Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Pasja

BIESIADA

Polecane posty

🌻Kochana moja, jesteś...🌻 ...moim słonecznym niebem, moim powszednim chlebem, mojego łoża panią, bezpieczną przystanią, najsłodszym podarunkiem, dobrego humoru warunkiem, lekarstwem na stres aż po dni kres, jesteś radości tworzeniem i jedynym przeznaczeniem, dniem i nocą służysz pomocą, serca jesteś uzdrowicielką, na zawsze pocieszycielką, orzeźwieniem wiosennym, klejnotem bezcennym, mojej modlitwy wysłuchaniem, serca i duszy szeptaniem, mojego życia zachwytem, całą prawdą, a nie mitem, kolorowa jak karuzela, wesoła jak w dzień wesela, jesteś słońcem po burzy, pilnujesz, bym się nie zachmurzył, piękne masz dłonie, z tobą mogę kraść konie, jesteś moją witaminą, której pragnę, dziewczyną, jesteś moją wybranką, gorącą kochanką, źródłem uśmiechu, powodem każdego oddechu, moim "zawsze i wszędzie", ogniem, który zawsze będzie, partnerką duszy, pogromczynią katuszy, moją pierwszą i ostatnią zaufaną duszą bratnią, zmysłem i poczuciem, i najgorętszym uczuciem, i tak bardzo dobrze mi, że tak chcę aż po kres moich dni. To tak na wszelki wypadek, gdybyś o tym nie wiedziała. David L. Weatherford

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
DZIEN DOBRY🖐️ BIESIADO!👄 GRABKU!❤️ dziekuje za piekny wiersz. Kochane Drzewka ostatni tydzien przed Wielkanoca❤️ Wielki Poniedziałek. To ostatni poniedziałek przed Wielkanocą, drugi dzień Wielkiego Tygodnia - okresu upamiętniającego ukrzyżowanie Jezusa Chrystusa. Tło historyczne - Wydarzenia Biblijne Wracając ponownie do Jerozolimy Jezus spowodował, że uschło drzewo figowe, które wcześniej nie wydawało owoców. Na pytanie jak to uczynił odpowiedział: Zaprawdę, powiadam wam: jeśli będziecie mieć wiarę, a nie zwątpicie, to nie tylko z figowym drzewem to uczynicie, ale nawet jeśli powiecie tej górze: \"Podnieś się i rzuć się w morze!\", stanie się. I otrzymacie wszystko, o co na modlitwie z wiarą prosić będziecie . Według Ewangelii Świętego Marka (Mk 11,15-18) w poniedziałek Jezus wyrzucił kupców ze świątyni sprowadzając na siebie gniew kapłanów (Święty Mateusz podaje, że stało się to zaraz po wejściu do Jerozolimy, czyli w niedzielę) Zwyczaje, tradycje, obrzędy, liturgia Wielki Poniedziałek nie odznacza się specjalnymi obrzędami. Jest to nadal okres żałoby i zadumy nad śmiercią i zmarwychwstaniem Jezusa. ❤️👄🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
WIELKI TYDZIEN:❤️❤️❤️ poniedziałek... nazajutrz po niedzieli trochę piasku w oczach, po sennym poranku światło się przedziera, po mokrym deptaku dzień spacerem kroczy, i w rytm mgieł nocy powoli umiera w poczatku zatopieni żądamy wrzechświata, gdy tuż zaułkiem sumienie się wije, i wiatr wiosenny ulice zamiata, tydzień się zaczął, tętno szybciej bije wtorek... samotny kurz na lampie muchę adoruje, kątem oka widać odcienie błękitu, na wiotkim pasażu nastrój nam gotuje, tajemną potrawę w oparach zachwytu wspomnienie na sznurku wspinaczkę uprawia, prosto do twojej głowy wtorkowej dociera, nie wiem czy napewno ciebie to uzdrawia, chłód spojrzeń przenika i winnych dobiera środa... tam gdzie środowa zaczyna się nuta, na pięciolinii klucze wiolinowe, na całe życie przypada minuta, choć krótkie być może, lecz w każdym dniu nowe allegro czy piano? co to za różnica, pośrodku nieba ciągnie chwiejnym krokiem, od deszczu przemokła mała baletnica, i po mistrzowsku tańczy wraz z obłokiem czwartek... czwarty dzień tygodnia, czwarta pora roku, modlitw o pokój nikt już nie usłyszy, lecz ten co pozornie znajduje się z boku, nie zapomni w porę zatopić cię w ciszy zaufaj tylko warkoczom splecionym i rosom porannym, które wiatr dotyka, w nieznany nam sposób to samo jest codzień, i każdą chwilę to samo przenika piątek... gdy do końca się zbliża oddechu spragnieni, gdy nasennym środkiem złość ubiczowana, do prawdziwej miłości nie przyzwyczajeni, na siłę chcemy wytrzymać do rana sobota... na szerokość widnokręgu chylą się ołtarze, na których słowa gorzkie, niewypowiedziane, nigdy nie próbuj uciekać od marzeń, w nie życie na ślub z tobą zostało odziane niedziela... (odpocznij...) na wierszy krawędziach niedziela uchyla, to co zapomniane w pamięci się rodzi, nie wiesz jak wielki sens ma właśnie ta chwila, z nią na spacer co rano pod rękę wychodzisz gdy kaskady słów zakończą swój taniec, gdy w niepamięć odejdą smutków złe oddziały, gdy radość w twoim sercu wywoła powstanie, zrozumiesz że się skończył ... wielki tydzień cały. 🖐️👄

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Pozdrawiam biesiadniczki! Droga krzyżowa . Jestem, przyszedłem, zobaczyłem. Jak krzyż leżę w kościele na posadce, Ze świec ułożony - płonę. Oświetlone stacje, światłem świec ministrantów trzymam głęboko we wnętrzu - nie puszczę. Czystą łzą spływa opuchlizna z mych oczu, z mych nóg i rąk ze mnie całego. Ja widzę Tyś jest tu, Ty Cierpisz miłością. Oderwałem się na chwilę, Od szarości mego dnia, przychodząc, przeżywając, zwyciężając.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
WITAJ BIESIADO🖐️ KOCHANE DRZEWKA_____________siedze ,czytam i przezywam,,, JARZEBINKO kochana__________dziekuje,dziekuje❤️____Twoje posty sa takie pouczajace i jednoczesnie takie nam bliskie . GRABKU i ORZECH ____________-wiersze sa piekne❤️Dziekuje!! Wpadne pozniej i cos napisze,a teraz juz uciekam do obowiazkow____od rana mam urwanie glowy.Ruch jak w Rzymie. Pozdrawiam bardzo serdecznie🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Joanna od Anioła,,,,, Zawsze jej zazdrościłam. Gdybym to ja miała takie możliwości, takie życie – myślałam. Gdybym wiedziała, jakie ona ma życie.. Jak zwykle zaparkowałam przy samym wejściu do Galerii. O tej porze parking był pusty. Pan Bronek z ochrony ukłonił się szarmancko. – Dzień dobry pani Karolino. Pani jak zwykle pierwsza. – Jak zwykle – uśmiechnęłam się. Oczywiście, że pierwsza. Nikt przy zdrowych zmysłach nie przychodził do pracy dwie godziny wcześniej. Ale ja to uwielbiałam. Sklep był piękny. Trzeba przyznać, że Wiktoria, właścicielka miała świetny pomysł. Może nazwa była zbyt wydumana: \"Paryska nostalgia\", ale cała reszta wydawała mi się doskonała. cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Wnętrze nie było typowo sklepowe, raczej wyglądało jak teatralna rekwizytornia. Przestronne szafy bez drzwi ukazywały przepastne wnętrza wypchane ciuchami – suknie porozwieszane na wieszakach, sweterki i bluzki poukładane na półkach, w szufladach apaszki, rękawiczki, szaliki. Między szafami stały małe stoliki a na nich pudełka z biżuterią, albo kapelusze. Przy każdej szafie stał manekin – stylizowana, smukła postać bez żadnej malowanej twarzy ani sztucznych loków. Każdy symbolizował właścicielkę zgromadzonej garderoby. Była więc kobieta biznesu ubrana w kostium wyrafinowanie skromny, bez żadnych ozdób, ale najwyższej jakości. Jej szafę wypełniały garsonki z prostymi spódniczkami, jedwabne koszulowe bluzki, tweedowe marynarki. Jej sąsiadka była romantyczną marzycielką – zwiewne sukienki, falbanki, koronkowe topy, kolory błękitne i fiołkowe. Kolejny zestaw należał do femme fatale – połyskujące czernie, miękkie aksamity, przejrzyste szyfony. Szefowa często wyjeżdżała, głównie do Paryża, gdzie polowała na różne okazje – przeceny, wyprzedaże. Przywoziła góry świetnych ciuchów. Resztę zostawiała mnie. Dlatego właśnie przychodziłam tak wcześnie do pracy. Te poranne godziny były najwspanialsze. Wybierałam, przebierałam, dobierałam. Wymyślałam moim manekinom imiona, charaktery, życiorysy i starałam się to wszystko wyrazić strojem. Potem jeszcze odrobina scenografii – może postawić obok fotel, rzucić niedbale różowe boa? Światło trzeba przytłumić, w tym zakątku powinien panować tajemniczy półmrok. I tak upływały mi te magiczne godziny, ni to pracy, ni zabawy. O dziesiątej otwierałam podwoje. Przychodziło sporo klientek i bardzo często brały gotowe, skomponowane przeze mnie zestawy. To było dowodem uznania dla mojej pracy. Pani Wiktoria też to doceniała i dawała temu wyraz w sposób godny szefa – czasem podwyżką, czasem premią, a zawsze miłym słowem. cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Oprócz mnie w sklepie pracowały po kilka godzin dziennie dwie studentki, co dawało mi dużą swobodę – zawsze mogłam wyjść coś załatwić, albo pójść wcześniej do domu. Ale przyszedł taki dzień, kiedy poczułam się zmęczona. Od dwóch tygodni byłam w sklepie cały czas sama. Jedna pracownica zachorowała, druga z narzeczonym postanowiła szukać lepszego życia w Irlandii. A pani Wiktoria znowu wyjechała. Obiecała, że po powrocie, poszuka kogoś do pomocy, ale na razie musiałam radzić sobie sama. I – powiem nieskromnie – radziłam sobie. Znów sprzedałam kompletny zestaw. Kiedy zadowolona klientka wyszła, zajęłam się ogołoconym manekinem. Dawną "kobietę z temperamentem" postanowiłam przemienić w "królową dyskoteki". Wyciągnęłam błyszczący top i obcisłą lateksową spódniczkę. Co by tu jeszcze dołożyć? W tej chwili znowu zadzwonił dzwoneczek u drzwi. – Dzień dobry – głos wydał mi się znajomy. Może to jakaś stała klientka? – Joanna! – zawołałam zdumiona. – Karolina! – ona też od razu mnie rozpoznała, choć nie widziałyśmy się... Ile? Chyba ze dwadzieścia lat! – Jak miło cię widzieć – w głosie Joanny drżało wzruszenie – Świetnie wyglądasz! – Ty też – odpowiedziałam. Choć nie do końca była to prawda. Joanna nie wyglądała świetnie – była mizerna, oczy miała podkrążone, a jej uśmiech nie był tak promienny jak kiedyś – ale wyglądała pięknie. Ona zawsze wyglądała pięknie – pomyślałam i poczułam w sercu ukłucie zazdrości. Zupełnie jak kiedyś... kiedy miałyśmy po dwadzieścia lat, byłyśmy pełne optymizmu, zapału i wiary w przyszłość. I obie byłyśmy studentkami pierwszego roku pedagogiki. I na tym, niestety, podobieństwa się kończyły. Ona była z Warszawy, ja z prowincji. Ona zjeździła już pół świata, ja nawet ćwierci Polski. Ona z zamożnego domu, obyta w towarzystwie i błyskotliwa, ja nieśmiała i zakompleksiona. A najdziwniejsze, że została moją najlepszą koleżanką. Tylko że zawsze okazywało się, że Joanna wie więcej, widziała więcej, słyszała więcej. Nie podkreślała tego, ale i tak było mi gorzko. cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
A najgorzej było, kiedy zaczynałyśmy, jak to dziewczyny, gadać o ciuchach. – Ta sukienka jest za długa – mówiła – wyglądasz w niej niezgrabnie. – Gdybym miała takich bogatych starych jak ty – cedziłam ze złością – na pewno wyglądałabym zgrabniej. – Ale ja mówię tylko o skróceniu, to nic nie kosztuje – broniła się zmieszana, a ja czułam mściwą radość, że wprawiłam ją w zakłopotanie. A za chwilę było mi przykro, myślałam jaka to ja jestem wredna i fałszywa, i... winą za to obarczałam ją. Zatopiłam się we wspomnieniach, a Joanna ciekawie rozglądała się dookoła. – Pracujesz tutaj? – No tak, w pewnym sensie... To mój sklep! – palnęłam. – Taaak? – w jej głosie usłyszałam zdumienie. Pewnie wierzyć jej się nie chce, że ja, taka szara mysz mogłam do czegoś dojść. Żeby nie patrzeć jej w oczy, wróciłam do swojej "królowej dyskoteki". – A tak – zaczęłam wczuwać się w rolę właścicielki. – Pierwsze ciuchy przywiozłam z Paryża za pożyczone pieniądze, wstawiłam do sklepu znajomej, a jak się okazało, że świetnie trafiłam w gust klientek, wynajęłam lokal, zatrudniłam sprzedawczynie, teraz są na urlopie, a sama podróżuję po świecie. Wiesz, Londyn, Mediolan, wszędzie mam kontrahentów... – paplałam jak najęta. Joanna nie patrzyła na mnie, była jakaś zmieszana... cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
dobrze – pomyślałam – niech wie, że inni też coś potrafią. Kończyłam ubierać moją "królową", jeszcze tylko pasek... – A może ten? – usłyszałam. Poczułam jak wzbiera we mnie złość. Znowu się pcha z dobrymi radami. A sama ubrana jak wiejska nauczycielka i to przedwojenna. Odwróciłam się i zlustrowałam Joannę od stóp do głów. Rzuciłam okiem na pasek, który mi podawała i niestety, był świetny! Jeszcze bardziej mnie to nakręciło. – Moja droga – rzuciłam słodko – sądząc po efektach, radzę sobie sama – krytycznym spojrzeniem obrzuciłam jej płaszcz, z pewnością pamiętający lepsze czasy, a potem spojrzałam jej w oczy. Nie było w nich zmieszania, tylko... czy ja wiem... jakby współczucie. Nie chciałam się nad tym zastanawiać. Na szczęście odezwał się dzwoneczek zwiastujący kolejną klientkę. Joanna pożegnała się i wyszła, a ja odetchnęłam z ulgą. Właściwie, co mi strzeliło do głowy, żeby tak kłamać? cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Następnego dnia wróciła pani Wiktoria. Przywiozła wspaniałe łupy. W ferworze pracy prawie udało mi się zapomnieć o spotkaniu z Joanną. – Nie było tu wczoraj nikogo w sprawie pracy? –rzuciła szefowa znienacka. – Miała przyjść Joasia, córka moich przyjaciół. – Była... – wyjąkałam – ale nie mówiła nic o pracy... To pani przyjaźni się z rodzicami pani Joanny? – Przyjaźniłam się. Oni już dawno nie żyją. Będzie z piętnaście lat, jak zginęli w wypadku. A Joasia już miała to dziecko... – Jakie "to" dziecko? – No, córeczkę. Jak się urodziła, dostała jeden punkt w skali Apgar. Potem stwierdzono porażenie mózgowe, bardzo ciężkie: dziewczynka miała być niewidoma i głucha. Ale Joasia postanowiła walczyć. Nauczyła się o tej chorobie wszystkiego, dotarła wszędzie. Na szczęście miała pieniądze, jeździła z małą do najlepszych klinik na świecie. I stał się cud – z miesiąca na miesiąc widać było postępy. – A ojciec dziecka? – No cóż... Nie dał rady. Odszedł. Niedługo potem zabrakło też rodziców. Wtedy Joasia sprzedała wszystko i kupiła dom pod Warszawą. Stworzyła tam ośrodek rehabilitacji dla dzieci. – Przecież utrzymanie takiego ośrodka musi kosztować majątek! – I kosztuje. Ale pieniądze zawsze jakoś się znajdują. Rodzice chorych dzieci płacą właściwie co łaska – czyli biedni wcale, a bogaci dużo – chętnie i z własnej woli. I jeszcze pozyskują hojnych sponsorów. – A co z dziewczynką? – Nigdy nie chodziła, ale poza tym... To było cudowne dziecko. Niestety. Nie przetrzymała kolejnego zapalenia płuc. Umarła dwa miesiące temu. Miała siedemnaście lat. Po jej śmierci Joanna przekazała ośrodek fundacji pomagającej dzieciom z porażeniem mózgowym. – Co ona teraz robi? – wydusiłam przez zaciśnięte gardło. – Szuka pracy. Myślałam, że zaczepi się tutaj na chwilę, choć wiem, że nie jest to praca na jej miarę. Ale póki co, byłaby wśród życzliwych ludzi... cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Krew pulsowała mi w głowie, a w uszach tak szumiało, że nie słyszałam już pani Wiktorii. Myślałam w kółko: Joasiu, wiem, że wiesz, jak mi wstyd. I czuję, że już mi wybaczyłaś. Ale czy ja wybaczę sobie? /Karolina/

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Cudze życie, jak to daleko. Antoine de Saint-Exupery

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Tak jak rdza zżera metal, tak też zazdrosnych zżera zazdrość. Antyfanes

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
🌻Witam i pozdrawiam biesiade🌻 🌻Drogie drzewka.Dziekuje! 🌻 Postanowilam i ja cos dorzucic.Czy wierzycie w jasnowidzenie? 🌻Jasnowidzenie - dar niewyjaśniony? Agnieszka Morawska Potrafią przenikać mroki przyszłości czy może po prostu odznaczają się bujną wyobraźnią? Spór o jasnowidzów toczy się od stuleci. Mimo to ludzie chętnie odwiedzają \"proroków\", a czasami z ich usług korzysta nawet policja. Czym jest jasnowidzenie? To umiejętność pozyskiwania wiedzy pozazmysłowej. Wielcy prorocy mają zarówno dar przepowiadania przyszłości, jak i opisywania tego, co się już zdarzyło. Potrafią także opisać przedmioty, miejsca i ludzi znajdujących się daleko od nich. Jedną z kategorii jasnowidzenia jest słyszenie głosów z przeszłości bądź przyszłości. Niestety, większość wielkich proroctw pozostaje niejednoznaczna. Ot, choćby centurie (fragmenty zawierające po sto przepowiedni) słynnego Nostradamusa. Bardzo dokładnie prześwietlało je nawet KGB i CIA, ale nikomu nie udało się odkryć, jakie zagadki kryje przed nami przyszłość. Napisane enigmatycznym językiem stają się zrozumiałe dopiero po fakcie. Każdy może się mylić... Jedni mówią, ze jasnowidze mają kontakt z Bogiem, aniołami, duchami lub istotami z innego wymiaru. Inni twierdzą, że wieszczenie i telepatia to umiejętności, które kiedyś dostępne były (a może dopiero będą) każdemu człowiekowi. Wszak wykorzystujemy podobno jedynie 10 proc. naszego mózgu. A do czego zdolne są pozostałe nieużywane szare komórki - tego nie wie nikt. Są też i tacy, którzy twierdzą, że jasnowidzenie to zwykłe szalbierstwo, a przepowiednie sprawdzają się niezwykle rzadko. Trzeba przyznać, że wielu proroków się zwyczajnie myliło. Choćby taki przykład: zdaniem Nostradamusa rok 2000 miał być końcem papiestwa. Władza nad Kościołem miała przejść w ręce kardynałów. Z kolei urodzony w 1933 roku i prorokujący od 11. roku życia Włoch Mario de Sabato twierdził, że w tym właśnie roku zacznie się na Środkowym Wschodzie wojna wszczęta przez Chiny, które miały zająć Indie. \"Śpiący prorok\", czyli słynny jasnowidz z USA, Edgar Cayce wieszczył, że w roku 2000 ma się zacząć wielka katastrofa ekologiczna, skutkująca zalaniem wodą Nowego Jorku i Los Angeles. Na szczęście, jak do tej pory, nic takiego nie miało miejsca. Cd nastapi jutro! 🖐️🌻👄

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Jednak nie pozwole wam czekac do jutra:D Potrzebny ślad Osoby, które posiadają dar jasnowidzenia, twierdzą, że czasami wystarczy się skoncentrować na jakimś miejscu czy osobie, by odkryć prawdę. Ale większość wieszczów potrzebuje jakiegoś śladu - rozmowy z daną osobą, zdjęcia, przedmiotu. I tak wróżkę Aidę wizje nachodzą wtedy, gdy rozmawia ze swoimi klientami - nie są wyraźne jak film, lecz stanowią jakby odbicie czyichś myśli, odczuć. Wróż Tomasz Gocłowski do poszukiwania ludzi zaginionych potrzebuje ich zdjęć. Najsłynniejszy współczesny polski jasnowidz, Krzysztof Jackowski z Człuchowa, gdy szuka kogoś, nie rozmawia z rodziną zaginionego. Przedmiot należący do poszukiwanej osoby (sweter, zdjęcie) bliscy przekazują jego żonie. Jasnowidz przykłada ten przedmiot do swojego czoła, koncentruje się, próbuje odkryć zagadkę zaginionego człowieka. Niczym błysk pojawia się wizja - bardzo wyraźna, ale ulotna. Szybko zapisuje to, co widział. Czasem rysuje mapkę i nanosi ją na mapę Polski, żeby przybliżyć swoim klientom miejsce przebywania danej osoby lub ukrycia zwłok. Bo wielu ludzi pukających do drzwi jasnowidza, nie szuka żywej osoby. Co na to policja? Policjanci zarzekają się, że nie współpracują z jasnowidzami. Jednak kiedy rodzina zaginionej osoby błaga o zorganizowanie poszukiwań w miejscu wskazanym przez jasnowidza, stróże prawa na ogół przychylają się do tej prośby. Często niechętnie - bo jeden dzień poszukiwań to koszt ok. 5 tysięcy złotych, a gdy trzeba nająć nurków czy psy tropiące, wielokrotnie więcej. Mimo to poszukiwania są organizowane, nawet jeśli policjanci nie wierzą w powodzenie. Chodzi o to, by nie zostawić bliskich zaginionego samym sobie, by dać im poczucie, że zrobiono wszystko, włącznie z uciekaniem się do pomocy sił nad-przyrodzonych. Niedawno przeprowadzono analizę 440 akt spraw, w których z pomocą jasnowidzów poszukiwano zaginionych osób w latach 1994 - 1999. Wynik jest druzgocący dla wieszczów: jedynie w 8 sprawach podali w miarę trafne miejsce ukrycia zwłok, z czego w 3 wypadkach ich werdykty były dość oczywiste - wszyscy w okolicy wiedzieli, gdzie spoczywa ciało. Tym bardziej dziwić może fakt, że od wielu lat Człuchów, w którym mieszka Krzysztof Jackowski, cieszy się rekordową w skali całego kraju wykrywalnością przestępstw. Tamtejsi policjanci dość często korzystają z jego pomocy. I nie tylko oni. Gdy po białym szkwale na Mazurach rodzina jednego z zaginionych przyniosła na posterunek mapę, sporządzoną przez jasnowidza, policjanci zadali tylko jedno pytanie: kto ją sporządził. Gdy dowiedzieli się, że Jackowski, w ciągu kwadransa zorganizowali ekipę poszukiwawczą. Ciało 58-letniego mieszkańca Rudy Śląskiej, zaginionego 21 sierpnia 2007 r. na jeziorze Łabap, znaleziono w pasie trzcin szerokim na kilkadziesiąt metrów. Krzysztof Jackowski może się pochwalić kilkoma setkami spraw, w których współpracował z policją przy poszukiwaniach. Sam ocenia swoją skuteczność na prawie 70 procent. Ale i jemu zdarzają się pomyłki. Kilka lat temu po jego wizji TOPR-owcy przetrząsali góry, w poszukiwaniu zaginionych nastolatków. Mieli być w śmiertelnym niebezpieczeństwie, być może - już nie żyć. Okazało się, że przez cały ten czas, gdy trwały kosztowne poszukiwania, zaginieni siedzieli w czeskim areszcie. Jasnowidze szukają nie tylko osób, poszukują też przedmiotów. Tomasz Gocłowski na podstawie zdjęcia ustalił, gdzie znajduje się skradziony samochód. Podobnej sztuczki dokonał Krzysztof Jackowski - odnalazł luksusowe auto szefa mafii, "Pershinga". Skradzionych antyków szukał z pomocą Jackowskiego brat noblisty, Czesława Miłosza. Złodzieja namierzono, ale skradzione mienie już zostało odsprzedane. 🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
DZIEN DOBRY 🖐️ BOESIADO! JODELKO👄 GRABKU👄 ORZECH 🖐️, dawno nie widzialam WIAZKA i Cierpliwej LESZCZYNKI co sie z Wami dzieje? ❤️ ❤️ Was Jodelko i Grabku i dzieiekuje za opowiadania ! Poczytalam przy porannej kawce 🌻 Wielki Wtorek. Wielki Wtorek, podobnie jak Poniedziałek i Środa to dzień poświęcony sakramentowi pojednania. W ten dzień Jezus zapowiada swoje zmartwychwstania. To ostatni wtorek przed Wielkanocą, trzeci dzień Wielkiego Tygodnia - okresu upamiętniającego śmierć Jezusa Chrystusa. Tło historyczne - Wydarzenia Biblijne Wtorek to dzień, w którym Jezus naucza i prowadzi spory z faryzeuszami i sedyceuszami. Opowiada przypowieści o \"Przewrotnych rolnikach\", \"O dwóch synach\", \"O talentach\", \"O wdowim groszu\" i in.. Prowadzi spór z kapłanami zakończone wielkokrotnym \"biada,biada,biada\": Biada wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze, obłudnicy, bo zamykacie królestwo niebieskie przed ludźmi. Wy sami nie wchodzicie i nie pozwalacie wejść tym, którzy do niego idą ...(Mt 23 13) Zwyczaje, tradycje, obrzędy, liturgia Wielki Wtorek, podobnie jak Wielki Poniedziałek i Wielka Środa, nie odznacza się specjalnymi obrzędami. Jest okresem żałoby i zadumy nad śmiercią i zmarwychwstaniem Jezusa. 🖐️❤️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Przypowiesc o dwoch synach...... \"Opowieść o synu marnotrawnym\" wiąże wzorce postaw z systemem wartości ideowych i moralnych. Mówi ona o ojcu, który podzielił majątek pomiędzy dwóch synów. Młodszy zabrał swoją część i poszedł w świat. Szybko wszystko roztrwonił, a gdy zaczął go nękać głód, postanowił wrócić do ojca i błagać o przebaczenie. Ojciec przyjął syna z otwartymi ramionami i uczcił jego powrót wystawną ucztą. Wzbudziło to zazdrość starszego syna, który przez wszystkie lata służył ojcu wiernie i uczciwie pracował w jego gospodarstwie. Jednak gdy starszy syn, obrażony serdecznym przyjęciem brata, nie chciał wejść do domu, by uczestniczyć w uczcie, wówczas ojciec wielkodusznie wyszedł do niego i z ogromną serdecznością i wyrozumiałością powiedział: \"Moje dziecko, ty zawsze jesteś przy mnie i wszystko moje należy do ciebie. A trzeba się cieszyć i weselić z tego, że ten brat twój był umarły, a znów ożył, zaginął, a odnalazł się.\" Trzej bohaterowie przypowieści reprezentują różne postawy, które są nacechowane wartościami uniwersalnymi. Ojciec jest wyrazicielem bezgranicznej miłości Bożej, zawsze skłonnej do przebaczenia. Wyraża troskę o duchowy rozwój swych dzieci, jest wzorem miłosierdzia i wyrozumiałości, a także subtelnej opiekuńczości. Nie tylko wybacza synowi marnotrawnemu, ale cieszy się z jego nawrócenia i żąda radowania się powszechnego. Jest dobrotliwy również wobec starszego syna. Z cierpliwością i wyrozumiałością uświadamia mu niewłaściwą reakcję, poucza go, że wraz z innymi powinien przeżywać radość z powrotu brata na dobrą drogę, przekonuje go również, że swoją wiernością na co dzień dostępuje łaski, korzysta stale z wszystkich dobrodziejstw ojca. Również postawa syna marnotrawnego niesie wiele treści metaforycznych. Ukazuje, że człowiek ma prawo do błędu, ale nie wolno mu w nim trwać. Mówi o tym, jak ważne jest zerwanie ze złem i żal za swe niegodne czyny. Skrucha bowiem i poprawa są warunkiem przebaczenia. 🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
🌻 Przypowiesc o talentach..... Bóg ofiarował nam rozmaite talenty. Jednym dał mniej, innym więcej. Wacław należał to garstki ludzi obficie obdarzonej przez Boga. Jego pasją było gotowanie. Już od dziecka kształcił się w tym kierunku. Czasami miał dosyć patelni i garnków, ale nie poddawał się. Oprócz talentu kulinarnego posiadał również nieskazitelną urodę i wysoki iloraz inteligencji. Można by rzec, że we wszystkim był, bądź starał się być najlepszy. Wynajmował mieszkanie wraz z Markiem i Cyprianem. Marek był z zawodu śpiewakiem operowym. Kochał swoja pracę i wykonywał ja naprawdę dobrze. Jednak do wszystkiego innego miał przysłowiowe „dwie lewe ręce”. Jako mały chłopiec, Cyprian wyróżniał się talentem plastycznym. Jednak jego lenistwo i brak ambicji doprowadziły do tego, że z biegiem czasu coraz bardziej zapominał o tym cennym darze od Boga. Wolał nic nie robić przez cały dzień, aniżeli udoskonalać swój talent. Sądził, że Bóg poskąpił mu talentów, inteligencji, a nawet pożałował mu urody. Gdy nadszedł moment śmierci Bóg rozliczył ich z życia. Wacław posiadał dużo talentów i je w pełni wykorzystał. Pan był z niego dumny i otworzył mu bramę do raju. Marek natomiast miał jeden talent, ale dawał z siebie tyle ile tylko potrafił. Jemu także Bóg udostępnił niebo. Cyprian stoczył się na dno. Posiadał jeden talent, ale nie potrafił go wykorzystać. Na ziemi nic go nie interesowało. Był myśli, że i tak nic nie osiągnie. . W końcu stracił to, co miał: dom, pieniądze, przyjaciół a na końcu „bilet do nieba”. 🖐️❤️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
🌻 Przypowieść o wdowim groszu..... Jest to historia kobiety starej i biednej, która składa bardzo skromną ofiarę - jeden grosz. Inni bogaci ludzie dają bardzo dużo pieniędzy, dlatego pieniążek owej wdowy jest bardzo skromny, ale jest to wszystko, co posiada kobieta. Chrystus powiedział, ze to właśnie jej ofiara była największą; nie chodził tu bowiem o sumę, którą dała, ale o wartość jaką dla niej ta ofiara stanowiła; rozumiemy tę przypowieść tak, że największa wartość rzeczy, słów, które dajemy innym, tkwią w naszym sercu i z niego właśnie płynną. Czasem wystarczy drobnostka, która oznaczać może wielki bogactwo dla człowieka. Kochane Drzewka zycze milego dnia!🖐️👄

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
WITAJ BIESIADO🖐️ GRABKU__________mysle,ze nie powinnismy watpic w jasnowidztwo. Niektorzy maja zdolnosci nadprzyrodzone,,, Niektorzy tez maja \"wyostrzona \"intuicje,,,,czuja,wyczuwaja na \"odleglosc\". JARZEBINKO kochana__________dziekuje za madre przypowiesci. Plynie z nich ,,,,,,prawdziwe pouczenie. Czytam je wlasnie przy kawce. Pozdrawiam bardzo serdecznie🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nieźle się spisałeś, tatusiu,,,,,, Była moim oczkiem w głowie i nagle – sam nie wiem, jak i kiedy – zaczęła traktować mnie, jak wroga. A ja czułem się coraz bardziej bezradny... Marysia rozchorowała się zaraz po świętach. – Umarł w butach. Muszę zalec w łóżku na co najmniej dwa tygodnie. Rozkaz lekarzaaa... apsik! – wychrypiała moja żona. Tak oto nasze plany sylwestrowe wzięły w łeb. Skoro już musiałem lecieć w interesach do Austrii, postanowiłem połączyć przyjemne z pożytecznym i zabrać ze sobą Marysię. Cieszyła się na tę podróż, wśród znajomych krążyły legendy o sylwestrze w Wiedniu – a tu taki pech! – Weź ze sobą Anitę – zaproponowała praktyczna małżonka. – Szkoda, żeby się zmarnowała rezerwacja w hotelu i bilet na samolot. Ja tu sobie jakoś sama poradzę. – No, nie wiem... – miałem wątpliwości. Od jakiegoś czasu nie bardzo dogadywałem się z córką. W wieku 17 lat uważała się za osobę dorosłą, ale jej dojrzałość przejawiała się w lekceważeniu obowiązków i pyskowaniu. cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Wszelkie moje uwagi odbierała jak ataki na swoją niezależność. Marysia robiła za rodzaj bufora między nami i trochę obawiałem, co będzie, gdy zostaniemy sam na sam. Ona też się do tego nie paliła. – Ja i ojciec? Razem, na sylwestra? Mama, chyba żartujesz! Zagryziemy się. Już wolę siedzieć kamieniem w domu. W końcu mam szlaban. Czyżby coś się zmieniło? – spytała z nadzieją. – To zaraz dzwonię do Oli i... – Nigdzie nie będziesz dzwonić! – przerwałem jej poirytowany. – Z ostatniej imprezy, u Oli właśnie, wróciłaś wstawiona. Na półrocze grożą ci trzy pały. Już zapomniałaś? – Nawet gdybym chciała, to ty nie dajesz mi zapomnieć – burknęła. – Zaraz szlag mnie trafi! Za półtora roku matura, a ty zachowujesz się jakbyś ciebie nie dotyczyła! – A kto powiedział, że muszę zdać maturę? Może zamiast o studiach marzę o karierze krawcowej? Żadna praca nie hańbi! – odpyskowała. Myślałem, że krew mnie zaleje, a ciśnienie skoczyło, jak szalone. – Kochanie, spokojnie – mitygowała Marysia. – Napij się ziółek. Anita, nie denerwuj ojca, bo faktycznie zaraz dostanie apopleksji. I nie wymądrzaj się, gdy nie masz racji. Szyć też trzeba umieć, a ty z byle guzikiem przychodzisz do mnie. Raz dwa usadziła pyskatą smarkulę, która zachowała tyle wstydu, by się zarumienić. Zazdrościłem żonie – umiała znaleźć właściwe słowa i nie dawała się łatwo sprowokować. W przeciwieństwie do mnie, niestety. Podziwiałem ją także za inny talent. Z natury łagodna i pogodna, potrafiła postawić na swoim. Skoro uznała, że przyda nam się wspólny wyjazd, by ocieplić wzajemne relacje na linii ojciec-córka, mogliśmy zapomnieć o protestach. Tekst: "jestem zbyt chora, żeby was niańczyć i godzić" – załatwił nas na amen. Zawarliśmy więc coś w rodzaju rozejmu – Anita obiecała mnie nie denerwować, ja nie wspominać przez tych parę dni o nauce i przyszłości. Najgorsze, że nie miałem pojęcia, o czym, w takim razie, będziemy rozmawiać. cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Zrobiło mi się żal, bo przecież kiedyś bez trudu znajdowaliśmy wspólne tematy i rozrywki. Razem pływaliśmy, jeździliśmy na nartach, graliśmy w tenisa. Jednak czasy, gdy byłem jej idolem a ona moim dzielnym Anitkiem, minęły bezpowrotnie. Marysia twierdziła, że dlatego tak trudno nam się porozumieć, bo jesteśmy bardzo podobni. Oboje uparci, wybuchowi, przewrażliwieni na swoim punkcie. No, nie wiem... W samolocie Anita odseparowała się ode mnie muzyką. Włożyła słuchawki i przymknęła oczy – to tyle w kwestii nawiązywania kontaktów. No ale nie obiecywała, że ułatwi mi zadanie. Kochałem ją, jak nikogo na świecie. Ona, oczywiście, widziała to po swojemu. Zarzucała mi, że za dużo od niej wymagam, że moja miłość jest warunkowa. "Ojcowie kochają dzieci za osiągnięcia, matki za sam fakt ich istnienia na świecie. Ty jesteś typowym ojcem" – mawiała. Pokrętna logika. Cóż w tym złego, że chciałem być z niej dumny? Wkurzało mnie, że się marnuje. Była zdolna, inteligentna, tylko potwornie leniwa. A może jedynie zagubiona...? cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Spojrzałem na nią. Chyba zasnęła. Policzki jej się zaróżowiły, długie rzęsy drgały leciutko. Była taka śliczna, taka bezbronna... I taka tajemnicza. Przynajmniej dla mnie. Kiedy dorosła? Kiedy z zadziornego urwisa przeistoczyła się w młodą pannę, której myśli i pragnienia stanowiły dla mnie teren kompletnie nieznany. I zakazany. Z Marysią miały swoje sprawy, swoje sekrety. Ja byłem ten obcy. Nagły przypływ uczucia i żalu aż zabolał. Okryłem ją kurtką i sięgnąłem po słuchawkę, która się wysunęła. – Szpiegujesz? – Anita ocknęła się i patrzyła na mnie czujnie. – Nie, zwyczajnie jestem ciekawy, co lubisz. Sądziłem, że hip-hop. – Czy ja wyglądam na ziomalkę? – uśmiechnęła się krzywo. – Nie mam pojęcia. Czy ziomalki są śliczne i urocze, kiedy śpią? A podejrzliwe zaraz po obudzeniu? – Tata, przestań! Nie bierz mnie na lewe sanki – obruszyła się, ale po chwili spytała niby od niechcenia: – Naprawdę interesuje cię, czego słucham? – Naprawdę. Kto wie? Może mamy podobne gusta? – Bez obrazy, tata, ale nie znoszę ani opery ani jazzu. – Bez obrazy, córcia, ale do tego trzeba dojrzeć. Nie nazwałbym naszej rozmowy porozumieniem międzypokoleniowym, ale po pół godzinie ustaliliśmy, że rock jest okay, soul – super, a blues – ponadczasowy. I że po powrocie wypożyczymy sobie nawzajem swoje płyty. cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Miłą atmosferę diabli wzięli, gdy przyszło do instalowania się w hotelu. Na widok podwójnego małżeńskiego łoża, Anita się naburmuszyła. Nie przyjmowała do wiadomości, że rezerwacji dokonywałem parę tygodni temu, zamierzając nocować tu z żoną nie córką. A o zamianie pokoi trzy dni przed sylwestrem nie było mowy. – Wolisz lewą czy prawą stronę? – spytałem pojednawczo. – Wolę kanapę. Albo powrót do domu. Nie rozumiem w ogóle, czemu mama tak się uparła... – Czy ty zawsze jesteś taka marudna, czy tylko wtedy kiedy ojciec funduje ci wypad do Wiednia? Wzruszyła ramionami, rozpakowała swoją torbę i z naręczem ciuchów poszła do łazienki. Jak zwykle okupowała ją stanowczo za długo. – Do licha, Anita! – zapukałem w drzwi. No dobrze – gwałtownie zapukałem... – Też muszę wziąć prysznic. Za godzinę mam spotkanie. Streszczaj się! Wyszła po kolejnych dziesięciu minutach. Czarny golf, czarny sweter, czarne spodnie. Wyglądała jak wdowa. Mocny ciemny makijaż dodawał jej lat. Skrzywiłem się. Przysięgam, że odruchowo. – Jakieś ale? – rzuciła wyzywającym tonem. – Nie podoba ci się? – Wcale, jeśli naprawdę chcesz wiedzieć – odparłem. – Jesteś młoda, ładna, zgrabna. Nie masz się czego wstydzić. Nie rozumiem, czemu oszpecasz się i postarzasz na siłę. Czy to taki rodzaj buntu, manifestacji? – Miałeś nie truć – nadęła się, zerkając w lustro. Pokazała język czy mi się przywidziało? – Głodna jestem – zmieniła temat. – Daj mi jakąś kasę. Przejdę się, pozwiedzam i coś przekąszę. Sięgnąłem po portfel i wręczyłem jej kilka banknotów. Uniosła brwi. – I już? Żadnych pouczeń w stylu: "uważaj, nie oddalaj się za bardzo, unikaj podejrzanych miejsc i osób" – ironizowała. – Ponoć jesteś dorosła. Chyba umiesz zadbać o siebie. Wrócę za dwie, trzy godziny. W razie czego dzwoń. Nie wyłączam komórki. cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Spotkanie przebiegło po mojej myśl, wieńcząc paromiesięczne negocjacje. Podpisaliśmy umowę, co jutro mieliśmy uczcić niewielkim bankietem. Próg hotelowego pokoju przestąpiłem więc w doskonałym nastroju. Anita siedziała po ciemku, oglądając telewizję. Zapaliłem światło. – Zgaś! Głowa mnie boli – burknęła. Sądząc po głosie, nie udał jej się wypad na miasto. Wyłączyłem górne światło, zapalając lampkę nocną. Nawet w takim oświetleniu zauważyłem, że płakała. – Co się stało? – zaniepokoiłem się. – Oprócz tego, że od przekąski w samolocie nic nie jadłam, to nic. – Zgubiłaś pieniądze, okradli cię...? – wystraszyłem się. – Nie, po prostu nie umiałam się z nikim dogadać. Moja znajomość angielskiego na tróję i niemieckiego na dwóję to widać za mało dla wiedeńczyków. Proszę, możesz triumfować. Przecież w kółko powtarzasz, że znajomość języków to podstawa w dzisiejszym świecie. Wyszło na twoje! Faktycznie, ale taktownie nie komentowałem, żeby bardziej jej nie pogrążać. Zadzwoniłem do hotelowej restauracji i zamówiłem coś do pokoju. Domyśliłem się, że Anita nie ma już dzisiaj ochoty na wędrówki. Na rozmowy też, jak się okazało. Po dwóch próbach podjęcia luźnej konwersacji, zrezygnowałem. Zjedliśmy kolację w milczeniu. cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nazajutrz humor wcale jej się nie poprawił, a gdy dowiedziała się o bankiecie, niemal wpadła w histerię. – Wykluczone! Nigdzie z tobą nie pójdę! Wolę umierać z nudów tutaj niż ośmieszać się wśród bandy nadętych biznesmenów. Poza tym nie przewidziałam żadnych bankietów i nie mam w co się ubrać. Nie pójdę chyba w dżinsach. No, jasne! Że też wcześniej na to nie wpadłem. Najlepsze prezenty kupowałem Marysi właśnie tutaj, w Wiedniu. – Zbieraj się, córcia. Zjemy śniadanie, a potem ruszamy na zakupy! – To jakiś podstęp? – nie dowierzała. – Przecież nie cierpisz robić z nami zakupów. – Korzystaj więc z okazji, zanim zmienię zdanie. Raz, dwa... Jeszcze nie widziałem, żeby moja córka tak szybko była gotowa do wyjścia. Nawet wliczając czas na ten okropny makijaż. Odwiedziliśmy kilka sklepów i jeden ogromny dom handlowy. Anita promieniała, buszując wśród półek i wieszaków. Ja siadłem sobie wygodnie w fotelu: piłem kawę, czytałem gazetę i oceniałem kolejne wcielenia mojej córki. Kciukiem uniesionym w górę akceptowałem wybór, skierowanym w dół – odrzucałem. Surowym byłem krytykiem, bo też moja żona przez prawie 20 lat małżeństwa zdołała mnie w tej materii wytresować. Anita przypominała ją z figury i urody, tylko gust miała (w odróżnieniu od matki) fatalny. Uznałem, że skoro płacę, mogę też wymagać. Żadnych burych worków. Zgodziłem się na jedną rzecz w czerni, bo w garderobie młodej damy nie może zabraknąć klasyki gatunku, czyli małej czarnej, idealnej na wiele okazji. Na przykład na bankiet. Kłopot pojawił się przy butach. Anita szpilek nawet nie chciała przymierzyć, twierdząc, że nogi sobie w nich połamie. Ja odmówiłem zakupu kolejnych glanów. Pogodził nas dopiero sprzedawca zamszowymi pantoflami na niewielkim obcasie. Na koniec mrugnął do mnie i pogratulował "pięknej dziewczyny". To akurat Anita doskonale zrozumiała. – Słyszałeś? Wziął cię za amatora małolat! – zachichotała. – Skąd! – zapewniłem z przekornym uśmiechem. – W tym makijażu wyglądasz na całkiem letnią. cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Obraziła się. W czasie obiadu znowu była nadęta. A potem odmówiła uczestnictwa w "durnym bankiecie". Spojrzałem wymownie na stosy toreb i pudełek. Czy naprawdę byłem naiwny, oczekując choć odrobiny wdzięczności? Widać tak. Trudno, nie zamierzałem jej do niczego zmuszać. Może zwyczajnie wstydziła się tam pójść? Ale co ją opętało w samego sylwestra? Godziny upływały, a ona ciągle nie podjęła decyzji, czy zamierza go świętować bawiąc się pilotem od telewizora, czy jednak powędruje ze mną sławnym szlakiem sylwestrowym, który rozpoczyna się na palcu przed ratuszem, a kończy na placu przez Katedrą św. Szczepana. – To tu, w Wiedniu, mieście wykreowanym przez Habsburgów na światową stolicę muzyki, odbywa się najbardziej romantyczny Sylwester świata – przekonywałem. – Z bezpłatnymi wstępami, z otwartymi kawiarniami, muzeami, działającym całą dobę metrem... – Dobra, pójdę! – Anita poderwała się kanapy. – Nawet ciepło się ubiorę, tylko już przestań z tą gadką z przewodnika. Kiedy później opowiadaliśmy Marysi wrażenia z wyprawy, Anita prawie nie dawała mi dojść do słowa. Mówiła chaotycznie, bo też wiele się działo. – Na Starym Mieście ustawiono namioty, w których były tańce i występy. Mama, istne szaleństwo! Obok nostalgicznej dyskoteki, kapela rockowa, a za rogiem koncert smyczkowy. I tańczyłam walca. I jadłam pieczone kasztany. Szampana podawali na każdym kroku. Na telebimach transmitowali jakąś operę... – "Zemstę nietoperza" – wyjaśniłem. – Plac przed Katedrą był pełen ludzi. Pełniuśki! Kiedy o północy dzwon... – Pummerin. – Właśnie! Kiedy obwieścił nadejście północy wszyscy się ściskali i całowali. Nawet ja z tatą. Potem wybraliśmy się na bal myśliwych do pubu. Co prawda, obowiązywały zielone stroje, więc wyglądaliśmy jak z innej bajki, ale i tak bawiłam się szampańsko! W Nowy Rok popłynęliśmy statkiem po Dunaju. Dal wyciszenia. To tyle. Lecę do Oli, żeby jej wszystko opowiedzieć. Pa! cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Znikła za drzwiami, a ja wciąż nie mogłem ochłonąć ze zdziwienia. W ciągu kwadransa wyrzuciła z siebie więcej słów niż ze mną przez pięć dni. Entuzjazmem mogłaby obdzielić pułk wojska. Gdzie się podziała tamta nadąsana, obrażona pannica? – Sądziłem, że się nudziła – mruknąłem bardziej do siebie niż do Marysi. – Bynajmniej, kochanie – uśmiechnęła się moja mądra żona. – Do końca życia zapamięta ten wyjazd. Może jeszcze nie tego nie wie, ale zmieniała się, a raczej odnalazła siebie. I nie mówię o strojach i makijażu. Przemyślała kilka spraw. Wspaniale się spisałeś, tatusiu. – Jakoś tak samo wyszło... – spuchłem z dumy. I darowałem sobie wyrażenie na głos obaw, czy płyty, które Anita zabrała do Oli, na pewno do mnie wrócą. /Tomasz/

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×