Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

kimczi

tak od soboty...

Polecane posty

Widzę podobny scenariusz jak był u mnie - na szczęście ja tam pracowałam tylko dorywczo, więc mogłam przeboleć, ale na stałe pewnie też nie dawałabym rady, więc Ci się nie dziwię. Moje przemyślenia dziś legły w gruzach. Nie wiem co się stało - nieregularne jedzenie, spore śniadanie, za duża porcja obiadu, a co za tym idzie "zjem coś jeszcze, bo zjadłam już tak dużo, ze mogę"... Inaczej nie jestem w stanie wytłumaczyć sobie tego jak zaprzepaściłam cały tydzień ciężkiej pracy :( Fakt - nie ćwiczyłam w końcówce tygodnia w ogóle, bo nie za bardzo miałam czas, ale jakoś trzymałam dietę, a dziś... śniadanie 1 - 2 dość duże kromki ciemnego chleba i 1 mniejsza z ziarnami z salami, różnymi serami i jakąś średnio dobrą pasztetową (?), w każdym razie coś na ten styl - tak dużo tego wyszło, bo te większe kromki zrobiłam na pół, latte karmelowe śniadanie 2 - duuuże latte karmelowe chyba light (nie wiem dokładnie, bo to mój ów słynny "przyjaciel" mnie zaprosił, a byłam na tyle zmęczona zakupami, że było mi naprawdę wszystko jedno co dla mnie zamówi) śniadanie 3 - sandwich z salami i serem i jakimś chyba majonezem, czy coś jak oni do tych sandwichy dają - nawet nie chcę myśleć, ile taka buła mogła mieć kalorii obiadokolacja - ogromna porcja makaronu (byłam głodna, więc przeceniłam swoje możliwości i w rezultacie nie dałam rady dojść, ale i tak wcisnęłam w siebie o połowę za dużo) w sosie śmietanowym z wędzonym łososiem, świeżym szpinakiem i suszonymi pomidorami Jak troszkę przejedzenie mi minęło przypomniało mi się, że kupiłam dziś słodycze w cukierni i nie wyjęłam z torebki. Długo biłam się z myślami aż w końcu pozwoliłam sobie na tylko 1 ciasteczko z marmoladą i głupia zjadłam, wiedząc doskonale, że na 1 się nie skończy, bo zaraz potem dla równowagi zjadłam 1 wafelka z karmelem i jakąś pianką po środku. Później jeszcze 2 te ciasteczka i chyba z 3 wafelki ;/ Teraz to już po prostu czuję (nie tylko czuje, bo i widzę), że mam okropnie gruby brzuch i przytyłam niemało :( Aż wstyd będzie jak się w poniedziałek zważę, a tam tyle samo co tydzień temu lub więcej (odpukać!!!!!!!!!!!!). Obym jutro bardziej pożytecznie wykorzystała dzień. Przynajmniej możesz mieć satysfakcję, że to on teraz biega za Tobą, a Ty (chcąc, czy nie chcąc) go olewasz :) Oj jak ja bym chciała, żeby ten "mój" zimny drań kiedyś skomlał pod moimi drzwiami, a ja żebym miała na niego totalny olew! Jeśli chodzi o paznokcie to mnie zawsze wkurzało, że lakier tak szybko schodzi, a nie znoszę mieć jakiś niedoskonałości, bo ja w ogóle wszystko muszę mieć idealnie zrobione (czasem piłowanie 1 paznokcia potrafi mi zając pół godziny), dlatego przestałam malować - ograniczyłam się tylko do jakiś wyjść. Paznokciom to służy, a ja oszczędzam czas, ale akurat tą kwestię ogarniam na bieżąco, bo nie znoszę mieć brzydkich, za długich paznokci lub połamanych paznokci - wielką przyjemnością to pewnie nie jest, ale odkąd nie maluję tak często nie narzekam. Początek roku mam w poniedziałek, ale zajęcia tak na dobre zaczynam od środy - w poniedziałek tylko ten niemiecki, który i tak chcę przepisać, a we wtorek podobno uroczysta inauguracja (zamiast zajęć), na którą rzecz jasna nie idę :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej! Jak tam Papryczka mija dzien? To od srody ruszasz z nauka :) Ja dzis mam dzien lenia. Czasami potrzebuje takiego dnia w ktorym nie robie kompletnie nic. Poza tym moja psychika jest na skraju wyczerpania. Jak sobie pomysle o tym, ze jutro znow musze tam isc i codziennie nie bede wiedziec o ktorej koncze to trafia mnie szlag. Mam juz dos tej pracy, ludzi i wszystkiego co jest z tym zwiazane. Musze wytrzymam jeszcze kilka tygodni (mam nadzieje, ze nie wiecej niz 3). Wczoraj jedzeniowo bylo tak sobie. Generalnie nie jem duzo, ale za to kalorycznie nie ma szalu. Ostatnio bylo mi wszystko jedno, ale mam nadzieje, ze moj tok myslenia sie niedlugo zmieni. Menu wczorajsze: sniadanie- rogalik z wisniami obiad- nuggetsy zrobione samodzielnie (pieczone) z ziemniakami, ogorkiem i sosem barbeque przekaska- mango Gdzien tam w miedzy czasie jeszcze kolo 5 kostek czekolady kokosowej. Dzis: sniadanie- 2kanapki (niestety ze zwyklej bulki, bo zapomnialam kupic sobie chleb ciemnego), jedna z wedlina, serkiem i ketchupem, druga z pieczonym czy tam grillowanym cammembertem przekaska- kawalek ciasta z wisniami z kruszonka Obiadu jeszcze nie jadlam, poniewaz srednio mam ochote na cokolwiek. Troche przeraza mnie to, ze ostatnio wszystki mi wisi i mam wszystkiego dosc. Probuje wziac sie w garsc, bo inaczej nic sie nie zmieni, ale wiadomo, ze czasami jest po prostu trudno. Poki co koncze, bo dzis nic pozytywnego nie napisze, a bede tylko jeczec o moim marazmie zyciowym :) Do jutra (mam nadzieje, ze bardziej optymistycznego).

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
U mnie dziś katastrofa, gorzej niż wczoraj. Już od rana (zaraz po śniadaniu) były słodycze, "frappuccino" (kawa mrożona z lodami, sosem karmelowym i ciasteczkami - istna bomba kaloryczna!!), później 2 kawałki ciasta, ptysie i orzechy w czekoladzie, po czym na zmianę smaku chleb i sałatka. Już nawet dokładnie nie pamiętam, co jadłam, ale od jutra zaczynam walkę w akcji październikowej, także jestem dobrej myśli :) Generalnie też mi się ostatnio nic nie chce, więc nie jesteś sama. Planowałam poćwiczyć, a jak zwykle nic z tego nie wyszło ;/ Do tego przytyłam. Oby od jutra się to zmieniło... Uciekam, bo jutro pobudka o 5:30 i niby kolejny, a jednak pierwszy dzień walki.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej! Ja znow jestem wykonczona. Co prawda nie siedzialam w pracy do 17, ale do 16.30!!! Biorac pod uwage fakt, ze bylam praktycznie pewna, ze bedziemy do 14.30-15.. no nic. Sniadanie, ze tak powiem standardowo. Na obiad tortilla robiona w tempie ekspresowym. Ja tez dzis krotko :) Niedziela sie nie przejmuj, bo niedziele takie wlasnie sa :/ Zaczynamy od pazdziernika. Ja w sumie od 2 pazdziernika- 02.10.2012 jak ladnie wyglada :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ja zaczęłam dziś pełną parą!! Dzień pozytywny, mimo bieganiny i stresów. Dodatkowa motywacja jak się rano zważyłam - najpierw 66,1 kg na wadze (czyli tyle ile przed tygodniem). Moja pierwsza myśl - "nie jest źle, ważne, że nie więcej niż tydzień temu, teraz się i tak za siebie wezmę na poważnie", ale zawsze wchodzę drugi raz dla upewnienia, bo moja waga lubi robić psikusy, a tam 64,8 kg, więc szok totalny. Wchodzę kolejny raz - to samo i jeszcze jeden - znów 64,8 kg. nadal nie wierzę, ale taką wagę odnotowuję na swojej liście. Menu: śniadanie 1 - miseczka wędzonego łososia śniadanie 2 - 2 jakieś mini placuszki z miodem i syropem klonowym, tost z bekonem i serem (śniadanie w Mc Donald's - zaplanowane i wliczone w menu, tak więc pod kontrolą) przekąska - 4 tic tacki, winogrona bezpestkowe ok. 300g może ciut mniej, cukierek czekoladowy z jogurtowym nadzieniem obiad - miseczka grochówki (sama gotowałam po raz pierwszy w życiu i gdyby nie to, że groch się gotował i gotował i nie mógł się ugotować do całkowitej miękkości to byłaby super), bułka z masłem No i koniec jedzenia na dziś. Mam jeszcze trochę do zrobienia, więc się nie rozpisuję. Dobrze, że jutro mam wolne - chociaż wieczorkiem szykuje mi się randka, ale ciii, żeby nie zapeszyć :p A co do strażaka z ostatniej imprezy - dziś do mnie napisał smsa, bo chciał się spotkać ha ha nie wiem po co - oczywiście odmówiłam, szczególnie, że i tak nie miałam ani czasu, ani ochoty. Z wyglądu niczego sobie, ale wyglądać to niestety nie wszystko, poza tym ten wiek no! Mama dziś stwierdziła, że "w sumie takie dziecko" ha ha W ogóle dzisiaj miałam urwanie telefonu, bo jak nigdy ciągle ktoś do mnie albo pisał, albo dzwonił, a ja zajęć miałam nadto. Nie mniej jednak najbardziej zaskoczył mnie i też zaniepokoił sms od dawnej koleżanki. Zero kontaktu przez 2, 3 lata, a tu nagle pytanie co słychać. Ona jest dziwna, tak jakby nawiedzona , więc wolałabym nie mieć z nią kontaktu. Odkąd urwałam z nią kontakt po ponad 10 latach zażyłej znajomości jakoś mi jej nie brakowało. Teraz ciągle mam wrażenie, że ona coś knuje (kontaktu urwałam z nią jak się okazało, że jest fałszywa i chciała skłócić mnie z ta koleżanką, na którą ostatnio narzekałam, że chwali mi się ciągle swoim boskim życiem i też trochę przez to jak śliniła się na mojego pierwszego byłego - dzisiaj może go brać, bo ja bym go kijem nie tknęła, nie wiem co wtedy w nim widziałam) i chce się dowiedzieć czegoś, co będzie mogła użyć przeciwko mnie, wątpię w jej dobre zamiary, szczególnie po tym co pisała. Mam nadzieję, że moje nie odpisanie oraz unikanie rozmów o sobie dało jej do myślenia i w końcu da mi spokój. Co do ćwiczeń były dziś - aerobik, brzuszki, skakanka i wiele innych, a do tego sporo chodziłam jak nie chciało mi się czekać na tramwaj :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Widzę, że też Cię długo nie ma... Pewnie praca. U mnie studia i wszystko dookoła, szkoda gadać. Z dietą ok, bez szału, ale grunt, że nie ma napadów obżarstwa i w miarę możliwości staram się ćwiczyć :) Więcej napiszę pewnie w weekend i mam nadzieję, że Ty również!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej! Masz racje :) Praca praca i jeszcze raz praca. Niestety, ale nie mialam czasu doslownie na nic. Wieczorami padlam. Dzis na szczescie skonczylam wczesniej. Jutro koncze znow pozniej i mam nadzieje, ze nie pojde w sobote oraz ze przyszly tydzien bedzie normalniejszy. Widze, ze Ty tez zabiegana, ale miejmy nadzieje, ze niedlugo sie wszystko ustailizuje. Co do jedzenia: wtorek i sroda wygladaly tak samo czyli: sniadanie - nic, bo wstawalam jak najpozniej sie da i juz nie mialam czasu 2sniad- jablko (wczoraj kanapka) 3sniad- kanapka 4sniad- raz nic i wczoraj jablko obiad- makaron z miesem mielonym i warzywami. Dzis: sniad- brak 2sniad- jablko 3sniad- kanapka obiad- zapiekanka z kielbaska, ziemniakami, serem i warzywami. Szalu nie ma, ale poki co nie mam czasu przygotowywac jakis bardziej wymysnych potraw i jeszcze myslec nad tym jak je odchudzic. Niestety musze juz uciekac, bo o 20 tej mam lekcje. Troche zagladalam juz w ksiazki, ale musze zrobic jeszcze powtorke. Do jutra!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej! Dzis znow pozno wrocilam z pracy. Na szczescie nie ide jutro, ale malo pocieszalacy jest fakt, ze przyszly tydzien zapowiada sie podobnie :/ No nic bede musiala przezyc. Dzisiejsze menu: 1sniad- jogurt 2sniad- kanapka 3sniad- mleczna kanapka- wpadla mi jakos do glowy i musialam ja zjesc :) Zaskoczyl mnie fakt, ze ona ma 180kcal- w sumie nie jest to jakos specjalnie duzo. Wydaje mi sie, ze w sam raz na taka przekaske. Obiadu nie jadlam, bo jakos nie bylam glodna i nadal nie jestem. Okazalo sie, ze pomylilam dzien i lekcje mialam dzis, a nie wczoraj. Ale akurat dobrze sie zlozylo, bo usiadlam wczoraj do ksiazek, a tak pewnie bym tego nie zrobila, a dzis nie mialam nawet wolnych 30min. Ja sie powoli zbieram obejrzec jeszcze jakis film i spac, bo w koncu musze odespac. Nie chce zapeszac, ale wydaje mi sie, ze czas mojego "marazmu" minal (a przynajmniej mija). W tym tygodniu 4 dni pracowalam do 17 i ani razu nie kladlam sie spac, a jeszcze 2 tygodnie temu konczac o 14.30 kladlam sie spac po pracy na 3-4h, pozniej znow spalam i budzilam sie zmeczona jak nigdy. To dobry znak! Trzymaj sie, pisz co u Ciebie i do jutra!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej! W końcu jestem wyspana i najedzona, więc mogę napisać :D Ostatnie dwa dni spałam bardzo mało, co wyszło wczoraj na wykładzie, bo "odlatywałam", oczy same mi się zamykały i nie panowałam nad swoją koordynacją aż wykładowca rzucił tekstem "pani to chyba nie dospała", po czym pytanie, czy mam dzieci!! Jeśli chodzi o dietę to ok. Ostatnie dni przetrwane neutralnie, ale psychicznie czuję się super, bo zaczęłam panować nad swoimi napadami obżarstwa i jeść tylko jak jestem głodna, myśląc przy tym o diecie i kaloriach. Z ćwiczeniami bywało różnie, ale raczej dobrze niż źle. Dzisiaj sobota, więc muszę się szczególnie pilnować... Póki co na śniadanko zjadłam 3 kromki chleba tostowego graham z pastą z makreli własnej roboty :) oraz kawałek wędzonego łososia i aż mnie mdli od tych ryb!! Na chwilę obecną nie jestem w stanie nic już zjeść o o to chodziło. Później planuję jeszcze banana, 2 takie małe wafelki z galaretką i pianką, 1 mini rogalik z powidłami (kupiłam wczoraj jak byłam "na głodzie" i teraz muszę zjeść, żeby się nie zestarzało :D), na 2 śniadanie chlebek, obiad krokiety i może coś jeszcze wieczorem. Zobaczymy, na ile będę mogła sobie pozwolić. Co do kanapki mlecznej, tej z Kindera to ona ma 118 kcal, więc się zdziwiłam jak napisałam 180 kcal. Wiedziałam, że ma mało, a 180 kcal jak na takie maleństwo to dla mnie dużo. I mam nadzieję, że kryzys już całkowicie zażegnany! A ja zabieram się za aerobik i skakankę, bo na bieganie pogoda już niestety nie ta ;/

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej! Ja rowniez wzgledie wyspalam sie po calym tygodniu pracy. Troche przeraza mnie kolejny tydzien, ale mam nadzieje, ze bedzie troche delikatniejszy i jakos uda mi sie przezyc. Wczoraj wstalam baardzo pozno. Nawet jak sie obudzilam to jeszcze troche lezalam, bo jakos nie moglam wstac :) Tradycyjnie zeszlo sie troche na zakupach, bo musialam odwiedzic kilka sklepow. Niestety mieszkam juz na obrzezach miasta i zeby kupic wszystko musze sie troche nachodzic. Wieczor spedzony spokojnie czyli pelen relaks :) Wczorajesze menu: sniadanie- croissant obiad- podsmazana kielbaska z ziemniakami (wiem, ze niezbyt dietetyczne, ale na szybko) przekaska- mango Za chwile musze zabrac sie za sprzatanie, bo juz nie moge patrzec na to co dzieje sie w tym domu :/ Oprocz tego musze jeszcze zrobic pranie reczne, wiec tez troche mi sie zejdzie. Wczoraj sporo myslalam o mojej diecie i doszlam do wniosku, ze poki co musi zostac tak jak jest. Tzn. staram sie ograniczac, jesc owoce itd. Z taka konkretna dieta musze przeczekac jeszcze ten tydzien. Niestety nie dam rady wziac sie za diete i cwiczenia jesli nie wiem kiedy skoncze prace. Kiedy jestem w domu po 18tej i musze jeszcze skonczyc do sklepu, zrobic obiad itd. zostaje mi niewiele czasu. A jeszcze mam wizje tego, ze musze wstac o jakies chorej porze. Jak tylko wszystko sie ustabilizuje odkurzam stepper. JEdnak stwierdzilam, ze na poczatek bedzie dobrze jesli zaczne cwiczyc 3-4 razy w tygodniu. Nie chce od razu rzucac sie na cwiczenia codziennie, bo pozniej wychodzi, ze nie cwicze wcale. Dzisiejsze menu napisze wieczorem, bo pewnie jeszcze tu wpadne. Poza tym jestem zachwycona naszymi lekcami. Facet ma na prawde fajny pomysl i az chce mi sie uczyc. Po pierwsze dlatego, ze on sam jakos tak motywuje dzieki swoim cwiczeniom itd., a po drugie lecimy z materialem dosc szybko, czyli tak jak chcialam i wiem, ze im szybciej sie naucze to pojdziemy z mateialem do przodu. Na prawde chyba pierwszy raz w zyciu czekam z niecierpliwoscia na kolejne lekcje :) Szkoda tylko, ze tyle czasu zostalo zmarnowane przez inne pseudonauczycielki (bo innego okreslenia nie znajduje). Dobra ja uciekam ogarniac, zeby miec juz to za soba :/ Do pozniej!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witam ponownie! Zapomnialam napisac o tej mlecznej kanapce. W sumie jak popatrze na to, ze sama ta kanapka ma 118kcal to tez wydaje mi sie duzo. Jednak kiedy patrze na nia jako na przekaske w czasie pracy to tak straszna mi sie nie wydaje, bo w ciagu kolejnych 2 godzin na pewno ja spale :) Tak wiec wszystko zalezy od tego jak na to patrzymy :) Ja skonczylam juz wszystkie prace domowe. Mieszkanie posprzatane, pranie zrobione. Zostaja mi tylko kanapki i prysznic :) W sumie nie zrobilam dzis "niedzielnego obiadu". Zrobilam kanapki a'la jak w subwayu. Z duuuza iloscia warzyw: cebula, papryka, ogorkiem, pomidorami, ogorkiem konserwowym do tego plastarek sera i pasta z tunczyka. Najadlam sie tym tak jak lubie najbardziej, czyli nie do konca i po zjedzeniu mialam uczucie lekkosci, a nie wydety brzuch :) Echh szkoda, ze ten weekend tak szybko minal. Spora czesc przespalam, ale kiedys trzeba. Troche martwi mnie ten moj miesien. Niestety, ale po calym dniu pracy troche mnie boli. Staram sie go rozgrzewam pod prysznicem i nie nadwyrezac, ale wiadomo, ze nie zawsze sie da. Zyje juz tylko tym kiedy ta praca sie skonczy i wtedy zadbam o cala siebie porzadnie :) Pisz co u Ciebie!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hejka :) Dopiero teraz mogę na spokojnie odpisać, ale jestem z siebie dumna, bo zrobiłam dziś więcej niż myślałam, że zrobię. Kalorycznie dzień dziś dla mnie dobry, aczkolwiek średnio zdrowy. śniadanie 1 - 2 kromki ciemnego chleba z serem kozim i smażonymi pieczarkami oraz z szynką z kurczaka i jakąś inną plus smażone pieczarki śniadanie 2 - miseczka winogron moich ukochanych bezpestkowych obiadokolacja - kapsalon (zrobiłam w końcu to danie, o którym kiedyś pisałaś i było smaczne, jednakże mimo rozdania prawie połowy tego co zrobiłam rodzinie miałam przed oczyma wizję tych kalorii, szczególnie, że zrobiłam to w wersji "pełnowartościowej", jakby rzekła moja siostra - frytki i mięso smażone, spora ilość żółtego sera i sos czosnkowy!). przekąska - 6 śliwek węgierek Jutro dzień ważenia i mierzenia wg akcji październikowej. Swoją wagę wpiszę też może w stopkę, bo dawno jej nie aktualizowałam - mam nadzieję, że będzie mniej. Cały ten tydzień był w miarę, a do tego, poza 2 dniami, codziennie ćwiczyłam. Dzisiaj 15 minut biegania (jak później przeliczyłam odległość i czas wyszło mi, że biegam 10km/h, a wciąż byłam przekonana, że to wolniutki jogging) i 30 minut skakanki - ta to dopiero dała mi wycisk! Ale czuję, że już jest zdecydowanie lepiej w porównaniu z dniem, kiedy pierwszy raz zaczęłam skakać :) Co do kiełbasy smażonej to nie dalej jak w czwartek miałam takową na obiad z cebulką, bo coś mnie tak naszło, co dziwne, bo nigdy specjalnie nie przepadałam się za tym daniem, bo nie lubię rzeczy, które są ociekające tłuszczem niemalże. Też dziś wzięłam się za sprzątanie i jestem dumna z efektu - od razu lepiej się czuję. Rozumiem Cię, bo sama w ostatnim tygodniu miałam problemy z powrotem do domu i nie zawsze mogłam jeść tak jak sobie to zaplanowałam, a bo bus nie przyjechał, a bo zajęcia miałam długo, ale mimo wszystko staram się jakoś nad wszystkim panować i przede wszystkim w miarę możliwości ćwiczyć. No i super, że w końcu trafiłaś na konkretnego nauczyciela z prawdziwego zdarzenia, bo te poprzednie dziewczyny to chyba minęły się z "powołaniem" :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej! Papryczka widze, ze tez jestes zabiegana :) Gratuluje tak aktywnej niedzieli :) Ja dzis znow padam. Bylam zmuszona odwolac lekcje, bo nie dojechalabym na czas do domu :/ Na szybko menu z 2 dni: sniad- jablko 2sniad- kanapka z wedlina, papryka i ogorkiem obiad- makaron z sosem Oooo fajnie, ze zrobilas kapsalona. Co prawda nie jest to najmniej kaloryczna rzecz na swiecie, ale od czasu do czasu moze byc :P Uciekam sie kapac, zrobic na jutro sniadanie :/ i spac. Mam nadzieje, ze do jutra!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ja dzisiaj umieram. Miałam ćwiczenia "w terenie", o czym oczywiście nikt nas nie poinformował i wymarzłam tak, ze do teraz jest mi zimno. Do tego miałam wizytę u okulisty i kiepsko widziałam po kropelkach rozszerzających źrenice, więc miałam problem jak drukowałam pismo na uczelnię, a później je na ślepo wypisywałam, a i tak okazało się to całe zamieszanie i mój pośpiech na uczelnię, żeby zastać wykładowcę niepotrzebne, bo pisma mi nie podpisał i marne szanse na przepisanie oceny, mimo, iż na poprzednim kierunku ten gówniany i do niczego na moim kierunku niepotrzebny przedmiot miałam z tym samym panem ;/ Z jedzeniem było dziś zupełnie spontanicznie, bo miałam inne plany. Przede wszystkim myślałam, że te ranne zajęcia będą krótsze i miałam wrócić do domu, bo do jedzenia wzięłam tylko jogurt. Tak więc po jogurcie kupiłam sobie jakiegoś "palucha" czosnkowego i eklera z karmelem. Po powrocie do domu byłam wykończona, zmarznięta i głodna, więc rzuciłam się na bagietkę, którą mama kupiła. Zjadłam dość duży kawał (a właściwie 4 małe) z salami, metką, pasztetem, serkiem - więc sporo kalorii wpadło. Później położyłam się spać, bo coś mnie przeziębienie zaczęło brać ;// Jak wstałam to nie gotowałam już obiadu, żeby nie zmarnować dnia totalnie. Nie ćwiczyłam (ale trochę chodziłam na tych zajęciach rano i później, a to tu a to tam), ale za to teraz jestem już głodna i mam nadzieję nic już nie zjeść tak na rozgrzeszenie za ten cały niezbyt udany dzień. A na śniadanie zjadłam 2 kromki chleba z serem kozim i pasztetem + ketchup. Aaa bo wczoraj też nie pisałam. Tak więc wczoraj z tego co pamiętam wszystko było ładnie i planowo, 2 godziny spaceru, skakanka i brzuszki, ale za to rano się zważyłam i było 64,9 kg, czyli 0,1 kg więcej niż tydzień temu, mimo ładnej diety i ćwiczeń, tak więc myślę, że to mięśnie, albo tydzień temu waga wskazała za niską wartość (byłam wtedy bardzo zdziwiona pamiętam). Generalnie coraz bardziej wkurza mnie blog tej dziewczyny, dokończę tą akcję październikową i dalej odchudzam się sama. Chodzi o to, że smsy, które wysyła miały być motywujące, a są takie nijakie ogólne, nie robią na mnie wrażenia, poza tym nawet nie odpisuje ani na smsy, ani na maila, a oczekuje, żeby pisać do niej i komentować posty, mimo iż większość nie ma na to zbyt wiele czasu. I ciągle jest oburzona jak ktoś jej napisze jakąś krytykującą wiadomość... Moim zdaniem zero pokory w pewnych kwestiach, chociaż uważam, że dużo rzeczy, które zrobiła się naprawdę chwali i czasem ktoś przesadza z pretensjami. Ale bądź co bądź (nie wiem, czy to związane z tą akcją, czy mi się myślenie zmieniło, a może nawał obowiązków to spowodował?) jakoś panuję nad sobą, bo wcześniej nie było tygodnia, żeby nie zdarzył mi się 1 dzień obżarstwa, czy lenistwa, a teraz póki co daję radę i z dietą i z ćwiczeniami o ile mam czas i su=iły. Oby tak dalej!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
hej dziewczyny! przyjmiecie z powrotem? nie pisałam ostatnio bo w ogóle nie miałam weny, u mnie standard czyli kilka dni diety potem obżarstwo, wyrzuty sumienia i znowu dieta a waga ciągle w górę, nie mam już siły, nie wiem jak się zmotywować, kiedyś przecież schudłam i czułam się super a teraz tak ciężko mi idzie. Co uda mi się zrzucić i zobaczę na wadze mniej to znowu zaczynam się objadać- a waga rośnie niestety. ostatnio się pilnowałam i było już 48,5kg i co znowu popuściłam pasa i po trzech dniach obżarstwa jak się zważyłam 52.7 kg tragedia :-( wiem że część to jeszcze jedzenie które zalega w jelitach, dwa dni i waga wróci do normy. a tak po za tym przymierzałam swoje stare spodnie które( jak schudłam były luźne) a teraz takie opięte ze szok a ponadto 20.10. mam spotkanie z kimś ważnym i naprawdę chciałabym dobrze wyglądać dlatego postanowiłam że te 10 dni ostro dietkuję i muszę się naprawdę postarać i nie dopuścić do żadnego kompulsu, ach i od dzisiaj skakanka co dziennie ( dzisiaj lekko nie było bo nic przyjemnego skakać z takim pełnym brzuchem- stąd tylko 150 podskoków) ale od jutra biorę się ostro w garść a więc : odżywiam się zdrowo i lekko nie pozwalaj sobie na kompulsy i objadanie się jeśli mam na coś ochotę jem ale w małej ilość codziennie skakanka kimczi u ciebie waga pewnie już super bo z tego co piszesz to naprawdę mało jesz:-) papryczka gratuluję spadku, nie ważne ile ważne że w dół i tak trzymaj :-) pozdrawiam, do jutra

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
papryczka a mogę zapytać o co chodzi z tą akcja odchudzającą, piszesz u jakieś dziewczyny na blogu? no i usunęłam ta stopkę bo to już dawno i nie prawda.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Cześć kiniutka! Dawno Cię nie było :) U mnie dolina ostatnio. Odkąd nie zobaczyłam efektów po tygodniu ciężkiej pracy nad sobą bez żadnych oszustw poległam ;/ Zaczęło się chyba przedwczoraj jak byłam wymarznięta i głodna, a moje planowe menu legło w gruzach przez uczelnię. Wczoraj obżarstwo totalne, czego to ja nie zjadłam... Poza normalnym jedzeniem dodatkowo była mega paczka cheetosów (400kcal), cała paczka rurek w czekoladzie z nadzieniem (500kcal), spory kawał ciasta biszkoptowego z kremem bananowym (nie mam pojęcia, ile to kalorii i chyba lepiej, że nie wiem) i dalej już nawet nie pamiętam. Dzisiaj wytrwałam do momentu, kiedy nie wróciłam do domu - głodna rzuciłam się na jakieś przekładane kremem ciasteczko, a później zjadłam zaplanowane "paszteciki" (camembert zawinięty w ciasto francuskie), tyle, że w dwukrotnej ilości niż powinnam (to niestety bomba kaloryczna, a niezbyt się najadłam - już sam ser ma ponad 400 kcal, a poszła cała kostka). Na dodatek wiem, że to nie koniec, bo chodzi za mną coś słodkiego. Do ćwiczeń oczywiście nie zamierzam się ruszać, szczególnie, że wciąż mi zimno, więc siedzę tylko w łóżku. Jakoś tak kiepski nastrój ostatnio mam, a co najgorsze czuję się tak jak kiedyś, kiedy ważyłam 80 kg. Nie wiem dlaczego, ale nie czuję się fajnie, seksownie jak to miało miejsce przed rozpoczęciem zajęć, teraz jestem przytłoczona obowiązkami i co tu dużo pisać nie jestem na diecie, a podświadomie doskonale wiem do czego to prowadzi. Waga pokazuje 65-66 kg, a ja idąc ulicą mam wrażenie, że wszyscy się na mnie gapią, bo jestem gruba, mimo, iż wiem, że teoretycznie mam właściwą wagę i gruba nie jestem. To jest chyba kwestia tego co u Ciebie kiniutka - psychika, z tym, że ja teraz w lustrze widzę siebie z czasów, kiedy ważyłam te 80 kg (zupełnie jak mają anorektyczki, zawsze mnie śmieszyło jak mogą widzieć grubasa, chociaż no fakt mi do anorektyczki baaaardzo daleko, co nie zmienia faktu, że mam zaburzony obraz swojej osoby, a zaraz za tym idzie spadek pewności siebie), a bardzo możliwe, że przez otoczenie jestem odbierana całkiem inaczej. Może to kwestia kontrastów, bo widząc dziewczyny na ulicy, na uczelni, czy gdziekolwiek indziej porównuję się do nich i widząc ich chude nogi moje są okropnie grube (fakt, że szczupłe nie są, bo już mam taką budowę, że z tymi nogami ciężko mimo, iż i tak sporo z nich zrzuciłam). Tak samo porównuję się do dziewczyn z nadwagą, bo chcę zobaczyć jak ja wyglądam patrząc z perspektywy innych... Ehh muszę coś z tym zrobić, bo zwariuję! Co do tej akcji - zorganizowała to odchudzająca się dziewczyna na swoim blogu - kiedyś wklejałam tu linka do tego bloga.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
hej papryczka... skąd ja to znam, doskonale cie rozumiem bo ja mam tak samo jak tylko zobaczę na wadze mniej to od razu zaczynam podjadać co w konsekwencji prowadzi do całkowitego obżarstwa, już chyba przestane się ważyć i po prostu będę kontrolowała swoje wymiary- może to coś pomoże i mnie chyba też łapie jakaś deprecha, a po tym jak wczoraj mierzyłam spodnie to całkowicie się załamałam, nic tylko wielka dupa i grubaśne nogi, kiedyś naprawdę lubiłam się ładnie ubrać i w ogóle super wyglądać, teraz najchętniej zakładam dres- luźny i mogłabym chyba chodzić w nim 7 dni w tygodniu ale trochę głupio :-) więc od czasu do czasu wciągnę na tyłek te mega opięte dżinsy. wiesz papryczka my chyba naprawdę mamy zrytą psychikę, tobie udało się tyle schudnąć i zamiast być duma z siebie ty się dołujesz, i z reguły właśnie tak jest że postrzegamy siebie zupełnie inaczej niż widzą nas inni. Kurcze czemu wszystko uzależnione jest od wagi- nawet moje samopoczucie i chęć do życia, do wyjścia z domu- teraz najchętniej przesiedziałabym całe dnie przed tv w piżamie:-( także papryczka możemy przybić sobie piątkę... mnie też dopadł ostatnio jakiś dół :-( u mnie dzisiaj ok, czyli jedzenia było mało i chciałabym się narazi tak ograniczać, wiem że nie jest to dobre ale jak pojadę na to spotkanie z takim nastawieniem i humorem to na pewno super będę się bawiła a może jak chociaż schudnę odrobinę to samopoczucie będzie lepsze, chociaż cudów przez 10 dni nie oczekuję. no i była dzisiaj skakanka 700 podskoków i 100 brzuszków z czego jestem dumna:-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
No widzisz - mamy podobnie, z tym, że ja poza samoakceptacją od zawsze miałam problemy z wagą. Lubiłam i nadal lubię jeść, ale do tego szybciutko tyję - widać taka przemiana materii. Z tymi wymiarami to Ci powiem, że też nie jest rewelacyjnie, bo zawsze będziesz sobie wmawiać, że źle przykładasz miarę, "bo przecież nie może być mniej" - miałam to ostatnio. Po tym tygodniu co przytyłam 0,1 kg w niektórych wymiarach było ciut mniej, ale nie zmobilizowało mnie to do dalszej walki i ćwiczeń, bo uznałam, że waga jest tym "najlepszym" wyznacznikiem. Powiem Ci, że dziś miałam lepszy dzień pod względem samoakceptacji (zmianę nastrojów, wieczną chęć na słodycze i obżarstwo tłumaczyłby zbliżający się okres, ale i tak powinnam nad tym panować, bo ja nie daję rady schudnąć pomiędzy kolejnymi okresami jak PMS zaczyna mi się czasem już 2 tygodnie przed), bo chętnie przeglądałam się w lustrze, a szczególnie w wystawach sklepowych, ale to pewnie dlatego, że one zawsze wyszczuplają. W każdym bądź razie wydaje mi się, że to kwestia spodni. Te, które miałam dzisiaj uwielbiam, a te, które miałam wczoraj głupio zabrzmi, ale są takie same tylko ciemniejsze i niby ten sam rozmiar, ale są zdecydowanie bardziej opięte (pisałam kiedyś, że one wypadają jak rozmiar mniejsze) i uwielbiać będę jak schudnę. U mnie może problemem jest też to, że nie widziałam specjalnego zachwytu, czy pochwał ze strony chociażby najbliższej rodziny - tak jakby się nic nie zmieniło, sama musiałam im mówić, że schudłam i "prosić" się o jakąś aprobatę, a do tego kumpel pierwszego dnia zajęć w tym semestrze powiedział "nic się nie zmieniłaś". Możliwe, że było to tak przekornie (chociaż faktycznie niewiele schudłam od czasu, kiedy widzieliśmy się po raz ostatni na zajęciach), ale jednak milej byłoby mi usłyszeć, że schudłam... Ale prawda jest taka, że odkąd zaczęłam się na dobre odchudzać też mój nastrój jest uzależniony od wagi, albo od diety i ćwiczeń. Kiedy są, jestem z siebie dumna i mogę "góry przenosić", a kiedy są dni tak jak teraz dokładnie tak jak Ty z domu bym nie wychodziła (szczególnie ciężko mi się za cokolwiek zabrać jak mam zmarznięte ręce, bo póki co nie grzejemy jeszcze w domu), tylko siedziała (najlepiej w piżamie) i jadła. Już film z popcornem dziś zaliczyłam ;/ U mnie dziś tak jakby dzień przejściowy, więc łudzę się nadzieją, że od jutra ruszy prawdziwa dieta. Kalorii w okolicach 1800, ale bez typowego obżarstwa, a za to 15 min biegania. Za skakankę się już niestety nie wzięłam, mimo iż planowałam. Coś czuję, że najpóźniej za godzinkę pójdę spać, a jutro rano chcę iść do sklepu po świeże pieczywo i składniki, żeby zrobić sobie fajne śniadanko na zachętę :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej Dziewczyny! Kiniutka fajnie, ze jestes z powrotem!!! Jak weszlam i zobaczylam kiedy ostatni raz pisalam to doznalam szoku. Nie myslalam, ze tak dawno! Ten tydzien byl jednak straszny. Codziennie konczylam duuuzo pozniej. Myslalam, ze wczoraj bedzie normalny dzien jednak okazalo sie, ze nie... Nie dosc, ze musialam isc do pracy to jeszcze po powrocie polozylam sie na "godzinke" i obudzilam sie o 15tej. Kiniutka sama nie wiem jak jest teraz z moja waga. Chyba zepsula sie bateria, bo nie wlacza sie w zaden sposob. Musze jak najszybciej kupic ta baterie. Jednak przegladalam sie ostatnio w lustrze i wydaje mi sie, ze troche schudly mi nogi. Oczywiscie nie jest to jakas rewolucja, bo spodnie nadal sa dosc opiete :/, ale zawsze to krok do przodu. Z jedzenia zadolona nie jestem, bo caly czas jest bez planowania i pozno :/ Papryczka z tym patrzeniem na mnie przez innych ludzi mam tak samo. Kiedys bylam duuuzo ciezsza w ogole mi to nie przeszkadzalo, podobalam sie sobie itd. Teraz wystarczylo, ze przytylam te kilka kilogramow i nie dosc, ze sama nie jestem zadowolna z wygladu to jeszcze wydaje mi sie, ze wszyscy sie na mnie patrza. Czuje sie w ogole taka ciezka i przybita. :/ I zgadzam sie z Kiniutka. W okresie taki jak teraz najchetniej siedzialabym w domu, a wychodzila tylko w luznym dresie. W ogole mi zawsze odchodzi wtedy ochota na umalowanie sie, zalozenie fajnych ciuchow, bo przeciez "i tak wygladam grubo, te spodnie mi sie opinaja, tu cos wystaje" itd. I zgadzam sie ponownie z Papryczka. Ja tez kiedy schudlam to owszem pare osob powiedzialo mi, ze schudlam i tyle. Rodzice nagle stwierdzili, ze jaka ja jestem chuda i jak czegos nie chcialam jesc to zebym nie przesadzala. A jak bylam grubsza to nie szczedzili komentarzy, ze moglabym schudnac i czemu znowu jem... Tak zle tak nie dobrze, ale to doluje. Wszystkie dni "pracy" wygldaly a miare podobnie jest chodzi o jedzenie. W czwartek i piatek nie jadlam obiadu, bo nawet nie mialam juz ochoty. Jednak, zeby nie bylo zbyt dobrze to chrupalam jakies chipsy i cos co bylo pod reka. Wczoraj po moim przebudzeniu poszlisy do nowej knajpki obok nas z sushi. Niestety nie udalo nam sie wejsc, bo wszystkie stoliki byly zarezerwowane czego mozna bylo sie spodziewac. Skonczylo sie na McDonalds, bo bylo pozno. :/ :/ :/ Dzis musze zabrac sie za ogarniecie wszystkiego, bo nie moge patrzec na te porozwalane rzeczy i podloge :/ Poki co na sniadanie zjadlam jajecznice z szynka i kromka chleba. Cisze sie, ze tyle napisalyscie i obiecuje, ze ja teraz tez bede bardziej regularna.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej! Ja dzisiaj wróciłam do punktu wyjścia - wczoraj się pilnowałam, trochę ruszyłam dupę, ale dziś już obżarstwo. Może jest to związane po części z tym, że wczoraj oficjalnie zakończyłam znajomość z tym niby "przyjacielem". Najzabawniejsze, że nawet nie miałam innej opcji jak zrobić to podczas pisania na fb, bo i tak już się nie spotykamy, bo wiecznie nie ma czasu, wszystko jest ważniejsze ode mnie, co mi nawet wprost napisał... Napisałam mu co myślę o naszej znajomości, a on hmm chcąc czy nie chcąc jeszcze bardziej utwierdził mnie w przekonaniu, że tak będzie lepiej. Z jednej strony trochę źle się z tym czuję, bo tak zawsze był jako rezerwa, do której zawsze mogłam napisać, a teraz oczywiście choćby nie wiem co tego nie zrobię, nie zasłużył na to... W ogóle zauważyłam, że praktycznie nie interesuje się mną, tylko tak powierzchownie (a i tak większość czasu opowiadał o sobie, swoich problemach, pracy, rodzinie). Poza tym jest jeszcze kwestia tego, ze ja nigdy nie kończyłam znajomości - zazwyczaj było na odwrót. Ale nieważne, o nim już czas zapomnieć! Kolejnym przeciwnikiem mojej diety jest w chwili obecnej zbliżający się okres, no ja nie wiem co to ma być, ale najpóźniej tydzień przed zaczyna mi się PMS, potem kilka dni okresu, później jakieś 2 tygodnie spokoju i znów to samo - i jak tu schudnąć, skoro większość czasu zajmuje nieprzyjazna część cyklu? ;/ Co do jedzenia - nie piszę, co wczoraj, bo już nie pamiętam, ale było planowo i dietetycznie. Z kolei dzisiaj: śniadanie 1 - też jajecznica z tym, że z odrobiną sera żółtego (kawałek mi został i chciałam go już do czegoś zużyć) i szczypiorkiem, latte karmelowe śniadanie 2 - było zaraz po śniadaniu 1, bo miałam ochotę na jakieś pieczywo: dwie (a później trzecia) kromki jasnego pieczywa z salami i serem + ketchup deser - miał być w porze deseru, a był bardzo krótko po tych śniadaniach - taki mały maraton jak mam to w zwyczaju - pół takiej dużej miseczki tiramisu, które wczoraj zrobiłam (na szczęście drugą połowę dałam rodzicom) Po tym nastąpiła przerwa i miała być aż do obiadokolacji, którą planowałam zjeść już wg planu, ale nie... Zabrałam się za naukę i tak naszło mnie na coś słonego. Biłam się z myślami, czy by nie zjeść cheetosów, bo jeszcze jedną paczuchę mam w kartonie. Już 2 razy prawie ją wyjęłam, ale się powstrzymałam. W rezultacie w końcu poszłam do kuchni i zjadłam spora porcję bigosu i pszenną bułkę z masłem. Na chwilę obecną planuję, że to już koniec, szczególnie, że wyszło mi ponad 2100 kcal na dziś, czyli dużo za dużo. W optymistycznych (i zarazem średnio realnych) planach mam też 3-godzinny spacer, skakankę i taniec, ale jak będzie to się okaże. Jutro ważenie i nowy tydzień diety - tym razem dałam się na system tygodniowy (jak w mijającym tygodniu zawaliłam wtorek, a później środę i czwartek, to już zawaliłam do końca i dlatego dziś zachowuję się, jakbym "od jutra" miała się odchudzać... a jeszcze niedawno wychodziłam z założenia, że jak zawalę 1 dzień, to ok i wracam do diety), w każdym razie od jutra mam nadzieję nie popsuć żadnego dnia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej! Dzis w koncu skonczylam o normalnej porze!!! Martwi mnie jedynie fakt, ze bol miesnia powrocil :/ Co prawda jest teraz wyzej, ale czytalam na roznych forach, ze tak wlasnie jest. Dzis wytrzymalam bez czegos przeciwbolowego, ale nie wiem jak bedzie dalej echh... Jutro mam na szczescie wolne! Ciesze sie jak szalona :D Co do dzisiejszego menu: sniad- musli 2sniad- jogurt 3sniad- kanapka z wedlina, serem, ogorkiem i papryka obiad- ryba z ziemniakami i salatka. Poki co nie planuje juz nic jesc, bo jestem meeega najedzona. Tak niestety jest Papryczka. Mi tez wrocilo myslenie, ze jak zawalilam jeden dzien to do konca tygodnia/miesiaca moge odpuscic. Jak widac nad podejciem, ze jesli zawalimy jeden dzien to kolejny robimy lzejszy ciagle trzeba pracowac. Czytalam kiedys, ze o tym, ze udalo nam sie pozbyc zlych nawykoch zywieniowych mozemy powiedziec po 2-3 latach ich stosowania, bo nawet kilka miesiecy mozna wytrzymac, a pozniej wrocic do starego jedzenia :/ Nie ma niestety lekko.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
cześć! dziewczyny ja też ciągle nawalam i zawalam, już nie mam siły chyba po prostu przestaje tak obsesyjnie myśleć o tej diecie i moim wyglądzie bo im bardziej się staram i ograniczam tym później jest gorzej, dzisiaj znowu się objadłam, fakt do południa ale też było zdecydowanie za dużo min. dwie białe buły z masłem, dwa pączki, parę kruchych ciasteczek, pięć ( niedużych:-) pierogów ze szpinakiem i fetą, dwa ciastka kokosowe, chyba ze cztery cukierki czekoladowe i coś tam jeszcze na pewno , także widzicie nie jest dobrze:-( a miałam nadzieję że chociaż do tego mojego wyjazdu uda mi się jakoś trzymać żeby tam prezentować się troszeczkę lepiej a tu jedna wielka duuuupa :-( a tak z pozytywnych rzeczy to zaliczyłam dzisiaj zumbę, i byłam na siłowni- karnety wykupione także teraz nie mam wyjścia, muszę chodzić bo szkoda aby kasa przepadła ach..no i zamówiłam sobie to hula hop z wypustkami i teraz czekam aż przyjdzie i zaczynam kręcić. rzadziej też zaglądam bo zdecydowanie więcej pracuję, u mnie dopiero zaczął się sezon urlopowy, więc wpadło kilka dodatkowych zmian. Wczoraj myślałam że coś mnie strzeli pisała posta trzy razy i ciągle wyskakiwało mi że błędne hasło i za cholerę nie chciało wysłać...w końcu się wkurwiłam , wyłączyłam laptopa i poszłam spać. no nic uciekam bo jutro na 6 do pracy, potem prosto na siłownię, następnie fitness, jutro stepy i pewnie jak przyjadę do domu to padnę ale czasami dobrze jest się tak zmęczyć, mam tylko nadzieję że jedzeniowo nie polegnę tak jak dzisiaj. liczę że dzisiaj uda mi się wysłać tą wiadomość bo jak nie to się naprawdę wkur...:-) do usłyszenia !

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej dziewczyny! U mnie póki co spokojnie, to znaczy pilnuję się, żeby nie zaliczyć spektakularnego maratonu jedzeniowego, a z drugiej strony nie jestem specjalnie zadowolona. Wczoraj coś ok. 1400 kcal bez ćwiczeń, dzisiaj ok. 1700 kcal i również nie ćwiczyłam, bo zabrakło mi czasu. Ale za to kupiłam sobie upatrzony płaszcz - tylko jeden w całym Poznaniu z tego rozmiaru był (w sumie na ten "cały" Poznań składają się tylko 2 sklepy, bo więcej Stradivariusów u nas nie ma). Jutro kiepsko widzę jakiekolwiek ćwiczenia, ponieważ cały dzień siedzę na uczelni - ba problem będzie już z obiadem, żeby zjeść o normalnej porze bez wcześniejszego podjadania. Z tymi dobrymi nawykami żywieniowymi faktycznie nie jest łatwo. Osobiście wątpię, czy kiedykolwiek sobie je wyrobię, bo niektóre niezdrowe rzeczy po prostu bardzo lubię i nie chcę z nich rezygnować. Trzeba pójść na jakieś kompromisy, bo życie jest za krótkie, by cały czas się katować. Nie miej jednak widzę znaczną różnicę, przede wszystkim teoretycznie cały czas jestem na diecie, a praktycznie tego nie odczuwam, ale pilnuję się właśnie dlatego, iż mam poczucie, że jestem na diecie - fakt dobre to jest na utrzymanie wagi, a nie na schudnięcie, ale grunt, że jem inaczej. Najważniejsze dla mnie to nieuleganie pokusom i nie obżeranie się plus aktywność fizyczna, której często brakuje. Tak apropo w listopadzie wykupuję karnet na siłownię i fitness i zamierzam w pełni go wykorzystać. Napaliłam się już na ten fitness klub, a i może raz na jakiś czas siostra ze mną się wybierze. Wracając do tematu cieszy mnie, że teraz zwracam uwagę na to co jem, liczę się z kaloriami, choć nie zawsze skrupulatnie i dokładnie co do jednej je liczę, zrezygnowałam z chińskich zupek, bo po prostu specjalnie mi nie smakują, jem więcej warzyw i owoców oraz ograniczyłam słodycze, fast foody i chipsy w porównaniu do tego jak żywiłam się wcześniej. kiniutka - nie przejmuj się, najważniejsze, że ćwiczysz, a to powinno podnieść Ci samoocenę i dać siły do dalszej walki :) Moje dzisiejsze menu: śniadanie 1 - bułka z dynią z masłem, serkiem białym śmietankowym twarogowym, łososiem wędzonym na zimno, sałatą, ogórkiem, koperkiem - dokładnie taka jakie sprzedają w Canappce :) śniadanie 2 - 9 śliwek węgierek przekąska 1, 2 i 3 - jadłam w jakiś odstępach czasowych jeszcze przed obiadem: surówka warzywna, surówka z kiszonej kapusty z każdej po 10 dag, kilka biszkoptów (nieplanowane, ale akurat otworzyłam szafkę, w której były, a że je uwielbiam no to się wciągnęłam...) obiad - porcja (jak się okazało troszkę za duża) makaronu penne pełnoziarnistego z warzywami (brokuły, brukselka, pietruszka, serek i 4 różne rodzaje marchwi - byłam dziś na zajęciach terenowych w polu i mogliśmy sobie niektóre warzywa wziąć, w tym te różnokolorowe marchewki), natką pietruszki, odrobiną oliwy i soku z cytryny + pieprz - taki mój mały eksperyment, ale godny polecenia :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej! Papryczka masz racje. Najwazniejsze, aby byc bardziej swiadomym tego co jemy. Ja tez nie zamierzam cale zycie patrzec co mam na talerzy i rezygnowac z ulubionych rzeczy. Jem zdecydowanie mniej niz kiedys. Wydaje mi sie, ze to bedzieki zmianie toku myslenia. Jesli nie moge to po prostu nie jem, a nie wpycham w siebie na sile, bo jutro dieta i zero slodyczy czy czegos smazonego przez kolejne 2 miesiace. Nie wiem ile teraz wazne, bo jak pisalam waga mi nie dziala. Wydaje mi sie, ze jeansy zrobily sie luzniejsze (nawet jestem tego pewna) i tylek nie jest az tak okragly (zdecydowanie mniej opinaja mi sie w tym miejscu spodnie). Teraz testuje ile bede siedziec w pracy i jezeli nie zdarzy sie jakis dluzszy dzien musze zabrac sie za cwiczenia. Wyjazd do Polski tak na prawde niedlugo i chciclabym wrocic do tej wagi z lipca. Co do dzisiejsze menu. Jestem przeszczesliwa, bo udalo sie zarezerwowac stolik w tej nowej restauracji z sushi. Na sniadanie byl wiec jeden croissant. Pozniej mialam sporo spraw do zalatwienia na miejscie, wiec juz nic nie jadlam, bo wiedzialam, ze ide na sushi. Z Zamowilam bardzo duzo roznych rodzajow sushi i nie tylko, bo byl to system all you can eat. Czuje sie najedzona i podekscytowana, bo chcalabym wyprobowac nowe potrawy i zrobic je w domu :) Czuje, ze niedlugo co 1-2tygodnie bedziemy testowac cos nowego :) Trzymajcie sie i piszcie co u Was. Ja poki co ide zrobic jeszcze sniadanie na jutro i pozniej pewnie bardzo powoli spac :) Do jutra!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej! Ja dziś króciutko, bo jutro niestety zajęcia na 8, a przede mną jeszcze sporo do zrobienia, poza tym zaczynam robić się głodna, a nie powinnam dziś już nic jeść. Moje menu odbiegało dziś trochę od planowego, a to dlatego, że cały dzień spędziłam na uczelni, a najwięcej to chyba zmarnowałam go na bezsensowne okienka ;/ O ćwiczeniach już nie wspomnę, ale ważne, że póki co z dietą tragedii nie ma. Tak więc: śniadanie 1 - sok z jabłek i jarmużu, świeżo wyciśnięty, nawiasem mówiąc pyszny, parówka z pomidorami suszonymi zawinięta w cieście francuskim śniadanie 2 - pączek z czekolada, kilka biszkoptów obiad - sałatka kebabowa z sosem czosnkowym przekąska - mały jogurt pitny owocowy 0% tłuszczu kolacja - kiwi, 2 kromki chleba z salami, sałatą, pomidorem i serkiem topionym i papryką A tak apropo croissanta zapomniałam napisać, że wczoraj w ramach II śniadania jadłam croissanta z serem i szynką, bo coś tak mało mi się wydało :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
hej kobietki! ja właśnie siedzie z kubkiem jakieś malinowej herbaty( bez cukru ma się rozumieć) i zapijam..no właśnie nie głoda, bo głodna nie jestem po prostu mam na coś ochotę, zjadłabym coś tylko sama nie wiem co...czyli zwykła zachcianka której nie mam zamiaru ulegać. U mnie na razie wszystko zgodnie z planem, czyli jedzeniowo jest ok, jeżeli chodzi o ćwiczenia to chyba pomału się wkręcam. wczoraj była tylko siłownia bo aerobiku nie było, znaczy był ale aqua aerobik a ja po prostu nie lubię więc nie chodzę, dzisiaj będą stępy i już się cieszę bo bardzo lubię :-) moje dzisiejsze menu: śn. activia naturalna z łyżką otrąb 2śn. jabłko ob.jakaś ciemna bułka ze słonecznikiem ( plastrem sera, dwoma plastrami jakieś szynki, pomidorem) i do tego zjadłam jeszcze dwa ogórki konserwowe zaraz muszę się zbierać, po powrocie czeka mnie jeszcze pakowanie, jutro z samego rana wyjazd, super, ciesze się bardzo :-) odezwę się dopiero po powrocie we wtorek. trzymajcie się

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej! Kiniutka- udanego wyjazdu!!! Ja wczoraj pracowalam znow do 17tej. Wkurzylam sie, bo myslalam, ze dzis tak bedzie, a mielismy miec lekcje o 18tej i zadzwonilam wczoraj zeby przelozyc. Facet zachwycony chyba nie byl, ale powiedzialam, ze nie jestem w stanie tego przewidziec. Oczywiscie skonczylam dzis o 14.30... Wczoraj jedzeniowo bylo w miare: sniadanie takie jak zwykle obiad- cos a'la krokiety i do konca dnia juz nic (pewnie dlatego, ze obiad jadlam bardzo pozno). Dzis: sniad- musli z jogurtem 2sniad- jogurt 3sniad- kanapka obiad- pierogi z miesem (myslalam o nich od czasu jedzenia pierogow z truskawkami, czyli baaardzo dawno temu :) ). Poki co to tyle, choc dzien sie jeszcze nie skonczyl. Na szczescie widzialam planning na przyszly tydzien i nie powinnam pracowac ani jednego dnia do 17tej. W zwiazku z tym mam nadzieje, ze dieta w koncu ruszy normalnie. W tej chwili jem w miare normalnie, ale nie chudne, wiec mam co robic :) Jednak wazne, ze nie tyle w jakim zastraszajacym tempie, bo to zdolowaloby mnie do konca. Do jutra!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
U mnie dziś kolejny dzień diety i dzień bliżej okresu. Dziś odczułam to najbardziej na mięśniach - próbowałam zmusić się do biegania, bo pogoda śliczna jak na końcówkę października, ale chyba godzinę spędziłam na "szykowaniu się", a w rezultacie skończyło się na spacerze. Już po 15 minutach nie chciało mi się iść, więc poszłam do parku, usiadłam na górce i tak siedziałam, aż w końcu ruszyłam i tak spacerowałam ok. godziny w ślimaczym tempie, bo nogi nie chciały mnie nosić! Sądzę, że to wina zbliżającego się okresu, szczególnie, że już na uczelni bolał mnie brzuch. Do tego doszła wieczna ochota na COŚ, głównie słodycze, ale się nie dałam w pełni, tzn. nadprogramowo pożarłam tylko suche wafelki cynamonowe (trochę ich miałam, a przestać jeść się nie dało), ale za to odmówiłam sobie czekoladowych cukierków, które mam w szafce i wystarczyłoby, żebym tylko sięgnęła ręką. Zdaje się, że wczoraj też nie pisałam, a to dlatego, że zaraz po powrocie z uczelni zabrałam się za gotowanie obiadu, a później od razu wyjeżdżałam z tatą. Wróciliśmy wieczorem, a ja musiałam się położyć spać tak, żeby dziś wstać o 5. Tak więc menu wczorajsze: śniadanie 1 - 2 kromki chleba z salami, serkiem topionym i warzywami śniadanie 2 - deser jogurtowy Fantasia śniadanie 3 - ciemna bułka zrobiona znów na styl tej z Canappki, ale tym razem z żółtym serem, wędzonym, podsmażonym boczkiem, sałatą, masłem, ogórkiem kwaszonym i sosem barbecue obiad - mój kolejny udany eksperyment: kasza kuskus z kurczakiem i warzywami (cebula, marchew, pietruszka, seler + jabłko) podsmażonymi na patelni razem z tym kurczakiem, wszystko zalane bulionem i do tego na wierz położyłam gotowanego brokuła i natkę przekąska - 5 orzechów włoskich (wiem, że są kaloryczne, dlatego nie jadłam więcej, ale podobno w małych ilościach w diecie są dozwolone) Dzisiaj: śniadanie 1- 2 kromki chleba z ziarnami z pasztetem, serkiem topionym i warzywami śniadanie 2 - bułka z masłem, serkiem twarogowym śmietankowym, łososiem wędzonym i warzywami śniadanie 3 - deser jogurtowy z mini wafelkami przekąska - te nieszczęsne wafelki cynamonowe, którym uległam obiad - to, co wczoraj I zaraz idę zrobić jeszcze surówkę z marchewki i jabłka :) Ćwiczeń oczywiście żadnych nie ma, bo mi się po prostu nie chce, ba mi się nic nie chce. Ledwo dziś obiad odgrzałam i dowlokłam się do domu po tym spacerze, a co dopiero brać się za naukę. Oby jutro było lepiej, najlepiej to jakby już ten okres przyszedł, nie narobił większych szkód i dał mi spokój na miesiąc. Trzymajcie się!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×