Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość w smutku

jak poradzić sobie z taką tragedią

Polecane posty

Gość ja nie ja nie
złozonas, mnie równiez to bardzo intryguje... i zastanawia.. nie chodzi mi o przykład Agi, ale ogólnie... mówi sie nam ze gdy ukochana osoba zostanie \"zabrana z tego swiata\" to ze i tak ja kiedys spotkamy i bedziemy miec dla siebie wieczność..a co z małżenstwami, które rozdzieliła śmierc a wdowiec badz wdowa ponownie ułozyli sobie ziemnie zycie... jak to pozniej bedzie ygladac... czyli jest tu juz zaprzeczenie tego ze TAM bedzie mozna sie spotkac z ukochanymi i byc tak blisko z nimi jak tu na ziemi ... ?!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jaruska
w bibli jest napisane gdzies ze maz i ozna po smierci nie beda mezem i zoną tylko wszystcy bedą jednoscia-jakby jedna dusza tworem u boku Boga wszyscy beda zjednocznei z Bogiem beda jakby w zwiazku jzu nie z ta osoba co na ziemii, ale z Bogiem i z innymi ludzmi........

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
to tylko kolejne pytania, na które nie znajdziemy teraz odpowiedzi... takich pytań jest mnóstwo i to że nie wiem co się teraz z Nim dzieje powoduje jeszcze większy ból... zaczynam kolejny dzień, kolejny dzień bez Niego i już wiem, że to będzie trudny dzień, jak każdy, bo już bez Niego . . .

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość aga28
do złozonas Źle ci się wydaje!!! To nie taka miłość o jakiej ty myślisz. Męża kocham tą miłością tzw. prawdziwą. Chcę z nim być, kochać go, spędzić resztę życia. To najdroższy mi człowiek. A Mariusz???? Jego już nie ma. Był moją pierwszą miłością, a tej podobno nigdy się nie zapomina. Szczególnie gdy była tak silna i nie rozpadła się naturalnie. Może go idealizuję ale kocham go jakąś cząstką siebie, maleńkim kawałeczkiem serca. Przecież można kochać cały świat, każdego inną miłością. Jest tak wiele rodzajów miłości. Wyszłam z potwornego załamania nerwowego i chcę żyć dalej, mieć rodzinę, kochać i być kochaną, ale o Mariuszu nigdy nie zapomnę. Był cudownym epizodem w moim życiu. Zawsze zostanie w moim sercu. Jeśli tego nie potrafisz zrozumieć to jeszcze nie jesteś dojżała/y. To przychodzi z czasem. Miłości uczymy cię całe życie, co dzień od nowa. A to że się spotkamy po śmierci - no pewnie że się spotkamy. Tam nie będzie rodziny, Męża, żony i fizyczności. Tylko nasze dusze bardzo za sobą stęsknione. I coła wieczność żeby się cieszyć rajem. Tego też nie rozumiesz????????????

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Aga, pięknie to powiedziałaś, o spotkaniu stęsknionych za sobą dusz. Masz rację moja dusza będzie tęsknić zawsze za Nim i zawsze będzie gdzieś w zakamarkach mojego serca... bo o takiej miłości i o takim bólu nie można zapomnieć, to będzie zawsze we mnie.... Ale we mnie wszystko Twoje, jak serce, krew niosę Cię....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość z19
witam ... Po przeczytaniu tych postów zaczynam sie bać... odczuwam strach i niepokoj... kolejny dzien, kolejne sekundy, mija czas...a ja czekam tylko kiedy minie moje zycie ... wpatrywanie sie w zdjecia i ta ogromna swiadomość " ON ODSZEDŁ...", chyba dopiero teraz rzeczywistość jest tak prawdziwa, dopiero teraz obrazy ujawniaja sie w podswiadomości... wtulam sie w jego kamizelke... " wyczuwam , w zapachu ubrań..." liscie spadaja z drzew ...czuje sie taka mała.. w tym swiecie...łzy same napływaja do oczu ... " czasami pełno jest ludzi po to, aby głebsza była samotnośc, tak bardzo jestem sama, że nawet mnie ze mna nie ma... "

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość z 19
W SMUTKU kieruje to do Ciebie ... oraz do wszystkich osób które dotknęła tragedia jaką jest strata kogoś bliskiego ... badz ktoś kto zna takie osoby... : Rz: Czy wizyta na cmentarzu pomaga pogodzić się ze śmiercią bliskiej osoby? ANNA DODZIUK: Niektórym osobom pomaga: tym, które w jakiś sposób mogą wyrazić swoje cierpienie, żal po stracie i smutek. Wspominanie zmarłych, rozmawianie z nimi w myślach czy nawet głośno, a przede wszystkim płacz i dzielenie się swoimi uczuciami z innymi ludźmi - wszystko to pomaga pogodzić się ze stratą. Ale na cmentarzach widać też osoby, które są wypełnione bólem i rozpaczą, lecz ich nie okazują. Im nie pomaga odwiedzanie grobów, bo tylko budzi drzemiący w nich ból, jednak go nie uzdrawia. Dlaczego niektórzy rozpaczają po stracie przez długie lata, a inni godzą się z nią i wracają do życia? Zwykle ból nie przemija, jeżeli nie ma możliwości w pełni wyrazić rozpaczy w okresie żałoby. To przecież jest oczywiste, że strata bliskiej osoby boli. Musi boleć. Naprawdę groźne w skutkach jest to, że otoczenie każe nam ten ból ukrywać. Amerykańscy psychologowie porównują tę sytuację do ceremonii rozdania Oscarów: podczas odczytywania werdyktu operator kamery często pokazuje osoby, które nie dostały nagrody i w rzeczywistości są bliskie płaczu, ale na zewnątrz udają, że wszystko jest w porządku. Robią dobrą minę do złej gry. W podobnej sytuacji często jest ktoś, komu umarła bliska osoba. Jeżeli zacznie płakać, zaraz ktoś mówi: nie płacz, weź się w garść, czas leczy rany. Albo tak energicznie klepie płaczącego po plecach, aż ten przestanie albo nic nie mówi i odchodzi. Najczęściej wokół osób przeżywających żałobę wytwarza się społeczna próżnia, chociaż właśnie wtedy potrzebują wsparcia. Czyli trzeba pozwolić płakać? Oczywiście. I to nie godzinę czy kilka godzin - po stracie bliskiej osoby nawet sto godzin płaczu to może być za mało. Jeśli przyjrzymy się tradycyjnym kulturom, zobaczymy to wyraźnie: w większości z nich jest podobnie - kiedy człowiek umiera, jego najbliżsi rozpaczają, rozdzierają szaty, płaczą. Podczas ceremonii pogrzebowej wspomina się zmarłego, ludzie żegnają się z nim, próbują jakoś zakończyć związane z nim wątki. Najbliższych obowiązuje ścisła żałoba, która trwa w niektórych kulturach tydzień, w innych miesiąc. To jest okres, kiedy można się skupić na intensywnym przeżywaniu cierpienia, na uprzytomnieniu sobie w pełni, co się stało. Po tej fazie następuje okres żałoby już nie tak głębokiej, kiedy na przykład unikamy zabawy. Ten etap trwa na ogół około roku i powinien być przeznaczony na adaptację do nowej sytuacji życiowej. Niektórzy specjaliści mówią o czasie potrzebnym do stworzenia nowej mapy swojego świata. Nie znam kultury, która wyznaczałaby okres żałoby dłuższy niż rok. Po jego upływie tradycja nakazuje wracać do życia, do normalnego funkcjonowania. Jaki jest sens takiego wydłużania żałoby? Człowiek nie jest w stanie pogodzić się ze stratą bliskiej osoby w ciągu kilku dni. Śmierć któregoś z rodziców, współmałżonka czy dziecka, przyjaciela to tragedia, której nie da się zbagatelizować ani zapomnieć. Psychologowie, którzy zajmowali się osobami śmiertelnie chorymi oraz rodzinami umierających i zmarłych, zaobserwowali, że po śmierci kogoś, kogo kochamy, rozpoczyna się długi proces, który ma swoje etapy, i dopiero ostatni z nich to pogodzenie się ze stratą. Po kolei: jakie to etapy? Najpierw negacja: nie dopuszczamy tragedii do świadomości, strata wydaje się nierealna. Myślę, że działa tu naturalny mechanizm samoregulacyjny, taki sam, jak przy bólu fizycznym: jeżeli jest zbyt silny, człowiek traci przytomność. Cierpienie za duże do ogarnięcia powoduje znieczulenie psychiczne. Ten etap zazwyczaj wypełnia czas między śmiercią a pogrzebem. Jest dużo do załatwienia formalności, telefony, więc to, co najgorsze, jest jakby zepchnięte na drugi plan. Następny etap to złość: na świat, na los, na Boga, na siebie albo nawet na zmarłą osobę. Często obwinia się wówczas lekarzy, nieraz kogoś z rodziny, że czegoś zaniedbał albo zrobił nie tak. Znaczna część małżeństw, którym umarło dziecko, rozpada się, bo mąż obwinia żonę, a żona męża, zamiast wspólnie złościć się i rozpaczać. Bo po etapie złości następny to rozpacz, kiedy dociera do nas cała straszliwa nieodwracalność śmierci. Naturalnym sposobem wyrażania rozpaczy jest płacz. Ale wtedy, zwykle już wiele dni po pogrzebie, płakać jakoś nie wypada. To fatalny zwyczaj, ponieważ płacz jest bardzo potrzebny. Trzeba wyrzucić z siebie rozpacz, żeby mógł nadejść czwarty etap - pogodzenie się ze stratą. Jak powinniśmy się zachowywać, jeżeli zaprzyjaźnionej osobie umrze ktoś bliski? Przede wszystkim powinniśmy być z tą osobą. Jeżeli zwykle ktoś dzwonił do przyjaciela na przykład raz w tygodniu, teraz powinien dzwonić codziennie. Powinien zaproponować, że przyjdzie do niego, że można będzie porozmawiać. Najważniejsze jest to, żeby osoba pogrążona w żałobie nie była pozostawiona samej sobie. Być z tym kimś - to jest najbardziej pomocne, chociaż naprawdę trudne. Po pierwsze, każdy z nas nosi w sobie jakąś nieodżałowaną stratę i rozmowa z kimś, czyj ból jest świeży, budzi nasz własny ból. To naturalne, że się tego boimy. Drugi powód jest taki, że chcemy być delikatni, dobrze wychowani, a w takiej sytuacji nie wiemy, jak się zachować. Kiedy ktoś znajomy się żeni, wiemy, co powiedzieć, o co zapytać, w jaki sposób okazać radość. A jeśli ktoś owdowiał? Często nie robimy nic, bo nie chcemy wtrącać się w nie swoje sprawy, włazić butami w cudzą duszę. To błąd, bo ten człowiek właśnie teraz nas potrzebuje. Trzeba do niego przyjść i jeśli będzie chciał mówić - wysłuchać. A jeśli będzie milczał, to po prostu zrobić mu szklankę herbaty. Ale z nim być. Ale ten ktoś może udawać, że wszystko jest w porządku. Tak, bo często sam sobie zabronił okazywania uczuć. Osoba, która straciła kogoś bliskiego, nieraz myśli, że nie wypada obciążać innych swoimi problemami, narzucać się. Może uważać, że ludzie akceptują tylko pogodnych i uśmiechniętych, może też utożsamiać płacz ze słabością. I wtedy sama sobie zakazuje płaczu, wyrażania smutku i rozpaczy, rozmawiania o zmarłym. A wspominać trzeba, i to nie wyłącznie w sposób wyidealizowany, jak to jest przyjęte, tylko prawdziwy. Jeśli czegoś w życiu z tą osobą brakowało (czułości, uznania, troski), to trzeba też złościć się na nią i nie tłumić swojego niezadowolenia. Trzeba postarać się zamknąć wszystkie niedokończone wątki, których może być dużo, bo śmierć bliskiego człowieka zawsze zdarza się nagle i nie zdążymy wszystkiego, co ważne, zrobić i powiedzieć sobie za życia. O to też mamy często żal, i jest to żal do siebie, że nie powiedzieliśmy zmarłemu tego, co najważniejsze, na przykład: "Kocham cię" albo "Cierpiałem przez ciebie, ale i tak cię kocham". Uczucia związane ze zmarłą osobą muszą być w jakiś sposób przetrawione, nie można ich blokować. Czym to grozi? Czasem przy oglądaniu starych albumów ze zdjęciami, pokazującymi życie rodziny rok po roku, widać te skutki: na którejś karcie jedna z fotografowanych osób zmienia się. Jej rysy tężeją, twarz wyraża gorycz. I tak zostaje. Taka osoba potem jest już inna - zdystansowana, nie może w pełni uczestniczyć w życiu, ból i rozpacz nieustannie przesłaniają jej świat. I jest to nie do odrobienia? Można to uzdrowić, jeśli taka osoba przestanie tłumić bolesne uczucia. Często zresztą jest gotowa mówić o zmarłym i swoim bólu, jeżeli znajdzie się ktoś, kto będzie słuchał. A osób, które noszą w sobie zakonserwowany żal po stracie i nie mają z kim rozmawiać na ten temat, jest mnóstwo. Można więc zwrócić się do kogoś zaprzyjaźnionego z propozycją spotkania poświęconego właśnie na dzielenie się bolesnymi uczuciami związanymi ze stratą. Wtedy może będzie po prostu lżej. Rozmawiał Łukasz Kaniewski

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość z 19
Kiedy ktoś znajomy się żeni, wiemy, co powiedzieć, o co zapytać, w jaki sposób okazać radość. A jeśli ktoś owdowiał? Często nie robimy nic, bo nie chcemy wtrącać się w nie swoje sprawy, włazić butami w cudzą duszę. To błąd, bo ten człowiek właśnie teraz nas potrzebuje. Trzeba do niego przyjść i jeśli będzie chciał mówić - wysłuchać. A jeśli będzie milczał, to po prostu zrobić mu szklankę herbaty. Ale z nim być. Ale ten ktoś może udawać, że wszystko jest w porządku. Tak, bo często sam sobie zabronił okazywania uczuć. Osoba, która straciła kogoś bliskiego, nieraz myśli, że nie wypada obciążać innych swoimi problemami, narzucać się. Może uważać, że ludzie akceptują tylko pogodnych i uśmiechniętych, może też utożsamiać płacz ze słabością. I wtedy sama sobie zakazuje płaczu, wyrażania smutku i rozpaczy, rozmawiania o zmarłym. A wspominać trzeba, i to nie wyłącznie w sposób wyidealizowany, jak to jest przyjęte, tylko prawdziwy. Jeśli czegoś w życiu z tą osobą brakowało (czułości, uznania, troski), to trzeba też złościć się na nią i nie tłumić swojego niezadowolenia. Trzeba postarać się zamknąć wszystkie niedokończone wątki, których może być dużo, bo śmierć bliskiego człowieka zawsze zdarza się nagle i nie zdążymy wszystkiego, co ważne, zrobić i powiedzieć sobie za życia. O to też mamy często żal, i jest to żal do siebie, że nie powiedzieliśmy zmarłemu tego, co najważniejsze, na przykład: "Kocham cię" albo "Cierpiałem przez ciebie, ale i tak cię kocham". Uczucia związane ze zmarłą osobą muszą być w jakiś sposób przetrawione, nie można ich blokować. Czym to grozi? Czasem przy oglądaniu starych albumów ze zdjęciami, pokazującymi życie rodziny rok po roku, widać te skutki: na którejś karcie jedna z fotografowanych osób zmienia się. Jej rysy tężeją, twarz wyraża gorycz. I tak zostaje. Taka osoba potem jest już inna - zdystansowana, nie może w pełni uczestniczyć w życiu, ból i rozpacz nieustannie przesłaniają jej świat. I jest to nie do odrobienia? Można to uzdrowić, jeśli taka osoba przestanie tłumić bolesne uczucia. Często zresztą jest gotowa mówić o zmarłym i swoim bólu, jeżeli znajdzie się ktoś, kto będzie słuchał. A osób, które noszą w sobie zakonserwowany żal po stracie i nie mają z kim rozmawiać na ten temat, jest mnóstwo. Można więc zwrócić się do kogoś zaprzyjaźnionego z propozycją spotkania poświęconego właśnie na dzielenie się bolesnymi uczuciami związanymi ze stratą. Wtedy może będzie po prostu lżej. Rozmawiał Łukasz Kaniewski MAM NADZIEJE ZE CHOC TROCHE AM Kiedy ktoś znajomy się żeni, wiemy, co powiedzieć, o co zapytać, w jaki sposób okazać radość. A jeśli ktoś owdowiał? Często nie robimy nic, bo nie chcemy wtrącać się w nie swoje sprawy, włazić butami w cudzą duszę. To błąd, bo ten człowiek właśnie teraz nas potrzebuje. Trzeba do niego przyjść i jeśli będzie chciał mówić - wysłuchać. A jeśli będzie milczał, to po prostu zrobić mu szklankę herbaty. Ale z nim być. Ale ten ktoś może udawać, że wszystko jest w porządku. Tak, bo często sam sobie zabronił okazywania uczuć. Osoba, która straciła kogoś bliskiego, nieraz myśli, że nie wypada obciążać innych swoimi problemami, narzucać się. Może uważać, że ludzie akceptują tylko pogodnych i uśmiechniętych, może też utożsamiać płacz ze słabością. I wtedy sama sobie zakazuje płaczu, wyrażania smutku i rozpaczy, rozmawiania o zmarłym. A wspominać trzeba, i to nie wyłącznie w sposób wyidealizowany, jak to jest przyjęte, tylko prawdziwy. Jeśli czegoś w życiu z tą osobą brakowało (czułości, uznania, troski), to trzeba też złościć się na nią i nie tłumić swojego niezadowolenia. Trzeba postarać się zamknąć wszystkie niedokończone wątki, których może być dużo, bo śmierć bliskiego człowieka zawsze zdarza się nagle i nie zdążymy wszystkiego, co ważne, zrobić i powiedzieć sobie za życia. O to też mamy często żal, i jest to żal do siebie, że nie powiedzieliśmy zmarłemu tego, co najważniejsze, na przykład: "Kocham cię" albo "Cierpiałem przez ciebie, ale i tak cię kocham". Uczucia związane ze zmarłą osobą muszą być w jakiś sposób przetrawione, nie można ich blokować. Czym to grozi? Czasem przy oglądaniu starych albumów ze zdjęciami, pokazującymi życie rodziny rok po roku, widać te skutki: na którejś karcie jedna z fotografowanych osób zmienia się. Jej rysy tężeją, twarz wyraża gorycz. I tak zostaje. Taka osoba potem jest już inna - zdystansowana, nie może w pełni uczestniczyć w życiu, ból i rozpacz nieustannie przesłaniają jej świat. I jest to nie do odrobienia? Można to uzdrowić, jeśli taka osoba przestanie tłumić bolesne uczucia. Często zresztą jest gotowa mówić o zmarłym i swoim bólu, jeżeli znajdzie się ktoś, kto będzie słuchał. A osób, które noszą w sobie zakonserwowany żal po stracie i nie mają z kim rozmawiać na ten temat, jest mnóstwo. Można więc zwrócić się do kogoś zaprzyjaźnionego z propozycją spotkania poświęconego właśnie na dzielenie się bolesnymi uczuciami związanymi ze stratą. Wtedy może będzie po prostu lżej. Rozmawiał Łukasz Kaniewsk MAM NADZIEJE ZE CHOC TROCHE WAM POMOZE ....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Polin2
to straszne jak kruche jest zycie... mysle ze czeste bycie na cmentarzu, rozmowa z Nim i czas... pozwoli na wrocenie do rzeczywistosci

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość z19
kolejny wieczór .. mijaja dni, minuty sekundy .. takie bardzo dzine uczucie... przeszywajacy bo, dusznośc w płuchachl... nie umiem juz patrzec z radoscia na zdjecia... godziny rozmów z NIm... łzy same napływają do oczy ... Nie umiem już oszukiwać swiadomości ... Prosze pomóżcie ... czuje sie co raz gorzej ... nakładam maske zwyczajności... ale tak nie jest ... moje dusza umiera ... ja umieram ... W smutku ... a jak Ty sie czujesz ?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość z 19
kolejny wieczór .. mijaja dni, minuty sekundy .. takie bardzo dzine uczucie... przeszywajacy bo, dusznośc w płuchachl... nie umiem juz patrzec z radoscia na zdjecia... godziny rozmów z NIm... łzy same napływają do oczy ... Nie umiem już oszukiwać swiadomości ... Prosze pomóżcie ... czuje sie co raz gorzej ... nakładam maske zwyczajności... ale tak nie jest ... moje dusza umiera ... ja umieram ... W smutku ... a jak Ty sie czujesz ?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Polin2
Z 19 bardzo Ci wspolczuje...i naprawde zal za serducho sciska... Musisz byc silna i myslec o tym ze zycie kreci sie dalej..ze ON chcialby zebys sie czesciej usmiechala, byla radosna...Zrob to dla NIEGO

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość z19
Polin 2 ... dziekuje Ci za słowa otuchy... wiem ze wiele ludzi może mysli ze uzalam sie nad soba... ale nigdzie indziej niz przez to, przypadkowo znalezione forum, nie moge przekazac to co czuje i mysle ... stram sie wracac do normalnego zycia... ale jest to bardzo ciezkie ... smutek i fale zalu napływaja stoponiwo i "falami" siedze układam puzle zerkam w strone teleizora, radia... choc i tak nie wiem co sie dzieje do okoła.. niby normalnie ... nadeszła noc... łzy płyna strumieniami, nie moge ich opanowac ... czuje sie jakbym była w transie... drzenie rąk, drgawki.. pytania.. dlaczego? ... takie ludzkie egoistyczne zachwowanie... ale ja nie chce, nie chce zyc bez Niego!! Mimo iz wiem ze nie chciałby, patrzec na me łzy... nie umiem ich powstrzymac ... Rzeczywistośc jest okrutna ... nie umiem od siebie odpedzic mysli ze mogłam coś zrobic, zareagowac .... ale ja o niczym nie wiedziałam ... i nie moge sobie tego wybaczyc ... rozmawiam z Nim... i wtedy zaczyna sie jeszcze wiekszy płacz ... za chwile oapdna emocje, wezme herbate... wyłacze komputer... pojde do siebie.. pooze sie, usmiechne sie do zdjecia.. Spytam dlaczego nam nie było dane przezyc tego zycia razem .... i znów pojawia sie lzy ... mała histeria.. opetanie... scenariusz powtarza sie co noc..co dnia... co chwile ...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość yy
jjjiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiklipppppppppppppppppppppppp

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
rozsypuje się w kawałki, z których składam Jego imię, jestem Jego treścią, wpomnieniem Jego rąk, tylko tym, bo mnie już nie ma... robię się dziwna, boję się żyć, bo nie wiem czy dziś ból będzie jeszcze do wytrzymania, czy zniosę jeszcze to cierpienie i w sercu tęsknotę... czuję jakbym powoli gasła, znikała, jakby codziennie coś we mnie umierało, jakbym po kawałku odchodziła... Czy z bólu można umrzeć ? ? ?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość z19
W smutku ... wiem co czujesz.... ale trzymaj sie !! Prosze Cię .. w sumie możesz rzec łatwo powiedziec... sama zadaja takie pytania... ale wierze w to ze Twój ból z czasem bedzie słabszy i łagodniejszy.... choc Twa dusza i serce na pewno nigdy nie przestana odczuwac pustki.... teraz musizz zyc za Was oboje ... chco to bardzo trudne ..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość z19
W SMUTKU, nie wiem czy chcesz czytac rzecy które do Ciebie kieruje... ale chciałabym bardzo Ci jakoś pomóc, poniewaz częściowo rozumiem Twój ból ... "...nie obawiaj sie o to, jak będzie wyglądało nasze życie po śmierci. Będzie tak, jak jest teraz, bo najmniejsza odrobinka szczęścia jest przecież przedsmakiem nieba. Niebo jest tu, bo już teraz w nim żyjemy, jeśli tylko kochamy. Owszem, powiedziane jest, że po śmierci nie będziemy się już pobierać, ale jest też powiedziane, że miłość silniejsza jest nie tylko od śmierci, ale i od wiary i od nadziei. Bóg jest naszym Ojcem i wie, czeka nam potrzeba, już on zadba, by się nasza miłość nie zmarnowała...." Mam nadzieje ze choć trochę Ci to pomoże ...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
dziękuje, nawet nie wiesz jak te słowa na mnie wpłyneły (a może wiesz). Więc dzisiejszy dzień zacznę z miłością, wiarą i nadzieją, więc może chociaż dziś nie będzie tak trudno, może nie będzie aż tak boleć... życzę wszystkim i sobie miłego dnia, cokolwiek to może oznaczać. . .

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość z 19
świeci słońce... ale tylko na zwenatrz... dla mnie pada deszcz, łzy płyną po policzkach ... niby wsyzto wraca do normy... oswoiłam sie juz z mysla ze Go przy mnie ( fizycznie ) nie ma i juz nigdy nie bedzie, ze juz nigdy Go nie ujrze ... ale obrazy przeszłości sa tak wielkie,,, tak bardzo "przygniataja ma dusze" chwilowe oszukanie swiadomosci i zajecie sie czymś inny... niespodziewane, nagłe... gwałtowne uderzenie rzeczywistości ... Jego twarz, dotyk.. usta... nie wróca ... jestem sama ... dziwne uczucie w okoicach serca, jakby dusznośc .... kazdy dzien staje sie meczarnia... myslałam ze z czasem bedzie co raz lepiej ... Wszyscy do okoła powtarzaja : "nie płacz" , " musisz sie pozbierac" , i zakładam maske dnia codzienngo, niby jest Ok... a tak na prawde kazdy dzien jest gorszy i ciezszy od poprzedniedniego nie umiem sobie juz z tym poradzic ... nie chce bez Niego żyć ... kochany .... ;(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
kolejny dzie, próba oszukania samej siebie i całego świata, pokazać, że sobie radzę, jestem silna.... innych łatwo oszukać, wystarczy uśmiechnąć się lekko, powiedzieć kilka słów i już myślą, że jest naprawdę dobrze... trudniej oszukać siebie, wmówić sobie, że to przecież aż tak nie boli, że żyję i będę żyć, że przyjdę dobre dni, oszukać siebie, serce, umysł... mi się to nie udaje każda rzecz mi go przypomina, czasem uśmiecham się do tych myśli tak szczerze, a zaraz pęka coś we mnie, znów łzy, znów ból, znów pytanie:dlaczego, jak??? i nadal nie wierzę w to, nadal czekam, szukam, tęsknię tak jakby miał znów być obok, zastanawiam się co mu powiem, układam słowa, a On.... On już nigdy ich nie usłyszy ocieram się już o rzeczywistość, dostrzegam pogodę, innych ludzi, zmuszam się do wysiłku, do nauki, do myślenia ocieram się o rzeczywistość, ale wciąż jestem daleka od niej, widzę wszystko jak przez chmury, ciemne, burzowe chmury, jakbym żyła w innym wymiarze, w innym świecie, w krainie smutku... Żyj odtąd we mnie. . .

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość z 19
nie moge p[atrzec juz na siebie bo widze w lustrze Jego ...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość z 19
jak dobrze Cie rozumie W SMUTKU ... jak dobrze ... ;(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
wieczór, czuć już jesień, jesienny wieczór, słyszę jeszcze muzykę, widzę świat, za chwilę zamnkę leciutko oczy i zacznę znikać i już niczego nie będę słyszeć prócz Jego słów i już nie będzie dla mnie świata, tylko widok Jego twarzy, uśmiechniętej twarzy.... znikam, spod zamnkniętych powiek swobodnie spływają łzy, przynoszą ulgę zmęczonym oczom, które muszą patrzeć codzień na ten świat, przynoszą ukojenie duszy.. zamykam się w świecie, gdzie tylko ja i On... nie ma już niczego, nic tego zmieni wieczór, od jakiegoś czasu zawsze taki sam, tak samo bolesny, tak samo trudny i zawsze tak samo samotny boję się jesinnych wieczorów, jeszcze bardziej zimowych bo są jeszcze dłuższe, boję się zostawać z sobą sam na sam, boję się każdego dnia, boję się że przyjdzie dzień gdy jużnie wytrzymam, gdy ból będzie zbyt duży jak na moje małe serce, boję się że kiedyś zabraknie mi łez i nie będę mogła Go opłakiwać... patrzę w lustro i zastanawiam się kim teraz jestem, bo przecież chyba jeszcze jestem... tylko kim... tylko czym... a może mnie już nie ma... może tak naprawdę umarłam tam razem z Nim, tylko ja mam jeszcze zdrowe ciało... a może.... bredzę bez sensu, myślę bez sensu, może żyję bez sensu

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
uciekłabym, ale gdzie ? Czy jest takie miejsce, gdzie ból nie boli a z oczu nie płyną łzy ? Gdzie miłość nie oznacza tęsknoty, a śmierć istnieje tylko w bajkach ? Uciekłabym... znikła...odeszła... by przestać czuć, myśleć na chwilę na moment, choć na minutę dziś znów uciekam w przeszłość, wspomnienia, tylko to mi zostało po Nim i po naszej miłości, tylko to, tak nie wiele, jak na uczucie, które mogło przenosić góry i czynić cuda, zostaję sama z pustką w sobie i przed sobą...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość z 19
bardzo dobrze Cie rozumie ... najgorsze wieczory ... chcc nie chcac świadomość zostaje przykryta wspomnieniami i niemozliwości zrealizowania naszych planów... przyszłosci wspólnego mieszkania... wszystko miało juz być dobrze .... wreszcie odnalzezliśmy siebie... a teraz... moge z Nim rozmawiac spogladajac ... na Jego grób... łzy same cisna sie do oczu .. w smutku, tak jak powiedziałaś jesienne i zimowe wieczory ... boje sie ze bedziedzie co raz gorzej ... boje sie bez Niego zyć, boje sie oddychac ... spogladajac w lustro widze Go... patrze na talerz kubek, kawe... ON ON ON ... wszedzie... w mym sercu, myslach, do okoła... tylko dla czego juz nie przy mnie i nie na zawsze ... DLACZEGO ?! ;((((

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
i znów się rozsypuje na drobne kawałki, próbuje się jakoś pozbierać, oszukać świadomość, uciec od bólu, po raz kolejny podejmuje niesprawiedliwą walkę ze wspomnieniemi, zawsze przegrywam, wspomnienia mnie otaczają, tak jakby On był we wszystkim, jakby w powietrzu którym oddycham unosił się jeszcze Jego zapach i zapominam, że Jego już nie ma, ktoś tylko znów wypowiada Jego imię w czasie przeszłym i uderzam głową w mur zwany rzeczywistością i znów muszę usłyszeć to czego nie chcę, znów muszę chociaż starać się w to uwierzyć, choć nie wiem czy wogóle można.... trzymaj się kochana, znam Twój ból i wiem, że teraz żadne słowa nie pomogą ale wiedz, że gdzieś w świecie jestem ja, która cierpi podobnie jak ty i wie jak to wszystko boli

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość z19
z kadą noca czuje sie co raz gorzej .. ból duszy przemiania sie w ból fizyczny ... dziekuej Ci za słowa odtuchy!!! wiem ze Ty mnie rozumiesz... dlatego jest mi łatwo napisac to do Ciebie ... bo wiesz co przezywam ... ja rówzniez znam Twój ból ... Ty tez sie trzymaj!! Jestem z Toba ... jutro jade na cmenatrz korzytsam z tego ze jeszcze nie zaczeła mi sie szkoła ... zapale znicz również za Twego Chłopca ... i sie za Was pomodle ... Mam nadzieje ze coś to pomoże... chce przynajmniej w to wierzyć .... ale to tak boli ...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
podejmuję każdego dnia walka z tym wszystkim, z rzeczywistością, z tym co się stało, z moim bólem, z tęsknotą, z samą sobą i z całym światem... może dziś mi się uda, nie cierpieć aż tak bardzo, by ból nie bolał aż do kości, a myśli nie raniły mojego małego serca... każdy dzień to próba, czy mi się uda, każdy dzień to nadzieja, że mi się uda, każdy dzień to rozczarowania, bo się nie udało... ale może dziś, może dziś będzie ten dzień, gdy coś się zmieni... łyk kawy, ostatnie słowo wypowiedziane w duchu do Niego i już jestem inną dziewczyną, nie tą co wczoraj wieczorem płakała, bo zapomniała jak żyć, nie tą co wczoraj nie widziała sensu w tym świecie, na kilka godzin staję się inną dziewczyną, by wieczorem znów wrócić i pozwolić wrócić łzą, bólu, smutku..... I znów jestem w smutku . . .

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Kochana z19, życzę Ci dziś dużo siły, by móc przejść przez ten dzień, a także wiele wiary by wierzyć, że to wszystko ma jakiś ukryty sens, i może jeszcze ciut nadziei, która teraz brzmi bardzo abstrakcyjnie... Myślami jestem z Tobą, życzę mnóśtwo siły (także i sobie)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość faknaSTACHURY
"Bo jak mogę przestać być, jeżeli jestem. Jeżeli był na przykład Józef Zelent – elektryk „wyrwany z gniazda jako orlę przez prąd”, jak głosi jego cmentarny nagrobek, jeżeli on był, to czy to znaczy, że go nie ma? On jest. Był, jest i będzie. Albo jeżeli był Izydor Ducasse, ten sam, który już w „Pierwszej pieśni Maldorora” wyznał: „Ni mnie, ni czterem łapo-płetwom foki, mieszkanki oceanu lodowatego, nie udało się rozwikłać zagadki życia”, więc jeżeli on był, to czy to znaczy, że go nie ma? On był, jest i będzie. Albo nieznany żołnierz. Albo inni bez rodzinnych marmurowych grobowców, bez prostego krzyża, bez pomników, sarkofagów, piramid, mauzoleów, wszyscy, wszyscy, którzy przeszli zauważeni lub niezauważeni, wszyscy, którzy byli. Przestało bić im serce, ale oni są. Bo byli. B y ć się do nich stosuje. Zapomniał ten albo ci, którzy wymyślili czasy proste i czasy złożone: praesens, imperfectum, perfectum, plusquamperfectum, futurum I, futurum II, inne czasy złożone, zapomnieli oni, którzy byli, więc są i będą, zapomnieli o jednym czasie, wieczystym, infinitus. Który odmienia się tak: ja być, ty być, on być, my być, wy być, oni być. Ciepłe nasze oddechy, którzy żyjemy, i zimne teraz oddechy wszystkich, którzy żyli, mieszają się ze sobą, całują i płyną razem po utartych szlakach, magistralach i wszystkich dzikich rubieżach czasu i przestrzeni. To jest wiatr, nurt żywota, Lili Pons." Edward Stachura

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×