Olek80 29 Napisano Wrzesień 30, 2020 witam, piszę tu ponieważ jak większość osób zakładających tu wątki, nie mam skąd czerpać już rad, a stoję na poważnym skrzyżowaniu życiowym, i kompletnie nie mam pojęcia co zrobić, może ktoś miał podobną sytuację w życiu i dzięki jego doświadczeniu łatwiej mi będzie spojrzeć na mój problem. Otóż razem z partnerką jesteśmy osobami po 40, znamy się prawie 17 lat, nie mamy ślubu ani dzieci, przez wiele lat w naszym związku układało się dość poprawnie, choć mieliśmy oczywiście swoje za uszami (kłótnie, sprzeczki). Od dłuższego czasu jednak nurtuje mnie jedna rzecz, mianowicie, moja partnerka jest osobą depresyjną (obecnie się nie leczy) co przekłada się na jej problemy z zatrudnieniem, stałej pracy nie ma już ok 12 lat, a ostatnie 5 lat praktycznie jest bezrobotna, początkowo, nie mogę powiedzieć aby mi ta sytuacja przeszkadzała, czułem się męsko, gdy mogłem zapewnić byt naszej rodzinie, nie zarabiam kokosów, ale na jakieś podstawowe życie nam starczało. Przyznaję jednak że ok 2 lata temu (penie przez kryzys wieku średniego) zacząłem analizować niektóre rzeczy, i pojawiło się we mnie początkowo uczucie, że nie żyję tak jak bym chciał. Strasznie się z tym gryzę, bo z jeden strony rozmawiamy o uczuciach, a ja myślę o sprawach materialnych, ale niestety nie potrafiłem skupić tego w zarodku, i takie myśli się rozwijały, 10 lat nie byliśmy na urlopie, przestaje mnie być stać na jakiekolwiek hobby, mój dzień zamyka się na pracy - domu, odpoczynku. Dodatkowo dochodzi kwestia, że nie mamy w żaden sposób zabezpieczonej przyszłości, i nie widzę abyśmy dali radę ją zabezpieczyć przy obecnej sytuacji. Czarę goryczy przelał chyba fakt iż 2 lata temu musiałem pożyczyć pieniądze od rodziców, bo po prostu wpadł nieproszony wydatek którego nie dałem rady ponieść. Więc zdecydowałem się na rozmowę (2 lata temu), że tak dłużej nie może być, że musi się coś zmienić bo ja nie daje rady ... ale nic się nie wydarzyło, mam wręcz wrażenie, że zamiast przybliżyć oddaliliśmy się od siebie jeszcze dalej... i tak, ona zapadała się w swojej depresji, a ja zamiast jej pomóc, chyba złapałem swoją. Nie muszę wspominać iż nasze życie erotyczne na tym ucierpiało, teraz praktycznie nie istnieję (już ponad rok bez żadnej intymności - a to nie pierwszy raz gdy zdarzały nam się takie przerwy). Jesteśmy ludźmi którzy dla siebie przeprowadzili się do innego miasta, każde z nas ma rodziny daleko, nie odwiedzamy ich no bo nie ma za co, to samo stało się z przyjaciółmi, nie dziwie im się ile można proponować spotkanie, i ciągle słyszeć nie. Trwamy w tym naszym świecie który sami zbudowaliśmy, ale ja coraz częściej czuję się jak bym już nie żył. Po kilku miesiącach przyszła pora na drugą rozmowę, znów skończyło się jak na razie na wielkich słowach, ale efekt marny, choć teraz jest pandemia, więc ciężko było tez się spodziewać, że się wszystko naprostuję . Musze też przyznać iż moja partnerka ma charakter dość apodyktyczny, od dłuższego czasu to ona kierowała naszym związkiem, ja, ja usuwałem się w cień, nie chcąc konfliktu w domu, myślę iż robiłem tak, bo nie chciałem podważać jej samooceny tak aby nie pogarszać depresji, zastanawiam się jednak czy chcąc dobrze nie zrobiłem czegoś całkiem odwrotnego, starałem się być oparciem, ale oparcie czasem też musi stawić opór. Czasem myślę, że powinienem się rozstać, spróbować zacząć od nowa, dać i jej i sobie szanse na nowe życie, oczywiście wspomagał bym ja finansowo dopóki nie stanęła by na nogi, zaraz później się jednak ganię za takie myśli, bo jest we mnie gdzieś ta odpowiedzialność za drugiego człowieka, który wydaje mi się że na swój sposób mnie kocha, choć może nie jest to ten sposób którego ja aktualnie potrzebuję ... na co dzień jakoś żyjemy, razem ale koło siebie. Już jednak nie rozmawiamy o przyszłości, nie robimy planów, po prostu żyjemy ... chciałbym zaznaczyć iż z mojej strony nie było zdrady, i nie uważam aby moja partnerka mnie zdradzała ... proponowałem terapię, ale przynajmniej na chwilę obecną ona nie chce się na to zgodzić ... nie wiem jak długo będę mieć siłę aby próbować ratować ten związek, przyznaję że ostatnimi czasy mam wrażenie, że staram się mniej ... i tu pojawia się pytanie do rozwodników, jak poradziliście sbobie z podjęciem decyzji o rozstaniu? Czy da się rozstać aby nie czuć żalu? (wiem niektórym te pytania wydadzą się trywialne...) dziękuję wszystkim Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Skb 862 Napisano Wrzesień 30, 2020 20 minut temu, Olek80 napisał: i tu pojawia się pytanie do rozwodników, jak poradziliście sbobie z podjęciem decyzji o rozstaniu? Czy da się rozstać aby nie czuć żalu? (wiem niektórym te pytania wydadzą się trywialne...) Do decyzji czasem wystarcza jedna kropla, która przelewa czarę goryczy. Po każdym rozstaniu jest okres żałoby, bo rozstanie to jest strata bardzo poważna. 1 Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Miła3 55 Napisano Wrzesień 30, 2020 Co prawda nie doświadczyłam rozwodu ani nie byłam w takim długim związku, ale myślę, że Twoja kobieta powinna pójść do pracy. W najgorszym wypadku postaw jej ultimatum. Mówiłeś jej to co napisałeś tutaj? Że czujesz, że nie żyjesz? Że nie podoba Ci się takie życie? Powiedz, że chcesz z nią korzystać dalej z życia, wyjeżdżać. Jak dostanie prace i trochę staniecie na nogi finansowo, to wyjedźcie gdzieś razem, gdzie nigdy nie byliście. Pozwiedzajcie, zjedzcie w nowym miejscu, próbujcie nowej kuchni. Sytuacja jest ciężka, bo ona ma depresję. To nie jest tak, że pójdzie - przysłowiowo - pobiegać i jej przejdzie. Musi zacząć brać leki od psychiatry. Życie ulegnie zmianie jak zacznie się uśmiechać. Ogólnie daj jej odczuć, że Cię traci. Powiedz o leczeniu i o pracy, to co napisałeś tutaj. Wydajesz się być naprawdę spoko mężczyzną. Ogromny plus za to, że jej nie zdradziłeś i nie kręcisz na boku. Jeśli o mnie chodzi, to po rozstaniu będziesz cierpiał. Każde rozstanie boli. Związek, poczucie przynależności, bezpieczeństwa, stałości - są to wartości uzależniające. Kiedy są, to nie zauważamy ich. Problem się pojawia, kiedy to tracimy. Oczywiście przetrwasz to. Ale może być ciężko. Co innego o tym pisać, mówić, co innego powiedzieć jej w twarz, że odchodzisz. Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Nemetiisto 1325 Napisano Wrzesień 30, 2020 30 minut temu, Olek80 napisał: tu pojawia się pytanie do rozwodników Ty się z nią już rozstałeś. To że mieszkacie jeszcze razem to przecież tylko pozory. Ona przywykła do tego i jeśli nie zobaczy, że Cię traci, nic nie zmieni. Żal jest zawsze ale to Ty jesteś dla siebie najważniejszy i nie możesz być z kimś tylko dlatego, że będziesz czuł żal po rozstaniu. Wykazałeś się i tak już zbyt dużą cierpliwością. Prawda i tak wyjdzie. Przedłużanie agonii tylko szkodzi wszystkim. Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Olek80 29 Napisano Wrzesień 30, 2020 dziękuję wszystkim za odpowiedzi, prawda jest taka że podczas drugiej naszej rozmowy, powiedziałem jej dokładnie, że nie wyobrażam sobie dalszego naszego życia w ten sposób, że część codziennej odpowiedzialności, ona musi wziąć na siebie, od tego czasu miną praktycznie rok, wiem że na 3 rozmowach była, ale jak na razie nic z tego nie wyszło. @Miła3 myślałem o tym, żeby wyjechać z nią gdzieś, zrobić coś innego, ale naprawdę w chwili obecnej nas na to nie stać, po pracy w tygodniu jest ciężko z wolnym czasem i choć może zabrzmi to jak tłumaczenia, to naprawdę dość często pracuję po 10-11 h, i oprócz kawy nie mam sił, i ochoty wymyślać aktywności ... @Nemetiisto mam czasem takie dni, gdzie staram się postawić siebie w głównym miejscu osi mojego życia, ale potem w myślach się sam za to ganię ... bo mam wrażenie że to niesprawiedliwe względem jej ... Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Miła3 55 Napisano Wrzesień 30, 2020 27 minut temu, Olek80 napisał: dziękuję wszystkim za odpowiedzi, prawda jest taka że podczas drugiej naszej rozmowy, powiedziałem jej dokładnie, że nie wyobrażam sobie dalszego naszego życia w ten sposób, że część codziennej odpowiedzialności, ona musi wziąć na siebie, od tego czasu miną praktycznie rok, wiem że na 3 rozmowach była, ale jak na razie nic z tego nie wyszło. @Miła3 myślałem o tym, żeby wyjechać z nią gdzieś, zrobić coś innego, ale naprawdę w chwili obecnej nas na to nie stać, po pracy w tygodniu jest ciężko z wolnym czasem i choć może zabrzmi to jak tłumaczenia, to naprawdę dość często pracuję po 10-11 h, i oprócz kawy nie mam sił, i ochoty wymyślać aktywności ... @Nemetiisto mam czasem takie dni, gdzie staram się postawić siebie w głównym miejscu osi mojego życia, ale potem w myślach się sam za to ganię ... bo mam wrażenie że to niesprawiedliwe względem jej ... Niech zacznie od leków, psychiatry. Poczuje się lepiej, może sama wyjdzie z jakąś propozycją. Na rozmowie o pracę inaczej wygląda kobieta zgaszona, która jest tam z musu, a inaczej kobieta uśmiechnięta. Taka jest prawda. Jeśli nie podejmie próby leczenia, odmówi wizyty u psychiatry, to to oznacza, że "lubi" tak żyć. A Ty nie musisz się na to godzić. I w takiej sytuacji możesz ją bez skrupułów zostawić, bo będziesz miał świadomość, że próbowałeś wszystkiego. Niestety, niektórych związków nie da się uratować. Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Olek80 29 Napisano Wrzesień 30, 2020 Przed chwilą, Miła3 napisał: Niech zacznie od leków, psychiatry. Poczuje się lepiej, może sama wyjdzie z jakąś propozycją. Na rozmowie o pracę inaczej wygląda kobieta zgaszona, która jest tam z musu, a inaczej kobieta uśmiechnięta. Taka jest prawda. Jeśli nie podejmie próby leczenia, odmówi wizyty u psychiatry, to to oznacza, że "lubi" tak żyć. A Ty nie musisz się na to godzić. I w takiej sytuacji możesz ją bez skrupułów zostawić, bo będziesz miał świadomość, że próbowałeś wszystkiego. Niestety, niektórych związków nie da się uratować. rozmawiałem o psychiatrze, lub o terapii dla par, bo oczywiście wiem że sam święty nie jestem a związek to dwoje ludzi, na razie niestety odbijam się od ściany.. zostawić nie jest łatwo, bo jednak lata razem spędzone, wspólne marzenia, wspólne plany, miało być po prostu inaczej i gdzieś temu sercu jednak strasznie żal Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Skb 862 Napisano Wrzesień 30, 2020 6 minut temu, Olek80 napisał: rozmawiałem o psychiatrze, lub o terapii dla par, bo oczywiście wiem że sam święty nie jestem a związek to dwoje ludzi, na razie niestety odbijam się od ściany.. zostawić nie jest łatwo, bo jednak lata razem spędzone, wspólne marzenia, wspólne plany, miało być po prostu inaczej i gdzieś temu sercu jednak strasznie żal Wspólne? W którym miejscu? Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Olek80 29 Napisano Wrzesień 30, 2020 dla mnie były wspólne chciałbym wierzyć żedla niej tez Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Miła3 55 Napisano Wrzesień 30, 2020 28 minut temu, Olek80 napisał: dla mnie były wspólne chciałbym wierzyć żedla niej tez Na pewno były. Niestety choroba to zepsuła. Truj jej o to tyłek, że tak się wyrażę. Niech zacznie się leczyć. Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
MewaNaUrlopie 57 Napisano Wrzesień 30, 2020 Ona się nie leczy? Depresja to ciężka choroba, wymaga pomocy specjalisty bo inaczej sobie nie poradzi, a i Ty tez nie dasz rady wszystkiego dźwigać. Ja rozstałam się po 13 latach związku. Nie byliśmy małżeństwem, więc mniej papierków było, ale nie była to łatwa decyzja. Czułam się podobnie jak Ty, jakby moje życie juz właściwie minęło i przyznaję, że decyzja o rozstaniu była trudna, ale konieczna, bo inaczej sama bym siebie wykończyła. Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Electra 1973 Napisano Wrzesień 30, 2020 (edytowany) 1 godzinę temu, Miła3 napisał: wartości uzależniające Uzależniające jest bycie samemu. Robisz co chcesz, kiedy chcesz i z kim chcesz. Nikt nie robi Ci wyrzutów, nie strzela fochów, nie sapie, nie masz cichych dni. Nieważne, że wszystkie są ciche, ale przynajmniej nikt nie jest w stanie zrobić Ci przykrości, zranić Cię. Ogarnę jakieś niezobowiązujące przytulanie (nie mylić z seksem), bo cholernie brakuje mi tego i mogę być sama całe życie. To jest prawdziwie uzależniający stan. Edytowano Wrzesień 30, 2020 przez Electra 2 1 Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Miła3 55 Napisano Wrzesień 30, 2020 32 minuty temu, MewaNaUrlopie napisał: Ona się nie leczy? Depresja to ciężka choroba, wymaga pomocy specjalisty bo inaczej sobie nie poradzi, a i Ty tez nie dasz rady wszystkiego dźwigać. Ja rozstałam się po 13 latach związku. Nie byliśmy małżeństwem, więc mniej papierków było, ale nie była to łatwa decyzja. Czułam się podobnie jak Ty, jakby moje życie juz właściwie minęło i przyznaję, że decyzja o rozstaniu była trudna, ale konieczna, bo inaczej sama bym siebie wykończyła. Jak się teraz czujesz? Z perspektywy czasu uważasz, że to była dobra decyzja? Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Electra 1973 Napisano Wrzesień 30, 2020 (edytowany) 12 minut temu, MewaNaUrlopie napisał: Ona się nie leczy? Każdy, kto nie leczy się pociąga za sobą bliskiego. Osobiście doradziłabym autorowi jasny komunikat "leczysz się, albo nasze drogi rozchodzą się". Jestem ogromną przeciwniczką stawiania warunków, ale jeśli na szali jest nasze życie to nie bójmy się postawić sprawy jasno. Będziesz prosić, żeby poszła leczyć się, a ona nic sobie z tego nie będzie robić, a z czasem już będzie tylko gorzej. Miłość miłością, powinno trwać się nawet w ciężkich chwilach przy kimś bliskim, ale odbiłabym piłeczkę- jeśli kocha niech zacznie leczenie dla Was dwojga. Żal, współczucie, myśli że sobie nie poradzi, że ma tylko Ciebie skutecznie przy niej zatrzymają Cię. Można mieć dobre serce, ale życie mamy jedno. Mógłbyś się zaskoczyć, ale może właśnie rozstanie skłoni ją właśnie do leczenia. Edytowano Wrzesień 30, 2020 przez Electra 2 1 Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Miła3 55 Napisano Wrzesień 30, 2020 35 minut temu, Electra napisał: Uzależniające jest bycie samemu. Robisz co chcesz, kiedy chcesz i z kim chcesz. Nikt nie robi Ci wyrzutów, nie strzela fochów, nie sapie, nie masz cichych dni. Nieważne, że wszystkie są ciche, ale przynajmniej nikt nie jest w stanie zrobić Ci przykrości, zranić Cię. Ogarnę jakieś niezobowiązujące przytulanie (nie mylić z seksem), bo cholernie brakuje mi tego i mogę być sama całe życie. To jest prawdziwie uzależniający stan. Nie wiem, nie znam takiego uczucia... Póki co jestem w związku i mam kluchę w gardle na samą myśl, że miałoby zabraknąć mojego faceta. Zależy też od okoliczności, od posiadania przyjaciół, znajomych. Jak ma się fajne grono, pracę, hobby to jest łatwiej i partner życiowy wydaje się zbędny. Gorzej jak ktoś jest samiutki na świecie... 1 Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Skb 862 Napisano Wrzesień 30, 2020 51 minut temu, Olek80 napisał: dla mnie były wspólne chciałbym wierzyć żedla niej tez Dla Ciebie były wspólne... A dla niej chciałbyś wierzyć... nie uważasz, że tak bardzo wasze oczekiwania się rozeszły, że nawet o nich nie mówiliście? Jeżeli między ludźmi nie ma rozmowy to nie ma związku. Choroba to straszna rzecz, wiem, ale trzeba z nią walczyć dla wspólnego dobra. jeżeli jedna strona chce a druga nie, to nic z tego nie będzie. Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
MewaNaUrlopie 57 Napisano Wrzesień 30, 2020 10 minut temu, Miła3 napisał: Jak się teraz czujesz? Z perspektywy czasu uważasz, że to była dobra decyzja? Bardzo dobra. Znacznie więcej dni przepłakałam będąc w związku, niż po rozstaniu. Kiedy ja próbowałam naprawiać, rozmawiać, zmieniać coś, on ignorował albo mówił, że i tak go nie zostawię, bo przecież nie dam sobie rady sama (a skąd ten pomysł mu się wziął, to nie mam pojęcia). Po prostu stwierdziłam, że najwyższa pora zawalczyć o siebie i swoje szczęście, bo czas ucieka i lepiej nie będzie. 2 2 Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Miła3 55 Napisano Wrzesień 30, 2020 26 minut temu, MewaNaUrlopie napisał: Bardzo dobra. Znacznie więcej dni przepłakałam będąc w związku, niż po rozstaniu. Kiedy ja próbowałam naprawiać, rozmawiać, zmieniać coś, on ignorował albo mówił, że i tak go nie zostawię, bo przecież nie dam sobie rady sama (a skąd ten pomysł mu się wziął, to nie mam pojęcia). Po prostu stwierdziłam, że najwyższa pora zawalczyć o siebie i swoje szczęście, bo czas ucieka i lepiej nie będzie. Gratuluję odwagi. Wiele osób boi się samotności. Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
MewaNaUrlopie 57 Napisano Wrzesień 30, 2020 14 minut temu, Electra napisał: Każdy, kto nie leczy się pociąga za sobą bliskiego. Osobiście doradziłabym autorowi jasny komunikat "leczysz się, albo nasze drogi rozchodzą się". Jestem ogromną przeciwniczką stawiania warunków, ale jeśli na szali jest nasze życie to nie bójmy się postawić sprawy jasno. Będziesz prosić, żeby poszła leczyć się, a ona nic sobie z tego nie będzie robić, a z czasem już będzie tylko gorzej. Miłość miłością, powinno trwać się nawet w ciężkich chwilach przy kimś bliskim, ale odbiłabym piłeczkę- jeśli kocha niech zacznie leczenie dla Was dwojga. Żal, współczucie, myśli że sobie nie poradzi, że ma tylko Ciebie skutecznie przy niej zatrzymają Cię. Można mieć dobre serce, ale życie mamy jedno. Mógłbyś się zaskoczyć, ale może właśnie rozstanie skłoni ją właśnie do leczenia. Najdłuższy związek, taki faktycznie na całe życie tworzymy sami ze sobą, więc warto o siebie zadbać. Nie twierdzę, że trzeba być egoistą przez duże E, ale jeżeli tak to wygląda, jak opisuje autor, to trzeba o siebie zawalczyć, bo psychicznie człowiek nie da rady tak się biczować. Właśnie, niech się zacznie leczyć, pomoże tym sobie, a i na związek to będzie miało lepszy wpływ. 1 Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Electra 1973 Napisano Wrzesień 30, 2020 (edytowany) 11 minut temu, Miła3 napisał: Póki co jestem w związku i mam kluchę w gardle na samą myśl, że miałoby zabraknąć mojego faceta I pięknie. Pewnie w głębi duszy zawsze będę zazdrościć ludziom miłości 11 minut temu, Miła3 napisał: Zależy też od okoliczności Mam tylko dzieci, które będą za niedługo więcej poza domem mając swoje już życie niż przy mnie. Mam przyjaciółkę, która za niedługo nie znajdzie czasu na częste spotkania, jestem praktycznie sama. Ale mam pracę, mam hobby, mam kilka marzeń do zrealizowania, trochę celów do osiągnięcia. Całe życie marzyłam o wielkiej miłości do grobowej deski, a prawdziwe szczęście odnalazłam odpuszczając ją sobie. Edytowano Wrzesień 30, 2020 przez Electra 2 Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
MewaNaUrlopie 57 Napisano Wrzesień 30, 2020 Przed chwilą, Miła3 napisał: Gratuluję odwagi. Wiele osób boi się samotności. Dziękuję;) Trochę to trwało, nim do tego dojrzałam;) ale samotność w związku jest znacznie gorsza od bycia samej. Dużo razem przeżyliśmy, w tym jego chorobę nowotworową, ale widać tak musiało być, że nasze drogi się rozeszły. Życie:) Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Electra 1973 Napisano Wrzesień 30, 2020 (edytowany) 12 minut temu, MewaNaUrlopie napisał: Właśnie, niech się zacznie leczyć, pomoże tym sobie, a i na związek to będzie miało lepszy wpływ. Jeśli nie podejmie decyzji o leczeniu autor powinien odejść. Gdy zostanie sama ze sobą, a ciężar który nosi z nią autor spadnie na nią samą, to może w końcu to zmobilizuje ją do leczenia. Dam sobie głowę obciąć przy samej dupie, że tak właśnie będzie. Chyba, że popełni najbardziej z drastycznych kroków, bo brutalnie stwierdzę, że też jest taka opcja... Przy rozstaniu może być naprawdę prawdziwa jazda, szantaż emocjonalny, pewnie groźby odebrania sobie życia, ale strach przed takim scenariuszem nie powinien autora powstrzymywać przed ratowaniem siebie. Nie zbawimy nikogo, każdy ma swoje życie we własnych rękach. Jeśli ktoś wybiera samozaoranie nie dajmy się nikomu dobrodusznie ciągnąć za sobą. Edytowano Wrzesień 30, 2020 przez Electra 1 1 Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
MewaNaUrlopie 57 Napisano Wrzesień 30, 2020 6 minut temu, Electra napisał: Jeśli nie podejmie decyzji o leczeniu autor powinien odejść. Gdy zostanie sama ze sobą, a ciężar który nosi z nią autor spadnie na nią samą, to może w końcu to zmobilizuje ją do leczenia. Dam sobie głowę obciąć przy samej dupie, że tak właśnie będzie. Chyba, że popełni najbardziej z drastycznych kroków, bo brutalnie stwierdzę, że też jest taka opcja... Przy rozstaniu może być naprawdę prawdziwa jazda, szantaż emocjonalny, pewnie groźby odebrania sobie życia, ale strach przed takim scenariuszem nie powinien autora powstrzymywać przed ratowaniem siebie. Nie zbawimy nikogo, każdy ma swoje życie we własnych rękach. Jeśli ktoś wybiera samozaoranie nie dajmy się nikomu dobrodusznie ciągnąć za sobą. Racja, powinien, bo niebawem i on się załamie i nie będzie w stanie funkcjonować. Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Olek80 29 Napisano Wrzesień 30, 2020 1 godzinę temu, MewaNaUrlopie napisał: Racja, powinien, bo niebawem i on się załamie i nie będzie w stanie funkcjonować. Właśnie tego się obawiam ... Że się załamie ... Wiecie czego nie rozumiem w sobie i o co mam żal .. pamiętam jak że 4 lata temu (może 5) w wigilię, spędzaliśmy ja sami bo moja partnerka nie chciała spotkać się z moja rodziną, oglądaliśmy coś w TV ... A ja myślałem że nic więcej mi nie potrzeba do szczęścia ... A teraz mam wrażenie że wszystko się odwróciło ... Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
kardulaki 89 Napisano Październik 4, 2020 Dnia 30.09.2020 o 17:25, Olek80 napisał: witam, piszę tu ponieważ jak większość osób zakładających tu wątki, nie mam skąd czerpać już rad, a stoję na poważnym skrzyżowaniu życiowym, i kompletnie nie mam pojęcia co zrobić, może ktoś miał podobną sytuację w życiu i dzięki jego doświadczeniu łatwiej mi będzie spojrzeć na mój problem. Otóż razem z partnerką jesteśmy osobami po 40, znamy się prawie 17 lat, nie mamy ślubu ani dzieci, przez wiele lat w naszym związku układało się dość poprawnie, choć mieliśmy oczywiście swoje za uszami (kłótnie, sprzeczki). Od dłuższego czasu jednak nurtuje mnie jedna rzecz, mianowicie, moja partnerka jest osobą depresyjną (obecnie się nie leczy) co przekłada się na jej problemy z zatrudnieniem, stałej pracy nie ma już ok 12 lat, a ostatnie 5 lat praktycznie jest bezrobotna, początkowo, nie mogę powiedzieć aby mi ta sytuacja przeszkadzała, czułem się męsko, gdy mogłem zapewnić byt naszej rodzinie, nie zarabiam kokosów, ale na jakieś podstawowe życie nam starczało. Przyznaję jednak że ok 2 lata temu (penie przez kryzys wieku średniego) zacząłem analizować niektóre rzeczy, i pojawiło się we mnie początkowo uczucie, że nie żyję tak jak bym chciał. Strasznie się z tym gryzę, bo z jeden strony rozmawiamy o uczuciach, a ja myślę o sprawach materialnych, ale niestety nie potrafiłem skupić tego w zarodku, i takie myśli się rozwijały, 10 lat nie byliśmy na urlopie, przestaje mnie być stać na jakiekolwiek hobby, mój dzień zamyka się na pracy - domu, odpoczynku. Dodatkowo dochodzi kwestia, że nie mamy w żaden sposób zabezpieczonej przyszłości, i nie widzę abyśmy dali radę ją zabezpieczyć przy obecnej sytuacji. Czarę goryczy przelał chyba fakt iż 2 lata temu musiałem pożyczyć pieniądze od rodziców, bo po prostu wpadł nieproszony wydatek którego nie dałem rady ponieść. Więc zdecydowałem się na rozmowę (2 lata temu), że tak dłużej nie może być, że musi się coś zmienić bo ja nie daje rady ... ale nic się nie wydarzyło, mam wręcz wrażenie, że zamiast przybliżyć oddaliliśmy się od siebie jeszcze dalej... i tak, ona zapadała się w swojej depresji, a ja zamiast jej pomóc, chyba złapałem swoją. Nie muszę wspominać iż nasze życie erotyczne na tym ucierpiało, teraz praktycznie nie istnieję (już ponad rok bez żadnej intymności - a to nie pierwszy raz gdy zdarzały nam się takie przerwy). Jesteśmy ludźmi którzy dla siebie przeprowadzili się do innego miasta, każde z nas ma rodziny daleko, nie odwiedzamy ich no bo nie ma za co, to samo stało się z przyjaciółmi, nie dziwie im się ile można proponować spotkanie, i ciągle słyszeć nie. Trwamy w tym naszym świecie który sami zbudowaliśmy, ale ja coraz częściej czuję się jak bym już nie żył. Po kilku miesiącach przyszła pora na drugą rozmowę, znów skończyło się jak na razie na wielkich słowach, ale efekt marny, choć teraz jest pandemia, więc ciężko było tez się spodziewać, że się wszystko naprostuję . Musze też przyznać iż moja partnerka ma charakter dość apodyktyczny, od dłuższego czasu to ona kierowała naszym związkiem, ja, ja usuwałem się w cień, nie chcąc konfliktu w domu, myślę iż robiłem tak, bo nie chciałem podważać jej samooceny tak aby nie pogarszać depresji, zastanawiam się jednak czy chcąc dobrze nie zrobiłem czegoś całkiem odwrotnego, starałem się być oparciem, ale oparcie czasem też musi stawić opór. Czasem myślę, że powinienem się rozstać, spróbować zacząć od nowa, dać i jej i sobie szanse na nowe życie, oczywiście wspomagał bym ja finansowo dopóki nie stanęła by na nogi, zaraz później się jednak ganię za takie myśli, bo jest we mnie gdzieś ta odpowiedzialność za drugiego człowieka, który wydaje mi się że na swój sposób mnie kocha, choć może nie jest to ten sposób którego ja aktualnie potrzebuję ... na co dzień jakoś żyjemy, razem ale koło siebie. Już jednak nie rozmawiamy o przyszłości, nie robimy planów, po prostu żyjemy ... chciałbym zaznaczyć iż z mojej strony nie było zdrady, i nie uważam aby moja partnerka mnie zdradzała ... proponowałem terapię, ale przynajmniej na chwilę obecną ona nie chce się na to zgodzić ... nie wiem jak długo będę mieć siłę aby próbować ratować ten związek, przyznaję że ostatnimi czasy mam wrażenie, że staram się mniej ... i tu pojawia się pytanie do rozwodników, jak poradziliście sbobie z podjęciem decyzji o rozstaniu? Czy da się rozstać aby nie czuć żalu? (wiem niektórym te pytania wydadzą się trywialne...) dziękuję wszystkim Zawsze mnie zastanawia co ma w sobie taka kobieta ,która nic nie robi i jest utrzymywana Jeszcze tyle lat??? Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Olek80 29 Napisano Październik 5, 2020 18 godzin temu, kardulaki napisał: Zawsze mnie zastanawia co ma w sobie taka kobieta ,która nic nie robi i jest utrzymywana Jeszcze tyle lat??? myślę, że to nie jest jej wybór, nie wiem, ale mam wrażenie, że ona też się nie odnajduję w takiej sytuacji, może z mojej strony, zabrakło wsparcia i motywacji, może zamiast nią delikatnie potrzasnąć, za bardzo liczyłem że gdy nie będę stawiał warunków to ona sama się zmieni ... Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Skb 862 Napisano Październik 5, 2020 2 godziny temu, Olek80 napisał: myślę, że to nie jest jej wybór, nie wiem, ale mam wrażenie, że ona też się nie odnajduję w takiej sytuacji, może z mojej strony, zabrakło wsparcia i motywacji, może zamiast nią delikatnie potrzasnąć, za bardzo liczyłem że gdy nie będę stawiał warunków to ona sama się zmieni ... A czy to jest wybór? Czy ona jest ubezwłasnowolniona? Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Bimba 2827 Napisano Październik 5, 2020 Dnia 30.09.2020 o 21:07, Olek80 napisał: Dnia 30.09.2020 o 19:14, MewaNaUrlopie napisał: Racja, powinien, bo niebawem i on się załamie i nie będzie w stanie funkcjonować. Właśnie tego się obawiam ... Że się załamie ... Wiele osób załamałoby się gdyby straciło strategicznego sponsora. Skończ się dawać doići wykorzystywać. Masz 40 lat, jesteś jeszcze na tyle młody że możesz założyć normalną rodzinę z kobietą która patrzy w tę samą stronę co Ty. Skończ te farsę, zmarnowałaś już dosyć czasu. 1 Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Gość pari Napisano Październik 5, 2020 1 godzinę temu, Bimba napisał: Wiele osób załamałoby się gdyby straciło strategicznego sponsora. Skończ się dawać doići wykorzystywać. Masz 40 lat, jesteś jeszcze na tyle młody że możesz założyć normalną rodzinę z kobietą która patrzy w tę samą stronę co Ty. Skończ te farsę, zmarnowałaś już dosyć czasu. Sponsora, sponsora To nie jest tak, że całe życie nie pracowała. To, że od jakiegoś dłuższego czasu nie może, nie chce znaleźć pracy, jest spowodowane brakiem wiary we własne siły. Ktoś musiał podkopać i to bardzo skutecznie, poczucie własnej wartości, stąd ten marazm. Jest wiele ludzi zachowujących się o wiele gorzej ( ludzie bez sumienia, oszukujący innych, szuje jednym słowem), którzy jednak odnajdują się w tej pokręconej rzeczywistości i nikt nie wyrzuca im, że doją innych ludzi. Jestem skłonna przyznać rację, Elektrze i Miłej3 Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Bimba 2827 Napisano Październik 5, 2020 Przyznawaj komu chcesz. Ja uważam że człowiek ma tylko jedno życie i bardzo mało czasu na założenie rodziny i karierę zawodową. Szkoda go marnować na trwanie w chorych i toksycznych związkach. Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach