serca" i trzymam kciuki, by i Wasza historia miała szczęśliwe zakończenie! Ale zaznaczam, to się nie stanie "ot tak", nie wystarczy pstryknąć palcami. Trzeba walczyć, walczyć o swoje szczęście! Jak mówią pewne bardzo mądre słowa: "Jeśli coś kochasz, puść to wolno. Jeśli wróci - jest Twoje. Jeśli nie - nigdy Twoim nie było." Powodzenia!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×