Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość ech te przeprowadzki........

Czy są wśród was jakieś mamy z Holandii?

Polecane posty

Gość ech te przeprowadzki........
O witam. :) Cieszę się że temat się rozkręca. Strasznie jestem dziś zmęczona (cały dzień w szkole) i nawet nie wiem od czego zacząć post.. Muszę się rozkręcić.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ech te przeprowadzki........
No to może od początku: mama zaraz dwójeczki, dziękuję ci za odpowiedź. Ja również myślę, że z jednej strony ten wózek by się przydał, a z drugiej mam spore obawy co do tej całej przeprawy, która czeka moją mamę, bo ona nie jest jakimś siłaczem, a i bez wózka i tak ma już sporo ciężarów do przywiezienia. Fajnie, że masz teraz trochę więcej czasu na relaks. :) Mam nadzieję że będziesz czasem zaglądać na ten wątek. Wiele ciekawych rzeczy piszesz (i do tego jakże użytecznych dla mnie). Dziękuję ci również za szczerą odpowiedź dotyczącą pracy i życia tutaj. Chciałabym tylko jeszcze zapytać czy zatrudniono cię w tej samej firmie w której robiłaś internship i nadal w niej pracujesz, czy raczej od tamtego czasu zmieniałaś kilkukrotnie miejsca pracy? - Chodzi mi o to, czy tu jest duża rotacja wśród zatrudnionych tak jak w Polsce, czy jest o wiele pewniej i spokojniej? Odnosząc się do tego co piszesz dalej o życiu studenckim to ...ech ...nawet nie wiesz jak bardzo cię rozumiem. Teraz sama znajduję się w podobnym położeniu i powiem ci że perspektywa przetrwania tego roku lekko mnie przeraża, zważywszy szczególnie na wydatki jakie idą na te najbardziej podstawowe rzeczy jak zakwaterowanie, jedzenie i inne podstawowe drobiazgi (no mniej niż stówy miesięcznie to nie da się tu chyba wydać, skoro na jedne normalne zakupy raz na dwa dni leci około 20 eur). Rozumiem, że skończyłaś tu pełny program studiów (czyli licencjata i mgr), tak? (Czy robiłaś jeszcze HBO?) Ja skończyłam wcześniej studia w Polce i pracowałam od 3 roku w zawodzie, żeby odłożyć pieniądze na utrzymanie się tutaj przez rok magisterki (to był mój cel odkąd tylko zdałam maturę ...w ogóle to moim marzeniem było zrobić tu całe studia, ale moi rodzice nie byliby w stanie mnie utrzymać zagranicą). Z tego co wnioskuję, to ty byłaś dzielniejsza i wyjechałaś dużo wcześniej niż ja i sama się tu utrzymywałaś przez kilka lat bez pomocy rodziców? - Wow, podziwiam naprawdę! :) Ja byłam troszkę cykor, bo jakoś nie wyobrażałam sobie, że mogłabym studiować dziennie i pracować nie zawalając przy tym szkoły. No i bałam się, że nigdzie bym nie znalazła pracy jako niespełna 20 letni dzieciak z zerowym doświadczeniem w robieniu czegokolwiek.. Chociaż teraz jak tak patrzę z perspektywy pierwszego tygodnia w szkole, to nadal mam wątpliwości czy dałabym radę jeszcze dodatkowo pracować tu ucząc się, bo strasznie nas cisną (robię Accounting & Control). Wiem, że są na roku ludzie którzy jakoś godzą pracę z nauką, ale jak naprawdę nie wiem jak oni się ze wszystkim wyrabiają, bo mnie nieraz brakuje dnia. Nie wiem ...może oni są już przyzwyczajeni do systemu panującego w tutejszym szkolnictwie i dlatego jest im łatwiej. Dla mnie dużo rzeczy jest nowych, jak chociażby nacisk na praktykę, prace empiryczne, research, prezentacje i projekty grupowe, podczas gdy w Polsce większą wagę przykładano do teorii i wklepywania do głowy formułek i definicji (które tutaj się po prostu wdraża na podstawie studium przypadku). Oj.. alem się rozpisała. :) Pocieszające jest jednak to, że - jak piszesz - istnieje szansa na godziwe odbicie sobie tego chudego roku i przejściowe wyrzeczenia nie są daremne. Drążąc dalej temat kasy, to mnie nawet i te zarobione oszczędności normalnie nie wystarczyłyby na przeżycie tutaj. Ile się płaci studentom i w ogóle młodym ludziom stawiającym pierwsze kroki na rynku pracy w Polce to sama wiesz ..chyba nie trzeba mówić. Musiałam się dodatkowo zapożyczyć u rodziny (i mam ich spłacić kiedy pójdę do pracy), no i starać o loan tuition fee (również do późniejszej spłaty ..zresztą pisałam już o tym). Dodatkowo nie jestem sama, a z 'ogonkiem'. Żeby nie ściągać tu mamy (która dzięki Bogu w ogóle zechciała się zaangażować) musiałabym posłać małego do żłobka/przedszkola. Przedszkole dla dzieci studentów i pracowników przy VU ('t Olifantje) mimo że przyjmuje dzieciaki od 8 tygodnia jest dla mnie niestety bardzo kosztowne - najniższa stawka za pół dnia przemnożona przez ilość dni roboczych w miesiącu wynosi ponad 600 eur, czyli prawie tyle co opłata za nasze mieszkanie. Dojazdy to jak pisałaś kolejny koszt (chyba najwyższy czas oswoić jakiś lokalny rower). Dobrze, że przynajmniej za internet nie muszę płacić, bo łączę się z kilkoma niezabezpieczonymi sieciami z okolicy (które czasem zawodzą, ale przeważnie są ok), bo inaczej musiałabym całymi dniami siedzieć w campusie albo bibliotece (niestety nie mam w mieszkaniu routera, ani internetu po kablu, a nie uśmiecha mi się na razie zakładanie indywidualnego łącza i pakowanie się w kolejne koszty). Książek nawet nie kupuję, tylko kseruję bo wychodzi taniej ..zresztą nie tylko ja tak robię (w sumie to chyba większość ludzi z tego co zauważyłam). No i na stołówce w campusie i kafeteriach wszystko jest droższe niż w zwykłych sklepach niestety, a nieraz człowiek głodny albo śpiący to się daje skusić na jakąś bzdurę, kawę i kasa ucieka. Nawet studencka karta sportowa kosztuje, a człowiek chciałby od czasu do czasu skorzystać z kompleksu sportowego. Dobrze, że przynajmniej biegać można za darmo, że jest gdzie i nikt się na takiego delikwenta nie patrzy jak na kosmitę (to taka miła odmiana ...sięgając pamięcią do tego jak jest było w domu). ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ech te przeprowadzki........
No a ciągnąc dalej to: Tak jak wczoraj już pisałam Babypark i Baby-Dump są poza miastem. Trochę kosztuje czasu (bo już nawet nie chodzi o kasę) na dostanie się tam, a przed zakupem wolałabym zobaczyć jak produkt wygląda w realu. Prenatala mam natomiast pod drodze do Ikei przy Arenie. W tej samej cenie upatrzyłam coś podobnego do tych wózeczków które pokazałaś (postaram się wkleić tu później link). Koelskta bardzo zgrabna faktycznie, ale droższa, a kupując taniej za różnicę mogę mieć jeszcze jakąś dodatkową rzecz. Z Baby-Dumpa podobają mi się za to takie maty do kojców i to nawet bardzo! Bardzo pomysłowy produkt i myślę, że nadawałby się żeby położyć dziecku na podłodze zamiast maty edukacyjnej. Widziałam podobne w Hemie tylko o 10 eur tańsze (bo chodzi mi o te z bawełny a nie ceraty). Piękne dzięki za dwa dodatkowe adresy sklepów z wyposażeniem wnętrz! :) Z tych 3 znam tylko Jyska bo jest w Polsce, a pozostałych dwóch nie ale już obczaiłam gdzie są na mapie i co mają. Bardzo podobny sklep nawinął mi się dzisiaj przy okazji przeglądania jakichś zalegających pod drzwiami folderów reklamowych, które ktoś mi podrzuca co kilka dni - nazywa się Karwei i ma dużo fajnych rzeczy, choć cenowo to tak średnio wygląda w porównaniu z Ikeą. Dziś po szkole zaszłam do Hemy i kupiłam sztućce na promocji, ale radość nie trwała długo po tym jak w domu siadłam przed kompem i sprawdziłam ceny w Ikei :/ Przepłaciłam oczywiście, no ale trudno. Pocieszam się jedynie tym, że są ładniejsze od niektórych zestawów z Ikei. Odkryłam też Blokkera - fajny sklep, ale nie taki znowu tani. Zafascynowały mnie w nim ekspresy do kawy w saszetkach (zauważyłam te saszetki już pierwszego dnia i widzę, że nie są wcale drogie w porównaniu z kawą rozpuszczalną, która tu prawie że nie istnieje ..wygląda na to, że Holendrzy niechętnie pijają rozpuszczalną). Szkoda tylko że te ekspresy nie są tańsze. Może i bym się na coś takiego skusiła (jestem kawoszem) jak bym trafiła na jakąś akcję w supermarkecie. Nawet niefirmówką bym się w sumie zadowoliła.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ech te przeprowadzki........
Chciałam jeszcze napisać, że bardzo się cieszę że wszyściutko wam się pomyślnie ułożyło, że jesteście szczęśliwi, macie dobre życie itd. Tak trzymać! ;) Co do mentalności Holendrów, to zgodzę się z tobą, że są bardzo zdystansowani i nieufni wobec obcych. Jestem tu krótko, ale też to zauważam. Na przykład fakt, że nie integrują się z ludźmi z zewnątrz. To bardzo widać na przerwach w szkole - wszędzie na korytarzach są grupki i Holendrzy trzymają się razem, niderlandzkojęzyczni Chińczycy (tudzież inni Azjaci) razem, niderlandzkojęzyczni Turcy (tudzież inni Muzułmanie) razem, ludzie z Surinamu razem, ludzie z wymian (Erasmusy itp.) razem, studenci zagraniczni indywidualnie (free moverzy) razem itd. Bardzo trudno jest przeniknąć do takiej wewnętrznej grupy, naprawdę. Szczególnie jest to zastanawiające, że kiedy rozmawiasz (tak dajmy na to pół-formalnie) z Holendrami to deklarują się jako ludzie otwarci i nie uprzedzeni rasowo do nikogo, ale jak ich zapytasz czy mają jakichś przyjaciół wśród imigrantów to już nie bardzo mają się czym pochwalić, ani nie widzisz nikogo takiego wśród ich znajomych (no może poza Niemcami, Belgami, Francuzami i kilkoma innymi przedstawicielami państw Europy Zach., może kimś z USA, Kandy..). Wiesz, te grupy są tak hermetyczne, że kiedy mamy np. werkgroep i prowadzący każe na własną rękę uformować grupy to Holendrzy błyskawicznie tworzą swoje niderlandzkojęzyczne grupy, Azjaci swoje, Arabowie swoje, Hindusi swoje, Erasmusy swoje, inni zagraniczni studenci mogą tylko stworzyć własne z takimi ludźmi jak oni, bo po prostu nie mają wyboru. Grupy mieszane to jest tu rzadkość jak widzę i zdarzają się tylko kiedy prowadzący sam stworzy te grupy na podstawie kolejności nazwisk na liście. Co do ich rodzinności to mało jeszcze wiem, bo z żadną lokalną rodziną się jeszcze nie zaznajomiłam na tyle żeby coś powiedzieć, ale widząc to co opisałam wyżej wcale nie trudno mi to sobie wyobrazić. :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ech te przeprowadzki........
* z Surinamu (albo Aruby) No może się trochę zagalopowałam, bo raczej nie pisałaś że ludzie są tutaj nieufni i zdystansowani - pewnie trochę nad-interpretowałam ten brak więzi o którym pisałaś - niech to będzie więc takie moje własne pierwsze wrażenie, które pewnie i tak zweryfikuje czas. :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
z tego co wiem holenderki nie za bardzo chetne na randki z polaki. np podchodzi... obczaja ze z PL, to juz nie chce gadac:) a co do muslimow boja sie ich bardzo. nie wiem gdzie jestes, ale oni zniszczyli juz kilka miast. pozakladali meczety, gwalca czesto europejki, bija, kradna, szczegolnie marokance, ich jest tam okolo 1 mln plus inne z jeby z turcji czyli kolejne tysiace kozojebow. ogolnie ludzie bez zasad i pogard dla niewiernych. a ty jak to widzisz?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ech te przeprowadzki........
Prezes, ja nie znam tak dokładnie preferencji Holenderek co do płci męskiej, ale sam fakt że nie jesteś z Europy Zach. ani innego KWR może być dla nich problematyczny, bo nie wiedzą czego mogą się po tobie spodziewać (Polska jest uważana przez wielu za biedny kraj, a prości i często nietrzeźwi, wulgarni robotnicy fizyczni, których widać nieraz na ulicach tylko pogarszają sprawę - powiedzmy szczerze: psują opinię wszystkim, którzy są ok i się starają do czegoś dojść). Mieszkam tu od niedawana (a nawet bardzo niedawna) w imigranckiej okolicy (to moja druga dzielnica). Nie znam moich sąsiadów od tej strony którą opisujesz (tak na prawdę wcale ich nie znam), bo większą cześć dnia spędzam na uniwerku, a tam nie ma ludzi tego pokroju, bo bez względu na pochodzenie (łącznie ze wszystkimi które wymieniłeś) są to ludzie raczej na poziomie (nie bez powodu się tam znaleźli). Tych co chodzą ulicami koło mojego mieszkania nie znam i niewiele mogę o nich powiedzieć, ale zaskakująco niewielu ciemnoskórych imigrantów mówi po angielsku, kobiety chodzą w burkach i nie mówią nie tylko po angielsku, ale nawet w języku kraju w którym mieszkają. Nie widziałam jeszcze meczetu. Słyszałam od Holendrów, że do mieszkań na parterze w mojej okolicy zdarzają się włamania i że nigdy nie powinnam zostawiać nawet kawałka uchylonego okna od podwórka (ani tym bardziej od ulicy) kiedy wychodzę nawet na 15 minut. Arabowie w mojej okolicy mają małe sklepiki na rogach ulic z bardzo pysznymi owocami (kurczę, maja do nich rękę!). Młodzież Arabska jest mało wychowana, bo przechodząc chodnikiem zagląda ludziom w okna (a lokalni tego nie robią jak widzę gdzie indziej). W sumie nic strasznego mi nikt nie zrobił i na razie, wszyscy są przyjaźni i nie mogę nic złego napisać (no może z raz jedna kobieta na kasie w markecie chciała mnie obrąbać na sporej reszcie, ale nie wiem czy celowo czy przez pomyłkę, trudno powiedzieć - była Muzułmanką, bo miała chustkę, ale nie wiem jakiej narodowości). Poza tym wszystko gra. :) Ale pewnie nie to chciałeś usłyszeć. :P

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ech te przeprowadzki........
(No ale żeby nie było, że w całej dzielnicy mam tylko ludzi z Bliskiego Wschodu to uprzedzam, że nie tylko. Okolica jest mieszana z przewaga ciemnoskórych imigrantów, jednak mieszkają też i rodowici Holendrzy - głównie seniorzy, gdzieniegdzie jacyś studenci czy młodzi pracujący ludzie bez rodzin. Po prostu jedna z niedrogich dzielnic jakich wiele w każdym mieście.)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
jezyka mi nie pokazuj ;) krotko jestes, wiec jeszcze poznasz bezowych z tej zlej strony. uwazaj na ciapali, czarnych w szczegolnosci. nie robia nic bezinteresownie (czyt. zawsze chca dupczyc, szczegolnie te niemuslimki). co do holendrow raz mnie zamkneli na stacji, jak kumpel tankowal, he zebysmy im nie uciekli. a takiego zamairu nie mialem. holendrzy nie lubia polakow, ale nas sie nie boja. predzej zatrudnia polaczka niz turka. lepiej pracujemy i tez sie nie wysadzimy w razie czego za wiare. poczytaj troche o ich politykach i zabojtwach arabow na tych co krytykowali Islam. generalnie araby sa nie wychowane, i juz nie dlugo wiekszosc nowych holendrow beda muslimy. teraz jest tam chyba najpopularniejsze imie Mahomet... nie planowal bym tam zycia, jak nie muszisz, wcale nie jest powiedzane ze to bedzie caly czas tak zasobny kraj. i bogaty.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ech te przeprowadzki........
Prezes, ja wątpię czy będę miała szansę ich tak dokładnie poznać bo obracam się w bardzo specyficznym środowisku i naprawdę nie szukam przyjaźni z przypadkowymi ludźmi na ulicach. Co do incydentu na stacji, to ja się im wcale nie dziwię, bo były już przypadki w kilku miejscach w Europie, że Polacy tankowali i zwijali żagiel nie uregulowawszy rachunku. Dziwisz się? Pomyśl, jak to byłby twój interes to byś tak czekał z ręką na pulsie czy ci koleś zapłaci czy nie? Ja się im akurat nie dziwię i powiem więcej, że to wstyd co robią nasi rodacy i właśnie przez nich później obrywa się masowo wszystkim, bo ludzie kreują uprzedzenia. Z tą pracą to też nie zawsze jest jak piszesz, bo w pracy umysłowej liczy się raczej wiedza i umiejętności bardziej niż pochodzenie i jakieś tam uprzedzenia rasowe. W fizycznej to pewnie tak jak piszesz, ale do niej akurat nie aspiruję. Pisząc o politykach i krytykujących Islam masz pewnie na myśli Wildersa, van Gogha i Hirsi Ali... Tak, słyszałam o tym już dawno. Długo by dyskutować. Nie, imię Mahomet nie jest chyba aż tak popularne, ale to powinna już potwierdzić koleżanka o nicku 'mama zaraz dwojeczki' która mieszka tu już szmat czasu. :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ech te przeprowadzki........
Dzień dobry. :) Ciekawe czy ktoś z was już wstał? :) Ja mam dziś czas do około 10.00 to postanowiłam trochę popisać o tym o czym wczoraj już nie zdążyłam. Mama zaraz dwojeczki, obiecałam wkleić link z tym co znalazłam w Prenatalu. Jest to spacerówka tego typu: http://www.prenatal.nl/shop/images/ProductsMedia/874/72/z_2963990_001.jpg oparcie regulowane 5 stopniowo, jak wy tych Topmarkach które wczoraj pokazałaś i kosztuje 69,99. Koelstry są dla nas w tej chwili trochę przydrogie, jak zresztą pisałam wczoraj. Co poza tym? Ano znalazłam w Prenatalu 2 fajne i jedne z najtańszych leżaków. Wyglądają tak: http://www.prenatal.nl/shop/images/ProductsMedia/839/26/z_2792800_001.jpg http://www.prenatal.nl/shop/images/ProductsMedia/874/76/z_2964074_001.jpg są jak widzę regulowane i kosztują 39,99. Biorąc pod uwagę to, że korzystalibyśmy z nich przy karmieniu, bardziej nastawiam się na ciemniejszą wersję, bo prz najmniej nie będzie na niej aż tak bardzo znać zabrudzeń. Ten jasny byłby pewnie prędko w plamach... Z Baby-dumpa zachorowałam na miękkie maty dla dzieci. :D Są przepiękne! I do tego jaki wybór! Niestety dla nas ..ceny większości tych ładniejszych i miękkich są zaporowe, ale znalazłam coś podobnego w Hemie (też o tym wczoraj już wspomniałam) za 19,95: http://img.hema.nl/products/boxkleed-33309600-extralarge.jpg W takich cenach w droższych sklepach są same ceraty... Na razie to wyszukuję różne rzeczy bazując głównie na ofercie skatalogowanej na stronach internetowych sklepów, no i oczywiście muszę teraz pojeździć i pooglądać jak co wygląda na żywo, bo nie wiem do końca czego się spodziewać i czy niektóre z tych rzeczy nie są ładne tylko na obrazku. Szkoda, że Baby-dump jest w drugą stronę i nie po drodze do Ikei. Wybieram się do Ikei koło Areny w sobotę i niedaleko jest duży Prenatal, to się tam przejadę. Już się nie mogę doczekać. ;) Jak tak oglądam ofertę tego sklepu to się napatrzeć nei mogę ..wszystko tu jest takie kolorowe i śliczne, nawet najtańsze produkty. Jak zobaczyłam wczoraj przypadkiem to: http://www.prenatal.nl/shop/images/ProductsMedia/898/45/z_3089410_001.jpg http://www.prenatal.nl/shop/images/ProductsMedia/388/71/z_2028670_001.jpg to dosłownie wymiękłam... ;) Prześliczne. W Hemie zresztą też podoba mi się kupa rzeczy i też są takie ładne. Przykład: http://img.hema.nl/products/zuigfles-33590901-extralarge.jpg :) Wiesz co mi się tutaj bardzo podoba i co mnie bardzo zaskoczyło? :) To, że tu wszystko jest takie kolorowe i dopracowane. Kurczę, nawet tak trywialne rzeczy jak chociażby nocniki dziecięce, albo tetry albo nawet ściery kuchenne, czy szufelki ze zmiotkami! Wszystko w pięknych jaskrawych kolorach, często z przemyślanymi aplikacjami. :) To niesamowita odmiana po tym do czego człowiek przywykł w Polsce, bo jak wiesz tam większość rzeczy jest w dość prostych podstawowych kolorach ..nawet dziecięce rzeczy są projektowane bez zbędnych szaleństw... Nadal dużo myślę o tym co tu zrobić z naszym polskim wózkiem, bo gdyby mama JAKIMŚ CUDEM dała jednak radę go przywieźć to zaoszczędzilibyśmy te 70 eur. (I w to miejsce kupiłabym zaraz ekspres do kawy na saszetki :P ..żartuję oczywiście.) ;) Druga sprawa to taka (tym razem piszę poważnie), że zajął by sporo miejsca w mieszkaniu bo to jest bardzo duży starszy model X-landera (pewnie kojarzysz te wózki).

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ech te przeprowadzki........
Doczytałam się jeszcze wczoraj, że istnieje opcja otrzymania dotacji z SoZaWe z tytułu opieki nad dzieckiem w czasie studiów dla studentów posiadających dzieci (inaczej mówiąc pokrycie kosztów albo dopłata do żłobka/przedszkola), ale jednym z podstawowych kryteriów kwalifikujących daną osobę jest to, że muszą jej przysługiwać stypendia rządowe dla studentów, co automatycznie nas wyklucza, bo jestem z zewnątrz (żeby się załapać moi rodzice albo ja musielibyśmy być od kilku lat podatnikami)... o ile dobrze zrozumiałam. No ale nawet jeśli miałabym tę zapomogę, to i tak nie raz potrzebowałabym pomocy przy dziecku poza godzinami przedszkolnymi (sesje, projekty itd.) i nadal byłaby mi potrzebna mama. A tak ona będzie z nim cały czas i mieszkania przypilnuje i ugotuje i ogarnie bałagan i zakupy nieraz zrobi... to człowiek będzie odciążony i będzie łatwiej skupić się na ważnych rzeczach. Do tego mama, wiadomo, nie pobiera opłat.. Znowu się rozpisałam. :) To takie moje przemyślenia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość mama zaraz dwojeczki
Ja juz tez jestem :) W piatki rano zawsze pracuje w domu, wiec i przed kompem siedze :), a za tydzien to juz pewnie w ogole zalegne przed komputerem i bede sledzic kazde twoje slowo :) Wiesz, tak sobie pomyslalam, ze szkoda, ze nie mieszkamy blizej siebie to razem moglybysmy objezdzic to i owo, poszukac jakis fajnych i niedrogich rzeczy w sklepach i w ogole... Ja zrobilam HBO, wiec mam bachelor. Ze wzgledu, ze naprawde u nas finansowo bylo kiepso, rodzice nam nie pomagali, bo nie mieli z czego musialam jak najszybciej isc do pracy i zaczac zarabiac normalnie, a chcialam miec papier, wiec HBO zrobilam w 3 lata zamiast 4 i poszlam do pracy. W ciagu tych 5 lat zrobilam kilka MBA masterclasses miedzy innymi z marketing management, a od kwietnia planuje zaczac pelne MBA, szczegolnie, ze firma czesciowo mi oplaci, ale najpierw musze zobaczyc jak to bedzie miec dwojke maluchow w domu :) Moze dopiero zabiore sie za to za 2 lata jak synek pojdzie do szkoly (tu od 4 lat), a corcia bedzie miala 2 lata, wiec bedzie wieksza i samodzielniejsza, takze musze zobaczyc jak to sie potoczy. Strasznie chcialabym zrobic MBA, normalnie to moje najwieksze marzenie...wiec mam nadzieje, ze kiedys sie uda. Mnie zatrudniono w innej firmie, niz w tej, w ktorej robilam internship. W ogole tu tez takie cyrki byly...Internship robilam w marketingu, mialam bardzo fajny projekt i w ogole po skonczeniu byli zadowoleni ze mnie, wiec zaproponowali mi dorywcza prace (na 16 h tygodniowo, moglam pracowac z domu w ogole super, po potrzebowali kogos z polskim), ale firma nie zorientowala sie, ze ja potrzebuje pozwolenia na prace no i pewnego pieknego dnia siedzac sobie za biurkiem i robiac swoje przyszedl szef i mowi, ze niestety, ale musimy sie pozegnac od zaraz, bo jesli wyjdzie, ze ja pracuje bez pozwolenia to (oni) dostana ogromna kare. No i niestety, ale procedury pozwolenia o prace tez nie beda zakladac, bo duzo kosztuje, dlugo trwa i jest skomplikowana, wiec mi dziekuja i dowidzenia...wyszlam stamtad z placzem i mialam tak dol, ze mowie ci :) Ale jakos przezylam i jakos sie pozniej ulozylo. Co do pracy to ogolnie pracuje sie bez porownania pewniej i jako pracownik masz prawa, ktore sa egezkwowane i szanowane, ale Holendrzy generalnie czesto zmieniaja prace, bo wiaze sie to po prostu z tym, ze zmianiajac pracodawce zmienia sie tez twoja placa i zawsze idzie do gory (mam na mysli tu ludzi z wyzszym wyksztalceniem), takze wiele z moim znajomych pracuje po 3 gora 4 lata i zmienia prace. W ten sposob szybko pna sie do gory (glownie finansowo). Ja pracuje w duzej korporacji, mam naprawde dobra prace, dobre warunki, funkcje zmienialam juz 3 razy i ogolnie mam bardzo dobrze biorac pod uwage fakt, ze mam dzieciaczka (zaraz dzieci) i firma czesto idzie mi po prostu na reke. Np. jak synek byl chory pracowalam z domu, albo jak musze z nim isc do lekarza czy w ogole jakas sytuacja wypada to moge bez problemu przyjsc pozniej czy w ogole nie przyjsc i pracowac z domu. Ja wyjechalam jak mialam niecale 22 lata i bylam po 3 roku politologii. I nigdy bym tu nie przyjechala gdyby nie fakt, ze rok wczesniej bedac na wakacjach w USA (wyjechalam z organizacji studenckiej do pracy) poznalam mojego meza (takze razem jestesmy 11 lat, 6 lat po slubie :) ) Wiesz, co do pracy i studiowania to powiem ci, ze wszyscy tak tu robia. Zreszta czesto dorabija sobie juz bedac w szkole sredniej np. pracujac w supermarketach, roznoszac gazety, pracujac w piekarni itd., takze tu jest faktycznie inaczej niz u nas w PL i oni sa do tego przyzwyczajeni. Co do kasy, orientowalas sie czy sa tu jakies dodatki dla ciebie przyslugujace na dziecko czy jakies dofinansowania? Nie wiem dokladnie jak to teraz jest, ale odkad PL jest UE to duzo sie zmienilo, jest wiecej dodatkow dla studentow, pomocy itd., ale to musialabys sie dowiedziec moze w sekretariacie uczelni albo w urzedzie (gemeente). Wiem, ze sa dofinansowania nawet do mieszkania, ale jak to dziala to kurcze nie wiem do konca :( Musialabys popytac w urzedzie. O tak, co do kawy to masz calkowita racje. Kawa jest tu napojem numer 1 i w ogole najwazniejszym ;) I faktycznie ja nie znam nikogo kto pije rozpuszczalna. Dla nich to nie kawa :) Co do mentalnosci to masz calkowita recje. Z Holendrami naprawde bardzo trudno sie zaprzyjaznic. Oni sa otwarci, ale bardzo na dystans i tak jak piszesz nieufni. Sami uwazaja sie za bardzo otwartych i tolerancyjnych, ale z tym to naprawde bardzo roznie bywa, takze mysle, ze twoja pierwsze wrazenie jest bardzo trafne. Z Holndrami jest tak, ze naprawde duzo wody musi uplynac zanim powiedzmy wykaza jakiekolwiek checi nawiazania blizszej znajomosci czy np. spotkania sie poza praca / szkola. Chociaz zdarzaja sie rowniez wyjatki i mam nadzieje, ze trafisz na taka wyjatkowa bratnia dusze.:) Prezes - co do Holenderek to nie wiem jak wyglada stosunek do Polakow, ale co do niszczenia miast, gwalcenia Europejek itd. no to powiem z czystym sumieniem, ze zdrowo przesadzasz :) Ogolnie ja nie widze az tak wielkiej negatywnosci w stosunku do kolorowych (mam na mysli zycie codzinne, a nie to, co mowi np. Gert Wilders :o ) ani tego, ze oni sa az tak problemowi, ale ja w zasadzie nie znam ich osobiscie, wiec to tez taka subiektywna opinia. Zaraz znow tu wpadne i poczytam was dalej ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ech te przeprowadzki........
Poza tym sporo ostatnio myślałam o swoich (krótkich, bo krótkich, ale zawsze jakichś) doświadczeniach z mieszkaniem tutaj. O tym co mi się tu podoba, co dziwi itd. Korzystając z tego, że mam jeszcze godzinkę do wyjścia postanowiłam coś o tym napisać. :) Może zacznę od rzeczy które mi się tutaj podobają: - Podoba mi się to, że mam w okolicy 2 parki (w zasadzie mieszkam można powiedzieć między tymi parkami). Cieszy się też moja mama, bo będzie miała gdzie chodzić z małym. - Podoba mi się to, że mam w okolicy blisko basen. Co prawda jeszcze z niego nie korzystałam, ale wszytko jeszcze przed nami. - Podoba mi się, że w sąsiedztwie jest targ uliczny, gdzie można kupić dużo lepsze i w lepszych cenach warzywa i owoce niż supermarketach, bo na Albert Cuypmarkt mam kawał drogi. - Podoba mi się, że na placu niedaleko (na Mercatorplein) są organizowane imprezy dzielnicowe (chyba dni dzielnicy?) i przy okazji eventy dla okolicznych dzieci (jest rozkładany dmuchany zamek do skakania i inne atrakcje, gra muzyka, dzieciaki mają kupę frajdy). - Podoba mi się sposób przewożenia dzieciaków przez rodziców w takich dużych rowerach z drewnianymi skrzyniami na froncie. :) Mam nadzieję, że też będę mogła przewozić w ten sposób mojego bąbla. Na razie jest to jednak odległe marzenie, bo nie opanowałam nawet dobrze jazdy na zwykłym tutejszym rowerze, a co dopiero takiej maszynie. Mam kłopoty z utrzymaniem balansu, bo bardzo ogólnie rzadko jeździłam w życiu na rowerze, a te tutaj są do tego mega duże, ja mała (mam tylko 165 cm). Raz pożyczyłam rower od jednego ze starych sublokatorów, jeszcze jak mieszkałam na de Pijp, żeby pojechać coś załatwić i zgadnijcie co? :P Tak, wywaliłam się! I to 2 razy! Raz mnie nawet jakiś przechodzień zbierał z chodnika. :D - Podoba mi się tutaj to, że tyle ludzi w ogóle wybiera tu rower zamiast auta jako główny środek komunikacji (do szkoły, pracy, nawet na ciężkie zakupy do marketu). - Podoba mi się to, że chłopcom zapuszcza się dłuższe włosy i nie strzyże się ich maszynką. Jak zobaczyłam jak słodko wyglądają, postanowiłam, że teraz to za Chiny swojemu nie obetnę! ;) Młodzież i dorośli panowie też noszą półdługie i wyglądają w nich bardzo atrakcyjnie. - Podoba mi się to, że dostaję kilka razy w tygodniu przez otwór na listy w drzwiach mnóstwo gazetek i folderów reklamowych, dzięki czemu mogę wyłapać okazje. W niektórych są nawet kupony na jakieś produkty po obniżonej cenie. Uciążliwe jest jedynie to, że czasami jak mi ktoś za dużo nawrzuca to nie mogę się dostać do mieszkania bo drzwi się nie chcą do końca otworzyć, bo gazetki się pod nimi klinują. :) - Podoba mi się to, w jaki sposób jest rozwiązana utylizacja śmieci. Są tu bardzo zmyślne zsypy na ulicach w regularnych odstępach od siebie (tak żeby każdy miał blisko), które zajmują bardzo mało miejsca na powierzchni, ale są bardzo głęboko w ziemi ..widziałam jak je śmieciarka opróżniała i powiem tylko - wow! :) Szkoda, że w Polsce nikt tego nie zerżnie. Żyło by się wygodniej. - Podoba mi się to, że są tu wszędzie (prawie) ścieżki rowerowe i to, że kierowcy zatrzymują się na pasach bez świateł pozwalając ludziom przejść (w Polsce to rzadkość), że wszędzie przy każdej ulicy, budynku, sklepie są stojaki rowerowe (choć nieraz mam wrażenie, że jest ich za mało, bo ludzie wykorzystują i latarnie, poręcze mostów a nawet cieńsze drzewa (!) kładąc nieraz po kilka rowerów na siebie. :) - Podoba mi się to, że są tu tacy odważni którzy mieszkają na łódkach/barkach cały rok! :) Kolejne 'wow'. - Podoba mi się to, że wiele osób w wolnych chwilach pływa po kanałach na prywatnych motorówkach i jachtach. Super są tez autobusy wodne, ale jeszcze nigdy nimi nie płynęłam. Może jak już dojedzie mama z małym, to sobie wykupimy taki turystyczny rejs o kanałach z przewodnikiem. - Podoba mi się to, że supermarkety są mniejsze niż w np. hipermarkety w Polsce (szczerze to takich wielkopowierzchniowych jeszcze tu nie widziałam) i nie trzeba pokonywać drogi od stoiska z pieczywem do stoiska z nabiałem przez 10 minut. Szkoda tylko, że są tak zatłoczone przez ludzi - to miasto jest chyba przeludnione. :) - Podobają mi się babcie i dziadkowie popylające w wiatrem we włosach w swoich super elektrycznych wózeczkach (nawet po supermarketach śmigają). :D Szczerze, tu chyba nikt nie chodzi o lasce i balkoniku? No bo i po co, skoro mają takie fajne prawie że quady. ;) - Podoba mi się, że ludzie nie zasłaniają tu okien, nawet jeśli mieszkają od ulicy i na parterze. Szczególnie w lepszych dzielnicach jest to dobrze widoczne, bo w mieszanych imigranckich to różnie ..pewnie ze względu na różnice kulturowe i względy bezpieczeństwa. Ale i tak odnoszę wrażenie, że dominują jednak te nie zasłonięte niczym, tylko ewentualnie pół-transparentną okleiną na wysokości wzroku przechodniów, albo małą roletą, czy czymś takim). Zasłaniane są tylko na noc tam gdzie ktoś śpi, a reszta cały czas osłonięta. - A idąc dalej, podoba mi się to, że przechodnie nie zaglądają innym do okien, bo ich nie interesuje jak kto żyje. Jeśli ktoś zagląda to jest to przeważnie imigrant (u mnie zdarzyło się to kilka razy, ale byli to właśnie zawsze jacyś muzułmanie). - Podoba mi się to, że w mieszkaniach są bardzo duże okna, a brak firanek jeszcze bardziej je optycznie powiększa. Szkoda tylko, że niektóre dość nieszczelne - latem to nie ważne, pal go licho, ale zimą to już ...hmm. Swoją droga wie któraś z was gdzie kupić tu uszczelni nie tłukąc się na obrzeża miasta do marketów budowlanych? Są jakieś małe sklepy z takimi pierdółkami w centrach miast? - Podoba mi się to, że w mieszkaniach nad drzwiami wewnętrznymi są takie małe okienka (świetliki?), które dodają im lekkości, powiększają pomieszczenie i doświetlają sąsiednie pomieszczenia. Widziałam, je w wielu mieszkaniach które oglądałam zanim się przeprowadziłam do obecnego i w obecnym teraz też je mam. - Podoba mi się to, że pełno ludzi na ulicach biega tu o różnych porach dnia i nikt się temu nie dziwi. To tutaj bardzo powszechny widok. W Polsce mało kto biega (może poza tymi, którzy mają blisko jakieś ścieżki rowerowe). W mojej okolicy w Polsce nikt nigdy nie biegał. - Podoba mi się to, że w drzwiach wejściowych są otwory na pocztę. - Podoba mi się to, że oprócz normalnych dwuskrzydłowych drzwi tarasowych wychodzących z pokoju mam dodatkowo drzwi wychodzące z kuchni na podwórko. :) - Podoba mi się rozwiązanie z kawami w saszetkach. ;) Bardzo! - Podoba mi się to, że w sklepach jest tu wszystko takie ładne i kolorowe. Pewnie się już powtarzam - wiem - ale nie mogę wyjść z zachwytu. :) Oszałamiające kolory. Nawet byle pielucha tetrowa, ręcznik, miska, cokolwiek jest seledynowa, jaskrawo różowa, turkusowa itd. :) Do tego jeszcze często w super wzory. No i takie dopracowane, no ręczniki i ścierki z Hemy mają zamiast pętelek bardzo pomysłowe metalowe otwory żeby je gdzieś powiesić. - Podobają mi się kafejki w szkole, które są na poziomie niemal polskiego Coffeeheaven i stołówki, których nie powstydziłaby się niejedna restauracja korporacyjna. Z tym co było w Polsce na UW to raczej bez porównania. Do tego ilość komputerów do użytku przez studentów jest naprawdę ogromna, w porównaniu z tym co było w Polsce, no i do tego jakiej jakości.. - Podobają mi się też automaty z jedzeniem w szkole, w których można kupić przedziwne rzeczy. Ostatnio widziałam nawet surowe marchewki uformowane w kulki jako przekąska! :P Uff, to chyba na razie tyle. :) Rzeczy które mnie dziwią (i czasem irytują) wymienię później, bo już dziesiąta i muszę spadać. Dziewczyny piszcie coś! Nie pozwólmy by wątek padł. :) Gdzie się podziewacie? W środę był taki odzew, a teraz mam wrażenie że piszę prawie sama. Co z wami? :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość do mama zaraz dwójeczki
Czy moze bralas kwas foliowy? Bo ja mieszkam w Belgii i ginekolog nic o tym mi nie wspomnial?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość chwilowa emigracja...
ja biore kompleks witamin dla ciezarnych. kupilam w aptece, ale widzialam, ze tez jest dostepny w etosie. ech te przeprowadzki ja pracuje w Adamie wiec jak cos to mozemy sie umowic na maly shopping;) co do mentalnosci Holendrow to niestety nie lubia Polakow i ich tolerancja to jeden wielki pic na wode. my wokol siebie mamy sasiadow Holendrow to przez pierwsze kilak miesiecy doslownie nam w okna zagladali jakbysmy jakas patologia byli. porazka. co do pracy to ja znalazlam w swoim zawodzie bardzo szybko a mowie tylko po ang., wiec po ichnich studiach na pewno nie bedziesz miec problemu z praca.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
chwilowa emigracja... dobrze prawi. oni sa zmeczeni emigrantami. wiedza ze stracili tozsamosc narodowa. polaczki sa czesto atakowane w prasie, bo boja sie muslimow. na nich nic jada, bo wie taki redaktorek ze noz w plecy moze dostac. tak jak pisalem sa w chuj nie ufni. ta sytuacja na stacji moja to oddaje w 100%.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ech te przeprowadzki........
Witam! :) Super, że pojawiają się nowe wpisy. Zanim jednak odpowiem, pozwolę sobie dokończyć wczorajszy post, póki jeszcze pamiętam mniej więcej co chciałam napisać, ok? No to wracając do podobających mi się tu rzeczy i tych zadziwiających mnie, dopiszę jeszcze, że: - Podoba mi się to, w jaki sposób rozwiązana jest tutaj wentylacja w oknach (i zauważyłam ją nie tylko w swoim mieszkaniu) - jest to taki długi i cienki mechanizm zintegrowany z górną ramą okna, sterowany za pomocą drążka podobnego do tego w żaluzjach. W ten sposób nie trzeba uchylać okna, żeby mieć świeże powietrze np. nocą. (Pomijam jednak fakt nieszczelnych okien... Muszę kupić uszczelki przed zimą.) - Podobają mi się górne 'świetliki' w oknach, tj. sposób w jaki podzielone są tutaj często okna. Fajnie to wygląda - szczególnie, kiedy w tej górnej części jest jeszcze witraż. Ja tam witraży nie mam (ale w niektórych budynkach są), za to mam te 'świetliki', ale wkurza mnie to, że tylko one są uchylne w moich oknach, a że są wysoko a ja mała, to za każdym razem kiedy chcę je uchylić muszę się na coś wspinać, bo inaczej lipa... nie sięgam. :/ - Podobają mi się tutaj piękne stylizowane drzwi, okna, witraże - szczególnie w tych zasobniejszych dzielnicach. To, że wszystkie ulice (no jeśli nie wszystkie, to przynajmniej zdecydowana większość) wyglądają tu tak harmonijnie i po prostu cieszą oko przechodnia. - Podoba mi się to jak niektórzy ludzie dekorują tu wejścia do domów i mieszkań na parterze od ulicy stawiając donice w wrzosem, czy innym kwiatkiem, stawiają pod okno na chodniku ławki albo krzesełka ze stolikiem i nie krępują się siedzieć tam sobie i np. czytać albo jeść lunch ze znajomymi w ładny dzień, mimo przechodniów, rowerzystów itd. - Podoba mi się to, że dzieci mogą sobie malować kolorową kredą chodnikową koło swoich drzwi od mieszkania i bawić się na publicznym chodniku pod okiem rodziców. :) Przy okazji melduję, że odkryłam w bliskim sąsiedztwie pierwszą (holenderską) rodzinę z dzieciakami w wieku przedszkolnym. - Podoba mi się to, że wszędzie są place zabaw dla dzieci, nawet bardzo małe - wykładzina, 2-3 huśtawki albo inne bujawki - ale zawsze to coś! Nie wspomnę o tych w parkach publicznych bo one to są już super. A w Vondelparku to jest w ogóle gigant. :) - Podoba mi się klimat Rembrandtplein, mimo że okolicę o niemal każdej porze obleża rój turystów. - Podoba mi targ kwiatowy na Singel. Lubię tamtędy spacerować idąc w stronę Hemy i V&D. :) - Podoba mi się restauracja na górze V&D, która działa za zasadzie szwedzkich stołów, na których są przeróżne rodzaje potraw i gdzie każdy może sobie skomponować samodzielnie własne danie. Dla mnie - jako rasowego epikurejczyka - bomba. ;) Na razie tylko tam zajrzałam, ale obiecałam sobie że wpadnę kiedyś na małe co nieco jak finanse pozwolą. :) Niestety nie pamiętam jak nazywa się to miejsce, ale wygląda na jakąś sieć i podejrzewam, że może być też w innych miastach. - Podoba mi się różnorodność gotowych potraw i półproduktów w supermarketach, dzięki czemu można spróbować albo spróbować samodzielnie zrobić posiłek z najodleglejszego zakątka świata. Nie da się również nie zauważyć wpływu kuchni indonezyjskiej na lokalne preferencje kulinarne. :) No ale czemu się dziwić... Powiem krótko: próbowałam. Wrażenia? Bami goreng i sate wymiata! Chyba mam nowe ulubione dania. ;) - Podoba mi się to, że w marketach można kupić gotowe pokrojone mieszanki warzywne, które zaoszczędzają mnóstwo czasu przygotowującemu posiłek. Nawet cebulę można kupić już posiekaną i nie wylewać nad nią krokodylich łez. :P Mięsa też są już często pokrojone, zamarynowane itd. Oczywiście idzie za tym nieco wyższa cena (głównie mięs, bo warzywa drogie nie są), ale od czasu do czasu można zaszaleć i się odciążyć. Mam jedynie nadzieję, że te pół gotowe rzeczy nie są naszprycowane żadnymi utrwalaczami, czy inszym 'szitem'. - Podobają mi się tu lokane frietjes/patat - czyli grube belgijskie fryty serwowane z majonezem. Pycha! :) I mini naleśniczki poffertjes, serwowane z masłem i górą pudru, które można kupić gdzieniegdzie w przyulicznych budach. Widziałam w Blokkerze nawet specjalne patelnie do tych naleśniczków, a w sklepach gotowe mixy do ich wykonania. :) - Podoba mi się to, że jak ktoś nie ma czasu czegoś ugotować, ma w sklepach duży wybór gotowych dań do odgrzania w mikrofalówce albo innym sposobem. Ja mikro nie mam akurat, ale kilka razy się już tutaj takim podgrzewanym w rondelku jedzeniem ratowałam. Może nie jest najzdrowsze, ale fajnie że w razie czego jest. W Polce tego brakuje, a czasem naprawdę by się coś takiego człowiekowi przydało. - Podoba mi się to, że niektórzy wykazują się ułańską fantazją personalizując swoje rowery. Widziałam ostatnio kierownicę owiniętą sztuczną trawą ze sztucznymi kwiatami. :P - Podoba mi się to, że poza bankomatami, są tutaj również geldomaty, czyli automaty do których można włożyć gotówkę na własne konto (pozbywając się przy tym wszystkich monet, nawet tych najmniejszych 1 i 2 centrówek, które nie są tu używane). - Podobają mi się tu pół gotowe bułki i bagietki do pieczenia w piekarniku. Chciałabym móc je kupować, ale nie mam piekarnika niestety. - Podobają mi się tutaj desery mleczne, szczególnie vla i puddingi. Niektóre trochę drogie, ale trzeba przyznać, że bardzo smaczne. - Podobają mi się też 2 litrowe opakowania mleka i soków (na wzór amerykański). Można je dostać w niektórych sklepach i dzięki temu nie biegać przez kilka dni po zapas. Fajne są tez transparentne miarki w kartonikach z sokami i mlekiem w niektórych marketach (dzięki temu widać ile zostało - fajna sprawa, naprawdę). - Podobają mi się też wyposażone w kółka i teleskopowe rączki kosze w niektórych marketach. Niezłe do ciągnięcia po sklepie zamiast wózka, ale nie do końca praktyczne, bo przy kasie trzeba się schylać żeby coś z nich dobyć. - Podoba mi się to, że przy kasach w marketach można kupić karty, które są wejściówkami do różnych atrakcji dla rodzin z dziećmi. Chciałabym kiedyś skorzystać z takiego czegoś. :) - Podoba mi się zakaz gadania przez komórki w środkach komunikacji publicznej. :) Bardzo dobry pomysł, bo szczerze nie cierpię tego w Polsce, kiedy ludzie pierniczą tak człowiekowi nad głową o 'dupie Maryni' bo mają darmowe minuty i nie mają się czym zająć w czasie jazdy. - Podoba mi się to, że płacąc kartą nie daje się jej sprzedawcy, tylko samemu obsługuje terminal. Faje jest też to, że można poprosić sprzedawcę na kasie w markecie o wydanie większej sumy pieniędzy i zdjęcie jej z karty, jak się nie ma po drodze bankomatu a potrzeba gotówki. - I podoba mi się jak śpiewnie ludzie (a szczególnie panie) mówią sobie do widzenia albo się pozdrawiają na ulicach. Wołają tak melodyjnie 'doooi!' :D - A na koniec dodam jeszcze, że podoba mi się to, że mam w mieszkaniu całoroczne ogrzewanie regulowane elektronicznym panelem w ścianie, które można w razie potrzeby zawsze włączyć. Dobre to. W Polsce miałam sezony grzewcze. Ok, dość już tych ochów i achów. Powiem teraz co mnie tu zadziwia: - Ano dziwi mnie to, że ludzie którzy wyprowadzają się z mieszkań zabierają ze sobą podłogi. Dla mnie jest to w obecnej chwili bardzo kłopotliwe. W poprzednim mieszkaniu podłoga była, w kilku innych które oglądałam też, ale zdarzały się i bez podług (i ja właśnie na takie ostatecznie trafiłam ...niech to..). :/ - Dziwi mnie to, że w wielu mieszkaniach które widziałam są zamurowane kominki. Kurczę w moim też taki jest i tylko jakaś rura aluminiowa z niego wystaje. Nie wiem, może ja jestem jakaś mało rozgarnięta, ale czy może mnie ktoś uświadomić o co chodzi? Czy do tych rur podłącza się jakieś wkłady, które ludzie zabierają przy wyprowadzce tak jak podłogę? - Dziwi mnie, że wielu ludzi ma w kuchniach zamiast piekarników zabudowane pod płytami kuchennymi mikrofalówki. Czy to są serio zwykłe mikrofale, czy mają tez funkcje piekarnika (2w1)? - Dziwi mnie to, jak ciężko jest tu dostać w marketach tradycyjne pieczywo, takie choć trochę przypominające to polskie. Ciężko znaleźć niepokrojony twardszy chleb (są prawie same ze spulchniaczami), czy chrupkie bułeczki. Chyba tylko bagietki francuskie nie są tu spulchnione... - Dziwi mnie to, że ciężko tu dostać zwykłą mąkę, bo większość jest gotowymi mieszankami, a każda do czegoś innego; np. gotowa mąka do naleśników, do ciasta, do chleba, do czegoś tam jeszcze, a zwykłych jak na lekarstwo... To samo tyczy się płatków, otrębów itd. Ostatnio szukałam owsianych, to znalazłam gdzieś w kącie na najniższej półce i do tego Euro Shopper, bo widać inni producenci w ogóle nie są nimi zainteresowani. Wygląda na to, że tutejsi ludzie nie jadają takich rzeczy, poza muesli... - Dziwi mnie to, że ciężko tu znaleźć owocowe jogurty takie jak w Polsce. Tu jogurt wygląda tak, że jest cały biały naturalny, a na dnie ma mus owocowy (dżem?) i całość trzeba sobie chyba wymieszać łyżeczką. Takich jak w Polce jest mało i są przeważnie importowane z Niemiec jak przyuważyłam. - Dziwi mnie to, że w lokalnych pubach (nie tych dla turystów) się stoi a nie siedzi przy stolikach albo ławach. Mam za sobą integracyjny borrel na Marie Heinekenplein (ponoć studenckim zagłębiu..) i trochę się wystałam. Mało tego, kiedy jest ładna pogoda i duży tłok w lokalach (które są przeważnie niewielkie), to ludzie stoją na zewnątrz na chodnikach. :) - Dziwi mnie też sposób lania piwa tutaj. Piwo leje się jak zauważyłam tak żeby zrobiło się jak najwięcej piany, po czym piana ta się wylewa zalewając całą szklankę, którą potem wręcza ci barman. :P Kontuar przy którym czeka się na piwsko i płaci jest tak pozalewany od tych praktyk i tyle na nim mokrych ścier, że trzeba uważać żeby się nie opierać łokciami. (Swoją drogą mają tu mnóstwooooooo rodzajów piwa. Ja tam raczej do smakoszów nie należę, bo nie przepadam za alkoholem, ale robią wrażenie.) - Dziwi mnie to, że wszyscy wzorowo podążają tu za głównymi trendami w modzie i przez to ubierają się niemal tak samo. Nie ma różnorodności stylów, nie widać subkultur jak np. w Polsce, tylko wszyscy noszą prawie to samo, zarówno kobiety jak i mężczyźni. Do tego mają podobne fryzury. Jeśli ktoś na ulicy wygląda inaczej to jest to zawsze: a) imigrant, b) turysta. Generalnie łatwo rozpoznać kogoś, kto nie jest stąd - właśnie to wyglądzie. Ale trzeba im przyznać, że wyglądają dużo lepiej niż Polacy, serio - lepiej się ubierają i ładniej (a mężczyźni to już w ogóle bez porównania... bo powiedzmy sobie szczerze.. polscy facecie z reguły nie przywiązują uwagi do odbicia w lustrze, a szkoda). - Dziwi mnie również to, że tutejsze kobiety biorą modę tak serio, że potrafią w najbardziej upalny dzień paradować w botkach do kolan. :) W Polsce wszyscy śmigaliby wtedy w klapkach albo sandałach. - Dziwi mnie to, że dziewczynki i nastolatki z muzułmańskich rodzin noszą na jeansy/spodnie dodatkowo spódnice do kolan. (Hę?) - Dziwi mnie to, jak znakomicie niektórzy wymawiają tu literę h (czyli lokalne g, jak już zostałam uświadomiona..) :P Ja tam nawet fizycznie nie jestem w stanie powtórzyć tego 'charczenia'. :D Żartuję sobie oczywiście.. - Dziwi mnie to, że mimo tego że wszystko tu takie kolorowe, to nie ma kolorowych papierów toaletowych. :) Albo jestem ślepa, albo faktycznie wszystkie są tu białe. - Dziwi mnie to, że w niektórych mieszkaniach są szafy wnękowe ukryte za normalnymi drzwiami wewnętrznymi, tyle że zamiast klamki mają hak. To samo jest ze schowkami - widzisz wielkie drzwi, otwierasz, a tam mikro przestrzeń na jakieś liczniki i szczotki. :P - Dziwi mnie to, że tylu młodych ludzi jeździ rano do szkoły (i nie tylko) z mokrymi, świeżo umytymi włosami. Na porannych wykładach pełno mokrych głów i zapach szamponu.. to samo raniutko w supermarketach tuż po otwarciu. Nawet na rowerach z zimny poranek jadą z tymi mokrymi głowami. Brrr... Ale muszą być kurczę zahartowani. (Chyba nie muszę pisać, że większość ma długie włosy. Z panami włącznie.) - No i dziwi mnie to, że Holendrzy poza piciem kawy na wykładach nieraz cały czas coś jedzą. Normalnie jak by w kinie byli. :P W tygodniu siedział przede mną jeden koleś który bitą godzinę wsuwał m&m'sy jakby nigdy nic. A jeszcze co mnie irytuje: - Irytuje mnie, kiedy imigranci zamieszkujący sąsiednie mieszkania nie wyłączają muzyki po 22.00, a nawet i po 24.00 w dni robocze! Jejciu jak mnie to wkurza. :/ Ja rozumiem, że w weekend można sobie posiedzieć i się pobawić dłużej, ale na litość Boską nie w środku tygodnia, kiedy inni muszą na drugi dzień rano wstać. Człowiek chce zmrużyć oko, albo się pouczyć, a tu mu wyje jakiś perski, albo turecki wokalista, któremu towarzyszą jakieś okrzyki i śpiewy nie mających zamiaru iść spać sąsiadów. - Irytuje mnie to, że rodzice zabierają czasem do supermarketów dzieciaki na rolkach, hulajnogach, deskach i innych cudach, a te potem latają po alejkach, mało cię nie rozjadą, wrzeszczą ...ech. - Irytuje mnie to, że w moim mieszkaniu jest całe orurowanie na wierzchu. W łazience można je jeszcze przeżyć, ale w kuchni wyglądają szpetnie. Widziałam, że podobnie jest i w innych mieszkaniach, które dotychczas oglądałam. Ja wiem, że to nie jest najnowsze budownictwo, ale naprawdę można je było ukryć w ścianie. Jestem przyzwyczajona do tego, że w Polsce wszystko (a przynajmniej większość) była zawsze przykryta tynkiem. - Irytuje mnie to, że nie mam piekarnika. :( Ani nawet zakichanej mikrofali. Kolejny wydatek się kroi...... - Irytuje mnie też czasem brak prywatności na podwórku. Oczywiście cieszę się że je mam, ale kiedy na nie wychodzę, to mam wrażenie, że jestem obserwowana przez ludzi, którzy mieszkają wokół. Wiem, może to i głupie, ale musi chyba upłynąć trochę czasu, żeby przywyknąć. Widzę, że wielu tutejszych nic sobie za bardzo nie robi ze swojej prywatności, bo siedzą na tych małych podwórkach całymi dniami, do tego na ulicach przed drzwiami frontowymi i wieczorem przy zapalonym świetle przy nie zasłoniętych oknach. Wow... - I irytuje mnie to (sorry, ale muszę to powiedzieć), że czasem widzę tu polskich dresów albo podchmielonych polskich robotników w średnim wieku, którzy myślą że skoro nikt ich tu nie zna to mogą się zachowywać jakby cały świat mieli 'w dupie'. Plują pod nogi na chodniki, co drugie słowo to 'kurwa', no po prostu żal patrzeć. Człowiek się pali ze wstydu za takich i gotuje z nerwów. A weź im jeszcze zwróć uwagę.. a gdzie tam! :o Na taśmie w markecie 80% taniego alkoholu i 20% najtańszego jedzenia. A inni patrzą i rejestrują - 'aha, tak wygląda przeciętny Polak', bo niestety ale tych najbardziej widać, dlatego że ci normalni potrafią się zachować i przez to wtapiają się w tłum, asymilują. I stąd biorą się później uprzedzenia. (A później taki Prezes, czy inny ktoś, się dziwi że ludzie reagują na niego inaczej niż by sobie tego życzył.) Znowu się rozpisałam. :) O rety.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ech te przeprowadzki........
/Ucięło mi pół postu./ - Dziwi mnie też sposób lania piwa tutaj. Piwo leje się jak zauważyłam tak żeby zrobiło się jak najwięcej piany, po czym piana ta się wylewa zalewając całą szklankę, którą potem wręcza ci barman. :P Kontuar przy którym czeka się na piwsko i płaci jest tak pozalewany od tych praktyk i tyle na nim mokrych ścier, że trzeba uważać żeby się nie opierać łokciami. (Swoją drogą mają tu mnóstwooooooo rodzajów piwa. Ja tam raczej do smakoszów nie należę, bo nie przepadam za alkoholem, ale robią wrażenie.) - Dziwi mnie to, że wszyscy wzorowo podążają tu za głównymi trendami w modzie i przez to ubierają się niemal tak samo. Nie ma różnorodności stylów, nie widać subkultur jak np. w Polsce, tylko wszyscy noszą prawie to samo, zarówno kobiety jak i mężczyźni. Do tego mają podobne fryzury. Jeśli ktoś na ulicy wygląda inaczej to jest to zawsze: a) imigrant, b) turysta. Generalnie łatwo rozpoznać kogoś, kto nie jest stąd - właśnie to wyglądzie. Ale trzeba im przyznać, że wyglądają dużo lepiej niż Polacy, serio - lepiej się ubierają i ładniej (a mężczyźni to już w ogóle bez porównania... bo powiedzmy sobie szczerze.. polscy facecie z reguły nie przywiązują uwagi do odbicia w lustrze, a szkoda). - Dziwi mnie również to, że tutejsze kobiety biorą modę tak serio, że potrafią w najbardziej upalny dzień paradować w botkach do kolan. :) W Polsce wszyscy śmigaliby wtedy w klapkach albo sandałach. - Dziwi mnie to, że dziewczynki i nastolatki z muzułmańskich rodzin noszą na jeansy/spodnie dodatkowo spódnice do kolan. (Hę?) - Dziwi mnie to, jak znakomicie niektórzy wymawiają tu literę h (czyli lokalne g, jak już zostałam uświadomiona..) :P Ja tam nawet fizycznie nie jestem w stanie powtórzyć tego 'charczenia'. :D Żartuję sobie oczywiście.. - Dziwi mnie to, że mimo tego że wszystko tu takie kolorowe, to nie ma kolorowych papierów toaletowych. :) Albo jestem ślepa, albo faktycznie wszystkie są tu białe. - Dziwi mnie to, że w niektórych mieszkaniach są szafy wnękowe ukryte za normalnymi drzwiami wewnętrznymi, tyle że zamiast klamki mają hak. To samo jest ze schowkami - widzisz wielkie drzwi, otwierasz, a tam mikro przestrzeń na jakieś liczniki i szczotki. :P - Dziwi mnie to, że tylu młodych ludzi jeździ rano do szkoły (i nie tylko) z mokrymi, świeżo umytymi włosami. Na porannych wykładach pełno mokrych głów i zapach szamponu.. to samo raniutko w supermarketach tuż po otwarciu. Nawet na rowerach z zimny poranek jadą z tymi mokrymi głowami. Brrr... Ale muszą być kurczę zahartowani. (Chyba nie muszę pisać, że większość ma długie włosy. Z panami włącznie.) - No i dziwi mnie to, że Holendrzy poza piciem kawy na wykładach nieraz cały czas coś jedzą. Normalnie jak by w kinie byli. :P W tygodniu siedział przede mną jeden koleś który bitą godzinę wsuwał m&m'sy jakby nigdy nic. A jeszcze co mnie irytuje: - Irytuje mnie, kiedy imigranci zamieszkujący sąsiednie mieszkania nie wyłączają muzyki po 22.00, a nawet i po 24.00 w dni robocze! Jejciu jak mnie to wkurza. :/ Ja rozumiem, że w weekend można sobie posiedzieć i się pobawić dłużej, ale na litość Boską nie w środku tygodnia, kiedy inni muszą na drugi dzień rano wstać. Człowiek chce zmrużyć oko, albo się pouczyć, a tu mu wyje jakiś perski, albo turecki wokalista, któremu towarzyszą jakieś okrzyki i śpiewy nie mających zamiaru iść spać sąsiadów. - Irytuje mnie to, że rodzice zabierają czasem do supermarketów dzieciaki na rolkach, hulajnogach, deskach i innych cudach, a te potem latają po alejkach, mało cię nie rozjadą, wrzeszczą ...ech. - Irytuje mnie to, że w moim mieszkaniu jest całe orurowanie na wierzchu. W łazience można je jeszcze przeżyć, ale w kuchni wyglądają szpetnie. Widziałam, że podobnie jest i w innych mieszkaniach, które dotychczas oglądałam. Ja wiem, że to nie jest najnowsze budownictwo, ale naprawdę można je było ukryć w ścianie. Jestem przyzwyczajona do tego, że w Polsce wszystko (a przynajmniej większość) była zawsze przykryta tynkiem. - Irytuje mnie to, że nie mam piekarnika. :( Ani nawet zakichanej mikrofali. Kolejny wydatek się kroi...... - Irytuje mnie też czasem brak prywatności na podwórku. Oczywiście cieszę się że je mam, ale kiedy na nie wychodzę, to mam wrażenie, że jestem obserwowana przez ludzi, którzy mieszkają wokół. Wiem, może to i głupie, ale musi chyba upłynąć trochę czasu, żeby przywyknąć. Widzę, że wielu tutejszych nic sobie za bardzo nie robi ze swojej prywatności, bo siedzą na tych małych podwórkach całymi dniami, do tego na ulicach przed drzwiami frontowymi i wieczorem przy zapalonym świetle przy nie zasłoniętych oknach. Wow... - I irytuje mnie to (sorry, ale muszę to powiedzieć), że czasem widzę tu polskich dresów albo podchmielonych polskich robotników w średnim wieku, którzy myślą że skoro nikt ich tu nie zna to mogą się zachowywać jakby cały świat mieli 'w dupie'. Plują pod nogi na chodniki, co drugie słowo to 'kurwa', no po prostu żal patrzeć. Człowiek się pali ze wstydu za takich i gotuje z nerwów. A weź im jeszcze zwróć uwagę.. a gdzie tam! :o Na taśmie w markecie 80% taniego alkoholu i 20% najtańszego jedzenia. A inni patrzą i rejestrują - 'aha, tak wygląda przeciętny Polak', bo niestety ale tych najbardziej widać, dlatego że ci normalni potrafią się zachować i przez to wtapiają się w tłum, asymilują. I stąd biorą się później uprzedzenia. (A później taki Prezes, czy inny ktoś, się dziwi że ludzie reagują na niego inaczej niż by sobie tego życzył.) Znowu się rozpisałam. :) O rety.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ech te przeprowadzki........
Mama zaraz dwójeczki, pewnie już się nie możesz doczekać laby, co? ;) Ale dobrze, należy ci się. Zbieraj siły, śpij ile wlezie, bo niedługo będziesz tego bardzo potrzebowała przy dwójce .. z małym nocnym terrorystom na czele. ;) No faktycznie szkoda, że mieszkacie tak daleko. Chętnie bym was tutaj zaprosiła do siebie, ale na razie moje mieszkanie to obraz nędzy i rozpaczy ..nawet wstyd kogokolwiek zapraszać. Jeszcze nawet się do końca nie wypakowałam, bo dopiero co się wprowadziłam. Trzeba tu jeszcze wiele rzeczy poodświeżać i pododkupować, żeby móc wyłożyć zawartość walizek i zacząć normalnie funkcjonować. Staram się tu sukcesywnie doprowadzić wszystko do ładu, o i tak mi się schodzi... Jak już ogarnę ten lokal i trochę stanę tu ze wszystkim na nogi, to zrobimy jakiś Polish meet-up :) może nawet jeszcze ktoś zechce wpaść i się przyłączyć. Póki co możemy od czasu do czasu (cytuję) ' poszukac jakis fajnych i niedrogich rzeczy w sklepach' ale ONLINE. ;) Wiem, że to nie to samo co zakupy w realu, ale też można zawsze coś tam wyhaczyć ..o ile oferta jest aktualizowana i odpowiada faktycznemu asortymentowi w regularnych sklepach. A propos tego co piszesz, to bardzo dobrze cię rozumiem . Tak prawdę mówiąc to niewielu polskich rodziców stać na to by utrzymać dziecko na studiach zagranicą (przy czym nie liczę tu wymian z różnych programów, bo to całkowicie co innego - jak wiesz mają dofinansowanie itd., no i jada tylko na trymestr, semestr, czy tam blok, a nie pełne studia). Jeśli chodzi o MBA to w lepszym miejscu już chyba być nie możesz! :D - I jak pewnie słusznie się domyślasz, mam tu na myśli rotterdamskie RSM. :) bierzesz je pod uwagę, czy raczej myślałaś o innej szkole? :) Co prawda miałabyś trochę daleko, ale może dałoby radę jakoś wszystko zorganizować. No i to potwornie drogie studia, ale skoro firma płaci to luz. :) Tak dużo już osiągnęłaś, że naprawdę wierzę, że i tym razem sobie poradzisz i to śpiewająco! Będę więc trzymać kciuki i cie motywować ;) 'Go mama!' Z tego co opisujesz, to widzę że początki pracy tu nie należały do najłatwiejszych... Na pocieszenie powiem ci tyle, że to się zdarza wszędzie. Miałam podobną sytuację w Polce kilka lat temu (ale nie tak znowu dawno). Byłam już po stażu i po niecałym roku pracy. Przyjęto mnie do innej (nie będę pisała o jaką korp. chodzi, ale duży gracz w branży audytorskiej) i po okresie szkoleń stwierdzili, że ponieważ są wakacje i nie mają tylu klientów, to mi dziękują i zapraszają we wrześniu. :o Pomyślałam sobie 'taa, jasne'.. Gdzie miałam niby pójść na pozostałe 3 miesiące? Potrzebowałam pieniędzy, a zrezygnowałam dla nich z poprzedniej pracy. :/ Bezsens, ja wiem, ale zdarza się wszędzie. :/ Dobrze, że się jednak wszystko szczęśliwie dla was potoczyło i że masz dziś bezpieczną i dobrą posadę, a proacodawca wyraża chęć inwestycji w ciebie. Kiedy tu przyjechałaś to mieszkaliście od początku razem z (wtedy jeszcze) chłopakiem, tak? Jeśli tak, to i za pokój pewnie mniej płaciliście i gotowaliście razem, to zawsze taniej wychodzi niż płacić za wszytko solo. W ogóle to niezła historia. :) Musiał chłopak zrobić na tobie niesamowite wrażenie, skoro zdecydowałaś się iść na żywioł, wyjechać i zacząć wszystko od nowa. :) Nie żal ci było tych rozpoczętych studiów w Polsce? Nie myślałaś ich kontynuować jakimś indywidualnym tokiem i wpadać raz na jakiś czas na egzaminy? No też zauważyłam, że sporo młodych ludzi i dzieciaków tu dorabia. Mają szczęście że są przyjmowani. W Polsce, jak sama wiesz, trudno młodym dorobić, bo są niechętnie przyjmowani gdziekolwiek, szczególnie w czasie trwania roku akademickiego czy szkolnego. Pracodawcy chcą jakiejś kosmicznej dyspozycyjności, kwalifikacji, doświadczenia i innych bzdur. Nie wspominając, że nawet za byle praktyki nie płacą. Tu jest jak widać inaczej. I pewnie masz rację, że są przyzwyczajeni do tego trybu życia, chociaż ja dalej się zastanawiam jak oni się wyrabiają z pracami na niektóre zajęcia, bo one są na serio bardzo czasochłonne. Co do dodatków socjalnych to sprawdziłam jeszcze przed przyjazdem tutaj jakie mam opcje i poza tą pożyczką na czesne, o którą aplikowałam, to raczej nic więcej nie wskóram, bo musiałabym być podatnikiem (albo dzieckiem podatnika), a nim nie jestem. Tak jest zresztą wszędzie. Nawet nie mogę wyrobić studenckiej karty na przejazdy środkami komunikacji miejskiej. Pora skołować jakiś jednoślad... :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ech te przeprowadzki........
Chwilowa emigracja, a z daleka dojeżdżasz? :) Nic się nie chwaliłaś w środę, żeś z okolic. :) Czym się tu zajmujesz (jeśli mogę zapytać) i jak wam się żyje? W ogóle jak ci się podoba to miasto i miejsce w którym mieszkacie? Shopping fajna sprawa, pod warunkiem że się ma luźną gotówkę. Podejrzewam, że na takim towarzyskim 'szopingu' mój wąż w kieszeni dostałby zawału i wymagałby reanimacji afterwards. :P A mówiąc poważnie, to jeśli będę miała luźniejszą gotówkę i bardziej stabilną sytuację tu to spoko, jak najbardziej. Na razie jednak brakuje mi podstawowych rzeczy w mieszkaniu i mam sporo pilnych rzeczy do pozałatwiania, więc w tej chwili bardzo uważam na wydatki. Na razie to, tak jak już napisałam Mamie zaraz dwojeczki, możemy się w wolnej chwili dzielić różnymi wykopami online . :) Jak mi się troszkę poukłada życie tutaj to zorganizujemy jakieś kolektywne spotkanko i ruszymy w miasto. ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ech te przeprowadzki........
Koleżanko z Belgii - jeśli mogę się wtrącić.. - ja tutaj co prawda w ciąży nie byłam, ale zauważyłam że takie rzeczy kupuje się tu raczej na własną rękę i są wszędzie. Kwas widziałam w Albercie Heijnie, Etosie, Kruidvacie, Hemie i chyba nawet jeszcze gdzieś.. tak jak zresztą większość suplementów diety i leków OTC. Są na normalnych półkach w alejkach sklepu, a nie przy kasach. A i powiem ci to, co mi powiedział lekarz prowadzący ciąże w Polsce: branie kwasu foliowego ma sens jeśli się go zażywa w początkowym stadium ciąży (pierwszym trymestrze); jeśli ktoś go wtedy nie brał, bo np. o nim nie wiedział, albo zapomniał to już nie ma co brać go później i tyle. Matki czasem nie biorą kwasu, a ich dzieci i tak rodzą się zdrowe, bez żadnych problemów. Także spokojnie, nie przejmuj się, bo folik masz też w diecie (zobacz sobie w ilu produktach spożywczych występuje). Ten naturalny jest zresztą zdrowszy. :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ech te przeprowadzki........
Tak w ogóle to byłam dziś w Ikei. Wróciłam jakieś 2 godz. temu i jak zaległam na łóżku tak wstać nie mogę. Od razu przyznaję, że do Prenatala nawet nie udało mi się już dotrzeć, bo byłam objuczona jak wielbłąd i ledwo się dotelepałam do domu. ..A i tak nie wszystko jeszcze załatwiłam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość mama zaraz dwojeczki
No, w koncu chwilka, zeby zajrzec na necik i poczytac wszystkie posty :) Dzis bylismy z nasza pociecha w zoo w Arnhem. Dzien bardzo sie udal, pogoda dopisala, ale teraz normalnie padam (zreszta wszyscy padlismy jak kawki :) ) Fajny ten wozek i te lezaczki! Na pewno jakosciowo sa dobre i faktycznie lepiej ciemny. Wiesz co, co do wozka to ja mysle, ze jednak i tak by ci sie przydal i tak jak mowisz zaoszczedzilabys troche kaski i mogla sobie kupic za to cos fajnego do domu (chociazby ten expres :) ). Wez pogadaj z mama czy wezmie ten wozek i najwyzej jesli nie bedzie chciala to wtedy poszukasz innej opcji. Widze, ze duzo rzeczy ci sie tu podoba :) Mnie tez i powiem ci szczerze, ze przede wszystkim to, ze no co tu duzo gadac, o wiele latwiej sie zyje.Zreszta powiem ci, ja juz chyba sobie nie wyobrazam mieszkac w PL. Przyzywyczailam sie tu do tej ichniej mentalnosci, kultury, innych por jedzenia i generalnie zycia (oprocz paru szczegolow, o ktorych pisalam wczesniej) Co do nagatywnych stron Holandii to powiem ci, ze normalne owocowe joguryt rowniez sa i to nawet bardzo duzy wybor np w Plusie czy w Albercie, a nawet w Lidlu :). Jesli chcesz inny chleb lub chrupiace bulki to musisz isc do piekarni (ja np.w ogole nie kupuje chleba w supermarkecie), tam na 100% dostaniesz czego szukasz, ewentualnie do tureckiej piekarni, gdzie dostaniesz chleb prawie taki sam jak polski. Zwykla make tez spokojnie dostaniesz w kazdym supermarkecie (np. tarwebloem). To samo z platkami, tez zaden problem. Musisz po prostu lepiej sie rozejrzec ;) Co do mody to sie zgodze. Te wszechobecne kozaki i botki w swiatek piatek czy niedziele, lato, zima...sa zawsze widoczne :) Papier toaletowy jest bialy, ale np. w Lidlu w jakies rozowe kwiatki,wiec to zawsze jakies urozmaicenie ;) Haha, tak, te moke wlosy :) Tutaj to faktycznie normalne nawet wiecej, powiem ci, ze nawet dzieci rano do przedszkola przychodza z mokrymi / wilgotnymi wlosami :) Wiesz, te mikrofalowki, o ktorych pisalas bardzo czesto maja rowniez funkcje piekarnika, takei 2 w 1. I swietnie rozumiem co masz na mysli piszac o naszych kochanych rodakach...mysle dokladnie tak samo jak ty. Co do spotkanka to ja zawsze bardzo chetnie, ale to jeszcze ustalimy jak ty sie urzadzisz , a ja w koncu pozbede sie balastu brzucha i przejde najgorszy poczatkowy sajgon z dwojka moich kochanych latorosli :) A i przypomnialo mi sie co pisalas wczesniej, tutaj faktycznie nie ma takich duzych hipermarketow typu Real czy Carrefur itp. Wiesz co, jest duzo uczelni, ktore teraz oferuja MBA, takze musze sie rozejrzec. Ja mam o tyle trudniejsza sytuacje, ze musza to byc studia tzw. part-time (deeltijd), bo z dwojka dzieci i pracujac niestety nie mam mozliwosci na inne, a tu juz jest trudniej i ciezej, no ale zobaczymy jak to bedzie. Najpierw czekam az ta moja malutka przyjdzie na swiat, bo juz mnie tak uciska i uwiera, ze o niczym innym nie mysle jak o tym, zeby juz wylazla ;) Wiesz co, u nas to w ogole bylo tak: jak sie poznalismy to po tych wakacjach wrocilismy do siebie (ja do PL na 3 rok, R. do siebie), ale on przyjezdzal do mnie co miesiac, wiec po roku postanowilam, ze wezme dziekanke i pojade do tej Holandii na rok jako au-pair, bedziemy sie widywac co tydzien w weekendy i zobaczymy czy nadal bedzie taki kochany jak do tej pory czy moze okaze sie doopkiem ;) Po pol roku juz wiedzielismy, ze jednak do PL nie wroce i nie skoncze politologii, ktora tutaj i tak by mi nic nie dala. Zaczelam wiec sie rozgladac za opcjami tu, a ze nie mialam ani specjalnie pieniedzy ani nie znalam holenderskiego, a rodzice R. zaproponowali, ze moge u nich zamieszkac jesli pojde na studia, musialam szukac w ich okolicy i tak trafilam na HBO z wykladowym angielskim, ktore udalo mi sie skonczyc rok szybciej niz normalnie te studia trwaja. Takze z rodzicami mieszkalismy rok, a pozniej juz sami... i tak to sie zaczelo.:) A co udalo ci sie upolowac w Ikei? Prezes - no to fakt, to zalezy od regionu. Ja jak pisalam wczesniej nie mieszkam na zachodzie, a w malej miejscowosci na wschodzie Holandii (ktora nota bene naprawde sie rozni od Randstad), wiec tu odnosze inne wrazenie, bo generalnie nie ma tyle emigrantow ile tam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość chwilowa emigracja...
Ja pracuje w Amsterdamie w ksiegowosci, a mieszkam w Almere. Jest ok, ale my nie chcemy tu zostac na stale, tylko wrocic do PL. A co do kozakow to dla mnie to przegiecie, jak te wariatki nosza kozaki z futerkiem przy 25-30 stop. upale. juz wyobrazam sobie zapaszki po sciagnieciu takiego obuwia :D a ja dzisiaj bylam na usg i musze znowu pojsc za 2 tyg. bo cos tam jest z przepuklina i chca to sprawdzic za 2 tyg. ale i tak czekam juz na wyjazd do PL na urlop i pojscie do normalnego ginekologa ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ech te przeprowadzki........
...Wreszcie się zebrałam, żeby coś napisać, bo mnie ostatnio jakaś niemoc dopadła. Obowiązki, problemy, myśli tłoczące się w głowie.. No ale od początku: Mama zaraz dwojeczki i jak tam mija pierwszy tydzień przedporodowego 'urlopu'? :) Zoo brzmi ciekawie. Cieszę się, że mieliście udany dzień. :) Wiesz, ja także z jednej strony uważam, że duży wózek by się przydał, natomiast z drugiej mam mnóstwo obaw i wątpliwości związanych z ich zbliżającą się podróżą tutaj, z tego względu, że mama będzie tylko sama jedna i będzie miała bardzo wiele ciężkich bagaży, niemowlę pod skrzydłem i jakby tego było mało lot z przesiadką. :/ Ona strasznie się boi tej całej przeprawy i boi się, że nie da sobie rady, a ja ją rozumiem. Co prawda mówię jej, że wszystko będzie dobrze, żeby się na zapas nie martwiła, ale tak na prawdę też się martwię jak to będzie. Lecą już w poniedziałek przez Kopenhagę (a tam czeka ich blisko 4 godzinny transfer). Jak słusznie zauważyłaś, dużo rzeczy mnie tutaj zafascynowało i zaskoczyło. :) Krótko mówiąc, podoba mi się tutaj i nie wykluczam zakotwiczenia na nieco dłużej niż najbliższy rok. Daj Boże, żeby tylko wszystko dobrze poszło. (Tak na marginesie to mam jeszcze parę ciekawych spostrzeżeń z ostatnich tygodni o których zapomniałam wcześniej wspomnieć, ale wypisywanie ich to już raczej odłożę na później, bo dziś nie mam już siły ..ani weny.) Tak, jogurty to jak pisałam zdarzają się takie podobne do tego co mamy w Polsce, ale są przeważnie niemieckie (z tego co dotychczas zaobserwowałam). Z holenderskich kojarzę tylko Almhof i Monę (ta ostatnia ma również bardzo smaczne serki homo.), ale są nieco inne w smaku, takie bardziej śmietanowe/kremowe niż np. polska Jogobella, czy niemieckie jogurty z importu. Z piekarni przyznam ci się, że jeszcze nie korzystałam i nawet nie widziałam żadnej w pobliżu. W takim razie muszę się uważniej rozglądać po okolicy. :) A dużo droższe jest takie piekarniane pieczywo od marketowego? Zwykłe proste mąki i płatki widziałam, ale nie ma dużego wyboru. Przeważnie jest tylko jeden sort jednej firmy (albo ja nie umiem szukać.. bo też jest i taka możliwość). ;) A właśnie, słuchaj, mąka ziemniaczana/kartoflana to tutaj jest? Czy to nie jest przypadkiem Maizena, ta w żółtym malutkim kartoniku? Takich kilogramowych nie mogę nigdzie znaleźć, a wiem że moja mama będzie potrzebowała czasem większych ilości do kopytek, knedli, śląskich czy czegoś tam.. Co ty mówisz? Nawet dzieci w przedszkolach mają rano mokre włosy? :D Jejcia. Co do mikro. i piekarników to właśnie rozważam zakup jakiegoś maleństwa z funkcją pieczenia. Nawet nie chodzi mi o żadne 2w1, a zwykły mini piekarnik. I jeszcze nawiązując do supermarketów, to zapytam przy okazji bo nie widziałam na żywo - czy Albert XL nie jest przypadkiem hipermarketem, czy też jest mniejszy od tych w Polsce? Co do uczelni, to pomyślałam o RSM-ie właśnie, dlatego że to ścisła europejska czołówka i oferuje praktycznie najlepsze MBA w kraju. Może więc warto zaryzykować, aaa? :) No to niezła historia z tym twoim mężem. :) Bardzo romantyczna. Miło również ze strony jego rodziców (i być może rodzeństwa), że zgodzili się na - jakby nie było - obcą osobę w domu (i do tego z całkowicie odmiennego kulturowo i zwyczajowo środowiska). Dla ciebie pewnie też musiało być to z początku niełatwym doświadczeniem, co? Chodzi mi o brak swobody, jak to zwykle bywa, kiedy się mieszka z rodzicami partnera.. Ale fajnie, że ostatecznie wszystko wam się tak szczęśliwie i pomyślnie ułożyło. :) Powiedz kochana jak tam się czujesz i jak idą przygotowania do porodu? :) Wszystko już kupione? Imię wybrane? Synuś przygotowany na pojawienie się siostry? (O Ikei i reszcie napiszę w najbliższym czasie, bo dużo się zmieniło przez ostatnie kilka dni.)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ech te przeprowadzki........
Chwilowa emigracja, to wygląda na to, że mamy nieco zbliżone branże. :) A jak się mieszka w Almere? Przyznać trzeba , że kawałek do tej pracy masz, co? :) Rowerem raczej nie śmigasz. A powiedz jak ty się czujesz w tych pierwszych tygodniach ciąży? Wszystko gra? :) Mam nadzieję, że niczego groźnego nie wytropią na tym waszym najbliższym USG.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×