Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość dorosla choć zagubiona

DOROSŁE DZIECI TOKSYCZNYCH RODZICÓW!!!

Polecane posty

Gość wizualizacja
szkoda,ze nie piszecie nicków,byłoby mi łatwiej kierowac swoje słowa Cieszę sie niezmiernie,ze Twój mąż przejął pałeczkę i pozwól mu być ta nicią porozumiewawczą,On to zrobi dobrze,zaufaj mu a i Twój ojciec spojrzy na sprawę inaczej,będzie bardziej samokrytyczny musisz otaczac sie osobami,którzy Ciebie rozumieją,współczują-Ty wciąż potrzebujesz ciepła,serdeczności wiej od ludzi złośliwych wrednych byś nie wpadała w dołki-a tego akurat masz po dziurki w nosie, czy przeczytałas o toksycznych rodzicach? polecam,uspokoisz się wewnętrznie,tego Ci trzeba Powiem Ci,ze z reala znałam taką dziewczynę,która juz zaczęła pracować ale mieszkała z matką,straszną matką-zakazała jej jeść,więć zanosiłam jej smarowidło,które chowała pod mostkiem przy wjeździe na swoją posesję włączyłam w tę akcję moją mamę/obowiązywała Ją dyskrecja/,zapraszaliśmy Ją do nas na obiady,kolacje, potem wyprowadziła się daleko od domu,niestety koszmar dzieciństwa i mlodości odezwał się,zachorowała na stardnienie...i niestety jest na wózku ma cudownego męża i dzięki niemu uwierzyła w miłość

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wizualizacja
do gościa z moja droga,Ty nawet nie wiesz ile Ty masz w sobie dobrej energii,poczułam Ją,uwierz kochana w swoja moc,zdziałasz dużo,nawet nie zdajesz sobie sprawy ja po prostu poczułam od Ciebie dobre fluidy,jestes dobrym człowiekiem,bo tylko od takich ludzi ją się czuje

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Przede wszystkim te osoby mają bardzo niskie poczucie własnej wartości i wydaje im się, że wszytsko to ich wina.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
tak myślą ale to nieprawda musicie uwierzyć w siebie,jesteście dobrymi ludźmi i lgnijcie do takich,omijajcie konfliktowych,pocharatanych,stłamszonych-nigdy nie dojdziecie do siebie takie osoby maja problemy w związkach,niestety ta przemoc wycisnęła piętno na psychice,zrobiła wielkie spustoszenie,ale nie wracajcie do tamtych smutnych i strasznych lat otaczajcie się pozytywnymi ludźmi

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość tożsama
Mam znacznie więcej lat od Was, bo ponad 5 dych. Niegdyś nie przyznałabym się do toksycznej rodziny, w imię lojalności krwi. Od jakiegoś czasu uczę się mówienia o tym. Choć - muszę przyznać - że nikt nie wierzy mi, zważywszy na moje niezłe w opinii znajomych, choć niedoceniane przez bliskich i przeze mnie, umiejętności radzenia sobie w życiu. Poza tym w "moim pokoleniu" nie wypadało źle mówić o rodzicach. Nie pocieszę Was, że z czasem można wyzwolić się od zadawnionej toksyczności - nawet pomimo samoświadomości. Nie udało mi się dotąd. To ciąży i kładzie się cieniem na wszystkich związkach i na wychowywaniu własnych dzieci.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ja nawet jak opowiadam znajomym co mi się w życiu przydarzyło nikt nie wierzy, tak jak pisałam nawet mój mąż musiał przekonać się na własnej skórze jak to wygląda. Kiedyś myślał, że jak zamieszka u mnie będzie fajnie, wręcz sielanka a tu trafił na meksyk. Wśród sąsiadów jestem negatywnie odbierana bo krzyczałam na matkę, gdy uciekała z domu ,,nieogarnięta ,, że tak powiem. Potrafiła tydzień nie myć się, spać w 1dnych ciuchach, efekt- domyślacie się. Prosiłam tysiąc razy, prałam ciuchy, prawie siłą zaciągałam do łazienki. A ta w chwili mej nieuwagi uciekała. Potem gdy byłam na spacerze ludzie mieli do mnie pretensje że nie opiekuję się matką. Ręce opadały. Pytałam się więc - czemu chociaż raz nie przyszli jej oni pomóc, pomóc mi- tylko krytykować mnie potrafią. Do tej pory mimo że zmarła kilka miesięcy temu mam wrażenie że jestem negatywnie odbierana bo przeciez doszły mnie słuchy że byłam perfidną córką bo pochowałam matkę w ,, słabym miejscu na cmentarzu,, .Nikt nie ma pretensji do mojego rodzeństwa że palcem przy niej mi nie pomogli, nie odwiedzali. (ZŁE miejsce - na górce trochę a daleka od reszty - bo sucho , na dole gdzie wszyscy są zazwyczaj chowani jest dołek, trumnę wsadza się czasem do wody !! -a miejsce to wskazał grabarz , nie ja. Poza tym kilka osób obok niej leży, no ale oni to oni) . Mam mało przyjaciół, mało znajomych, czuję się cholernie samotna. Czuję wzrok ludzi na mnie. Kiedyś mówiłam płynnie, czysto, teraz albo milczę a jak trafię na swój temat zaczynam sie jąkać, aż mi się płakać chce. Tata dalej do mnie sie nie odzywa, cieszę się że chociaż z dzieciakami moimi sie dogaduje. Chyba czuje że bez względu na to co on teraz powie - ja i tak się wyprowadzę. Teraz na tydzień wyjeżdzamy nad morze, zostanie sam, może przemyśli - że to moje życie, moje dzieci, ja decyduję gdzie chcę być, z kim. Jeszcze rok temu zarzekałam się że tu zostanę, robiłam wszystko co ojciec chciał, jak ojciec chciał. Czułam się jak w klatce. 2 lata zajeło mi przeciwstawienie mu się. Wiem że długa droga przede mną ale grunt że to do mnie doszło,że potrafię mówić o tym głośno. Kiedyś takie sytuacje mnie gnębiły, płakałam,darłam się. Teraz każdy negatywny ruch ojca mnie wzmacnia DOSŁOWNIE!! Najgorsze że całe problemy zawsze na siebie brałam, czułam się winna wszystkich nieporozumień, kłotni rodzinnych nawet jak mnie nie dotyczyły. Brat ma żal do mnie o to że tata ze mną mieszka, siostra że mieszka daleko od domu, jest sama. Twierdzi że mam super bo jestem z ojcem, ze zabieram jego miłość. A ten nie może się z nimi dogadać to całą miłość na mnie przelewa. A ja bym chciała uciec. To chore !!! Dlatego postanowiłam odciąć sie od nich,napisałam im co mi na sercu leży, 2 tyg ciszy ale niesamowicie mi ulżyło, może tak musiało być.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
cd .... Mój mąż czerpie ze mnie siłę .. przeciwstawił się rodzicom, którzy ciągle mają go za nieudacznika, niedorajdę życiową. Jego ojciec słuchajcie jest na mnie też zły bo odebrałam mu syna (mąż przy jakiejś kłotni usłyszał od niego że ,, czy mam rację czy nie - jestem twoim ojcem i mam być na 1wszym miejscu. Kłotnia oczywiście była z bardzo ważnego powodu. Poszłam dziecko nakarmić 2 piętra niżej, noworodka - nie miałam jak wziąśc telefonu a teść w tym czasie zadzwonił do mnie. Tak się zdenerwował że musiał napić się piwa, że powinnam w zębach mieć telefon , bo gdy on dzwoni mam odebrać. I wiecie co powiedział mój mąż? hehe do tej pory pamiętam to ,, jesteś moim ojcem, kocham Cie, ale mam teraz swoją rodzinę, dzieci - ufam jej, i ona jest teraz dla mnie numerem 1 ) Dla mnie to w ogóle porażka stawianie kogoś na jakimś 1-wszym miejscu bo ojciec jest ojcem, żona zona, każdy ważny no ale w nerwach dokopał mu bo miał dość takiego zachowania- nie pierwszego z reszta.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
cd .... 2 Bosze - przepraszam że tak was zanudzam, ale mogłabym pisać i pisać, nie mam z kim pogadać .... pisanie wam tu przynosi mi ulgę, wielką ulgę :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość 111a
Też mam podobnie, wielokrotnie byłam wyzywana przez ojca, nie umiem mu się postawić. Jestem zależna, bo od kilku miesięcy nie mogę znaleźć pracy. Jestem nieśmiała i nie mam kompletnie wiary w siebie. Moja samoocena jest minusowa. Przepadam na rozmowach, bo nie umiem się sprzedać, jestem mało przebojowa, nie umiem kombinować i kompletnie nie wierzę we własne możliwości. I to jest kwestia słuchania od kilkudziesięciu lat jaka to jestem zła, niezaradna. Byłam wyzywana od idiotek, kretynek, kiedyś stwierdził, że w tym stroju wyglądam jak ku***. A jak ścieliłam łóżko nie tak, jak on sobie życzył, to powiedział, że mnie zamknie w psychiatryku, ciekawe prawda. Mimo bycia dorosłą nie czuję się tak. Ciągle czuję się małą dziewczynką. Najgorsze jest to, że każdy oczekuję, że będę taka, jak oni by chcieli, a ja bym chciała być sobą i tylko sobą. Nie być taką, jak ktoś chce mnie widzieć. Kiedyś czytałam tekst, który bardzo mi się spodobał. "Nie będę się zmieniać dla kogoś, bo coś im się nie podoba. Albo akceptują mnie taką jaką jestem, albo niech nie zawracają mi głowy. " Bardzo wam współczuję, ale myślę że chęć zmiany musi być w nas, trzeba żyć tak by nie dać się stłamsić i żyć swoim życiem. Nikt za nas nie przeżyje naszego życia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
:(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
smutne to co piszecie,żal mi was okropnie,po prostu horror piszcie o wszystkim,wyrzucajcie to z siebie co was blokuje róbcie miejsce asertywności pamietam jak 5 m-cy po slubie , przyjechałam w odwiedziny do rodziców,byłam w swoim pokoju i przyszedł tatuś/nasz kochany/ i zapytał się ,czy mój mąż jest dobry dla mnie? zdumiało mnie to pytanie,odparł,że schudłam i to go martwi ,zapewniałam GP,że nie ma powodu do zmartwień mm był bardzo lubianym przez ojca

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Witam mam problem. Od kąd skończyłam szkołę zaczęłam pracować. Rodzice wzięli kredyt na dom który ma być mój i brata później. Wpadli w problemy finansowe i chcą żebym pomagała im wyjść z długów. Miałam męża dawaliśmy co miesiąc po całej naszej wypłacie trwało to kilka lat zaczęliśmy się z mężem kłócić o brak pieniędzy i doszło do rozwodu po stracie dziecka. Później miałam innego partnera i też oddawaliśmy pieniądze co miesiąc i też się rozpadło bo rodzice powiedzieli że to nie chłopak dla mnie bo nie mógł się utrzymać w pracy. Rozstaliśmy się w końcu jestem zaręczona wyprowadziłam się z domu ale oni dalej chcą żebym im dawała chociaż 1000 zł na długi. Mój narzeczony się nie zgadza. Rzadko jeździmy do domu widzimy się w pracy z rodzicami i oni twierdzą że się od nich oddalam. A to nie prawda bo nie mogę z nimi nawet normalnie porozmawiać. Bo musi być tak jak oni chca. Ja zbieram pieniadze na leczenie bo jestem bezpłodna i nie mam żeby im dawać. Oni mówią że dziecko teraz nie jest najważniejsze. Jak im się stawiałam z domu to 2 razy mnie wyrzucili z domu. Mówią co mam robic co bedzie dla mnie najlepiej. 5 lat nie mogłam się leczyc bo matka mówiła że ona ma długi i mi nie da na leczenie a ja pracowałam tylko ze oddawałam im całą wypłate co miesiac. Co ja mam robic? Już nie mam siły proszę o pomoc. Online

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Moje życie to jedna wielka porażka . Przyczynili się do niej moi rodzice, którzy zawsze widzieli we mnie życiowego nieudacznika . Każdy mój krok był przez nich krytykowany nie mogłem samodzielnie żyć . Moja dziewczyna jest krytykowana nieustanne przez rodziców. Mają mnie za debila bo się zakochałem w dziewczynie która mnie akceptuje takim jakim jestem. Na każdym kroku wciąż to samo od niepamiętnych czasów. Teraz próbują mnie na siłę w domu zatrzymać ... kontrolują na każdym kroku : czas, wyjście, pieniądze wszystko i to mimo to że mam już 21 lat. Za każdym wyjściem z dziewczyną grożą mi i szantażują np. jeśli nie wrócisz o 20 masz o niej zapomnieć . Przekonuję ich że mam już swoje lata , że mam zamiar ułożyć sobie życie z moją dziewczyną .Jak zwykle kończy się to kłótnią. Ostatnio po takiej kłótni oświadczyłem im że jeśli mają zamiar wtrącać się do mojego życia to nie mam zamiaru dłużej tego znosić i się wyprowadzam. Moją prace też krytykują bo nie zarabiam dużej kasy. Sami nie są lepsi ode mnie : ojciec bezrobotny (na wszelkie sposoby ma wymówki żeby nie iść do pracy ) , który wiecznie na wszystko narzeka , robiący z siebie świętego ale prawda jest inna. A matka chciałaby na siłę ułatwić mi życie razem z ojcem. Już i tak spieprzyli mi kawał życia . Kiedyś w nerwach powiedziałem "co wy z siebie takich świętych robicie że mi zabraniacie wszytskiego?" usłyszałem że "oni dopiero po ślubie zaczęli uprawiać seks " tak jasne..... prawda jest inna ale musiałem się tej prawdy od kogoś innego dowiedzieć w rodzinie..do miłości mnie obrzydzają do seksu także .. więc jeszcze chwila i s*******am z tego cyrku bo chcę wreszcie zacząć żyć mieszkać z dala od rodziców i mieć raz na zawsze święty spokój .

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Bezradna_zrozpaczona
I ja mam takich rodziców... W życiu mi się kompletnie nie układa, jestem osobą nieasertywną, boję się wszystkiego od podejmowania jakichkolwiek decyzji po rozmowy z ludźmi, nie potrafię normalnie rozmawiać, czuję się wewnętrznie ograniczona, łatwo ze wszystkiego rezygnuję. Już od lat dziecięcych nie było fajnie. Zawsze musiałam z moim rodzeństwem tylko pracować (pochodzę ze wsi), kiedy inne dzieci mogły się bawić. Wiadomo, jak to dziecko - chciałam i ja pójść do koleżanek, a kiedy nie pozwalali, to się uciekało do nich,ale zaraz przychodzili z rózgą po mnie, bo miałam siedzieć w domu i pomagać. Pamiętam, jak nie chciałam kiedyś pojechać z ojcem w pole, na siłę mnie ciągnął,a kiedy stanowczo powiedziałam: "nie" złapał mnie za włosy i uderzył głową o szafę, kazał się ubierać i jechać i tak zrobiłam... Później zaczęłam szukać na oślep miłości, bo nie miałam jej w domu, trafiałam na samych nieodpowiednich chłopców - z resztą, tak jest po dzisiejszy dzień. Zawsze wybieram takich trudno dostępnych, to ja się tylko staram, nawet jeśli zrobią mi wielką przykrość, to ja czuję się winna i zaraz przepraszam i wybaczam wszystko, nawet najgorsze rzeczy. Ojciec nigdy raczej nie chwalił mnie. Zawsze tylko mówił,że nic nie potrafię,czego się nie dotknę, to zepsuję. I pewnie dlatego dzisiaj przed każdym moim ruchem, nawet w pracy, boję się,że zrobię coś nie tak,że coś zepsuję. Ciągle żyję w strachu. Mam 24 lata i jestem samotną mamą. Ojciec dziecka chciał z Nami być,ale ja nie chciałam, m.in.ze względu na ojca. On by zatruł Nam życie jeszcze bardziej,a ten chłopak sam by stąd uciekł, bo ten kazałby Mu tylko pracować i oddawać wszystkie pieniądze. Później pomyślałam,że a,co- dam Nam szansę,ale było już za późno, założył sobie inną rodzinę, wyparł się mnie i Naszego, dziś prawie 9-miesięcznego dziecka. Alimentów też nie płaci, nie stawia się na rozprawach. Zażądał testów DNA, na których też się nie pojawił - jedna wielka ciąganina po tych wszystkich instytucjach. Przeżywam okropnie to wszystko, czasem nie mam siły by żyć. Ojciec ciągle mnie we wszystkim ogranicza: nie mogę obejrzeć programu w TV takiego, jaki chce, bo przychodzi i przełącza, mówiąc,że głupoty tylko oglądam, nie mogę zbytnio brać swojego samochodu, który sama opłacam,a jeśli już wezmę, to muszę pytać o pozwolenie i z wielką łaską i niechęcią "daje". Jestem modlącą się osobą, ale nie wiem czy ta moja modlitwa jest dobra, bo czasem nienawiść do niego tak mnie przesiąka,że... Pamiętam, jak byłam w ciąży i podsłuchałam rozmowę mamy z ojcem. Powiedział,że po co ja się modle, lepiej będzie jak walnę się głową o ścianę, to może zmądrzeje. Kiedyś poszli na "imprezę". Dzieciątko miało może 2 tygodnie i strasznie płakało przez godzinę, nie mogłam Jej uspokoić. Siostra zadzwoniła po rodziców,ale nie przychodzili. Zadzwoniłam po karetkę,ale powiedzieli,że wyślą bez lekarza i,że jest opcja,żebym sama dziecko przywiozła i tak zrobiłam. Zaczęłam ubierać Małą. Wtedy wrócili, ojciec zabronił gdziekolwiek jechać, a mama wzięła i zaczęła rozbierać dziecko. Ona była taka spłakana i wymęczona płaczem,że się uspokoiła i zaraz zasnęła. Ojciec wtedy zaczął mi wyrzucać,że po co mi było dziecko, co ze mnie za matka,że dziecka nie potrafię uspokoić, au mojej mamy zaraz zasnęło. Rozpłakałam się. Matka zaraz poleciała do niego i powiedziała,że płaczę, a ten przyszedł i skoczył do mnie z mordą,że nie mam czego płakać, bo nie mam źle i on nic złego nie powiedział. Ale następnego dnia Mała dalej płakała, nawet u mojej mamy i wtedy powiedziała,żeby pojechać do lekarza i okazało się,że dziecko ma infekcję dróg moczowych, zabrali Nas do szpitala... Zawsze, jak zauważyłam,że Mała źle się czuje, chciałam Ją wieźć do lekarza,a ojciec zawsze gadał po co to jechać i to na noc jeszcze. Za każdym razem miałam rację,że Małej coś dolega. Ostatnio powyzywał babcię - swoją matkę od kur..., powiedział,że Ją sprzątnie i zrobi w końcu porządek,że zabije Ją. A ja, jak chciałam pojechać na Mszę za zmarłą koleżankę, to też nie chcieli mi pozwolić, zrobili awanturę. Powiedziałam,że pójdę do wójta i poproszę o jakieś mieszkanie, bo w tym chorym domu nie da się żyć. To nawrzeszczał na mnie. Gadał,że nie mam źle i,że mam tu siedzieć cicho i nie robić wstydu dalej. Najgorsze jest to,że jak Ktoś do Nas przyjdzie, to ojciec jest taki miły, fajny,a jak Ktoś pójdzie,to pokazuje swoje prawdziwe oblicze. Kiedyś przed wizytą duszpasterską nazwał Nas popaprańcami. Powiedziałam,żeby przy Księdzu to powiedział, a On,że mam się zamknąć i siedzieć cicho. W dniu ślubu siostry, Ktoś był w łazience i ten zaczął mordę drzeć,żeby ten Ktoś wyszedł z łazienki w tej chwili, bo on teraz idzie. Zapytałam: "A Kim Ty jesteś,że tak wszystkim rozkazujesz?!" A on do mnie: "Ja jestem panem tego domu i wszyscy mają się mnie słuchać i robić tak, jak ja chcę". Życie w tym domu jest piekłem. Chodzi do Kościoła i tak się zachowuje, jest taki dwulicowy. Czasem jest miły, owszem. Nawet pomyślę sobie: "nie jest w sumie taki zły" Ale ten dobry nastrój długo nie trwa, bo zaraz pokazuje,co potrafi. Wyzywa mamę, nie szanuję Jej, a Ona ciągle go broni. Kiedy mówię,że się stąd wyprowadzę, bo ojciec mnie ogranicza i nie mam tutaj życia, to powiedziała,że było nie mieć dziecka, to bym nie miała ograniczeń i ,żebym nie gadała głupot, bo nie mam źle. Faktycznie: mama nagotuje, popierze, posprząta, dla dziecka mojego mleko zagotuje, ale Ona nie rozumie,że ja NIE MAM TU ŻYCIA, że ojciec niszczy mnie psychicznie. Jak go nie ma w domu, gdzieś sobie pojedzie, to czuję się taka swobodna, a jak tylko się pojawi, to czuję lęk i strach. Jak się od tego uwolnić?? nie mam gdzie pójść i za co :( Zarabiam 1200 zł, a z tego nie wynajmę mieszkania i nie utrzymam moje Córeczki i siebie ;( a ja tu tak bardzo nie chcę być ;(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
bezradna a gdzie mieszkasz ?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
jeżeli w mazowieckim to daj znać,mogę załatwić Ci pracę za 2300 miesięcznie i wyrwiesz się z tego bagna , to nie jest życie :-(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
ogromną winę za wasze krzywdy ponoszą matki/ojcowie, którzy pozwalali się nad wami znęcać. Tak było im wygodniej, po co się rozwodzić, stawać w obronie dziecka. Wiele z Was pisze, że matka prosi was żebyście nie wlączały TV, były posłuszne itp. One są chyba jeszcze bardziej toksyczne niż ci wasi ojcowie... PS: Też miałam takiego tatulka, a moja matka go usprawiedliwia, ba... udaje, że nic się nie działo

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Tez mam toksycznych rodzicow.Od 5 miesiecy nie utrzymuje z nimi kontaktu.Mam nadzieje ze uda mi sie odciac ale uzaleznienie emocjonalne jest tak silne ze prawie codziennie walcze ze soba.Zastanawiam sie czy to nie moja wina itp... Mam nadzieje ze watek nie padnie i uda nam sie pogadac. Pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Bezradna_zrozpaczona
gość mieszkam w województwie lubelskim, więc raczej nie będę mogła przyjąć Twojej propozycji,ale bardzo Ci dziękuję za dobre serce, mało teraz takich Ludzi, którzy chcą Komuś pomóc. Sama i ja nie mam za wiele,ale czasem, kiedy widzę jakieś bardzo potrzebującą Osobę, np. chore Dziecko, to zawsze staram się pomóc, nawet oddając ten przysłowiowy "wdowi grosz". Wiecie,co w tym wszystkim jest najgorsze?? Że ja już tak przesiąkłam w to wszystko, czuję się ofiarą, a mimo to, musiałoby dojść do kolejnej awantury, żebym miała motywację stąd odejść. Będąc u spowiedzi wczoraj, Ksiądz powiedział,żebym walczyła o swoją godność,że czasem trzeba zacisnąć zęby. Chciałabym się zdobyć na odwagę i odejść z tego domu, uwolnić się od tego wszystkiego. Ale boję się,że sobie nie poradzę z Córeczką i to wszystko wina ojca, który zawsze powtarzał,że nic nie umiem, nie potrafię, zawsze wszystko psuję. Dziś mamę powyzywał od łajz i baranów tylko dlatego,że zaczął padać deszcz,a Ona była w domu i nie zauważyła, a na dworze była wywieszona pościel... A Ona nic, dalej idzie za nim. Na obiad go woła, kawę robi... Sama pozwala sobie na takie traktowanie. A ja się go boję i robię wszystko,co powie, nawet jeśli nie mam na to chęci... Zawsze jak gdzieś w szkole się jechało na wycieczkę, to dzieci zawsze miały po 50 zł, a mi jak dał 5-10 zł, to było dobrze i jeszcze powiedział,żebym nie rozwaliła tych pieniędzy i resztę przywiozła... Nie mam siły, by tu żyć i by stąd odejść ;(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Bezradna_zrozpaczona
Czasem też głupio mi,że tak mówię o nim, bo to mój ojciec, ale nie wiem czy te moje wyrzuty sumienia są słuszne, patrząc na to, jak on się czasem zachowuje. Nie czuje z nim żadnej więzi. Jest,bo jest i niszczy mi życie psychicznie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
ja też jestem dzieckiem toksycznych rodziców,prawdopodobnie przyczynili się oni do śmierci mojego brata,nie mam odwagi do tego dochdzić

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
trzeba do takiego rodzica być bardzo bezwzględnym,wręcz okrutnym,tylko wtedy rozmowa ma z nimi sens,jeżeli straszyli przez lata dzieci muszą się przekon.ać,że dzieci przestały się ich bać

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
jest to bardzo trudne ale należy ,z nimi rozmawiać tak jakby się miało pod opieką kogos kogo oni mogą jeszcze skrzywdzić

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
niestety też to miałam i mój wspaniały chłopak też. Jego rodzice nigdy przenigdy nie okazali mu miłości, całe winy świata zrzucali na niego, wypominają mu wszystko i upokarzają przy każdej okazji. Twierdzą, że rodzice są po to by im służyć i on nie ma prawa do swojego życia tylko całkowicie z niego zrezygnować zrzec się wszystkiego i lecieć im usługiwać, na każde ich widzimisie i zachcianki aż do końca ich dni. On nie ma prawa do niczego to oni mu dyktują co ma robić z kim się zadawać, wybierają mu dziewczynę, musi być bogata i pracować w banku bo według nich tylko pieniądze się liczą. Jego matka ostatnio powiedziała, że prawdziwy wykształcony człowiek ( a mój chłopak jest magistrem inżynierem) zarabia w Polsce minimum 4 000zł ma wielki dom z basenem, bogatą żonę która pracuje w banku (koniecznie w banku) i minimum 4 dzieci bo jak to orzekła niby za tyle dostaje się od rządu domy za darmo i wielki socjal w tysiącach a reszta to jak twierdzi śmieci i nieudacznicy życiowi bo w Polsce jest tak cudownie i kolorowo. Ale żeby nie myślał, że może teraz tak zrobić jak podkreślają z tego wszystkiego najważniejsi są rodzice, póki żyją ma u nich siedzieć 24/h całkowicie bezwiednie się im podporządkować i im usługiwać tyle tylko że jedzenie musi sobie sam kupować i robić (tylko on nie ma na to czasu). Jak był u nich w mieście i chociaż mieszkał osobno to codziennie podjeżdżali i zabierali go od rana do nocy by im spełniał zachcianki. Matka jest kociarą, ma w domu dziesiątki kotów, wzięła go wiele razy od świtu do zmierzchu o głodzie by jej za kotami ganiał po osiedlu i łapał do klatek, na drugi dzień ojciec wziął go od 7:00 na działkę by mu kosił ogródek wycinał drzewka i coś tam robił co sobie wymyślił a wymyslał na siłę i się z tego naśmiewał jak syn lata koło niego jak głupi bez jedzenia i picia od samego rana do 24:00! a dodam że są to ludzie nie tacy starzy, lat 60, wyglądają na mniej i są w pełni sprawni fizycznie a niańczą się ze sobą i robią z siebie totalne kaleki. Ja się zastanawiam, że jeśli już tak robią i robili to co będą wyprawiać jak będą mieli po 70 lub 80 lat!!! Tak miał całe życie, nawet jak mieli po 30 lat. Matka zostawiała go samego w centrum handlowym kiedy był kilkulatkiem a sama zaczęła się rozglądać za ciuchami. On miał wtedy 4 latka i się zgubił, myślał, że matka mu uciekła i sam w wielkim mieście wrócił tramwajem drogą którą zapamiętał na gapę do swojego domu. Nawet nikt się go nie zapytał czy sam jedzie ani nie zainteresował. Takich wydarzeń miał sporo. Ciotka z babcią go wychowywały bo matkę nic nie obchodził. No może wtedy kiedy miała jakieś pretensje o zmarnowanie jej życia to wtedy sobie przypominała o jego istnieniu albo jak miała na kogoś zrzucić jakąs winę. Żal mi go bo ma 35 lat a jest zahukanym, przestraszonym chłopczykiem, który nie śmie mieć swojego życia bo przecież nie może, awanturę mu zrobią. Raz jak matka coś schowała i nie mogła potem znaleźć to oskarżyła go o kradzież, upodliła go przed znajomymi na całe miasto, policję nawet chciała na niego wzywać i groziła mu przez cały czas jak go zniszczy przed ludźmi publicznie na zawsze. Później to coś znalazła bo jej się przypomniało gdzie to schowała i miała to w d***e, że go oskarżała bezpodstawnie. Dla niej tylko kotki są najważniejsze i są jej dzidziusiami, zwłaszcza jak wydają głos dziecka, wtedy się nad nimi rozczula i mogłaby je niańczyć non stop. A własnego syna w łyżce wody by utopiła.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Mam 36 lat i jestem na etapie życia, w którym zdałem sobie sprawę, że uciekając od toksycznych rodziców, związałem się z zaburzoną osobą, czego efektem jest wzajemne się ranienie i uciekanie w siebie. Od czasów liceum mam nawracające epizody depresji i coraz niższe poczucie własnej wartości. Z pozoru jestem człowiekiem sukcesu, jak wielu, którzy opisywali swoje losy wyżej. Mam rodzinę, domy, samochody, jestem wykształcony, prowadzę firmę. Nic to, bo w sercu mam smutek i poczucie przegranego życia (tak, pomimo mojego wieku). Panicznie boję się braku akceptacji i ciągle muszę zasługiwać na coś, co doprowadziło mnie do pracoholizmu. Wszystko zaczęło się od mojego rodzinnego domu, gdzie jako "cudowne" dziecko moich rodziców przejąłem rolę dorosłego. Miałem stawiane poprzeczki tak wysoko, że każde moje działanie było niewystarczające. Mojego ojca przez długi czas nie było, matka próbowała ze mną stworzyć namiastkę jej małżeństwa. Ojciec, gdy już się pojawił w moim życiu nie był w stanie dać mi wzorca mężczyzny, nie sprzeciwiał się matce. Społecznie moi rodzice nie funkcjonowali i nadal nie funkcjonują normalnie. Prowadzą życie wycofane i pełne nieufności wobec ludzi. Nigdy później nie spotkałem tak zastraszonych dorosłych ludzi. Kiedy dorastałem, coraz bardziej czułem ich piętno, wreszcie kiedy się zakochałem w mojej obecnej żonie - stworzyli mi piekło. Ranili mnie jak tylko mogli. Jestem wrażliwą osobą, na wszelkie sposoby starali się mi obrzydzić moją wybrankę. Powtarzali mi jaka jest brzydka, gruba, wulgarna itp. Do tego stopnia, że zaważyło to na moim postrzeganiu obecnej żony. Nie poddawałem się. Wyprowadziłem się mając 20zł w kieszeni. Skończyłem studia i zamieszkałem z ukochaną. Po kilku latach wznowiłem kontakt z rodzicami. Była to ciągła walka moją żoną a nimi. W rodzinnym domu znajdowałem zdjęcia żony z przebitym igłą sercem. Rodzice szantażowali mnie finansowo, podkopywali fundamenty mojego niezależnego życia. Kolejna separacja. Wyjazd zagranicę. Kolejna próba wznowienia kontaktów. Po krótkim czasie to samo. Rodzice zostawiali listy do mnie, w których okazywali swoją pogardę dla mojego obecnego życia. Dla niezależności, dla partnerki, dla wszystkiego, co choć trochę odbudowało moją pewność siebie. Kolejne zerwanie kontaktów. Powrót do Polski i kolejna próba wznowienia kontaktów. Żona zachodzi w ciążę w wieku 33 lat, matka twierdzi, że to "bardzo zły pomysł". Poronienie mojej żony, depresja, antydepresanty. Rok później buduję dom, dowiaduję się, że żona mnie zdradziła wielokrotnie. Nie udaje mi się do niej dotrzeć, nadużywa alkoholu. Jest zakochana, poniża mnie, gardzi mną, staje się atrakcyjniejsza niż kiedykolwiek dla mnie. Przez ponad rok pogrążam się w depresji i szukaniu dowodów zdrady. Mam problem ze snem, trawieniem, jestem strzępem człowieka. Mam koszmary co noc przez ponad rok. Nie mam do kogo się zwrócić o pomoc, uciekam w pracę. Wielokrotnie chcę popełnić samobójstwo, ale nigdy do tego nie dochodzi. Oddalamy się. Zdobywam dowody, grożę rozwodem. Następuje przełamanie, żona chce powrotu, naprawy związku. Przez pewien czas mamy oboje nadzieję, że może nam się uda. Nadal kocham żonę. Po pewnym czasie żona zachodzi w upragnioną ciążę. We mnie jest coraz mniej uczucia do niej, złość, że przeszła nad tym do porządku dziennego. Złość na moich rodziców, na siebie, rozgoryczenie. Moje poczucie wartości "leży na ziemi" i nie mam sposobu by je stamtąd wydobyć. Czuję się nikim, bezwartościowy jako mężczyzna, jako człowiek. Każda porażka lub uwaga boli jak sztylet wbity w serce. Coraz rzadziej patrzę ludziom w oczy. Mam poczucie przegranej. Wielokrotnie korzystałem z pomocy psychologów i psychiatrów. Brakuje mi osób, z którymi mógłbym otwarcie porozmawiać o swoich problemach. Nie podczas godzinnej wizyty, kiedy psycholog patrzy na zegarek. Czuję się strasznie samotny i bezwartościowy. Nie wierzę w jakąkolwiek przyszłość. Boję się odkryć przed wszystkimi z tym co mnie spotkało, bo wiem, że stracę jedyne co mam -maskę silnego człowieka.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Bardzo ujela mnie Twoja historia. Jesli zechcesz pogadac, zostawiam meila: ag777usia@interia.pl Chetnie z Toba pogadam. Zawsze jakos tak mam, ze sama sobie pomoc nie umiem, ale Innych czesto potrafie podniesc na duchu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość agałamaga
jakbym czytała o sobie. przepisala nam dom a teraz matka jest w takim etapie ze chce mnie i mojego męża wykonczyc psychicznue i finansowo.Składa na nas fałszywe doniedienia na prokuraturę, na policję teraz sprawa o fałszywe pobicie. Już mam serdecznie dość. kasy nie ma żeby się wyprowadzić, mamy osobno kuchnię ale wejście jedno. koszmar. Jestem po próbie samobojczej. I nie wiem jak daleko to wszystko zajdzie. ciagle cos knuje przeciw nam. Zapis w dozywociu jest o dostarczeniu oświetlenia, przyjeciu do wspolnej kuchni, ogrzewaniu. A ona uważa ze ogrzewanie to ciepły grzejnik, wspólna kuchnia to obiad na stole po prostu darmowa służącą 24 na dobę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Anita300
Witam. czy ktoś tu jeszcze zagląda z tym problemem? czy ktoś wie jak sobie pomóc? mam na prawde dosyć. mam 30 lat i panicznie sie ich boje. mam skurcze żołądka na samo słowo rodzice. nie umiem funkcjonować zyję w ciągłym strachu. nie byłam bita. nie wiem nie ejstem pewna czy byłam molestowana. w zasadzie dziś o tym dopiero sobie uświadomiłam ze to co sie działo nie do konca było ok. ale o tym nie potrafie mowić jescze. wydaje mi sie ze to był najmniejszy problem. nigdy nie mogłam podjąć samodzielnie decyzji. zawsze była ona jakoś wymuszana. wieczne poddaństwo i służalstwo. jak to moja M mawiała "dziecko jest dla rodzica a nie rodzić dla dziecka" okazywała to całym swoim zachowaniem. ja byłam dla nich. po to powstałam zeby usługiwać, wykonywać polecenia zachcianki i spełniać oczekiwania. ale byłam też wyśmiewana czy karana jak tylko coś mi nie wychodziło. mam mnóstwo uprzedzen. nie umiem przyjmować pomocy od innych. każdą prośbę o pomoc traktuję jako wielką porażke. mam cudownego męża i dzieci. ale moi R wchodzą z butami w moje życie i niszczą relacje. jestem na tym etapie ze sama mysl o nich o ich przyjezdzie sprawia ze czuje sie jak mała dziewczynka przed wizytą u hirurga który ma wyciąć mi wszystkie wnętrzności na żywca. dziś napisałam smsa do nich ze nie życzę sobie kontaktu z nimi. odcinam się całkowicie. jest to już drugi raz. poprzednio nie widziałam ich 2 lata. mimo ze dalej odczuwałam stres to bylo lepiej. nie było zagrożenia z ich strony wiec o tym nie mowiłam. chociaż siedziało mi to w głowie. pogodziłam sie z nimi dałam im szanse. przez nie cały rok byli rodzicami jakich nigdy nie miałam, przyjeżdzalam od nich i płakałam ze szczęścia ze coś sie zmieniło. po tym roku powoli ich zachowanie wracało do tego co było. doszlo do tego ze moja M wrzeszczała na mnie w galerii ze mam jej dać moje dziecko na spacer... ja sie nie zgadzałam bo ona nie jest w pełni sprawna. jest tez bardzo nieodpowiedzialna. przeczytam zaraz poprzednie wiadomości. może to będzie jakieś moje miejsce. jakaś grupa wsparcia. może ktoś z tego wyszedł??? Witam się ze wszystkimi tym wpisem. Jestem Anita.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×