Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Pasja

BIESIADA

Polecane posty

Pozdrawiam biesiadniczki! Mój poranek. Mrużę oczy. Blady blask poranka budzi mnie ze snu, Słyszę w radiu ten sam głos co dnia I piosenkę, co zabiera nocy czar, Więc gramolę z łóżka się niezdarnie, Byle prawą stopą najpierw wstać, Potem myślę o czym śniłam, W świadomości mam jedynie zamazany ślad, Myślę sobie: „(...) przecież nadal śpię” Więc twarz bladą i zaspaną, Niczym rosa trawę, skrapiam I przecieram blady świt poranka, By rozpoznać w Słońcu brata... autor: Beata.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
WITAJ BIESIADO🖐️ Mam wolne i juz jestem na nogach,,, Co bóg złączył... Jedna chwila, jedno zdarzenie może na zawsze zmienić bieg naszego życia. Tylko od nas zależy, co z tym doświadczeniem zrobimy, czy przekujemy je na dobro, czy zło. Tak będzie pięknie, spójrz w lustro, kochanie – białe kwiaty we włosach Natalii wyglądały rzeczywiście wspaniale. Ona cała wyglądała zjawiskowo. Biała gustowna suknia z trenem leżała jak ulał na jej zgrabnej figurze, a delikatna uroda współgrała z całością. – Córeńko, no proszę, spójrz wreszcie. – A może lepiej przypiąć je z drugiej strony? – Nie mamuś, tak jest dobrze – poprawiła kwiaty, uściskała mnie i zakręciła wokół siebie jak w tańcu. – O Boże, jaka jestem szczęśliwa! – Leć, pokaż się ojcu, No biegnij... Wiedziałam, że Roman będzie zachwycony. Bezgranicznie kochał Natalkę i był wobec niej zupełnie bezkrytyczny. To ja, choć kochałam ją tak samo, pełniłam rolę tej bardziej surowej, dyktującej normy, wymagającej. Myślę jednak, że dzięki temu dobrze ją wychowałam. A teraz... Teraz oddajemy ją człowiekowi, którego ona sama pokochała i myślę, że z wzajemnością. A jednak coś ściska w sercu i łza się kręci w oku. Będzie szczęśliwa, wiem to na pewno, choć Bóg jeden wie, ile przeszkód na tej drodze do szczęścia przyjdzie jej pokonać. Będę się modliła, żeby było ich niej niż było to dane mnie samej... cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ja też miałam na swoim ślubie przepiękną białą suknię i jeszcze welon, na znak niewinności. Roman był moim pierwszym mężczyzną, pierwszą wielką miłością. – Żeby tylko kiedyś nie zamarzyło ci się spróbować jak to jest z innymi – przekomarzał się ze mną. Ale gdzie mnie tam było próbować z innymi, zakochana byłam w nim po same uszy. Poznaliśmy się na wiejskiej potańcówce. Od razu mi się spodobał i nie tylko mnie. Prawie wszystkie panny za nim oczami wodziły, ale on wybrał właśnie mnie. Jak zaprosił do pierwszego tańca, tak później z rąk do końca zabawy nie wypuścił. – A bo byłaś taka piękna. I taka... akurat dla mnie – tłumaczył później, kiedy już postanowiliśmy ze sobą chodzić. Oboje pokończyliśmy szkoły w pobliskim miasteczku. On wyuczył się na hydraulika, a ja, że miałam smykałkę do ręcznych robót, zostałam krawcową. I kiedy już te szkoły pokończyliśmy, to na wsi zaczęli ludzie szemrać, że czas na wesele. Wcale szemrać nie musieli, bo i tak zamierzaliśmy się pobrać. Przecież się kochaliśmy. Niby wiedziałam, że tak właśnie będzie, a jednak przeżyłam bardzo całą tę scenę proszenia rodziców o moją rękę. – Tylko nie zrób mi jej krzywdy, bo będziesz miał ze mną do czynienia – próbował być groźnym ojciec. – Ja miałbym zrobić Basi krzywdę? – wzburzył się. – Już prędzej sam siebie bym skrzywdził. cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
W dzień ślubu byłam bardzo szczęśliwa. Tak samo, jak teraz Natalka. Kościół był pełen ludzi, a proboszcz naszej parafii pięknie poprowadził ceremonię. – Co Bóg złączył, niech człowiek nie waży się rozłączać – te słowa zapamiętałam na całe życie. Po ślubie przeprowadziliśmy się do miasteczka, bo tam z naszymi zawodami łatwiej było o pracę, a poza tym co miejskie życie, to miejskie. Roman dosłownie i w przenośni nosił mnie na rękach. – Moja ty żono najpiękniejsza. Moje ty słońce, życie całe – powtarzał wciąż, wcale się przy tym nie przejmując, że słuchają tego ludzie. Aż moje koleżanki, chyba z zazdrości, mówiły, że to lekka przesada i żebym się cieszyła póki proza życia nas nie dopadnie, zwłaszcza jak przyjdzie na świat dziecko. Ale tego właśnie pragnęliśmy najbardziej na świecie. Coś nam jednak nie bardzo z tym dzieckiem wychodziło. We wsi, kiedy przyjeżdżaliśmy do rodziców, ludzie już szeptać zaczynali, że co to za małżeństwo, jak Bóg potomstwa poskąpił, co to za rodzina, niepełna jakaś, ułomna. – A może lekarza trzeba się poradzić? – zagaiła któregoś dnia moja mama. – Żaden to wstyd, a nuż coś na to zaradzi. cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Wciąż miałam nadzieję, że natura sama swego dokona, ale w końcu po dwóch latach bez dziecka poszliśmy po lekarską poradę. Lekarz zlecił badania, a potem stwierdził, że wszystko z nami w porządku i tylko mamy jakąś psychiczną blokadę. Może za bardzo chcemy tego dziecka? – Najlepiej będzie jak państwo wyjadą gdzieś oboje na urlop, wypoczną i nie myślą za wiele o tym, by powiększyć rodzinę. Wszystko przyjdzie w swoim czasie – pocieszył nas. Tak zrobiliśmy. Nigdy nie byłam nad morzem, postanowiliśmy więc tam pojechać. Tyle rzeczy nowych zobaczyłam, tyle ciekawego się działo, że faktycznie, nie myśleliśmy za wiele o naszych kłopotach. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Już miesiąc po powrocie stwierdziłam, że wreszcie będziemy mieli wymarzone dziecko. Brzuch mi rósł, a ja obnosiłam go z coraz większą dumą. Będziemy mieli dziecko! Malutkie rączki, malutkie paluszki – cud natury. Kiedyś po raz pierwszy powie "mama", postawi pierwszy krok, powie pierwsze słowo i to ja go tego wszystkiego nauczę. cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Wieczorami siadaliśmy z Romanem i wymyślaliśmy imię dla naszego maluszka. Badania USG wykazały, że będzie dziewczynka. – Natalia – zadecydował w końcu Romek. Podobało mi się i stanęło na tym, że będzie Natalia. Tata powiedział, że wyglądam jak księżniczka i że będę najpiękniejszą panną młodą – zaśmiała się z zadowoleniem Natalia wpadając jak wiosenna burza do pokoju. – Spokojnie, bo podrzesz suknię – udawałam, że ją karcę. – A to byłaby niedobra wróżba dla małżeństwa. – Oj mamuśku, ty to zawsze... – objęła mnie całując w policzek. – Jaka niedobra wróżba? Choćbym jeszcze obcas w bucie połamała, to i tak nic złego wydarzyć się nie może. Przecież wiesz jak my z Mirkiem się kochamy. Tak, jak my z Romanem. Też byliśmy pewni, że nic nie zburzy naszej miłości. Ale los wystawił tę pewność na ciężką próbę... Byłam już w siódmym miesiącu ciąży. Tamtego dnia postanowiliśmy odwiedzić rodziców na wsi. Samochodem to tylko pół godziny drogi. Z rana jednak zaczął siąpić deszcz i Romek nie bardzo chciał w taką pogodę jechać. – Przecież nie jest taka tragiczna ta pogoda, znasz drogę, będziemy jechać wolno. Proszę, jedźmy, tak dawno nie widziałam rodziców, a później to już się przecież nie wybiorę tak szybko – przekonałam go w końcu. Później wiele razy wracałam myślami do tej chwili. Jak by się potoczyło nasze życie, gdybym wtedy go posłuchała i nie nalegała na ten wyjazd? Jeszcze się wróciłam, bo zapomniałam torebki. Czy gdybym się nie wróciła, to te parę minut coś by zmieniło? Bo przecież wtedy przejechalibyśmy już bezpiecznie ten zakręt, a opel jadący z naprzeciwka wyminąłby nas na prostej drodze. Ale się wróciłam... cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nic nie pamiętam z tego wypadku. Roman był poturbowany, ale nic mu się nie stało. Ja znalazłam się w szpitalu. Pierwsze, co zrobiłam, kiedy odzyskałam świadomość, to dotknęłam brzucha. – Gdzie moje dziecko?! – zawołałam przerażona, ale zaraz się uspokoiłam. O Boże, pewnie urodziłam wcześniaka, pewnie jest w inkubatorze. Żeby tylko wszystko było dobrze, błagam, żeby było dobrze. Ale nie było dobrze. Lekarz powiedział mi w końcu straszną prawdę. Dziecko nie przeżyło wypadku. Straciliśmy naszą Natalkę. Nie chciałam oddychać, nie chciałam myśleć, nie chciałam żyć... – To wszystko moja wina – Roman nie mógł sobie darować, że wtedy mnie posłuchał. – Powinienem być mądrzejszy, bardziej przewidujący. Mama mnie pocieszała, że żałoba minie, a my jesteśmy młodzi i jeszcze będziemy mieli niejedno dziecko. Ale lekarz rozwiał i te nadzieje. Nasze marzenie miało się nigdy nie spełnić. Nie mogłam mieć już więcej dzieci. cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Pierwsze tygodnie po powrocie ze szpitala przeżyłam jak w letargu. Wciąż płakałam i zadręczałam się myślą, co by było gdyby... Liczyłam dni do porodu, tak jakbym cały czas była w ciąży, oglądałam kupione już małe ubranka, przygotowany na przyjście dziecka pokoik. Coraz bardziej zamykałam się w swoim świecie. Roman próbował się czasem do niego wedrzeć, ale on sam przeżywał swój własny dramat. Czuł się winny tego, co się wydarzyło, a ja go nie potrafiłam, nawet nie próbowałam z tego przekonania wyprowadzić. Oboje głęboko przeżywaliśmy stratę dziecka, ale każde osobno. Powoli zaczynaliśmy się od siebie oddalać. Już nie siadaliśmy wieczorami przytuleni, by opowiedzieć sobie wydarzenia mijającego dnia, już nie przytulaliśmy się jak dawniej. Kiedy przyjechała do nas w odwiedziny moja mama była przerażona. – Dziecko, tak nie można – głaskała mnie po głowie, jak wtedy gdy byłam jej małą córeczką. – Życie toczy się dalej. Jakoś się z tym uporacie. Ale to nie było wcale takie łatwe i chyba nie było w nas takiej determinacji. Chyba oboje podświadomie obwinialiśmy się za to co się stało, nie potrafiliśmy wzajemnie sobie wybaczyć, ani wybaczyć sobie samym. Nawet nie zauważyłam jak Romek zaczął coraz później przychodzić z pracy do domu, wracał później czasem po alkoholu. Dopiero kiedy zaczęło to być nagminne spytałam go: – Siedzę sama w pustym domu... Gdzie ty chodzisz po pracy? – A, mam takie różne sprawy – odburknął. cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nawet nie uznał za stosowne się wytłumaczyć. No tak, kim ja teraz dla niego byłam? Bezwartościową kobietą, która nie urodzi mu już dziecka – tak o sobie myślałam. Utwierdzała mnie w tym przekonaniu jego matka. – Moja droga, trudno się dziwić, że szuka gdzie indziej. Chłop musi mieć w domu prawdziwą kobietę. Nawet się nie zdziwiłam, kiedy usłyszałam plotki, że mojego męża widziano z jakąś młódką. Nie bardzo w nie wierzyłam, ale jednak zabolało. Bardzo. Któregoś dnia przyszedł do mnie i powiedział. – Musimy porozmawiać. Piekłam właśnie ciasto. Pierwsze od wielu miesięcy. Bo pomyślałam, że moja mama ma rację. Trzeba się jakoś z tym uporać i dalej żyć. Żyć razem a nie osobno. Chciałam więc zrobić szarlotkę – ulubione ciasto Romka, pokroić na talerz, tak jak lubi i przytulić się wreszcie do niego i powiedzieć, że było mi go brak. Ale w jego oczach było coś dziwnego. – Będę miał dziecko – powiedział, a mnie przypomniała się chwila, gdy to ja do niego mówiłam: "Będziemy mieli dziecko". – Moja... Pewna kobieta urodzi mi dziecko. Nie kocham jej, ale kocham to dziecko, które ma się urodzić. Wiem, że to jest dla ciebie, dla nas bardzo trudne, ale... będę miał dziecko. To jest teraz najważniejsze. To jest najważniejsze. A jeszcze niedawno mówił, że nasza miłość jest najważniejsza. Milczałam skamieniała, ale wewnątrz wszystko wyło we mnie z bólu i rozpaczy. Poczułam się bezwartościowa, niepotrzebna nikomu. Swąd przypalonej szarlotki tylko potęgował to uczucie. Niczego dobrze nie potrafię zrobić. Niczego. Nawet zwykłej szarlotki. Na drugi dzień spakowałam się i wyjechałam na wieś do mamy. Z dnia na dzień rzuciłam pracę, rzuciłam dom, rzuciłam całe moje dotychczasowe życie. Nie zależało mi na tym, co powiedzą ludzie. Nie zależało mi już na niczym. cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Myślałam, że Roman będzie chciał rozwodu, albo przynajmniej separacji, ale on nie uczynił w tym kierunku żadnego kroku. Trwaliśmy więc tak w zawieszeniu – ani małżeństwo, ani rozwiedzeni. Powoli odzyskiwałam równowagę. Dochodziły do mnie strzępy wiadomości o tym, co się dzieje w mieście. Kobietą, która miała urodzić Romkowi dziecko była 19-letnia dziewczyna, Anna, była wychowanka domu dziecka. Romek opiekował się nią, ale ze sobą nie zamieszkali. Ona miała przyznany przez miasto mały pokoik z kuchnią, on nadal mieszkał w naszym wspólnym mieszkaniu. Któregoś dnia pojawił się w domu mojej mamy. – Basiu, wróć do mnie, Ja już tak dłużej nie mogę. – Jak to wróć? Przecież będziesz miał dziecko z inną kobietą – wyrzucałam z siebie słowa z prędkością karabinu maszynowego. – Zdradziłeś mnie, oszukałeś. Jak ty sobie to wszystko wyobrażasz teraz, gdy ma się urodzić dziecko. – Wiesz, że bardzo go pragnę, będę dla niego prawdziwym ojcem, ale nie umiem też żyć bez ciebie. – Chyba dla nas obojga jest już za późno – powiedziałam unikając jego wzroku. cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Wiadomość, że Anna urodziła mu dziewczynkę przyjęłam spokojnie, ale coś zakłuło w sercu. Dopiero informacja, że dali jej na imię Natalia spowodowała, że znów stałam się jedną wielką rozpaczą. Przepłakałam niejedną noc. Minęło pół roku od narodzin córeczki Romka, kiedy dostałam ten list. Zanim go otworzyłam długo wpatrywałam się w kaligraficznie napisany adres nadawcy: Anna Morawska. Jego Anna... List był krótki. Anna prosiła mnie w nim o spotkanie, podkreślając, że jest to bardzo ważne dla nas trojga. Nie chciałam się z nią spotkać. Pomyślałam, że będzie chciała mnie przekonać do rozwodu. A przecież ja wcale nie stałam im na przeszkodzie. Odłożyłam list na komodę, ale cały dzień nie dawał mi on spokoju. Nazajutrz miałam jechać do miasteczka, wzięłam go machinalnie ze sobą. Zrobiłam zakupy, załatwiłam sprawy, które miałam do załatwienia i... sama nie wiem jak znalazłam się przed domem Anny. Miałam jeszcze nadzieję, że jej nie będzie. Ale była... – Dziękuję, że pani przyszła. To naprawdę bardzo ważna sprawa – uśmiechnęła się trochę speszona. Była młodziutka i drobna. Ładna. Nawet bardzo. – Zgadzam się na rozwód – powiedziałam szybko. – Mogła pani do mnie zadzwonić. Sama nie wiem, po co tu przyszłam. – Nie, nie chodzi o rozwód – zaprzeczyła gwałtownie. – Chodzi o... W tym momencie w drugim pokoju zakwiliło niemowlę. Pobiegła tam czym prędzej. Nieśmiało podeszłam do drzwi, zajrzałam. Trzymała dziecko w ramionach, tuląc je do siebie. Poczułam, jak łzy napływają mi do oczu. – Proszę wejść. Ja właśnie w sprawie Natalki – szepnęła. – Chciałabym panią prosić, żeby się pani nią zaopiekowała, gdyby ze mną się coś stało. Wspólnie z Romkiem oczywiście. Wiem, że on mnie nie kocha, kocha panią. A ja... Widzi pani, ja... mnie może wkrótce zabraknąć. Mam czerniaka. Lekarze nie są dobrej myśli. Mam wyznaczony termin operacji i nienajlepsze przeczucia. Gdyby się nie udała... Nie zniosłabym myśli, że Natusia może trafić do domu dziecka, jak ja kiedyś. Wiem, czuję to, że pani mi pomoże. Dlatego odważyłam się napisać ten list. cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Byłam zszokowana jej wyznaniem. Patrzyłam na to, jeszcze dziecko tulące swą córeczką i nagle jasno zdałam sobie sprawę, że w tej naszej powikłanej ludzkiej historii nie ma wyłącznie ofiar i winnych, że wszyscy po trosze jesteśmy poszkodowani przez los. Ja dostałam do udźwignięcia zdradę ukochanego, Roman, który zaplątał się na ścieżkach życia – ogromne poczucie winy. Anna – los dziecka bez rodziny i świadomość, że musi opuścić swoje maleństwo. Dlaczego Wielki Reżyser tak to sobie wymyślił? Kto to wie... Może dlatego, by na świecie mogła pojawić się Natalia. Objęłam Annę i cicho zapłakałam. Anna nie przeżyła operacji. Pielęgnowaliśmy ją z Romkiem do końca i odeszła uśmiechnięta. Natalia miała wówczas osiem miesięcy. Kiedy wzięłam ją po raz pierwszy w ramiona, poczułam tkliwość. Już wtedy, kiedy pulchną rączką wodziła mi po twarzy, z całego serca pokochałam to dziecko. Przebaczyłam Romanowi i on przebaczył sobie. Dopiero wtedy z czystą kartą mogliśmy zamieszkać razem i rozpocząć nowy etap życia. Razem z naszą córeczką. Patrzyłam jak dorastała, rozkwitała. To do mnie po raz pierwszy powiedziała "mamo", to ja koiłam dziecięce smutki, chodziłam na wywiadówki, wysłuchiwałam zwierzeń z pierwszych miłosnych zawodów. Natalia od początku wiedziała, że ma dwie mamy – jedną na ziemi, drugą w niebie, może dlatego przyjmowała to w sposób naturalny. cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
A dziś wychodzi za mąż... Wygląda pięknie w tej białej sukni z trenem. I taka jest szczęśliwa. Za chwilę przyjdzie jej ukochany, pojedziemy do kościoła i ksiądz zwiąże ich węzłem małżeńskim na całe życie. Usłyszy jak ja kiedyś: "Co Bóg złączył, niech człowiek nie waży się rozłączać"... Chciałabym, by los jej oszczędził życiowych zakrętów takich, jakie stały się udziałem moim i Romka. Choć to właśnie takie zakręty sprawiają, że stajemy się mądrzejsi, umiemy kochać i przebaczać. I wszystko w naszym życiu, to dobre i to złe jest przecież po coś... /Przyjaciolka/

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dzisiejsze nieśmiałe dziecko, to to, z którego wczoraj się śmialiśmy. Dzisiejsze okrutne dziecko, to to, które wczoraj biliśmy. Dzisiejsze dziecko, które oszukuje, to to, w które wczoraj nie wierzyliśmy. Dzisiejsze zbuntowane dziecko, to to, nad którym się wczoraj znęcaliśmy. Dzisiejsze zakochane dziecko, to to, które wczoraj pieściliśmy. Dzisiejsze roztropne dziecko, to to, któremu wczoraj dodawaliśmy otuchy. Dzisiejsze serdeczne dziecko, to to, któremu wczoraj okazaywaliśmy miłość. Dzisiejsze mądre dziecko, to to, które wczoraj wychowaliśmy. Dzisiejsze wyrozumiałe dziecko, to to, któremu wczoraj przebaczyliśmy. Dzisiejszy człowiek, który żyje miłością i pięknem, to dziecko, które wczoraj żyło radośćią. — Ronald Russell

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dziecko jest chodzącym cudem, jedynym, wyjątkowym i niezastąpionym. — Phil Bosmans

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
DZIEN DOBRY🖐️ BIESIADO👄 JODELKO👄piekne opowiadanie, dziekuje! GRABKU👄ORZECH🖐️ Za chwile wybieram sie do kosciola a jak wiemy dzis mamy niedziele palmowa, ostatni tydzien przed swietami . 🌻🌻🌻8kwiat]🌻🌻🌻🌻 Niedziela Palmowa. Ostatnie niedziela przed Wielkanocą, pierwszy dzień Wielkiego Tygodnia - okresu upamiętniającego ukrzyżowanie i śmierć Jezusa Chrystusa. Jest to święto chrześcijańskie, ruchome - w 2008 roku Palmowa Niedziela wypada 16 marca. Tło historyczne - Wydarzenia Biblijne Niedziela Palmowa to dzień upamiętniający przybycie Jezusa do Jerozolimy. Jak podają wszyscy czterej ewangeliści było to przybycie uroczyste i triumfalne. Wjeżdżającego Chrystusa witały tłumy z okrzykiem \"Hosanna Synowi Dawida\" A tłumy, które Go poprzedzały i które szły za Nim, wołały głośno: Hosanna Synowi Dawida! Błogosławiony Ten, który przychodzi w imię Pańskie! Hosanna na wysokościach! (Mt.21) Po wjeździe do miasta Jezus przepędził kupczących ze świątyni (wg. Św.Mateusza) i uzdrowił chorych co wywołało gniew kapłanów. (Według Ewangelii Św. Marka przepędzenie kupców miało miesjce następnego dnia.) Zwyczaje, tradycje, obrzędy, liturgia Pierwszy dzień Wielkiego Tygodnia to jednocześnie dzień radosnych procesji palmowych upamiętniający wjazd Jezusa do Jerozolimy ale również dzień rozpoczynający tydzień żałoby i zadumy nad śmiercią Chrystusa. Liturgia składa się z kilku części. Porannej Mszy Świętej, podczas której święci się palmy (stąd nazwa święta). Po mszy następuje uroczysta procesja palmowa na wzór IV wiecznych procesji jerozolimskich. Niedzielny wieczór to już okres zadumy i wyciszenia, podczas której odbywają się czytania fragmentów Ewangelii związanych z ostatnimi dniami życia Jezusa Chrystusa. O ile zwyczaj procesji palmowych pochodzi z początków IV wieku naszej ery, o tyle święcenie palm to tradycja młodsza - pierwsze wzmianki wskazują, że pochodzi z XIw. Poświęcone palmy powinny być przechowywane przez prawie cały rok, aż do spalenia w Środę Popielcową. Z Palmową Niedzielą związane są także małopolskie tzw. \"Pucheronki\". W tym dniu przebrani żacy kwestowali po domach, śpiewając i składając życzenia. Zwyczaj ten przetrwał do naszych czasów w niektórych podkrakowskich wsiach. W czasach Zygmunta III poprzebierane za postaci z Ewangelii trupy aktorskie odgrywały we wsiach i miastach sceny z życia Jezusa. Ciekawostki W parafiach Lipniki i Łyse na kurpiach oraz na Mazowszu w Lipnicy Murowanej odbywają się co roku konkursy na najpiękniejszą i największą palmę. Najwyższe z nich osiągają długość kilku a nawet kilunastu metrów. Wielkanocne palmy można zastąpić gałązkami wierzbowymi (baziami). ❤️🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ks. Piotr A. Faliński Niedziela Palmowa niedziela jak każda inna inna bo niezwykła pełna dostojeństwa i zadumy to niedziela Pana i osiołka niedziela entuzjazmu zwiastującego zdradę dzień jerozolimskiej euforii wypełniającego się objawieniem, które wypełnia się do końca niedziela radości i smutku dzień szumiącej palmy kołyszącej się dumnie na wietrze dzień płaszcza tworzącego dywan na drodze Pana to ten dzień,który nazywamy Niedzielą Palmową ta niedziela jest też moja wtapiam się w miłość Boga. Juz uciekam i zycze milej niedzieli! ❤️ 🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Pozdrawiam biesiadniczki! Tyle sie napisalam i nic nie ma, cos net wolno chodzi! Wysylam wiersz ! Palmowa niedziela. Idą mężczyźni kobiety i dzieci Niosąpalmy, kolorowe bukiety dla pamięci Świątynia w ogród się zamienia Pakmy duże, małe, jak brosza maleńkie Wszystkie jednakowo święte Na chwałę Panu uwite Zapach ziół, kwiatów, trzciny Unosi się, odurza Niepowtarzalna polska Palmowa niedziela Pełna tradycji, refleksji, zdumy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
WITAJ BIESIADO🖐️ Mam nadzieje,ze dzisiaj juz moj caly post pozostanie na BIESIADZIE!! Wczoraj przytoczylam te piekna opowiesc o SERCU i nawet nie zauwazylam,ze poczatek mojego postu poooooooolecial w kosmos. KOCHANE DRZEWKA!!! JARZEBINKO____________dziekuje za piekne Twoje posty_________o dzisiejszej niedzieli i wiersz❤️ ORZECH________dziekuje❤️ Piekne sa Twoje wiersze!!!! Wczorajszy dzien spedzilam na \"wychodnym\".Wybylam z domu dosc wczesnie i podziwialam PARADE z okazji Sw.Patryka. Przepiekne tance,muzyka w wykonaniu orkiestr,udekorowani uczestnicy na zielono.Jakiez wydziwione stroje,kapelusze,czapki,,, Szkoda,ze nie wzielam ze soba aparatu,,,,jaka szkoda! Przedwczoraj u nas byla wiosenna pogoda i myslalm,ze nastepny dzien bedzie podobny.Wystroilam sie zbytnio wioesennie i doprawilam sie na dobre.Wrocilam do domu chora.Oczywiscie poszla moja mikstrura w ruch.W nocy zrobilam kolejna i o dziwo_______rano wstalam zdrowa jak ryba.Wzielam juz prysznic,popijam kawke i czytam WAS!! A teraz klikam :D Wstalam dzisiaj znacznie wczesniej niz zawsze____________bo tez wybieram sie do kosciola.Bedzie na pewno bardzo uroczyscie. Mowilam WAM,ze uwielbiam ten goralski kosciolek,,,,te przepiekne spiewy lapia za serce.Upajam sie nim!! Pozdrawiam WAS bardzo serdecznie🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Chcę, żebyś wiedziala,,,, Zawsze chciałam do Ciebie napisać taki list. I choć wiem, że nigdy go nie dostaniesz, czuję się tak, jakbyś była przy mnie i zaglądając przez ramię go czytała. Jest ciemno. Tylko nocna lampka rzuca świetlny krąg na blat biurka. Słychać bulgotanie wody w rurach i przyśpieszony oddech Joasi. Pewnie znowu temperatura wzrosła. Delikatnie, żeby nie obudzić małej, dotykam ręką dziecięcego czoła. Jest rozpalone, ale nie tak mocno, jak wcześniej. Pamiętam, jak Ty, mamo siadałaś przy moim łóżku, kiedy byłam chora. Pamiętam, jak dziś, choć minęło już tyle lat... Pochylam się nad pustą kartką papieru. Jak ubrać w słowa to, co czuję i to, co nigdy nie zostało wypowiedziane? Pisać jest łatwiej, niż mówić. O wiele łatwiej. Już dawno postanowiłam wszystko Ci wytłumaczyć... Może teraz, gdy mam pretekst będzie łatwiej. Najtrudniej jest zacząć. Gryzę długopis, jak zwykle, gdy się denerwuję. Pierwsze słowa są niezgrabne, nie układają się w zdania. Skreślam je, biorę czystą kartkę. Tak właśnie chciałabym zacząć. Być, jak ta czysta kartka. Ale czy można wymazać, skreślić słowa, które kiedyś padły? cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nie byłam dobrym dzieckiem. Na zdjęciu sprzed ponad ćwierć wieku widać zbuntowaną siedmiolatkę, chudą jak patyk, w powyciąganych spodniach i kolorowej bluzeczce. Kolory wyblakły, podobnie, jak wspomnienia. Stoję bez uśmiechu, z dumnym spojrzeniem ciemnych jak węgle wielkich oczu. To są Twoje oczy, Mamo. Takie same ma Joasia. Tylko spojrzenie inne, bardziej łagodne, ciepłe, ufne. Nie lubiłam spódniczek, sukienek. Ledwo mnie namówiłaś, żeby na rozpoczęcie roku szkolnego założyć granatową spódnicę. Zawsze wolałam piłkę, niż lalki, a nade wszystko chodzenie po drzewach i zabawy w policjantów i złodziei. Tata śmiał się, że to jego krew. Pewnie nawet się z tego cieszył, bo miałam być chłopakiem. Zawiodłam go już na samym wstępie. Ostatnie wspólne zdjęcie z tatą i z Tobą, Mamo to zdjęcie komunijne. W porównaniu z innymi zdjęciami wyglądam na nim jak anioł. Pod koniec drugiej klasy zostałyśmy same. Tato odszedł od nas do innej kobiety. Wyjechał za granicę i nigdy już się nie pojawił. Nie wiedzieć czemu winą za to obarczyłam Ciebie, Mamo. Wiele razy krzyczałam, że nie umiałaś zatrzymać taty, że inni mają ojców, tylko nie ja. Nie chciało mi się chodzić do szkoły. W trzeciej klasie przestałam się uczyć. Całymi dniami włóczyłam się z chłopakami z podwórka. Widziałam wiele razy, jak płakałaś z mojego powodu. Ja też płakałam, kiedy koleżanki z klasy powiedziały, że jestem taka niegrzeczna, że nawet tata mnie nie chciał. Często pyskowałam do Ciebie, Mamo. Byłam okrutna i uparta. Było mi na rękę, że tyle pracujesz. Z pracy przychodziłaś dopiero wieczorem, zmęczona, ale zawsze z takim samym uśmiechem pytałaś, co u mnie. Nie lubiłam tych pytań, ani tego uśmiechu. Ty, Mamo byłaś dobra, a ja chciałam być inna, zła. Na złość, na przekór. W starszych klasach podstawówki zaczęły się wagary, papierosy. Przylepiono mi etykietkę "stwarza problemy wychowawcze". Pamiętam, jak tłumaczyłaś się nauczycielce, że to Twoja wina, że rodzina niepełna, że dużo pracujesz. cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Chciałaś mnie ochronić. Za wszelką cenę. Nie umiałam tego docenić. Nawet tego, że zmieniłaś pracę, by poświęcać mi więcej czasu. Zaczęło nam się gorzej powodzić. O to też miałam do Ciebie pretensje, że inni mają lepiej, że my klepiemy biedę. Zazdrościłam tym, którzy mieli pieniądze. Zaczęłam podbierać Ci drobne z portmonetki. Niewielkie sumy, bo zazwyczaj nie miałaś pieniędzy. Tylko raz trafiła się większa kwota. To były pieniądze przeznaczone na prąd. Nie przyznałam się. Pieniądze pożyczyła nam sąsiadka. Odpracowywałaś je, pilnując jej dzieci. Pamiętam, nigdy na mnie nie krzyczałaś. Może gdybyś krzyknęła, zdenerwowała się, coś by się zmieniło. A Ty zawsze tłumaczyłaś, przekonywałaś, prosiłaś. Nie cierpiałam tego tonu. Nawet nie słuchałam, co mówisz. Zamknęłam się w skorupie, którą trudno było przebić. Z trudem skończyłam podstawówkę. Nigdy nie dałam Ci powodów do dumy. Potem było jeszcze gorzej. Znalazłam łatwe źródło zarobkowania. Namówiła mnie do tego koleżanka. Nie było to trudne, a czasem nawet sprawiało przyjemność. Tak, oddawałam się za pieniądze. Pierwszy raz, gdy miałam niecałe siedemnaście lat. Dostałam podwójną gażę, bo byłam dziewicą. Imponowali mi starsi, zamożni faceci. cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Zaczęłam się lepiej ubierać, dostawałam drogie perfumy. Wtedy przestałam Cię okradać. Miałam swoją kasę i nawet było mi Cię żal, że tak ciężko pracujesz za marne grosze. Takie życie mi odpowiadało. Nie wiem, czy się domyślałaś, co robię. Umiałam kłamać. Musiałam powtórzyć klasę, bo w ogóle przestałam się uczyć. Chciałam rzucić szkołę. Nie była mi do niczego potrzebna. Znowu przekonywałaś, tłumaczyłaś. Dla świętego spokoju się zgodziłam. – Mamusiu, czemu nie śpisz? Drgnęłam przestraszona. Nie zauważyłam, że Joasia się obudziła i siedzi na łóżku. Siadam obok niej, tak jak Ty siadałaś przy mnie, Mamo i jestem szczęśliwa, że moja córeczka mnie nie odtrąca. Wręcz przeciwnie, przytula się do mnie mocno. Jest ciepła, ale widać, że temperatura spadła. – Już się zaraz kładę. Mam coś do zrobienia na jutro do pracy. Na to pytanie potrafię odpowiedzieć. Co będzie, jak zada inne, o wiele trudniejsze? Czy mnie wysłucha i zrozumie? Przecież ja nie chciałam słuchać, ani rozumieć. Joasia kładzie się uspokojona. Chwilę jeszcze siedzę obok i patrzę, jaka jest śliczna. Podobna do Ciebie, Mamo. Nigdy Ci tego nie mówiłam, prawda? Powinnaś się mnie wyrzec, bo nie zasłużyłam na Twoją miłość. Nie zrobiłaś tego nawet, gdy powiedziałam, że jestem w ciąży. Miałam niecałe osiemnaście lat. Na początku wcale się nie zorientowałam, potem było już za późno. Nie mogłam nic zrobić. Byłam wściekła na siebie. Ale to chyba pan Bóg nade mną czuwał. Liczyłam, że nie uda mi się donosić ciąży. A Ty, Mamo powiedziałaś, że mi pomożesz, że skoro pan Bóg daje dzieci, da i na dzieci. Nie pytałaś o ojca dziecka, a ja nie mówiłam. Bo i co miałam mówić, skoro sama nie byłam pewna. Mogłam tylko przypuszczać. Musiałaś coś podejrzewać, ale byłaś dyskretna. Zapisałam się do szkoły wieczorowej. Czułam się pokrzywdzona przez los. Wyładowywałam się na Tobie, Mamo. Byłam gotowa oddać dziecko do adopcji. Nie mówiłam o tym, ale tak było. Dopiero, gdy zobaczyłam Asię, gdy malutka ścisnęła mój palec, popłakałam się jak dziecko i postanowiłam, że nikomu jej nie oddam. Dopiero wtedy pokochałam moją córeczkę. Okropnie bałam się porodu. Na sali leżała dziewczyna, przy której mąż siedział cały czas. Jak ja jej zazdrościłam... cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
I wtedy przyszłaś Ty, Mamo. Byłaś przy mnie, trzymałaś mnie za rękę i ocierałaś pot z czoła. Powinnam podziękować Ci, ale jakoś nie potrafiłam tego zrobić. Nie umiałam okazywać uczuć, uczyłam się tego powoli, krok po kroku. Również od Joasi. Nie umiałam, bo nie chciałam wcześniej umieć. Wiele rzeczy zrozumiałam dopiero wówczas, gdy Joasia pojawiła się na świecie. Zaczęło mi wreszcie zależeć. Dopiero, gdy sama zostałam mamą zrozumiałam, jak bardzo byłam niesprawiedliwa. Chciałabym Cię, Mamo przeprosić. Kiedyś pewnie czekałaś na te słowa. Bardzo żałuję, że nie padły. I nigdy ich nie usłyszysz. Nie wiesz, że zdałam maturę i pracuję, na razie jako stażystka, ale mam nadzieję, że mnie przyjmą. Jaka szkoda, że nigdy nie przeczytasz tego listu. Zgasłaś tak cicho i szybko, jak świeca, którą zdmuchnął wiatr. Nigdy nie dowiesz się, że bardzo Cię kocham. I że bardzo bym chciała, byś usiadła obok jak kiedyś. I ja bym Cię przytuliła. Mam nadzieję, że uda mi się wychować Asię na kochającą i wrażliwą dziewczynkę. I że gdy patrzysz na mnie tam z góry nie jesteś już smutna. /Natalia/

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Sumienie to jest ten cichy głosik, który szepce, że ktoś patrzy. — Julian Tuwim

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Jedyny sposób ocalenia marzeń to hojność wobec samego siebie. Trzeba srogo rozprawić się z każdą próbą samokarania, choćby najłagodniejszego. Aby wiedzieć, kiedy stajemy się okrutni wobec siebie, musimy przemienić w ból fizyczny najlżejsze objawy bólu duchowego, takiego jak poczucie winy, wyrzuty sumienia, brak zdecydowania, tchórzostwo. Czyniąc ból duchowy fizycznym, poznajemy zło, jakie może on spowodować. Spośród wszystkich wymyślonych przez człowieka sposobów zadawania bólu sobie samemu najgorszym jest Miłość. Cierpimy zawsze dla kogoś, kto nas nie kocha, kto nas porzucił, dla kogoś, kto nie chce nas opuścić. Żyjemy samotnie, jeśli nikt nas nie kocha: mając żonę lub męża, czynimy z małżeństwa niewolę. To naprawdę potworne. Pielgrzym __P.C

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witaj JODELKO! 👄 dziekuje za piekne opowiadanie!❤️ 🌻🌻🌻🌻🌻 ❤️ Zatańcz ze mną ostatni raz... Od ich rozstania minął równo rok. W kłótni, ze złości uderzyła go w twarz. Wszystko było takie piękne. Zaplanowali ślub, mieszkanie, wszystko było gotowe. To zdarzyło się na balu. Ona myślała o weselu a on powiedział, ze musi na rok wyjechać do Anglii. Świat zawirował jej przed oczami. Okazało się, że dla niego praca jest ważniejsza niż przyszła żona. Był dobrze zapowiadającym się dziennikarzem, wszyscy mówili, że jak wyjedzie to zrobi karierę, zarobi duże pieniądze. Ten staż był dla niego prawdziwą szansą, ale ona nie chciała i nie potrafiła aż tak się poświęcić. Uważała, że w Polsce też ma szansę, przy niej. Nie chciała słuchać tłumaczeń Michała. Wybiegła z balu i pojechała prosto do domu swoich rodziców. Poprosiła siostrę, żeby zabrała jej rzeczy ze wspólnie wynajętego mieszkania. Byli razem już dwa lata w tym mieszkaniu, nie wyobrażała sobie, że każde z nich będzie się teraz budzić w pustym, zimnym łóżku... Czuła się zdradzona. Siostra miała zostawić tylko jej pierścionek zaręczynowy. Agnieszka nie chciała go więcej widzieć. To miał być koniec. Michał próbował się z nią skontaktować, ale ona nie odpowiadała się na jego telefony, listy, unikała wspólnych znajomych. Usłyszała tylko, że on wyjechał załamany... Agnieszka uciekła w pracę, myślała, ze w ten sposób zagłuszy tęsknotę i zabije miłość. Koleżanki mówiły jej, ze stała się zgorzkniała i zimna, że odpycha swoją postawą każdego człowieka. A Agnieszka uznała wyjazd Michała jako ucieczkę przed ślubem i przed nią. Przestraszył się odpowiedzialności i zwiał. Jednak nie było dnia, żeby o nim nie myślała. Obiecywała sobie, że w końcu zapomni, przestanie się nad sobą użalać, że zacznie żyć na nowo bez niego. Krokiem do pracy nad sobą miał być bal. Postanowiła że wreszcie wyjdzie z ukrycia i pokaże na co ją stać. To miało być pierwsze wyjście od roku. Od czasu kiedy rozstała się z Michałem. Poszła sama, ale bawiła się dobrze. Przy okazji przyjęła zaproszenie od poznanego fotografa. Nie miała pojęcia, że to kolega jej dawnego narzeczonego. Nie wiedziała też że on zaprosi także i jego. Dlatego gdy zobaczyła swoją miłość aż nogi się pod nią ugięły. On także zamarł. Coś szepnął do blondynki, z którą stał przy stole a po chwili już stał przy Agnieszce. Wybłagał, żeby tym razem nie uciekła. Prosił o taniec, stwierdził, że tyle jest mu winna skoro tamtego nie dokończyli. Niespodziewanie podała mu dłoń. Kiedy tańczyli, Michał jednym tchem szeptał jej do ucha o Anglii, o tym, że gdyby nie wyjechał jego praca w gazecie stałaby pod znakiem zapytania. W Anglii miał się wykazać, to była jego szansa. Mówił szybko, jakby bał się, że gdy ucichnie muzyka, znów ucieknie. Na zawsze. Uświadomił sobie, że nie potrafi bez niej żyć, gdy ona nie jest blisko. Nie umiał napisać nawet jednego słowa. Zrezygnował po dwóch miesiącach, bo to wszystko nie miało sensu. Błagał ją o jeszcze jedną szansę. Agnieszka uśmiechnęła się do niego i gdy ucichła muzyka szepnęła: \"Nie odchodź, ten taniec nie musi być wcale naszym ostatnim...\" 🖐️❤️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
🌻Witam i pozdrawiam biesiade🌻 🌻Drogie drzewka-Jodelko i Jarzebinko,wasze opowiadania sa niesamowite.I wiersze takze.Rozczytalismy sie w nich.Dziekujemy. 🌻Orzeszku, dziekuje za Twoje wiersze.🌻 🌻Cale popoludnie spedzamy w naszym gaiku w letnim domku. Ogien w kominku juz dogasa wiec i my zbieramy sie do domu.Bylo bardzo milo.Lubie takie spotkania z przyroda. 🖐️🌻👄

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×