Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość dorosla choć zagubiona

DOROSŁE DZIECI TOKSYCZNYCH RODZICÓW!!!

Polecane posty

Gość gość
z absurdów to ja dorzucę jeszcze jak mówili do mnie "ty pieprzony sukinsynu" nie rozumiejąc nawet co mówią. Dawało mi to trochę satysfakcji bo chcąc obrazić mnie - obrażali samych siebie. Tak dla formalności kiedyś sprawdzałam nawet akt urodzenia czy naprawdę mogę mieć za rodziców takich potworów. Boję się mieć własne dzieci, boję się że podświadomie przejmę od nich jakieś zachowania bo nie mam dobrych wzorców. :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gośćOla
Tez staram się mało z nimi przebywać bo każde takie spotkanie mnie wykańcza. Boje się ze zniszczą mi małżeństwo. Opowiadają mojemu mężowi "pikantne" szczegóły z mojego życia. Mam nadzieje ze nie zacznie w to wierzyc...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gośćOla
12.33 Ja mam juz postanowienie ze nigdy nie będę taka dla syna. Ale boje się ze podświadomie zacznę się tak zachowywać.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
My z mężem jedziemy do matki na 2-3dni ,teraz na święta 3 dni byliśmy,dluzej sie nie da wytrzymać .Juz w Szczepana mieliśmy jechac tylko mąż piwo wypił a droga daleka,kontrole na drodze to nie mogliśmy,uciekliśmy w niedziele rano i wszyscy odetchnęliśmy z ulga w aucie ze już do domu jedziemy.Dla nas to nie są żadne święta z matka tylko kara.Na wielka i nie jedziemy,mój mąż zapowiedział,ze już nie może tego znieść,mojej matki.On chce wreszcie spędzić święta w spokoju,ma tez swoja rodzinę to nie jedziemy tylko musi do mojej matki jechac i jej fochy znosić.Dobrze ze trafiłam na takiego faceta bi jak rozmawiam ze znajomymi w pracy to ludzie twierdza ,ze inny facet toby wcale nie jechał po tym co ona wyrabia,ze mąż musi mnie bardzo kochać i dlatego moja matkę znosi.Ona z roku na rok jest gorsza.Kiedys wymyśliła,ze mamy jej opiekunke opłacić zeby do niej przychodziła a ja jej powiedziałam,ze jak ja byłam dzieckiem to do zerówki sama chodziłam z kluczem na szyi już i ona opiekunki nie opłacała wiec ja tez jej żadnej opiekunki nie mysle opłacać.Moj mąż jak się o tym dowiedział to powiedzie,ze ona jest tak bezczelna ze brak słów.Niech sobie sama opłaci.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość malwinka2016
Nie bójcie się mieć dzieci. Nigdy dla nich tacy nie będziecie jeśli rozumiecie problem. Ja mam synka z problemami rozwojowymi i wszystko przychodzi mu 100 razy trudniej. Musze mieć dużo cierpliwości żeby go czegoś nauczy a i tak w stosunku do wieku jest bardzo do tylu. I właśnie teraz zrozumiałam coś to jest MIŁOŚĆ BEZ WARUNKOWA. Mój syn mi nie pomaga w domu, bo dla mnie 6 latek ma się bawić. Nie mam się czym pochwalić vi chodzi do specjalnej szkoły a kocham go i szanuje najmocniej na świecie. Gdybym ja była taka to matka by mnie chyba oddala!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość malwinka2016
Dla mnie święta to tez koszmar. Tez góra 2 dni w spokoju można wywytrzymać potem już nerwowo jest strasznie i tylko odliczać dni do wyjazdu:) Na następne święta na bank tam nie pójdę! Chyba że na obiad.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
przypomniała mi się jeszcze jedna akcja z moimi "rodzicami". Wypaliła się w mojej pamięci pomimo, że miałam wtedy 6 lat. Normalnie ze szkoły odbierła mnie starsza siostra ale tego dnia mieli to zrobić rodzice (nie wiem czemu, ten fakt mi umknął) Nie przyszli po mnie do szkoły, więc pani dała mnie do świetlicy. W świetlicy siedziałam aż wszystkie dzieci poszły ( więc pewnie było koło 18) potem siedziałam z panią świetliczanką na podwórku bo szkołę zamkneli i zaczęło się robić ciemno. Wtedy pani zapytała czy wiem jak trafić do domu i sama mnie odprowadziła. Wstyd straszny i trauma bo pamiętam to do dziś a jestem dorosłą osobą. Gdyby to nie było 17 lat temu to pewnie starym by wytoczyli sprawę o zaniedbanie. A tak to uszło im płazem. A moja matka do dziś się śmieje jakim byłam dzieciuchem że nie chciałam w pierwszej klasie zostawać w szkole tylko płakałam cały czas. Jak im to wypomniałam to niy o niczym nie pamiętają. Zapytałam siostry i potwierdziła że taka sytuacja była.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gośćOla
No tak to jest. Toksyczni rodzice maja to do siebie ze wypierają się własnych błędów. Moi swoje błędy próbują "przyklepać" moim złym zachowaniem. Wiadomo zawsze dzieciom zdarza się zrobić cos głupiego czy dostać złą ocenę. Moi rodzice przesadzali z kolei w druga stronę. Odprowadzali mnie do szkoły jak byłam w liceum. Wszyscy się ze mnie wyśmiewali ze mam 17 lat i mamusia zaprowadza mnie do szkoły. To bylo okropne. Rodzice z jednej strony zarzucali mi niesamodzielność a z drugiej nie dawali mi szansy zrobić czegoś samej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość onlychild
cześć wszystkim. właśnie przeczytałam całe forum i może nie do końca wpasowuję się w model ale u mojego ojca znalazłam wiele cech zbieżnych z innymi toksycznymi. na wstępie zaznaczę od razu że jestem impulsywna i nie uważam tak jak inne DTR że wszystko jest moją winą, wręcz przeciwnie: ciężko jest mi się przyznać do winy co spowodowane jest głównie tym że boję się krytyki ponieważ od dziecka byłam ganiona za wszystko. Ostro i przesadnie, nawet za najdrobniejsze rzeczy czy niedopatrzenia które zdarzały się również rodzicom. Mam 21 lat, studiuję medycynę (stacjonarne, oczywiście od małego było mi wmawiane jak ma wyglądać moje życie), kasę na życie na studiach dostaję oczywiście od rodziców i dziadków bo niestety nie są to studia na których jest czas żeby dorobić chociaż bardzo bym tego chciała. Do domu wracam tylko na dłuższe wolne, kiedy właściwie nie mam wyboru bo od razu zaczynają się pytania czemu nie przyjade, co ja tam bede robic, tak bardzo sie stesknili itd. Niestety każdy dłuższy pobyt konczy się awanturą. zawsze. aktualnie poszło o to że rzekomo zapomniałam kupić dla babci kawy którą i tak kupiłam 2 dni po tym jak mnie o to poprosiła a zobaczę się z nią dopiero w przyszłym tygodniu. Ale oczywiscie 2 dni to było zbyt długo. Potem jak zwykle zaczynają się odwieczne wytykania wszystkiego: bo rolety nie odsłonięte, bo na stole został jakiś śmieć, bo zlew źle wypłukany. Oczywiście siedzieć muszę z nimi w pokoju bo przecież przyjechałam do nich i to nie ważne że chcę zrobić dla kogoś prezent w spokoju u siebie, muszę siedzieć z nimi ( atmosfera jak na pogrzebie , nikt się nie odzywa, tylko tv włączone). Na drugi dzień ojciec był śmiertelnie obrażony o to że nie powiedziałam mu od razu że planuję wyjść popołudniu do galerii ( mam 21 lat więc oczywiste jest dla mnie to że mogę wychodzić z domu gdzie chcę i kiedy chcę ale chyba tylko ja mam tego świadomość). Wtedy już nie wytrzymałam i powiedziałam mu żeby przestał mnie traktować jak dziecko, wywiązała się awantura: ja jako dziecko nie mogę przecież krzyczeć na własnego rodzica ale on proszę bardzo. Niestety nie jestem spokojną osobą więc również zaczęłam na niego wrzeszczeć co skończyło się na tym że zostałam siłą "odstawiona" do swojego pokoju. Wpadłam w szał i zaczęłam się pakować, chciałam jak najszybciej wyjechać ale moja mama poprosiła żebym została, bo nie wiadomo co zrobi ( zagroził mi że jak wyjadę to już nie będę miała gdzie wracać, nie dostanę kasy na studia a to co dostałam będę musiała zwrócić). co więcej ojciec nakręca mamę przeciwko mnie, wmawia jej że ja jestem złą córką, nie doceniam tego co dla mnie robią, nie mam do nich szacunku, że przecież on potrafi się przyznać do błędu a ja na każdą krytykę reaguje gniewem i nic do mnie nie dociera. Mama namawia mnie żebym go przeprosiła i załagodziła sytuację, ale ja wiem że to nie jest moja wina i to nie ja powinnam przepraszać tylko że do niego to nie dociera! on nie widzi w sobie żadnej winy! Nie wiem co mam zrobić, nie widzę żadnego wyjścia z tej sytuacji. Wyprowadzka nie wchodzi w grę bo ten człowiek jest nieobliczalny, nie wiadomo do czego byłby zdolny.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Dociekliwa94
Moja matka zawsze była zasadnicza, nie była wyrozumiała, ojciec był bardziej wyrozumiały....Do czasu, potem zaczął mnie nienawidzić. Jest bezwzględnie matce podporządkowany, powtarza mi, że bardziej wierzy jej niż mnie. Boli. Rodzice nienawidzą dziadków, każą mi wybierać; albo my albo oni. Mieszkam u dziadków (rodzice ojca), rodzice w ogóle do mnie nie przychodzą, bo nie mogą patrzeć na dziadków. Od czasu mojej wyprowadzki z domu (już 2,5 roku minęło), ani razu mnie do domu, chociażby na herbatkę, porozmawiać, nie zaprosili. Ludzie generalnie mnie lubią, mają o mnie dobre zdanie, tylko rodzice oskarżają mnie o najgorsze rzeczy, np. że to ja ich opuściłam, że to oni zostali przeze mnie wyrzuceni z mojego życia. Ciężka sprawa.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Anita300
witam was ponownie tu Anita300. u mnie sprawy nabrały całkowicie innego obrotu, czytałam dziś zaległe posty ale jeszcze troszke tych zaległości mam. przeprazam za ewentualne literówki, ale pisze szybko bo czasu tez mało. jakpamietacie zerwałam te kontakty z rodzicami i cała poprostu cierpłam ze strachu. moj mąż stwierdził ze powinnam na ta terapie iść i ide. już na dniach mam umowione spotkanie. jestem przerażona ale i zdeterminowana, bo nie mozna tak zyc. moi R strasza sądem ze bedą sie ubiegali o kontakty z moim dzieckiem... przeżaa mnie to. myślałam ze zerwałam kontakt całkowity, w prawdzie nie było dnia zebyom o tym nie pomyslała.. no i chyba wykrakałam czy co... jestem przerazona... nie funkcjonuje normalnie, schudłam bardzo... wyglądam jak kupa nieszczescia. ktoś tu opisywał rózne sytuacje, to i ja popisze. msalice17 - jesli czytałes ksiazke Toksyczni rodzice to tam na koncu autorka sklania sie ku temu zeby jednak tym rodzicom wybaczyc ale tak wybaczyc zeby nie czekac na ich przepraszam... jest to fajnie tam opisane, ja ci nie potrafie tego tak uzasadnic bo dla mnie to nadal niezrozumiałe... nie potrafie wybaczyc, całe życie mnie kopią po tyłku a ja dopiero w dorosłości sie przekonałam, ze to co oni orbią i robili jest na prawde zle. a przekonałam sie dzieki tej ksiazce. są tam po prostu opisane takie przyjłady jak moje. z zycia historie i tam czarno na białym napisane jest ze to są zachowania złe. zle robili rodzice i my dzieci nie jestesmy niczemu winni. dopiero ktoś musiał napisać o tym książke i ją opublikowac zebym w to uwierzyla, bo rozpisywanie sie na forum, pamietnikach i rozmowa z przyjaciolką i mezem i tak mi nie dawały do zrozymienia ze to oni są naprawde bardzo zli toksyczni i po prostu chorzy. całe zycie mi wmawiano ze ze mną coś jest nie tak. ojciec jak sie okazuje mnie molestował. jest to dla mnie okropne przezycie bo cale zycie myslałam ze to było normalne zachowanie ojca do córki... wyobrazacie sobie to... ja płakałam jak bobr jak czytalam w tej ksiazce ze kobieta opowiadała, ze była dotykana przez ojca w zabawie, łaskotana... ojciec sprawdzał jej biust czy wszystko z nim ok, siedział z nią w łazience gdy sie kąpała i nabijał sie ze przecież co ona tam takiego ma czego on nie widzial, ze widział nie jedna kobiete wiec o co tyle halo... no to jest moj przykład. i ja o tym mowiłam, ze to mi sie nie podoba ze nie chce, ze sie czuje dziwnie.. to ja byłam dziwna i niedotykalska co już jej nic nie mozna powiedziec zrobić, jakas dzika... zakonczyło sie to tak ze mnie postraszyli ze pojdą ze mną do "specjalisty" i sie okaze jaka jestem chora i jakie mam głupie mysli... jako nastolatka sie po prostu wystraszyłam, ze jakiś psycholog powie ze nie jestem zdrowa... bede musiała chodzić gdzies do kogoś.. wyda sie to wśrod nauczycielek ze ja mam jakiś problem.. no i oczywiście uwtierdziłam sie w tym ze jest ze mną coś nie tak ale musze sie zachowywac normalnie czyli to wszystko akceptowac. te zabawy z rodzicami, korzystanie wspolne złazienki itd... mało tego.. moi rodzice sie mi zwierzali ze swoich poczynan w łóżku... był moment co samo spojzenie ojcu w twarz powodowało odruch wymiotny.. mnie to brzydzilo ale is ie tego jakoś bałam a takze bałam sie swoich mysli ze mnie to moze brzydzić skoro to przecież normalne i kazdy tak ma a to tylko swiadczy o dobrych relacjach z ojcem i ja mam jakiś głupi wymysł ze mi to przeszkadza... to było chore... ale całe życie do przeczytania tej ksiazki wydawało mi sie ze ze mną jest coś nie tak... mało tego. ta sytuacja tak mi sie odbila, ze dla mnie seks istnieje tylko na poważnie... wiecie o co chodzi... zadnych wygłupów i zabaw.. klepania jakiegoś po tyłku czy czegoś takiego co sie kojarzy z dobrym humorem w seksie NIE TOLERUJE bo mam odruch wymiotny... widze ojca i te jego zagrywki... i najgorsze ze zawsze to w sobie tlumiłam, ze przeciez skoro ojciec daje mi buzi w usta to mnie nie odrzuca kiedy partner mie w usta całuje... to czemu kiedy ojciec mnie dotykał po biuscie odrzuca mnie kiedy to robi moj partner... strasznei sie tu uzewnętrzniam ale mam taki natłok myśli... cała jestem tym wszystkim przerazona.. nie wiem co dobre a co złe... teraz jak mam dziecko to wiem ze W ŻYCIU na TAKA zazyłość nikomu nie pozwole, ani sama jej nie przekrocze. nawet mamc zasem takie mysli czy myjąc go nie zrobiee mu krzywdy... to jest okropne co sie toczy człowiekowi w głowie... zostawiam ten trudny temat...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Anita300
tu ktoś pisał o tym sprzątaniu... ze matka karała za jaką kolwiek niedokladność, zostawioną kropelke i tak dalej, po czym wyrywała z reki szmate czy inny sprzęt i robiąc scene ze jak mam to tak robić to moge nie robić wcale wsciekła dokańczala ta moją spapraną robote... ja za to uwieszona jej nogi albo jak cien stałam za nią i ja przepraszałam "mamusiu na prawde przepraszam, ja to zrobie, usiadz sobie, przepraszam cie, już sie postaram, wiem ze to zrobiłam na odwal sie, już teraz sie postaram, prosze cie.." i ten błagalny ton zeby mi tylko oddała tą szmate... traktowała mnie jak powietrze, kazda moja jakaś niesubordynacja była karana cisza. mnie rodzice akurat nie bili. chyba nigdy.. moze nie pamietam. nbyło milion innych rzeczy które pamietam, jakiejs przemocy fizycznej raczej nie. cisza trwała minimum tydzien. wtedy chodziłam usługiwalam, robiłam kolacyjki obiadki, pytałam sie czy czegoś sobie zyczy, a ona jakby powietrze przeszło koło niej, albo czytała, aobo sobie coś oglądała w tv albo jeszcze celowo w pół mojego zdania odezwała sie do ojca "ze fajnie ksiadz gadał w kosciele" czy inne coś... cisza trwała tydzien. czasem dwa, a raz sie zdarzyło ze trwała 3 miesiące. leżałam na ziemi i krzyczałam w płaczu ze niech mi wybaczy, ze zrobie wszystko ze z całego serca przepraszam. na co ona sie odezwała "a za co przepraszasz?" i wiecie co było najgorsze... ze ja nigdy nie wiedziałam za co mam przeprosić. wiec gadałam co mi tylko przyszło do głowy "ze cie okłamałam mamusiu, ze nie posprzątałam dokładnie lazienki, ze sie spozniłam kolejny raz 5 minut" i za kazdym razem nie trafiałam bo zawsze jednak chodzilo o coś innego i tylko mi mowiła ze nawet nie wiem czym ją zraniłam i to ją boli jeszcze bardziej i zas ta cisza... zawsze mnie podejrzewała ze kłamie.. dochodziło do tego ze nawet jak nie kłamałam to sie przyznawałam ze to było kłamstwo bo mnie tak gnębiła ze w koncu dla jej satysfakcji mowiłam, tak okłamałam cie.. i wymyslałam kłamstwo które mialo byc prawdą dla niej... ja nie potrafie kłamać dobrze.. albo jestem tak szczera ze ktoś by sie nie spodziewał czemu az tyle powiedziałam, albo kłamie tak zapobiegawczo i to jeszcze takie kłamstwa wyolbrzymienia itd... no masakra... zawsze kazała mi byc z nimi szczera. ja nie zawsze jednak byłam. byłam z takimi rzeczami ze np opowiedziałam jej o swoich kontaktach fizycznych z chłopakiem. wypytywali mnie o to obydwoje, a ja jak na spowiedzi wszystko ze szczególikami... tak samo zawsze mi to mowila, jak zaczełam jakieś małe próbu stawiania sie.. ze jeszcze pozałuje, wróce i bede ją przepraszac, bede błagac na kolanach. najbardziej to odczułam gdy uciekłam z domu... uciekłam do związku równie toksycznego. ale on mi też otworzył oczy, bo partnerowi byłemu nei dałam sie tak poniewierac.. niestety musiałam wrocic do domu... i wtedy sie zaczeło pieklo. o tym juz nie opowiem bo by mi nocy nie starczyło... no ale tak sie sprawy u mnie mają. ide na terapie.. i kazdą minute spędzam na drżeniu ze ktoś mnie tam wyśmieje, ze kaze mis ie z nimi skonfrontować, ze powie ze jestem nienormalna bo cale zycie tego słuchałam... a z drugiej strony sobie mysle ze moze trafie na psychologa który ma doswiadczenie w tym temacie i zobaczy ze coś bedzie nie tak we mnie, w sensie ze przez nich taka jestem jaka jestem... ze to jest taki bagaż doswiadczen ze nie da sie tego udawać, tylko widać jak na dłoni ze jestesmy naznaczeni tymi toksycznymi rodzicami... ktos tu wymieniał te typowe cechy toksycznego rodzica... tak trafione w samo sedno ze naprawde kolejny szok ze to jest jakaś "kategoria" ludzi... ze ktoś ich jakoś scharakteryzował, sklasyfikował.. czyli nei jest to odosobniony przypadek tylko moich rodziców... bede tu zaglądać i sie z wami dzielic. pisze bardzo haotycznie ale chce zdążyć przed pobudką dziecka :) pani 50l/80l - jak strasznie pani wspolczuje... musi pani walczyc o swoje... o swoje zycie... pani już nie jest taka młoda (przepraszam), ale jak pani sie uwolni od tej matki to dostanie pani kopa i pałera ze przezyje pani najcudowniejsze lata w swoim zyciu!!! super ze pani tu trafiła. takie forum i te opowieści innych ludzi otwierają oczy, wspierają. niech pani idzie na ta terapie i nikomu nic nie mowi, moze sie pani uda, licze na to. idziemy obydwie, niech sie pani umawia i jakos przez to przebrniemy!!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość AngryAngel
Hej, ja tez jestem pod wplywem toksycznych rodzicow. Zazdroszcze wiekszosci was bo ciagle ich macie i mozecie ich opieprzyc za lata krytki i wyzywania sie( sorry za brak polskich znakow). Tak mi brakuje takiego wykrzyczenia na nich tego co mi zrobili. STaram sie ze wszystkich sil nie myslec o nich bo jedno zmarlo jak mialam 16 lat, matka, i zostalysmy z ojcem alkoholikiem, a ojciec w 2005, mial wypadek, nie bede sie wdawac w szczegoly bo moze moja rodzinka to moze czytac. Moj ojciec pil odkad pamietam, jak mialam 3 lata zostawil mnie na ulicy w wozku i poszedl z kolega chlac. Spalam u ludzi kt go znali na stole bo ci ludzie nie mieli lozka. Jak pijany to mnie bil i nje powiedzial za co, poszlam na laki popatrzec na owady i nie bylo mnie dlugo, przeciez bylam malym dzieckiem to nie rozumialam ze cos mi sie stanie, a matka zajeta gotowaniem obiadu czy czyms, w d...miala. Zrywal ze mnie koldre jak spalam, ponizal, zmuszal do pracy, matka to samo. Moja siostra tez zdzierala ze mnie swetry, zabawki itp. Rozpuszczony bachor wydzieral sie jak jej cos zabralam i dostawalam od matki za byle co. W szkole oczywiscie nie umialam nikowmu odpyskowac, to oczywiscie w malej miescinie to wszyscy o wszystkich wszystko wiedza. Moje wspaniale kolezanki klasowe w podstawowce wyzywaly sie na mnie, mowily o swoich ojcach co im przywozi itp a jak ja zaczelam cos o moim to one - Twoj ojciec to pijak! To co ja sobie wybieralam ojca? Nje rozumiem jak mozna komus takie cos powiedziec, i do tej pory jak to wspominam to mnke szlag trafia na takich ludzi. W liceum prawie to samo, ale po pogrzebie matki sie poprawilo, nie dokuczali mi duzo ale nie akceptowali. Ojciec pil i sie awanturowal, zabieral ostatnie pieniadze z portfela, wyzywal itp. Nauczycielki i szkola strasznie pomocne, gmina zorganizowala nam obiady, na ktore chodzilysmy i pewnego dnia ktos nam powiedzial ze musimy za nie zaplacic, taka dobra organizacja pani pedagog. Co oczekiwac w latach 90, nie bylo zadnej konkretnej pomocy ze strony szkoly. Poszlam na spotkania z psychologiem to nke wiedzialam co mowic, a od ojej chrzestnej cioci dowiedzialam sie ze jestem wariatka bo chodze do psychologa i ona to oglosila przed cala rodzinka a kto jej powiedzial? Moja wychowawczyni, do tej pory nienawdze jej za to! Ciotka sama potrzebuje pomocy jak kiedys sluchalam jej wywodow! W kazdym badz razie jakos zdalam mature, na szczescie nie bylo matematyki obowiazkowej. O mnie tez bardzo zdenerwowalo ze ludzie ktorzy niby pomagaja w rzeczywistosci obgadywali mnje za plecami, taka pani kt znala mojegomojca i go wychwalala bo jej szafje zrobil tanio w przeszlosci ...rozmawiala z corka kt moj ojciec znal bo z tej samej branzy. Coreczka rozmawia ze mna i mowi ze ona i ta pani nauczycielka (od tej szafki) doszly do wniosku ze to moja wina ze moj ojciec jest pijakiem. Skandal! Nastepne sk......ktorzy sie wtracaja i opowiadaja o czyichs sprawach i niszcza zycie! Bo nie umiem tego inaczej nazwac. Niby sie trzymalam p te lata ale nie moglam pracy znalezc bo panikowalam, wyprowadzilam sie z domu, ale nie dalam rady sama wiec wrocilam, a potem pojechalam za granice. W miedzyczasie ojciec mial wypadek, itp, co wcale nie odgonilo duchow i koszmarow z przeszlosci. Moja siostra tu musze sie na nia ponadawac, jest oszustem i wyzyskiwaczem, wysylalam jej prezenty i kase a ta suka nawet nie chciala dla mnie nic pozalatwiac w PL, mowie jej zalatwiaj pozwolenie na budowe, no gdzie ona nie ma pieniedzy, a jak jej wyslalam na to pieniadze to sie ze zlotowki nie rozliczyla. A nie chce miec dzieci, mam malo cierpliwosci, podjelam taka decyzje, nie chce im zrobic tego co mnie zrobili. Nic mnie nie cieszy mam depresje tzw dystymie odkad bylam nastolatka, moze i wczesniej, raz mam dobry humor raz zly. Przyjaciol prawie zadnych, wsjmie nikogo bo co to za przyjaciokla kt nie odpisuje na skypie. Rany koncze ten wywod, bo za dlugi. Sorry i dzieki za czytanie i zrozumienie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość AngryAngel
Plus musze dodac ze zaplacilam mojej siostrze za pol ojcowizny, wyszlysmy od adwokata, ja mowie ze musze napisac testament teraz, a mojansiostra:-tylko nie zapomnij uczynic mojej corki druga spadkobierczynia ( po moim narzeczonym)! Chamstwo do potegi n.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Witam. Mam 31 lat mój synek ma prawie 2 latka, jestem po rozwodzie. Mieszkam od zawsze z rodzicami którzy pomagaja mi przy synku gdy jestem w pracy ale do rzeczy. Zawsze roztaczali nade mną parasol bezpieczeństwa, nigdy nie mogłam podjąć samodzielnej decyzji. Zawsze wypominaja mi wszystko to co zrobię źle ale nigdy nie pochwala gdy robię coś dobrze. Poznałam niedawno faceta który chce być z nami ale dla moich rodziców to zego, bez pieniędzy, brzydki itd. Gdy powiedziałam że chcę z nim być zaczęły się schody, straszą mnie że odbiorą mi dom który od nich dostałam, zabrali mi samochód którego jestem współwłaścicielem, sprawdzają każdy mój krok. Powiedzieli że jeśli się z nim zwiaze to mam wynosić się z domu i dorabiać się od zera. Nie chcę stracić wszystkiego na co pracowałam bo chcę to przekazać dziecku ale z drugiej strony nie chcę zostać sama gdy ich braknie. Nie mam już sił. Wszystko mnie przerasta. Pomozci

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość AngryAngel
Idz do adwokata i zapytaj czy moga ci odebrac dom. Najlepiej w innym miescie, chyba ze mieszkasz w duzym. Darowizna moze byc odwolana tylko w przypadku razacej niewdziecznosci no to ze chcesz byc z tym chlopakiem to nienjest niewdziecznosc. Wiesz oni toba manipuluja, najlepiej nagraj ich po kryjomu, zeby w razie czego miec dowod w sadzie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
mam tak samo dodam ze w połączeniu z katolickim fundamentalizmem toksyczni rodzice zmienia się w proroków jak w moim przypadku. Znienawidziłem przez to religie bo wydaje mi się że bez niej nie poniżali by mnie tak bardzo. Raj osiągnięty przez pokorę stał się celem mojej rodziny. Pokora doprowadzona do tego że gdy w pośredniaku koleś się mnie zapytał "co pan chce robić w życiu" z trudem potrzymałem płacz bo jedyne co mi przyszło do głowy to dostać się do raju. Mam 33 lata i nigdy nie rozmawiałem dziewczyną. Kiepsko sypiam i nienawidzę poranków boję się cokolwiek zrobić bo na wszytko mam zakaz. Nie wyobrażacie sobie jakie teksy rzekomo natchnione przez boga słyszałem od moich rodziców. Polska nie daje szans na niezależność młodych ludzi szczególnie chorych i z małych miast. brak tej niezależności i religia to przyczyny tej patologi. Ostrzegam was przed religią bo jednych ratuje a drugich sadystycznie zamęcza.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość biały kamyk
Witajcie.przeczytałem te wasze wpisy o toksycznych rodzicach i chce sie podzielić z wami moimi spostrzezeniami.mam 37 lat żonę i syna.Problem tkwił w mojej matce która nie potrafiła sobie ułozyc zycia gdzy z sama była pod wpływem swojej matki i która wszystkim trząsła.wychowałem sie z matka i babką.ojciec nie był z matka zwiazany ale majac dziecko starał sie o nie dbac.problem jest taki ze do 15 roku zycia byłem " wynieś przynieś i pozamiataj.W koncu dziecko w domu to moze zrobić.Matka zachowywała sie tak jakby była hrabiną.rzadziła a za jej niedopowiedzialene decyzje byłem ja winny.W szkole jak poszła na wywiadówke to grala pierwsze skrzypce.mam do konca przeswiadczenie jakbym był kulą u nogi.Wszystko było w domu pod jej dyktando.jak bawiłem sie z sasiadami w piaskownicy to mnie wołała a ja nie byłem pewny czy mnie woła wiec zignorowałem to po powrocie do domu to w twarz ze dlaczego sie nie pojawiłem w domu jak mnie wołała.potem to juz tak miałem ze jak mi sie wydawało ze mnie woła to szedłem do domu zeby uniknac ochrzanu i wciskania kitu o braku niesubordynacji.nie chce mi sie przypominac tych chwil ale widze ze nie jestem sam.problem na chwile ucichł po 15 roku zycia.ojciec z nami zamieszkał.ale nie długo wrócił zaczeły sie kontakty z dziewczynami. kazda była zła potem bałem sie spotykac bo zaraz ktos zyczliwy cos dodał od siebie.miałem zepsute połowinki w szkole sredniej i studniówke.ale to jakos przezyłem.w wieku 20 lat poszedłem na studia i odzyłem ale problem został.jeden zwiazek probowała mi zepsuć.ale on i tak sie zepsuł z innej przyczyny.z moja zona na poczatku były tez przeprawy i wszelkie formy jej zdyskredytowania.na szczescie moja zona to zignorowała i nie reagowała na zaczepki.moja matka nie zyje niedługi czas choc prze jakis okres czasu 6 ostatnich lat miałem wzgledny spokoj bo matce było ciezej i pomagałem jej jako syn i nasze relacje były dobre.szkoda mi tylko tego ze nie miałem prawdziwej rodziny i teraz ni popełnie takiego samego błedu jak moja matka.To by było na tyle.pozdrawiam czytajacych.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Lady2102
Boze Kochany jakbym czytala o swoim życiu... Za pol roku konczę 30 lat i nadal czuje sie jak mala dziewczynka nieodpowiedzialna,pyskata knąbrna , niedokladna itd ale przedewszyskim niewdzieczna. Tylko okolicznosci trochę inne. Zacznę od tego że jestem jedynym dzieckiem swoich rodzicow. Ale jak cofnę sie do dzieciństwa niebylam wychuchanym jedynakiem. Jak mialam 4-6 lat bylam na "takich dlugich wakacjach" u dziadkow na wsi 15 km od miasta w ktorym mieszkalam i w sumie ten czas był najlepszym czasem w moim życiu. Tylko jako dziecko czasem tesknilam do domu do rodzicow wiele razy pamietam jak czekalam i sie nie doczekalam ich przyjazdu, pomimo że obiecywali ze beda ale to bylo moje dziecinstwo pod haslem "obiecanki- cacanki". Czesto cos mi obiecywano i nigdy nie dotrzymywano slowa. (Dlatego teraz pilnuje tego zeby nikt moim dzieciom nie obiecywal czegos czego nie jest pewiem). Pozniej zaczela sie szkola czesto po szkole swietlica albo pozniej sama w domu. I ta samotnosc z przymusu. W domu jakos nie bylo biednie ani bogato ale rodzice nie byli rozrzutni w moim kierunku. Od dziecka chodzilam sama do lekarza, jak mialam dziure w zebie w pozniejszym wieku to uslyszalam tylko bo nie chodzilas do dentysty, no nie chodzilam bo ten w szkole za free robil bez znieczulenia. Zawsze cos bylo wazniejszego. Najgorsze jednak zawsze bylo wieczne zadowalanie mojej mamy ktora zawsze przychodzila z pracy jak tornado i tu sie zaczynalo... Trzakanie szafkami, pretensje o naczynia brudne jak zdarzylo sie ze w zlewie byly, o zapomniane nie inne prace domowe, krzyk, pretensje i krytyka ze nieopowiedzialna, brudas etc. I te "milczenie " czasem tygodniowe, wymowne zdania do ojca zeby pokazac mi ze jestem powietrzem tzn . Zerem.No i najlepsze bylo zawsze bylo na koncu i slysze do dzis ze oni z ojcem sie zacharowywuja a ja poprostu jestem niewdzieczna nic nie warta. Relaxem zawsze byly dla nich spotkania ze znajomymi czasem w weekend a ja obok sama smutna siedzialam na parapecie okna... W swoim zyciu z moimi rodzicami bylam dwa razy w kinie ( z ojcem na Flinstonach a z mama na Anastazji - na ten drugi wygralam bilety w radiu to juz ktos musial ze mna isc) i raz w parku ( tak bardzo chcialam chodzic z rodzicami do parku jak inne dzieci ze wymyslilam historie że Pani w szkole kazala nazbierac liscie i kasztany na nastepny dzien). Pozniej z roku na rok przyjelam taktykę ze moze jak wysprzatam mieszkanie i zrobie obiad to mama bedzie zadowolona i nie bedzie sie zloscic. I tak troche to trwalo ale predzej czy zezloscila sie na cos a i tak rykoszetem oberwalam ja. Faza staran i zabiegania o abrobate minela wraz z dojrzewaniem. Wolalam siedziec na podworku z kolezankami i kolegami niz w domu w klotni. Znajomych w moim zyciu nigdy nie brakowalo moglam byc kilka godzin gdzies i zawsze kogos nowego spotykalam na swojej drodze do dzis mi to sprawia radosc kiedy poznaje innych ludzi moze dlatego ze wtedy nie jestem taka do bani a jak znam kogos 5 min to mnie nikt nie ochrzani ze zostawilam kubek w zlewie. Potem oczywiscie imprezy, spotkania ze znajomymi swiat w ktorym kazdy akceptowal mnie na 100%. Zaczełam czuc sie lepiej niz w domu. Bo za czym tesknic jak sie wraca i znow krzyk o wszystko. Tylko ze ja juz przestalam sie martwic czym zadowolic mame, a jak bylo zle to plakalam w poduszke, jak przezywalam pierwsza milosc tez bylam sama, kolejne takze. Zla ocena "tornado" w domu, placz w poduszke. Najgorzej pogubilam sie w liceum. Kiedy w szkole bylo czasem zle albo jakies wagary, zero rozmowy w domu tylko wszystko to samo przez te lata awantury, krytyka i ukaranie milczeniem. Doszlo do tego ze juz nic nie robilam dobrze bylam tak do niczego ze stwierdzilam ze rzeczywiscie tak musi byc skoro rodzona matka mi to powtarza od kiedy pamietam. Postanowilam skonczyc to utrapienie ze mna bo bol ktory wtedy przezywalam byl wszedzie w glowie, sercu kazdej mysli to bylo juz dla mnie nie dowytrzymania. Chcialam popelnic samobojstwo i podcielam sobie zyly, nie dokonca bo weszla moja matka zaczela krzyczec dzwonic po ojca. Myslicie ze cos mi to dalo nic musze z tym zyc****atrzac na moja reke pamietac kazdego dnia o dniu w ktorym to zrobilam i w ktorym skonczylo sie tak naprawde moje zycie. Kiedy przyjechal moj ojciec zero rozmowy dlaczego tylko co teraz z tym zrobic przeciez jak zadzwonia po karetke czy zawioza mnie na pogotowie to zaraz zawiadomia policje ( i co jeszcze bym powiedziala ze to cos w domu). Reke zabandazowali sami do szkoly poszlam Na drugi dzien. I tyle bylo z calej sytuacji. Zostalam z tym sama i musze sobie z tym radzic do dzis, nawet powiedzialam kiedys o tym mojemu mezowi zeby to z siebie wyrzucic. Ale wykrzyczal mi to kiedys w klotni, choc wie ze to mnie boli ( z deszczu pod rynne). Modlilam sie kazdego dnia co mi dodawalo sily zeby miec spokoj zeby nikt nie walil ze zlosci szafkami, nie krzyczal zeby moja matka w koncu wyjechala choc na chwile. Po maturze wyjechala zagranice, potem moj ojciec. Zostalam sama rok przerwy bo przez te wszystkie problemy matura slabo poszla. Przez ten czas na sile szukalam osoby z ktora moge byc i znalazlam podobna a nawet gorsza i tkwie w tym do dzis i jeszcze lepsze jest to ze mieszkamy w tym samym domu z moimi rodzicami. Tylko teraz slucham uwag odnosnie moich dzieci. Albo tekst ktory mnie rujnuje" te dzieci nie maja za grosz wychowania, niczego sa nienauczone". Obudzilam sie w wieku 29 i pol lat z nieobronionym tytulem ze studiow ktore wybral mi ojciec bo bylo blizej, nie udanym malzenstwem ktore nie rokuje na nic z czlowiekiem ktory ani nie jest dobrym ojcem ani mezem najlepiej czuje sie w swoim towarzystwie, ciagle jako dziecko niewdzieczne za nic i niedoskonale, sama w domu pelnym ludzi, a takze bez przyjaciol ( zostawilam wszystkich bo wykruszyli sie w ciagu mojego malzenstwa ), i z bliznami na moim reku ktore przypominaja mi kazdego dnia jaka jestem bezwartosciowa.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość evelina4585
Ciężko się jest odnaleźć zarówno w relacji z partnerem jak i w relacji z własnymi dziećmi. Ale świadomość tego, że pochodzi się z toksycznego domu to już pół sukcesu! Chęć zmiany to pierwszy krok. Drugim krokiem powinien być psycholog, dobry psycholog, we Wrocławiu np jest świetna poradnia http://psycholog-ms.pl/poradnia/, gdzie radzą sobie z różnymi przypadkami.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witam Nie wiem co mam robić, wydaje mi się że jestem w podobnej sytuacji. Mam 26 lat, pracuje, mam 4 letnią córkę, rozstałam się z jej ojcem. Mieszkam niestety z rodzicami. Zawsze było źle a teraz jest jeszcze gorzej. Zawsze dla mojej matki byłam najgorsza, jej zdaniem nie potrafie zająć się dzieckiem, źle ją ubieram, źle karmię, źle wychowuję, jestem egoistką, nie potrafię gotować, sprzątać, nie mam szacunku do rodziców (bo to oni powinni być najważniejsi) Kiedy chciałam około 2 lat temu zamieszkać z ojcem mojego dziecka, codzień słyszałam ze bedzie mi nasyłać opieke społeczną, bo nie nadaje się do tego żeby być matką (nie pije, nie biorę narkotyków, mam wyzsze wykształcenie, pracuję , i kocham moją córke), teraz poznałam człowieka którego pokochałam, moja córka za nim przepada, chcielibyśmy razem zamieszakć, wszystko byłoby pięknie, gdyby nie rodzice, strasza mnie że kiedy nim zamieszkam, to oni odbiora mi prawa do dziecka, powtarza się historia z opieką społeczną. Co wieczór słucham historii o tym że zniszcze dziecku życie, że robie to po to ponieważ znudziło mi się bycie mamą i chce pozbyć się córki. Doszło do tego że moja matka podobno usłyszała historię że człowiek z którym chce zamieszkać jest gejem, co jest bzdurą. Rozpowiada to wszystkim moim znajomym, rodzinie. Ojciec powiedział że go zabije albo sam się powiesi, oczywiście z mojej winy. Teksty w stylu "jak możesz to nam robić, zniszczysz rodzinę" znam już na pamięć. Zawsze było źle, ale teraz jak wchodzę do "domu" boli mnie żołądek, cała się trzęsę, marzę o tym by nikt się do mnie nie odezwał. Od pół roku nie mogę wyjśc sama z domu bo zamykaja mi drzwi na klucz ( do pracy i z powrotem) teraz nawet jak wychodzę z córką do sklepu to zaraz są telefony i oskarżenia "dlaczego tak długo w tym sklepie byłaś" Boję się że zrobią coś żebym nie mogła sie wyprowadzić bo tak źle zrobiło sie od momentu kiedy powiedziałam że chce tak zrobić

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
wydaje mi się że już sie poddałam, nawet jak córka jest pod opieką ojca, po pracy od razu grzecznie wracam do domu, bo wiem ze jak sie spóźnie, będzie źle dowiem się że spóźniłam sie bo ćpałam, mam 15stu kochanków albo złe towarzystwo. Każde jest złe tylko ich jest dobre, a ja niewdziecznica tego nie doceniam. Nawet przed chwilą miałam telefon od mamy że ona już ona porozmawia z odpowiednimy osobami, żebym przypadkeim nie zamieszkała z człowiekiem którego kocham. Ja się poprostu boję, wiele razy myslałam o samobójstwie ale szkoda mi córki. Chciałabym żeby ktos mi powiedział, " to nie jest normalna sytuacja, liczy sie zebyś ty była szcześliwa, oni nie moga mieć wpływu na twoje życie" bo juz sama nie wiem czy mam racje, czy może to ja jestem jakas chora

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gośćjmdpawtj
wypnij sie na rodzine jak tacy są,ubiegnij ich i opowiedz może komuś z opieki społecznej o całej sytuacji,jestes dorosła,masz prawo żyć z kim chcesz jesli dbasz o dziecko,jak dla mnie jesteś ofiarą szantażów rodziców i dręczenia

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość artystka uliczna
idz do psychologa,twoi rodzice to psychole,pastwią sie nad tobą,chcą cie zniszczyć,zdominować,zebyś żyła tak jak oni chcą bez prawa do własnego szczęścia

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Do beznadzieja22. Mam identyczną sytuację. Również straszą mnie że odbiorą mi synka jeśli wyprowadze się do mojego partnera. Nie wiem co robić. Czy iść na policję czy po prostu się wynieść i żyć swoim a nie ich życiem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Witam, przeczytałam to forum od deski do deski i niestety muszę stwierdzić ze jestem jedną z Was. Mam ponad 40 lat, od paru lat zaczęłam mieć świadomość, że sytuacja w moim domu jest toksyczna a moja matka powinna sie leczyć. Wcześniej tego nie zauważałam pewnie dlatego, że padłam ofiarą wielu wczesniej opisywanych przez Was sytuacji, ulegałam manipulacji ze strony matki, wmawiania mi iż wszystkie nieszczęscia które gdzies mnie po drodze dopadły to moja wina itp. klasyczny przykład. Przebudzenie nastapiło po rozwodzie. Kilka słów od ex męża i zaczęłam myśleć, a może fakt iż moja sytuacja drastycznie się pogorszyła. Miałam jednak sporo szczęścia, gdyż moje dzieciństwo wyglądało bardzo przyzwoicie. Rodzina raczej przeciętna ale starczało co roku na wczasy, kolonie dla mnie i dla siostry, przyzwoite ubrania, czasem moje koleżanki mi nawet zazdrościły super rodzinki. Musiało tak być bo wspominam go raczej pozytywnie. Na drobne uchybienia (symptomy) po prostu nie zwracałam uwagi. Byłyśmy grzecznymi córkami, nie przysparzałyśmy większych problemów więc nie było drastycznych kar. Czasem matka sięgała po pas ale wydawało mi się wtedy, że zasłużenie. Moje koleżanki też czasem obrywały więc jakaś norma statystyczna była. Wtedy nie widziałam w tym niczego złego. Zawsze byłam wzorową uczennicą, nauka przychodziła mi łatwo więc odnajdywałam w tym satysfakcje. Siostra miała gorzej dlatego czułam sie bezpieczniej. Zresztą sprawiał troche wiecej problemów toteż wzrok mamy i jej gniew skupiał się częsciej na niej. Problemy zaczęły sie w okresie dorastania, kiedy musiałam sie tłumaczyć z każdego wyjścia i wracać punktualnie. Oczywiście nie obyło sie bez wypytywania z kim, gdzie i co robiłam. O wielu rzeczach nie mówiłam, nauczyłam sie już wtedy lawirowac pomiedzy tym co powinnam powiedziec zeby było dobrze a czego lepiej nie mówić bo bedzie młyn. I tak mi zostało do dnia dzisiejszego. Niestety mieszkam z rodzicami. Jako starsza siostra zostałam w domu bo ktoś przecież i tak musiałby zostać (dom jak belweder) więc trzeba pomóc w jego utrzymaniu. Za mąż wyszłam z miłości ale za szybko, nie znałam dobrze mojego męża ani jego wad. Poza tym chyba chciałam podświadomie uciec przed tym "nadkontrolingiem", który był nade mną roztoczony przez tyle lat. A przede wszystkim dlatego, że to była moja pierwsza samodzielna decyzja przy której się uparłam mimo, iż przyszły zięć nie przypadł mamie do gustu. Może i miała dobre przeczucia co do niego, gdyż lubił zaglądać do kieliszka, miał również bardzo obciążającą psychicznie pracę. Ja spodziewałam się od niego wsparcia, że stanie za mną, gdy zajdzie taka potrzeba ale niestety, był raczej ugodowym człowiekiem, nie lubił sie kłócić, raczej ignorował, nie dał sie prowokować a ponad to nie był u siebie, żeby czuć się swobodnie. Żył raczej w swoim świecie, który z czasem kręcił się coraz bardziej wokół alkoholu. Ja namawiałam do kupienia czegoś swojego do niezależności ale chyba było już za późno. Matka często ciosała mi kołki na głowie o jego zachowanie, wiecznie było coś nie tak, albo za mało pomagał, albo zrobił źle a w ogóle podburzała przeciwko niemu i namawiała, żebym wreszcie zrobiła porządek z moim małżeństwem. W końcu kiedy wszystko już runęło, częściowo z jego powodu (zdrada i alkohol) a częściowo z sytuacji w jakiej wszyscy tkwiliśmy i złożyłam pozew rozwodowy nagle zaczęła mówić jaki to w sumie nie był najgorszy. I wtedy szlag mnie trafił. Małżeństwa nie dało się już uratować, zresztą teraz widzę, ze nawet dobrze się stało bo życia bym z nim nie miała ale zaczęło mi świtać, że coś tutaj jest "nie halo". Nagle to ja stałam się winna rozpadu rodziny, tego, ze zostanę sama z nastoletnim synem i w ogóle będzie brakowało jednak tej męskiej pomocy w domu. Rozwód oczywiście odchorowałam, ale o wiele mocniej bolało mnie niezrozumienie ze strony osoby, która sama nie potrafiła uporządkować swoich emocji i obarczała mnie chyba całą winą za wszystkie nieszczęścia tego świata. Jedyne wsparcie miałam w ojcu, który po prostu się nie wtrącał ani nie wypowiadał na ten temat. Swoje wiedział i to mu wystarczało. Zresztą on sam już wtedy chyba zauważył, że reakcje matki są jakieś chorobliwe. jest dość silną osobowością i również zaczął postępować trochę inaczej niż do tej pory. Nie zgadzał się z nią we wszystkim jak to było wcześniej, miał swoje zdanie i coraz trudniej przychodziło matce narzucić mu swoje zdanie. O co były oczywiście w domu non stop awantury bo przecież musiało być tak jak ona chce. Zaczęła ponowo mnie kontrolować, wymuszać na mnie różne rzeczy dokładnie jakbym była z powrotem nastolatką. To zrodziło w mnie bunt nie do opisania. Tak jakbym dopiero teraz przechodziła trudne dorastanie. No cóż, wcześniej po prostu nie mogłam sobie na to pozwolić. Siły dodawał mi też mój syn, który pokazał mi, że można powiedzieć babci "nie" i świat się nie zawali. Tylko, że za jego "nie" ja obrywałam. Uświadomił mi również, że zaczynam postępować podobnie jak babcia i sprawił, że zaczęłam analizować swoje zachowanie. Wiele cech przejęłam niestety, ale walczę z nimi. Dlatego kiedy postanowił studiować w innym mieście nawet się ucieszyłam, bo wiem że to dla niego będzie najlepsze rozwiązanie. Nie skrzywię mu psychiki nawet podświadomie, nie skrzywdzę go, chociaż bardzo za nim tęsknie, bo praktycznie byłam przez jakiś czas sama. Teraz mam partnera nie mieszkamy razem i to jest największy mój problem, gdyż boję się, że nasz związek może nie przejść próby czasu. Chciałabym zamieszkać z nim ale nie chcę wciągnąć go w jakąś chorą relację. Szkoda mi opuszczać domu bo nauczyłam się już radzić z matką, mam tutaj pracę (on może dojeżdżać do pracy), mam szerokie grono znajomych, fajne przyjaciółki, które są solą w oku mojej matki, ale ona już wie, że z nich nie zrezygnuje. Trochę też zainwestowałam w dom. Wiem, że jestem pyskatą, niewdzieczną córką (bo nauczyłam się mówić wprost to co myślę, chociaż zawsze po tym mam wyrzuty sumienia, ale jestem też uparta. Ileż razy straszyła mnie karą za grzechy, itp. Boję się też, że jestem z moim facetem znowu tylko dlatego ze jest to dla mnie wygodne, że mam taki pseudo-parawan, boję się, że wpakuję się w związek tylko dlatego żeby sama nie walczyć z wiatrakami. Niby wiem co czuję, ale podświadomie myślę, że to może być spowodowane bardziej chęcią bycia całkowicie niezależną niż tym, że chcę z kimś być bo kocham. Boję się kolejnej porażki, bo źle je przyjmuję, że dam jej znowu powód do krytykowania, że nie potrafię stworzyć związku, bo mam taki trudny charakter. Nie potrafię rozgryź co to jest, w pracy jestem osobą zdecydowaną, kompetentną, która świetnie się sprawdza w tym co robi, wśród znajomych uchodzę jako osoba towarzyska, choć dosyć radykalna, nie mam wrogów i raczej nawet Ci którzy być może mnie nie lubią musza się ze mną liczyć a moja matka potrafi mnie wyprowadzić z równowagi jak nikt na świecie. Reaguje na nią wręcz alergicznie. Nawet jeżeli uda mi się nie zareagować na jej słowa, zachować zimną krew (chociaż z natury jestem choleryczką) to i tak potem mam doły, muszę odchorować. Kiedyś nastawiała ojca przeciwko mnie, przytaczała mu słowa, których nie użyłam po to, żeby mnie przed nim oczernić i pokazać jaka jestem okropna dla niej. Czasem jej wierzył a czasem nie zabierał głosu, ostatnio powiedział oficjalnie, ze nie będzie się wtrącał. Myślę, ze mnie rozumie bo też ma czasem dosyć. Ufff ale się rozpisałam...ale chyba po raz pierwszy w życiu tak otwarcie i z pewną świadomością napisałam o swoim życiu. I już mam wyrzuty sumienia, że ośmieliłam się skrytykować swoją rodzoną matkę, napisać coś o niej negatywnego. Na pewno spotka mnie za to kara.:-) Niesamowicie mi ulżyło:-)) Cóż mi innego pozostało.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Lady2102
Najgorszymi punktami i konsekwencjami tego typu relacji jest szukanie partnera nie zauwazajac pewnych wad u niego ktore okazuja sie w przyszlosci problemami nie do przetrwania. Z jednej strony czlowiek z tokstycznego domu z drugiej osoba zimna egocentryczna hipokrytyczna niestety nie do pogodzenia. Kiedy szukasz wsparcia, pomocy tego czego nie mialo sie w rodzinnym domu i tego nie ma sie to jest nie do przetrwania dla takich osob jak my. po kilku latach takiego zwiazku i bilansu z zycia , zastanawiasz sie nad wieloma sprawamizwlaszcza nad tym skoro partner jest nie pasujacy do nas jak sie znalazl przy naszym boku skoro czesto wiedzielismy wczesniej o jego wadach - w moim przypadku bylo tak ze za wszelka cene nie chcialam zostac sama, w sytuacjach kiedy plakalam przez niego i bylo naprawde nie przyjemnie normalna zdrowo myslaca osoba " kopneła by " w tylek takiego osobnika a ja tlumaczylam sama przed sobą. Jestem dokladnie swiadoma mojej sytuacji w ktorej jestem, nigdy w to slepo nie brnelam zawsze bylam tego swiadoma. Z premedytacja niszczylam swoje zycie bo nie umialam inaczej nie wiedzialam nikt mi nigdy nie pokazal jak byc fajnym czlowiekiem kochajacym zycie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Szukam mieszkania, kawalerki dla mnie i mojej córki, jedego dnia mam motywacje i myśle dam radę (to te dni kiedy nikt sie do mnie nie odzywa) następnego siedzę i płaczę bo wiem że nic z tego nie bedzie że oni nie wypuszczą mnie spod swojej kontroli, że bedą ciągle telefony i odwiedziny o różnych godzinach żeby sprawdzic co robię. Teraz jestem w takim momencie że nie wyobrażam sobie nie odebrac telefonu od matki, jak nie odbiore to wiem że będzie jeszcze gorzej. pomaga mi mój były, on mi otworzył oczy na to co się dzieje. Bo czy jest normalne to że matka grzebie dorosłej kobiecie w torebce? czyta jej sms? pytam czego tam szukasz? jej odpowiedz jest atakiem, najpierw zaprzecza, później krzyczy i od tego mojego pytania zaczyna sie kolejna awantura typu źle posprzątałaś, nie byłaś wczoraj w kościele, czego ty nauczysz dziecko, masz bałagan w półce w torebce itd a jest tego mnóstwo. Prawa jazdy nie moge zrobić, bo pieniądze są potrzebne na co innego( zarabiam sama na siebie). wyobraźcie sobie to że ja się jej tłumacze na co wydaje moje pieniądze, tłumacze co musze kupic i dlaczego jej nie daje coraz więcej i więcej ( mimo że co miesiąc dokładam sie rachunków). Oczywiście klucza do swojego pokoju nie mam, ojciec zabrał. Ich kontrola jest tak przeogromna że mnie przeraża, gdy matka dowiedziała sie o moim partnerze, zrobiła taki wywiad w mieście że po jednym dniu wiedziała o nim więcej niż ja, nawet poszła do jego rodziców żeby on się ode mnie "odczepił" bo nie jest dla mnie odpowiedni. Złapałam się na tym że nawet gdy jestem nawet w innym miescie boje sie zapalić papierosa na ulicy, bo może ktoś mnie zobaczy i doniesie "mamusi". przełamuje się ale gdy juz zapale serce tak mi wali jakbym obrabowała bank:) Ciągle mam wrażenie że robie coś złego, że ona gdzieś stoi i mnie obserwuje. Było tak od kiedy pamiętam, tylko że myślałam że jest to normalne.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Beznadzieja 22 skąd ja to znam. Mam to samo ale ja podjęłam decyzję . Wyprowadzam się. Wolę żyć skromnie z synkiem ale w spokoju. Już mam dość kontrolowania i zastraszania. Mam 31 lat a żyje jak 5 letnie dziecko pod dyktando tatusia i mamusi. Wiem że będzie ciężko ale trudno jeśli sie chce to zawsze da się radę. Skąd jesteś może mieszkamy niedaleko siebie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Mam to samo, wieczna kontrola, dopytywanie skąd, z kim, po co i dlaczego. Wymuszanie tłumaczenia się z wszystkiego....z wydatków, pieniędzy, zero szacunku do cudzych decyzji, zero zrozumienia dla popełnionych błędów, chwil słabości. Szkoda tylko, ze w drugą stronę to tak nie działa. Im wolno wszystko, pić, palić itp. ale już nam jako dzieciom powiedzmy dorosłym nie. Ja też nie pale przy rodzicach, dla świetego spokoju wolę to robić poza domem, tak żeby mnie nie widzieli, bo zabiliby mnie gadaniem, albo dla odmiany brakiem gadania.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×