Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Pasja

BIESIADA

Polecane posty

Pogoda Życie jest jak niebo w zwykły dzień.. Raz sie chmurzy, idą smutki, a wraz z nimi moje łzy.. Później słońce się pojawia, uśmiech wraca i odradza... Znowu chmury, deszcz i burza, twarz już mokra, mina smutna... serce puste, bez miłości, która przyjdzie z bólem kości.. Wiolka

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Niebo Popatrzę w niebo zobaczę ptaki i gniazda, do których pędzę. Wtedy i ja powrócę do swojego gniazdka... Dziecko Kfiatuff.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
JARZEBINKO!! Wybierz sie na poczte e-mailowa ❤️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
a ja swoje,,,,o przyjazni :D Nie ma przeciwnosci losu,z ktorych przyjazn___w zgodzie z jej definicja___nie wyszlaby obronna reka. Przyjaciel bedzie ratowal przyjacielowi zycie, majatek,dobre imie,czesto nie zastanawiajac sie,jaka cene sam za to zaplaci. Pomoze w zalozeniu biznesu,znajdzie mu prace,bedzie mu sluzyl swoim doswiadczeniem,znajomosciami,udostepni mu swoje zawodowe i prywatne kontakty. Bowiem nie ma rzeczy za malych ani za duzych w prawdziwej przyjazni. Przewazajaca wiekszosc ludzi uwaza,ze jednak nie ma prawdziwej przyjazni,bo jak mozna wytlumaczyc klasyczny przyklad,gdy przyjaciolka odbiera najlepszej przyjaciolce meza,ktora przyjela ja pod swoj dach i zorganizowala jej cale zycie imigracyjne. Jak nazwiemy przyjaciela,ktory nie chce nam oddac zaciagnietego dlugu,ktory zawiodl w kluczowym momencie,gdy jego pomoc byla potrzebna,konieczna.Jak nazwac przyjaciela,ktory bawi sie naszymi uczuciami? Jak nazwac przyjaciela,ktory nie dotrzymuje slowa albo najzwyklej robi w konia,oszukuje? Odpowiedz na te pytania jest tylko jedna____zadna z tych osob tak naprawde nigdy nie byla naszym przyjacielem,choc takich udawali. Jest wiec przyjazn na emigracji ,czy jej nie ma? Na pewno jest.Przede wszystkim nalezy starannie dobierac naszych przyjaciol i pielegnowac relacje z nimi.Dac sobie wiecej czasu na ich poznanie.Nie powierzac tajemnic itp itd. Trzymajcie sie❤️❤️❤️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Przyjaźń jest najdelikatniejszym kwiatem, który rozwija się z wzajemnych kontaktów międzyludzkich. Jeżeli nie dbamy o niego cierpliwie i niestrudzenie, więdnie i usycha, zanim otworzy wszystkie swoje pączki. — Zenta Maurina Raudive

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Każda radość, którą niesiemy innym zawsze do nas powróci. — Zenta Maurina Raudive

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witam wieczorowa pora!🖐️ JODELKO kochana , dziekuje za wiadomoc 👄❤️🌻 „Otwarte serce jest zaproszeniem do przyjaźni.” Aldona Różanek Dla każdego człowieka słowo „Przyjaźń” ma odmienne znaczenie. Jeden nazywa przyjacielem osobę, która przebywa z nim większość czasu w tym ciężkim życiu. Inni znów potrzebują przyjaciela do załatwiania takich spraw, w których sami by nie dali sobie rady. Takie osoby przychodzą do nas tylko po to by im pomóc. Lecz gdy my ich o coś poprosimy, a one nam odmawiają albo wymigują się, to czy taka osoba jest naszym przyjacielem? Większość ludzi rzuca tym słowem w każdego człowieka, lecz każdy powinien nauczyć się rozróżniać „Przyjaciół prawdziwych, oddanych Twemu sercu” od „Przyjaciół prowizorek, którzy tylko czekają na nasze potknięcia by bardziej wbić nas w ziemię”. Znalezienie przyjaźni jest bardzo trudne, możliwe, że najtrudniejsze w naszym życiu. Każda osoba chce mieć przyjaciela. Każdy chce mieć swoją drugą połowę w życiu, tzw. „Bratnią Duszę”. Czy są na tym świecie ludzie, którzy nie potrzebują takiej osoby, która wysłucha ich, która doradzi w trudnych chwilach życiowych, która da kopniaka kiedy popełnia się błędy? Każdy na tym świecie potrzebuje osoby, która wskoczy za nią w ogień. Lecz czy każdy na taką osobę zasługuje? Jeżeli zawiedzie nas osoba, która nazywała nas swym przyjacielem, to czy powinna być nas warta? Takie sytuacje mocno dają nam do myślenia, czy to jest mój przyjaciel, czy powinnam dalej walczyć o to, co nas łączyło, czy nie powinnam szukać dalej? Jest to bardzo trudne, ponieważ każdy ma swoje życie i każdy decyduje sam o swoim życiu. Nikt nam nie powinien doradzać w takich sprawach, bo przyjaźń jest jedna i powinna być do końca życia. Jeżeli ktoś myśli, że ta właśnie osoba powinna być jego „Bratnią Duszą” to powinien walczyć o nią i na temat tej osoby nie rozmawiać z innymi, bo ludzie są bardzo zazdrośni i większość chce zniszczyć to, co łączy nas z kimś. Większość ludzi mówi: „Ty jesteś moim przyjacielem, Witam Cię przyjacielu…” itd. itd. To są tylko i wyłącznie słowa. Tak jak mówienie osobie starszej, którą się spotyka na ulicy „Dzień Dobry”. Mówi jej się to, bo jest taki zwyczaj. A ilu osobom, które spotyka się na ulicy i życzy dobrego dnia, tak naprawdę szczerze się tego życzy? Trzeba samemu sobie na to odpowiedzieć i przemyśleć to, bo z przyjaźnią jest podobnie. Przyjaźń jest większym skarbem od wielu innych rzeczy, które nas w życiu spotykają. Jednak trzeba uważać. Większość przyjaźni nie urywa się, tylko więdnie. Mijający czas potrafi zniszczyć wszystko, co spotka na swej drodze. Możliwe, że nie spotkamy się w cztery oczy ze swoim przyjacielem przez dłuższy czas (miesiąc, rok). Będzie nas to bolało, że nie rozmawiamy z tą osobą tak jak dawniej. Powodów jest wiele. Głównym jest miłość tej drugiej osoby do kogoś innego płci przeciwnej. Przyjaźń może być również tej samej płci, lecz przyjaźń odmiennej płci mocno boli, a szczególnie kiedy jedno z przyjaciół myśli o swej „Bratniej Duszy” jako partnerze do dalszego życia. Jest to bardzo męczące i daje do myślenia czy „Przyjaźń jest ważniejsza od miłości?”. Podobno miłość przemija, a przyjaźń pozostaje. Przyjaźń, wzajemna serdeczność, uczynność, dobroć są poszukiwanymi wartościami. Dlaczego tak się dzieje? Gdyż mało jest ludzi zdolnych do prawdziwej przyjaźni. Jest za to dużo ludźmi niezdolnych do tego uczucia. Niech każdy sam sobie szczerze odpowie, czy jest zdolny do bycia prawdziwym przyjacielem drugiego człowieka. Jeśli ktoś chce być czyimś przyjacielem to musi poznać daną osobę z każdej strony. To nie może trwać tydzień albo dwa. Na to trzeba dużo więcej czasu. Jeżeli będziemy przebywać z tą osobą dużo czasu, to nie zobaczymy tego, co powinniśmy. Patrząc z zewnątrz na tą osobę poznaje się, co ją fascynuje, jakie ma problemy, co ją bawi, a co smuci oraz wiele innych spraw. Kiedy żegnamy przyjaciela, nie należy się smucić, ponieważ jego nieobecność pozwoli nam dostrzec to, co najbardziej w nim kochamy. Jak można poznać, zrozumieć oraz pomóc, gdy nasz przyjaciel ma problemy? Są ludzie, którzy potrzebują osoby, która ją wysłucha. W takiej sytuacji wystarczy tylko słuchać. Jeżeli nie czujemy się na siłach by pomóc w danej sytuacji, to nie róbmy tego, bo takie osoby potrzebują tylko kogoś, komu mogą powiedzieć o swych problemach. Jest dużo takich osób. Są ludzie, którzy potrzebują kogoś, komu mogą się wypłakać, bo ich problemy przerastają ich samych. Niektórzy mają nawet więcej problemów niż kilka osób naraz. W tym przypadku należy wczuć się w daną sytuację, wniknąć w nią, tak jakbyśmy my mieli ten problem; udawać, że też taki problem mamy i wtedy ta osoba stanie się bardziej otwarta dla nas. Będzie lepiej nam ją zrozumieć, a co za tym idzie – dać pomoc. Są też osoby, lecz w małej ilości, które nie chcą rozmawiać o swoich problemach. Głównym powodem jest to, że nie chcą martwić innych, bo wiedzą, że ktoś też by się przejmował ich losem. Zamykają się w sobie. Taka osoba udaje, że wszystko jest dobrze, po prostu robi dobrą minę, ale w środku wszystko ją zżera. Potrzebuje pomocy, ale ją odtrąca. Takiej osobie ciężko pomóc, bo nie wiemy o co jej chodzi, gdyż nigdy nam tego do końca nie powie w 100%. Taka osoba na pewno potrzebuje pomocy, ale trzeba to z niej wydusić. W przyjaźni najważniejsze jest serce i otwarta dusza. Powinno się ją pielęgnować dzień w dzień, bo brak czasu dla przyjaźni może spowodować jej zwiędnięcie. Rzeczy wokół nas zmieniają się, zmieniają się także i ludzie, którzy zniżają się do poziomu rzeczy, ale nie zmieniają się przyjaciele, co udowadnia, że przyjaźń to coś boskiego i nieśmiertelnego. By przyjaźń trwała wiecznie, dwie osoby powinny pamiętać o kilku sprawach.: 1. Zaufanie – W dzisiejszym świecie na zaufanie trzeba sobie zasłużyć. By komuś zaufać należy się przekonać za pomocą mijającego czasu czy dana osoba nas okłamuje i czy możemy mówić wszystko naszemu przyjacielowi. W życiu mogą nas spotkać takie sytuacje, kiedy powiemy komuś coś, a ta osoba wykorzysta to przeciwko nam, bo większość ludzi tylko czeka na nasze błędy. Zaufać komuś to znaczy wiedzieć, że nasza Bratnia Dusza chce nam pomóc. Ludzie mówią sobie nawzajem „Ufam Ci”, ale na ile procent jest to szczera prawda? Jeżeli raz się na kimś zawiedliśmy to trudno będzie nam zaufać tak jak dawniej. Można komuś wybaczyć, ale nie zaufać znów. Poprostu na to trzeba dużo czasu. Wiadomo, że człowiek uczy cię na błędach, lecz nie powinien ich popełniać ponownie. Zaufać komuś tzn. być pewnym tej drugiej osoby, wierzyć w jej słowa, liczyć na to, że nie będziemy musieli prosić się o pomoc, ta osoba nie może nas zdradzić, zawieść oraz okłamywać. 2. Szczerość, Prawdomówność – Mało kto jest prawdziwym przyjacielem, bo brakuje nam szczerości. Są ludzie, którzy dla dobra innych starają się ominąć prawdę. Czytając ten cytat można dojść wniosku, że niekiedy zatajenie prawdy nie jest złe: „Czego oczy nie widzą temu sercu nie żal”. Spotkają nas w życiu sytuacje, kiedy będziemy woleli nie mówić czegoś by kogoś nie zranić. Jednak istnieje też powiedzenie, że najgorsza prawda jest lepsza od kłamstwa. Tą kwestię sporną każdy powinien rozstrzygnąć sam, ale na pewno każdy z nas znajdzie się w sytuacjach, w których nie będzie wiedział, co zrobić. 3. Pomoc – Jeśli widzimy kogoś, kto nie ma z kim pogadać albo dostrzegamy, że kogoś coś gnębi to powinniśmy dać z siebie wszystko żeby mu pomóc, bo każdy człowiek ma dobre i złe dni. Każdy pewnie nieraz miał problemy, na nic nie miał ochoty, chciał wszystko zniszczyć. Dlatego trzeba sobie pomagać w każdej chwili. „Na miły Bóg, życie nie tylko po to jest by brać, życie nie po to by bezczynnie stać i aby żyć Siebie samego trzeba dać....” Stanisław Sojka 4.Serce i Sumienie, Miłość i Wyrzeczenia – Bez wątpienia prawdziwy, wierny przyjaciel powinien być kimś, kto leczy nasze codzienne, życiowe choroby i troski. Najważniejsze jest w człowieku serce. Niektórzy ludzie mogą być niewykształceni, mogą nie znać się na technice, malarstwie i wielu innych rzeczach, ale właśnie oni mogą być zdolni do gorących uczuć, mogą mieć wielkie, przepełnione miłością serca. Tacy ludzie wszystkich ogarniają swoją miłością, wszyscy są dla nich jak krewni lub wypróbowani przyjaciele. Dobranoc BIESIADO!🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
JARZEBINKO__________pieknie powiedziane!!❤️ dziekuje👄 Tak to prawda,,,, Najważniejsze jest w człowieku serce.❤️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Pozdrawiam biesiadniczki! Osamotnienie. Kiedy wszystko wydaje się smutne, Ludzie odchodzą, telefon milczy. Kiedy w wazonie nie ma róży, Wieczory samotne, krzesło puste. Ty stawiasz mur i znaczysz granice Do przejścia których nie masz paszportu. Serce zamykasz dla innych ludzi, Szukając wyjścia sam siebie gubisz. W osamotnienia przepaść wpadasz, Wijąc się w bólu własnych lęków. Osamotnienie to porzucenie, To odtrącenie siebie i innych.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ze sobą Patrząc daleko przed siebie, Oczy otworzyć zamknięte. Spojrzeć w głębinę duszy, Wrota otworzyć przymknięte. Ujrzeć w promieniach słońca Osnute mgłą tajemnice. Chodzić po polach myśli, Zobaczyć własną winnicę Móc porozmawiać ze sobą, Dłońmi ciszę obejmować. Zobaczyć dźwięki muzyki I każdy ton ucałować.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
WITAJ BIESIADO! 🖐️ JODELKO👄 dziekuje za wiadomosc na @ !❤️ ORZECH👄 SREBRNA AKACJO👄 GRABKU👄 PRYWATNE ŚLEDZTWO JESSI\'EGO . Mike Levin Nagle rzucił się z nożem na Miguela, wbijając mu ostrze w klatkę piersiową. Jessie wykrzyknął głośno imię ojca, a matka, widząc plamę krwi na koszuli Miguela, też zaczęła krzyczeć. ......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Jessie Bantigue z trudem opanował gonitwę myśli. Był parny ranek we wrześniu 1993 roku -godziny szczytu w Cubao, handlowej dzielnicy Manili, stolicy Filipin. Ten szczupły, 28-letni mężczyzna nerwowo wypatrywał w tłumie przechodniów twarzy, którą ostatni raz widział, gdy zamajaczyła mu w błysku noża. Czy go rozpoznam? - zastanawiał się. - Czy mimo wszystko pojawi się w tłumie! Po chwili ujrzał dwóch mężczyzn. Jeden był uśmiechnięty i wymachiwał rękami. Drugi miał twarz bez wyrazu, ale Jessie natychmiast go rozpoznał. Nie było wątpliwości, że jest to człowiek, który 8 lat temu zniszczył mu rodzinę i dzisiaj wreszcie miał za to zapłacić. Tamtego popołudnia w grudniu 1985 roku, gdy zaczęło przejaśniać się. po deszczu, 21-letni Jessie wyszedł z zajęć z inżynierii lądowej w koledżu West Negros w Bacolod City na wyspie Negros na Filipinach. Cieszyła go poprawa pogody. Wieczorem rodzina Jessiego spodziewała się odwiedzin kolędników. Gdy chłopak czekał na głównym rynku, podjechał 16-osobowy niebieski mikrobus, zwany tu jeepneyem. Jessie rozpoznał taksówkę swojego ojca. Miguel Bantigue od wielu lat oszczędzał na ten samochód, który był źródłem stałych dochodów borykającej się z biedą rodziny. Przykład ojca był największym bodźcem dla Jessie'ego. Udowodniłeś mi, że dzięki wyrzeczeniom i poświęceniu można osiągnąć prawie wszystko - przemknęło mu przez myśl. Był dumny, że jest synem Miguela Bantigue. Wsiadając do samochodu Jessie ze zdziwieniem zobaczył, że ojciec siedzi za kierownicą, a matka w tyle wozu sprzedaje bilety. Obok Miguela siedziała ośmioletnia córeczka, Jennifer. - Kierowcy odebrano prawo jazdy - wyjaśnił ojciec. Wydawało się, że to nie ma większego znaczenia - Miguel z przyjemnością siadał za kierownicą. Był dumny z tego, że jako 40-letni mężczyzna nareszcie decyduje o swoim losie, i Jessie to widział. Ulicę pokrywało błoto, więc Miguel ostrożnie jechał w stronę portowego przedmieścia Banago. Gdy skinął na niego mężczyzna w ciemnej marynarce, Miguel minął go o kilka metrów, po czym zaczął wolno cofać samochód. Niski, średniej tuszy mężczyzna, który chwiejnym krokiem podszedł do jeepneya, był najwidoczniej pijany. Wściekły, że musiał czekać, obrzucił Miguela przekleństwami, odmówił zapłaty za przejazd, po czym przepchnął się na tył samochodu i zajął tam miejsce. Po kilku minutach jazdy Miguel zatrzymał jeepneya, bo wysiadał jeden z z pasażerów. Pijany mężczyzna, nie przestając kląć, zaczął się przepychać z tylnej części samochodu do kierowcy. Nagle rzucił się z nożem na Miguela, wbijając mu ostrze w klatkę piersiową. Jessie wykrzyknął głośno imię ojca, a matka, widząc plamę krwi na koszuli Miguela, też zaczęła krzyczeć. Pijany mężczyzna pobiegł w kierunku pobliskiego magazynu. Jessie dogonił go i uderzył pięścią w głowę. Sześciu mężczyzn, którzy stali przed magazynem, rzuciło się natychmiast na chłopca i przewróciło go w błoto. Miguel, mimo że był ranny, słaniając się na nogach podszedł do napastników i zaczął tłuc ich na oślep w obronie syna, aż sam osunął się na ziemię. W nocnej ciszy rozbrzmiewały okrzyki tłumu obserwującego bijatykę. Słysząc wołanie matki, Jennifer podbiegła do walczących wołając: - Proszę, przestańcie! Napastnicy wycofali się. Jessie wciągnął ojca do samochodu i ruszył do oddalonego o ponad trzy kilometry szpitala Bacolod's Riverside. Ale obrażenia były zbyt rozległe i upływ krwi zbyt duży, by można go było uratować. Odrętwiały z rozpaczy Jessie objął wstrząsane szlochem ramiona matki. - Tata nie żyje - powiedział przez Izy. - Co my teraz zrobimy? Niczego nie rozumiejąca Jennifer spojrzała im w oczy i zapytała: - Gdzie jest tatuś? Kiedy wróci? Tego samego wieczoru policjanci odwiedzili Jessie'ego w szpitalu. Jeden z pasażerów taksówki rozpoznał zabójcę; był nim niejaki Paul Aliguen, bezrobotny murarz. Jessie pojechał z policjantami do domu Aliguena, ale zastali tam jedynie jego żonę. Przez kilkanaście następnych dni Jessie nie miał żadnej wiadomości z policji. Gdy minęło kilka tygodni, dla chłopaka stało się jasne, że przepracowani policjanci traktują ten incydent jako jeszcze jedną pijacką burdę. Oni uważają, że ponieważ jesteśmy biedni, nie zasługujemy na sprawiedliwość - z goryczą myślał Jessie. - Ale się mylą. Któregoś dnia dopadnę tego człowieka, który tak skrzywdził moją rodzinę. Zapłaci mi za to. cdn.....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Po ŚMIERCI MIGUELA rodzina Bantigue znów zaczęła martwić się o przyszłość. Troje dzieci musiało z braku pieniędzy zrezygnować ze szkoły. Jessie, zmuszony do podjęcia pracy zarobkowej, by utrzymać rodzinę, również musiał porzucić naukę. Przez kilka miesięcy jeździł jeepneyem na zmianę z bratem. Matka stale kontaktowała się z policją w nadziei, że usłyszy jakieś wiadomości na temat dochodzenia, ale odpowiedź zawsze brzmiała tak samo: - Nie mamy nic nowego. Bezradny i zirytowany, Jessie coraz bardziej się buntował, często wdawał się w bijatyki i uruchamiał bez kluczyka cudze samochody, żeby się nimi przejechać. Dopiero kiedy w 1987 roku wyjechał z półwyspu Bataan, by podjąć pracę na statku ratunkowym, oddaliwszy się od gorzkich wspomnień mógł obiektywnie spojrzeć na siebie. Tata uczył mnie, że szacunek do siebie samego jest ważniejszy niż wszystko - rozmyślał. - Czas, bym stał się dorosłym mężczyzną, tak jak ojciec się tego po mnie spodziewał. Jessie ożenił się z 23-letnią Mary Ann i otrzymał dobrą pracę w przedsiębiorstwie kurierskim. Ale jakiś głos wewnętrzny wciąż mu przypominał, że musi pomścić śmierć ojca. Gdy zwierzył się ze swej udręki Leonilowi, przyjacielowi z dzieciństwa, ten zdał sobie sprawę, jak bardzo Jessie'ego dręczy to, że morderca nie został ujęty. - Mieszkasz w sąsiedztwie Aliguenów, czy nie zechciałbyś zdobyć jakichś informacji o Paulu? - zapytał Jessie przyjaciela. - Może mógłbyś się z nimi zaprzyjaźnić i czegoś się dowiedzieć. Leonil chętnie się zgodził. Jessie w wolnym czasie także poszukiwał śladów mogących go naprowadzić na trop mordercy. W przedsiębiorstwie kurierskim uważnie czytał wszystkie listy, na których widniało nazwisko Aliguen. Ślęczał nad relacjami prasowymi o aresztowaniach przestępców i prowadził poszukiwania w najdziwniejszych rejonach miasta. Wszystko na próżno. Wydawało się, że Paul Aliguen zniknął z powierzchni ziemi. W MARCU 1991 roku Mary Ann urodziła córeczkę i poszukiwania Jessie'ego zeszły na drugi plan. Ale w roku 1993 wstrząsnęło nim inne straszliwe wydarzenie, podjął więc działania na nowo. Leonil, dotrzymując przyrzeczenia, podjął wyzwanie i zaczął się włóczyć po knajpach z kumplami Aliguena. W kwietniu 1993 roku pił w wesołym towarzystwie, gdy doszło do drobnej kłótni, która zamieniła się w bójkę. Kiedy Leonil próbował uspokoić towarzystwo, jeden z kompanów wyciągnął nóż. Po kilku minutach umierający Leonil leżał na ziemi. Powtórzył się cały ten koszmar - powiedział sobie Jessie, gdy usłyszał tę straszliwą wiadomość. - Tym razem z mojej winy. Po pogrzebie zadzwoniła do Jessie'ego siostra Leonila, Arnie. - Nie wiem, czy to może się przydać - powiedziała - ale znam w Manili adres człowieka, który może być związany z Paulem Aliguenem. Miała na myśli Alberto Aliguena z Bacolod, który mieszka z pewnym fryzjerem w Lagro, na przedmieściach Manili. Korzystając z pomocy przyjaciół w Banago, Jessie ustalił, że Alberto jest bratem zabójcy. Odzyskując nadzieje, Jessie powiedział Mary Ann, że musi wyjechać, by poszukać sobie bardziej intratnej pracy i pospiesznie wyruszył do Manili. Tam zamieszkał u kuzyna. Ale po tygodniu dowiedział się, że fryzjer i Alberto przeprowadzili się w inne miejsce. Znów jestem załatwiony - skonstatował ponuro. Miał tylko jedną możliwość: odnaleźć w Lagro innych ludzi, którzy przybyli z Negros. Dzień po dniu Jessie włóczył się po sklepach i jadłodajniach, przejeżdżał autobusami przedmieścia. Jednocześnie odwiedzał salony fryzjerskie, poszukując tych ludzi. cdn...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
NIE MOGĄC znaleźć pracy, Jessie oszczędzał resztki pesos, jedząc tylko raz dziennie. Miał ziemistą cerę. Zaczął się zastanawiać, czy nie czas zrezygnować z poszukiwań Paula Aliguena. I wtedy nastąpił ponowny przełom. Przechodząc obok kolejnego zakładu fryzjerskiego, zauważył w nim nowego pracownika. - Kto to jest? - z obojętną miną zapytał właściciela. - Och, ten człowiek pochodzi z twoich okolic, z południa. Jessie szybko nawiązał z nim rozmowę. Kiedy poznał nazwisko tego człowieka, miał ochotę krzyczeć z radości: był to współlokator Alberto Aliguena. Ukrywając podniecenie, Jessie z całym spokojem wdał się z nim w rozmowę. Po paru godzinach fryzjer zaprosił Jessiego na przyjęcie do swego mieszkania. Tego wieczoru Jessie rozglądał się z nadzieją, obserwując gości. Ale do północy nie pojawił się brat Paula. Kiedy Jessie miał już wychodzić, gospodarz domu przedstawił mu nowego przybysza. - Tutaj jest jeszcze jeden facet z południa - powiedział. - Nazywa się Alberto. To imię zadziałało jak potężny wstrząs. Spokojnie, zachowuj się normalnie - przemknęło Jessie'emu przez głowę. - Ten człowiek może mnie doprowadzić do zabójcy mojego ojca. Gdy zaczęli rozmawiać, Jessie uznał, że będzie musiał znaleźć sobie pracę w Manili, by śledzić dalej Alberto Aliguena. Kto wie, może Paul Aliguen wpadnie mu prosto w ręce. Jeśli tak - stwierdził w duchu Jessie - to ten facet zginie! Któregoś dnia jeden ze znajomych opowiedział Jessie'emu o wysokim rangą policjancie z drogówki, którego nazwisko brzmi podobnie do jego nazwiska. Nazajutrz z samego rana Jessie zjawił się nie zapowiedziany w biurze Victora Bantegui i powiedział mu, że szuka pracy. Główny inspektor Bantegui zatrudnił chłopaka w niepełnym wymiarze godzin jako kierowcę i kucharza. W kilka dni później Jessie wyjawił pracodawcy prawdziwy powód swojego przyjazdu do Manili. Victor był wstrząśnięty tą opowieścią. Zdawał sobie sprawę, że jego kompetencje nie obejmują prowadzenia śledztwa, ale jednocześnie wiedział, że jeśli podejrzany zostanie zidentyfikowany, wówczas może go aresztować każdy policjant. - Jeżeli znajdziesz zbiega - inspektor obiecał Jessie'emu - możesz być pewny, że pójdzie do więzienia. Przez cały sierpień i we wrześniu Jessie unikał spotkania z Alberto, obawiając się, że ten może domyślić się, kim jest. W końcu 15 września Jessie spotkał się z nim w jednym z salonów kosmetycznych w Lagro. Rozmawiali o bezrobociu. - Chyba mam szczęście - wyznał Jessie. - Pracuję w japońskim gospodarstwie rybnym na przedmieściu Manili, ale teraz wyjeżdżam, bo dostałem lepszą robotę. Może znasz kogoś, kto szuka pracy? Sekundy wydawały się godzinami. W końcu przynęta chwyciła. Alberto zapytał: - Co sądzisz o moim bracie, Paulu? Jessie odparł nonszalancko, że będzie szczęśliwy, mogąc go polecić. - Po prostu niech Paul jutro do mnie zadzwoni - zaproponował. Wieczorem Jessie poszedł do swego przyjaciela z dzieciństwa. - Jeżeli mi pomożesz, zastawię pułapkę na tego faceta - powiedział. - Mam pewien plan... cdn......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
NAZAJUTRZ RANO Jessie z przyjacielem nerwowo czekali przy telefonie. Gdy w końcu zadzwonił, odezwał się nie Paul, lecz jego żona, Leah. Kolega Jessie'ego, udając kierownika gospodarstwa rybnego, przedstawił pokrótce korzystne warunki pracy, których jej mąż nie mógł odrzucić. Leah uzgodniła, że nazajutrz rano Paul spotka się z Jessie'em i kierownikiem w restauracji w dzielnicy Cubao, po czym dodała: - Dla nas i dla trójki naszych dzieciaków jest to znakomita okazja. Dzieci? - Jessie był zaskoczony, gdy usłyszał, że Paul Aliguen ma rodzinę. Do tej chwili marzył, żeby ten człowiek za popełnione morderstwo zapłacił własnym życiem. Teraz, przypominając sobie, jak bardzo cierpiał po śmierci Miguela, zaczął się zastanawiać: - Czy mam prawo pozbawić te dzieci ojca? Tego popołudnia Jessie usiłował uporządkować myśli. Jeżdżąc bez celu ulicami Manili, dostrzegł w śródmieściu maleńki kościółek. Postanowił wejść do środka, by się pomodlić. Klęknął i ze łzami w oczach cichutko zapytał: - Tato, co mam zrobić? Wydawało mu się, że po raz pierwszy od ośmiu lat słyszy głos Miguela. "Nie wolno ci zabijać - zdawał się mówić głos. - Prawdziwą istotą życia człowieka jest przebaczenie". Szlochając Jessie powiedział: - Dziękuję Ci, Boże. Dziękuję ci, tato. Sprawiedliwość będzie oznaczać karę wymierzoną zgodnie z prawem. Właśnie takiej sprawiedliwości pragnąłby ojciec. Nazajutrz o ósmej rano Jessie był w biurze Yictora Bantegui, przed którym rozłożył pognieciony papier; nosił go przy sobie od prawie 10 lat. Był to nakaz aresztowania Paula Aliguena. - Znalazłem tego człowieka - powiedział po prostu. Victor Bantegui polecił sierżantom Noelowi Tadeo i Alexandrowi Nicasio, by towarzyszyli Jessie'emu podczas spotkania. Sierżant Tadeo w mundurze kierował ruchem na pobliskim skrzyżowaniu, jednocześnie obserwując okolice na wypadek, gdyby podejrzany zaczął uciekać. Ubrany po cywilnemu sierżant Nicasio dyskretnie pokazał swoją odznakę dwóm agentom ochrony restauracji i szepnął: - Zaraz kogoś aresztujemy - po czym usiadł przy stoliku. O dziewiątej rano Jessie dostrzegł Alberto, który machał do niego ręką. Czując gwałtowne bicie serca, wylewnie go przywitał, po czym zwrócił się do jego towarzysza. Wszystko w nim wrzało, kiedy ściskał rękę człowieka, który był zabójcą jego ojca. - Wejdźmy do środka - zaproponował Jessie. Zaprowadził braci Aliguenów do stolika sąsiadującego ze stolikiem sierżanta Nicasio, po czym ukradkiem dał znak policjantowi, unosząc do góry kciuk. Nicasio wstał, skinął głową na agentów i przywołał ręką Tadeo, który wszedł do restauracji trzymając w ręku pistolet przykryty kapeluszem. Sierżant zbliżył się do stolika Jessie'ego, pochylił się i szepnął Paulowi Aliguenowi do ucha: - Jest pan aresztowany za zabicie Miguela Bantigue. Załatwmy to w miarę spokojnie. Paul był kompletnie zaskoczony. Gdy policjanci wyprowadzali mordercę, Jessie widział jedynie bezradnie opuszczone ramiona pokonanego człowieka. W trzy godziny później inspektor Yictor Bantegui przedstawił aresztowanego Paula Aliguena tłumowi dziennikarzy. - To jest główny podejrzany o zamordowanie z zimną krwią Miguela Bantigue w Bacolod City w 1985 roku. Przez te wszystkie lata wymykał się sprawiedliwości - do dziś. A tu jest człowiek, który go tropił przez 8 lat - syn Miguela Bantigue. Gdy Victor Bantegui wskazał Jessie'ego, Paul Aliguen ze zdziwienia szeroko otworzył usta. Morderca dopiero teraz dowiedział się, kim jest Jessie. Przy akompaniamencie trzasków migawek w aparatach fotograficznych Jessie wyszedł na środek sali z uczuciem głębokiej ulgi. Odruchowo zbliżył się do Paula Aliguena i wymierzył mu mocny cios w żołądek. Jessie Bantigue znalazł w końcu sprawiedliwość. 11 października 1993 roku Paul Aliguen przyznał się do zabójstwa Miguela Bantigue. Został skazany na osiem lat więzienia. W cztery miesiące po procesie żona Jessie'ego urodziła chłopca, któremu rodzice nadali imiona Justin Miguel - na cześć nieżyjącego dziadka. koniec. Kochane Drzewka zycze milego, slonecznego dnia! 🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
WITAJ BIESIADO🖐️🖐️🖐️ Otwieram \"bramke__okienko\" na BIESIADE,,,a tu tyle wspanialosci. KOCHANE DRZEWKA _____________witam WAS ❤️🖐️ Piekne wiersze,piosenka i wzruszajaca historia!!Dziekuje❤️ By wybaczyć - Nigdy nie jest zbyt wcześnie. By wybaczyć - Nigdy nie jest zbyt późno. Ile potrzeba na to Czasu? To zależy od ciebie. Jeśli uznasz, że to nigdy nie nastąpi, To tak się stanie. Jeśli uznasz, że potrwa to sześć miesięcy, Tyle ci to zajmie. Jeśli uznasz, że potrzebujesz sekundy, Wystarczy sekunda. Całym sercem wierzę, Że pokój nastąpi na świecie, Kiedy każdy z nas Zacznie wybaczać Wszystko wszystkim i sobie. Pozdrawiam WAS bardzo serdecznie🖐️🖐️🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Zasady przebaczania zaczerpnięte z książki \"Przebaczenie - najpotężniejszy uzdrowiciel\" Gerald G. Jampolsky Będziemy mieć naprawdę o wiele spokojniejsze relacje z innymi, kiedy przestaniemy im mówić, jak powinni żyć, a sami zaczniemy promieniować miłością i przebaczeniem. Czy jest coś, czego byś pragnął, a czego nie mogłoby ci dać przebaczenie? Chcesz pokoju? Dzięki przebaczeniu otrzymasz go. Chcesz szczęścia, spokojnego umysłu, pewnego celu, poczucia wartości i piękna, które przekracza świat? Chcesz troski, stałego poczucia bezpieczeństwa i ciepła bezinteresownego wsparcia? Pragniesz wyciszenia, którego nie można zakłócić, łagodności, której nigdy nie można zranić, głębokiej tolerancyjnej pociechy oraz odpoczynku tak doskonałego, że nic nie może go zniszczyć? Dzięki przebaczeniu uzyskasz to wszystko, a nawet więcej. Kiedy się budzisz, ono rozpala w twoich oczach iskry i daje ci radość, z którą możesz powitać dzień. Wygładza twoje czoło, kiedy śpisz, i spoczywa na twoich powiekach, byś nie ujrzał koszmarów pełnych lęku i zła, podstępności i walki. A kiedy znowu się obudzisz, daje ci kolejny dzień szczęścia i spokoju. Wszystko to, a nawet więcej, daje ci przebaczenie!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
PRZEBACZENIE Przebaczenie to przepis Na szczęście. Brak przebaczenia jest przepisem Na cierpienie. Czy to możliwe, Aby wszelki ból - Bez względu na przyczynę - Niósł w sobie ziarno Przebaczenia? Hodowanie myśli o zemście, Brak miłości i współczucia Rujnuje Nasze zdrowie I odporność. Upór przy uzasadnionym gniewie Przeszkadza nam doświadczać Spokoju Boga. Wybaczenie Nie oznacza Zgody na występek; Nie oznacza aprobaty Oburzającego zachowania. Przebaczenie oznacza Zerwanie Z bolesną przeszłością. Przebaczenie oznacza Koniec rozdrapywania ran, Które ciągle krwawią. Przebaczenie oznacza Życie i miłość W teraźniejszości, Pozbycie się cienia przeszłości. Przebaczenie oznacza Wolność od gniewu I agresywnych myśli. Przebaczenie oznacza Pozbycie się złudzeń Na zmianę przeszłości. Przebaczenie oznacza Nieodmawianie Swojej miłości nikomu. Przebaczenie oznacza Uzdrowienie rany w sercu Zadanej przez zapiekłe myśli. Przebaczenie oznacza Ujrzenie światła Boga W każdym, bez względu Na jego zachowanie. Przebaczenie nie jest tylko Dla innych - ale dla nas, Dla błędów, które popełniliśmy Dla winy i wstydu, W których z uporem trwamy. Najważniejsze To przebaczyć sobie Za odejście od miłującego Boga.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość takie tam do przemyslenia
A kim właściwie jest dla Was człowiek fałszywy?- Taka osoba jest dla mnie nikim. Jak się zachowuje? - Nie jest sobą. ktoś jej coś powie a ona to przekręca tzw.\"błędne koło\" Czy tacy ludzie występują w wielu kręgach?- Niestety tak, ale w sumie jak ktoś już to wyżej napisał, każdy w pewien sposób taki jest. Czy ta osoba wybiera sobie ofiary? - Nie. Jak myślicie, dlaczego to robi? - Ponieważ ma sama ze sobą problemy. Czerpie z tego jakieś korzyści? - Niewykluczone.;) ale prędzej czy później ktoś się na niej pozna. I wtedy nie będzie już tak kolorowo. Czy łatwo dostrzec w porę osobę fałszywą czy dowiadujemy się całej prawdy o niej już po fakcie? - Ja całe szczęście mam wyczucie co do ludzi na pierwszym spotkaniu, już potrafię wyczuć jakaś osobę (ale nie zawsze, pozory czasem mylą) A może spotakaliście na swojej drodze jakieś fałszywe osoby, fałszywych przyjaciół? - Tak niestety, i to często;/ Jeszcze nie jest za pozno zeby sie zmienic . Kazdy ma prawo popelniac bledy .

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Przebaczenie oznacza Przebaczyć Bogu i naszym Fałszywym myślom, Że byliśmy kiedyś Porzuceni przez Boga i samotni. Wybaczyć w jednej chwili Oznacza zamknięcie Klubu Zwlekających. Przebaczenie otwiera drzwi Dla Ducha, byśmy Czuli się jednym ze wszystkimi I wszystkim w Bogu. By wybaczyć - Nigdy nie jest zbyt wcześnie. By wybaczyć - Nigdy nie jest zbyt późno. Ile potrzeba na to Czasu? To zależy od ciebie. Jeśli uznasz, że to nigdy nie nastąpi, To tak się stanie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Jeśli uznasz, że potrwa to sześć miesięcy, Tyle ci to zajmie. Jeśli uznasz, że potrzebujesz sekundy, Wystarczy sekunda. Całym sercem wierzę, Że pokój nastąpi na świecie, Kiedy każdy z nas Zacznie wybaczać Wszystko wszystkim i sobie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Pomaranczko___________--boje sie jak ognia falszywych osob! Mimo to od czasu do czasu natrafiam na takie.Ciagle sie parze ,,,i wciaz jestem ta sama___ufna,szczera i chyba naiwna.Przychodzi przebudzenie i wowczas nie chce miec nic wspolnego z taka falszywa,zaklamana osoba.Trzeba to "odchorowac",puscic w zapomnienie,wybaczyc i nie zawracac sobie glowy____bo nie jestesmy w stanie zmienic danej osoby,chocby nie wiem jak staralybysmy sie.To jest moje skromne zdanie :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Zmiane nalezy zaczac przede wszystkim od siebie!! Nie cierpie ludzi,ktorzy robia "z geby cholewe"!!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Przebaczenie jest porzuceniem wszelkich nadziei na odwrócenie przeszłości.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Obłok nr 7 Żył sobie chłopiec, który bardzo cierpiał, gdyż widział wszystkie nieszczęścia i bolączki świata. Postanowił, że gdy tylko urośnie, to wszystko zmieni się na lepsze. Chłopiec wzrastał w latach i mądrości. Stał się pełnoletni. W dalszym ciągu miał niesprawiedliwość świata przed oczami i trwał przy swoim postanowieniu. Zdawał sobie jednak sprawę z tego, że w swojej aktualnej sytuacji nie może wiele uczynić. Zarobił swoje pierwsze pieniądze. Musiał jednak obiektywnie stwierdzić, że z taką ilością pieniędzy wiele w świecie nie zwojuje. - Zdobędę najpierw mocną pozycję w pracy, a potem przystąpię do naprawy świata - podsumował ten etap swego życia. Kiedy osiągnął i zaspokoił swoje ambicje zawodowe, musiał przyznać przed samym sobą, że sam w tej walce o sprawiedliwość nie ma większych szans. - Muszę przygotować odpowiednie społeczne i polityczne podstawy, coś takiego, co ułatwi przebudowanie stosunków międzyludzkich - taka myśl mu teraz zaświtała. Pracował pilnie i wytrwale na różnych stanowiskach i pełnił różne funkcje. Omawiał ze swoimi przyjaciółmi na wielu konferencjach sprawy przyszłości. Szczęście mu sprzyjało, został prezesem wielkiego międzynarodowego koncernu. Jako prezes miał teraz wielki wpływ na życie polityczne, gospodarcze i społeczne. I mimo wielu zajęć, stresowych sytuacji, nie zapomniał, że kiedyś pragnął usunąć z tego świata wszystko zło i całą niesprawiedliwość. - Jako prezes mam prawo do oceny sytuacji tym bardziej, że z moim głosem się liczą - myślał sobie pewnego wieczoru. Popatrzył na przyjaciół. Mogli być zadowoleni z tego, co posiadali. Jeśli nawet nie zaszli tak daleko i tak wysoko jak on, to sami sobie byli winni. On pracował najwięcej. Wszystko sam sobie zawdzięcza. Jak przystało na prezesa miał teraz w swoim mniemaniu - szersze pole widzenia i głębiej sięgał problemów. W świecie nie było znowu tak wielkiego zła, jak to widział początkowo. Społeczeństwo nie było tak drapieżne i okrutne. Wobec młodych i zbuntowanych, którzy bez odpowiednich środków walczyli o lepsze jutro, wykazywał wiele zainteresowania. Musieli się jednak czymś wykazać, aby otrzymali od niego poparcie. Musieli mieć odpowiednią siłę przebicia. Śmiał się zaś szczerze, kiedy wnuczek mu opowiadał, jakie w przyszłości będzie budował domy, jak będzie leczył ludzi, jak dla wszystkich będzie wyrozumiały i dobry. Pewnego dnia stanął ów człowiek przed Panem Bogiem, aby złożyć sprawozdanie ze swego życia. Pan Bóg polecił mu przedstawić wszystko, co w swoim życiu zrobił. - Przez całe moje życie - rozpoczął swoje sprawozdanie - walczyłem o sprawiedliwość w świecie. Cały czas miałem przed oczyma zło i cierpienie świata, wszystkie jego nieszczęścia. Muszę przyznać, że dzięki swemu bystremu umysłowi i silnej woli zło i cierpienie prawie przestało dla mnie w świecie istnieć. Pod koniec życia prawie ich nie dostrzegałem. - A więc w ten sposób wypełniłeś zadanie swego życia - mówił Pan Bóg cicho i poważnie. - Należy ci się nagroda za to. Będziesz tutaj żył w takim samym stanie jak na ziemi. Zamieszkasz na obłoku nr 7. Tam nie będziesz widział nic wokół siebie, będziesz miał tylko samego siebie i swoje interesy przed oczyma. I siedzi ów człowiek na obłoku nr 7 do dzisiaj.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Jest taki kwiat Za siedmioma górami, za siedmioma rzekami, za siedmioma lasami żyła królewna, jedyna następczyni tronu, która była taka zła jak piękna. A była bardzo piękna. Nie było dnia, żeby komuś jakiejś krzywdy nie wyrządziła. Była nieznośna dla swojego otoczenia, nieposłuszna wobec swoich rodziców, dokuczała ludziom pracującym w pałacu. Od samego rana, od przebudzenia się dokuczała dziewczętom pokojowym, które pomagały jej ubierać się. Przy śniadaniu grymasiła, nie chciała jeść, przeciągała posiłek w nieskończoność. Była arogancka dla nauczycieli, którzy przychodzili, by ją uczyć. Przy obiedzie dochodziło często do awantur. Potrafiła rzucać talerzami, wywrócić wazę z zupą, wytrącić usługującym tacę z posiłkiem a nawet ściągnąć obrus ze stołu, wraz z zastawą. Po południu nie chciało się jej odrabiać lekcji. Wobec gości, którzy przychodzili z wizytą do jej rodziców, zachowywała się nieuprzejmie, czasem wręcz bezczelnie. Nie miała żadnych przyjaciół. Wszyscy bali się jej złości. Jedno co naprawdę kochała, to były kwiaty. Godzinami potrafiła siedzieć w ogrodzie, doglądała robotników pracujących tam, pielęgnowała kwiaty, własnymi rękoma plewiła grządki i przycinała gałązki, okopywała. Niektórzy mówili, że nawet rozmawia z kwiatami. Razu pewnego przyjechał w odwiedziny król z sąsiedniego królestwa wraz z małżonką i swoim synem. Królewna, aby dokuczyć rodzicom, zapowiedziała, że nie przyjdzie na przyjęcie i faktycznie nie przyszła. Niespodziewanie tylko wpadła na moment do sali, gdzie ucztowano. Wszyscy zamarli ze strachu. Zrobiła się cisza. Nawet orkiestra przestała grać. Ale na szczęście nie doszło do żadnej awantury. Bez jednego słowa przeszła przez salę i znikła. Wszyscy odetchnęli z ulgą. Wtedy właśnie królewicz zobaczył ją i od pierwszego wejrzenia zakochał się w niej. Po powrocie do domu oświadczył swoim rodzicom: - Chcę królewnę pojąć za żonę. - Po pierwsze nie wiadomo, czy ona zechce, żebyś ty był jej mężem. A po drugie, czy ty wiesz, jaka ona jest? I wtedy opowiedzieli mu całą prawdę o niej. Królewicz bardzo się zmartwił tym wszystkim, co usłyszał. Myślał, jak pomóc królewnie. Po jakimś czasie przyszedł do rodziców i oświadczył: - Chciałbym pojechać do pałacu królewny. Popatrzyli na niego nic nie rozumiejąc. Po chwili spytał ojciec: - Możesz nam powiedzieć, po co? - Chcę, by się zmieniła. Spróbuję jej w tym pomóc. - Jak to sobie wyobrażasz? - Dokładnie jeszcze nie wiem, jak to zrobię, ale spróbuję. Przedstawił im swój plan: - Pojadę tam w przebraniu i zgłoszę się do pracy jako ogrodnik, bo ona podobno często przebywa w ogrodzie. To wszystko. Co dalej, nie wiem. Okaże się na miejscu. Może życie podsunie inne rozwiązanie. cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Jest taki kwiat Za siedmioma górami, za siedmioma rzekami, za siedmioma lasami żyła królewna, jedyna następczyni tronu, która była taka zła jak piękna. A była bardzo piękna. Nie było dnia, żeby komuś jakiejś krzywdy nie wyrządziła. Była nieznośna dla swojego otoczenia, nieposłuszna wobec swoich rodziców, dokuczała ludziom pracującym w pałacu. Od samego rana, od przebudzenia się dokuczała dziewczętom pokojowym, które pomagały jej ubierać się. Przy śniadaniu grymasiła, nie chciała jeść, przeciągała posiłek w nieskończoność. Była arogancka dla nauczycieli, którzy przychodzili, by ją uczyć. Przy obiedzie dochodziło często do awantur. Potrafiła rzucać talerzami, wywrócić wazę z zupą, wytrącić usługującym tacę z posiłkiem a nawet ściągnąć obrus ze stołu, wraz z zastawą. Po południu nie chciało się jej odrabiać lekcji. Wobec gości, którzy przychodzili z wizytą do jej rodziców, zachowywała się nieuprzejmie, czasem wręcz bezczelnie. Nie miała żadnych przyjaciół. Wszyscy bali się jej złości. Jedno co naprawdę kochała, to były kwiaty. Godzinami potrafiła siedzieć w ogrodzie, doglądała robotników pracujących tam, pielęgnowała kwiaty, własnymi rękoma plewiła grządki i przycinała gałązki, okopywała. Niektórzy mówili, że nawet rozmawia z kwiatami. Razu pewnego przyjechał w odwiedziny król z sąsiedniego królestwa wraz z małżonką i swoim synem. Królewna, aby dokuczyć rodzicom, zapowiedziała, że nie przyjdzie na przyjęcie i faktycznie nie przyszła. Niespodziewanie tylko wpadła na moment do sali, gdzie ucztowano. Wszyscy zamarli ze strachu. Zrobiła się cisza. Nawet orkiestra przestała grać. Ale na szczęście nie doszło do żadnej awantury. Bez jednego słowa przeszła przez salę i znikła. Wszyscy odetchnęli z ulgą. Wtedy właśnie królewicz zobaczył ją i od pierwszego wejrzenia zakochał się w niej. Po powrocie do domu oświadczył swoim rodzicom: - Chcę królewnę pojąć za żonę. - Po pierwsze nie wiadomo, czy ona zechce, żebyś ty był jej mężem. A po drugie, czy ty wiesz, jaka ona jest? I wtedy opowiedzieli mu całą prawdę o niej. Królewicz bardzo się zmartwił tym wszystkim, co usłyszał. Myślał, jak pomóc królewnie. Po jakimś czasie przyszedł do rodziców i oświadczył: - Chciałbym pojechać do pałacu królewny. Popatrzyli na niego nic nie rozumiejąc. Po chwili spytał ojciec: - Możesz nam powiedzieć, po co? - Chcę, by się zmieniła. Spróbuję jej w tym pomóc. - Jak to sobie wyobrażasz? - Dokładnie jeszcze nie wiem, jak to zrobię, ale spróbuję. Przedstawił im swój plan: - Pojadę tam w przebraniu i zgłoszę się do pracy jako ogrodnik, bo ona podobno często przebywa w ogrodzie. To wszystko. Co dalej, nie wiem. Okaże się na miejscu. Może życie podsunie inne rozwiązanie. Rodzice z ciężkim sercem zgodzili się na jego propozycję, ale nie wierzyli, żeby ta wyprawa mogła zakończyć się powodzeniem. Królewicz, tak jak to wszystko przedstawił rodzicom, tak i wykonał. Przebrał się w ubogie szaty robotnika i udał się w daleką drogę. Wśród rzeczy, które wziął ze sobą, był jego ukochany kwiat. Nie rozstawał się z nim nigdy. I w tej drodze, choć nie było mu to wygodne, chciał mieć go przy sobie. Gdy przybył do pałacu królewny, przyszedł do ogrodu. Ogród był wielki, bogaty w drzewa, krzewy, warzywa, kwiaty, położony w pagórkowatym terenie, obejmował sadzawki, stawy, rzekę. Królewicz odnalazł ogrodnika i zwrócił się do niego z prośbą, aby ten przyjął go do pomocy. Ogrodnik był stary i nieżyczliwy. Popatrzył na królewicza krytycznie, wysłuchał prośby, mruknął: - My nie potrzebujemy nowych pomocników. Mamy dość swoich. Królewicz nie ustępował. Powiedział: - Faktycznie niewiele umiem, ale chcę się nauczyć tego rzemiosła. Dlatego nie chcę żadnego wynagrodzenia. Jeżeli mi tylko dasz kąt do mieszkania i jedzenie, to mi wystarczy. Ogrodnik obrzucił go niechętnym wzrokiem, ale w końcu przystał na prośbę. - No to dobrze - powiedział z ociąganiem się - ale wiedz o tym, że praca tutaj jest bardzo ciężka. Przeznaczył mu na mieszkanie stary składzik i królewicz rozpoczął pracę w ogrodzie. Płynęły dni. Królewna przychodziła codziennie do ogrodu. Widział ją czasem. Jej jasna sukienka pojawiała się w dali na tle ciemnej zieleni, by znowu zniknąć. Bywało, że widział ją dłuższą chwilę, ale zawsze z daleka. Zaledwie parę razy zdarzyło się, że była tak blisko, iż słyszał jej głos. Ale wciąż nie spotkał się z nią. cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Aż po jakimś czasie, gdy razu pewnego pracował zgięty, plewiąc grzędę, usłyszał nagle tuż nad swoją glowąjej glos. W pierwszej chwili myślał, że ona coś do niego mówi, tymczasem królewna poprawiając rosnący kwiat, zaczęła do niego przemawiać i to najpiękniejszymi słowami, jakie kiedykolwiek słyszał królewicz. Nagle przerwała. Poczuł, że go ujrzała. Z gniewem wykrzyknęła: - Ktoś ty za jeden? Co ty tu robisz? Podniósł się. Pokłonił. Bał się, czy go nie rozpozna, ale nie doszło do tego. Odpowiedział więc spokojnie na postawione pytanie: - Jestem pomocnikiem ogrodnika. - Nie znam cię. Jeszcze cię nigdy tutaj nie widziałam. - Pracuję od niedawna - wyjaśnił. Widział, jak była wściekła. Najwyraźniej dlatego, że ją słyszał rozmawiającą z kwiatami. Nagle rzuciła wzrokiem na kępę opodal rosnących pokrzyw: - Zerwij mi je - rozkazała. - Zaraz przyniosę rękawice i nożyce - powiedział i skierował się w stronę swojego mieszkania. cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
- Nie potrzeba ci rękawic - odparła szorstko. - Zrywaj natychmiast, gołymi rękami. Królewicz zawahał się. Ale to trwało tylko moment. Podszedł do kępy pokrzyw i zaczął je zrywać. Pokrzywy były wyrośnięte, o twardych łodygach. Ręce paliły go, jakby je wsadził do wrzącej wody. Ale rwał uparcie. Gdy narwał całą naręcz pokrzyw, spytał: - Wystarczy? - Wystarczy. - Co mam z nimi zrobić? - Możesz je wyrzucić - odpowiedziała i odeszła. Pobiegł do swojego domku i długo moczył dłonie w zimnej wodzie, żeby przynieść sobie ulgę. Ale na niewiele to się przydało. W nocy prawie nie spał. Na drugi dzień królewna przyszła znowu. Tym razem ona go szukała. Znalazła, gdy był zajęty przy plewieniu swojej grządki. Kazała mu pokazać ręce. Wciąż jeszcze były całe w bąblach. - Pieką cię? - Trochę. - To żeby cię tak nie piekły - powiedziała złośliwie - idź i narwij mi lilii wodnych. - Dobrze, tylko przyprowadzę łódź i zaraz wrócę. - Nie potrzeba łódki. Wejdź do stawu. Był chłodny i pochmurny dzień. Woda była zimna. Lilie miały silne łodygi, ciągnące się bez końca. Nie bardzo umiał sobie z nimi poradzić. Zanim narwał pełną naręcz, upłynęło trochę czasu. Wreszcie wyszedł ze stawu cały mokry i przemarznięty. - Co mam z nimi zrobić? - spytał. - Możesz je wyrzucić na śmietnik - powiedziała i odeszła. Pobiegł do swojego domku, bo drżał z zimna. Przebrał się w suche ubranie. Ale pod wieczór źle się poczuł. Pojawił się kaszel. W nocy nie mógł spać. Czuł rosnącą gorączkę. cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×