Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

malinka373

Rozstanie... Tęsknota... Nadzieja... Powrót?

Polecane posty

Gość gość
Histeryczka,ja pierdziu,TY znowu analizujesz,dopisujesz ,wyobrazasz. Co Cie obchodzi tamta dziewczyna?jestes oblesnie zazdrosna,ze on z nia jest. Gdybasz po co mu ona,co ona z tego ma,ze znia jest.No nie Twoja sprawa jak im jest! Napisal przez pomylke a naprawde,bo mu sie nudzilo przez chwilę,nie rozumiesz. On wie czego chce:nie chce byc z Toba tylko moze kiedys gdy bedzie w POlsce Cie odwiedzi.Może.. A Ty tworzysz nierealną resztę.Chore jak u Tratwy zachowania masz.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
gdzieś ty Histeryczka wyczytała jego wahania?ale tworzysz nieprawdy. Skąd wiesz,że ich znajomość opiera się wyłącznie na łóżku czyli seksie?opowiadał Ci to ze szczegółami?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nie powiedziałam, że opiera się tylko na seksie. Chodziło mi o to że ją ma na wyciągnięcie ręki, jest obok niego, a że użyłam tego określenia, no tak mi się napisało ;) Nie opowiadał mi ze szczegółami, w ogóle nie opowiadał, jedynie jak stwiedziłam, żeby zajął się swoim szczęściem zamiast pisać do mnie to napisał "ona nie jest moim szczęściem". I o wahania też nie chodizło mi że waha się między mną a nią, ale ogólnie, wiem jak na codzień zmienia zdanie, jak łatwo potrafi zmienić front pod wpływem chwili i jak łatwo nachodzą go wątpliwości ogólnie. Sam nie raz przyznawał że ma z tym problemy. Rozmawiałam z nim wczoraj dość długo, nie przytaczałam tu całej rozmowy ;) Niczego nie nadinterpretuje nawet jeżeli to tak wygląda z boku, raczej staram się sobie go wybić z głowy i próbuję się do niego zniechęcić a to że do mnie napisał w zasadzie mi w tym pomogło ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Samotna, Wiesz po co do Ciebie pisze? I po co wzbudza zazdrość? Bo chce miec pewność ze na niego czekasz. Po co? Bo tak. Bo ma ochotę i tyle. Bo w razie gdyby mu sie znudziło to co jest teraz chce wiedzieć ze ma taka "deskę ratunkowa". Jak nic innego nie wyjdzie to przyjdzie bo wie ze czekasz. "Z braku laku..." Faceci to nie sa biedne stworzonka ktore sie wahają i tak strasznie trudno podjąć im decyzje. Zerwał z Toba bo nie chciał z Toba byc jak mu sie zrobi nudno to do Ciebie wróci a jak znowu poczuje ze cos innego moze byc ciekawsze to odejdzie. Bedziesz taka bezpieczna przystania dopóki nie pojawi sie jakiś statek którym bedzie chciał odpłynąć. Na dobre. Naprawdę chcesz byc dla niego kims takim? Godzić sie na ochłapy zainteresowania jakie Ci daje?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość mandarynka 94
ja dzisiaj rycze cały dzien... normalnie nie wiem co sie ze mną stało, ale jak nie płakałam długo to cos we mnie pękło... teraz mi troche lzej na sercu bo wyplakalam chyba wszystkie łzy ale juz mam siebie dosc... jedyne czego chce to zeby mnie przytulił... z każdym dniem utwierdzam się w tym ze nie chce nawet być z kimś innym, no nie ptrafilabym bo wciąż myślę o nim. tylko bym innego faceta unieszczęśliwila... w ogole miałam nawet taki moment dzis zeby napisac do tego chlopaka, z ktorym kilka dni temu zerwałam ale na szczęscie tego nie zrobiłam. mialam kryzys i potrzebowalam wsparcia ale to nie byłoby wobec niego fair... ehh potrzebuję sie komuś wygadać, tak porządnie...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Histeryczka, Dla mnie "idź zajmij sie swoim szczęściem zamiast pisac do mnie" to wyraźny przejaw zazdrości. Mówisz ze rozmawiałaś z nim długo. Ale po co? A kto ta rozmowę zakończył?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Mandarynka, Pisz... Nie zastanawiaj sie teraz nad tym czy umiesz w tym momencie z kims byc. Minie troche czasu. Skup sie na sobie. Mam czasem wrazenie ze związek traktujemy jak cos co nas określa a nie cos co nas dopełnia. Wchodzimy w niego bo bez kogoś obok czujemy sie bezwartościowe. Bardzo cieżko to sobie uświadomić. Bardzo trudno to zmienić. Ale nie da sie stworzyć zdrowej relacji traktując partnera jako kogoś bez kogo życie nie ma sensu... Dlatego te relacje sa tak chorobowe. Duzo mnie kosztowało czasu zeby to zrozumieć. Czasu i wysiłku. Ale mam nadzieje, ze nigdy do takiego myślenia nie wrócę bo prawie przypłaciłam to zyciem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Malinka, nie wiem czemu z nim gadalam, po prostu w tamtym momencie rozmawialo mi się z nim na tyle normalnie że sie nad tym nie zastanawiałam, dopiero po fakcie zaczęłam ;) I jasne, ze jestem trochę zazdrosna aczkolwiek nie aż tak jak bym sie sama podejrzewala. Może bylo to złosliwe z mojej strony, przyznaję się bez bicia, ale wcale nie zależało mi na delikatności, nie po tym jak on się zachował wcześniej. Może szukałam tez potwierdzenia, czekałam aż przyzna mi że jest cały happy i w ogóle, no ale zareagował nieco dziwnie. Rozmowę zakończyłam ja, powiedzialam mu że mam coś do załatwienia, choć to akurat nie byla prawda, miałam już po prostu przesyt i nie chciałam brnąć w ten dziwny temat jakim był dla mnie jego ewnetualny przyjazd :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość mandarynka 94
może ja sobie z tego sprawy nie zdaje ale nie wydaje mi sie wcale zebym czula sie bezwartosciowa bez niego... wiem ze jestem fajną, ładna dziewczyna, ktora podoba się facetom, wiem, że moge sobie bez niego dac radę... i wiem tez ze nie chodzi mi o to ze potrzebuje miec kolo siebie kogokolwiek kto sprawi, że będe czula sie lepiej bo gdyby o to chodzilo to nie rzucilabym tamtego faceta... mi naprawdę jest brak jego, bo tylko z nim odwazylam sie wyobrazac sobie swoja przyszlosc... wiem ile jestem warta z nim czy bez niego, wcale nie czulam sie wiecej warta przy nim, po prostu brakuje mi go najzwyczajniej w swiecie...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
"wyobrazac sobie z nim przyszłość"i to jest clou"wyobrazać..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dziewczyny, zaglądam tu ostatnio bardzo często, piszę to co myślę, rzadziej co czuję. A może szkoda.. Wiele z Was pewnie śledzi ten wątek od dawna. Ale te, które ostatnio najczęściej się udzielają dołączyły tu dość niedawno. Chciałabym Wam coś opowiedzieć. Wiem, że często sobie myślicie, że pozostałe dziewczyny (w tym ja) wypisują Wam tu dyrdymały i kompletnie nie mają pojęcia o tym jak bardzo cierpicie, jak wielkie i niepowtarzalne jest Wasze uczucie. Otóż... Myślę, że każdy kto się tu wypowiada, zwłaszcza w tak dobitny sposób (nie mówię o chamskich, mówię o konstruktywnych komentarzach) przeżył coś bardzo podobnego, co Wy. Nie chcę się wypowiadać za kogokolwiek innego, będę więc mówić o sobie. Myślicie, że nie wiem, nie rozumiem jak się czujecie? Że nikt tego nie rozumie... Podejrzewam, że jakakolwiek emocja, jakiekolwiek uczucie Wami nie targa... byłam w tym samym punkcie. Być może nawet w gorszym. Szkoda, że nie możecie przeczytać pierwszej części tego wątku. Trochę Wam o niej opowiem... Ja, trakcyjna, wesoła dziewczyna która po siedmiu latach cudownego wspaniałego związku została zostawiona dla dużo młodszej dziewczynki. Taka była moja wizja. Jaka była prawda? Po siedmiu latach uwolnił mnie z toksycznego związku, ja sama nigdy bym się na to nie odważyła. Kto był tym toksykiem? Przede wszystkim on, ale myślę że ja też. Wybaczałam mu zdrady, a potem go kontrolowałam, chore koło. Powiecie teraz "ale przecież on mnie nie zdradzał, ale przecież moja sytuacja jest zupełnie inna". OK. Zmierzam do tego, że mimo wielu zdrad, mimo wielu sytuacji do których w związkach nie powinno dochodzić ten związek dalej trwał. A czemu trwał? Bo po pierwszym "nie wiem czy Cię kocham", bo po pierwszym rozstaniu nie powiedziałam dość. Bo brnęłam w to dalej. A później było tylko gorzej. Z każdym powrotem było gorzej. A ja go z każdym dniem "kochałam" mocniej. Kochałam go tym mocniej, im mocniej bałam się że go stracę. Powroty, rozstania. Aż w końcu zostawił mnie naprawdę. Dla bardzo młodej dziewczyny. Wielokrotnie poniżałam się, wręcz błagałam. Byłam gotowa zrobić wszystko, żeby tylko on był. Mówiłam dokładnie to, co Wy. Tłumaczyłam to dokładnie tak samo jak Wy, analizowałam, że skoro się odezwał to... a skoro nie skasował zdjęcia to... a przecież skoro wiatr dzisiaj wieje akurat od północy to on mnie jednak kocha. Był nawet moment, że wypierałam cokolwiek, że wmawiałam sobie że rozmowy z nim nie robią na mnie żadnego wrażenia. Karmiłam się nadzieją, a nie miałam odwagi mu nie odpisać. Jesteś w złym stanie i nikt nie rozumie Twojego bólu? Nie jadłam, nie spałam, rano piłam kawę żeby funkcjonować, wieczorem brałam tabletki nasenne, żeby choć przez chwilę spać. Płakałam, to nie był płacz... to był ryk. Mdlałam z wycieńczenia, niewiele brakowało mi do targnięcia na swoje życie. Cierpiałam ja, cierpieli moi bliscy. Po co to piszę? Przecież Was taka sytuacja nie dotyczy. Ale niewiele Wam brakuje. Uważam, że mam prawo wypowiadać się w takim a nie innym tonie bo sama byłam w tym bagnie, na samym dnie. Dlatego między innymi założyłam ten wątek. I co się stało? Posypała się na mnie lawina, uwierzcie mi nie ma tu w Waszym kierunku takich komentarzy jak szły w moją stronę i co? I nic... i po długim czasie okazało się, że ci wszyscy ludzie mieli rację. Mam jakąś tam wiedzę na podobne tematy, przede wszystkim z racji studiów, ale też z racji próby zrozumienia co się ze mną działo, czytałam ile mogłam żeby sobie pomóc. Próbuję Wam taką wiedzę przekazać, ale często mechanizmy obronne są silniejsze i nie dopuszczacie tego do siebie. Tak, nóż w kieszeni mi się otwiera jak widzę niektóre wypowiedzi. A może serce mi pęka. Bo widzę dziewczyny, które są na początku drogi do samozniszczenia, bo wiem, że gdybym w tym właśnie momencie w którym często jesteście Wy nie dała się zwieść i poszła w drugą stronę to nie dopuściłabym do tego, co się stało ze mną później. Powiecie "ale ja to nie ty u mnie będzie inaczej". Nie, nie będzie. Przykro mi. Każdemu tak się wydaje. Że jego sytuacja jest inna, że jego przypadek skończy się inaczej. Jeden na milion, być może. Ale mechanizmy ludzi są do siebie zbyt podobne. Toksyczne związki działają w podobnych schematach ("ale mój związek nie był toksyczny" - powiesz. Czyżby?) To nie jest normalne, że ktoś mówi "nie wiem czy cię kocham" albo "daj mi czas" albo "odchodzę do innej ale.." Nie ma ale... Ludzie nie rozstają się z dnia na dzień, nie podejmują z dnia na dzień takich decyzji. A jeśli już ją podejmą.. To koniec. Mnie też się wydawało że moja miłość była wyjątkowa, a związek cudowny. Tak samo jak Wy wypierałam fakty, że przecież nie zgadzaliśmy się w wielu ważnych kwestiach, że przecież często nie okazywał mi szacunku, aż w końcu że przecież mnie zdradzał. Czułam się wyjątkowa, kochana i przecież nikt inny nie będzie nigdy w stanie mi tego dać. To nie była miłość. Choroba, moje fantazje, wyobrażenia, idealizowanie. Robicie dokładnie to samo. Byłam (dokładnie tak, jak Wy teraz) bezpieczną przystanią w oczekiwaniu na inny statek. Ten statek się pojawił, on odpłynął a ja prawie umarłam, dosłownie. I co? I nic.. to było najlepsze co mnie w życiu spotkało. On jest z nią chyba cały czas, nie wiem. Mam nadzieję, że znalazł to, czego szukał. Był dla mnie najlepszą lekcją życia. Było między nami wiele dobrych chwil, które pamiętam. Wybaczyłam jemu, ale wybaczyłam przede wszystkim sobie. Nigdy już nie pokocham tak, jak jego. Taką mam przynajmniej nadzieję. I pokochałam siebie. Naprawdę. Bo wcześniej wmawiałam sobie tylko, że jestem fajna, atrakcyjna, przecież się podobam. Ale bez niego czułam się bezwartościowa i niespełniona. Mimo że wmawiałam sobie, że jest inaczej bez niego czułam się nikim. Nudna, szara i pusta... Mimo że w życiu bym się do tego nie przyznała. Byłam w stanie wejść w drugi związek, który był zupełnie inny... Pokochałam, zupełnie inaczej, dojrzale. Niestety nie wyszło. Tym razem wiedziałam, kiedy powiedzieć dość. Jestem z siebie dumna. To była trudna lekcja. Nie jestem wszechwiedząca ale niektóre mechanizmy znam... Możecie tu pisać wiele rzeczy, ale między wierszami można zobaczyć więcej niż Wam się wydaje. Teraz w Waszych wypowiedziach widzę to, czego nie chciałam zobaczyć w swoich 1,5 roku temu. Zajęło mi cholernie dużo czasu żeby doprowadzić moje życie do takiego punktu, w jakim jest teraz. Żeby zrozumieć wiele rzeczy. Być może moje pisanie tu to walka z wiatrakami, być może nie da się kogoś ustrzec przed popełnieniem swoich własnych błędów. Ale bardzo chciałabym, żebyście opamiętały się póki jeszcze nie jest za późno. Czy nie mam nic ciekawszego do roboty niż siedzenie na tym forum, jak to ktoś zarzucił. Mam. Pracę, drugi kierunek studiów i całą masę pasji - które dopiero co odkryłam i które pochłaniają mnie bez reszty. Żyję, od półtora roku żyję naprawdę. Ale to nie zmienia faktu, że jak widzę jakąkolwiek nową osobę tutaj to myślę "kurde.. ja wiem co czujesz, wiem jak jest Ci ciężko..." Wylałam wszystko "co mi w duszy gra" Ściskam Was... M.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Dobrze napisalas Malinka! Ja czytalam twoj stary temat (swoja droga co ze polmozg go skasowal) i pamietam jak ludzie po tobie "jechali" zeby ci otworzyc oczy...zreszta chyba po kazdej dziewczynie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość mandarynka 94
Przeczytałam co napsialaś rano... popłakalam sie i tak placze z malymi przerwami do teraz :( rozwalilas mnie ale mam nadzieje ze koniec koncow mi to pomoze :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Witam wszystkich :) Dawno temu przechodziłam to samo co Wy, drogie dziewczyny :) Udzielałam się nawet na jednym z takich tematów o rozstaniach wylewając swoje smutki i żale przed innymi internautami. Nostalgicznie chciałam dziś odnaleźć ten wątek ale niestety najwidoczniej został usunięty. Ponad 3 temu rozstałam się z moim chłopakiem, z którym byłam w trzyletnim związku. Byłam w nim nieziemsko zakochana a on też nagle stwierdził, że mnie nie kocha i odszedł, zostawiając mnie samą jak palec. Na początku próbowałam z nim rozmawiać, zrozumieć, wytłumaczyć mu, że cokolwiek się dzieje, możemy przez to przejść razem. Był trudnym człowiekiem, ale ja starałam się do niego jakoś dotrzeć, wszystko wyjaśnić. Niestety nic to nie dawało, a ja nie rozumiałam, co nagle się z nim stało, dlaczego się tak gwałtownie zmienił. Po niecałym miesiącu, kiedy jeszcze wciąż próbowałam sporadycznie się z nim dogadać, choć brakowało mi sił, on nagle zakomunikował mi, że ma kogoś. Okazało się, że to ona była przyczyną naszego rozstania i wtedy mój świat się zawalił. Gdyby nie pomoc moich bliskich, przyjaciół i ludzi tutaj pewnie załamałabym się całkowicie. Moje "leczenie" się z niego trwało jakieś pół roku, może nieco więcej. Od czasu do czasu odzywaliśmy się do siebie, co na pewno przedłużało cały proces. Raz odzywałam się ja, choć w większości przypadków było to podczas gwałtownych przypływów wspomnień, samotności i żalu. Najgorsze wtedy było, że on dość chętnie ze mną rozmawiał, skutecznie unikając tematu swojej ówczesnej dziewczyny, a ja wtedy widziałam w nim wciąż tego samego chłopaka, w którym zakochałam się przed laty. Kilka razy zdarzyło się też, że to on odezwał się do mnie, niby to przypadkiem. Serce skakało mi wtedy do gardła, robiłam sobie jakieś nadzieje. Trwało to jakieś 4 miesiące od rozstania. Później nasz kontakt się urwał, a ja cierpiałam przez to, choć koniec końców poczułam ulgę. Któregoś dnia wstałam z łóżka i zobaczyłam, że świat wokół mnie jest piękny i nie ma sensu marnować kolejnego dnia. Z nową energią zajęłam się swoim życiem i nie myślałam już tak o nim, choć pewnie wciąż był gdzieś tam na dnie mojego serca. Jakieś 8 miesięcy od naszego rozstania nagle dostałam sms-a. Spytał mnie w nim czy miałabym czas się spotkać. Dziwiło mnie to, bo mieszkaliśmy już od dawna w innych miejscowościach. Odpisałam mu, że nie wiem kiedy pojawię się w jego mieście i spytałam skąd ten nagły pomysł. On odpisał mi, że chce się spotkać i jeśli się zgodzę, to może przyjechać do mnie w ciągu kilku dni. Rozum oczywiście podpowiadał mi, żeby się na to nie zgadzać, bałam się, że wszystko do mnie wróci i nie dam sobie z tym rady. Ale jakaś cząsteczka mnie wołała, żeby się zgodzić. Do tej pory nie wiem jak to się stało, że odpisałam, żeby przyjechał. Pojawił się kilka dni później. Spotkaliśmy się na mieście - neutralnym gruncie. Gdy go zobaczyłam o mało się nie przewróciłam, nogi miałam jak z waty. Brakowało mi języka w gębie i zachowywałam się jak zwykła idiotka, nastolatka, którą już przecież nie byłam. On też się stresował, ale w końcu przeszedł do rzeczy. Zaczął mnie przepraszać za to co zrobił, za to, że nie prosił o wybaczenie wcześniej i zachowywał się jak pacan. Powiedział, że przez jakiś czas po naszym rozstaniu było mu dobrze, że odżył, wydawało mu się, że już nic do mnie nie czuje. Było mu nieźle z tamtą dziewczyną, ale z każdym kolejnym dniem wspomnienia wracały do niego. Przyznał, że nie dawało mu to spokoju i chciał się spotkać, aby przekonać się, co się stanie, kiedy się ze mną spotka. I co się stało? Nie było to łatwe, wymagało od nas obojga wiele pracy, zaangażowania, wylania morza łez (szczególnie moich), ale wiedziałam, że jeżeli nie dałabym mu tej szansy, to żałowałabym tego do końca życia. Próbowaliśmy, choć wszyscy dookoła pukali się w czoła i mówili, że tylko się skrzywdzimy, a po dwóch miesiącach po tym naszym uczuciu nie będzie śladu. Nie mieli racji. Dziś jesteśmy 10 miesięcy po ślubie i jesteśmy niesamowicie szczęśliwi, staramy się o dziecko. Gdybym wtedy nie zgodziła się na jego przyjazd, pewnie minęłabym się z miłością mojego życia. Owszem, nie było łatwo, ale udało się. Piszę Wam to nie po to, aby robić złudną nadzieję. Każdy przypadek jest inny, bo każdy związek tworzą inni ludzie. Wśród moich znajomych są tacy ludzie, którzy swoje związki poskładali i tacy, którym to nie wyszło. Jednak zdecydowałam się napisać, bo widzę, że wiele dziewczyn tak strasznie chce, żeby ich były mężczyzna wrócił... a chyba same nie są na to gotowe. Każda z Was, która marzy o powrocie byłego i pragnie spróbować jeszcze raz, musi zdawać sobie sprawę z tego, że po pierwsze muszą tego chcieć dwie strony, a po drugie, że aby móc w ogóle myśleć o powrocie do siebie, trzeba być pogodzonym ze samym sobą. Należy wybaczyć, schować urazę do tej drugiej osoby, nawet jeżeli nas skrzywdziła. Jeżeli mamy świadomość tego, że w wybuchu złości będziemy zdolne do tego, żeby wypominać mężczyźnie jego dawne błędy, to nigdy nic z tego nie wyjdzie. Nie chodzi o to, aby wyprzeć złe wspomnienia z pamięci, ale żeby je objąć, zaakceptować, wybaczyć, pogodzić się z nimi i zrobić to szczerze, bo przeszłości zmienić się nie da, jedyne co można zrobić do zadbać o lepszą przyszłość. Mój przypadek jak i przypadki moich znajomych sprawiły, że mogę wyciągnąć pewne wnioski na temat mężczyzn, choć nie próbuję tutaj nawet uogólniać. Wiem, że każdy może być inny, lecz pojawia się mimo wszystko pewien schemat. Podczas gdy my kobietki cierpimy zaraz po rozstaniu i musimy przejść swoje, aby zobaczyć światełko w tunelu, to mężczyźni potrzebują znacznie więcej czasu. Mój teraz już mąż powiedział szczerze, że po rozstaniu poczuł ulgę, wolność, miał świadomość, że jest młody i wiele go jeszcze może spotkać, może przestać się przejmować i wreszcie zabawić. Zajęło mu trochę czasu, aby zrozumieć, że to wcale nie jest to, czego szuka w życiu. Musiał związać się z jedną niewłaściwą kobietą, później spotykać z innymi, aby poczuć, że mimo wszystko omija go coś naprawdę ważnego. Z każdym dniem rozumiał coraz bardziej, że to mnie mu brakuje, że to mnie kocha, a kiedy mnie zobaczył upewnił się w swoich uczuciach. I tak to jest chyba z tymi facetami. Oni nie odchodzą bez powodu, choć bardzo często powodem jest brak wolności, chęć wyszalenia się, bo przecież na coś poważniejszego mają jeszcze czas. Kiedy emocje w związku się uspokajają i nie iskrzy już tak jak na początku, faceci często postanawiają poszukać czegoś nowego. Tylko, że prawdziwej miłości się tak łatwo nie zapomina - jeżeli uczucie było szczere, to nie zgaśnie tak łatwo, nawet jeżeli komuś przez jakiś czas wydaje się, że tak własnie jest. Nie, nie czekajcie na nich aż wrócą, bo nie wiadomo, czy tak się stanie. Żyjcie swoim życiem, zmieńcie się na lepsze, same się zabawcie. A jeżeli oni kiedyś wrócą, jeżeli zaczną Was przepraszać, wtedy Wy będziecie podejmować decyzje. Ważne, żebyście były na to gotowe - gotowe na każdą ewentualność. Pogódźcie się z samą sobą, aby jeśli przyjdzie taki moment, być świadomą siebie, swoich potrzeb i uczuć. Jeśli kiedyś pojawi się szansa na powrót, a Wy będziecie całkowicie pewne, że chcecie spróbować, będziecie musiały być też świadome wszystkich ewentualności i tego, że powrót to przede wszystkim zaufanie, praca nad związkiem i wybaczenie. Jeżeli będziecie stać w miejscu tak jak teraz, to nie będziecie mieć szansy na związek z nimi, czy z kimkolwiek innym. Aby cokolwiek mogło się stać, musicie iść naprzód :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Wyjdz po prostu stad wyjdz zanim do konca zniszczysz co osiagnelismy tu przez kupe czasu i co osiagnela malinka swoim ostatnim wpisem. Brawo!!!!!!!!!!!!!! dawaj dziewczynom tutaj nadzieje one nie przeczytaja tego co madre tylko beda sie truly twoim przypadkiem i ludzily ze im sie zdarzy tak samo. Okazalo sie ze z toba bylo mu najwygodniej to wrocil, szukal szukal nie znalazl to przyszedl tam gdzie wiedzial ze go z otwartymi ramionami przyjma. Jak moglas? Jak moglas zrobic to akurat teraz?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Piękny opis,ale Twoja sytuacja wydaje się byc zgoła inna niz piszących tu dziewczyn mimo jakichs podobieństw. Według mnie nawet szkodliwy ten post,bo niektóre będa czekac kolejne pół roku na tego ksiecią,co mu koń zdechł i może się spóżnić,bo idzie pieszo(to cytat) haha.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
15"36,oczywiście,że szukał,trwonił czas,sypial z innymi.Tamte były be to przypomniał sobie,że eks z nich była najlepsza.Zapukał a ona..och i ach,była gotiwa i napisała scenariusz na życie na niewłaściwym wątku,choc o powrocie. I gdyby czytała uwaznie to by wiedziała,ze Malinka chciała usunać to "powrót",ale nie udało się i koniec końców to slowo zostało. Tu nikt do nikogo nie wrócił!! Jak mozna pisać takie brednie tym rozedrganym,uzaleznionym od toksycznej "miłości"faceta?!........

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Autorko ostatniego tasiemca słownego:w tych historuach nie ma miłości prawdziwej tylko toksyczni faceci i uzaleznione od wyobrazni miłości z tym facetem dziewczyny!! Naprawdę nie widzisz różnicy?! Cos nie halo z Tobą.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość mandarynka 94
kazda z nas tu chyba wie ze takie przypadki sie zdarzaja, nie musze tego przeczytac od kogoś na kafe zeby wiedzieć, ze niektórzy ludzie do siebie wracaja - wystarczy popatrzeć na znajomych. fajnie że Tobie sie udało i gratuluję udanego mimo wszystko związku :) mi to wcale nie daje nadziei na to, ze cos sie moze zmienic bo tak jak napisała, sa rozni ludzie a ja wiem ze moj byly jest stanowczy i samo sie nic nagle cudem nie zmieni. ale jest tu cos madrego w tej wypowiedzi, że trzeba sie pogodzic z sama sobą bo wtedy sie nic nie stworzy innego. ja nie bylam pogodzona ze soba dlatego musiaalm sie rozstac z fajnym facetem i tak samo pewnie nawet gdyby nagle pojawil sie mój były to nie skonczyloby sie to dobrze, bo nie potrafilabym mu nie robić wyrzutów za to co zrobił i tak po prostu wybaczyć... a może powinnam dla samej siebie bo wtedy pojde do przodu i przeszlosc nie bedzie miala dla mnie znaczenia z nim czy bez niego :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Cos nasze porzucone ucichly...Widac to co Malinka napisala ich ubodlo....a szkoda...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ssaammoortnna
Moja nadzieja chyba po malu umiera.... On się ma dobrze dobra praca wielkie miasto..nowe życie...a mnie wyrzucił do kosza ...:(((

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
on Cię nie wyrzucił do kosza,on odszedł. Jak tak siebie postrzegasz,jako zbędny towar do smietnika,to nie dziw,że masz ze sobą po odejściu jego takie problemy z samooceną.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Przeciez to Ty,nie ktos buduje swoją wartość. Przeciez to od Ciebie zalezy kiedy odetniesz przeszłość i pójdziesz dalej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
saaamootna - to po co z nim piszesz? Napisz mu, ze ty kolegi w nim nie widzisz i takie gadki i opowiadania to nie do ciebie. I niby jak w tobie wzbudza zazdrosc? Opowiada ci o jakis laskach co poznal?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ssaammooottnnaa
On mnie nie traktuje jak kolezanke. On sam nie wie co chce... Tak jak wspominałam miał w sierpniu duże załamanie moze i nawet depresje nie wiem jego mama mowila ze jest w złym stanie mi powinnam wtedy do niego przyjechać..:(( pisze z nim smsy bo chce walczyć do konca!! Wzbudzil zazdrość mówiąc ze bierze kogoś autem do pracy jak jeździ i nic więcej nie powiedzial a na końcu dal język chcial mu na złość zrobić znan go :( on nie jest typem gobiacego za laskami ja bylam jego pierwsza i mialam byc na zawsze....tylko kariera i duże zarobki i depresja zmienilo go do nie do poznania!! Moze w końcu doceni ze mnie traci bo jak narazie tancze jak on mi zagra .

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość saammoottnnaa
Moja sytuacja jest pokręcona, bo niby coś w nim pękło ale nie potrafi odejść na zawsze...nie umie zrezygnować ze mnie na zawsze..nie wiem może to przywiązanie w końcu 7 lat nie znika tak ot to... Dodam jeszcze że jeszcze nie dawno miał okropne wachania nastrojów, nie wiem czy to spowodowane było depresją..jednego dnia mi pisał że kocha że teskni a drugiego że ma wątpliwośći..trzeciego znów że kocha dzwonił jak oszalały...czwartego znów obojętny i tak wkółko..jak dostał pracę w super korporacji z wysokim zarobkiem zmienił się i powiedział że "musimy dla siebie zniknąć na jakiś czas" ale nie zakonczył związku, tylko piszę głupkowate smsy co 2, 3 dni co u mnie i opowiada co robił cały dzień i wzbudza zazdrość. On nie wie sam co chcę i ewidentnie nie potrafi odciąć się na zawsze.... nie wiem..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość saammoottnnaa
Moja sytuacja jest pokręcona, bo niby coś w nim pękło ale nie potrafi odejść na zawsze...nie umie zrezygnować ze mnie na zawsze..nie wiem może to przywiązanie w końcu 7 lat nie znika tak ot to... Dodam jeszcze że jeszcze nie dawno miał okropne wachania nastrojów, nie wiem czy to spowodowane było depresją..jednego dnia mi pisał że kocha że teskni a drugiego że ma wątpliwośći..trzeciego znów że kocha dzwonił jak oszalały...czwartego znów obojętny i tak wkółko..jak dostał pracę w super korporacji z wysokim zarobkiem zmienił się i powiedział że "musimy dla siebie zniknąć na jakiś czas" ale nie zakonczył związku, tylko piszę głupkowate smsy co 2, 3 dni co u mnie i opowiada co robił cały dzień i wzbudza zazdrość. On nie wie sam co chcę i ewidentnie nie potrafi odciąć się na zawsze.... nie wiem..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość saammoottnnaa
Moja sytuacja jest pokręcona, bo niby coś w nim pękło ale nie potrafi odejść na zawsze...nie umie zrezygnować ze mnie na zawsze..nie wiem może to przywiązanie w końcu 7 lat nie znika tak ot to... Dodam jeszcze że jeszcze nie dawno miał okropne wachania nastrojów, nie wiem czy to spowodowane było depresją..jednego dnia mi pisał że kocha że teskni a drugiego że ma wątpliwośći..trzeciego znów że kocha dzwonił jak oszalały...czwartego znów obojętny i tak wkółko..jak dostał pracę w super korporacji z wysokim zarobkiem zmienił się i powiedział że "musimy dla siebie zniknąć na jakiś czas" ale nie zakonczył związku, tylko piszę głupkowate smsy co 2, 3 dni co u mnie i opowiada co robił cały dzień i wzbudza zazdrość. On nie wie sam co chcę i ewidentnie nie potrafi odciąć się na zawsze.... nie wiem..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Moja sytuacja jest pokręcona, bo niby coś w nim pękło ale nie potrafi odejść na zawsze...nie umie zrezygnować ze mnie na zawsze..nie wiem może to przywiązanie w końcu 7 lat nie znika tak ot to... Dodam jeszcze że jeszcze nie dawno miał okropne wachania nastrojów, nie wiem czy to spowodowane było depresją..jednego dnia mi pisał że kocha że teskni a drugiego że ma wątpliwośći..trzeciego znów że kocha dzwonił jak oszalały...czwartego znów obojętny i tak wkółko..jak dostał pracę w super korporacji z wysokim zarobkiem zmienił się i powiedział że "musimy dla siebie zniknąć na jakiś czas" ale nie zakonczył związku, tylko piszę głupkowate smsy co 2, 3 dni co u mnie i opowiada co robił cały dzień i wzbudza zazdrość. On nie wie sam co chcę i ewidentnie nie potrafi odciąć się na zawsze.... nie wiem..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość saaammotnaaaaa
Dziewczyny przedstawcie swoje historie krótko...bo chciałabym wiedzieć jak to u was..a nie chcę szperać w postach... :( też głupia byłam bo sie spytałam wróżki tutaj na forum i powiedziala ze nie bedziemy razem ale staram sie w to nie wierzyć tylko ufać swojej intuicji, wierze i sercu, które mówi że będzie dobrze, tylko trzeba czasu i cierpliwości :( (chciałam sprawdzić wiarygodność tej wróżki i spytalam sie o moja mame ktora ma 3 dzieci i męża, spytalam sie kiedy wkoncu wyjdzie za mąż i kiedy wkoncu urodzi dziecko, ona odpowiedziala ze juz niedlugo wyjdzie za pana w starszym wieku ale dzieci nigdy nie bedzie miala, wiec zwatpilam w wiarygodnosc tej wróżki)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×