Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość gość

Fajne matki przy kawie. Zapraszam!

Polecane posty

Gość gość
hej :) bylam wczoraj w galerii i poczynilam bardzo udane zakupy na roczek dla moich małych, bajeczne sukienki w kropki z materiałowa kokarda na przedzie, ale takie naprawde swietne - z eko bawełny, ciepłe, z długim rekawem i siegajace kolan, do tego ciepłe rajstopy i wyglada extra. w komplecie sa tez cienkie legginsy, ale jako ze nadal duzo raczkuja, wstaja, upadaja na panele i płytki to wole im załozyc grubsze, wygodne rajstopy. zapłaciłam smieszna cene 30 zł za komplet, cena regularna 70 zl. czyli za dwa zestawy (sukienka + legginsy) zapłaciłam mniej niz normalnie za jeden. oczywiscie h&m :) sporo im tez pokupiłam w c&a, byłam w kilku innych sklepach, ale w sumie bez rewelacji. do reserved juz mi sie nie chcialo isc. co do PoP - widzisz, ja spedzilam pół swojego zycia w UK i mam angielskie konto, wiec promocyjne ceny (np 5-6 funtów za body czy 9 funtów za kaftanik) z naprawde swietnej jakosci bawełny organicznej wychodziło niedrogo, zapłaciłam przelewem a do Polski wysłali mi angielscy znajomi. w sumie prawie cała ubraniowa wyprawke noworodkowa tam kupiłam, łacznie z cudownymi dwustronnymi kocykami z organicznej bawełny (rodziłam na wiosne) i z tego co pamietam za wszystko zapłaciłam w przeliczeniu ok 700 zł, wiec nie tak zle. reszte rzeczy dostałam z M&Co (tez fajna angielska firma), ale sporo miałam tez F&F. w ogóle bardzo lubie F&F, chociaz angielskie ceny (bluzka za 3 funty albo sukienka za 8 funtów) kompletnie nie przystaja do polskich, wg mnie zbyt wysokich jak na polskie kieszenie. a to jednak marka marketowa.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Cieszę się, że zakupy się udały ;) Z tym F&F to nie do końca jest tak źle z promo. w PL, dlatego że jak kupowałam w lato na wyprz. tank topy w dużych rozm. na końcówkę ciąży(takie lepsze, z aplikacjami, a nie gładkie basicowe), to u nas były poprzeceniane do około dwie dychy (!) a jak sprawdzałam ten sam towar w brytyjskim sklepie on-line to u nich były w normalnych wysokich cenach. Ale były też i rzeczy (np. różne dziecięce), które u nich były na wyprzedaży, a u nas były w pełnych cenach...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Przypomniało mi się jeszcze, że niezłe i bardzo tanie ciuchy dla dzieci można dostać w Terranovie, ale dopiero od 2 r.ż. Dla maluszków nic nie ma niestety. Za to ceny prima! Niektóre tak tanie jak w Lidlu czy Pepco, ale bardziej stonowane. Stylistyka taka jakby tańsza Zara/Mango (nie na brytyjską modłę; raczej miniaturki dorosłych kolekcji i dla nastolatków).

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
W Terranov. są również często niezłe wyprz. Na pewno jak synek podrośnie to będę tam zaglądać.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ross zaczął ostatnio sprowadzać mleko orkiszowe i wczoraj zrobiłam próbę i dałam małemu. Zaapceptował, co mnie cieszy. :) Nareszcie jakaś odmiana. Będziemy kupować na zmianę z owsianym.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
A nie, źle napisałam. Pamiętam, że niektóre dziecięce ciuchy z Tesco też były u nas tańsze niż w sklepie w UK. Nie pamiętam już dokładnie po ile, ale niektóre u nich były po funta, czyli na nasze 5 zł, a u nas ponad dychę (po kilkanaście zł), a niektóre u nich były po kilka funtów, a u nas np. po 7 zł. Często też było tak, że egzemplarze dostępne w naszym skl. on-line nie pokrywały się z ofertą stacjonarną, bo pamiętam, że raz jeździłam po 3 marketach za upatrzonym body dla córki, pokazywałam zdjęcie w tel. pracownikom i nikt nic takiego nie widział.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
A w Tigerze teraz są fajne niedrogie drewniane imitacje kartoników z sokami i mlekiem (również czekoladowym) i drewniane pączki (takie amerykańskie "donaty" z dziurką z różnymi posypkami). Wcześniej były drewniane lody rożki i na patyku z polewą (niektóre ponadgryzane). Może ktoś z was też tak jak ja zbiera takie rzeczy do zabawy w kuchnię/restaurację i sklep. My sukcesywnie kupujemy właśnie takie pierdółki, żeby były do kuchenki z Ikei jak dzieci podrosną. Są sporo tańsze od większości markowych drewnianych zestawów z jedzeniem i naprawdę nieźle wykonane. Trzeba tylko je dobrze oglądać i przebierać przed zakupem, bo niektóre mają jakieś drobne niedociągnięcia. Ogólnie jednak warto.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
I jeszcze mi się przypomniało, że jeśli ktoś z was kupował może półki heksagony (plastry miodu) w Tigerze lub Jysku to są one identycznych rozmiarów w obu sklepach i zestaw z jednego sklepu można bez problemu rozbudować zestawem z drugiego. My tak właśnie zrobiliśmy w zeszłym tyg. Córka miała już od jakiegoś czasu takie półki z Tigera, ale jak byliśmy 2 tyg. temu w Jysku to dokupiliśmy u nich kolejne i rozbudowaliśmy jej ścianę. Pasują idealnie. Aha, pamiętam jeszcze że pisała tu kiedyś dziewczyna która sadzi różne "jadalne" rzeczy w ogródku, dlatego od razu dopiszę, że w Tigerze wisi na ścianie cały rząd duńskich eko nasion w warzywami ogrodowymi (certyfikowane tym listkiem z białych gwiazdek na zielonym tle) po 3 zł! Są marchewki, fasola, groch, rzeżucha, słonecznik, papryka chili i nie pamiętam co jeszcze, chyba pomidory. Były też kwiaty (już bez certyfikatu) ale nie pamiętam jakie bo się nie znam - wiem, że nagietek i jakieś jeszcze. Wszystko 3 zł. za saszetkę nasion. Nie wiem tylko ile z takiej saszetki wyrośnie roślin. Ja nie mam tego tego głowy i ręki, więc się nawet nie zabieram, ale może ktoś z was lubi dłubać w ziemi mieć własne eko warzywa. Specjalne pudełka na sadzonki i proste narzędzia ogrodowe też teraz mają (w fajnych pastelowych turkusach i koralowe).

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Bernadetta33
Hej hej, Ale obkupujecie sklepy, wow! No, nie ma się co dziwić, większość po wypłacie ;-) Co to jest, że pieniążki tak fajnie się wydaje ;-) A ja jestem po 2 dniowym wolnym od pracy ;-) W sumie pracuje w tym tyg tylko 3 dni, ale radocha :-) Byliśmy wczoraj w kinie na "7 rzeczach.." Film dość fajny ale nie powalił mnie tak jak " Planeta singli " Dowiedziałam się za to że " Pokój " będą grać u nas od przyszłej środy, akurat mam wolne ;-) Jestem też po wizycie u lekarza, jak na razie wszystko ok. Pobrał rozmaz cytologiczny. Umówił mnie na usg, ale to dopiero w przyszłym miesiącu... Okaże się... Póki co wg niego zgodnie z wiekiem, porodami itp. Wszystko jest w jak najlepszym porządku. Hmm.. To mnie pocieszyl :-D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Jeszcze z ciekawych niedrogich wykopów dopiszę, że Tiger ma fajną nową serię różnych rzeczy z drutu (miski, świeczniki, przyborniki na różne rzeczy, półki) w fajnych modnych kolorach. Jak byliśmy ostatnio to kupiliśmy różowy druciany świecznik do sypialni, ale nie mamy jeszcze do niego żadnej fajnej długiej świeczki i na razie leży na parapecie. Oprócz tego kupiliśmy białą drucianą półkę ścienną (ewentualnie stojącą) w kształcie domku i nie wiemy jeszcze co z nią zrobić. Planów jest kilka: Albo damy ją do pokoju synka jako półkę "nocną" powieszoną nisko koło łóżeczka, tam gdzie mały ma głowę - tym bardziej, że ma już na ścianach półki domki (tylko, że drewniane pepcowe). Może nie jest bardzo pojemna i nie wszystko da się do niej włożyć, bo to ażurowe druty, ale wchodzą książeczki małego formatu, np. z serii Pomelo i podobne, plus jakieś niewielkie maskotki.. kubek/butelkę z piciem też da się odłożyć. Ewentualnie powiesi się ją w którejś z łazienek albo w części kuchennej, tylko w sumie nie wiadomo co by w niej miało być. To był jeden z tych tzw. impulsywnych zakupów, na zasadzie że coś jest tanie i fajnie wygląda w sklepie, a w domu nie wiadomo do czego wykorzystać ;) ale coś się pomyśli. W ogóle fajna jest ta seria. Miski też były niebrzydkie, ale na razie nie potrzebujemy. W ogóle podobają mi się ostatnio rzeczy z drutu. W Jysku są też fajne kosze tego typu, ale czarne. Nawet myślałam, żeby kupić i przemalować sprayem na biało, żeby był pod biurko komputerowe na papiery, albo do łazienki na rolki papieru toaletowego, no ale zobaczymy. W Juli też są podobne fajne kosze, czarne i białe, ale bardziej industrialne z powyginanego drutu z drewnianymi uchwytami, dużo większe i odpowiednio droższe. Nawet nieźle w sumie by się taki prezentował np. koło kanapy do składowania dodatkowych koców i poduszek. Wam też się podoba ta druciana moda we wnętrzach? :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
O hej, B.! ;) Nie zauważyłam postu. Ja kupuję tylko na wyprz. - jeśli chodzi o ciuchy. A inne rzeczy - takie domowe, to tylko dlatego że nadal się jeszcze meblujemy i wielu rzeczy po prostu nie mamy, ale nie kupujemy jakichś nie wiadomo jak drogich rzeczy. A fakt, że jest czas po wypłacie, to oczywiście pomaga. Tu akurat masz rację. ;) Osobiście za polskimi komediami nie przepadam i za komediami w ogóle. A "Pokój" mam zamiar obejrzeć na Putlockerze (jeśli nie będzie jeszcze dobrej wyraźnej wersji to poczekam trochę, aż ktoś wrzuci lepszą). No widzisz! Mówiłam ci, że na pewno wszystko jest okej! :) - Mam na myśli sprawy gin.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
jestes tu jeszcze, autorko? bo nie wiem czy sie rozpisywac ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Przecież możesz się rozpisywać niezależnie od tego czy jestem czy nie! :) Nawet jak w danej chwili mnie nie ma, to prędzej czy później przeczytam. Wpisy przecież nie giną. :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Wracając na moment do filmów: jeśli macie dzieci w wieku bardziej kognitywnym niż moje, które potrafią się już skupić na bajkach i cokolwiek z nich zapamiętać to odkryłam ostatnio fajny film Pixara The Good Dinosaur (Dobry Dinosaur). Może to nie nowość, ale dopiero wpadłam na zwiastun. ;) Na razie sama go sobie obejrzę, bo syn się jeszcze kategorycznie nie nadaje do takich bajek.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Zwiastun był bardzo zabawny. Śmieszna jest ta kreacja neandertalskiego chłopczyka. :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
czesc, musze zerknac na ten film:) roczek moich blizniakow bardzo udany, bylo super na luzie. koreczki, sałatka i masa pysznych ciast, a tort wyjatkowo udany. dobrze jest miec wlasna kawiarnie i zaprzyjaznionych dostawcow ;) dzieci dostaly m.in. bardzo fajny namiocik z ikei, z taka tuba przez która sie wchodzi do namiotu. na razie jeszcze podchodza do niego z rezerwa, sa troche za małe, ale stoi u nich w pokoju i sie powoli oswajaja. a jutro dzieciaki przejmuja dziadkowie na 3/4 dnia, a ja wybywam na targi staroci. szukam fajnego duzego zegara sciennego i moze jakiejs grafiki na sciane. moze na basen tez skocze. instytucja dziadkow - nieoceniona :) to jedyne wnuczki z obu stron, wiec co weekend jakas para dziadkow przyjezdza i zajmuje sie dziecmi, a my sobie gdzies tam jedziemy odpoczac. ostatnio udalo nam sie załapac na rowery, pojezdzilismy po lesie, ale jutro pogoda pewnie tez bedzie pod psem. pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Sto lat dla twoich dziewczynek!!! :D Aaa, wiem co to za tunel i namiot. :) Kojarzę. Są zawsze rozłożone w części dziecięcej w sklepie do zabawy dla dzieciaków klientów. Fajna rzecz, ale dla troszeczkę starszych maluchów, bo roczniaki z tego co obserwuję na przykładzie własnego, są jeszcze zbyt strachliwe i podchodzą z rezerwą do wchodzenia w takie rzeczy. Mój też by się jeszcze wahał mimo, że jest troszkę starszy od twoich, tak więc rozumiem. :) Fajnie mieć takie własne tanie zaplecze cateringowe na podorędziu. My niestety musimy wszystko robić sami we własnym zakresie jak mamy gości, bo szkoda nam trochę kasy na cukiernię i garmażerkę w jakichś multi ilościach, dlatego nie wyprawiamy w domu hucznych imprez. Jedynie jakieś drobne poczęstunki dla rodziny i przyjaciół, obiad w domu to tylko dla najbliższych (mamy zresztą tylko 4 miejsca przy stole; ewentualnie 6, ale to już na ścisło, gdzie ludzie siedzą jak szproty), a na obiad ze znajomymi to umawiamy się już wyłącznie na mieście i każdy płaci za siebie. Nie bawimy się proszenie do domu i fundowanie. Widzę zresztą po rodzinie, że to już nie te czasy co kiedyś, kiedy to ludzie robili impry w stylu zastaw się a postaw się. Teraz to nawet pokolenie naszych krewnych starszej daty, którzy obchodzą jeszcze imieniny zamiast urodzin, nie wyprawiają już każdych z osobna, tylko np. raz w roku mąż razem z żoną i z mniejszym rozmachem. No cóż, życie jest droższe niż kiedyś. Nie ma się czemu dziwić. Każdy woli sam mieć co jeść przez miesiąc niż raz wykarmić rzeszę piątych wód po kisielu, a potem żyć o paluszkach do pierwszego. Co innego pewnie jak się pracuje w gastronomii albo HoReCa. Jeśli chodzi o tę bajkę, to widziałam wczoraj wieczorem więcej clipów i jest - powiedziałabym - bardziej dla odbiorców zaliczających się do starszej grupy wiekowej oraz dorosłych, dlatego że (poza tym, że jest oczywiście zabawna) to jest w niej dużo agresji, plus sceny przemocy wobec zwierząt ...plus nawet scena gdzie bohaterowie są "haju" po spożyciu jakichś halucynogennych owoców (nie, NIE żartuję!) :P

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
hej, ja tez nie wyprawiam zadnych hucznych imprez domowych, tym bardziej ze dopiero od pol roku mieszkamy w naprawde duzym, komfortowym mieszkaniu. wczesniej w kawalerce za granica, a potem we wlasnym dwupokojowym ale na poddaszu. blizniaki zmobilizowaly nas do wyprowadzki na wieksze, jak mialy 6 mies to sie przenieslismy. mimo to ja wyznaje zasade 'my home is my castle' i jakos tak lubie cisze, spokoj, nie przepadam za tłumami goscmi, a juz niezapowiedzianymi to w ogole ;) ze znajomymi umawiamy sie knajp, podobnie jak Ty. przepadam za kuchnia hinduska. nie wiem z jakiego miasta jestes, moge polecic kilka dobrych restauracji w małopolsce. gastronomia to kompletnie nie moja branza, zawodowo zajmuje sie czyms innym, praca umyslowa. ale to byl fajny pomysl z wlasna kawiarnia, ot taka inwestycja i cos swojego. a dzis wieczorem mam w planach obejrzec 'The Great Gatsby' - po raz 2, bylismy na tym w kinie, ale jakos mnie wzielo na ponowny seans ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
My nie mamy jako takich planów. Może tylko wyskoczymy dziś lub jutro do Ikei, bo mąż miał jechać oddać w tyg. po pracy blat od biurka i tak go wozi w samochodzie już któryś dzień, bo a to zmęczony, a to coś tam. Może w końcu go dziś wieczorem zmobilizuję, albo jutro po dniu jak się wyśpi. Ostatnio jak byliśmy w Ikei to nie mogliśmy się właśnie zdecydować, który blat będzie bardziej pasował do upatrzonych koziołków i wzięliśmy dwa, żeby na spokojnie poprzymierzać w domu i zobaczyć jak będą współgrały z resztą wyposażenia. Jeden trzeba teraz zwrócić. Zresztą chętnie wyrwę się z domu pod byle pretekstem. Nawet jeśli mam pochodzić, pooglądać ekspozycje i nic nie kupić, bo normalnie duszę się w chałupie jak się nic nie dzieje. Muszę dla równowagi choćby nawet do byle Lidla, Biedronki czy Rossa wyskoczyć, jak już mąż zjedzie wieczorem i mam wreszcie auto do dyspozycji. Od poniedziałku w sumie nigdzie dalej nie byliśmy i mi już "odwala" od siedzenia z dziećmi w domu cały boży tydz. i wychodzenia tylko na spacery albo na podwórko. Ja z tych, co to muszą być regularnie między ludźmi. Z "instytucji" dziadków nie korzystamy. Nie wyrywają się. :P My zresztą też.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
U nas podobnie. Dopiero od wakacji mieszkamy w domu (w szeregu). Wcześniej wynajmowaliśmy mniejsze mieszkanie, ale bliżej centrum. Podobnie jak ty nie przepadam za gośćmi w domu, szczególnie teraz jak wkoło jest co robić przy dzieciach, to dodatkowo jeszcze muszę wykrzesywać z siebie resztki energii na sprzątanie w ostatniej chwili przed czyimś przyjściem, bo z roczniakiem to jest tak, że nawet jak się przygotujesz z godzinnym wyprzedzeniem, to i tak ci coś rozleje, nakruszy, a przecież go nie zamkniesz w pokoju. Potem musisz latać i na zmianę z małżonem (lub bez jak nie dojedzie na czas) obsługiwać wizytantów, bo a to potrzeba dolewki, a to dokładki, a na deser jeszcze musisz sprzątać, zmywać i odkurzać jak już wyjdą. Nie chcę brzmieć jak mega niegościnna osoba, ale to męczące. I do tego ten bałagan po. I czasami przed też - szczególnie jak trzeba wykrzesać jakieś jedzenie dla większego grona. A o niezapowiedzianych to weź mi nawet nic nie mów :D Możemy sobie rękę podać! Szczerze n-i-e-n-a-w-i-d-z-ę "niezapowiedzianek"! Młodzi się jeszcze potrafią zachować i się zapowiadają, ale starsze pokolenie to już inna bajka. Nie wiem co to za moda panuje wśród starszych ciotek, ale są święcie przekonane, że do dziecka to się po prostu wpada, od tak, bez pytania i dzwonienia, no bo jakby to inaczej. Najlepsze są egzemplarze, które dzwonią do furtki o 19.00 mówiąc, że "właśnie podjechaliśmy z wujkiem i widzimy, że pali się światło i jesteście to wpadniemy na chwilę", a my w pieleszach - jedno w szlafroku, każdy włos w inną stronę, drugie w gaciach szykuje się do spania... no myślę se, rewelacyjnie, nie ma co. Myślę se, no pali się, bo trudno, żebyśmy po ciemku mieli siedzieć :) co wcale nie znaczy, że czekamy zwarci i gotowi na nieproszonych gości. Nic nie dają sugestie, prośby, tłumaczenie. No niereformowalne "typy" i już. ;) Trochę młodsze osobniki załapały już za to samą ideę dzwonienia, ale bynajmniej nie z wyprzedzeniem, takim np. kilkudniowym, tylko dzwonią i oznajmiają, że będą "za godzinkę", ewentualnie dają nam łaskawie kilkugodzinne okno, dzięki czemu jest choćby czas na szybkie wyskoczenie do sklepu, żeby było cokolwiek na ząb do herbaty i powierzchowne ogarnięcie chaty (czyt. wwalenie całego burdelu do jakiegoś pokoju, ewentualnie upchnięcie w szafie) - wszytko to w pocie czoła i zegarkiem w ręku :P Nie wiem, czy ciebie też i czy nie jest to efekt uboczny bycia świeżo po przeprowadzce/remoncie, ale najbardziej stresują mnie goście z małymi dziećmi. Szczególnie tacy, którzy są tak pochłonięci rozmową, że absolutnie nie pilnują dzieci ani nie zwracają uwagi co te dzieci robią, a ja wodzę tylko nerwowym wzrokiem czy mi nie idą z rękoma w cieście albo z cieknącymi owocami w stronę tapicerek i dywanu, przerażona wizją późniejszego wielogodzinnego zapierania...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Nie przepadam za DiCaprio. Co do restauracji to ja nie z małopolski, ale odkąd mam dzieci to bardzo doceniam miejsca z sofami lub tapicerowanymi ławami zamiast krzeseł. Szczególnie teraz jak córka jest jeszcze malutka i wolimy ją odseparować w takich miejscach publicznych od reszty otoczenia, żeby nikt z klientów na nią nie kaszlał, nie zaglądał do niej niepotrzebnie, nie dotykał brudnymi rękoma itp. Wyszukujemy sobie zawsze stolik z takimi ławami przy ścianie i kładziemy na jednej z nich przy samej ścianie fotelik (na nim czasem pielucha), obok siadam ja, na przeciwległej siada mąż, a przy węższej krawędzi stołu po środku dosuwamy wysokie krzesełko dla synka. Taki system się u nas najlepiej sprawdza. Mała sobie w spokoju śpi. Ja mam ją w razie czego pod ręką, mogę łatwo kameralnie nakarmić (zasłaniam się pieluchą), mąż drobi jedzenie dla synka i organizuje mu rozrywkę (yt) i każdy zadowolony. - Tak wyglądają nasze prywatne wyjścia, bo ze znajomymi już jest inaczej, bo mniej miejsca, wtedy najczęściej biorę wózek i stawiam go gdzieś w rogu przy ścianie, zasłaniam pieluchą żeby ją odciąć od otoczenia żeby jej się lepiej spało, jak trzeba to któreś z nas pobuja chwilę. A kuchnię indyjską też lubię, ale nie tylko. Lubię też indonezyjską, meksykańską, tex-mex, włoską oczywiście też (no bo jakby inaczej bez makaronu i pizzy) ;) Nie jestem wybredna. Muszę tylko ostatnio uważać na nabiał w zamawianych daniach, bo uczula dzieciaki (jedno i drugie - to na piersi - niestety też).

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
A na basen też bym się wybrała, bo wieki nie byłam, ale nie czuję się jeszcze na tyle dobrze we własnym ciele po dwóch ciążach, żeby paradować przed ludźmi w kostiumie ...którego zresztą nawet nie mam, bo dotychczas zawsze używałam bikini, ale teraz raczej kostium byłby bardziej wskazany (ze względu na moje brzuszysko i "cyce jak donice"). ;) Pogoda u nas za to nie najgorsza. Rano padało, ale w południe było ładnie i słonecznie. Teraz już jest szaro, ale już nie ważne, bo my i tak już po spacerze. Dobra idę ogarnąć trochę i coś zjeść. Miłego!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
ja juz mniej wiecej doszlam do formy po ciazy blizniaczej, w ogole w ciazy bylam b szczupla tylko wieeeeelki brzuch, dzieci wyzeraly ze mnie wszystko...mialam strasznie niski cukier, jadlam duzo slodyczy bo potrzebowalam, a i tak nie przytylam. zostal mi troche brzuch niezbyt ładny, ale da sie zamaskowac, i zaczelam troche cwiczyc. wiosna zamierzam duzo na rowerze jezdzic i wrocic do pilatesu, to moze i brzuch wroci do normy. a cyce to ja mialam i mam i bede miec niewielkie ;) taka uroda, niestety:D Di Caprio bardzo lubie, najlepszy wg mnie byl w 'Catch me if you can'. w ogole bardzo lubie ten film, ogladalam mnostwo razy. podziwiam Cie szczerze, ze chodzisz do knajp i restauracji z tak malymi dziecmi. ja jakos nie mam odwagi, i sie martwie ze sie umeczymy. wiec zostaja z dziadkami na te pare h, a my uciekamy cos zjesc we 2. wszystko oczywiscie zalezy od tego, jacy ci dziadkowie sa, czy pracuja jeszcze itp. u nas juz na emeryturach (poza jednym dziadkiem, ale on ma w sumie swoja dzialalnosc i luz), sa w formie, i okropnie ciesza sie z poznych wnuczat. tesciowa psycholog dzieciecy i przedszkolanka wieloletnia, ma dobre podejscie i duzo ich uczy. a moja mama tez ma super reke do nich. robia to co powiem, zawsze zostawiam im plan dnia dzieci, i stosuja sie do niego, oczywiscie z drobnymi odstepstwami zaleznymi od danej sytuacji. w sumie takie regularne wsparcie jest super, zwlaszcza przy prowadzeniu wlasnej firmy (robimy zawodowo kilka rzeczy naraz tak naprawde). my dzis niestety nie bylismy na zewnatrz, leje caly dzien :( jutro moze chociaz do ogrodka pojda na hustawke.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ja po pierwszej ciąży nigdy tak do końca nie zdążyłam zrzucić brzucha, bo zaraz byłam w kolejnej. A teraz jeszcze mam nie tylko dużo luźnej skóry na całej jego powierzchni, ale i dorobiłam się do tego pokaźnej oponki, także tego... :P Piersi też przed dziećmi miałam małe, ale w tej chwili to dopiero leci mi drugi mies. laktacji, także jeszcze nie zdążyły "zejść", jednak proporcjonalnie do czasu karmienia maleją - tak przynajmniej miałam przy synu. Biodra też mi się zmieniły po dzieciach. Są o cały rozmiar szersze niż przed. Miednica się rozeszła. Wcześniej miałam bardziej chłopięcą sylwetkę, a teraz przypominającą gruszkę. Ciekawa jestem jak będzie po roku-dwóch. W sumie nie wiem nawet jak bym wyglądała po samej pierwszej ciąży, gdybym odłożyła drugą. Ja podchodzę do zrzucania wagi na luzie. Nie mam zamiaru się katować dietami (tym bardziej, że i tak nie mogę jeść wielu rzeczy, które bym chciała, przez nietoler. córki), ani surowymi reżimami ćwiczeń. Będę sobie tylko bardziej lub mniej regularnie biegać jak się ociepli. Rowerów nie mamy. Uważam, że nawet w domu i tak się wystarczająco dużo ruszam w ciągu dnia, tak więc źle nie jest (już prawie wszystkie kąty na święta wymiotłam - sukcesywnie od początku lutego, także teraz zostaną mi tylko okna i jakieś powierzchowne bieżące prace, które się zostawia na ostatnią chwilę typu podłogi, blaty, sanitariaty). Eee, uważam że nie ma co się izolować z dziećmi w domu i rezygnować z tego typu drobnych przyjemności. My tam lubimy jak nam ktoś podstawi gotowe pod nos i jeszcze po nas sprzątnie od czasu do czasu, zamiast wkoło musieć myśleć o wszystkim samemu. Póki dzieci małe to jest nawet - powiedziałabym - dużo łatwiej niż ze starszymi, bo wystarczy jakiś prosty czasoumilacz (tel., tab.) i "nie ma dziecka" ;) Wiem, może mało konstruktywne rozwiązanie, ale skuteczne. Spróbuj sama. Zakładam, że któreś z was ma przynajmniej jednego srajfona... jeśli nie oboje. Albo tabl. Posadźcie dziewczyny w krzesełkach jedną obok drugiej przy jednej krawędzi stołu, wybierzcie coś na yt, postawcie tel. lub tab. po środku (jak nie macie etui z podpórką, to serwetnik lub stojak z pojemnikami na przyprawy i sosy też się nada). Połóżcie przed nimi te jednorazowe papierowe podkładki, które dostajecie na stolik pod talerze, bo z nich mogą sobie rękoma jeść kawałki waszego jedzenia bezpośrednio ze stołu (tak jest wygodniej niż z talerza, który ma zagięcia + nie ma strachu, że zrzucą naczynie na podłogę jak nie zauważycie na czas). Na kolana sprawdza się pielucha tetrowa, w razie jak coś nie trafi do buzi. My mamy nawet takie jednorazowe śliniaki z wychwytywaczem resztek z Babydream właśnie na tego typu okazje, ale średnio dają radę. Pielucha zdecydowanie lepsza. Czasem nawet zawiązujemy całą na szyi, bo restauracyjne papierowe serwety wetknięte za kołnierz to sobie wyrywają i wyrzucają (przynajmniej nasz, bo nie wiem jak się zachowują wasze dziewczyny). A no i oczywiście rękawki dobrze jest podwinąć do łokcia, a towarzystwo dosunąć maksymalnie do stołu, na ile tylko budowa krzesełka pozwoli. Ostrzegam także, że takie maluchy lubią wymachiwać energicznie nogami pod stołem, szczególnie jak są podekscytowane i zadowolone z posiłku i filmiku, także zdarza się zarobić kopniaka ;) albo kopią w blat stołu od spodu. Ogólnie roczniaki są łatwe w obsłudze w m-cach. publ. Z tego co widzę po rodzinie i znajomych, to gorzej jest z 2-3 latkami, które są już humorzaste i wszytko jest zawsze na "nie", wszystkim się szybko nudzą, są niecierpliwe i trzeba je przekupywać gdy prośby i groźby nie przynoszą spodziewanych efektów. A takie w ogóle najłatwiejsze to są te nieświadome maluchy w fotelikach, które jeśli tylko mają pełne brzuszki, suche gatki i nic je nie boli, to prześpią w najlepsze cały wieczór, ewentualnie zadowolą się byle grzechotką, gryzakiem, pozytywką, itp. ;) Myślę, że tym bardziej jak macie własną kawiarnię to możecie z powodzeniem spróbować. Przecież i tak znacie cały staff, a oni was i wasze dzieciaki. W razie czego podejdą i będą na zawołanie. :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ja już gdzieś o naszych dziadkach pisałam z tego co pamiętam. Niektórzy pracują, a niektórzy nie, ale nie zajmują się dziećmi. Mają własne życie, my własne i wszytko gra, wszyscy zadowoleni. Nie mieszkają też blisko, więc odchodzi kłopot z przywożeniem, odwożeniem itd. A nasze mamy to są akurat takie, że nawet jakbym im dała jakiekolwiek instrukcje, wytyczne, z planem dnia włącznie, to i tak zrobiłyby jak uważają, bo przecież raz, że nikt nie widzi i za rękę nie złapie :P a dwa, że one przecież i tak swoje wiedzą, bo co jak co, ale dzieci już odchowały i skoro te dzieci przeżyły wiek dziecięcy pod ich opieką to znaczy, że tak źle nie było i najwyraźniej wiedzą co robią :P No i poniekąd mają rację. Ja zresztą też już się tak nie spinam o wiele pierdół jak kiedyś przy synku, jak był mały. Teraz na wiele drobiazgów przymykam po prostu oko. Przecież jak raz ktoś zrobi coś inaczej niż my to się świat nie zawali, tym bardziej że krzywda się przecież dzieciom nie dzieje. Zresztą one tak sporadycznie się udzielają i do tego prawie nigdy nie zostają same ani na dłużej niż około 3 godzinki, że w ogóle nie ma problemu. Zawsze któreś z nas jest w domu, tylko np. zajęte czymś (ewentualnie chwilowo niedysponowane). Ostatni raz były pomóc jak byłam w szpitalu i pomagały mężowi jak musiał być na parę godzin dziennie w pracy, no i pierwszy dzień po powrocie ze szpit., ale w sumie nie potrzeba już było, bo mąż miał wolne. One tak naprawdę bardziej dotrzymywały towarzystwa nam dorosłym, albo chodziły za starszym dzieckiem, choć w sumie bez potrzeby bo akurat tego niespecjalnie wymagał. Poza tym nic takiego nie robiły, bo nie chcieliśmy żeby nam sprzątały ani gotowały. Tyle tylko co koło siebie, jak chciały sobie herbaty zrobić, albo coś do jedzenia, to oczywiście miały wszytko do dyspozycji. To nie są zresztą ich jedyne wnuki, ani pierwsze, ale to i z jednej strony dobrze że każde z nas organizuje opieką nad własną rodziną we własnym zakresie, dlatego że nikt przynajmniej nie będzie po latach nikomu niczego wyrzucał, ani miał do nikogo pretensji na zasadzie: "a bo wam to rodzice bardziej pomagali niż nam" i takie tam... Każdy ma swoje życie. Może też i dzięki temu nie ma konfliktów. Nikt się nie czuje wyróżniony, ani nikt się nie czuje niesprawiedliwie pominięty i tak jest dobrze. :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Wczoraj w końcu nigdzie nie byliśmy. Mąż był zmęczony, tak jak się zresztą spodziewałam i tylko wziął prysznic i polazł z jedzeniem i tabem do łóżka, a ja musiałam jeszcze 2 godz. siedzieć z młodzieżą, próbując ją zmęczyć, żeby wreszcie poszli spać. Dziś za to pojechaliśmy do CH. W sumie raczej pochodziliśmy niż porobiliśmy jakieś większe zakupy. Soboty i ogólnie weekendy to zresztą nie najlepsze dni na wycieczki do Ikei, bo są tłumy ludzi. Chyba najlepiej jest z tego co zauważyłam celować w środek tyg. w godzinach porannych, kiedy większość jest w pracy, np. w pon., wt., śr., no ale z kolei nie mam w te dni transportu ani auta, bo mąż w pracy. Generalnie im bliżej weekendu tym gorzej i tłoczniej. A i jeszcze żeby dostać coś do jedzenia lub choćby znaleźć dobre miejsce siedzące dla rodziny to już w ogóle graniczy z cudem. Kolejki jakby co najmniej darmo rozdawano racje pokarmowe. Rozumiem, że jest tanio i smacznie, ale żeby ponad kwadrans stać w tych "zasiekach", czy jak to się tam poprawie zwie, to już delikatne przegięcie. Miałam dziś nawet ochotę dać sobie święty spokój i iść gdzieś do sąsiedniego budynku na food court, ale mąż się uparł i udało się jakoś zjeść obiad w tej całej Ikei. Wolę jednak jak jest mniej ludzi i bardziej kameralnie, a nie Janusz na Marioli, każdy się przeciska, potrąca twoją torbę i ubranie na oparciu, jest głośno, ludzie się nawołują, dzieciaki się przekrzykują - słowem jeden cyrk. Większość z was pewnie nie raz widziała opisywane sceny i wie o czym piszę. W każdym razie blat oddany. Poza tym nic specjalnie nie kupiliśmy... Jedynie 2 plastikowe pojemniki do kuchni na różności, żeby się blat kuchenny i zlew nie brudził. - Jeden na akcesoria do zmywania (płyn, mydło, zmywak, rękawiczki i takie tam), żeby nie zalewały powierzchni i nie zostawiały nalotu, a drugi na najczęściej używane butelki i przyprawy do gotowania (olej, oliwę, ocet, jakieś syropy, słoiki z podstawowymi przyprawami - słowem to co na bieżąco schodzi), żeby nie zostawiały śladów denkami, jak się butelki zaleją, albo coś rozsypie. Nie wiem w sumie, czemu dopiero teraz na to wpadałam. Łatwo też będzie można je szybko ukryć w szafce jak przyjdą jacyś goście.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Oglądałam jeszcze takie komplety dla dzieci typu stolik z krzesłami. Na razie i tak nie będziemy kupować, bo jeszcze niepotrzebne, ale najbardziej spodobał mi się ten najtańszy zestaw Latt, bo jest najprostszy, nieprzekombinowany, pasuje nam jego kolorystyka, ponadto stół ma krawędzie zapobiegające spadaniu kredek itp. No i do tego najbardziej pasuje wizualnie do ikejowskiej dziecięcej kuchenki, którą na pewno z czasem się kupi jak towarzystwo podrośnie, bo już dawno dawno temu ją upatrzyłam. (Mam tym samym nadzieję, że nie zaprzestaną jej do tego czasu produkować.) :) Fajne były też jaskrawe farby w elastycznych buteleczkach do malowania bezpośrednio gwintem, ale to też jeszcze nie nasz przedział wiekowy. A jutro nic w sumie nie robimy. Zero planów. Pewnie tylko pokrzątamy się po domu. Może wyskoczymy na chwilę przewietrzyć dzieciaki na podwórko, bo pewnie nikomu nie będzie się chciało spacerować. Wieczorem jak zwykle kościół. Potem może zajechaliśmy na moment do siostry. Jednym słowem nic szczególnego. W zasadzie tydzień zleciał nam nie wiadomo kiedy i nie wiadomo na czym. A pogoda u nas taka se. Szaro, ale nie pada. Pozdr. :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
zajedziemy* miało być ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
hej. lubie cie czytac :) wpadlam dopiero teraz, bo skonczylam wlasnie ogladac calkiem niezly film oparty na faktach 'Diabelska przelecz' - z Colin Firthem i Reese Witherspoon. Ciekawa i wstrzasajaca historia, analizuje teraz w glowie i robie maly research w necie na ten temat co faktycznie moglo sie tam wydarzyc i kto zamordowal tych malycj chlopcow. Ogladalas? Jesli nie, polecam. W ogole ostatnio wrocilam do mojej pasji filmowej, duzo ogladam, nowosci i staroci. Zawsze lubilismy z mezem chodzic do kina, byc na biezaco zwlaszcza z filmami akcji, thrillerami/ kryminalami i sf, bo lubimy ten nurt. Teraz staramy sie raz w miesiacu skoczyc cos obejrzec, jesli akurat graja cos wartosciowego, ale z 3-4 razy w tyg spedzamy wieczory na ogladaniu filmow w TV albo na laptopie. dzieciaki chodza nam ładnie spac o 19, czasem sie jeszcze troche przebudzaja na picie, albo przez zabkowanie, albo do przytulenia, ale generalnie od 19 mamy spokoj i czas dla siebie. masz racje z ta kawiarnia i wychodzeniem do ludzi w miejsca publ :) owszem, byly z nami w kawiarni pare razy, ale jak bylo jeszcze cieplo, bo mamy tam fajny taras z widokiem. spaly w wozku jak zloto :) teraz znow wkrotce nadejda cieple dni to wybiore sie z nimi i zobaczymy jak sie beda zachowywac w takim miejscu. a na targach staroci nie bylam, bo lało cały dzien. koszmarna pogoda. ale jutro biore je do ogrodu chociaz bo juz bidule 2 dni w domu siedza.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
a planujesz wracac do pracy? i dzieci wtedy do zlobka?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×