Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

zabka

TERMIN W GRUDNIU

Polecane posty

...no i zaslinilam sie... jak buldog... a czy to mi wypada???? My dzis oficjalnie otwieramy sezon ogrodowy. Maz bez krawata(?!!) kosi trawe, a ja zaraz zaczynam rycie w glebie celem ucudnienia ogrodu. Objechalam dzis pol miasta zeby znalezc sadzonki. Jak sie wkurzylam po drodze, ech. Otoz mam tuz pod domem wielki martek ogrodniczy. Jestem tam wszystko czego zapragniesz i wiecej. ALE.... ceny ma tak nienormalne, ze bywam tam tylko jako turysta- zwiedzam polki..... A po sadzonki jezdze do supermarketu! Przyklad: sadzonka w supermarkecie pieknego clematisu kosztuje 1.78, a w tym sklepie.... 7.00. Czy to nie zbrodnia??? To samo z kazda inna roslina. Jedynie na jesieni robia takie wyprzedaze iglakow, ze leze tam niemal na wycieraczce czekajac az otworza. Wszystko sie pieknie przyjmuje, a ceny maja tak smieszne, ze niewybaczalne byloby nie skorzystac. Ale jak tu wam znowu o zielichu wciskam, a taki smaczny temat rozwijacie. Kuk, dzieki za informacje. Jak bedziesz wiedziec gdzie dokladnie te lody beda w Londynie - bardzo cie prosze napisz koniecznie. No i ta cena! Ech... juz po mnie. I diabli ze wszystkimi dietami :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Shalla , a ja wlasnie poddalam sie mchowi na trawniku... Po zeszlorocznej akcji z wapnem wygladal na pokonany, ale wystarczyly dwa tygodnie jesiennych deszczy, bym odniosla wrazenie, ze wapno podzialalo na niego jak szczepionka! Udal nam sie pieknie mech w tym roku, oj udal... Trzeba z nim chyba jak z karaluchami - pokochac... :( Odkrylam tez dzis, ze nasze lezaki, pieknie poskladane i teoretycznie owiniete szczelnie folia, splesnialy kompletnie... :((( Szlak mnie trafia, bo kupilismy je w zeszlym roku nowe i naprawde dokladnie zapakowalismy. Byly pod dachem i dodatkowo przykryte brezentem. Wilgoc w naszym ogrodzie jest naprawde koszmarna. Az odechcialo mi sie zabierac za porzadkowanie ogrodka... Jedyne rozliny, ktore czuja sie tam naprawde dobrze, to poza mchem oczywiscie, trzciny (mam taka fajna syberyjska kwitnaca bialo) kalie i...niezapominajki! Zasadzilam je dwa lata temu, dosadzilam troszke w zeszlym roku i mam teraz piekny naroznik niezapominajkowy, ktory pewnie niedlugo zakwitnie! :))

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Kuk, a wyobraź sobie, że i nam coś zgniło! Ależ byłam zdziwiona wyciągając parę dni temu fotelik samochodowy po Nastusi. Spędził zimę z takiej "budce ogrodnika", też owinięty szczelnie folią i... całe pokrycie pokryło się pleśnią! Natomiast leżak nowiutki - jak Twój - z zeszłego roku, który wstawiłam luzem - bez folii - przetrwał w stanie nietkniętym stojąc tuż obok! Może wina tej folii? Ja mech, jak wiecie uwielbiam i nie pozbyłabym się go za nic na świecie, a każdą jego kępkę pieczołowicie pielęgnuję. Ale rozumiem, że nie każdy jest fanem :) Ja dziś posadziłam wymarzone roślinki, ale potem doszłam do wniosku, że popełniłam wielki błąd. Będę czekać lata, aż to urośnie, a mogłam kupić sadzonki już dość duże, tyle że o wiele droższe. No, ale do licha, chciałabym dożyć tego czasu, kiedy będą już duże! Więc może jednak należało zainwestować... cholerka... mam teraz dylemat. W przyszłym tygodniu sprawdzę, czy nie ma gdziej na promocji tych dużych sadzonek. 3 lata temu zasadziliśmy ogromne tuje kupione za grosze, bo już zdychały. Przyjęły się doskonale i już pierwszej wiosny zakwitły. Możezaplanuję jakąś akcję dywersyjną i podtruję im te roślinki w sklepie :) Jak wystawią je wtedy za bezcen, to kupię i odratuje? Rany, po nocach to jużmi jakieś głupoty chodzą po głowie. Idęspać i wstać mądrzejsza. W każdym razie nadzieja umiera ostatnia...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
No co to za posucha? Bylam wczoraj w jednym z moich ulubionych centrow ogrodniczych. Ech... szkoda gadac.... 1000 Funtow nie starczyloby, zeby ukoic moja zrozpaczona dusze. To nie tylko rosliny, o nie. Wszystko! Budki dla ptakow w ksztalcie malych drewniach domeczkow z weranda....lampki na swieczki w ksztalcie filizanki stojacej na spodeczku, na ktorym przycupnely rudziki i dziobia okruszki, ramki do zdjec podswietlane swieczkami, swieczniki, wiszace kosze na rosliny....a na koncu swinia! Piekna! Naturalnej wielnosci prosie, radosne, ufajdane w blotku, oddane tak realistycznie, ze trudno w pierwszej chwili nie wziac go za zywe zwierze. CUDA! O roslinach juz nie bede pisac, bo moje serce tego nie wytrzyma....napiszcie cos, pocieszcie...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Shalla! No tym prosieciem rozbroilas mnie juz do konca :););)! Wczoraj, zaalarmowana telefonem z przedszkola, pobieglam po Anie, ktora, wedle relacji wychowawczyni umierala na cos w rodzaju ostrego zapalenia wyrostka robaczkowego. Dopadlwszy Ani przekonalam sie, ze jeszcze nie umiera, ale faktycznie poplakuje i trzyma sie za brzuszek. Wciaz bardzo przejeta, donioslam moje dziecko do domu na rekach i zabralam sie za obmacywanie brzuszka. Wykluczywszy wyrostek i skret kiszek uspokoilam sie nieco, napoilam mala bakteriami mlecznymi i zabralam do czytania bajki. Nie minelo nawet 10 minut, a Ania zerwala sie z usmiechem na rowne nogi z okrzykiem - Mamo! Wyzdrowialam! Nie boli mne juz brzuszek! Lekarstwo pomoglo! :I W 10 minut pozniej Ania, ktora w przedszkolu odmowila jedzenia obiadu, wtrzachnela z apetytem potezna porcje ryzu i kurczaka... Do samego wieczora moje dziecko brykalo jak mloda kozka, a ja wciaz zadaje sobie pytanie - co to bylo? Wirus torpeda? kaprys czy moze mala akcja sabotazowa... ;):p Tak czy siak, wykorzystujac niespodziewany luksus popoludnia w domowych pieleszach, rzucilam sie na moj zapuszczony ogrodek i odgruzowalam co nieco roslinki. Cholerny mech trzyma sie jak zloto i nie bylby moze nawet taki zly, gdyby nie to, ze w pewnym miejscu ogrodka (minimalne zaglebienie) jest on az tak mokry, ze wystarczy postawic na nim noge, a czlowiek slizga sie jak na skorce od banana! Co wiecej, mech ma korzenie tak slabe, ze przy kazdym kroku wyrywa sie cale jego kepy, zostawiajac pod spodem sliska, mokra, rudawa ziemie... Zwariowac mozna. Dotad martwilam sie jak wytluc mech i wzmoocnic trawe. Teraz bede sie chyba martwic jak wzmocnic mech... Shalla - ty jedna mnie rozumiesz ;))) Moze powinnysmy sie przeniesc z tymi maniackimi wpisami na jakies forum ogrodnicze? ;);)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Oj tak, Kuk, masz racje. Niebawem dziewczyny beda mialy nas dosc z tym gadaniem o zieleninie, ha ha ha. A wracajac do mchu. Mnie sie cos wydaje, ze ty masz problem z gleba a nie z roslinami. Zauwazylam, ze w Anglii wiele parkow ma te przypadlosc. To znaczy, ze ziemia jest bardzo gliniasta i trawa ukorzenia sie bardzo plytko. Wiec kiedy pada deszcz dlugo, to brniesz nie po mokrej trawie ( jak w Polsce ) ale po zielonkawym blocie. A hamowanie wiekkszego psa na tej trawie konczy sie wyrwaniem calych kep. :( Ale znawca nie jestem. Nie chce glupot nagadac, ale cos mi sie zdaje, ze nalezaloby u ciebie stworzyc po prostu nowa warstwe glepby, conajmniej 30-40cm glebokosci i dopiero na tym sadzic? Moze wypowie sie jakas podczytujaca pomaranczka, ktora ma pojecie o ogrodnictwie ( ja jestem tylko amatorem ).

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Shalla, masz pewnie racje, tyle, ze ja tej dobrej ziemi i piachu nawiozlam juz tyle ile sie dalo! Nie jest to latwe, bo do mojego ogrodka mam dostep wylacznie przez mieszkanie... Nie wchodzi w gre ani dojazd ciezarowka ani nawet dzwig - budynek jest 6 pietrowy i musialabym sprowadzic zuraw gigant... Dwa lata temu rzucilam sie i zamowilam wywrotke piachu (pisalam Wam chyba jak smierdzial on kocimi siuskami:P). Dwoch panow, przez pol dnia wozilo piach taczkami przez cale kondominium i nasz dom... Efekt zerowy! A ile workow ziemi (ktora kosztuje tu jak zloto) wysypalam juz na ten trawnik wlasnymi rekami... Uhhhh... Wczoraj przyszla mi do glowy jeszcze jedna mysl - polowanie na dzdzwonice! W czasie wiosennych deszczy, pobliski park az roi sie od tych pozytecznych zwierzatek, ktore rowezysci i piesi rozdeptuja bez milosierdzia. Jak myslisz, gdybym pozbierala z dziecmi wiaderko tych zyjatek i zasiedlila nimi ogrodek... moze one bylyby w stanie zamienic moja gline w prochnice???? Czy ja aby nie postradalam zmyslow?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Leze i kwicze :D Jestes zdesperowana, widze :) Sluchaj, ja mam tych zyjatek mnostwo. Moze kupie im bilety na tanie linie i wysle ci cala wycieczke? A tak serio, mozliwe ze cos by pomogly. Ale powiem tak. Za domem mam w miare dobra ziemie i dzdzownic jest zatrzesienie ( stad tez mam wielu sublokatorow jak szpaki i rudziki ). A przed domem to glownie glina i tam zadnego robala nie uswiadczysz :( Wystarczy pare dni bez deszcz i ziemia zamienia sie tam w jedna kamienna skorupe. Dlatego wlasnie mam rece wyciagniete do kolan od konewek, bo cale lato lata i podlewam!!!! Tak wiec nie wiem, czy twoje dzdzownice po prostu by sie nie wyprowadzily z takiego "lokalu". A moze zamiast walczyc to pomyslisz o jakichs roslinach, ktore wysysaja wode, potrzebuja jej duzo. One beda tam wspaniale rosly, a przy okazji osusza teren, co sadzisz?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Kuk, skoro ziemi nawiozłaś już sporo i sypnęłaś wapnem to jeszcze jedna może być przyczyna - stojąca woda. Woda nie ma gdzie odpływać i rozwiązaniem byłby drenaż, który odprowadzałby nadmiar wody. Nie wiem, jak to się robi, ale podpytam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ja tam lubie o ogrodkach czytac! Pisac za to czasu nie mam, bo wlasnie sie za ogrod z mama wzielysmy i caly czas kopiemy, ryjemy, siejemy, sadzimy. Znaczy sieja glownie dzieci :) Pola przy tym "hoduje slimaki", znaczy caly dzien je lapie i potem bawi sie w slimacza rodzine, a potem ja je w domu znajduje. Shalla, Twoje iglaczki i wszlekie inne obsypane kwieciem krzaczki sa urocze i kwiatki bez krzaczkow i wszystko. Przez ciebie zaczelam myslec zeby sobie taki kacik iglaczkowy zrobic, ale to nie jest jednak bardzo typowe dla mojego regionu.... Kuk, ja chyba dopiero teraz zdalam sobie sprawe na jakie ty sie szalenstwo porwalas z tym ogrodem. Trzymam kciuki, zebys znalazla sposob na nadmiar wilgoci musze leciec

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ja uwielbiam iglaki z dwóch powodów. Po pierwsze nie trzeba po nich grabić liści ( tu wyłazi mój leń... przyznaję się bez bicia ). Po drugie wyglądają cudnie otulone śniegiem. Ale ponieważ tym razem ogródek mam malusi to mogę sobie też pozwolić na liściaste, bo grabienia nie jest wiele :) W zeszłym roku otrzymałam od znajomych palmę.Posadziłam, przetrwala zimę, ma nowe liście, ale.... kompletnie mi właśnie nie pasuje do stylu ogrodu więc jej dni są policzone. Żalmi ją zamordować, więc pewnie przesadzę ją do donicy i pozwolę rosnąć gdzieś z dala od mojego ogrodu. Może w domu? No, zobaczę jeszcze. Poki co zachwycam się azaliami, które mi rozkwitają jedna po drugiej! No i z niepokojem oczekuję pierwszych owoców z czereśni.... Kuk, sądzę że Fisa ma rację. Może drenaż coś by dał? Albo utworzenie jakby naturalnego oczka wodnego, do którego ściekałaby woda gruntowa - ale tu też drenaż byłby potrzebny.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
A mnie sie po prostu podobaja.... mowie o iglakach troche tylko boje sie tych, ktore kluja naprawde. Dawno temu znalazlam gdzies w ogrodzie, juz dzisiaj nawet nie pamietam gdzie, malenki modrzew. Natychmiast zdecydowalam ze trzeba go gdzies wsadzic. I posadzilam go w miejscu strategicznym, mianowicie malenki modrzew mial zastepowac moim malenkim wtedy dzieciom (wtedy pewnie tylko jednemu) dostep do drzewa, na ktore mieli zapedy zeby sie wspinac. Dzisiaj modrzew ma jakies 50 moze 60 cm wysokosci, chyba uchycholilam mu czubek, jeszcze jak byl malutki, w ramach eksperymentu (wiem ze to okropne, ale myslalam ze modrzew i tak spisany jest mniej wiecej na straty, bo posadzilam go i w cieniu i na drodze dzieci wlasnie), i ma sie dobrze dzisiaj, a moje dzieci maja poklute elementy konczyn poniewaz na drzewo wlaza oczywiscie :) Jeszcze moze byc i tak ze sfatygowana i schorowana leszczyna, na ktora wlaza dzieci, zginie, a modrzew zajmie praktycznie jej miejsce kiedys....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Myshko, a czy Ty jesteś pewna, że to jest modrzew? Mój modrzew od 30cm sadzonki przez 6 lat osiągnął akies 8 metrów wyskości. No i modrzew ma bardzo mięciutkie igiełki, takie pęczki jak mini pędzelki do golenia i chyba nie można się tym pokłuć. Ale może ty masz jakąś odmianę, której ja nie znam? Możesz zrobić mu zdjęcie? Chętnie bym go zobaczyła. Tak, iglaki są piękne, ale mają jedną wadę. Wyglądają tak samo o każdej porze roku. A jednak to rośliny liściaste nadają ogrodowi ten cudny wygląd, zmienną szatę, to dla nich oczekujemy wiosny, to e podziwiamy jesienią. Wczoraj otworzyliśmy sezon grilowy :) Lato uważam za rozoczęte. A teraz moja kolei na urąganie na służbę zdrowia. Zaczęło się niewinnie. Przy badaniach w 6-tym tygodniu lekarz zauważył, że do jednego z jąderek nacieka jakiś płyn i dał skierowanie do urologa. Tutaj wygląda to tak, że dostaje się dokument z numerem referencyjnym oraz hasło, dzwoni się do centrum umawiającego wizyty i powołując na te dane ustala termin. Tak też zrobiłam, termin umówiono szybko ( na 24 marca ) i wszystko wyglądało super. Dzień później dostałam od nich telefon, że osoba, która rezerwowała mi to spotkanie pomyliła się i zamiast do urologa ustawiła mi wizytę do pediatry. Bardzo przepraszają, termin ustalą i oddzwonią do mnie. Mam czekać na telefon. Czekałam spokojnie tydzień i nic. Dzwonię więc do nich pytam co jest??? ( na razie grzecznie ). Okazuje się, że nikt nie zamierzał do mnie oddzwonić, bo to trzeba wizytę samemu jeszcze raz ustalić, bo oni nie mogą przetransferować dokumentów między działami ( pediatra-urolog ). No, żeby was!!!!!! Trudno, z kamiennym ( póki co ) spokojem ustalam kolejną wizytę ( oczywiście już prawie 3 tygodnie później - na 13 kwietnia - od poprzednio wyznaczonej....wrrr ). Wszystko cacy. Dziękujemy i do zobaczenia. Oczywiscie wkrótce po tej rozmowie przychodzi list (a jakże! ) potwierdzający, że rozmawialiśmy i ustaliliśmy co następuje: wizyta do urologa na...19 maja!!!!!!!! Prawie zawału dostałam. Dzwonię ( już mniej spokojna i z deka warcząca ) i pytam o co do cholery chodzi. Chyba wiem na jaki termin się umawiałam! Miało być 13 kwietnia, a nie miesiąc później do diabła! A pani do mnie mówi spokojnie, ze ależ ja mam dwie wizyty ustalone! Jedną na 13 kwietnia też, jak najbardziej - do pediatry........ Myślałam, że spadnę z kanapy. Mówięc więc że to chyba jakieś nieporozumienie, bo do pediatry do ja miałam ustalone już na 24 marca, ale tę wizytę mi skasowano, bo nie tam miałam iść z dzieckiem tylko do urologa. A teraz się okazuje, że po wszystkich wyjaśnieniach jakaś pinda ponownie ustaliła wizytę do padiatry!!! AAAAAAAaaaaaaa!!!!!!!!!!!!!!! W efekcie wizyta u urologa przesunie mi się o ponad 1,5 miesiąca! Tu mi już nerwy puściły i wyżyłam się coś na temat niekompetenci pracujących tam osób. Pani wzięła ode mnie numer telefonu i obiecała sprawę zaraz zbadać i oddzwonić z wyjaśnieniami. Jest kolejny dzień... pani oczywiście nie zadzwoniła, więc dziś rozniosę ten szpital w proch. Mam nadzieję, że Maxowi nic poważnego nie dolega, ale nie jestem lekarzem. Nie wiem. A może? A może dziecko potrzebuje natychmiastowej operacji? A może każdy dzień zwłoki jest ryzykiem dla jego zdrowia czy życia? Tak, wiem, demonizuję, ale przecież te kobiety umawiające spotkania nie wiedzą na ile poważny jest przypadek i przez ich gapiostwo czy raczej głupotę mogą komuś wyrządzić straszną krzywdę. Ale jestem dziś nastawiona do walki, oh, dawno mnie tak nie poniosło.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Shalla walcz!!!! w Wloszech pewnie nic bys i tak nie wywalczyla, ale mam wrazenie, ze w Anglikach kolacze sie jednak jeszcze jakas iskierka obywatelska, ktora kaze im przepraszac za balagan i naprawiac to co sie naprawic daje... Trzymam kciuki, zeby z Maxem to jednak byl jakis drobiazg. A wracajac do ogrodu - dziewczyny, alez ja mam drenazzzz!!!!! Cholerny drenaz, ktory kosztowal mase pieniedzy i mial gwarantowac odplyw wody spod trawnika... Pod calym ogrodkiem (na dachu garazu) ustawiono, chyba nawet pod katem, rozmaite cudenka - nie widzilam jak to kladli, ale na rysukach bylo tego kilka warstw i wygladalo bardzo fachowo. Mam tez system automatycznego podlewania moich 30 m kwadratowych ogrodka (na wypadek wyjazdow wakacyjnych). System, ktory na codzien jest wylaczony, bo podlewajac recznie uwazam by przypadkiem nie polac rowniez mokrego non stop trawnika... Do tego wszystkiego mam tez sasiada, ktory trzy pietra nad nami, posadzil sobie w donicach wiszacych nad mja glowa jakas cholerna roslinke, ktora przez caly kwiecien gubi tysiace malych bialych kuleczek, a potem jesienia tony suchych lisci... Sasiad nie mieszka prawie w naszym domu i nie moge zdybac go w naturze, a na apele telefoniczne (ponawiane corocznie) uprzejmie odpowiada, ze cos z tym zrobi... KIEDY??? Koszmarne kuleczki sa naprawde wszechobecne. Wpadaja nam do jedzenie w czasie jedzenia a po nocy taras wyglada jak przysypany sniegiem... A iglaczki uwielbiam - bo kto by nie uwielbial :) U mnie jest tak malo miejsca, ze pozwolilam sobie na jeden tylko maly iglaczek, ktory plazac sie po ziemi przykrywa mi paskudna, zielona klape sterczaca na trawniku ;) Myshko - Shalla ma racje, jesli kluje, to chyba jednak nie modrzew... On tylko z nazwy nalezy do iglastych ;) Postanowilam, ze w tym roku zaryzykuje, i kupie sobie do ogrodu kilka peonii. Wszyscy mowia mi, ze sprawa jest beznadziejna, bo peonia potrzebuje slonca i swiatla a u mnie tego jak na lekarstwo, ale zaryzykuje. To samo mowiono mi o rozach, a dwie z nich rosna u mnie od lat i maja sie calkiem dobrze :) Uwielbiam peonie!!!!! Mam tak od malego. Podobno kiedys, raczkujac po ogrodku mojej babci wykosilam jej kilkadziesiat kwiatow... Zrywalam je z upodobaniem i ukladalam na kocyku. Mysle, ze rodzina mnie szkaluje, bo po pierwsze mam wrodzony szacunek do tego co rosnie, a po drugie peonie nie dadza sie chyba tak latwo obrywac raczkujacemu dziecku! No ale legenda pozostala :p.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
ha ha, Kuk, masz racje - szkaluja cie podle, bo wyrwac peonie to nie lada sztuka. nawet taka 7-centymetrowa, co dopiero z ziemi wylazi. Sluchaj, a czy ty osobiscie za ten drenaz placilas, czy poprzedni lokatorzy? Jesli ty i masz jeszcze rachunki, to moze zapros te cudowna ekipe i pokaz im efekt ich pracy? A powtorze sie jeszcze - moze sprobuj z roslinami kochajacymi mokre podloze? Jakies trawy...? Teraz mozna je kupic w tylu cudownych odmianach i kolorach. A poza tym bylaby to cudna zemsta na sasiedzie z gory. Trawy kwitna :) I pyla :) I unosza sie do gory zamieniajac zycie astmatyka na pieterku w pieklo :) :) Jestem podla? Skad....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Shalla, od razu polecialam sprawdzic i rzeczywiscie, kluje i nie ma pedzelkow, albo raczej ma malenkie pedzelki pomiedzy duzo dluzszymi od nich iglami rozmieszonymi dookola na calych galazkach.... Obiecuje zdjecie, jak tylko bedzie chwilka, to moze mi powiesz co to faktycznie jest. Moze to nie jest w ogole drzewo tylko bardziej krzaczek, skoro jest tu tyle lat i nadal jest malutki i cieniutki. Kuk, ja jednak nie zdawalam sobie sprawy jakie szalenstwo popelnilas z tym ogrodem ! ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Taaaa.... tyle, ze on wcale nie wyglada mi na astmatyka :P A panow od drenazu goscilam juz u siebie kilkakrotnie. Termin gwarancji minal bezpowrotnie i raczej niz nie da sie z tym zrobic... Na razie sprobuje podtrzymac przy zyciu mech latajac laty koniczyna. Potem zobaczymy...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Kuk, znalazlam takie informacje, wiec przytaczam w calosci, bo moze sie przydadza? Tez pomyslalam o skalniaku i oto prosze - o ironio moze na Twoim bagnistym gruncie swietnie uda sie skalniak?! Jedyne co, to juz sobie wyobrazam panow z taczkami pelnymi glazow i kamieni jadacych szeregiem przez wasze mieszkanie..... "Nawet rośliny lubiące wilgoć nie powinny "stać" w wodzie. Mój skalniak powstał dosłownie na gruzach - podczas remontów przeprowadzanych w domu sporo nazbierało się tego materiału. Doszedłem do wniosku, że zamiast tracić pieniądze na jego wywóz mogę potraktować go jako świetne podłoże pod skalniak. Po uformowaniu kilku pagórków przykryłem je ziemią zakupioną za zaoszczędzone pieniądze. Takie rozwiązanie ma jednak zarówno zalety jak i wady. Gruz pod spodem tworzy bardzo dobry drenaż i nadmiar wody szybko przesiąka w dół, co z pewnością sprzyja tym roślinom, które nie lubią nadmiernej wilgoci w podłożu. Zaletą jest także zupełna swoboda w kształtowaniu terenu. Poważną wadą jest to, że warstwa ziemi, którą przykryłem gruz jest stosunkowo cienka i podczas dłuższych okresów bez opadów deszczu mocno wysycha. Te rośliny, które trudniej znoszą brak wody trzeba wtedy podlewać. Taki okres suszy najgorzej znoszą nowe nasadzenia o słabo rozwiniętym układzie korzeniowym. Mając do dyspozycji starą glinę z dodatkiem piasku można potraktować ją jako surowiec. Glina taka charakteryzuje się dobrą przepuszczalnością i poprzez dodanie torfu, żwiru, kompostu lub drobnych kamieni można dopasować ją do rodzaju roślin, które mamy zamiar posadzić. Jeżeli ziemia w naszym ogrodzie jest zbita i gliniasta można ją spulchnić przez dodanie kompostu oraz piasku lub żwiru. Dodanie samego piasku tworzy z gliniastego podłoża, po jego wyschnięciu, twardą, zbitą skorupę, do której trudno nawet wbić łopatę, a woda zamiast wsiąkać w podłoże spływa po powierzchni."

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
To ostatnie zdanie brzmi bardzo znajomo ;)))) Shalla, Dzieki ogromne, ale... ja chyba nie chce skalniakow :). Ten moj ogrodek jest naprawde mini i kwadratowy. Tzn. calosc ma 60 m2 z czego ok 30 zajelismy na drewniany taras i donice wzdluz jednej ze scian. Ogrodek zamykaja: z dwoch stron sciany naszego domu z oknami i drzwiami wychodzacymi na niego, z trzeciej strony selpa sciana sasiedniego domu a z czwartej strony dwumetrowy mur oddzielajacy nas od sasiadki. Calosc jest wiec bardzo zamknieta i ograniczona, linearna w ksztalcie. Musze bardzo uwazac na to co sadze i wstawiam do ogrodka bo bardzo latwo uzyskac w nim wrazenie zagracenia. Mam dziwna pewnosc, ze jakiekolwiek nierownosci czy skalniaki wygladalyby w naszym malym i kwadratowym ogrodku bez sensu. Poza tym, pamietam, ze moja mama robila zawsze skalniaki w miejscach naslonecznionych, a slonca u nas jak na lekarstwo. To co naprawde fajnie wygladaloby u nas to...ogrod japonski :) Zielen w postaci kloniku japonskiego (ktory jest juz czlkiem spory), troche traw i duzo ladnych kamykow. Do tego szmrzaca woda w postaci nieduzego strumyczka i mini sadzawki. Widzialam takie cudo ptrzy wejsciu do Muzeum Sztuki Orientalnej w Turynie i jestem w nim zakochana. Jest jednak jedno ale - dzieci! :) :D Taki ogrodek nie nadaje sie kompletnie dla rodziny z dziecmi ;) Przynajmniej nie moimi :) Musi byc utrzymany w perfekcyjnym porzadku, zeby byc ladny. Poza tym mam mala obsesja na punkcie topienia sie dzieci, nie zainstaluje sobie sadzawki przynajmniej do czasu kiedy JAsiek pojdzie do pierwszej klasy... No ale w sumie to co mam jest juz calkiem ladne i nei planuje na razie wiekszych zmian poza dosadzeniem sporej ilosci kwitnacych kolorowo kwiatow :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Wiecie co - mialam wczoraj w domu na zaimprowizowanej kolacji osmioro dzieci i piecioro doroslych. I chcialam sie podzielic z Wami taka oto refleksja. Mam wrazenie, jakims cudem, ze ilosc balaganu produkowanego przez dzieci maleje wprost proporcjonalnie do ich ilosci! Pomimo, iz dzieci bawily sie jak oszalale biegajac po calym domu od 6 do 9 wieczor, po ich wyjsciu musialam jedynie pozbierac kilka zabawek zostawionych przez nich w ogrodzie. Wszystko poza tym zostalo posprzatane przez nich samych w ramach zabawy urzadzonej przez nas tuz przed wyjsciem. Dzieci bedac w wiekszej grupie zaczynaja automatycznie zachowywac sie tak jak w szkole. Np. bez szemrania przestrzegaja wszelkich regul! Wczoraj poprosilam ich, by wchodzac z ogrodka do domu zdejmowali buty i by zaimprowizowany przez nich koncert odbywal sie w domu a nie na dworze, gdzie halas moze komus przeszkadzac. Dzieci nie tylko usluchaly mnie bez problemow, ale tez pilnowaly sie miedzy soba! Jestem pod wrazeniem :):):) Czy macie moze podobne spostrzezenia?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Tak, odnosze podobne wrazenie. Na przyglad na wszystkich przyjeciach urodzinowych. Wystarczy ze raz powiesz - i jest wykonane. Zero sprzeciwu. Moze tu faktycznie dziala syndrom szkoly. Wlasnie. O szkole w tym temacie. Zauwazylam znamienna roznice w zachowaniu dzieci w polskij i angielskiej szkole. Co prawda polska szkole pamietam tylko z moich czasow ( byc moze teraz jest zupelnie inaczej ). Ale do rzeczy. Dajmy na to apel szkolny. Scenka z polskiej szkoly. Panie nauczycielki ( nie pomne na obecnosc rodzicow na sali ): - Malinowski cisza!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Kuzniecka siadaj wreszcie!!!!! Czwarta Be spokoj, bo wszyscy karnie zostaniecie po lekcjach!!! - Dzieci cisza!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Spokoj!!! Kozlowski, uwage masz murowana!!!!! I ty Zielinski tez!!!! - Komorowski po apaelu do dyrektora! Ja do Ciebie piaty raz krzyczec nie bede zebys siedzial na tylku i nie rzucal w Lewandowskiego! A w szkole Anastazji.... Sala wypelnia sie wszystkimi klasami, pani daje im 2 minuty na zajecie miejsc, poczym przedstawienie sie zaczyna. Pani kladzie palec na usta i dzieciaki milkna jak zaczarowane. W zyciu nie syszalam, zeby ktos podniosl na dzieci glos, ale tez nie widzialam zadnej niesubordynacji wsrod dzieci. Nie wiem czy tylko szkola mojej corki jest taka, czy to norma w tym kraju. A jak jest we Wloszech? Mysh, moze wiesz jak jest we Francji? Jestem ciekawa rowniez, czy w Polsce sie cos zmienilo, czy nadal panuje zasada: Nowickiiii Stul gebe!!!!!!!!!!!!!!!!!!! ?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nie mam pojecia, ale popytam. Choc juz widze, oczami wyobrazni, te zdziwione spojrzenia, ze w ogole mozna takie pytania zadawac.... Dlaczego tak sobie to wyobrazam? Ano dlatego ze wystarczy zobaczyc pare francuskich mam z wlasnymi dziecmi i od razu ma sie wrazenie, ze one nie krzycza. One zawsze grzecznie o cos prosza. I dlatego dzieci duzo chetniej prosby spelniaja. Im wikesza glupote robi dziecko, tym ciszej mama zwraca mu uwage i o dziwo wlasnie takie zwracanie uwagi ma najwieksza moc - to z moich obserwacji. No ale to jest relacja jeden na jeden. Czesto mam wrazenie ze np. moje dzieci, kiedy sa w towarzystwie kolegow, sa trudniejsze do ogarniecia. Ale wtedy Ci koledzy rowniez sa trudniejsi do ogarniecia. Z tym ze u nas dzieciaki maja do dyspozycji caly ogrod i moga biegac i krzyczec i raczej nie ma w tym jakichs specjalnych ograniczen (ja raczej prosze zeby to w domu nie wrzeszczaly), wiec sa raczej rozbrykane.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ech, Shalla, ta Twoja wyobraźnia! ;) W jakim wieku są Ci wszyscy Zielińscy i Malinowscy z Twojej wizji szkoły??

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
No i znowu chlodno.... Ledwie rozeslalam zdjecia krotkorekawkowe, a juz na drugi dzien bylo po upale. Wczoraj bylismy na kolejnej wycieczce i mam naprawde duzo zdjec. Zdjec mamy. Dzieki temu widac nas :) Czysccie skrzynki, dziewczyny..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Mysh! Czyszcze, czyszcze :):) Wloskie dzieci nie sa takie jak francuskie. Wloskie dzieci krzycza. Krzycza jak opetane, od rana do wieczora. Znacznie bardziej niz polskie... Tu krzyk jest niestety norma - rowniez wsrod doroslych :( Wystarczy obejrzec jakakolwiek debate, na dowolny temat w telewizji wloskiej. Sceny, jakie rozgrywaja sie w parlamencie albo podczas najpowazniejszych dysput politycznych w programach pubicystycznych, przyprawialy mnie przez pierwsze miesiace pobytu tutaj o szczere zdumienie. Wciaz pytalam meza, czy nikt w domu i szkole nie uczyl tych ludzi, ze nieladnie jest przerywac rozmowcy lub mowic rownolegle do niego. Tutaj przewrzaskiwanie sie, wygrazanie piescia, i wychodzenie ze studia jest na porzadku dziennym. Powaznie. A ze przyklad idzie z gory, czego spodziewac sie po dzieciach? Na szczescie istnieja tez ludzie normalni, w tym niektorzy rodzice;) Fantastycznie wychowane zdaja mi sie dzieci mojej przyjaciolki Meksykanki i drugiej przyjaciolki Hiszpanki. W wiekszosci normalne sa dzieci naszych sasiadow. Co do moich... zalezy, jak dawno nie widzialy swojej babci a mojej tesciowej, dla ktorej "radosny" krzyk jest jedynym sposobem porozumiewania sie z dziecmi... :p Wlasnie ze wzgledu na ten powszechny obyczaj krzyczenia, ciesze sie bardzo, ze Franek trafil do klasy swojej wychowawczyni. Jest ona niezmiernie spokojna i pogodna osoba, ktora nigdy nie podnosi glosu. Franek jest w nia ewidentnie zapatrzony i ma wraznie, ze mam w niej ogromna sprzymierzenczynie w walce o cisze :):):)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Kiedy w pralce automatycznej upralam wieczne pioro Myszonia, wkladajac jednoczesnie do pralki jego nowiutkie, jeszcze nie noszone spodnie wlasnie przywiezione przez kuriera, to sie jeszcze bardzo nie chwalilam, myslalam ze to przejsciowe.... Dzisiaj udalo mi sie uprac wlasny klucz USB (pen drive)... C'est grave, docteur? - Czy to cos powaznego, doktorze? oj, goscie ida....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wodny psikulec
No coz, Myshko... nazwijmy to zamilowaniem do czystosci i porzadku... :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Tak, rzeczywiscie, nie pozostaje mi nic innego jak spojrzec na to z tej strony :D Tymbardziej, ze dzisiaj po poludniu, kiedy pomagalam sasiadce odlaczyc weza ogrodowego, woda zgromadzona w wezu siknela na mnie z ogromnym cisnieniem, moczac mnie od stol do glow (sasiadka najpierw zamknela wylot weza, a potem zakrecila wode, hm). Wyszlam od niej ociekajaca woda z butelka wina (w ramach przeprosin) - wyobrazcie sobie myszoniowa mine, kiedy wkroczylam tak do domu. Co sie wydarzy dzis wieczorem?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wodny psikulec
Za butelke dobrego wina dalabym sie namowic na prysznic z weza! Straty niewielkie a wino do obiadu jak znalazł! :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Mysh! JAk ja sie ciesze, ze napisalas o tym piorze, pen drivie i wezu... Myslalam, ze tylko ja tak mam! Mam ostatnio wrazenie, ze ostatnie szare komorki wyemigrowaly z mojego mozgu zdegustowane moim zachowaniem... Kazde wyjscie z domu to dla mnie tortura - odnalezienie dwoch komorek i kluczy, ubranie dzieci, wyciagniecie ich z domu i dobrniecie do trzech roznych szkol wydaje mi sie codziennie coraz mniej wykonalne! Prawie codziennie wracam do domu dwu lub trzykrotnie - a to po kostium gimnastyczny Ani a to po gitare Frania a to po wlasna glowe, ktora potoczyla sie niechcacy pod stol... Stan wiecznego niedospania sprawia, ze czesto wykreciwszy juz numer telefonu, wpatruje sie w aparat przerazona, bo zdaje sobie nagle sprawe z tego, ze nie wiem do kogo i w jakiej sprawie dzwonie... Sprawdzam w panice prefix by wiedziec sie przynajmniej do jakiego kraju dzwonie i w jakim jezyku powinnam dopytywac sie o tozsamosc osoby do ktorej zadzwonilam... To jest juz stan ciezki! :p

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×