Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość dorosla choć zagubiona

DOROSŁE DZIECI TOKSYCZNYCH RODZICÓW!!!

Polecane posty

Gość gość
To ja 50./80. Aha,dobra to nic nie powiem,tylko bede musiala wymilec jakis powod zeby z domu wyjsc. Jak sie dzisiaj postawilam troche to juz sie drze ,jakie to ona ma zycie ze mna. Ona uwielbia jak jestem i robie na jej kiwniecie wszystko. Ale jak was poczytalam to zrozumialam ze nie moge pozwolic jej tak mnie traktowac. A ja siedze z wielkimi wyrzutami teraz. Ciagle jestem pod jej strachem,wszystko co robie to tylko z mysla co mamusia powie,pomysli. Dzieki Wam juz troche zrozumialam w co plątałam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Paulinne
50/80 "muszę wymyśleć jakiś powód, dla którego wychodzę z domu"... matko święta jak to czytam to skóra mi cierpnie. Masz 50 lat i musisz tłumaczyc sie przed mama gdzie i po co wychodzisz. Twoja mama jest strasznym tyranem , który zrujnował Ci życie. Wybacz moje śmiałe słowa, może ja jestem z innego pokolenia, młodszego, ale na pewni bardziej uświadomionego - bezwzględny szcunek dla rodziców w tych czasach już nie funcjonuje. Można mieć szacunek ale W ZAMIAN ZA SZACUNEK. Takie matki i ojcowie powinni gnić na dnie piekła. Trzymam za Ciebie kciuki kochana nie daj się!! :*:*

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość msalice17
Nie, nie byłam na terapii. Tutaj znalazłam temat, gdy najpierw myślałam, że to depresja itd. Dużo czasu tu spędzałam. Kiedyś pozwalałam sobie wchodzić na głowę, być popychadłem, sługą. Potem postawiłam granice. Na agresje odpowiadałam agresją, lub ignorowaniem. z tą agresją to może nie do końca dobre, ale u mnie jako tako podziałało. Niestety agresja ze mnie, rodzeństwa została przerzucona na moją matkę. Ona sobie nie radzi/ radziła była zastraszana. Teraz ciężko zachorowała. A ja się już postaram, o to, że gdy wróci do domu, będzie mieć święty spokój. P.S. ja nigdy bym sie nikomu nie tłumaczyła z kim i dokąd wychodzę. 50/80 współczuję. Ja mama 22 lata i już udało mi się odseparować od toksycznego rodzica, może nie fizycznie, ale psychicznie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
10:14,czy ty piszesz na serio czy to provo.Dorosla kobieta pod pantoflem matki to śmieszne.Olewaj to co ona mówi ,nie reaguj,przyjdź wieczorem i idź do swojego pokoju,wstaw zamek do pokoju jesli go nie masz i zamykaj pokój zeby nie mogla grzebać,opowiadaj ludziom jakie są z nią problemy.Ja tak zrobiłam i znajoma matki zaraz jej powiedziała co ona wyrabia.Matka potem sie darła na mnie to jej powiedziałam,ze jesli sie nie uspokoi to wzywam policje i karetkę (z kaftanami)niech ja zamkną (zaczęła z pazurami do oczu mi skakać ).Nie daj się.Jesli jesteś niezależna finansowo to nic nie może ci zrobić.Ma jedzenie,ubranie czyste,zakupy w lodowce i tyle ,dalej robisz co chcesz ,wychodzisz i przychodzisz kiedy chcesz,nie tłumaczysz sie ,nic jej nie opowiadasz.Możesz miec tylko problem z zapraszaniem ludzi do domu.Moja matka kiedy z nią mieszkałam (teraz mieszkam daleko (nie mogłam nikogo zapraszać.Wszystkie koleżanki to wg.niej były korvy,szmaty,włóki ,albo siedziala w pokoju albo podsłuchiwała,nie pozwalała drzwi od pokoju zamykać a jak zamknęłam to jak koleżanki poszły to mnie biła.Często wychodziłam z nimi,uciekałam to jak przyszłam to mnie bila ,szarpała,wyzywała.Chory psych.człowiek tylko się nie leczy.Nie daj się.Moja matka sie nie opiekuje,uciekłam,wyszłam za mąż i nie będę juz więcej mieszkać z nią bo by nas wykończyła nerwowo.(ojciec mój juz dawno nie żyję,zmarł kiedy miałam 20l.).

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
tu ja 50/80. Jestem pod wrażeniem ze Wy młode dziewczyny tak rozumiecie wszystko i rozumiecie ten problem i widac ze niestety duzo z tego znacie ze swojego życia.Tak ,jestem niezalezna finansowo,mam stała prace,dobre dochody,oszczednosci.Bo na co mam wydawac,nie pije ,nie pale,nigdzie nie wychodze.Ale dziewczyny postawilyscie mnie na nogi.Z nowym rokiem z nowym krokiem.Trudno,jakos przezyje te wyrzuty sumienia ze jestem taką wyrodna córką.A po nowym roku terapia,skoro piszecie ze to bardzo pomaga.Szkoda zycia,bo poza domem jestem fajna babka,z poczuciem humoru,fajnie młodo wyglądam,tylko musze nauczyc sie wyłączac i ciagle nie myslec o matce.Dziewczyny,jestescie super. Dzieki.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Tak,nie myśl tyle o niej ,nie przejmuj sie tak nią,ona się toba nie przejmuje,to tylko pozory ze się tak martwi kiedy wychodzisz,chce żebyś nikogo nie miała,byla sama i męczyła sie z nią,celowo wpędza cie w poczucie winy.Gdyby cie kochana nie byłaby taka,ona jest paskudna egoistką.Myśl o sobie bo nikt o tobie nie pomyśli jak ty nie pomyślisz sama,bierz sprawy w swoje ręce.Powodzenia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Kaarolla12
Cześć dziewczyny, mam taki sam problem, uświadomiłam to sobie kiedy na święta wróciłam do domu i znowu była kłótnia.. Mam 24 lata na studia wyjechałam z domu do większego miasta, nigdy nie zauważałam tego problemu, myślałam dokładnie tak jak rodzice mi powtarzali że jestem ich dzieckiem i muszę robić to co oni chcą bo chcą dla mnie najlepiej.. jeśli coś robiłam nie po ich myśli zawsze słyszałam: jeszcze wrócisz z płaczem, więc ja bojąc się tego co będzie jeśli ich nie posłucham robiłam to co chcą.. W szkole zawsze miałam najlepsze oceny, koleżanek zero, z kontaktami też mam problem, praktycznie nie mam znajomych.. wszystko było dla nich ok do te pory- zamieszkałam razem z chłopakiem a rodzice nalegają na ślub i to bardzo.. ciągle są z tego powodu kłótnie nie pomaga gdy mówię że jestem dorosła, to moje życie, mam prawo do popełniania błędów, do życia jak chcę.. jestem już samodzielna finansowo ale nie wyobrażam się od nich odciąć.. dzwonię do nich codziennie po pracy.. zawsze myślałam, że to tata jest takim tyranem (jak byłam mała często pił) a mama zawsze mówiła jaka jest nieszczęśliwa, że tak się męczy ale nie ma innego wyjścia.. ale ona jest taka sama.. wjeżdżają na psychikę mówiąc: kto się nami będzie opiekował w starości (ja zadomowiłam się już w innym mieście, młodsza siostra też już się wyprowadziła), jak umrę to kto da na mszę (są a raczej twierdzą, że są bardzo wierzący), kiedy wyjeżdżam z domu to mama płacze, że tak bardzo tęskni.., inni to mają dzieci (mówiąc o dzieciach które nie poszły na żadne studia, nie mają pracy i siedzą na utrzymaniu rodziców, ale niestety w tej chwili by to moim rodzicom odpowiadało jakbym tak żyła.. strasznie dużo by o tym pisać, tyle historii mi przychodzi do głowy.. chciałabym pójść na terapię jednak na razie jest to dla mnie zbyt duży wydatek a boję się że sama nie dam sobie rady z tymi ciągłymi wyrzutami, że nie robię tak jak chcą rodzice.. Paulinne zazdroszczę Ci, że Ty próbujesz to jakoś zmienić.. dla mnie najgorsze jest to, że moi rodzice się nie zmienią, wiele razu im tłumaczyłam różne rzeczy i nic, jak to ściany.. chciałabym z nimi normalnie rozmawiać i wiedzieć że są ze mnie dumni..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość malwinka2016
Witam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość malwinka2016
Ja tez mam takich rodziców. Nie będę opowiadać tutaj kolejnej smutnej historii bo jest w sumie podobna.... Chciałabym jednak podzielić się jednym spostrzeżeniem. Moi rodzice zawsze straszyli mnie ze jak nie będę robić tak jak oni by chcieli to i tak wrócę z podkulonym ogonem blagajac o pomoc. I to tylko oni mi zawsze pomogą. Ich i moim sposobem na życie było życie smutne, pozbawione wszelakich rozrywek, ale za to harowka od rana do wieczora. Odpoczynek był dozwolony wieczorem jak juz wszystko było zrobione lub w niedziele. Żyłam w przekonaniu ze są jacy są ale to dobrzy ludzie i lepiej żyć z nimi w zgodzie bo jakby co to mogę na nich liczyć. Wyprowadzilam się z domu, założyłam swoją rodzinę, odzylam bo jestem daleko ale wciąż byłam uzależniona psychicznie bo miałam na kogo liczyć. I stało się w moim życiu coś czego bym się nigdy nie spodziewała. Zachorował mój synek. Choroba nie uleczalna ale przy odpowiedniej rehabilitacji może żyć, chociaż pewnie nigdy całkiem samodzielnie. Zalamalam się na krótko ale szybko się podnioslam żeby walczyć o moje dziecko. Sprzedaliśmy mieszkanie żeby mieć kasę na rehabilitację i leczenie. Ale w końcu kasy brakło. Postanowiłam poprosić rodziców o pomoc. Oczywiście wiedzieli na bieżąco o sytuacji ale wiadomo ze się niedodomyślił. Rodzice oczywiście nas wysmiali ze to strata kasy skoro dziecka nie wylelczymy. Ze może sami nauczymy się go rehabilitowac albo może mąż znajdzie pracę na drugi etat. Nie dali złotówki i jeszcze się na nas wydarli ze jesteśmy nie zaradni, nic nie mamy, że oni w naszym wieku mieli już dom a my NIC. Dla mnie był do SZOK.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość malwinka2016
Zrozumiałam jedno. Nie warto bać się takich rodziców bo oni nic dobrego w nasze życie nie wniosą. Ja nigdy nie miałam wsparcia psychicznego, nawet w tak drudnej dla mnie sytuacji w życiu! Wsparcie finansowe tez było marne. Wychowali mnie w przekonaniu ze za to ze dają mi jeść i ubierają to musze to porządnie opracować. Pracowałam w domu i w polu juz jako 5 letnie dziecko. Pamiętam jak musiałam się na kombinować żeby znaleźć czas na naukę do matury bo cały dzień pracowałam w polu, sprzatalam dom lub gotowalam. Na pierwszy rok studiów dawali mi kasę na życie potem już sama pracowałam. Ten rok był dla mnie koszmarem bo taka kwota jaką dostawałam nie pozwalała mi przeżyć godnie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość malwinka2016
Tak wiec NIE BOJCIE SIĘ RODZICOW, uciekajcie od nich daleko. Nie wiem jak Wy ale ja wiem ze na nich liczyć nie mogę więc nie pozwolę mnie niszczyć.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Paulinne
Malwinko z moimi rodzicami sytuacja przedstawia się trochę inaczej, mianowicie pieniędzy raczej mi nie szczędzą. Właściwie zaczęli mi je regularnie dawać gdy raz w czas dawałam im do zrozumienia, że są główną przyczyną mojego nieszczęścia. Nigdy nie przyznają się do tego przed sobą, co więcej, matka powiedziała mi ostatnio, że w najmniejszym stopniu nie czuje sie odpowiedzialna za moje problemy ze sobą i dała mi wszystko co najlepsze. Ale widzę, że czują sie zdezorientowani tym, że odsunełam się od nich i po prostu żyjemy obok siebie i mam wrażenie, że próbują mnie z powrotem kupić. Szkoda tylko, że nie pamiętają wszystkich swoich kłótni, wyzwisk, przemocy fizycznej, psychicznej w stosunku do siebie i do nad. Na ten przykład w pierwszy dzień minionych świąt kłócili się jak po*ebani i matka uciekła do pobliskiego lasu a ojciec dopiero po pół godzinie poszedł za nią, myślą, że to w żaden sposób nie odbija się na nas . Nienawidzą siebie, nie dogadują się w łóżku (niestety też mam na to słyszalne dowody) , na większości płaszczyzn życiowych ale małżeństwo jest dla nich święte i nie ważne co się dzieje i jak odpieprzają, i jak bardzo my na tym cierpimy widząc ich konflikty i niejednookrotnie odreagowuja swoją agresję na nas ganiając nas jak psy za byle co, ale nigdy nie przyznają się przed sobą do tego, że jest tak źle, i że nas krzywdza, bo musieliby się wtedy wewnętrznie rozpaść. Zwariować. Mimo wszystko widzę, że w jakimś stopniu reflektują moją zmianę bo próbują mnie przekupić dając mi do zrozumienia "nigdzie nie będzie Ci tak dobrze jak z rodzicami, my Ci zawsze pomożemy". Przestałam już w to wierzyć. Wiem, że najlepiej będzie mi samej, a dopiero później po drodze gdy znajdę kogoś, z kim będe chciała sobie ułożyć życie, a nie ucieknę w osobę, która nie do końca mi odpowiadała, tak jak ostatnio. Karolla, cały szkopuł polega na tym, że od rodziców trzeba się odseparować będąc z nimi, mieszkając z nimi. Zrobić to psychicznie. I to mam kładzione do głowy od początków terapii. Absolutnie nie jest to ani łatwe, ani przyjemne ani nie przynosi mi ulgi, bo rodzice zwyczajnie nie rozumieją mojego odsuwania się, zmiany mojego wcześniejszego impulsywnego zachowania na stonowane, tego, że przestałam sie z wszystkiego zwierzać i buntują sie próbując mnie sprowokować do dawnej relacji, w której mogli obwiniać mnie jako stronę prowokująca większosci konfliktów (z reguły to ja nie wytrzymywalam i wybuchalam, przez co cale zycie czulam sie winna). Zrozumiałam, że konflikty nie wychodzą ode mnie i nie są winą mojego "popapranego charakteru" jak wydawało mi się wcześniej, jak mi wpierali rodzice, a wynikają z tego, że oni nie szanują się , nie kochają i nie są szczęśłiwi w swoim małżeństwie, więc żeby kogoś obwinić nieświadomie lub i czasami świadomie, prowokują różne kłótnie ze swoimi dziećmi, żeby móc między sobą mówić "oto nasze dzieci, są takie niedobre, to wszytsko przez nie, a my jesteśmy poszkodowani i biedni". Karolla musisz zrozumieć jedno : swoich rodziców PRZENIGDY nie zmienisz. Musieliby przyznać się przed soną do błędu i pojsc na terapię, a szanse na to są marne bo żaden rodzic oficjalnie nie przyzna się, że skrzywidzł dziecko. Jedyne co możesz zrobić to zmienić swój stosunek do nich . Czuć się ponad tym, odseparować się, ja sie tego uczę na codzień i w terapii już od dłuższego czasu i jest to bardzo ciężka praca, ale wierzę, że pewnego dnia pozwoli mi być lepszym człowiekiem i stworzyć szczęsliwą rodzinę i dom zgoła odmienny od tego, w którym dorastałam i jestem. Pozdrawiam wszytskich ciepło :*

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wreszcie spokój
Mi tez koleżanka -psycholog w szkole podst.doradziła odciąć sie od matki.I to najlepsze co mogłam zrobić.Zlikwidowałam Tel.stacjonarny,mam tylko komórkowy i odbieram kiedy mam ochotę,nikt mnie mu zmusi żebym odbierała kiedy mi sie nie chce.Matka z poczatku wydzwaniała,wymyślała jakies szopki,darła sie do telefonu,przestalam odbierać i juz.Nie bójcie sie ,oni chca żebyście sie baly.Nie dajcie im tej satysfakcji.Moja tez próbuje mnie wpędzić w poczucie winy ze nim się nią nie opiekuje.Ona tez się mną nie zajmowała kiedy byłam mala,od 6lat chodziłam z kluczem na szyi a ona mówiła do ojca niech sobie radzi sama.I poradziłam sobie.Natka teraz zazdrości ze tak dobrze mi sie ułożyło.A niech sie nią ktos obcy zaopiekuje i weźmie sobie jej mieszkanie.Ja nic od niej nie chce,nie mysle sie z nią mordować (kiedy z nią mieszkałam jak byłam panna to bylo piekło na ziemi),nie wezmę jej do siebie bo by nas doprowadziła do rozstroju nerwowego,przy obcych będzie się maskować wiec może ktos da rade z mu wytrzymać ,ja nie daje i nie obchodzi mnie co ludzie powiedzą.Dla mnie komfort psychiczny mój i mojej rodziny jest najważniejszy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Mam 24 lata. Wyprowadziłam się już z domu jakieś 5 lat temu ale nadal nie mogę sobie poradzić z rodzicami. U mnie w domu oprócz problemu alkoholowego mieli jeszcze jakieś dziwne skłonności do znęcania się nad dziećmi. Zawsze musieliśmy być dorośli, brać za nich odpowiedzialność i konsekwencje. Jako dziecko bardziej przejmowałam się niż moi starzy. Dziś nadal próbują wtrącać się w moje życie. Jak poznałam mojego narzeczonego i okazało się że jest śmiertelnie chory to powiedzieli żebym go zostawiła bo nie ma sensu sobie życia psuć. I tak mam zj...e życie przez nich... Kiedy już wszystko jakoś się ułożyło i chcieliśmy kupić mieszkanie (nie chcieliśmy od nich grosza) to zaczeli mi truć że jestem tępa bo nie mamy ślubu. Jestem słaba, bo powiedziałam im że nie kupujemy tylko dlatego żeby mieć spokój w załatwianiu formalności. Stchórzyłam i powiedziałam dopiero po wszystkim. Kupiłam psa to dzwonią codziennie żebym go oddała do schroniska, hmm mnie też pewnie by gdzieś oddali jak się urodziłam ale nie mieli jak. Szczerze to myślę że byłam alkoholową wpadką i tyle. Nie raz dostałam od starego, i to nie tak jak daje się klapsa dziecku tylko np w twarz i potem musiałam się jakoś kryć z podbitym okiem. Starsze rodzeństwo, które już się wyprowadziło z domu wszystko widziało. Ale dla każdego byłam zbędnym balastem. Kto by chciał ulżyć bachorowi? To yło trochę dziwne bo w domu byłam dzieckiem rozkrzyczanym, stawiałam się i byłam pewna siebie. Próbowałam przejąć kontrolę. Ale w szkole byłam cicha i stłamszona, a moja matka do dziś śmimeje się z tego jak moja wychowawczyni z nią zaczęła rozmawiać że zachowuję się jak dziecko maltretowane... hmm a ta głupia pipa jest tak tępa że jej się wydaje że wszystko było ok. A teraz jak jej coś wygarnę to beczy jak porąbana. Zniszczyła mi psychikę a teraz beczy, ich powinna dopaść jakaś sprawiedliwość... No i oczywiście z tatusiem są głęboko wierzący...zwyrodniałe katole. Jak powiedziałam że nie chodzę do kościoła i nie zamierzam to znów awantura. Kończę, chyba że chcecie pikantne historie? mam kilka w zanadrzu...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gośćOla
Witam. Mam 22 lata. Nie mieszkam z rodzicami odkąd skonczylam 18 lat. U mnie sprawa wygląda troszkę inaczej. Nie znam swoich biologicznych rodziców i pewnie nigdy nie poznam bo moi rodzice adopcyjni skrupulatnie ukrywają wszystko przede mną. Nawet teraz jak wiem na 100% ze jestem adoptowana zaprzeczają. Moje relacje z rodzicami byly zawsze koszmarne. Ciągle byłam porównywana z innymi z mojej szkoły ze lepiej się uczą, sa bardziej zdolni itp. Ciągle nie spełniałam oczekiwań i nigdy w niczym nie byłam wystarczająco dobra. Bylo mi przykro. Rodzice wszystkiego mi zabraniali i bez przerwy przerwy kontrolowali. Nie miałam praktycznie żadnych znajomych. Miałam tylko siedzieć w domu i się uczyć żeby miec lepsze stopnie. Zdarzyło się ze dostałam lanie wiele razy i nawę w zasadzie nie wiedziałam za co. Moi rodzice do tej pory nie maja sobie nic do zarzucenia. Wyprowadziłam się mojej jedynej przyjaciólki i zaczęłam pracować. Teraz mam męża i dziecko i mieszkam w wynajętym mieszkaniu. Moi rodzice niestety dowiedzieli się gdzie mieszkamy i niby chcieli się pogodzić a ja się zgodziłam. I teraz żałuję bo przychodzą w prawie każdy weekend, buntują męża przeciwko mnie, nadal kontrolują, publicznie robią ze mnie zupełną kretynkę. Jest mi ciężko bo mam bardzo niskie poczucie własnej wartości i wielkie problemy z podejmowaniem decyzji bo do 18 nie miałam szansy podejmować decyzji bo rodzice zawsze decydowali za mnie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ja mam 24 lata byłem bity, przez mamę. Winę biorę i tak na siebie. Moja mama mnie biła, obrażała, poniżała - wyzywała od najgorszych. Czasami nie wiem czy to zostawiło na mnie nie gorszy ślad niż przemoc fizyczna, obrywałem głównie paskiem skórzanym czasami na gołą skórę. Za co? Za złe oceny, uwagi, za późne powroty do domu. W okresie gimnazjum spakowała mi torbę i kazała się wyprowadzić. Wówczas oczywiście nie wyprowadziłem się, ale byłem w osobnym pokoju z torbą do której dała mi 2 spodnie, 2 bluzy i bieliznę :D , przez jakieś 3 tygodnie traktowała mnie jak powietrze. Nie rozmawialiśmy, nic nie robiła dla mnie, kompletna ignorancja. Wtedy też byłem wyśmiewany w szkole. Nałożenie się tych problemów powodowało u mnie stany myśli o samobójstwie. Całe gimnazjum było dla mnie niezwykle stresującym okresem życia. Wspomnienia tragiczne, o skutku przeczytacie dalej. Nigdy nie zapomnę tego tragicznego okresu. Karany byłem też zakazami wychodzenia z domu, dostępu do komputera itp. W szkole oczywiście byłem prymusem. Najbardziej przykładne dziecko. Dzisiaj jestem samotnikiem bez znajomych z dobrą pracą i niczym poza tym. Człowiekiem który cały czas myśli że jest beznadziejny, nie potrafiącym żyć w towarzystwie, każdy dla mnie jest zły, każdy jest głupi, sięgam po alkohol. Dodatkowo problem jest złożony, bo rodzina jest katolicka, mam problemy z seksualnością, zamieszkanie np z dziewczyną bez ślubu byłoby tragedią rodzinną. Skutkiem owych stresów o których pisałem być może jest to że w 2014 zdiagnozowano mi raka, po operacji i chemii jednak jestem zdrowy. Wizerunek mojej rodziny jest wzorowy, opowiadając tę historię komuś z zewnątrz po prostu byłaby nieprawdopodobna. W sumie nie dziwię się, co niedziele cała rodzinka w kościele, alkoholu nikt nie nadużywa, wszyscy pracują. Problem ten faktycznie istnieje, ja nie jestem wyjątkowy. Mam siostrę, która też nie miała lekko i boryka się z tymi samymi problemami co ja, widzę to chociaż nigdy nie poruszamy tego tematu. Reasumując najgorszym skutkiem tego wszystkiego jest, brak poczucia własnej wartości, który przekłada się na kolejne rzeczy: to jest, samotność, nieszczęście życiowe, stany depresyjne, brak sensu życia i tak dalej. Strasznie zazdroszczę innym gdy widzę ich szczęśliwych, a może to tylko pozory, nie wiem ale i tak zazdroszczę, sam nie potrafię sięgnąć po swoje marzenia. Nie mam siły aby przeciwstawić się swojemu przeznaczeniu jakie wykreowało mi dzieciństwo. Posłuszna praca aż do śmierci i bycie grzecznym dla innych.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Właśnie co do zycia w towarzystwie- ja daje się bardzo wykorzystywać innym. Staram się o kontakt z ludźmi którzy maja mnie w d***e. Tak jakby wiedzieli ze moje poczucie własnej wartości jest duuuzo poniżej 0. I tak mnie traktują jak zupełne zero. Ja mam przymus otrzymywania ciągle potwierdzenia ze to co robię jest słuszne. Mam ciągle poczucie winy i obwiniam się nawet za rzeczy na które nie mam wpływu. Nigdy jeszcze z nikim nie rozmawiałam o moich problemach. 10.05 moi rodzice też stale w kościele i nigdy nie pili alkoholu. Nawet na rodzinnych spotkaniach. Na tle tego wiecznego chodzenia do kościoła tez byly afery bo ja nie chciałam chodzić.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gośćOla
Poprzedni post to mój ale zapomniałam się podpisać.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
/9:32/moja matka tez święta udaje,dwa razy w tygodniu do kościoła biega i do komu i św chodzi.Ludzie!jak można być tak obłudnym czkiwiekiem.Najpierw człowieka zwyzywa a potem do komu i leci i to jest moja wina.To są ludzie chorzy psychicznie.Tacy ludzie musza zostać sami zeby nie mieli sie na kim wyżywać.To są tzw.wampiry energet.czerpią energie gdy kogoś wyprowadza z równowagi,to ich podbudowuje,dodaje sil.Moja matka tez płacze jak jej wypomne co wyrabiała kiedy z nią mieszkałam to tez płacze bo myśli mnie wzruszy tymi łzami.To oczywiście nie są lży szczere,ja to wiem bo ja dobrze znam,obcy by się nabrał .Ona potrafi przysięgać a to i tak nie jest prawda,do obcych do rany przyłożyłc ,taka aktorka.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Facet 10:05-nie poddawaj sie,nie dawaj im tej satysfakcji.Musisz poznać kobietę,założyć rodzinę,ona cie dowartościuje.Ja tak zrobiłam.Uciekłam od toksycznej matki,założyłam rodzinę,dobrze mi się wiedzie,jestem szczęśliwa,moja rodzina mnie kocha,mój mąż wie o wszystkim kocha mnie jeszcze bardziej po tym co przeszłam z matką.Wierzycie ze ta wariatka kiedys (kiedy z nia mieszkalam bo nie stac mnie bylo na wynajecie)wyskoczyła jakby nic z pokoju i zaczęła mnie szarpać i wyzywać tak ze się spóźniłam do pracy(ponoć za długo siedziałam w łazience i święciłam swiatlo)Szefowa wyrozumiała byla jak przyjechałam,widziała ze jestem roztrzęsiona i miałam podrapaną szyje ,ale szefowa chyba myślała ze to mój chłopak,o nic nie pytala tylko powiedziała ze nie mogę juz więcej tak przychodzić.Ta wariatka chciała żeby mnie wylali z pracy.Nienawidzę jej .Uciekajcie od takich rodziców.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ja z 9:32 :) Przykładowe sytuacje jakie w moim domu się zdarzały: Nigdy nikogo nie zapraszałam a jak już to drzwi musiały być otwarte i wiedziałam że wszystko podsłuchują. 2. Mycie naczyń czy odkurzanie to była masakra, za każdy okruszek i każdą kropelkę na zlewie była awantura i bicie. Do dziś we własnym domu się na tym łapie że odczuwam lęk jak zostawię coś na podłodze lu w zlewie. 3. Udzielałam się w kółku teatralnym i miałam spore sukcesy. W zasadzie uciekałam w ten sposób z domu bo siedziałam w szkole od 8 do 20. Nigdy mój ojciec nie poszedł na moje występy, matka może raz. Nie usłyszałam że super coś robię i nagrody które otrzymuje są coś warte, 4. Kiedyś pojechałam raz na wakacje i po jednym dniu musiałam wracać bo ojciec się schlał a matki nie było w domu bo wyjechała. Jak dotarłam w nocy do mieszkania to mi nie otworzył i nie miałam gdzie spać. Rano za to sprzątałam żygi i warowałam żeby stary nie poszeł po piwo na "klina". Przy tym wszystkim musiałam kłamać chłopakowi bo bardzo się wstydziłam. Jak miałam siniaki albo podbite oko to kłamałam że się gdzieś uderzyłam. Chłopak mnie nie rozumie bo on ma super rodziców, rodzinną atmosferę i taką "matkę polkę". Jak jechałam na studia to ona dzwoniła i podszywała się za moją mamę bo miałam problem z zakwaterowaniem. 5. Ojciec miał lekką rękę do wydawania pieniędzy zwłaszcza jak popił. Rozdawał nam wtedy całą wypłatę a jak wychodził matka ją zbierała. 6. Nie mogłam mieć nikogo, przyjaciółki, chłopaka, znajomych. Wszyscy byli wyzywani w domu od najgorszych. Mój narzeczony to przetrwał ale było bardzo ciężko. Wciąż go wykorzystują. Proszą o przysługi a sami nie dają nic. Jego mama jak sa np święta to daje dla moich rodziców coś a mi jest głupio i kupuję coś i daję w ich imieniu bo oni w życiu nie poczuwają się do rewanżu. Nawet głupie ciasto załatwiłoby sprawę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość malwinka2016
To i ja się pochwałę absurdalnymi sytuacjami:) 1. Sobota to był u nas dzień gdzie wszyscy w stawali w miarę wcześnie i każdy musiał do wieczora ciężko pracować. Ja sprzatallam dom. Mama nauczyła mnie co i jak musi być zrobione. Jak miała zły humor to chodziła i SPRAWDZAŁA czy zrobiłam wszystko dokładnie. Kiedyś okazało się ze nie damylam łazienki i na palcu pokazywała mi kurz. Zaczęła wyzywać mnie od nieudaczników, że nie w życiu nie umiem itp rzucała szmata, wiatrem a ja głupia chodziłam za nią z płaczem i ja przepraszam błagajac żeby pozwoliła mi poprawić. Oczywiście nie pozwoliła, sama to spektakularne zrobiła drzac ryja a mi kazała siedzieć w pokoju.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość malwinka2016
Takich podobnych sytuacji z praca domowa była masa. ... 2. Zawsze miałam świadectwo z czerwonym paskiem i średnia grubo powyżej 5.0 Jednego roku miałam tylko 4.8 ale pasek wiadomo był. Matka nie mogła się z tym pogodzić. Porownywala mnie do tych co mieli większą średnia, że oni się chcą uczyć a ja jestem len! A najlepsze jest to ze ani matka ani ojciec nigdy paska sami nie mieli! Oboje ledwo zawodowi pokonczyli, ojciec to jest tempy, ma problemy z czytaniem. Pamiętam jak mi coś czytał to stekal i przerkrecal wyrazy. Oni wymagało ode mnie cudów a sami nic sobą nie reprezentowali. Cieszyli się i chwalili tylko naprawdę duże sukcesy. Te mniejsze nie zauważyli dla nich to było nic. Natomiast każda porażka była

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gośćOla
Ja chciałam chodzić na kolko teatralne ale mi nie pozwalali bo miałam się uczyć a nie "marnować czas na głupoty". Kwestia sprzątania wyglądała tak samo. I tez jak gdzies został paproszek to słuchałam za nawę do miotły się nie nadaje. I tak samo chodziłam za matka- proszę nie gniewaj się juz następnym razem zrobię to lepiej. Do tej pory za wszystko przepraszam, nawet jak nie mam za co. Ojcu robiłam herbatę 7 razy ( za słaba, za mocna, niesłodka, za slodka, pomyje itp.)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość malwinka2016
Każda porażka to była tragedia. Zawsze to była moja wina. Nie miałam żadnego wsparcia i pocieszenia. Efekt był taki ze przy każdych ważnych momentach byłam klebliem nerwów. Nawet przy zwykłych sprawdziach bo bałam się co będzie w domu jak mi coś nie pójdzie!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gośćOla
Problemy z seksualnością tez mam bo czuje się podświadomie winna. Wydaje mi się ze robię cos złego podczas masturbacji i seksu. Mysle ze to też kwestia wychowania katolickiego ze wszystko jest zle i jest grzechem. Mam wrażenie ze moi rodzice sa faktycznie wampirami energetycznymi. Po spotkaniu z nimi jestem psychicznie wykończona i często boli mnie głowa.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gośćOla
11.42 Dokladnie to samo. Strach przed porażką został mi do tej pory. Mam wrażenie ze wszyscy postrzegają mnie równie źle jak moi rodzice.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość malwinka2016
Ola witaj w klubie; ) Ja teraz tydzień w święta z nimi siedziałam. I tak jest lepiej bo po akcji z moim dzieckiem uwolnilam się od nich , wciąż nie zupełnie ale to chyba nigdy nie nastąpi. Trzeba jak najmniej z nimi przebywać. Ja juz do nich na święta chyba nie pojadę. Zrobię w tym czasie coś dla siebie. Przecież życie jest takie krótkie żeby ktoś nas niszczył...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×