Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Orfnea

Forum DDA , rozmawiamy na różne tematy i wspieramy się.

Polecane posty

Witam wszystkich ponownie :) ediitt , bardzo mądrze piszesz. Trzeba się zająć sobą i jakiekolwiek zmiany zacząć od siebie. Zaczynając terapię miałam problem z robieniem sobie przyjemności i czegokolwiek dla siebie. Mówiłam ze jestem zbyt słaba żeby walczyć o cokolwiek. Terapeutka mi powiedziała wtedy ( jeszcze na indywidualnym), że to co nazywam słabością jest moją siłą. Na początku myślałam, ze chce mnie pocieszyć, bo jak ja mogę być silna skoro nie umiem zmienić nikogo ( myślałam, że mam na to wpływ) i jak mam zacząć walczyć skoro mi sił brakuje. Wtedy ona powiedziała, że jeśli odwrócę tą wielką energię którą wkładałam w ratowanie innych i przetrwanie w rodzinie W RATOWANIE SIEBIE to mi się uda. To jest ta siła. Ekstremalny survival i wytrzymałość które zafundowali nam rodzice. Też teraz wiem, ze się nie poddam, za dużo razy się poddawałam. KONIEC. wyjątek, Terapia zwłaszcza grupowa bardzo pomaga tylko początki są najtrudniejsze. Po pierwszej wyjazdówce jest dużo lepiej. Może się dużo w naszym życiu pozmieniać. Najgorsze jest pościąganie masek i ogólne rozbrojenie się. Trzeba odsłonić twarz i pokazać prawdę, więc coś sprzecznego co robimy. My nie lubimy jak ktoś nas dobrze poznaje. Czujemy wtedy wstyd i dziwne zdemaskowanie. Nasi rodzice nie pozwolili nam być SOBĄ. Bycie do końca sobą było wstydem. Wstydziliśmy się płaczu, musieliśmy być zawsze w pogotowiu i nieustannym napięciu. Okazywanie uczuć było słabością. Rodzice nie pozwalali być dziećmi, szkolili nas na TERMINATORÓW. I stąd ten strach przed tym kim naprawdę jesteśmy, że jesteśmy wrażliwi i ludźcy.. Terapia indywidualna różni się od grupowej. Na indywidualnej staramy się zaufać jednej osobie, terapeucie. Ja nie czułam się zbyt komfortowo na początku, z tego względu, ze terapeutka znała to wszystko "książkowo", schematycznie, a osoba która tego nie przeżyła nie jest w stanie do końca zrozumieć co mamy w swojej głowie. Nie mówię, że terapeutka z indywidualnej była jakaś nie tegez, bo była super ale... przeżycia... no właśnie. Na grupowej poznaje się takie osoby jak ty. Nagle zauważasz, hej nie jestem sama! Myślałam, że tylko ja mam takie problem, a tu się okazuje, że inni też go mają i albo są w dołku jak ty, albo mają już receptę swoją własną jak z tego wybrnąć i chętnie się nią dzielą... Powiem jeszcze jedno. Terapia nieważne czy indywidualna czy grupowa, to ciężka harówa i tylko od nas zależy na ile sie zmienimy. Ja sobie na początku powiedziałam, że nie jestem w stanie tego czy tamtego powiedzieć, ale doszłam do wniosku, że jak mam się czegoś pozbyć skoro nie chcę się z tym mierzyć. Jeśli chce się z tego całego DDA wyjść, to trzeba przepracować wszystko, to co nie przepracujemy będzie do nas wracało i z powrotem dołowało. pnę się do góry, jak długo chodzisz na terapię dla współuzależnionych? Przeczytałam co napisałaś i dochodzę do wniosku, że zazdroszczę. Zazdroszczę tego, że moja matka dalej twierdzi, że problem jej nie dotyczy i dusi się w tym trując wszystkich dookoła... a Ty walczysz. :) Trzeba mieć niesamowitą odwagę i determinację, żeby walczyć ze współuzależnieniem ( wiem to stąd, ze do nas na grupę chodzą byłe już żony alkoholików po terapii, które są także DDA po rodzicach). oneill, też ci życzę wytrwałości :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
a kto z was: 1. Zwiazalo sie z osoba z nałogami? 2. Sama ma jakies nałogi?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
boona, miałam dwóch facetów wcześniej chyba alkoholików. Kiedyś myślałam, ze mogę ich uratować tak jak ojca chciałam ratować. Kiedyś myślałam, że prawdziwy facet to taki który, zapali papierosa, napije się piwa i zachowuje się jak samiec alfa. Matka mi wmówiła, że o chłopa "trza" zabiegać. CO ZA BZDURY. Teraz mam męża NORMALNEGO męża, tylko czasem traktuję go jak dzidziusia :D ale panuję już nad tym...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
hmmm. podobnie jak ja.... moj maz jest tym moim tata (serio- tak mi powiedzial terapeutka... ) tym dobry, cichym, niesmialym... jak ojciec byl trzezwy. Maz sam w ogole nie ma nalogow oprocz roweru.... a ja z kolei zero alkoholu, okazjonalnie, ale za to mialam inny nałog... na szczescie zaczelam z tym "głownem" walczyc, udalo sie, jestem od roku czysta...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Z tymi nałogami to masakra. Ja miałam kłopoty z jedzeniem jak byłam dzieckiem,a jako nastolatka o mało się nie wciągnęłam w alkoholizm i narkomanię. (towarzystwo i wzorce z domu) Obecnie staram się rzucić palenie... Alkohol pije baaardzo rzadko i symbolicznie a teraz chcę skończyć z fajkami... Czy ja się nie za bardzo otwieram? :) a co mi tam....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ediiff
a czy u was w domu była przemoc fizyczna, psychiczna? czy tylko sam alkohol bo mnie najbardziej ta przemoc zwichrowała psychikę, to upokarzanie, wyszydzanie...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
u mnie tego nie bylo, ojciec mnie i brata nie tknal, za to mame.... ja raz dostalam w wieku 8 lat ze mialam oczy podbite, wiecej tego nie zrobil... tylko ciagle mamy bylo zal....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kalamamrkkaaa28
u mnie tez fizyczna i psychiczna. nawet ojciec mial wyrok. moja sistre tak zlapal za szuje podniosl do gory a ona sina sie zrobila.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość pnę się do góry
_24dorosła..a jednak mój mąż chodzi na terapię, ale nie sądzę, żeby coś w niej wynosił. Raczej to robi "dla świętego spokoju". Co z tego, że nie pije gdy jego zachowanie jest dalej takie samo: wahania nastrojów, przypierniczanie się do byle pierdoły, a bagatelizowanie większych problemów. Dalej zwala cała winę na mnie. O 9 rano: kocham cie kotku, a o 12 - mam Ciebie dosyć. Błędów we mnie widzi cały zestaw, w sobie nie dostrzega chyba nic - niedługo się okaże, że to tak naprawde to ja mam problem, a nie on :) Na razie ja staram sie wynieśc z terapii jak najwięcej, próbuje psychicznie stanąc na nogi, bo życie z takim człowiekiem to nie życie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Oto Ja, DDA.
U mnie raczej nie ma wyjazdówek. A w moim domu była przemoc psychiczna, ale i fizyczna choć w mniejszym stopniu. Najgorsze jest to, że zaczynam watpić w to, ż terapia mi pomoże... Bo chodzę bardzo krótko, co prawda, na grupę, ale póki co korzyści z niej mam takie, ze wiem, skad wzieły sie pewne moje zachowania. Cały cykl trwa 2 lata więc cudów sie nie spodziewam, ale niektórzy chodzą i dłuzej bo tego potrzebują.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Oto Ja, DDA.
Ja nie mam nałogów jako takich, bo ani nie palę, nie piję (można powiedzieć, że wrecz abstynencja), ale zauwazam u siebie takie kompulsywne podejscie do religii, zachłyśnięcie się Bogiem. Nie wiem, czy to jest złe, raczej nie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość _24dorosła..a jednak
Może to co napiszę nie zabrzmi dobrze w tym temacie, ale... miło się was czyta. Bo po prostu dobrze czuć, że jest ten ktoś kto ma podobne problemy i zawirowania..,że nie jest się samym. U mnie fizyczna przemoc była tylko między ojcem,a matkom- mnie i siostry nikt nie bił. Psychiczna... non stop tysiąc razy słyszałam..od matki "żałuję,że Cię nie wyskrobałam" ,"zdechnij.. idź się powieś..", "jesteś nic nie wartym gównem.." no oczywiście same wulgaryzmy.. "kur.." dziw.." itp.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość _24dorosła..a jednak
"ojcem a MATKĄ" miało być.. bo,aż mnie poraził ten błąd w oczy-"matkom" przepraszam. pnę się do góry- nie wiesz,że to zawsze my mamy problem?:) a nie oni....zgadzam się z Tobą, pewnie niebawem tak twój mąż obróci kota ogonem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Oto Ja, DDA.
pnę się do góry - kurczę, zachowanie Twojego męża przypomina czasem moje... Ja tez potrafię powiedzieć chłopakowi, że jest całym moim śiwatem a potem, że mam go gdzieś. Takie całkowicie różne, dwubiegunowe zachowania.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Chcialam polecic ksiazke, ktora ogromnie pomogla mi w podrozy do samej siebie, w poszukiwaniu wlasciwej drogi. Przeczytanie tej ksiazki kosztowalo mnie bardzo wiele - ale korzysci sa niewymierne. Ksiazka nosi tytul "Homecoming. Reclaiming and championing your inner child" - po polsku to chyba bylo "powrot do swego wewnetrznego domu" autorstwa Johna Bradshaw. Polecam tez inne jego ksiazki (np "Bradshaw On: The Family") - nie wiem czy sa w polskiej wersji.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ediiff
u mnie była przemoc słowna wieczne rzyganie, że jestem brzydka, beznadziejna, nieporadna..od rodziny też tak się odbiłam od tego,zerwałam kontakty żyję samotnie, nie lubię spotkań, znajomych, każdy tylko chce wejść ci z butami do mózgu i ..dowalić... praca, moje sprawy i zero wścibstwa innych dla mnie najlepsza terapią jest zapomnienie, zerwanie kontaktów teraz to muszę zrobić z facetem, odrzuci go, bo mnie rani jak powiedział poeta - balasty trzeba odrzucić nie bedę się zastanawiać i analizować, bo zwariuję, czasu nie cofnę, ale moge zmienić obecne życie i zrobie to

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
U mnie, jak juz wspominalam, nie bylo alkoholu. Moi rodzice byli wrogami picia. Za to byly zaburzenia psychiczne, przemoc slowna, kontrola, ograniczanie swobody, paranoja i oskarzanie mnie o spiskowanie, bagatelizowanie moich problemow, wytykanie bledow na forum rodzinnym gdzie cala rodzina publicznie mnie zawstydzala a ja sie nie moglam odezwac. Proba obrony byla traktowana jak atak na spojnosc rodziny - zreszta calej, bez wyjatku, dysfunkcyjnej. Tam nie bylo ani jednej zdrowej osoby - alkoholicy, pedofile, maniacy kontroli, psychotycy - ale sprobowal by ktos im to powiedziec! Bylam wyjatkiem bo to widzialam - ba, nawet doswiadczylam molestowania. Moje proby, bardzo niesmiale, powiedzenia o tym matce skonczyly sie na oskarzeniach: kto kazal ci to powiedziec? Kogo ty sluchasz? Juz wiecej nie poskarzylam sie wiedzac ze to sie obroci przeciwko mnie. W szkole bylam przedmiotem mobbingu bo nikt mnie nie bronil, sama tez nie potrafilam. Nauczylam sie biernosci bo i tak nic nie moglam zrobic - tylko przetrwac. Rodzice nie reagowali twierdzac ze to bzdury, ze przejmuje sie glupotami a to i tak moja wina bo po co rozmawiam z kolezankami, po co im pozyczam np kredni (kazdego dnia po przyjsciu ze szkoly matka kontrolowala ile rysowalam i czy kredki sa stepione, jesli byly to znaczy ze pozyczalam kolezankom - i awantura plus zaznaczenie ze: nie skarz sie jak ci kolezanki dokuczaja, glupia jestes i zaslugujesz na to, pozyczasz im a one sie smieja z ciebie, dobrze ci tak). Zostalam przez zlosliwosc wychowawczyni odsunieta od zabaw (typu Mikolaj) w szkole ale musialam byc obecna przy tym, jak sie bawily inne dzieci. Co to oznacza dla dziecka kilkuletniego, mozecie sobie wyobrazic. Moi rodzice stwierdzili ze to dobrze a takie zabawy to glupota i nie powinnam sie przejmowac a jesli sie przejmuje to sama jestem glupia. O kazdej porze dnia i nocy moglsm buc oskarzona przez matke na podstawie chocby tego, ze sie odwrocilam w jakims kierunku albo otworzylam okno (o to musialam pozniej prosic - czy moge otworzyc okno, i matka autoryzowala) ze daje komus znaki. Pamietam, raz wrocilam ze szkoly i matka nagle do mnie sie nie odzywa, ja sie pytam o co chodzi a ona: ty wiesz o co. Czesto tak bylo, dla dziecka to jest niewyobrazalne cierpienie jak rodzic sie do niego nagle nie odzywa, traktuje jak powietrze albo patrzy z pogarda. Matka miala psychiczne zaburzenia i posadzala mnie o to, ze spiskuje przeciwko niej z jakimis blizej nieokreslonymi osobami (ale ja przeciez ich znalam i wiedzialam kto to jest) zeby ja wykonczyc psychicznie i fizycznie. Mieszkalismy w domku jednorodzinnym i byly przeciagi, to przeciez normalne - ale matka wierzyla, ze ktos dmucha zimnym powietrzem zeby ja stawy bolaly. I ze ja wiem kto to. I nieraz tak slodko do mnie mowila, prosila: Oneillko, powiedz kto, mamusia ci nic nie zrobi ale powiedz kto mi tak na zlosc robi". K*rwa, jak to teraz sobie przypominam... Ja pierd*le, wcale sie nie dziwie ze nie jestem do konca normalna, ze mam wciaz leki (juz mniejsze niz niegdys), ze zauwazylam u siebie tendencje do izolowania sie od ludzi... Ojciec byl rzadko obecny i wcale mu sie nie dziwie. Rodzice nie utrzymywali kontaktyow z nikim procz rodziny, tzn ojciec mial jakichs kolegow i kolezanki z pracy, chodzil do klubu szachowego i brydzowego - chyba po to zeby w domu nie siedziec bo kazdy by pierdulca dostal w takiej atmosferze. A jak juz byl w domu to nic mu nie pasowalo, wszystko krytykowal i klocili sie z matka, byl nerwus i wybuchal czesto ale nie byl agresywny fizycznie. Klal i wyzywal, trzaskal drzwiami albo czyms rzucil. Jakos sie tych jego wybuchow nie balam - nie wspominam ich jako traume. Dostalam tylko dwa razy - raz za to ze wyszlam w kapciach na ulice, za ogrodzenie - poszlam z kolezanka kawalek, dostalam kablem od zelazka. Mialam sine pregi i matka nie puscila mnie do szkoly dopoki nie zniknely. Mialam chyba z 8 lat wtedy. Drugi raz dostalam w twarz za to, ze cos tam powiedzialam - i to przy kuzynce i ciotce. I tyle. Nikt mnie nie bil ani nie katowal. Mielismy trzy pokoje ale ja do 20 roku zycia spalam w pokoju z rodzicami, twierdzili ze dziecku sie nie ufa, ze jestem pusta i glupia i nie mozna mi wlasnego pokoju dac. I ciagle kontrole, ojciec posunal sie nawety do tego ze moim znajomym ktorzy mnie odwiedzali grzebal w kieszeniach. Musialam zawsze powiedziec gdzie, po co ide i kiedy wroce. BYwalo ze rodzice sprawdzali - wjechal ojciec do kolezanki u ktorej bylam. Zeby sprawdzic. Mieli w notesie adresy wszystkich moich znajomych. Pieniedzy nie dostawalam, zabawek mialam moze ze 4, jedna nowa. Reszta jakies uzywane, stare. Dzieci sie ze mnie smialy, nie chcialy sie ze mna bawic ze dziadowka jestem. Ubrania nowego tez nie mialam, wszystko po kuzynkach. Buty dwa numery za duze bo mialam male stopy a kuzynki nosily wieksze rozmiary. Matka przeszywala ze starych ciuchow zeby na mnie pasowaly. Raz kupilam sobie buty, moglam miec 12 lat - potrzebowalam kozaki na zime. I upatrzylam sobie takie czerwone, snily mi sie po nocach. Jakos mi sie udalo samej (cud, bo zawsze z ktoryms z rodzicow chodzilam na zakupy, jesli wogole cos kupowalam bo jak pisalam, rzadko sie to zdarzalo - ale bywalo ze a to kurtke, a to cos do szkoly porzadniejszego) isc na zakupy, przynioslam te buty i ja pierdziele! Awantura na caly dom. Bo sie rodzicom nie spodobaly nie wiedziec dlaczego. Byly troche za duze na mnie ale przeciez na zime zawsze sie kupuje wieksze do grubych skarpet. I wiecie co - ja rok temu uslyszalam od kuzynki o tych butach! Rodzice na jakims rodzinnym spedzie osmieszyli mnie publicznie za te buty, do tego stopnia ze kuzynka po dzis dzien pamieta choc minelo 40 lat! Ze taka glupia i pusta bylam ze sobie kupilam nieodpowiednie buty! Niezle mi PR robili rodzice! :D Cala rodzina sie ze mnie wysmiewala ale jakos jedyna z nich wszystkich skonczylam studia (ich odpowiedz: takie studia, byle jakie, kazdy by sobie poradzil, mialas szczescie ze sie na tobie nie poznali), odcielam sie od nich bo przy byle okazji mi dogadywali. Matka miala brata ktory wybitnie znecal sie nade mna, nie wiem dlaczego tak mnie nie cierpial. Balam sie go panicznie. Nie powiedzial mi nigdy dobrego slowa, ciagle krytykowal a jak matka nie widziala to mnie uderzyl, szarpnal, popchnal, uszczypnal. Wiedzialam ze gdybym nawet matce sie poskarzyla to by mi nie uwierzyla. Raz, jak juz mialam sporo po 30-ce, przyszedl matke odwiedzic (mieszkala z nami po smierci ojca) i zaczal mi cos tam wygadywac, krytykowac, prawie sie na mnie darl - a ja wtedy na niego z morda ze nie bedzie mi w moim wlasnym domu robil uwag i niech sie lepiej zamknie bo bedzie musial swoja siostre kanalami odwiedzac. To byl z mojej strony akt ogromnej odwagi, przelamalam lek ktory towarzyszyl mi przez te wszystkie lata. Od tamtej pory mialam spokoj i traktowal mnie z szacunkiem! Zauwazylam, ze wlasnie to - wyznaczenie granic, pokazanie ze nie pozwalamy innym na obrazanie nas, na krzywdzenie - ma ogromne znaczenie. Ale my sie boimy tych granic wyznaczyc, boimy sie, ze bedziemy za to ukarani bo w dziecinbstwie niemielismy prawa posiadac granic. A jesli juz je, jakims cude, zbudowalismy - to nikt ich nie szanowal. Po latach (mialam wtedy 40-ke) dowiedzialam sie, ze zostalam adoptowana w niemowlectwie... To wiele wyjasnialo.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jodlakaukaska
Tez jestem dda, ojca nie ma, mama pije gdzies od 10 lat. Ja sie wyprowadziłam z domu, ale ona mieszka dwie ulice obok. Jak jest trzezwa to jest wspaniała, pijana zamienia się w tyrana. Kłamie, manipuluje wymysla niestworzone historie, wyzywa mnie oczywiscie utrzymujac ze nic nie pila. Ja jej caly czas pomagam, płace rachunki daje na jedzenie, jak nie dam to mam straszne wyrzuty sumienia tymbardziej jak jest akurat trzezwa i nie moge sobie z tym wtedy poradzic. Jak załapie dorywcza prace to oddaje mi prawie całą wypłate, ale to jest taka praca gdzies 6 - 7 miesiecy w roku na jakiejs produkcji i za marne grosze. Najgorsze jest to ze jak jej nie bede pomagac to ona moze sie stac osoba bezdomną, wiec dla spokoju wewnetrznego to robie. I takie błędne koło cały czas : ( Nie chce miec bezdomnej matki, chcialabym zeby sobie wreszcie zaczeła rade dawac sama, bo ja tego finansowo ani psychicznie nie jestem juz wstanie uciągnąc

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jodlakaukaska
Tylko ze ja jestem przesadnie ufna do ludzi,mam bardzo niskie poczucie wlasnej wartosci. Skonczylam studia co prawda beznadziejne ale skonczyłam, mam dobra prace lecz zupelnie w innym kierunku. Staram si rozwijac, ale slabo mi to idzie. Przechodze od strasznego smutku do euforii, nie potrafie sie do niczego zmobilizowac.Czasami w mieszkaniu mam taki burdel a pozniej ze szczoteczka do zebow chodze i wszystko czyszcze bo sobie znowu obiecam ze bede super pania domu i tak w koło. Boje sie miec dzieci, boje sie ze moj facet mnie zostawi przez to jestem bierna nie umiem mu sie postawic, mam problm z własnym zdaniem zeby znajomi mnie nie odrzucili to sie z nimi czesto zgadzam. Taki moj paradoks w wielkim skrócie : ( Pisałam prace mgr o DDA , troche mi to pomogło sie wgłebic w temat. Cały czas boje sie ze cos sie stanie, taka nerwica natręctw chyba, ze mnie zwolnia, ze mama zostanie na ulicy a ja z nia nie chce mieszkac ze bede chora. Chyba nie umiem sie w pełni cieszyc zyciem. Dzieki za przeczytanie tych chaotycznych wypocin :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej, ja tez chcialam się przywitać, fajnie ze tutaj ktos zalozyl taki temat .. Mam 21 lat, ojciec alkoholik ale gdy sie urodziłam wyprowadzil sie z domu, mama alkoholiczka od 3 lat...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
@jodlakaukaska - bede brutalna ;) Pomagasz swojej mamie pic. A ona, jak kazdy uzalezniony, to wykorzystuje i zeruje na Tobie. Ty czujesz sie za nia odpowiedzialna i ona dlatego nieponosi konsekwencji WLASNEGO PICIA! Ty do tego nie dopuszczasz. A powinnas zajac sie soba, nie nia. Ona jest dorosla. A miara doroslosci jest umiejetnosc brania odpowiedzialnosci za wlasne czyny i ponoszenia ich konsekwencji. Dla dobra Twojego i mamy - musisz przestac jej pomagac na taka skale. Wiem, jak to brzmi - ale kazdy terapeuta powie Ci to samo. To sie nazywa bodajze metoda trudnej milosci. A leki, o ktorych piszesz... Chyba kazdy z nas, doroslych dzieci, je ma. Ja tez sie czasami boje bez logicznego powodu, nachodzi mnie jakas mysl ze moze mnie cos spotkac, moge cos stracic itp Jak pozniej juz bez emocji spojrze na ow lek to wydaje mi sie smieszny bo przeciez nic nie wskazuje na to ze cos zlego sie zdarzy. To jest efekt z dziecinstwa - nic nie bylo przewidywalne, nie mielismy poczucia bezpieczenstwa a zagrozenie moglo przyjsc w kazdej chwili i zewszad. To w czlowieku zostaje i jedyne, co mozemy zrobic to miec tego swiadomosc. Mam obawy, ze pewne traumy pozostaja w nas na zawsze i trzeba sie nauczyc z nimi zyc. Pytania retoryczne, ktore kiedys wiazaly sie z niewyobrazalnym bolem, pustka: dlaczego ja, dlaczego mnie pozbawiono tego, do czego kazdy czlowiek ma prawo - bezwarunkowej milosci, troski, ufnosci... One wyblakna z czasem bo przeszlosci nie zmienimy, ale mozemy choc troche wplynac na jakosc naszej przyszlosci. Nigdy nie bedziemy "jak nowi", jak osoby z normalnych, kochajacych rodzin - ale mozemy usmierzyc bol jaki nam towarzyszy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
@jodlakaukaska - zacytuje: "boje sie ze moj facet mnie zostawi przez to jestem bierna nie umiem mu sie postawic, mam problm z własnym zdaniem zeby znajomi mnie nie odrzucili to sie z nimi czesto zgadzam." przez wiele lat wlasnie taka bylam ale wstydzilam sie tego, mialam swiadomosc swojej biernosci i zaleznosci od opinii innych, od ich obecnosci i leku przed odrzuceniem. Teraz juz mnie to nie dotyczy. Ale musialo minac naprawde bardzo wiele lat. Teraz jestem bardziej asertywna, powiem w oczy co mysle jak mi cos nie pasuje - mialam taka sytuacje ze pewna kolezanka chciala wykorzystac moja uprzejmosc i goscinnosc, zaczela sie narzucac - na poczatku nic nie mowilam ale zalewala mnie krew jak o tym pomyslalam. Wygarnelam jej wiec i postawilam granice. Od razu poczulam sie duzo lepiej, bezpieczniej - nabralam pewnosci ze umiem sie obronic. A kolezanka zaczela mnie szanowac i ani przez mysl jej nie przejdzie zeby mi wyjsc na glowe. Pomyslalam wtedy tak: jesli sie obrazi to po co mi taka kolezanka? A jesli zrozumie moja racje to moge z nia utrzymywac nadal kontakt juz zdrowszy. Bez emocji, jak przez wiele lat. Ale za to bardzo mnie boli gdy osoba, na ktorej mi zalezy, sprawi mi przykrosc. Strasznie wtedy cierpie i ta osoba odrobine traci w moich oczach. Ostatnio mialam taka sytuacje z corka, mniejsza o szczegoly.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jodlakaukaska
Dzieki oneill, wiem ze masz racje. Moja mama kiedys miala dwie proby samobojcze i ja sie caly czas boje ze to sie powtorzy, caly czas mam w glowie ze ona to zrobi. Wiem ze jak sie tak stanie to nie bedzie moja wina, ale podswiadomie bardzo sie boje do tego przyczynic. W tej chwili jest taka sytuacja ze ona moze nie miec za pare miesiecy sie gdzie podziac, ja jej nie moge wziac, na wynajecie jej nie bedzie stac, niewiem co z nia bedzie. Nie chce miec matki na ulicy, chcialabym zdrowa kochajaca babcie dla mojich dzieci. Az mi sie ryczec za chcialo : (

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
może ktos z was chcialby porozmawiac na GG? moj numer siedem piec szesc dwa jeden szesc

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jodlakaukaska
Ja moge pogadac, ale dopiero jutro :( Teraz robie kilka rzeczy na raz i pozniej mam gosci. Jak masz ochote jutro popo to sie zgłosze :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Z checia porozmawiam z kims kto bedac DDA jest od czegos uzaleznieniony/a..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×