Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

MM-

On się rozwodzi i zaczyna związek ze mną

Polecane posty

Gość ktoś kto czuje to samo...
przyznam ,że sama nie nazwałabym tego związkiem, a raczej układem

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość majka61
Do Dogie: napisałaś tak: "On nie jest z zoną, nie sypiaja ze sobą, nie rozmawiają, On tylko mieszka z nią w jednym domu, ale przecież nie w jednym pokoju." Moje pytanie: czy TY TO WIDZIAŁAŚ, czy tylko wiesz od niego? Jeśli to drugie, to facet mówi to, co chcesz usłyszeć. Dopóki nie sprawdzisz, nie przekonasz się jak jest naprawdę. A napewno jest tak, jak piszą moje przedmówczynie. Wygoda, wygoda i jeszcze raz wygoda. Tam żona, tu kochanka. A żonie można powiedzieć, że się jedzie załatwiać interesy, a kochance to chce słyszeć - jesteś jedyna, żona to nieporizumienie, przyzwyczajenie itd. OPAMIĘTAJ SIĘ DZIEWCZYNO!!!!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
DOGIE: Widziałas pozew, ale czy miał potwierdzenie złożenia do sądu czy tylko napisany? Czy odbyła się już choć jedna rozprawa rozwodowa? Czy spotykacie się dłużej niż te 4 dni? Czy kiedykolwiek spędził z Tobą co najmniej dwa tygodnie (np. urlop)? Jeśli na wszystkie pytanie odpowiesz - TAK, spokojna głowa. Jesli NIE - To otwórz oczy dziewczyno i nie marnuj sobie życia!!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Cześć kobietki! Jak widzę i czytam te ostatnie historie, to myślę sobie, że ja jednak jestem w najlepszej sytuacji i nie powinnam mieć powodu do narzekania na szczęście. Podjęłam mocne postanowienie, że zaczynam pozytywny tok rozumowania, bo nie można żyć przeszłością, liczy się tylko to, co będzie dalej. Jednym słowem zakładam różowe okulary i nie zamierzam ich zdejmować. Nie wiem, czy mi się to uda, ale mam taką nadzieję.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ktoś ...
wiecie co....mam takiego dołka dzisiaj , juz dawno tak nie było. Widziałam jego żonę z dzieckiem, na placu zabaw....mam mieszane uczucia. Gdyby moze mnie nie poznał dziś wszystko byłoby między nimi ok...?? w poukładane życie wkrada sie chaos, trzeba gramolić się pod górkę a tchu zaczyna brakować..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witam stare i nowe forumowiczki:) Dogdie: Twoja sytuacja nie wygląda mi najlepiej i dzieczyny, które tu piszą, piszą szczerze...... Jestem podobnego zdania do nich. Mężczyzna, jeśli chce, potrafi kombinować. Wydaję mi się, że nie masz za bardzo co liczyć na to, że odejdzie od żony i rowiedzie się. Nie w takiej sytuacji, szczególnie kiedy ciągle mieszka z żoną, nieważne co mówi. Przykro mi.. Oczywiście mogę racji nie mieć, ale dla mnie to dość dziwna sytuacja. Właśnie sytuacja kochanki, łudzącej się, że odejdzie........... Na forum znajdziesz wsparcie, ale też i inny punkt widzenia, za który nie ma się co obrażać. A także inny, trzeźwy, bo z zewnątrz, punkt widzenia. Nadchodzi jesień i na pewno będzie Wam dziewczyny nieco ciężej, dziwne, jak wiele zależy od pogody:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Barba
Moje Drogie. Pół roku temu wyszłam za mąż za facet, ktory nie dość, że się rozwiódł to jeszcze udało mu się (to już, hi, hi, zasługa byłej żony, wariatki) stwierdzić nieważność małżeństwa, dzięki czemu wzięliśmy ślub kościelny. Z pierwszego małżeństwa ma troje dzieci (15, 14 i 12 lat), z czego jedno, najstarszy syn, mieszka z nami. Kochałam mojego męża i kocham nadal, ale gdybym mogła cofnąć czas, to ... No właśnie. Wierzcie mi, to jest koszmarnie trudne. Zwłaszcza, gdy są dzieci. Oczywiście, różnie to bywa. Mój mąż jest kochany jak mąż, ale ja nie umiem się z tym wszystkim pogodzić. Szczerze mówiąc, jestem na etapie poszukiwania dobrego psychologa rodzinnego dla sibie albo dla nas obojga, choć ceny wizyt mnie powalają i zniechęcają. Obawiam się jedna, że jeśli czegoś nie zrobię, to nasze małżeństwo sie rozpadnie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nie zawsze jest różowo i chyba dzieci utrudniają sprawę, ale tylu ludziom sie przecież udaje:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ktoś kto czuje to samo...
Barba.....trzymam kciuki , że jednak wszystko się ułoży, życie nie jest takie jakbysmy chcieli, ale wiara czyni cuda ! podobno...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Lipa
Barba a dlaczego napisałaś, że jego była żona - wariatka, a Ty sama teraz poszukujesz porady psychologicznej, a później może psychiatrycznej i trzecia żona będzie o Tobie mówa - wariatka.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Braba
Ja poszukuję porady i pomocy, żeby nasz związek przetrwał. Ja chcę go ratować. Daleko mi do jego byłej żony. Urodziła te dzieci, a palcem nie tkęła przy nich. Nie mówiąc o tym, że na 7 miesięcy wyprowadziła się do kochanka, z którym teraz też pomieszkuje a dzieci na to patrzą. Kiedy ona chce spędzić upojną z nim noc, najmłodszego najczęściej podsyła do nas. Poza tym, ja nie zamierzam bić mojego męża po twarzy, a już na pewno nie przy byle okazji i z byle powodu. No i wreszcie, mój mąż nigdy nie zostałby ugodzony przez mnie nożem. Poza tym mnie nikt nie przepisywał nigdy psychotropów. Przykłady mogę mnożyć. Wybarałam te, które Ci To chyba dość jasno pokazuje Ci, Lipo, że mimo wszystko psycholog różni się od psychiatry i nie każdy, kto rozważa pójście po poradę do tego pierwszego, kwalifikuje się, by zaszeregować go jako wariata.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość do barby
Barba nie każdy kto chodzi do psychiatry i bierze psychotropy jest wariatem. Nie generalizuj bo w twojej sytuacji możesz wpaść w wielki psychiczny dół, może dopaść cię depresja, możesz przeżyc wielką traumę i wtedy możesz też potrzebować psychiatry i psychotropów. Ale to nie znaczy, że bedziesz wariatką. Pomyśl nim coś napiszesz, bo mozesz zranić kogoś komu zycie już dokopało wystarczająco.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Barba
Daleka jestem od generalizowania. Nie każdy, kto odwiedza psychiatrę jest wariatem, choć z drugiej strony, jeśli przeczytałaś, co napisałam, to trochę się dziwię, że zachowań tej osoby nie odbierasz jako oznak właśnie lekkiego, choćby, szaleństwa.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość do barby
Barba ja nie oceniam tej pani ani jej zachowań. Nie znam jej. Ja powiedziałam ogólnie, że nie każdy kto korzysta z psychiatry i psychotropów jest wariatem. A twoja ocena jej zachowania napewno jest bardzo subiektywna gdyż temat dotyczy bezposrednio ciebie i twojego meża. Przy takim zangażowaniu emocji i uczuć nie jesteś w stanie ocenić tego obiektywnie. Ta kobieta wciąż siedzi w twoim zyciu choćby przez jego dzieci z którymi masz kontakt na codzień. "Nikt nie jest dobrym sędzią we własnej sprawie"- stare łacińskie powiesdzenie i bardzo słuszne.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Barba
Masz rację. Sama nie sądziłam, że tak bardzo "siedzi" i że to tak bardzo boli, choć nie powinno, bo nie mam (oprócz faktu, że są dzieci i cała ta przeszłość) do tego mocnych podstaw.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ale się zaogniło na naszym topiku......... No niezłe wydarzenia, wiesz Ty powinnaś sobie bez problmeu z tym dać radę, tylko dzieci mi szkoda..............Barba:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Mąż zdradza mnie od dwu lat- wiem od 9 miesięcy. Próbowałam rozmawiać i z nim i z nią. Ludzie się rozwodzą ale można to zrobić zachowując wzajemny szacunek-u nas się nie da. mniejsza z tym. Nie wiem czy rozmawiają o wspólnym życiu, ale mąż nie ma zamiaru do niej się przeprowadzać. Spędza z nią miło czas po czym wraca jak zły szeląg. Doszło do tego że kluczem zabranym mężowi otworzyłam drzwi jej domu i stawiłam torby z rzeczami męża. Przywiózł je do domu. Nie wiem które z nich nie chce wspólnie zamieszkać- mnie w każdym razie nie jest już potrzebny taki ktoś. Jeśli chcesz być z nim niech najpierw przeprowadzi rozwód bo faceci dobrze czują się w domowych pieleszach.Wraca taki do domu- przekopie ogródek, zje obiad, pogada z dziećmi, zatankuje im samochód, zdrzemnie się spokojnie( przy młodszej musi udawać ogiera) - wygodnie. I chyba taki rozwód sprawia za dużo kłopotu, więc po co się męczyć jak podwójne życie jest takie wygodne. Żona i kochanka wspaniale się uzupełniają i najlepiej mieć obie. Z początku byłam pełna nienawiści do dziewczyn które wiążą się z żonatymi- teraz myślę że i Wam nie jest łatwo. Najlepiej wychodzą na tym faceci. Pomyśl o tym że jemu jest po prostu wygodnie- dopóki się nie rozwiedzie i nie pokaże Ci aktu - nie licz na zbyt wiele. A w swoją sprawę rozwodową nie chce cię wciągać- bo może nie ma takiej sprawy?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Barba
Do Anouk Też mi z początku było szkoda tych dzieci, chociaż moja teściowa (jeszcze wtedy nią nie była) ostrzegała mnie przed nimi. To samo słyszałam od brata męża i jego żony. Nie wierzyłam do końca. Biedne dzieci, które musiały szybko dojrzeć i usamodzielnić się. Polubiłam je szczerze. Cóż... Guzik prawda. Są cfane i wyrachowane. Umieją tylko brać. Pokazałm za dużo serca i wlazły mi na głowę, a ja teraz usiłuję je stamtąd zwalić. Czasem warto wierzyć innym, pomimo że to co mówią wydaje się nieprawdziwe i przykre.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Czytam, czytam i myślę.Skoro mieszka z żoną i nie będzie wynajmował mieszkania- bo po co skoro ma swój dom- to po rozwodzie nie wynajmie mieszkania ( bo ma swój dom !!!!!) i będziecie żyli długo i szczęśliwie- chyba w trójkę z żoną, bo podejrzewam że dom jest wspólną własnościa dotychczasowego małżeństwa. Nie wiem czy nie jestem zbyt złośliwa, ale chyba patrzę realnie. Przepraszam, ale mój punkt widzenia jest chyba przyziemny, ale życie to w większości przyziemne sprawy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
do Barba: niestety tak czasem dzieci się zachowują, chcą ugrać maksymalnie dużo dla siebie i dlatego ja twierdzę, że so biedne:( Bo nie potrafią byc bezinteresowne, miłość kojarzą z wymianą jakichś dóbr na jakieś, są tekie \"upośledzone\" pod tym względem. Ale zawsze to dzieci i coś się stało, że są takie a nie inne :( i w tym przypadku zdziałała niestety mamusia. Wiesz smutno mi się Ciebie czyta, wo widzę w Tobie brak nadziei:( Pozdrawiam serdecznie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ktoś kto czuje to samo...
wczoraj miałam dziwny dzień, gdy bylismy razem chciałam isc na spacer, zupełnie ale to zupełnie zapomniałam , ze on.....nie może :( bo wiadomo mogłby ktoś nas razem zobaczyc i bylyby problemy...jejku jak ja tego nienawidze bycie ta druga czekanie na coś , kiedy będzie normalnie...to trudne nawet bardzo. Poczułam rumieniec na buzi gdy on odpowiedział"poczekaj jeszcze troche , jeszcze nie teraz" i tyle....jak policzek zmyło mnie i sprowadziło na ziemie. Szkoda ze zanim go poznalam nigdy nie natrafiłam na tego typu topik, choc pewnie i tak nie uwierzylabym ze to moze byc takie trudne.... pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Barba
Może nie doczytałam dobrze Twoich wczesniejszych wypowiedzi, ale powiedz, czy wy macie jakieś konkretne widoki na wspólną przyszłość? Ja mam może i ciężką sytuację ze względu na fakt, że są dzieci, ale nigdy, naprawdę nigdy, mój mąż, jeszcze jak nim nie był iteraz, nie dał mi odczuć, że jestem druga. Jeśli Ty już na tak wczesnym etapie znajmości cierpisz na ten kompleks, to nie wróźy Ci to niczego dobrego. Nie pomyśl, że się mądrzę, ale ja naprawde wiem, co to znaczy być "drugą " po względem faktycznym i prawnym, ale nie pod względem uczuciowym.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
witajcie, dawno, bardzo dawno mnie tu nie bylo... a wlasciwie, bylam i jestem, ale stoje z boku, czytam, zastanawiam sie, ale nic nie wpisuje, bo nic juz nie wiem... pogubilam sie zupelnie, w mojej glowie wojna... pozdrawiam Was serdecznie...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ktoś kto czuje to samo...
nie, nie dał mi nigdy tak odczuc wręcz przeciwnie, czuje że zajmuję w jego sercu jakieś miejsce, jednak dręczy mnie to czekanie. . . staram się do wszystkiego zdystansować, bo kochając tak ponad to wszystko boje się że bedę płakać. jednak dystans jest tylko w sferze moich checi.....oddaję się cała temu uczuciu i dlatego tak wszystko przeżywam.. i ten czas.....który tak się wlecze. zupełny brak konsekwencji ze strony czasu- jak jesteśmy razem to leci nie ubłaganie szybko , a jak chcę aby już minął czas czekania...to wlecze się jak żółw..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Barba
Wyobrażam sobie jak Ci ciężko. Kiedy ja poznałam męża, ko.ńczył już powoli sprawę rozwodową. Ciągnęła się latami, bo jego była żona walczyła o pieniądze. gdyby mogła, to oddałaby mu dzieci, a wzięłą tylko kasę. Ale nie o to teraz chodzi. Poza tym, był w połowie sprawy o stwierdzenie nieważności małżeństwa. Do tego ksiądz notariusz zapewniał, że sprawa ma szanse na wygraną. I udało się. Przysięgaliśmy sobie przed Boegiem. A to bardzo duż dla nas znaczyło. Wszystko nowe, wszystko takie nasze. Prze nikogo nie musieliśmy cierpieć, a rodzajem cierpienia byłoby wzięcie ślubu jedynie w urzędzie. To byłaby ciągnąca się przeszłość. Miałam dużo szczęścia. Nigdy nie musiałam się nim z nikim dzielić. Ta osoba nie pojawia się w naszym życiu w słowach, bo on ją nienawidzi na tyle, że na przykład ja jej imię poznałam przez przypadek z ust jego matki. Sam ... nie , daruję sobie pisanie epitetów, jakimi ją określał i nadal, jeśli trzeba, to to robi. Zatem, wyobrażam sobie, że jest Ci ciężko, ale z drugiej strony, jeśli oboje chcecie siebie, to nic nie powinno Wam stanąć na drodze, nawet przeszłość. Ona jest w głowei, bo i ja z tym walczę, ale najważnisze, że nie pojawia się w życiu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ktoś kto czuje to samo...
Barba- dodałaś mi wiary , że się uda, wiesz jak to jest , mimo że miłość wielka trzeba ją troszkę hamować....czekać czekać ....aż będzie można wyjść sobie za rękę spokojnie na spacer, bez krzywych spojrzeń . tylko ja taka niecierpliwa jestem...choc i tak nie podejrzewałam siebie że będę mogła być w takim związku jak ten mój....troszkę to trwa, czas pokaże na ile uczucia są wielkie i szczere, na ile są w stanie pokonać to wszystko co teraz nam nie sprzyja.... pozdrawiam cieplutko La Luna co się tam u ciebie dzieje??

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
pogubilam sie we wlasnych uczuciach... zupelnie... nie wiem czy Go kocham, czy tylko tak mi sie wydawalo... boje sie, ze jesli czlowiek zaczyna sie zastanawiac czy kocha, to to oznacza ze nie kocha...bo inaczej takie watpliwosci by nie istnialy... my spotkalismy sie w bardzo specyficznych okolicznosciach, ja wtedy bylam po bardzo ciezkim doswadczeniu zyciowym i bardzo potrzebowalam ciepla i bliskiej osoby i akurat wtedy pojawil sie on i byl dla mnie taki dobry i czuly, moglam sie ukryc w jego ramionach... bronilam sie przed ta znajomosci, bo wiedzialam ze jest zonaty i dzwigalam wtedy wystarczajacy ciezar na swoich ramionach, zeby nie dokladac sobie jeszcze kolejnego... ale poddalam sie, ugielam sie pod naporem jego determinacji, uczyc, dobroci... a teraz boje sie, ze to co wydawalo mi sie miloscia wcale nia nie bylo, ze mowilam \"kocham Cie\" a powinnam mowic \"jestes mi bliski, duzo dla mnie znaczysz, dziekuje Ci za to co dla mnie robisz, ze przy mnie jestes w tych trudnych chwilach mojego zycia...\" boje sie, ze dalsze bycie w tym zwiazku nie ma sensu, nie chce go krzywdzic, za bardzo go cenie i szanuje, a zaczynam miec poczucie, ze go oszukuje, ze mowie kocham wcale tak nie czujac... a z drugiej strony nie bardzo potrafie wyobrazic sobie, ze go moze nie byc w moim zyciu... jestem zupelnie rozdarta, juz mam lzy w oczach, czuje jakby w mojej glowie byla wielka czarna dziura, nie wiem co robic...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
a jak tu radzic sobie ze wszystkimi zewnetrznymi przeszkodami, ktore pietrza sie przed nami jesli bylibysmy razem, kiedy ja mam takie watpliwosci w podstawowej sprawie... mozna je pokonac tylko bedac naprawde jednoscia... cos sie we mnie zlamalo, jakis czas temu bylam pewna, ze to co czuje, to milosc do niego, ale teraz juz wcale tego taka pewna nie jestem...:(((

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Barba
Z jednej strony dobrze, że się nad tym zastanawiasz. Ale z drugiej... Cóż, jesli już na tym etapie nie jesteś pewna, to może lepiej zakończyć tę znajomość, choć to trudne i bolesne. Ale w przeciwnym razie, co dalej? Będziesz z nim z przyzwyczajenia i z litości, bo szkoda Ci go będzie, żeby mu to powiedzieć? Szkoda Waszego życia. A zwłaszcza Twojego, bo on juz raz sobie je jakoś ułożył...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×