Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość ech te przeprowadzki........

Czy są wśród was jakieś mamy z Holandii?

Polecane posty

Gość ech te przeprowadzki........
Mama zaraz dwojeczki, jeszcze małe pytanko na koniec (bo nie może mi dać spokoju): czy jeśli faktycznie jak piszesz dzieci przyprowadzane są tu do przedszkoli w mokrymi głowami, to znaczy że one są rano przed przedszkolem kąpane? Wiem, że dorośli biorą rano przyrznice, ale przyznam szczerze, że nawet nie przypuszczałam, że tak małe dzieci też? Dobranoc i do jutra. Rano postaram się jeszcze coś z siebie wykrzesać i coś dopisać.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ech te przeprowadzki........
/prysznice to jest.. literówka, przepraszam/

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość mama zaraz dwojeczki
O jestes! A juz sie zastanawialam gdzie sie podzialas :) Chwilowa emigracjo - wierze ci, ze nie mozesz doczekac sie wizyty polskiego ginekologa, bo jednak roznica w prowadzeniu ciazy jest diametralna :) Ale z doswiadczenia ci powiem, ze tutejsze polozne to kompetentne osoby i zawsze, jesli zauwaza, ze cos jest nie tak, same wysylaja cie do ginekogola. Moja pierwsza ciaza przebiegala ksiazkowo, druga tak samo (teraz 36 tc), mialam robione rozne badania, wyniki mialam dobre, wiec ja ani w pierwszej ani w drugiej nie widzialam ginekologa, ale znam mnostwo dziewczyn, ktore sa pod kontrola ze wzgledu np. na podwyzszone cisnienie, przodujace lozysko itp. Jedyna rzecz jaka moga ci doradzic to jesli chcesz badanie na toksoplazmowe to musisz o nie sama poprosic, bo tutaj nikt ci nie zaproponuje ani nie zapyta czy chcesz. ech te przeprowadzki...- wiem kochana, poczatki sa potwornie ciezkie. Szczgolnie jak trzeba sobie wszystko ulozyc od poczatku, ale bedzie dobrze. Powolutku i wszystko sie ulozy. Mam na pewno da sobie rade. Kiedy twoja mama przylatuje? Jak dacie rade z bagazami i wszystkim dojechac do domu? A no moj maz to wyjatkowy facet i chyba trafil mi sie jak slepej kurze ziarno ;) Powiem ci, ze mieszkanie u rodzicow jego nie bylo krepujace, poniewaz oni mieli bardzo duzy dom, a wlasciwie dwa polaczone w jeden. Moj maz ma 3 rodzenstwa i kiedy ja u nich zamieszkalam zostal w domu tylko maz i jego mlodszy brat, wiec miejsca mieli tak duzo, ze nawet sie nie widywalismy (w tej czesci domu, w ktorej juz nikt nie mieszkal maz i jego ojciec zrobili nam taka mala prowizoryczna kuchnie, w ktorej moglismy sami sobie gotowac, mielismy dwa pokoje i lazienke, takze warunki idealne, ale po roku rodzice jego postanowili sprzedac dom, bo byl po prostu za duzy i wtedy juz przeszlismy na swoje i wynajelismy male mieszkanko w miejscowosci, w ktorej studiowalismy) Dzis ostatni dzien w pracy (a wlasciwie pol dnia, pracuje do 12.00) i KONIEC! WSzyscy jestesmy calkowicie przygotowanie na przyjscie malutkiej i strasznie nie mozemy sie doczekac, szczegolnie ja i maz, bo synek nie moze sie doczekac prezentu od siostry :) (obiecalismy mu, ze jak siostra sie pojawi to da mu prezent :) ) Co do dzieci i porannych kapieli. To tak, tu jest taka moda, ze dzieci kapie sie rano, nawet niemowleta, choc ja tego nie robie. Jednak tutaj w zasadzie robi tak znaczna wiekszosc, ktora znam. W maju bylismy z mezem w USA na tydzien i synek zostal wtedy u dziadkow (tesciow) i oni robili dokladnie tak samo. Nie powiem, zebym byla zachwycona...;), bo ja jednak wychowana jestem w PL i tam jak wiesz nie do pomyslenia jest wypuszczanie dzieci z domu z wilgotnymi wloskami, no ale maly mial sie swietnie, nie rozchorowal sie ani nic, wiec w zasadzie nie bylo z tym problemu :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość chwilowa emigracja.....
czyli dzieci wieczorem klada sie spac brudne??? bo raczej przez noc czlowiek sie nie brudzi ;) co do ciazy to jestem bardzo zmeczona i ciezko mi wytrzymac w pracy te 8 godzin. a te badania na tokso to kiedy powinnam zrobic? bo z polozna widze sie dopiero za 3 tyg.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość mama zaraz dwojeczki
A no kladzie sie brudne :) Myja im buzie, raczki i moze cos jeszcze ;), nie wiem...ale generalnie i maluchy i dorosli kapia sie z rana. A w ktorym tygodniu jestes?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość chwilowa emigracja....
w 10 tyg teraz.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość chwilowa emigracja....
co do kapieli to nie wyobrazam sobie isc spac po calym dniu bez kapieli.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość mama zaraz dwojeczki
A mialas juz robione badanie krwi? (to standardowe na poczatku ciazy) Jesli tak, to zadzwon do poloznej i powiedz, ze chcesz sie zbadac na toxo, ona wypisze ci skierowanie. Jesli nie to poinformyj polozna przy kolejnej wizycie, ze chcesz takie badanie. Ja mialam robione w pierwszej ciazy ok. 13-14 tc, a drugiej juz nie robilam. Co do kapieli to ja tez nie wyobrazam sobie isc spac taka nieswieza po calym dniu ;) U nas w domu zreszta wszyscy sie kapiemy wieczorem :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ech te przeprowadzki........
Ok, jak więc obiecałam wczoraj wieczorem, popiszę trochę o tym co mnie tu jeszcze ciekawi, co mi się podoba, a co nie. Może dla przeciwwagi zacznę dziś od rzeczy które mi się nie bardzo podobają: - Nie podoba mi się przede wszystkim to, że nie mam nie tylko piekarnika (o którego braku już się tu przy jakiejś okazji rozpisywałam), ale i pralki. No niestety. I nie ukrywam, że jest to dla mnie dosyć poważny problem. Obecnie prowadzę 'negocjacje' z właścicielem odnośnie tej nieszczęsnej pralki z tego względu, że zobowiązał się przy podpisywaniu umowy, że pralkę wykombinuje i dostawi. Niestety najwyraźniej na obietnicach się skończyło.. a mnie naprawdę trudno sobie wyobrazić bieganie z ciężkimi torbami do pralni i z powrotem, płacenie za usługi, albo co gorsza ciągłe robienie ręcznych przepierek - szczególnie przy małym dziecku, które brudzi w tempie ekspresowym ...tym bardziej, że dopiero uczy się jeść. - Nie podoba mi się dział z nabiałem w Dirku, który - jak pewnie wiedzą wszyscy, którzy choć raz robili tam zakupy - stanowi chłodnia, do której środka się wchodzi, żeby wziąć mleko, masło, albo jogurt. Nie wiem jak wy, ale ja tam daję radę w środku 'niecały ułamek sekundy'. :P W ogóle co za pomysł. Zimno jak diabli, a żeby coś szybko kupić to trzeba znać asortyment. Ja tam wymiękam jak chwilę tam posterczę, bo jako lokalny 'świeżak' muszę czytać uważnie wszystkie etykiety, żeby kupić to co chcę (tym bardziej, że z językiem też cały czas raczkuję). Do tego jakby pech chciał, Dirk z jego nieszczęsną chłodnią jest jednym z najbliższych marketów w mojej okolicy. :/ - Nie podoba mi się wielki piecyk na wodę w mojej kuchni, z którego wychodzi kran. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że za tę cenę nie można mieć wszystkiego i mam taki standard jaki mam, ale on jest zwyczajnie szpetny i razem z siecią rur biegnących po ścianach strasznie psuje ogólny wygląd tego pomieszczenia. W niektórych mieszkaniach, jakie oglądałam, widziałam podobne. Ech, no ale co zrobić... - Nie podobają mi się często tu spotykane kable od przenoszonych lamp biegnące po sufitach bez żadnych maskownic. Przez to wnętrza tracą na estetyce. Jestem przyzwyczajona do tego, że w Polsce wszelkie kable i kabelki (podobnie jak rury) są najczęściej poukrywane w ścianach. Tu najwyraźniej ludziom to jednak nie przeszkadza. Widziałam te majtające się kable już nie raz. - Nie podoba mi się tutejsza wędlina (ta pakowana, bo dotychczas żadnej innej nie testowałam). Po pierwsze jest strasznie cienka i przez to się rwie przy wyciąganiu z opakowania, a po drugie jest mało słona i smakuje jak gotowana a nie wędzona. Nie wiem, może jak się nie znam i nie wiem który rodzaj brać, ale co nie spróbuję kolejnej to jest to samo, także z nostalgią przypominam sobie smak polskiej grubiej krojonej wędzonej wędliny. Gdzie wy kupujecie takie rzeczy? Czy bierzecie czasem zamiast pakowanej, wędlinę krojoną przez ekspedientki? Albo kupujecie większy kawałek do samodzielnego krojenia? Które wędliny najbardziej przypominają te polskie? - Nie podoba mi się, że tutejsze chleby z supermarketu (te ze spulchniaczami, o których już pisałam) nigdy nie twardnieją ani nie czerstwieją, co by wskazywało na ich niezdatność, tylko błyskawicznie zachodzą pleśnią nadal pozostając miękkie! To bardzo mylące i trzeba naprawdę uważać, dobrze oglądać takie leżące kilka dni pieczywo, żeby nie zjeść pleśni. Czy chleby z piekarni też tak prędko pleśnieją, czy są bardziej jak te polskie, czyli starzejące się w naturalny sposób? - Nie podoba mi się to, że to samo co z chlebem dzieje się z wieloma owocami i warzywami z marketów, które zamiast naturalnie gnić, zaczynają pleśnieć. Co oni tu do nich dodają, że się tak dzieje? ...Bo chyba nie jest to raczej wina wilgotnego klimatu, co? Czy też to zauważyłyście?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ech te przeprowadzki........
No dobra, no to teraz co mnie tutaj jeszcze ciekawi: - Ciekawią mnie - a w zasadzie bardziej śmieszą niż ciekawią - znaki drogowe na których widnieją rysunki wskazujące jest zakaz picia alkoh. i palenia trawy w niektórych miejscach. :D Niedaleko mnie jest taki znak. Czy to miasto ma naprawdę aż taki problem z tego typu zachowaniami na ulicach? Hmm.. przyznam, że nawet nie przypuszczałabym, bo przez ten cały okres mojego pobytu tutaj nie widziałam ani jednego pijącego, ani tym bardziej nietrzeźwego na ulicy. Palących też raczej nie widuję, ani marihuany nie czuć.. No może z raz czułam w wagonie metra (został zapach po jakimś pasażerze), ale poza tym to raczej jest tu spokojnie. Mało tego, zauważyłam, że mimo legalizacji marii, nikt tu specjalnie nie pali. A ci co tu palą, są to prawie wyłącznie turyści, a nie lokalni. Nie wiem jak jest w waszych miastach/miasteczkach, ale podoba mi się, że nie ma tu pijaczków stojących gdzieś na rogach ulic z tanim winem... Tu pewnie jeśli ktoś pije (chodzi mi o alkoholików) to w zaciszu własnego mieszkania, co? - Ciekawi mnie fakt, że liczba stojaków rowerowych w tym mieście nie odpowiada ogromnemu zapotrzebowaniu na nie. I tak oto panuje zasada 'kto pierwszy ten lepszy'. Już nie raz widziałam, jak ci którzy przyjeżdżają ze szkół, albo z pracy trochę później, nie mają już miejsca na zapięcie roweru na chodniku przed własnym mieszkaniem i muszą szukać czegoś dalej, albo po przeciwnej stronie ulicy, albo wykorzystują do tego cokolwiek się nawinie (słupy, latarnie itp.). To samo się dzieje na mieście w godzinach szczytu i wieczorem w weekendy (trzeba parkować nawet kilka ulic dalej niż się planowało). - Ciekawi mnie to, że są tu ślimaki ze 3-4 razy większe od tych znanych mi z Polski. Właśnie odkryłam je u siebie na podwórku. Pełzają mi po ścianach drewnianego schowka, szczególnie teraz po deszczach. Czy to są właśnie te słynne ślimaki, którymi zajadają się Francuzi? O___o - Ciekawią mnie umywalki w pokojach/sypialniach w niektórych mieszkaniach. Czemu one niby mają służyć? Czy to jest jakaś lokalna cecha, o której nie wiem, czy co? W obecnym mieszkaniu takiej nie mam, ale w poprzednim na de Pijp była i w kilku innych jakie tu widziałam też. - Ciekawi mnie to, że wszystkie ceny produktów w sklepach podane są ty z dokładnością 99, czy 98 centów, podczas gdy nie wydaje się tutaj 1 i 2 centówek, tylko zaokrągla ceny. Wychodzi na to, że bardziej opłaca się płacić kartą. - Ciekawią mnie w tutejszych sklepach multipaki wielu słodyczy w małych opakowaniach (np. chipsów, lizaków itd.) i małych napojów (soków, mleka w kartonikach, napojów gazowanych w puszkach). Generalnie to chyba nie da się tutaj kupić np. 1 kartonika soczku ze słomką, 1 małej paczki chipsów i 1 lizaka, tylko wszystko w dużych opakowaniach (czyli po kilka sztuk na raz). - Ciekawi mnie też to, że nie ma tutaj tylu kaszek smakowych i soczków dla niemowląt co w Polsce. Kaszek jest raczej niewielki wybór i mam wrażenie, że dominują raczej te naturalne, a smakowych jest malutko. Pewnie ma to tez swoje dobre strony, bo takie zwykłe kaszki nie mają cukru, sztucznych barwników i aromatów.. Gotowych do spożycia soczków dla niemowląt też chyba próżno szukać, bo widzę, że są tu głównie syropy do rozcieńczania z wodą w dużych litrowych albo półlitrowych butelkach. - Ciekawi mnie to, że można tu kupić 2 litrową wodę mineralną w kartonie jak sok, zamiast w butelkce :P i małą wodę w kartoniku z dzióbkiem i nakrętką jak jogurt pitny. Szkoda tylko, że tak prędko zachodzą pleśnią jak się je nie schowa do lodówki. ...Coś tu jest z ta pleśnią na produktach spożywczych... naprawdę. - Ciekawi mnie, że prawie że nie ma tu w sprzedaży mydeł w kostce. Dominują te w płynie, a w kostce jest może z jeden rodzaj jednej marki. Czy Holendrzy całkowicie od nich odeszli? :) (Nie piszę tu o dekoracyjnych marsylskich sprzedawanych dla szpanu w drogich drogeriach, tylko o takich zwykłych tanich klasycznych toaletowych.) Poza tym, te które widziałam nie mogły być kupowane na sztuki, tylko wyłącznie w wielopaku. - Ciekawi mnie to, że w działach z chemią gospodarczą w drogeriach i marketach obok zwykłych środków czystości stoją wielkie butelki z amoniakiem, octem, spirytusem, wodą destylowaną, wielkie torby z solą, sodą i Bozia wie czym jeszcze. Hmmm... bardzo eko I co ciekawsze ludzie je tutaj naprawdę kupują! Wow. Ja nawet nie wiem do czego połowa z nich jest wykorzystywana w porządkach domowych. - Ciekawi mnie to (i powiem, że nawet wkurza jako osobę nieobytą z tutejszym językiem i zwyczajami kulinarnymi), że ziemniaki występują tu w co najmniej 3-4 odmianach i nigdy nie wiem jakie kupić, żeby były dobre, bo nie bardzo się znam. Są tu m.in. ziemniaki szybko gotujące, ziemniaki do piekarnika i ziemniaki nie wiem do czego jeszcze... Weź tu człowieku bądź mądry. Ostatnio nawet pytałam jakiejś babki w sklepie, żeby mnie oświeciła, ale i tak złe kupiłam, bo mi się lekko porozwalały. So, anybody...? :) Może któraś polecić jakiś sprawdzony rodzaj? Który to worek? - Ciekawi mnie również fenomen Jip en Janneke w sieci Hema. :) Widzę, że bardzo lubią ten motyw, bo mają całkiem pokaźny asortyment z ich podobiznami. Kojarzę je, bo w Polsce są książeczki dla dzieci z tej serii, tylko nazywają się Janek i Janka. :) - Ciekawią mnie takie śmieszne mini paletki (coś jakby rakietki tenisowe w drucianym wypełnieniem) na baterie, które służą do porażania prądem komarów. :P Czy na serio działają? - Ciekawe jest też to, że zarówno panowie, jak i panie są tu bardzo wysocy. Czasem odnosi się wrażenie że średnia wzrostu wynosi tu blisko 2 metry. Czuję się nieraz jak krasnoludek. :) Jakoś tak dziwnie sięgać ludziom do żeber. :D A szczególnie jest to niekomfortowe kiedy taki wysoki ktoś stoi za plecami w kolejce do kasy kiedy wklepuje PIN (jakoś tego nie lubię, bo mam wrażenie że wszystko widzi, choć może nawet się z grzeczności nie patrzy). - Ciekawe może też być dla niektórych to, że kobiety nie są tu przepuszczane w drzwiach (ani nikt im ich specjalnie nie otwiera), ani nie widziałam żeby ktoś ustępował starszym ludziom miejsca w tramwajach, czy metrze. Nie to, żeby mnie to akurat dziwiło, bo znam to już w różnych podróży i dłuższego pobytu w Danii, ale dla kogoś przywykłego do i wyrosłego wśród zwyczajów panujących w Polsce może się to na pewno wydać z początku trochę dziwne i niezręczne. Co do seniorów, to być może jest tak dlatego, że tacy bardzo bardzo sędziwi ludzie nie jeżdżą już środkami komunikacji miejskiej, bo mają swoje elektryczne wózeczki, natomiast ci którzy jeszcze korzystają są chyba nadal w niezłej kondycji fizycznej. W Polsce to sami wiecie jakie trzęsące babulinki i dziadkowie wsiadają nieraz do autobusów... (a reszta starszych pań, która tak naprawdę nie jest nieraz wcale potrzebująca, korzystając z przywileju nauczyła się egzekwować miejsca od panów i młodzieży. Czy słusznie, nie wiem..) - I zgodzę się z tym co napisała 'Mama zaraz dwojeczki', że obiady je się tu faktycznie dużo później, bo dopiero wieczorem, a w czasie kiedy w Polce je się zwyczajowo obiad tu jada się lunch. Tak jest raczej w większości krajów na świecie i nawet w wielu młodych rodzinach w Polsce, głównie ze względu na pracę do późna. Kiedyś jak kobiety nie pracowały, a mężczyźni pracowali blisko domów, obiady rzeczywiście jadano w południe, ale teraz się to zmienia i ten zwyczaj staje się powoli bardziej umowny niż rzeczywisty. Szkoda tylko, że zamiast jeść razem przy stole o jednej porze, w Polsce ludzie jadają każdy o innej i gdzie indziej, a rzadko kiedy zasiadają wspólnie do stołu. Tutaj słyszałam (a nawet zdarzyło mi się widzieć), że ludzie zbierają się co wieczór razem, wspólnie gotują i wspólnie jedzą przy jednym stole z dziećmi. Podobnie robią i ci którzy dzielą razem wynajmowany dom/mieszkanie. To bardzo dobry zwyczaj. Zacieśnia relacje.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ech te przeprowadzki........
A teraz wymienię to, co mi się tutaj jeszcze spodobało: - Podobają mi się tutejsze sery. A w zasadzie ich mnogość. :) Dla odmiany te sprzedawane są już super grubych plasterkach (nie tak jak ta nieszczęsna szynka..). Na razie kupuję tylko młode i dojrzałe, bo do smaku starych jeszcze nie zdążyłam przywyknąć (są dla mojego polskiego podniebienia nadal za ostre). ;) Kupujecie czasem sery w dużych kawałkach na wagę do samodzielnego krojenia w domu? Jak to wygląda cenowo? Opłaca się, czy raczej droga impreza? - Podoba mi się tutejsze mięso mielone, bo po usmażeniu nie robi się na patelki klucha, tylko ładnie się rozdrabnia. Pamiętam, że jak kupiłam takie kiedyś w Polsce to musiałam po usmażeniu siekać je na kawałki, tak było posklejane. Podejrzewam, że dlatego że tutaj przygotowuje się je pod kątem dań z patelki, a w Polsce pod kątem kotletów mielonych i może zawierają już jakieś białko kutrze w środku które je lepi... - Podobają mi się tutejsze detergenty piorące, które są bardzo skoncentrowane (tak, że nieraz mała nakrętka wystarcza na cykl) i przystosowane do prania w bardzo niskich temperaturach. Jeszcze ich co prawda nie próbowałam, ale je oglądałam w sklepach i widzę, że można dzięki nim trochę zaoszczędzić. - Podobają mi się tutejsze tabletki do zmywarek (zmywarki nie mam ale co tam) :) które składają się z rozpuszczalnej folii częściowo wypełnionej żelem. Fajne, naprawdę. - Podobają mi się dezodoranty w kulce Sanexa (chodzi o te stawiane nakrętką w dół). Co prawda znam je już z Danii, ale w Polsce ich nie ma. - Podoba mi się to, że jedzenie i chemia własnych marek supermarketów jest - trzeba przyznać - w większości przypadków zaskakująco dobrej jakości i jak tak się nieraz rozejrzę po sklepie, to widzę, że zupełnie normalni ludzie, którzy nie wyglądają na jakoś szczególnie oszczędnych, również często po nie sięgają. W Polsce to już nie zawsze i nie wszędzie tak jest - w niektórych sieciach takie rzeczy są ok, ale w innych już nie bardzo. Tutaj nawet mieszkając wcześniej m.in. z holenderskimi studentami widziałam, że w lodówce i szafkach mieli pełno jedzenia z logo marketów, a w łazience kosmetyków często też właśnie stamtąd. - Podobają mi się tutejsze smoothies i puddingi Mony (te z dziurką na dnie opakowania). Uwielbiam je! To już prawie jak uzależnienie. ;) - Podobają mi się bardzo tarty i torty z Hemy i Bijenkorfa. Nigdy ich jeszcze nie próbowałam, ale wyglądają smakowicie i do tego niezwykle estetycznie. :) Chciałabym kupić takie fajne ciacho małemu jak skończy tutaj roczek na wiosnę. - Podobają mi się piękne rzeczy dla dzieci z Bijenkorfa, ale muszę powiedzieć, że ceny to mają zawaliste... - Podobają mi się automaty na puste plastikowe butelki i skrzynki z butelkami i beczkami po piwie w supermarketach, za które można dostać z powrotem pieniądze, okazując kwit z kodem kresowym (wydany przez automat od butelek) przy kasie. Super sprawa!!! Polska powinna wziąć przykład! - Podoba mi się pomysł z darmową kawą z ekspresu w supermarketach (zazwyczaj własnej marki sklepu) w porannych godzinach. Klient może sobie podejść i się obsłużyć jak w kawiarence. Już 2x skorzystałam sobie przy okazji zakupów z tego 'napitku'. :) - Podobają mi się darmowe magazyny z Alberta, w których są pomysły na potrawy na cały tydzień i nie tylko. :) A najfajniejsze jest to, że upraszczają je do tego stopnia, że zamieszczają nawet zdjęcia półproduktów dostępnych w sklepie potrzebnych do ich przygotowania. Szkoda tylko, że tak słabo rozumiem język.. - Podoba mi się również to, że dzięki sklepowi on-line np. Alberta, Etosa (Galla pomijam, bo nie jestem klientem) i jeszcze paru innych, człowiek może sobie sprawdzić przed pójściem na zakupy co ma wziąć i ile kasy na to poleci. - Podoba mi się to, że są tu w kuchniach wielkie wygodne kosze na śmieci, a nie małe ukryte gdzieś w szafkach pod zlewem. W takie kosze naprawdę dużo wchodzi i nie trzeba dzięki temu bez przerwy biegać do zsypów. W poprzednim mieszkaniu i kilku innych również się z nimi spotkałam. Dobry pomysł. Nawet powiedziałabym, że bardzo. - Podobają mi się także dostępne w tutejszych sklepach z drobnymi art. gospodarstwa domowego szczotki na długich teleskopowych wysięgnikach ze zintegrowanym spryskiwaczem do mycia tych wielkich holenderskich okien. Fajny wynalazek. (Ja jakoś dałam radę bez po przeprowadzce, ale u góry nie wszędzie domyłam, bo nie sięgam. Czekam na drabinę, którą ma właściciel podrzucić.) - Podobają mi się papierowe (a la amerykańskie) torby z AH to go. :P Nie to, żeby były wygodne, ale to zawsze coś nowego, odmiennego, czyż nie? ;) - Podoba mi się pomysł z OV-chipkaart, bo dzięki temu taryfy za przejazdy są bardziej fair, ale biada temu, kto zapomni przyłożyć karty do czytnika przy wysiadce. Brrr.. :) Szkoda tylko, że nie jestem upoważniona do otrzymania takiej karty imiennej studenckiej. Oj. - Podobają mi się bardzo tutejsze elektroniczne urządzonka, w które wyposażeni są goście z firm kurierskich dostarczających przesyłki, na ekranie których odbiorca składa rysikiem swój podpis, zamiast tradycyjnie na papierze. Ach ta technologia... :P - Podoba mi się system iDEAL, służący do dokonywania szybkich transakcji płatniczych w internecie. Nigdy z niego nie korzystałam, bo nie mam jeszcze tutejszego rachunku bankowego, a i w związku z tym karty, ale czytałam o nim i wydaje się bardzo prosty i wygodny. A rachunku w lokalnym banku nie mam, bo nie posiadam jeszcze numeru BSN. Muszę się za tym zakręcić jakoś w najbliższym czasie. Póki co posługuję się od czasu do czasu polską kartą (i obrywam na prowizjach oraz przewalutowaniu...). :/ - Podoba mi się Chipknip w tutejszych kartach płatniczych (czyli portfel elektroniczny do dokonywania drobnych płatności), o którym również czytałam, bo zauważyłam, że są do niego wejścia w automatach w szkole, przy kasach w kafejkach, stołówce studenckiej, a nawet marketach. Nawet niektóre samoobsługowe kserokopiarki w szkole działają wyłącznie na Chipknip i nie mogę z nich korzystać (trochę nie fair). Widziałam też automaty przy bankomatach do ich naładowywania. - Podoba mi się to, że siedząc na podwórku rano, albo zmęczona po całym dniu, słyszę mewy. :) Muszę powiedzieć, że jest to dla mnie w pewnym sensie coś nowego, jako że nie jestem do nich przyzwyczajona (pochodzę z centralnej Polski), no i przyjemnego, bo kojarzą mi się z wakacjami nad morzem. :) Po prostu słysząc je tu, człowiek uświadamia sobie że jest nad morzem (czego oczywiście nie widać żyjąc w tym mieście, bo jest bardzo gęsto zabudowane i nie ma plaż ..a przynajmniej nic mi nie wiadomo o ich istnieniu). - Podoba mi się serwis Programma Gemist, o którym dowiedziałam się od znajomych ze szkoły. Dzięki niemu można za darmo obejrzeć sobie wszystkie programy telewizyjne (poza serialami, filmami i serwisami informacyjnymi), które są wyświetlane w ciągu dnia (również te stare sprzed wielu miesięcy). Dobry sposób żeby osłuchać się z językiem, bo normalnego telewizora to nie mam (jak wielu innych rzeczy w tym mieszkaniu), ale nie żeby jakoś szczególnie mi go brakowało.. bo i bez niego ciągle jest co robić (a w zasadzie to czasem nie ma gdzie rąk włożyć). :) Z lokalnych kanałów spodobało mi się Net5, SBS 6 i Veronica. Wyczaiłam tam również kilka fajnych programów wnętrzarskich i o domach. (Coś dla mnie. Szczególnie teraz.) :) Jest jeszcze Veamer gdzie po zalogowaniu i za niewielką opłatą można obejrzeć seriale i filmy emitowane na różnych stacjach, ale to mnie akurat nie interesuje. Zresztą część tych najpopularniejszych jest na YouTube w wersji anglo. za darmo. :) /Generalnie to sporo rzeczy, które tu dotychczas wypisałam nie są mi tak do końca obce, ani nie są taką zupełną nowością, bo znam je z pobytu w Danii i różnych podróży i wycieczek tu i ówdzie (jak chociażby rowery cargo do przewożenia maluchów itp.) :) ale ponieważ jest to polskie forum i pisze z Polakami, postanowiłam pisać z polskiej perspektywy i przyrównywać lokalne różnice do tych polskich właśnie./

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ech te przeprowadzki........
A i jeszcze zapomniałam, że: - Podoba mi się serwis Thuisbezorgd, gdzie można w łatwy sposób zamówić jedzenie do domciu z mnóstwa okolicznych restauracji, które oferują dowózkę (dowózka w wielu jest gratis). To trochę lepsza opcja niż wcinanie mrożonek w podobnej cenie. Jest chyba jeszcze jeden podobny konkurencyjny serwis, ale nie pamiętam nazwy. Jak któraś z was kojarzy to niech napisze. :) Fajna sprawa z tym jedzeniem na wynos, bo czasem się przydaje, a ceny nie wszędzie są takie znowu wysokie i zdarzają się całkiem przyzwoite i korzystne oferty. Do tego w ofercie są kuchnie z różnych zakątków świata. (...No ale wiadomo, że najtaniej wychodzi domowe i to bezdyskusyjnie.) :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość chwilowa emigracja...
a ja mam pytanie do mamy dwojeczki: czy sa tutaj jakies prawa pracownicze dla ciezarnych? gdzies wyczytalam, ze powinna byc dodatkowa wolna godzina w pracy (1/8 dni pracy czy cos takiego) i czy jak ide do lekarza to moge robci to w godzinach pracy? czy sa tutaj jakies panstowe ustawy czy to zalezy od firmy?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość mama zaraz dwojeczki
ach te - nooo, to sporo ci sie tu podoba :) Ale tu sie naprawde dobrze zyje...mimo tych ich dziwnych przyzwyczajen i czasem wkurzajacej kultury ;) chwilowa emigracja - powiem ci szczerze, ze nie mam pojecia czy sa jakies przepisy prawne dotyczace ciazy (oprocz tego macierzynskiego 4 do 6 tygodni przed porodem). Wydaje mi sie, ze badania kontrolne u poloznej w trakcie pracy rowniez sa uregulowane prawnie (ja zawsze chodzilam w trakcie pracy, poniewaz mi powiedzialno, ze tak powinnam robic, wiec nigdy nie szukalam regulacji prawnych), ale to musialabym sprawdzic. Co do zmniejszonej ilosci godzin to nie mam pojecia. Nigdy to tym nie slyszalalm, ale wiem, ze przysluguje ci wiecej krotkich przerw. Poza tym nie wiem czy o tym slyszalas, ze specjalnie dla polskich przyszlych mam w Polsce otworzono nowa strone internetowa (zalozla ja polozna, Polka z pochodzenia mieszkajaca tu 20 lat), gdzie odpowiada na rozne pytania itd. (wyczytalam to ostatnio w gazecie "Kindje op komst"), takze zajrzyj sobie tam, moze cos ciekawego wyczytasz: www.polozna.nl

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ech te przeprowadzki........
Przyjechali (jak już pisałam) w poniedziałek. Odebrałam ich z Schiphola i wróciliśmy pociągiem do CS i dalej tramwajem. Wózka nie mamy, bo mama nie miała już 3 ręki. Przez całe te ostatnie 2 tygodnie bardzo dużo się wydarzyło, głównie pod kątem wydatków (w samej Ikei poleciało już ponad 200 euro) i organizacji tutaj. Sporo z nowo zakupionych rzeczy przytargałam ręcznie do domu, o co nigdy dotąd bym się nawet nie podejrzewała. Jeździłam na raty i brałam w ikeowe torby raz krzesła, innym razem 5 kilowe opakowania z regałami. Tak to jest jak się nie ma auta... Tego czego nie dałam rady przywieźć metrem i przynieść do domu, zamówiłam transportem. Nadal jeszcze czeka długa lista do zrealizowania, ale można powiedzieć jesteśmy na półmetku. Mama przywiozła narzędzia z Polski, toteż od wtorku sukcesywnie coś skręcamy i ustawiamy. Właściciel pożyczył drabinę. Mama przywiozła też miarę, bez której nie bardzo mogłam się zabrać za podłogę. Zdecydowałam się położyć samoprzylepne panele albo samoprzylepną wykładzinę (po holendersku to laminaattegels i tapijttegels) albo i jedno i drugie, na które natknęłam się Kwantum i Gammie. A przy okazji odkryłam jeszcze 2 markety budowlane Praxis i właśnie tę wspomnianą Gammę (chwała niech będzie gazetkom reklamowym!) :) Za miesiąc po 1 sesji mam zamiar obmalować pomieszczenia. Wiem, że może być już chłodno, ale postanowiłam, że mama zabierze małego na cały dzień na miasto i przez ten czas się tu wywietrzy. Czytałam, że wiele farb jest bezpiecznych nawet dla niemowląt i można już wieczorem spać w świeżo umalowanym pomieszczeniu bez szkody dla organizmu. Muszę tylko jeszcze obczaić które to farby z tutejszej oferty. Widziałam dużo farb w Hemie, ale nie zagłębiałam się jeszcze w etykiety. Cieszę się, że powoli krystalizuje mi się wizja ostatecznego wyglądu obecnego mieszkania i robi się w nim coraz bardziej domowo. :) Byłam też w Prenatalu i kupiłam leżak i kilka innych drobiazgów. Spacerówek akurat nie było tych co chciałam zobaczyć i muszę zajechać tam za jakiś czas jak będzie dostawa. Póki co mamy nosidło i ono nas ratuje. Będziemy go używać przez cały 5 miesiąc i po 6 wsadzimy bąbelka do parasolki. Przed przyjazdem wysłałam mamę do Mothercare po siedzisko booster do karmienia, nakładane na krzesła, bo doszłam do wniosku, że leżaczek może dawać radę tylko na początku a później lepiej mieć krzesełko, żeby dziecko normalnie siedziało przy stole. Przywiozła je i jestem super zadowolona! :) Jest 2w1. Żałuję, że w Holandii nie ma Mothercara. Byłam też w ubiegłym tygodniu w Hemie i kupiłam dziecku tę matę, o której tu kiedyś wspominałam i do tego jeszcze rzecz nadprogramową, która przypadkowo znalazła też drugie zastosowanie w domu. Chodzi o to: http://img.hema.nl/products/jip-en-janneke-zwembadje-15840014-big.jpg Basenik ogrodowy za niecałe 5 euro. Nie mogłam mu się oprzeć. :) Pod prysznicem pełni u nas tymczasowo rolę wanienki na zmianę z elastycznym wiadrem z tworzywa. Na wiosnę i lato będzie nadal dobry na podwórko. W Hemie kupiłam też sporo rzeczy do domu (generalnie wszystko to czego nie wzięłam lub nie znalazłam w Ikei i Albercie). Ogólnie poszło w ostatnim czasie sporo pieniążków na to i owo. Niby bez szaleństw, ale sporo tego było i drugie tyle jeszcze trzeba kupić. Dużo też przytargała mama z Polski (nawet bałam się, że przekroczy limit bagażu, ale na szczęście wszystko dobrze się skończyło). Jedyną nadprogramową rzeczą na jaką dałam się skusić to pufy z Leen Bakker po 20 eur. Żałowałam później zakupu przez 2 dni, ale teraz uważam, że dużo dają temu wnętrzu, bo zrobiło się milej i jeszcze bardziej domowo. :) Generalnie się najeździłam i zwiedziłam już sporo okolicznych marketów meblowo budowlanych. Przez ostatnie tygodnie za każdym razem po szkole gdzieś jechałam i coś targałam do domu. Na dłoniach mam już odciski od noszenia tych ciężkich toreb i bolą mnie barki, ale przynajmniej widzę już światełko w tunelu... ;) Mama zaraz dwojeczki, a ja myślałam ze już od dłuższego czasu siedzisz na urlopie. :) Faktycznie sporo mi się tu podoba, także myślę zakotwiczyć na nieco dłużej i nie zmieniać lokalu przez najbliższe 2 lata, dlatego w niego inwestuję. Jak słucham znajomych ile i za co płacą, to dochodzę do wniosku, że nie trafiłam najgorzej. Okolica też w porządku. 2 dni temu biegając, odkryłam nawet w jednym z okolicznych parków kinderboerderij. :) Mogłabyś mi w wolnej chwili napisać o tej wędlinie, serze, ziemniakach, mące ziemniaczanej i czymś tam jeszcze, o które pytałam w zeszłym tygodniu? Jak się w ogóle czujesz? :) To za 3 tygodnie rodzicie, o ile dobrze kojarzę, tak? Chwilowa emigracja, nic nie napisałaś jak wam się mieszka w tym Almere? :) (PS Ekspresu do kawy nie będzie, bo musi być spacerówka, ale nie jest tragicznie, bo znalazłam w Ikei zwykłą kafeterię na kawę sypaną za niecałe 15 euro :P i już nie będę musiała pić tutejszej rozpuszczalnej - a ta jest tutaj bardzo specyficzna, bo jak kupiłam po przyjeździe słoik Nescafe Gold, to do dziś leży prawie nie ruszony ...strasznie dziwna w smaku, za mocna jest.)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość chwilowa emigracja...
W Almere jest ok, okolica spokojna, duzo zieleni tylko sasiedzi troche popie******* ;) no i co najwazniejsze mamy duza przestrzen, bo nie wyobrazam sobie mieszkac w jakies klitce a Amsterdamie placac pewnie wiecej niz moje 3 pokoje.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość chwilowa emigracja...
oni w ogole maja niedobre kawy tutaj i strasznie maly wybor. ale ja w PL pilam tylko Jacobsa.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ech te przeprowadzki........
Heh. ;) A co z tymi sąsiadami nie tak? No ja mieszkam w takiej amsterdamskiej klitce, ale pocieszam się podwórkiem i tym, że nie mam tak tragicznie daleko do większości miejsc. A do pracy czym dojeżdżasz? Co do kawy, to sypane ekspresowe mają bardzo dobre i nie raz je już tutaj piłam, ale rozpuszczalne są faktycznie kiepskie. W Polsce też piłam Jacobsa (rozpuszczalnego), ale tu go nie ma. Teraz przerzucam się sypane parzone.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość mama zaraz dwojeczki
Chwilowa - cos ty!! Kawy wlasnie tu sa rewelacyjne! Ogromny wybor (rowniez smakowych) i ja uwazam, ze wlasnie tu sa dopiero prawdziwe kawy, a nie te siki rozpuszczalne ;) Ale ja generalnie nie znosze kaw instant i dla mnie to nie kawa, takze to wszystko rzecz gustu. Poza tym wiesz, co do klitki, to nie masz co porownywac Almere z Amsterdameme. Almere jest relatywnie male, nowe no i raczej do ladnych miast nie nalezy...A Amsterdam to stolica, centrum wszystkiego, wiadomo, w ktorym naprawde bardzo ciezko znalezc mieszkanie, a jak sie juz cos znajdzie to ceny sa z kosmosu, wiec tych obu miast nie ma co porownywac, bo to jak porownywanie dnia z noca :) Ech te przeprowadzki - fajnie, ze juz sie powolutku urzadzasz i, ze mama dotarla z malutkim cala i zdrowa. To jestescie w komplecie :) Ja wlasnie tez szukam " boxkleed" ;) do kojca dla mojej malej, takze mysle, ze w sobote wybierzemy sie na jakies zakupy, bo brakuje mi jeszcze paru drobiazgow, a teraz naprawde z dnia na dzien jest mi ciezej i czuje sie jak wiellllki wieloryb ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ech te przeprowadzki........
Najpiękniejsze boxkleedy widziałam w Baby-Dump, tylko że i ceny są odpowiednio 'piękne'. ;) Ja wzięłam tańszą, ale jak bym miała więcej wolnych funduszy to bym zaszalała. Jutro uderzam na dalsze zakupy i o ile nie będę nieprzytomna po powrocie to zdam relacje jak poszło.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość anilka
witam wszystkie babki w holandii! fajnie ze powstal ten topik. wprawdzie ja jeszcze nie jestem na miejscu ale juz wkrotce. mam do was kilka pytan. czytalam wasze posty, ale dla kogos niezorientowanego, to wszystko jest bardzo zawile!! piszecie ze tutaj studiowalyscie badz studiujecie...dla mnie to rtez goracy temat, bo skonczylam wlasnie licencjat i chcialabym zrobic mgr, skoro nie bede w polsce, to w holandii. mam dziecko, i to mnie martwi. tzn nie to ze jest hehe tylko polaczenie studiow z wychowaniem dziecka. bardzo zalezy mi zeby przylozyc sie do wychowania syna. przynajmniej na mojej uczelni bylo tak, ze zajec nie bylo duzo, bo bylam na studiach hummanistycznych, a zajecia byly przez 4 dni w tyg a reszta wolne. - a jak jest w holandii? ile dni w tyg trwa nauka? - czy jest duzo zajec? -jak rozlozone sa zajecia? czy odbywaja sie w takich godzinach, w jakich dzieci przebywaja w szkole? -czy studentci zagraniczni maja jakas fory, sa traktowanie ze tak powiem"z przymruzeniem oka'? czy jednakowy wucisk? i wlasnie, czy bardzo ciezko jest? - a wlasnie, jest chodzi o pomoc panstwa, czy na dziecko przysluguje mi cos takiego jak rodzinne u nas w polsce? a jesli tak to w jakiej wysokosci? czy wysokosc zalezy od ilosci dzieci?? jak cos mnie bedzie jeszcze nurtowac to bede pytac;p prosze odpiszcie jak najszybciej bo nie wytrzymam dlugo jak moja ciekawosc nie bedzie zaspokojona!:))

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ech te przeprowadzki........
Nie wiem jak jest na innych programach (w tym humanistycznych), bo się interesuję głównie swoim i o innych niewiele wiem, więc mogę tylko napisać ze swojego doświadczenia: - Zajęć jest niewiele, ale uczyć się trzeba non-stop. Np. w tym bloku mam tylko 2 przedmioty (wykłady i ćwiczenia) i zajęcia trwają tylko 3 dni w tygodniu po 1 lub 2 zajęcia na dzień, każde 1 godz. 45 min., ale uczyć się trzeba bardzo dużo bo jest trudniej (przynajmniej na moim kierunku) niż było w Polsce (a robiłam wcześniej mgr dziennie na SGH ...so go figure). Teraz mam akurat wolne środy i piątki, ale w piątki i tak muszę na parę godzin jeździć do szkoły, żeby pracować z moją grupą nad assignmentami. Po szkole też trzeba się ciągle przygotowywać na zajęcia, robić projekty, prezentacje i przede wszystkim uczyć na bieżąco, bo materiału jest ogrom i nie sposób nauczyć się na egzamin. Egzaminy mam co 2 miesiące i potem mam kojejne 2 lub 1 przedmiot przez następne 2 miesiące (zależy od jego trudności). Na egzaminach nie można ściągać. Odbywają się na wielkiej sali z innymi studentami innych kierunków i piszący są kamerowani. Z tego co rozmawiałam ze znajomymi z innych lat to sporo osób oblewa i musi pisać resit albo powtarzać przedmiot w kolejnym roku akademickim. Skala ocen jest tu od 0-10 przy czym 5 nie zalicza, a 10 są nieosiągalne dla większości studentów, 9 otrzymują super studenci, a jak ktoś dostanie 8 to tak jakby dostał polski bdb (very good). 7 to db, 6 dst. Za każdy zaliczony przedmiot dostajesz np 6 ECTS + 18 za pracę dyplomową. Łącznie musisz uzbierać 60 ECTS, żeby zaliczyć studia. - Zajęć jak pisałam jest mało (ja mam obowiązkowych 7 w tym 2 seminaria + pracę dyplomową + 1 nadprogramowe seminarium), ale są trudne (przynajmniej te u mnie) i wyglądają totalnie inaczej niż w Polsce, bo nikt nie wymaga od ciebie regułek i definicji tylko ich praktycznego zastosowania na podstawie studium przypadku. Gdyby nie było rozłożone na bloki nie wiem jaka byłaby zdawalność kilku naraz w czasie 1 sesji... :/ - Nie mam pojęcia w jakich godzinach dzieci przebywają w szkole, bo moje do szkoły nie chodzi, ale zajęcia na dziennych są w godzinach porannych, południowych i popołudniowych (przynajmniej tak jest u mnie). - Studenci zagraniczni nie mają żadnych forów (przynajmniej u nas). Wszyscy są traktowani i oceniania jednakowo. Tak jest ciężko jak pisałam, a czy bardziej to pojęcie względne ..zależy jak bardzo jest się zdolnym. Chociaż jak mówię, ja nie znam innych kierunków i wszystkich uczelni i nie wiem czy wszędzie tak cisną. Piszę z własnego doświadczenia z jedną szkołą. Ponoć w Rotterdamie jest podobnie ciężko. - Na dziecko przysługuje zasiłek pod warunkiem, że jesteś od kilku lat (nie pamiętam dokładnie od ilu bo mnie to nie dotyczy) podatnikiem w Holandii, lub ojciec dziecka, albo jeśli masz mniej niż 26 lat twoi rodzice. Ja ubiegam się jedynie do pożyczkę na pokrycie czesnego, bo tylko to mi przysługuje. Są jeszcze 2 typy stypendiów dla wybitnie uzdolnionych studentów (VUFP i NFP/HSP) - więcej info. na stronie 3 tutaj: http://www.nesochina.org/home/quick-links/download-center/VU%20University%20Amsterdam%20International%20degree%20programmes.pdf Musisz wiedzieć, że żeby w ogóle się tutaj dostać na studia musisz spełnić szereg kryteriów (każdy uniwerek ma swoje, ale część się pokrywa). Często jest to list motywacyjny, listy rekomendacyjne od twoich wykładowców, CV, odpisy dyplomów przetłumaczone przez tłumacza przysięgłego, spis przedmiotów które robiłaś w Polsce (niektóre muszą się pokrywać z wymaganymi; jeśli się nie pokrywają wtedy trzeba czasem robić program uzupełniający), różne kopie dowodów i dokumentów, egzamin IELTS albo TOEFL zdane na poziomie akademickim na określoną ilość punktów (nie wiem jak TOEFL, ale IELTS minimum na 6.5), czasem jeszcze dodatkowe rzeczy, no i do tego opłata administracyjna około 450 zł i czesne około 7500 zł (tak było w tym roku u mnie). Generalnie proces rekrutacyjny trochę trwa i na podstawie dostarczonych danych komisja podejmuje decyzję czy się kwalifikujesz. Trzeba pilnować dat i kolejnych kroków. Każdy uniwerek ma swoje reguły i musisz się ich trzymać. Pozdrawiam i dobranoc. :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ech te przeprowadzki........
(tak u góry chodziło mi o to, że nie sposób nauczyć się na egzamin w ostatniej chwili)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ech te przeprowadzki........
Do tego musisz doliczyć koszty związane z pobytem tu. Ja np. za pierwsze mieszkanie płaciłam około 1700 zł, a teraz płacę około 2700 zł za inne. Plus dochodzą jeszcze koszty wyżywienia itp., które są zaskakująco podobne do tych które są ostatnio w Polsce, bo Polska zrobiła się bardzo drogim krajem (a nawet ironicznie niektóre podstawowe produkty są tańsze niż Polsce). Czasami dochodzą jeszcze koszty kart/biletów na przejazdy środkami komunikacji miejskiej i doładowania komórki (minimalne doładowanie to około 45 zł).

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ech te przeprowadzki........
No i doładowania Skypa lub Voipbustera jeśli chcesz taniej dzwonić na telefony komórkowe i stacjonarne (w Voipie jest sporo darmowych minut na holenderskie linie stacjonarne; bardzo przydatne jak trzeba dzwonić do szkoły, urzędu, albo jak się szuka mieszkania).

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ech te przeprowadzki........
Dzień dobry. :) Ciekawe czy ktoś już wstał...? Ja właśnie ślęczę już od 1,5 h z kawą nad zadaniem grupowym. :/ O 10.00 się zmywam. Po szkole lecę biegiem na zakupy, a wieczorem idę na imprezę do akademika. ;) Strasznie się na nią cieszę, bo nie pamiętam naprawdę kiedy to ostatnio byłam na jakiejś studenckiej domówce, ale raczej było to lata temu. Matko. Momentami czuję się jak dinozaur... :) Anilka, mam nadzieję że cię nie wystraszyłam. Ja wiem, że to wszystko trochę strasznie brzmi jak się czyta, ale nie jest nie do zrobienia, także łebek do góry! No i nie wszędzie są pewnie takie same wymagania i każda uczelnia, każdy program ma jakieś swoje własne kryteria kwalifikacyjne. Musisz po prostu poczytać na ich stronach internetowych i zdecydować, która najbardziej odpowiada twoim potrzebom i możliwością. I przede wszystkim pamiętaj, że nie od razu Rzym zbudowano.. do wszystkiego można prędzej czy później dojść nawet małymi kroczkami. Ja też nie miałam zawsze z górki. Np. zaraz po maturze nie dostałam się na SGH, bo zabrakło mi punktów i poszłam na UW. Dopiero po 2,5 roku udało mi się przenieść i musiałam wyrównywać różnice programowe. Podobnie było z VU, bo nie miałam 100% pewności, czy mnie przyjmą. Nawet jakbym się nie załapała w tym roku, to próbowałabym za rok. (A co do tych kamer na egzaminach, to nie wiem czy nas po prostu postraszono, czy są naprawdę, ale na 100% egzaminy są monitorowane przez pilnujących, telefony wyłączone, nie ma upomnień jeśli kogoś złapią na zrzynaniu i można za to się chyba nawet rozstać ze szkołą o ile dobrze zrozumiałam, więc lepiej się naprawdę przyłożyć do nauki. Egzaminy trwają od 2-3 godzin. A jak jest naprawdę, to dowiem się dopiero w październiku.)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ech te przeprowadzki........
Mama zaraz dwojeczki, wiesz co, wydaje mi się, że jest chyba nawet logiczne uzasadnienie tego kąpania tutejszych dzieci nad ranem, bo zauważyłam, że tutaj nie ma takich samych drobnoustrojów jak np. w centralnej Polsce, z racji łagodniejszego nadmorskiego klimatu. Sama się jakiś czas temu przekonałam na sobie. Wracałam z powitalnego obiadu dla zagranicznych studentów i było bardzo późno, czekałam długo na tramwaj i byłam bardzo lekko ubrana, bo nie wiedziałam że się zrobi tak zimno wieczorem. Miałam tylko cienkie baleriny na gołych stopach, które do tego przemokły bo padał deszcz i było mi tak makabrycznie zimno, że byłam pewna, że na drugi dzień będę miała katar i ból gardła. Po powrocie polskim sposobem wymoczyłam sobie stopy wiadrze z gorącą wodą, wypiłam mleko z masłem, wzięłam Rutinoscorbin, wlazłam pod kołdrę i modliłam się, żeby się nie rozchorować. Na drugi dzień nie było mi zupełnie nic! :) W Polsce mimo działań doraźnych, na 98,9% byłabym już chora albo zaziębiona. Od tamtej pory miałam jeszcze kilka podobnych sytuacji, tylko że tym razem już wiedziałam, że nic mi się nie stanie i nawet nic specjalnie nie robiłam, ani nie biorę żadnych leków OTC. :) Tu się po prostu tak nie choruje i dlatego nawet w bardzo chłodny poranek, można zobaczyć niemowlęta w samych body i z gołymi stopami w autofotelikach, bo nic im nie będzie. :) Twój synek chyba też nie choruje, co?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ech te przeprowadzki........
Co do prysznica, to ja najczęściej biorę właśnie rano (tym bardziej po bieganiu), albo w południe jak mam czas, a wieczorem to tylko zimą, żeby się rozgrzać przed snem, albo jak jestem brudna i spocona po całym dniu (bo nie zawsze człowiek jest taki znowu brudny wieczorem). A małego kąpię o różnych porach, zależy od tego kiedy mam czas, tylko że mieszkając w Polsce nie wychodziłam z nim przez kilka godzin po kąpieli z mieszkania (poza latem, kiedy było gorąco), tak na wszelki wypadek. Dziewczyny czy wybrałyście już imiona dla swoich pociech? :) Czy będą to polskie, uniwersalne, czy lokalne imiona? (Trochę się wścibsko pytam, ale co tam...) :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ech te przeprowadzki........
możliwościom (literówka, sorry)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ech te przeprowadzki........
Czapek dzieci też tutaj nie noszą. Przynajmniej ja ani jednego nie widziałam. Moja mama się strasznie buntuje jak wychodzimy i zdejmuję małemu czapkę, ale jej tłumaczę, że tutaj się nie choruje tak jak w domu, bo nie ma takich bakterii i wirusów, no i jakby było inaczej to miałby już przysłowiowy 'gil do pasa', a on zdrów jak ryba, no i ja miałabym na kącie jakieś zapalenie gardła, albo czegoś tam, a nie mam. :) Pokazuję jej wokoło porozbierane niemowlęta, nawet młodsze od naszego, a ona dalej swoje jak zacięta płyta... ojej. Chyba potrzebuje kobieta trochę czasu, żeby zmienić zdanie. ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×