Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Pasja

BIESIADA

Polecane posty

Witam Biesiadę! Spacer Bruno Jasieński śpiew propellera do słów Heredii, Kiedyś zgubionych w smaltowej mgle... Grałem jej jedną z moich komedii W ekstrapowietrznym tylko-en-deux. Słońce do głowy biło ekstazą. Słowa spływały w jeden refrain. Obserwowała mnie bezwyrazo Spod tangoszalu przez face-á-main. Nie wiem, czy brała, com mówił, serio. (Dwie lekkie linie w kącikach warg...) Pod nami warczał rytmiczny Bleriot I wiatr całował błękitny kark. Pozdrawiam biesiadniczki!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Autobusy zapłakane deszczem Jonasz Kofta Łezka do łezki Aż będę niebieski W smutnym kolorze blue Jak chłodny jedwab Pustego nieba Zaśpiewa Kolor blue Autobusy zapłakane deszczem Wożą ludzi od siebie do siebie Po błyszczącym mokrym asfalcie Jak po czarnym gwiaździstym niebie Od tygodnia leje w tym mieście Ścieka wilgoć po sercu i palcie Z autobusu spłakanego deszczem Liczę gwiazdy na mokrym asfalcie Łezka do łezki Aż będę niebieski W smutnym kolorze blue Jak chłodny jedwab Pustego nieba Zaśpiewa Kolor blue Autobusy zapłakane deszczem Jak ogromne polarne foki Przepływają w hamulców piskach Wydmuchują spalin obłoki Po zmęczonych grzbietach ich dreszczem Przelatują neonów błyski Autobusy zapłakane deszczem Mają takie sympatyczne pyski Łezka do łezki Aż będę niebieski W smutnym kolorze blue Jak chłodny jedwab Pustego nieba Zaśpiewa Kolor blue

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
To najdalsze Jonasz Kofta Nasze drogi się nie kończą Wierni pulsującym słońcom Po najdalszy świt Wędrujemy, omijamy Świat bez okien, świat zastany Jednakowych dni To najdalsze bywa blisko Jak przydrożny kwiat Top najwyższe lata nisko Jak przed burzą ptak To najprostsze bywa trudne Kiedy serce śpi Gdy napotkasz wyschłą studnię Dalej, dalej idź Końca twoich dróg prawdziwych Nie zamyka cel Cygan, kiedy jest szczęśliwy Nie wie, czego chce To najdalsze bywa blisko Schyl się, zerwij je To najwyższe lata nisko Obok drogi twej Drzew przydrożnych rytmem cieni Odmienieni, naznaczeni odchodzimy gdzieś Gdy się w sercach budzą cisze Nasze smutki wiatr kołysze Tak się rodzi pieśń To najdalsze...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
To najdalsze Jonasz Kofta Nasze drogi się nie kończą Wierni pulsującym słońcom Po najdalszy świt Wędrujemy, omijamy Świat bez okien, świat zastany Jednakowych dni To najdalsze bywa blisko Jak przydrożny kwiat Top najwyższe lata nisko Jak przed burzą ptak To najprostsze bywa trudne Kiedy serce śpi Gdy napotkasz wyschłą studnię Dalej, dalej idź Końca twoich dróg prawdziwych Nie zamyka cel Cygan, kiedy jest szczęśliwy Nie wie, czego chce To najdalsze bywa blisko Schyl się, zerwij je To najwyższe lata nisko Obok drogi twej Drzew przydrożnych rytmem cieni Odmienieni, naznaczeni odchodzimy gdzieś Gdy się w sercach budzą cisze Nasze smutki wiatr kołysze Tak się rodzi pieśń To najdalsze...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witajcie biesiadniczki! Cytat dnia... Nawet jeśli czasem trochę się skarżę - mówiło serce - to tylko dlatego, że jestem sercem ludzkim, a one są właśnie takie. Obawiają się sięgnąć po swoje najwyższe marzenia, ponieważ wydaje im się że nie są ich godne, albo że nigdy im się to nie uda. My, serca, umieramy na samą myśl o miłościach, które przepadły na zawsze, o chwilach, które mogły być piękne, a nie były, o skarbach, które mogły być odkryte, ale pozostają na zawsze niewidoczne pod piaskiem. Gdy tak się dzieje, zawsze na koniec cierpimy straszliwe męki. — Paulo Coelho Pozdrawiam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
WITAJ BIESIADO🖐️🖐️🖐️ KOCHANE DRZEWKA____witajcie🖐️ SREBRNA AKACJO🖐️,MAGNOLIO🖐️.Dziekuje👄 🌻🌻🌻 Poznajmy URSZULE DUDA-SZELIŃSKA ,ktora z zawodu jest biologiem, gotuje z zamiłowania. Twierdzi, że to natura przyrodnika pomaga jej odkrywać smaki i zapachy świata.,,,, Dzieli sie swoimi spostrzezeniami:) Warto z nich skorzystac :)) Szczypiorek,,,, Skrojony szczypiorek posypany na kanapki lub sałatki szybko traci świeżość lub wysycha. Przepis ten pozwala cieszyć się nim znacznie dłużej. Świeżo ścięty szczypiorek pokrój drobno bardzo ostrym nożem. Przesyp do miseczki (najlepiej z włoskiego lub portugalskiego fajansu, może być chińska), posyp do smaku grubą solą i zalej sporą ilością pierwszorzędnej oliwy z oliwek. Jedz jako dodatek do chleba włoskiego lub ciemnego, najlepiej po pracy, ale nie za późno. Pyszny dodatek do warzywnych lub mięsnych pasztetów. Zielona sałatka kartoflana,,,, To po prostu ugotowane, pokrojone w kostkę lub plasterki kartofle – najlepiej takie, które zostały z poprzedniego dnia, zalane aromatycznym zielonym sosem z ziół i jajek na twardo z dodatkiem śmietany i oliwy z oliwek. Garstkę pietruszki, koperku, szczypiorku, melisy lub innych ulubionych ziół zmiksuj z posiekanymi jajami na twardo, śmietaną, oliwą, solą i pieprzem. Dobrze jest dodać parę kropli cytryny lub limonki. Najlepiej wrzucić pokrojone kartofelki do sosu i dobrze wymieszać, aby były dokładnie zanurzone – wtedy nabiorą smaku. Sałatkę można dobrze doprawić, przykryć szczelnie i zostawić na jakiś czas w lodówce – będzie jeszcze lepsza. Nie żałujmy sosu! cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Zupa brokułowa Smakuje nawet tym, którzy nie przepadają za tym zielonym krewniakiem kalafiora. Można zużyć całego brokuła, nawet twardawe łodyżki, jeżeli uprzednio pokrojone na drobne kawałki przesmażymy krótko na maśle. Różyczki razem z przesmażonymi łodyżkami gotuj w osolonej wodzie bez przykrycia do miękkości, ale tak, aby nie zmieniły koloru. Dodaj łyżkę posiekanego szczypiorku lub dymki, kilka ziaren zielonego pieprzu (świetny jest marynowany) i zmiksuj. Jeśli zupa jest zbyt gęsta, dodaj przegotowanej wody lub śmietanki. Dopraw do smaku. Pyszna jest posypana rozdrobnionym serem pleśniowym. Kotlety z soczewicy z pietruszką Przepis doskonale imituje ten na zwykłe „mieloniaki”, tyle że mięso zastąpić można w całości lub w części ugotowaną soczewicą. Ci, którzy czasu mają mniej, mogą użyć dobrej jakości soczewicy z puszki. Do miseczki wsyp ugotowaną i odsączoną soczewicę, dodaj jajko, posiekaną cebulkę, sól i przyprawy takie, jakie lubisz: majeranek, paprykę, estragon. Rozetrzyj lekko mikserem lub wymieszaj, rozgniatając widelcem. Dodaj dużą garść posiekanej świeżej zielonej natki pietruszki i jeszcze raz zamieszaj. Formuj zgrabne małe kotleciki. Można je obtoczyć w bułce tartej lub rozkruszonych płatkach kukurydzianych, wtedy będą chrupiące. Smaż na dobrze rozgrzanym oleju ryżowym lub winogronowym. Pyszne z kapustą kiszoną lub na zimno do chleba z odrobiną chrzanu. cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Zielone kluseczki Kolorowa odmiana zwykłych kluseczek kładzionych. Cieszą oko ślicznym zielonym kolorem i błyskawicznie znikają z talerzy, zwłaszcza dzieci. Potrzebna jest mąka, jedno jajko i zmiksowane z niewielką ilością wody różne zielone ziółka wprost z naszego wiosennego parapetu. Do mąki wbij całe jajko i mieszając mikserem lub łyżką, dodawaj zielony ziołowy płyn. Jeśli ciasto jest zbyt gęste, dolewaj zimnej wody. Ciasto powinno być ciągnące, nie lejące. Najlepiej wyrabiać je w stalowej miseczce o ostrych brzegach, wtedy łatwo je strzępić łyżką na drobne kluseczki i rzucać na osolony wrzątek. Kluseczki są dobre po 2-3 minutach od wypłynięcia. Purée z groszku z szałwią Zamrożony groszek szybciutko zagotuj w niewielkiej ilości osolonej wody, lekko odcedź, dodaj posiekane listki świeżej szałwii, łyżkę klarowanego masła ghee (może być zwykłe). Przypraw do smaku solą, pieprzem i odrobiną cukru. Zmiksuj na gładką masę. Świetna na ciepło do makaronów i kasz, a na zimno do chleba z masłem. cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Sos koperkowy Do białej „zasmażki” zrobionej z roztopionego w rondelku masła (najlepiej ghee) i mąki dodaj filiżankę bulionu lub wody, dużą garść drobno posiekanego koperku, kilka kropli soku z cytryny lub lemonki i kilka łyżek kwaśnej śmietany. Dokładnie wymieszaj i zagotuj. Dopraw solą i świeżo zmielonym pieprzem. Można dodać szczyptę cukru do smaku. Doskonały do kotlecików lub kaszy gryczanej. Kapusta kiszona z dymką i świeżym majerankiem Dobra kapusta kiszona jest jasna, pachnąca i dla mnie bez marchewki! Taką kapustę skubię już w drodze do domu. Uwielbiam jej jędrność i lekko szczypiący smak w kącikach ust. Takiej kapusty nie trzeba bardzo przyprawiać – wystarczy trochę pokrojonego szczypiorku z dymki i garstka posiekanego świeżego majeranku. Świetnym dodatkiem są drobno posiekane suszone śliwki. Wystarczy skropić dobrą oliwą z oliwek i gotowe!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Opowiadanie--------A po nocy przychodzi dzien...------------ Tori lada chwila ma stanąć na ślubnym kobiercu. Ale ta jasna i prosta droga nagle zmienia się w ciemny i mroczny tunel. W tunelu obok jest już Alex, który ma dość życia, jakie prowadzi. Czy to możliwe, żeby tak naprawdę oboje byli w tym samym tunelu i probowali zapalić jedno i to samo światełko?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witaj JARZEBINKO CZERWONA🖐️ Jak dobrze ,ze zajrzalam___i jestes👄 Dziekuje Ci kochana za te piosenke.Cudna👄 Przy Tobie nie licze strat!!!Buziaczki👄 A moze odwiedzimy skype? Masz czas???

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Miała wszystko, czego zawsze pragnęła każda dziewczyna. Dużą i kochającą się rodzinę, satysfakcjonującą pracę i wspaniałego mężczyznę u boku, który to już wkrótce miał zostać jej mężem. Nie wiedziała, że życie przygotowało dla niej całkiem inny scenariusz... Zalogowała się do sieci. Jej praca polegała głównie na przeglądaniu tego, co działo się na różnych czatach. Raz w tygodniu składała szefowi raport z tego, o czym się rozmawia. Chodziło mu głównie o czaty o tematyce politycznej, ale miała też wgląd we wszystkie inne, które znajdowały się na serwerze firmy. Siedziała, słuchała o czym mówią ludzie, a kiedy atmosfera stawała się zbyt gorąca, interweniowała, próbując uspokoić dyskusję, a tych najbardziej krewkich po prostu usuwała z czatu. Próbowali wracać pod nowymi nickami, więc pilnowała, żeby znów niepotrzebnie nie podgrzewali atmosfery. Zdarzało się też tak, że czasem sama wplątywała się w dyskusję. Uśmiechnęła się. Kilka miesięcy wcześniej zaangażowała się dość poważnie w dyskusję na jednym z czatów. Rozmówców ubywało i ubywało, aż została sama z jednym chłopakiem. Rozmawiali o samotności, o poczuciu wyobcowania. I tak zaczęła się ich internetowa znajomość. Czasem spotykali się na czacie, a czasem pisali do siebie maile. W gruncie rzeczy to on pisał. Widocznie potrzebował się komuś wygadać i w ten sposób łatwiej mu to przychodziło. Nigdy się przed sobą nie zdradzili swoimi prawdziwymi imionami. Nie czuli takiej potrzeby. Tak byli bardziej anonimowi i może dzięki temu lepiej im się ze sobą rozmawiało. Wiedziała tylko, że chłopak dużo podróżuje. Czasem pisał do niej o tak kosmicznych porach, więc wiedziała, że musi być na drugiej półkuli, jeśli o takiej porze jest jeszcze na chodzie. Czasem pisał, że przez najbliższe tygodnie będzie bardzo zajęty i może nie znaleźć chwili, żeby do niej napisać, a potem rzeczywiście nie pisał i wtedy tęskniła za jego listami i wspólnymi rozmowami. Traktowała go niczym przyjaciela, z którym można o wszystkim pogadać. Ze wzajemnością. Wiedziała, że ma problemy z dziewczyną, z samym sobą i starała się jakoś podnosić go na duchu. A łatwo jej to przychodziło, bo z natury była optymistką, a poza tym życie dobrze jej się układało, więc nie miała powodów do zmartwień. Zajrzała na kilka czatów, ale nic specjalnie ciekawego się tam nie działo. Zwykłe, codzienne rozmowy. - I co tam słychać w wielkim świecie? – zza swojego biurka wychylił się Jason, jej współpracownik. Pracowali razem od kilku lat i doskonale się dogadywali. - To, co zwykle – odpowiedziała z uśmiechem. - Nie pojawił się czasem ten twój wirtualny przyjaciel? – mrugnął wesoło okiem. - Nie śmiej się z niego – rzuciła w niego spinaczem. – On jest bardzo zajęty. Nie siedzi cały dzień przed komputerem, jak ja. - A Joey o nim wie? Zaśmiała się. - Oczywiście, że wie - powiedziała. - A nie myślałaś przypadkiem, żeby zachować takiego przyjaciela tak tylko dla siebie? – zapytał konspiracyjnym szeptem. Znów się zaśmiała. - On jest tylko moim przyjacielem – odpowiedziała. – PRZYJACIELEM – powtórzyła z naciskiem. – A, poza tym ja nawet nie wiem, gdzie on mieszka i jak wygląda, podobnie, jak i on nie zna tych szczegółów. Więc tak naprawdę znamy się wirtualnie i ja nie zamierzam tego zmieniać. - Nie korciło cię, żeby go poznać? – popatrzył na nią uważnie. - Dlaczego drążysz ten temat? – zapytała. – Niektórym łatwiej jest komunikować się w ten sposób. Nie, nie korciło mnie, żeby go poznać. I nie, nie miałam żadnych snów z jego udziałem – dodała szybko, bo zauważyła, że Jason zamierza zadać kolejne pytanie. Roześmiał się. - Jak ty mnie dobrze znasz – powiedział. - Więc mogę liczyć że za dwa tygodnie pojawisz się w kościele? - No wiesz… – udał oburzenie. – Pojawię się ze stosem chusteczek i będę głośno opłakiwał twoje zamążpójście. - Jesteś wariatem – zaśmiała się i znów rzuciła w niego spinaczem. - Ale i tak mnie uwielbiasz – uśmiechnął się. - Oczywiście – odpowiedziała i wróciła wzrokiem do monitora. Jason zawsze potrafił ją rozbawić. Nigdy się ze sobą nie kłócili. Może dlatego stanowili taki zgrany zespół. I zawsze wiedzieli, gdzie należy zakończyć zabawę i wrócić do pracy. Puk, puk – przeczytała na ekranie i uśmiechnęła się szeroko. Zobaczyła znajomy nick – Kot. Witaj – napisała. – Dawno Cię tu nie było. Tęskniłaś za mną? Jak oszalała – odpowiedziała i uśmiechnęła się. Wiedziała, że on też się uśmiecha. Przerabiali ten scenariusz już setki razy. Co słychać? cdn.....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
i bedzie kolejna opowiesc_____:):):) Brawo!!!!!!!!!! W takim razie nie przeszkadzam 👄,tylko cierpliwie czekam do jej zakonczenia :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Jakoś leci. Za dwa tygodnie zmieniam stan cywilny :) – wiedział o Joey'u, podobnie jak i ona wiedziała o jego związku. Często wymieniali się spostrzeżeniami na temat swoich doświadczeń. Ona mu doradzała, jak ma postępować z dziewczyną, a on jej tłumaczył niektóre zachowania Joey'a. Wychodzisz za mąż i mówisz, że jakoś leci? Kobieto! To bardzo dobra wiadomość! ;) Też tak myślę – uśmiechnęła się. – I obawiam się, że przez ostatni tydzień kontakt ze mną może być utrudniony, a potem przez jakiś czas zupełnie niemożliwy. Jedziecie z mężusiem w podróż poślubną, tak? A gdzie? Tam, gdzie się poznaliśmy. Na Hawaje. Jakie to romantyczne… Roześmiała się, a Jason znów wychylił się zza swego biurka. - Wszystko w porządku? – zapytał zaniepokojony. - W jak najlepszym – odpowiedziała. - Pojawił się? - Nie wstawaj! – zaprotestowała. – I nie próbuj mi zaglądać przez ramię! - Ty mała kokietko – zbeształ ją, ale został na swoim miejscu. - I przestań się tak na mnie gapić! – popatrzyła na niego spod oka. - Tak jest – mrugnął wesoło okiem i powrócił do swojej pracy. A ona wróciła wzrokiem do monitora. Mam nadzieję, że będzie romantycznie – odpisała. Zazdroszczę ci… Zazdroszczę ci takiej miłości. Przecież Wy też się kochacie – odparła. – Sam mówiłeś, że bardzo ją kochasz. I wcale się z tego nie wycofuję… Tylko ostatnio coś nam nie wychodzi. Może za mało się staramy? Może – uśmiechnęła się. – Ale zobaczysz, że wszystko się ułoży. Ty jak zawsze optymistka do bólu ;) Troszkę więcej wiary! – wystukała szybko na klawiaturze. Wiedziała, że jest wrażliwym człowiekiem i strasznie łatwo zrażają go wszelkie niepowodzenia. Ale w głębi duszy czuła, że potrafi być szczęśliwy. Więc kiedy znów uda nam się porozmawiać? Nie wiem, czy będę miał czas, żeby przysiąść w następnym tygodniu do komputera. Szykuję się do wyjazdu do Japonii… Super!!! Zazdroszczę Ci tych wyjazdów – napisała. – My na Hawaje jedziemy na dwa tygodnie, więc pewnie nie zdołam się z Tobą skontaktować w tym czasie… Wiem ;) będziesz się zajmować mężusiem ;) Będę ;) – przytaknęła. – Dasz sobie radę beze mnie? ;) Ej, no ja silny facet jestem ;) Jakoś bez Ciebie przeżyję. Ale potem szybko wracaj i opowiadaj, jak było ;) Ze szczegółami? ;) – uśmiechnęła się i czekała, co odpowie. Oczywiście, że ze szczegółami. I to tymi najpikantniejszymi ;) Ale to nie film 'Pamiętnik czerwonego pantofelka' – zaśmiała się. To aż tak będzie? Takiej Cię nie znałem, Myszko. Nie zawstydzaj mnie, Kocie – odpowiedziała. Wiedziała, że musiał się roześmiać. Czasem naprawdę potrafił się rozluźnić i żartować. A czasem… Miał problemy ze sobą, z tym, czy postępuje słusznie, z tym, jak spełniać oczekiwania innych… Wiedziała, że jest facetem po przejściach, że dużo pił, ale już z tego wyszedł. Nie bez szwanku, ale wyszedł… Nie będę Cię już zawstydzał ;) Ale wrócimy do tego tematu, obiecuję ;) A teraz muszę już pędzić, bo czas goni. Wpadłem tylko na chwilkę, żeby zobaczyć co u Ciebie. Cieszę się, że udało nam się porozmawiać. Życzę Ci wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia ;) Bardzo dziękuję – uśmiechnęła się. – I obiecuję, że następnym razem wyciągnę z Ciebie, co Cię tak trapi :) Mnie? ;) Ja jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie… No, poza Tobą ;) Uważaj na siebie, rozrabiako – żałowała, że nie może jej słyszeć, bo starała się brzmieć groźnie. – Nie szarżuj za bardzo. Tak jest, pani porucznik ;) Mocno Cię uściskuję! Papapa! Papapa! – odpisała i czekała, aż opuści czat, żeby móc przeglądnąć to, co działo się na innych. Cieszyła się, że choć chwilę rozmawiali. Z tak krótkiej rozmowy potrafiła wywnioskować, że starał się żyć w zgodzie z samym sobą, choć nie bardzo mu to wychodziło. Może był pod dużą presją, może miał jakieś zawodowe kłopoty. Wiedziała, że następnym razem to z niego wyciągnie. W końcu nie takie dyskusje już odbywali… - Poszedł już sobie? – zapytał Jason i popatrzył na nią spod oka. - Tak – odparła. – I powiedział, że jeśli jeszcze raz będziesz mnie dręczył, to osobiście skopie ci tyłek. - Zobaczymy – odpowiedział hardo Jason. – Najpierw musiałby wiedzieć, gdzie przyjechać… - A może mu o tym powiedziałam, skąd wiesz – uśmiechnęła się tajemniczo. - Ha, ha, ha – parsknął. – Prędzej uwierzę, że w centrum miasta wylądowali kosmici, niż w to, że zdradzisz mu takie istotne detale. Interesujesz się, jak wygląda i skąd pochodzi? - Czasem – odpowiedziała. – Ale nie w taki sposób jak myślisz… - A skąd wiesz, co mam na myśli? – popatrzył na nią uważnie. - Bo wam, facetom, tylko jedno chodzi po głowie – uśmiechnęła się. – Gdyby to tylko było możliwe, uprawialibyście seks przez Internet… - Wiesz to z doświadczenia? - Jason! – rzuciła w niego linijką i ledwie udało mu się uniknąć ciosu. Roześmiali się. - Ja wiem, że ty poza tym swoim Joey'em świata nie widzisz, tak jak i on poza tobą nie spojrzy na żadną kobietę… – westchnął. Udał, że ociera łzę. – Jesteście tak obrzydliwie w sobie zakochani… Tacy obrzydliwie romantyczni… - Poczekaj, aż ciebie to dopadnie – odparła. – Wtedy ja ci będę tak wytykać. - Przecież wiesz, że życzę ci jak najlepiej – powiedział. Uśmiechnęła się. - Oczywiście, że wiem… cdn.....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Spojrzała na siebie w lustrze. Uśmiechnęła się. Była zdenerwowana, ale przede wszystkim była szczęśliwa. Bezgranicznie szczęśliwa. Odwróciła się i popatrzyła na mamę. - Wyglądasz prześlicznie, córciu – powiedziała kobieta i pomogła jej upiąć welon. - I tak się też czuję – odpowiedziała. – Czy Joey już przyjechał? - Za chwilę powinien się zjawić – powiedziała. – Dlaczego nie chcieliście się zgodzić, żeby czekał na ciebie pod kościołem? - Pomyśleliśmy, że tak będzie lepiej. Spędzimy kilka chwil tylko we dwoje i będziemy mogli lepiej przygotować się do ceremonii. - Zawsze umiecie postawić na swoim – mama uśmiechnęła się i podała jej ślubną wiązankę. I w tym momencie usłyszały klakson za oknem. - Przyjechał – powiedziała z uśmiechem Tori. - Przyjechał twój książę – odpowiedziała mama. – Idź do niego i bądźcie szczęśliwi. - Będziemy, mamo – otworzyła drzwi i wyszły z pokoju. Rodzina czekała już na dole, a wraz z nimi ta najważniejsza dla niej osoba. Uśmiechnęła się. Wyglądał tak, że zaparło jej dech w piersiach. Miał na sobie czarny smoking i białą koszulę, a włosy miał gładko zaczesane do tyłu. Miała ochotę zmierzwić mu tę czuprynę i wiedziała, że później na pewno to zrobi… Teraz musiała zachować powagę. Zeszła na dół i podeszła do mężczyzny. - Witaj – powiedziała cicho. - Dzień dobry, kochanie – odpowiedział. – Jesteś gotowa, żeby zostać panią Knight? - Nigdy nie byłam bardziej gotowa – powiedziała. Podał jej ramię i wyszli przed dom. Wsiedli do auta. Goście też zaczęli wsiadać i po chwili cały korowód ruszył. Tori popatrzyła z uśmiechem na mężczyznę, który siedział obok niej. - Jeszcze kilka chwil… – powiedziała z nadzieją. - Jeszcze kilka chwil i będziesz moja – odpowiedział. – Kocham cię, Tori. - Ja ciebie też kocham – uśmiechnęła się. – Tak mocno, jak tylko można kochać. - Chyba jednak ja mocniej cię kocham… - No, chyba jednak ja – uparła się. Oboje się roześmiali. Nim się obejrzeli, zajechali przed kościół. Tori wysiadła z jednej strony samochodu, a Joey z drugiej. Gdyby wysiadł chwilę później, wszystko potoczyłoby się zupełnie inaczej… Zupełnie inaczej. Nie zauważył ciężarówki, która pędziła z zawrotną szybkością. Nie zauważył, że jedzie prosto na niego. Tori usłyszała jakiś głuchy dźwięk i spojrzała w stronę, gdzie jeszcze przed chwilą stał Joey. Ale zobaczyła jedynie hamujący samochód i przerażoną twarz kierowcy. Zerwała się i obiegła samochód. Zebrani goście zaraz za nią. Bała się otworzyć oczy. Bała się zobaczyć… Joey leżał z twarzą do ziemi. I wszędzie była krew, pełno krwi… - Nie! – krzyknęła i uklękła przy mężczyźnie. Zapanował jeden wielki harmider. W oddali słychać było sygnał karetki. - Joey… Proszę!… – czuła, że łzy płyną jej po twarzy, ale nie zwracała na to uwagi. On leżał bez ruchu… Bała się go dotknąć, żeby nie zrobić mu krzywdy, ale przecież nie mogła go tak zostawić. Ojciec próbował ją odsunąć, ale się nie dała. Nie wiedziała, czy Joey żyje. Nie dopuszczała myśli, że mogłoby być inaczej. - Joey, powiedz coś… – schyliła się jeszcze niżej i popatrzyła na niego uważnie. Sukienkę miała już zakrwawioną i mama patrzyła na nią przerażona. - Proszę!… Odezwij się do mnie!… – płakała spazmatycznie i nie mogła uwierzyć w to, co się stało. Przecież jeszcze chwilę wcześniej siedzieli tacy roześmiani i wyznawali sobie miłość… To nie mogło się tak skończyć! Nie mogło!… - Proszę się odsunąć – usłyszała jakiś spokojny głos i popatrzyła na lekarza nieprzytomnym wzrokiem. Ale odsunęła się jedynie kawałek. Nie mogła go przecież zostawić tak całkiem samego… Lekarz nachylił się nad Joey\'em. Dla niego sytuacja już na pierwszy rzut oka była beznadziejna, ale Tori patrzyła na niego i czekała, aż powie słowa, które chciała usłyszeć. Ale one nie padały. Rozglądała się wkoło, przerażona. - Mamo, dlaczego Joey nie odpowiada?… Proszę mu powiedzieć, żeby wstał!… – złapała lekarza za rękaw. – Proszę mu powiedzieć!… Spóźnimy się na ślub!… Przecież mnie tak nie zostawi!… - Bardzo mi przykro… – powiedział cicho lekarz i razem z drugim medykiem nakrył mężczyznę prześcieradłem. – Nic nie możemy zrobić… - Mamo! – krzyknęła Tori. – Niech oni go ratują! Niech oni go tak nie zostawiają!… Mamo!… - Tak mi przykro, kochanie – kobieta uklękła obok niej. – Tak mi przykro, kochanie… – dodała i przytuliła ją do siebie. Dziewczyna wyrwała się. Wstała i popatrzyła na wszystkich przerażonym wzrokiem. - Zróbcie coś! – poprosiła bezradnie. – Nie pozwólcie mu tak leżeć!… Nie pozwólcie… – okręciła się wkoło i zachwiała. Po chwili osunęła się w ramiona ojca, który trzymał ją z całych sił i pomógł lekarzom zanieść ją do karetki. Reszta zebranych nie do końca rozumiała co się stało i patrzyli na to wszystko szeroko otwartymi oczyma… cdn.....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dojechał samochodem do skrzyżowania. Przed kościołem zebrał się spory tłum. Uśmiechnął się. Znów jacyś młodzi zakochani zdecydowali się spędzić z sobą życie… Westchnął. To musiało być piękne uczucie. Chcieć dzielić z kimś swoje smutki i radości, swoje dobre i złe dni… Patrzył jak na ulicy zatrzymuje się przystrojone auto i wysiadają z niego dwie osoby. Ze swojej strony dobrze widział pana młodego, bo panna młoda wysiadła z drugiej strony. A potem wszystko potoczyło się, jakby w filmie na zwolnionych obrotach. Przed oczami przemknęła mu ciężarówka, a potem nie było już pana młodego. Była krew, dużo krwi… Syknął z bólu. Ciężarówka dosłownie zmasakrowała mężczyznę. Dziewczyna, która jeszcze chwilę wcześniej miała nadzieję na szczęśliwe rozpoczęcie nowej drogi życia, przebiegła za samochodem i uklękła przy mężczyźnie. Czuł, że serce mu się kraje. Cały tłum stał, jak sparaliżowany. Nikt nie wiedział, co tak naprawdę się stało. A potem przyjechała karetka, usłyszał jakieś krzyki i medycy odjechali, zabierając ze sobą pannę młodą. Nawet nie umiał sobie wyobrazić, co ona czuje. Nawet nie próbował, bo na samą myśl czuł, że łzy dławią go w gardle. Zacisnął dłonie na kierownicy, ale nie był w stanie odjechać. Wiedział, że policja będzie potrzebować świadków. A on był świadkiem. Nie chciał tego, ale nie mógł już nic poradzić. Przez myśl przemknęła mu jego internetowa przyjaciółka. Nie pamiętał dokładnie, ale ona też miała ostatnio wychodzić za mąż. Miał tylko nadzieję, że jej ceremonia zakończyła się pełnym sukcesem. Życzył jej tego z całego serca... Usiadła w fotelu i podkuliła nogi. Właściwie nie było jej zimno. Właściwie nic nie czuła. Nie chciała czuć. Nie wiedziała, która jest godzina, nie wiedziała, ile czasu tak siedzi, nie pamiętała, kiedy po raz ostatni coś jadła. Nie pamiętała nawet, kiedy spała ostatni raz… Patrzyła na korony drzew i miasto w dole, ale tak właściwie niczego nie widziała. Nie widziała, nie słyszała, nie czuła… Tylko dlaczego każdy oddech bolał jakby dźwigała stutonowy kamień? Zamknęła oczy i odchyliła głowę do tyłu. Dlaczego nikt nie chciał zdjąć z niej tego ciężaru?… Wyszedł na ganek i usiadł w fotelu. To górskie powietrze działało na niego uspokajająco. I orzeźwiająco. Dopiero teraz poczuł różnicę między takim powietrzem, a tym brudnym powietrzem w mieście. Tutaj naprawdę mógł oddychać pełną piersią… Uśmiechnął się. Popatrzył na domek obok. Od kilku dni widział tam dziewczynę. Na początku myślał, że właściciele ośrodka posadzili na ganku manekina, żeby odstraszyć potencjalnych włamywaczy, ale potem przekonał się, że to żywa istota. Dziewczyna prawie wcale się nie ruszała. Siedziała nieruchomo. Cały czas w tym samym miejscu. Znikała w domu jedynie na krótkie chwile i robiła to tak rzadko, że zastanawiał się, czy wszystko u niej w porządku. Choć wcale nie powinien się tym przejmować. Przecież właśnie uciekł tu przed dziewczyną. A raczej przed tym, co zaczynało się między nimi dziać. Nie miał odwagi powiedzieć jej prosto w oczy, że chce to wszystko zakończyć, a jedynie stwierdził, że musi odpocząć i przemyśleć pewne rzeczy w samotności… I starał się. Starał się dużo myśleć, dużo odpoczywać i dużo spać… Mocniej otulił się kocem. Powiało zimnem. Popatrzył w stronę sąsiedniego domku. Dziewczyna nie miała na sobie cieplejszych ciuchów, ale sprawiała wrażenie, jakby wcale nie było jej zimno… Westchnął i wszedł z powrotem do domu. Chciał napisać kilka słów do swojej internetowej przyjaciółki. Tam, gdzie ona bawiła, było cieplutko, więc pławiła się w promieniach słońca. I chwilami jej tego zazdrościł… Otworzyła drzwi i znów usiadła na ganku. Ile to już dni minęło, odkąd tu przyjechała? Nie liczyła. W głowie jej się kręciło, miała wrażenie, że spodnie z niej spadają. Na stoliku postawiła szklankę z wodą. Zaraz obok laptopa. Może to był dobry pomysł, żeby przejrzeć pocztę. Może choć na chwilę przestanie myśleć o tym, po co tu przyjechała… Ale czy to w ogóle było możliwe? Przyjechała tu, żeby uciec od tego wszystkiego, co się wydarzyło. Żeby uciec. Ale tak już na zawsze. Uciec i nigdy nie wracać. Nie czuć tego bólu. Po prostu zasnąć i już się nie obudzić. Przecież to było takie proste. Tylko dlaczego ciągle nie mogła zasnąć?… Patrzyła na swoje odbicie w lustrze i widziała, że jest jej coraz mniej i mniej… Może nadejdzie taki moment, że któregoś dnia po prostu zniknie. Zniknie, jakby nigdy nie istniała… Westchnęła cicho. Nawet nie miała siły płakać. Spojrzała na monitor. Miała całe mnóstwo nieodebranych wiadomości. Automatycznie zaczęła je wykasowywać. - Po co do mnie piszecie? – spytała cicho. – Po co w ogóle zawracacie sobie głowę… Ja bym sobie głowy nie zawracała… – szepnęła. Zobaczyła kilka maili od przyjaciela. Wysłanych w czasie ostatnich kilku dni. Uśmiechnęła się. Może choć jemu wiodło się dobrze… Kiedy on był na dnie, ona była na topie, może teraz role się odwróciły. Wierzyła w sprawiedliwość, więc wiedziała, że tak musi być. Coś za coś. Jej szczęście za jego szczęście… Tęsknię za Tobą. Mam nadzieję, że Twój mężuś dobrze się Tobą opiekuje ;) Czekam na chwilę, kiedy mi wszystko opowiesz. Pewnie nie masz czasu, żeby mi teraz odpisywać, ale mną się nie przejmuj. Jeszcze będzie dobrze ;) Mocno Cię uściskuję. Kilka kolejnych maili było w podobnym tonie. Nie wiedziała co o tym myśleć. Czy u niego wszystko było w porządku, czy nie? Patrzyła na ekran i zastanawiała się, co napisać. Co mu miała napisać? Że dla niej życie straciło sens? Że dla niej nie było już nadziei? Zacisnęła powieki. Nie miała prawa angażować go w swoje życie. Przecież tak naprawdę wcale się nie znali. I dobrze. Przecież uciekła od wszystkich, których znała… Wyszedł do łazienki, kiedy nacisnął klawisz odbierania poczty. Może czekało na niego coś przyjemnego. Może były jakieś dobre wiadomości… Nie było ślubu. Tylko tyle. A wystarczyło, żeby ciśnienie mu podskoczyło. Jak to nie było ślubu? Dlaczego? - Co się stało? – zapytał sam siebie. Ale nie znalazł żadnej odpowiedzi. Ani w jej wiadomości, ani w swoich domysłach. Co się stało, że nie nadszedł ten najszczęśliwszy dzień w jej życiu? Spojrzał za okno. Czy to oznaczało coś dobrego, czy złego? Sam nie wiedział, co myśleć na ten temat. Może po prostu odłożyli ślub, bo chcieli trochę zaczekać. Może po prostu było jeszcze za wcześnie na takie zobowiązanie. Może… cdn......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Z zapartym tchem przeglądał wiadomości. Wieczorem nie mógł zasnąć. A rano obudził się wcześniej i czuł dziwny niepokój. Cały czas myślał o tym, co mogło się wydarzyć, że tak się to wszystko potoczyło. Nie zastanawiał się nad swoim życiem, ani nad tym, jak mu ostatnio nie wychodziło, ale nad tym, co działo się u niej. U jego internetowej przyjaciółki. Wszyscy zawsze się z tego śmiali, nawet jego dziewczyna, ale ta odległa postać, o której nie wiedział podstawowych rzeczy, nieraz ratowała go od popełnienia straszliwego głupstwa. Zawsze potrafiła powiedzieć coś, co podnosiło go na duchu, coś, co sprawiało, że znów się uśmiechał… Zobaczył znajomy adres i od razu wyświetlił wiadomość. Była krótka, ale treściwa. Joey nie żyje. Miał wrażenie, jakby w tym momencie serce rozpadło mu się na milion kawałków. Czuł, że brakuje mu powietrza, a obraz nagle się zamazał. Zdał sobie sprawę, że oczy ma pełne łez. - O, Boże… – zakrył usta dłonią, żeby stłumić szloch. Nawet nie potrafił sobie wyobrazić, co ona teraz czuje. Nawet nie próbował. Nawet… Jęknął. Ból był tak dotkliwy, że czuł, jakby za chwilę miał eksplodować. Wyszedł z pokoju trzaskając drzwiami. Zszedł na ganek. Z całej siły zacisnął dłonie na balustradzie. - O, Boże. O, Boże… – powtarzał raz po raz. Niczym jakaś zdarta płyta. Popatrzył na domek obok. Dziewczyna siedziała nieruchomo, jakby cały świat wokół niej przestał istnieć… Czuł, jak zbiera się w nim gniew. Jak ona mogła siedzieć tak spokojnie, kiedy wydarzyła się taka tragedia? Jak mogła nie czuć, nie słyszeć, nie wiedzieć?… Ze złością uderzył zaciśniętą pięścią w drewniany filar. Gdyby to mogło uśmierzyć jego ból… Gdyby mogło, uderzałby do momentu, aż nie byłby w stanie już nic czuć. Ale to nie było takie proste… Nie było… Wracał z miasta. Wśród ludzi nie czuł się taki samotny, ale nadal miał wrażenie, jakby był jedyną osobą na tym świecie. Jakby nie miał już z kim rozmawiać… Westchnął. Popatrzył w stronę domku. Na werandzie znów siedziała ta dziewczyna. Chyba spała. Miała na sobie jedynie dres, więc zdziwił się, że nie marznie. Może działo jej się coś złego? - Stałeś się paranoikiem, McLean – powiedział sam do siebie, ale stanął na schodku, żeby przyjrzeć się dokładniej. Dziewczyna spała skulona na fotelu. Pod oczami miała ciemne cienie, jakby nie spała od dawna, jakby była wyczerpana… Miała zaróżowione policzki i dłonie. Chyba marzła. Był zdziwiony, że tego nie czuje. Podszedł bliżej. Położył dłoń na jej ramieniu. - Obudź się – powiedział. Nie zareagowała. Dotknął palcami jej policzka. Był lodowaty. Wiedział, że się przeziębi, jeśli nie schowa się w domku. - Hej, obudź się – potrząsnął nią delikatnie. Poruszyła się i podniosła głowę. Popatrzyła na niego, przestraszona. Ale jedyne, co zobaczył w jej oczach to pustka. Pustka tak wielka, jak najgłębsze morza. Pustka. Cierpienie. Tak. Pustka wywołana cierpieniem. Cierpieniem tak wielkim, jakiego jeszcze nigdy nie widział… Aż się wzdrygnął na samą myśl. - Powinnaś pójść do domku, nim się przeziębisz – powiedział cicho. Skinęła głową. Ale nie ruszyła się z miejsca. Z powrotem odchyliła głowę do tyłu i zamknęła oczy. Westchnął. - Nie zasypiaj, bo zamarzniesz – powiedział. - Zostaw mnie – szepnęła tak cicho, że ledwie ją usłyszał. - Nie zostawię cię tutaj, żebyś się wyziębiła – odpowiedział. – Chodź – dodał i złapał ją za rękę. Była cała lodowata i zdrętwiała. Zastanawiał się, ile już tak siedzi na ganku. Nie było go przez kilka godzin… Aż dziwił się, że jeszcze nie zamarzła… - Zostaw mnie… Proszę… – szepnęła drżącym głosem. - Wejdź do środka… Proszę – powiedział spokojnie, ale dość stanowczo. Po co on się w ogóle nią przejmował? Nie znał jej. Może powinien ją zostawić i zająć się czymś innym. Może powinien, ale nie chciał. Może to cierpienie w jej oczach go tak zaniepokoiło? Może to dlatego, że nieraz cierpiał i też chciał być sam. Na szczęście nikt go wtedy nie zostawił. - Nie potrzebuję twojej pomocy – wyszeptała. - Może i nie – przytaknął. – Więc sama wejdź do domku i zamknij za sobą drzwi. Podniosła głowę i popatrzyła na niego uważnie. Kim był i czego chciał? Czy nie mógł po prostu zostawić jej w spokoju? Jęknęła i wyprostowała nogi. Całe ciało ją bolało. Jakby była cała odrętwiała… Wstała i natychmiast usiadła z powrotem. Chyba straciła nad sobą kontrolę… cdn......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nie powinnaś była zasypiać na ganku – powiedział gniewnie i, niewiele myśląc, wziął ją na ręce. Cała była sztywna, więc wiedział, że nieźle już wymarzła. Wniósł ją do domu. W środku panował półmrok, ale dobrze wiedział, gdzie jest sypialnia. Od razu ruszył w tamtym kierunku i uśmiechnął się z zadowoleniem, kiedy okazało się, że się nie pomylił. Położył ją na łóżku. Szybko otulił ją kołdrą. - Zrobię ci coś ciepłego do picia – powiedział i wyszedł do kuchni. Po drodze zrzucił kurtkę na sofę i podkręcił ogrzewanie w domu. Było na najniższym poziomie. Wyglądało na to, że ciepło nie jest jej ulubionym stanem… Nastawił czajnik z wodą i wyciągnął herbatę z szafki. Otworzył też lodówkę, żeby zobaczyć, czy może powinien zrobić jej coś do jedzenia. Pewnie była głodna… Zdębiał. Zamknął lodówkę, a po chwili znów uchylił drzwi. Ale nie. Nie miał przewidzeń. Lodówka była pusta. Puściutka. Jakby nikt z niej nigdy nie korzystał. Rozglądnął się po kuchni. Nigdzie nie było nawet najmniejszych śladów jedzenia. Wszedł do salonu. Szukał czegokolwiek. Ciastek, cukierków, jakichś opakowań po łakociach… Nic. Zero. Coś ścisnęło go w dołku. Czyżby ona w ogóle nie jadła?… Wrócił do kuchni. Zalał herbatę i zajrzał do śmietnika. W środku nie było nawet najmniejszego śmiecia. Najmniejszego papierka. - Co, do cholery?… – stłumił przekleństwo. Jak długo ona tu już mieszkała? Tydzień? Czy to było możliwe, żeby przez ten czas w ogóle nie jadła?… Wszedł do sypialni. Dziewczyna leżała z zamkniętymi oczami. Usiadł na łóżku, a szklankę postawił na stoliku obok. - Zrobić ci coś do jedzenia? – zapytał. Nie odpowiedziała. Otworzyła oczy i popatrzyła na niego niewidzącym wzrokiem. Chyba powoli odtajała, bo zaczynała się trząść. Mocniej otulił ją kołdrą. - Przyniosę ci coś do jedzenia – powiedział stanowczo. Wstał i wyszedł z domku, w przelocie łapiąc kurtkę. Czuł, jak serce wali mu z całych sił. Nie mógł jej przecież tak zostawić. Nawet nie chciał myśleć, co próbowała zrobić, choć ta myśl kołatała mu się cały czas po głowie. - Chciałaś się zabić? – zapytał sam siebie. – Ale dlaczego? Nie znalazł odpowiedzi na to pytanie, kiedy dziesięć minut później wracał do jej domku. Na początku myślał, że ma halucynacje, ale im bliżej podchodził, tym bardziej się przekonywał, że jeszcze jednak nie zwariował… - Co ty tu robisz?! – zapytał patrząc na nią, jak znów siedziała w fotelu z zamkniętymi oczami. Nie odpowiedziała. Chyba musiała stracić resztki rozumu, jeśli się tak zachowywała… Odstawił torbę z jedzeniem na stolik i wziął ją na ręce. - Nie wiem, dlaczego to robisz, ale ja nie pozwolę ci się zabić – mamrotał, kiedy niósł ją do sypialni. Położył ją na łóżku i znów opatulił kołdrą. Patrzył na nią przez chwilę, jakby chciał mieć pewność, że nie wstanie i nie wyjdzie z domu po raz kolejny, po czym wrócił po jedzenie. Kiedy wszedł do sypialni, ona nadal leżała w łóżku. Odetchnął z ulgą. Sięgnął po koc, który leżał na fotelu i nakrył ją jeszcze tym. Miał nadzieję, że dojdzie do siebie. Sięgnął po herbatę. Upił łyka, żeby stwierdzić, czy nie jest za gorąca. Była w sam raz. - Powinnaś to wypić – powiedział i wskazał na kubek. Popatrzyła na niego spod wpół przymkniętych powiek. Nie poruszyła się, więc wiedział, że będzie musiał sam się tym zająć. Podniósł ją znad poduszek i troszkę przesunął, żeby mogła siedzieć bez większego wysiłku. Potem przystawił jej kubek do ust. - Pij – powiedział. Rozchyliła usta, a on przechylił kubek. Piła powoli, głośno przełykając. Kiedy odwróciła głowę, wiedział że ma już dosyć. Odstawił kubek z powrotem na stolik. - Przyniosłem też coś do jedzenia – powiedział. – Nie są to rzeczy specjalnie wyszukane, ale po tej tygodniowej diecie, jaką sobie zaserwowałaś, powinnaś je zjeść bez większych problemów – dodał i wyciągnął z torby serek homogenizowany i paczkę biszkoptów. Wiedział, że po takiej głodówce nie będzie w stanie przełknąć nic więcej. Popatrzył na nią wyczekująco. Odwróciła głowę. - Nie mów mi, że tym gardzisz – powiedział. Wsunął jej ciastko w zdrętwiałą dłoń. Nie zareagowała. Nawet nie poruszyła palcami. - Nie rób mi tego – szepnął. – Nie zabijaj się… Zadziałało. Momentalnie się ocknęła i popatrzyła na niego intensywnie, jakby chciała go tym spojrzeniem przebić na wylot. - Dlaczego to robisz? – wyszeptała. Nie wiedział, co jej odpowiedzieć. Bo co miał jej powiedzieć? - Bo zbyt wiele razy sam miałem na to ochotę – odpowiedział szczerze. Chyba tylko w taki sposób mógł do niej dotrzeć. Szczerością. Patrzył na nią wyczekująco. Uniosła dłoń do ust i powoli gryzła biszkopta. Potem podał jej następnego. I jeszcze jednego. Milczał, bo i tak nie bardzo wiedział, co powiedzieć, a chciał wykorzystać jej chęć do jedzenia. Odwróciła głowę i popatrzyła na stolik. - Podam ci – powiedział i wziął kubek w dłonie. Upiła kilka łyków i odwróciła głowę. Wiedział, że na pierwszy raz wystarczy. I tak wystarczająco długo pościła… - Zrobię ci jeszcze ciepłej herbaty, żebyś mogła lepiej się rozgrzać – powiedział i wstał. Wyszedł do kuchni. Wstawił serek do lodówki. Wyglądał tak samotnie wśród tej pustki. Uśmiechnął się smutno. Zupełnie jak ona. Sama, a wokół zimno… Wzdrygnął się, bo usłyszał jakiś nieprzyjemny dźwięk. Nasłuchiwał, a dźwięk się powtórzył. Zmarszczył brwi. To brzmiało jak… - O, nie – zacisnął dłonie w pięści i wypadł z kuchni. Przeleciał przez sypialnię i wpadł do łazienki. Siedziała przy toalecie i wymiotowała. - Co ty robisz? – zapytał i podał jej ręcznik. - A nie widać? – odpowiedziała i otarła twarz. – Zrobiło mi się niedobrze… - Gówno prawda – powiedział. – Zrobiłaś to specjalnie. - A jeśli nawet, to co?! – krzyknęła zachrypniętym tonem. – Ja nie chcę żyć, rozumiesz?! Nie chcę! Nie mam po co żyć… – popatrzyła na niego bezradnie i czekał, aż zacznie szlochać. Ale nic takiego nie nastąpiło. Cała się trzęsła, ale po jej twarzy nie spłynęła ani jedna łza. Co to był za płacz, jeśli nie było w nim łez? Czy to możliwe, że ona po prostu tych łez już nie miała? Czy to możliwe, że ta pustka i cierpienie pozbawiły ją wszystkiego, co bliskie?… - Chodź – powiedział i podniósł ją z podłogi. Położył ją na łóżku. Zaraz też przekręciła się na bok i skuliła. Drżała. Okrył ją kołdrą i kocem. Marzył, żeby znaleźć jakieś antidotum na jej cierpienie… Marzył… Nie mógł patrzeć, jak ginie w jego oczach… Jak ginęła już od tygodnia, a on tego nie widział. Jak nie chciał tego widzieć. Tak bardzo pogrążył się w swoim cierpieniu, które teraz wydawało się śmieszne w porównaniu do tego, co ona przeżywała. Co takiego się stało, że uciekła od świata, że chciała odejść? Że chciała przestać istnieć?… Znów odezwał się w nim ten sam ból, który czuł kilka godzin wcześniej, kiedy przeczytał wiadomość od przyjaciółki. Znów czuł, że ogarnia go gniew, że ogarnia go złość, że ogarnia go żal… Dlaczego życie daje nam kopa, kiedy się najmniej tego spodziewamy? I dlaczego ten kop jest tak silny, że często nie mamy ochoty się podnosić?… Pod powiekami poczuł łzy. Nie myślał, kiedy zdejmował buty i sweter. Nie myślał, kiedy pogasił światła w całym domu. Wsunął się pod koc. Przytulił się do pleców dziewczyny i objął ją mocno przez kołdrę. I oboje leżeli. Oboje płakali. Ona bezgłośnie, bo cierpienie już tak mocno ją wyczerpało, że nie potrafiła głośno się żalić… On łkał jak dziecko. Otworzyły się w nim wszystkie rany, które usiłował ostatnimi czasy wyleczyć. Otworzyły się i zawładnęły nim całkowicie… Przez kołdrę czuł jej ciepło. Tak bardzo nie chciał zostać sam… cdn.......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Czuł, że coś go uciska. Otworzył oczy i chwilę trwało, nim zorientował się, gdzie jest i dlaczego. Odsunął koc i zobaczył, że to jego własne spodnie tak go uciskają. Musiał się w nocy przekręcić, a one po prostu za nim nie nadążyły. Uśmiechnął się i odwinął je tak, żeby znów było mu wygodnie. Popatrzył na zegarek. Dochodziła ósma. Spał ponad dwanaście godzin i aż sam się sobie dziwił, że tyle przespał. Już nie pamiętał, kiedy tak długo spał… Usłyszał czyjś cichy oddech i spojrzał na dziewczynę obok. Spała. W nocy przekręciła się na brzuch i odwróciła głowę w jego stronę. Oddychała spokojnie. Ale cienie pod jej oczami nie zniknęły. Musiała być bardzo wyczerpana… Musiała wiele przejść. I nawet nie starała się tego ukryć. Starała się raczej ukryć siebie całą… Westchnął. Czy powinien angażować się w coś, co go nie dotyczyło? Czy powinien jej pomóc? Wiedział, że nie powinien zostawiać jej samej, ale czy przyzwyczajanie się do niej to dobre rozwiązanie? Zbyt łatwo się do wszystkich przywiązywał. A potem czuł się, jak porzucony szczeniak. Może dlatego stworzył sobie wizerunek niegrzecznego, buntowniczego faceta. Takiego, który nie miewa żadnych problemów, a życie to dla niego wieczna zabawa. Takiego, który stale się uśmiecha. A może to był błąd… Może od początku powinien był pokazać, że jest wrażliwy, że ma swoje lepsze i gorsze dni, że potrzebuje wyrozumiałości, dobroci i miłości, jak każdy inny człowiek… Właśnie takim był dla swojej przyjaciółki. Starał się być z nią szczery. Aż do bólu. Niczego przed nią nie ukrywał. A ona go rozumiała. Rozumiała jego szaloną i pokręconą duszę… Rozumiała jego potrzebę akceptacji. I akceptowała go. Całego. Kiedy mówiła do niego łagodnymi i dobrymi słowami, miał wrażenie, że jest blisko i tuli go do siebie. Że czuje jej przyjacielską bliskość… Odsunął z czoła dziewczyny kosmyk włosów. - Czy ty też miałaś takiego przyjaciela? – zapytał cicho. – I dlaczego oni wszyscy cię opuścili? Dlaczego nie ma przy tobie nikogo, kiedy tak desperacko kogoś potrzebujesz? – patrzył na nią i uśmiechał się lekko. Może to ich spotkanie było dla niego jakimś znakiem. Może wcale nie miało mu zagmatwać życia, ale wręcz przeciwnie. Może miało mu je rozplątać. Może miało mu dać jakąś wskazówkę, co ma zrobić dalej, jaką drogę ma wybrać. W swoim życiu był już na tylu zakrętach, więc może ta sytuacja miała mu pokazać długą i prostą drogę. Jasną i pełną pozytywnych wibracji. Czas pokaże, co miał oznaczać dla niego przyjazd tutaj… Wstał po cichu. Minęło południe i poczuł się wypoczęty, ale dziewczyna jeszcze spała, a on nie chciał jej budzić. Wszedł do kuchni. Zdążył się już zorientować, że będzie musiał uzupełnić jej zapasy żywności, ale na razie w swojej lodówce miał trochę jedzenia i postanowił je wykorzystać. Z resztą wiedział, że nim ona wróci do normalnego jedzenia, to musi minąć jakiś czas. Wszystko musiało odbywać się stopniowo… Nastawił wodę na herbatę i postanowił przynieść tu swoje jedzenie. W drodze do wyjścia zajrzał jeszcze do sypialni, żeby mieć pewność, że się nie obudziła. Spała jak zabita. Może to nie było zbyt odpowiednie porównanie, ale jakoś nic innego mu do głowy nie przyszło. Uśmiechnął się i wyszedł do swojego domku. Wrócił po kilkunastu minutach. A ona nadal spała. - Mam nadzieję, że wkrótce się obudzisz – powiedział cicho. – Powinnaś coś zjeść i już ja dopilnuję, żeby tak się stało… Ale mijały godzina za godziną, a ona nadal spała. On siedział sobie wygodnie w fotelu obok łóżka, z laptopem na kolanach. Zauważył podobnego w salonie. Więc jednak nie chciała tak do końca od wszystkiego się odciąć… Patrzył, jak spokojnie śpi i zastanawiał się, co ma napisać swojej przyjaciółce. Co napisać komuś, kto stracił kogoś, kogo kochał z całego serca? Często opowiadała mu o swoim narzeczonym. Zazdrościł jej takiej miłości. Ale to była taka pozytywna zazdrość… W głębi duszy marzył, żeby kogoś tak pokochać. Żeby cieszyć się bliskością drugiego człowieka i wypełniać swoje życie jego życiem. On też kochał. Nawet kilka razy. I zawsze mu się wydawało, że każdy następny raz będzie już tym właściwym. Że w końcu złapie szczęście, którego tak bardzo pragnął. Ale za każdym razem okazywało się, że to wszystko to tylko złudzenie. Że goni za czymś, co nigdy nie będzie jego. Z czasem już się uodpornił, ale nie potrafił tak do końca pogrzebać marzeń… - I co mam ci napisać? – spytał. Jakimi słowami miał uśmierzyć jej ból? Jakie słowa mogły podnieść ją na duchu? Zamknął oczy i zamyślił się. A potem szybko wystukał klawisze, żeby nie zdążyć się rozmyślić. Był prostym facetem i wiedział, że tylko proste słowa będą tu najwłaściwsze… cdn......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Spojrzał na zegarek. Spała już ponad dobę. Podszedł do łóżka, żeby się przekonać, czy naprawdę śpi, czy przypadkiem… - Uspokój się, McLean – zganił sam siebie. Nachylił się nad nią. Oddychała spokojnie. Ale może powinien ją obudzić? Dotknął delikatnie jej ramieniem. - Obudź się – powiedział cicho. Nie zareagowała. Usiadł na brzegu łóżka. - Powinnaś coś zjeść, więc chyba lepiej będzie, jeśli się obudzisz – dodał i potrząsnął nią delikatnie. Poruszyła się i odwróciła głowę w jego stronę. Powoli otworzyła oczy. Popatrzyła na niego, jakby usiłowała sobie przypomnieć, co się stało, gdzie jest i kim on jest. Westchnęła po chwili. - Zrobiłem ci herbatę i przygotowałem kilka biszkoptów do zjedzenia – powiedział cicho. – Śpisz od wczoraj wieczora, a co za dużo, to niezdrowo – uśmiechnął się. Zamknęła oczy. - Nie zasypiaj – powiedział szybko. Popatrzyła na dłoń, którą nadal trzymał na jej ramieniu, a po chwili przeniosła spojrzenie na jego twarz. - Nie jestem twoją halucynacją… – uśmiechnął się. – Z resztą, pewnie nie chciałabyś mieć takich halucynacji – dodał i pomógł jej usiąść. Przetarła dłońmi oczy i popatrzyła na niego wyczekująco. Przysunął jej kubek do ust. Nie był pewien, czy będzie w stanie napić się sama, więc wolał nie ryzykować. Upiła kilka łyków i wzięła od niego biszkopta. Jadła w milczeniu. - Lepiej się dziś czujesz? – zapytał, a ona powoli podniosła na niego wzrok. Zobaczył w nim taką ciemność, że aż go to przeraziło. Zobaczył otchłań bez dna. Ale zaraz to wszystko zniknęło, bo sięgnęła po kolejne ciastko i już na niego nie spojrzała. Wiedział, że nie ma sensu tłumaczenie jej, że nie powinna się wpędzać w taki stan. Że nie powinna się zabijać… Na wszystko było jeszcze za wcześnie. Na razie milczenie było jego jedynym sprzymierzeńcem. Musiał odłożyć na bok bunt i szaleńcze pomysły. Musiał odłożyć na bok cały hałas. I wiedział, że tak zrobi. Zrobi wszystko, co będzie konieczne, żeby pozwolić jej żyć… Żeby przywrócić jej chęć do życia… - Muszę do toalety – szepnęła. Popatrzył na nią uważnie. Wszystkie biszkopty z talerza zniknęły. Nawet nie zauważył, kiedy je zjadła. I co próbowała teraz zrobić? Nie chciał na nią krzyczeć, ale wiedział, że zrobi to, jeśli zajdzie taka potrzeba. Przyzwalająco skinął głową. Wstała i zniknęła za drzwiami. Nasłuchiwał uważnie, żeby niczego nie przegapić. Usłyszał, jak spuszcza wodę, a po chwili usłyszał też szum wody w kranie. Odetchnął z ulgą. Wyszła z łazienki minutę później. Szła powoli, jakby czuła, że każdy szybszy krok może ją przewrócić. Usiadła na łóżku i nakryła się kołdrą. Popatrzyła na niego wyczekująco. - Co tu robisz? – spytała cicho. - Pilnuję, żebyś całkiem nie zniknęła – odpowiedział poważnie. Zamknęła oczy. - Nie potrzebuję, żebyś mnie pilnował – powiedziała. - Zawsze możesz mnie wyrzucić – odpowiedział odważnie. - A wyjdziesz, jeśli każę ci wyjść? – spytała. - Jeśli nie spróbujesz, to się nie przekonasz – odparł i popatrzył na nią wyczekująco. Czuł, że budzi się w niej wojownik. I wiedział, że pokonanie go nie będzie wcale takie łatwe… - Dlaczego to robisz? – otworzyła oczy i patrzyła na niego intensywnie. – Dlaczego nie zostawisz mnie w spokoju? Dlaczego nie zajmiesz się swoim życiem, a przestaniesz mieszać w moim? - Bo w twoim nie ma nikogo, kto mógłby to za mnie zrobić – powiedział szczerze. – Bo zostawiłaś wszystkich tak daleko, że nikt z nich nie jest w stanie ci pomóc… Bo nie chciałaś, żeby ktokolwiek ci pomagał… Zacisnęła powieki z całej siły i zakryła dłońmi uszy. - Nie mów tak! – krzyknęła. – Nie znasz mnie! Nie masz prawa tak o mnie mówić! Nie masz prawa wchodzić do mojego życia i mówić mi, co mam robić!… Opuścił jej dłonie, mimo że się opierała. Spokojnie czekał, aż otworzy oczy, żeby mieć pewność, że będzie słyszeć i rozumieć to, co ma jej do powiedzenia. Minęło kilka chwil, nim to nastąpiło, ale w końcu spojrzała na niego. Smutno. Samotnie. Tysiące przygnębiających uczuć zobaczył w jej oczach… - Masz rację – powiedział. – Nie mam prawa. Możesz mnie wyrzucić, jeśli chcesz. Ale nie będę spokojnie przyglądał się, jak próbujesz się zabić. Zbyt często widziałem ten stan w swoim własnym lustrze… Człowiek chciałby po prostu zniknąć i przestać czuć ten ból, który go przytłacza, ale tak naprawdę pragnie, żeby ktoś odgonił chmury i przywrócił uśmiech… - Nie znasz mnie – powiedziała cicho. - Nie znam cię, ale znam uczucia, które w tobie tkwią – odpowiedział. – Nie rób sobie tej krzywdy, proszę… Nie pozwól zgasić swojej świeczki, nim na dobre się rozpaliła… Zamknęła oczy i osunęła się na poduszki. Milczała. I wiedział, że dziś już nic więcej nie powie. Popatrzył na nią smutno. - Chcesz, żebym sobie poszedł? – zapytał. Nic nie odpowiedziała. Zamierzał wstać z łóżka, kiedy w ostatniej chwili złapała go za rękę. Popatrzył na nią, zdziwiony. Nie powiedziała ani słowa. Tylko na niego patrzyła. Patrzyła tymi ciemnymi, jak węgiel, oczami. Jej spojrzenie nie wyrażało nic. A może gdzieś tam na dnie tliło się światełko nadziei, światełko prośby… Nie mógł pozwolić, żeby zgasło. Sięgnął po koc i okrył się. Położył się obok niej. Znów objął ją przez kołdrę, jak wcześniejszego wieczora. Ale tym razem nakryła jego dłoń swoją. Trzymała go mocno, jakby całe jej życie od tego zależało. Zamknął oczy. Tak bardzo chciał, żeby ten dotyk mógł sprawić, że zapomni o wszystkich problemach… Tak bardzo chciał, żeby wyszła z ciemności i odnalazła swoją radość… cdn.......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Przekręcił się na drugi bok i otworzył oczy. Dziewczyna spała spokojnie. Zastanawiał się, ile nocek ma do nadrobienia, kiedy po przespanej dobie potrafi przespać kolejne dwanaście godzin. Tuliła do siebie kołdrę, jakby chciała czuć przy sobie czyjąś bliskość. Miała takie delikatne i drobne dłonie… Uśmiechnął się. - Jeszcze będziesz się śmiała – szepnął. – Albo nie nazywam się AJ McLean. Wstał i wszedł do łazienki. Powinien się wykąpać. Wyciągnął ręcznik z szafki. Rozebrał się i wszedł pod prysznic. Ciepła woda przyjemnie ogrzewała jego ciało. Kiedy wycierał się ręcznikiem, zauważył, że półki przy lustrze były puste. Nie stał na nich ani jeden kosmetyk. Na szafce stała jedynie na wpół otwarta kosmetyczka. Zajrzał do środka. Było tam kilka kobiecych drobiazgów. Jakieś kremy, puder, szminka… Po nazwach firm poznał, że nie należały do najtańszych. Może i nie bardzo się na tym znał, ale jego dziewczyna wybierała zawsze najlepsze kosmetyki. Więc jakieś tam pojęcie o tym miał… Była też fiolka z jakimiś tabletkami. Wiedział, że nie powinien tego robić, ale sięgnął i wyciągnął buteleczkę. Przeczytał nazwę na opakowaniu. Wiedział, że to jest bardzo silne lekarstwo, bo sam je kiedyś zażywał. Wtedy, kiedy już nie mógł sobie poradzić ze sobą i nikt inny nie mógł mu pomóc… Jeszcze raz uważniej przyjrzał się buteleczce. Chyba w ogóle nie była otwierana. Musiało być z nią naprawdę źle, jeśli lekarz przepisał jej te tabletki. Musiało być z nią naprawdę źle, jeśli nie chciała ich zażywać. Jeszcze raz przyjrzał się recepcie. - Tori Johnson – przeczytał. Tori… Ładne imię. Uśmiechnął się. – Coś czuję, że czeka nas poważna walka. Niczym o Troję, Tori – dodał i odstawił buteleczkę do kosmetyczki. Wyszedł z łazienki. I zdębiał. Łóżko było puste. Gdzie poszła? Co się wydarzyło przez te kilka minut, kiedy się kąpał? Rozejrzał się wkoło. Zdecydowanym krokiem ruszył do wyjścia. Przeszedł przez salon, ale tu jej nie było. Otworzył drzwi i wychylił się na ganek. Tu też jej nie było. - Gdzie jesteś? – zapytał i wrócił do domu. Usłyszał jakiś szum w kuchni i ruszył w tamtym kierunku. Zobaczył ją po chwili. Siedziała na blacie po turecku i patrzyła na czajnik z gotującą się wodą. - Tu jesteś – głośno odetchnął z ulgą. Popatrzyła na niego smutno, a kiedy woda się zagotowała, zalała dwa kubki. Przesunęła jeden w jego kierunku. - Dziękuję – uśmiechnął się. Oparł się o szafkę, tuż obok niej. Niedbale spleciony warkocz opadał jej na plecy. Cienie pod oczami jakby troszkę wyblakły, ale jeszcze daleko im było do całkowitego zniknięcia. - Jak się czujesz? – zapytał. Popatrzyła na niego smutno i nic nie odpowiedziała. Oj, była ciężkim przeciwnikiem. Musiał jej to przyznać. - Ile nie spałaś? – spytał. Wzruszyła ramionami. Ale nie byłby sobą, gdyby milczał dalej. W końcu to były całkiem nieszkodliwe pytania. - Jesteś tu już chyba tydzień, prawda? – popatrzył na nią uważnie i podsunął w jej kierunku talerz z biszkoptami. – I przypuszczam, że przez ten czas niewiele spałaś, jeśli w ogóle – uśmiechnął się lekko. Nie patrzyła na niego, tylko zajęła się jedzeniem. Miał wrażenie, że się blokowała, że nie chciała go słuchać. Ale on potrafił być namolny. Oj, bardzo namolny, jeśli tylko wymagała tego sytuacja… Jeśli więc tak bardzo chciała, będzie miała okazję przekonać się o tym na własnej skórze… Wyciągnął z lodówki serek homogenizowany i podał go jej wraz z łyżeczką. Wzięła i uśmiechnęła się lekko. To mu tylko dodało odwagi. - Zdążyłem się też zorientować, że przez ten tydzień nic nie jadłaś – powiedział ostrożnie. Znów oparł się o szafkę i popatrzył na nią wyczekująco. W ogóle nie reagowała na jego słowa. - Nie wiem, dlaczego zachowujesz się tak, jak się zachowujesz, ale nie zamierzam stać i spokojnie na to patrzeć – powiedział cicho. – Wiem, że w twoim życiu wydarzyło się, coś co pchnęło cię do tego kroku, ale nie warto. Nic nie jest aż tak cenne, żeby oddać za to swoje życie… - A inny człowiek? – szepnęła i popatrzyła mu prosto w oczy. – Czy można oddać życie za innego człowieka? Widział ból w jej oczach. Ból tak straszliwy, że aż nim wstrząsnął. Straciła kogoś? Straciła kogoś, bez kogo nie potrafiła żyć?… Nie wiedział, co jej odpowiedzieć. Westchnął. - Jeśli ten ktoś już odszedł, to nie wolno odchodzić za nim – powiedział cicho, ale stanowczo. – Trzeba żyć… Myślisz, że ten ktoś chciałby widzieć cię w takim stanie? Myślisz, że cieszyłby się z tego, że chciałaś przestać żyć? - Nic o mnie nie wiesz – powiedziała gwałtownie. – Nie wiesz, co się stało. Nie wiesz, dlaczego tak się stało. Nie rozumiesz tego. - Gdybym to ja umarł, za nic na świecie nie chciałbym patrzeć, jak moja ukochana kobieta pragnie odebrać sobie życie – odpowiedział cicho. Przez chwilę patrzyła na niego szeroko otwartymi oczyma. Była przestraszona, zraniona, dotknięta… Mocno go od siebie odepchnęła. Była zła. W jej oczach zobaczył gniewne błyski. Zawsze to coś lepszego niż pustka i cierpienie… - Nie wiesz jak to jest! – krzyknęła. – Nie wiesz jak to jest, kiedy nie ma już powietrza, kiedy nie ma już słońca, kiedy nie ma już nic!… – ukryła twarz w dłoniach. Oddychała szybko i głośno. Podszedł bliżej i położył dłoń na jej ramieniu. Nie odsunęła się, a on gładził ją delikatnie. - Masz rację – powiedział. – Nie wiem, jak to jest. I mam nadzieję, że nigdy nie nadejdzie taki dzień, że będę się musiał o tym przekonywać. Ale myślisz, że on by chciał, żebyś taka była? Żebyś nie chciała żyć? - A czy mnie ktoś pytał, czy ja chcę, żeby on zginął? Nikt się nie liczył z moim zdaniem… – otarła się policzkiem o jego dłoń i zamknęła oczy. cdn.......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
To nie był jego świadomy wybór – odpowiedział. – Gdyby tylko był w stanie, na pewno cofnąłby czas, żeby być z tobą. Ale to niemożliwe. Więc przez wzgląd na niego, ty powinnaś żyć. Powinnaś walczyć. Nie poddawać się. On na pewno by tego chciał. - Skąd ty to wiesz? – spytała cicho. – Kim jesteś i dlaczego nie pozwolisz mi robić tego, na co mam ochotę? – popatrzyła na niego wyczekująco. Milczał. Chwilami tak trudno było mu do niej dotrzeć, że sam nie wiedział, jak to zrobić. - Bo tak naprawdę tego nie chcesz – odpowiedział po chwili. – Bo tak naprawdę chcesz zobaczyć światełko w tunelu. Bo tak naprawdę nie umiesz zabić w sobie marzeń… Odwróciła głowę. Jak to możliwe, żeby tak dobrze ją znał? Jak to możliwe, że ten zupełnie obcy facet potrafił jej pomóc i chciał to zrobić? Przecież nic jej nie był winny. Nic. Ale nie chciał odpuścić. Nie potrafił, czy po prostu chciał sobie udowodnić, że może to zrobić? Udowodnić sobie i jej. Pokazać jej, że z każdej otchłani da się wyjść. Że zawsze, ale to zawsze, z naszego nieba nie znika słońce… - Nie umiem – powiedziała cicho. – Ale nie naciskaj na mnie. Nie masz do tego prawa. Ja ci na to nie pozwolę. Nie znam cię i nie wiem, czego ode mnie oczekujesz… - Niczego – odpowiedział. – Absolutnie niczego. - Możesz zostawić mnie samą? – spytała. Popatrzył na nią uważnie. Nie była już zła. Nie chciała go wyrzucić. Chciała po prostu pobyć sama i przemyśleć pewne sprawy. Widział, że zaczynała się łamać i bardzo go to cieszyło. Malutkimi kroczkami osiągnie wielkie rzeczy… - Oczywiście – odpowiedział i uśmiechnął się. Położył dłoń na jej ramieniu, jakby chciał jej dodać otuchy. – Jeśli tylko poczujesz, że znów wciąga cię otchłań, zawołaj mnie, dobrze? – zapytał i wziął od niej pudełeczko po serku, żeby wyrzucić je do kosza. Uśmiechnął się, bo w ślad za nim poszło opakowanie po biszkoptach. Nareszcie jakieś oznaki czyjegoś istnienia… - Dobrze – odpowiedziała po chwili. – Jak masz na imię? - Alex – powiedział i wyszedł z kuchni. Po drodze zebrał swoje rzeczy i spakował do torby. Zamknął za sobą drzwi wejściowe, a ona siedziała i wpatrywała się w kubek niewidzialnym wzrokiem. Oddychanie stało się łatwiejsze, ale nadal czuła ten nieznośny ciężar. Odstawiła szklankę i popatrzyła na monitor. Znów miała pełną skrzynkę. Ale nawet nie zamierzała czytać tych wszystkich maili. Po co ci ludzie w ogóle do niej pisali? Po co zawracali sobie głowę? Przecież nie wiedzieli, co czuła, bo nigdy sami przez coś takiego nie przeszli. Jak więc chcieli jej pomóc? Nie rozumieli tego, przez co przechodziła, nie rozumieli, dlaczego tak od nich uciekła. Ale uciekła. Czy więc to nie dało im do myślenia? Nie domyślili się, że nie chce z nimi rozmawiać i czytać ich listów? Że nie chce, żeby wtrącali się w jej życie?… Westchnęła i popatrzyła na okno. Dzień toczył się swoim torem. Jakby nic się nie wydarzyło. Jakby to, że dla niej zawalił się świat, a całe życie straciło sens, nie miało dla całej reszty najmniejszego znaczenia… Wróciła wzrokiem do monitora. Od razu zobaczyła znajomy adres. Uśmiechnęła się lekko. Wyświetliła wiadomość. Chciała wiedzieć, co powie jej on. Był jedynym facetem, któremu pozwalała na ingerowanie w swoje życie. Był jedyną osobą, z którą nie bała się być szczera, z którą nie bała się rozmawiać o wszystkim… Długo zastanawiałem się nad tym, co Ci powiedzieć. Szukałem słów, które mógłbym do Ciebie napisać, żeby ulżyć Twojemu cierpieniu i zabrać choć część Twojego bólu. Ale nie znalazłem. Wszystkie słowa brzmią tak banalnie i płytko. I żadne z nich nie jest w stanie oddać tego, co chciałbym Ci powiedzieć. Kiedy Ty mnie pocieszasz i kiedy mówisz te wszystkie słowa, czuję, jakbyś była blisko i tuliła mnie, chcąc odgonić moje smutki. Chciałbym, żebyś Ty też się tak poczuła. Żebyś czuła, że jestem blisko i nie pozwalam Ci upaść. Nie pozwalam, bo wiem, że on by na to nie pozwolił. Kochał Cię nad życie. Podobnie jak Ty kochałaś jego. Sama wielokrotnie mi o tym mówiłaś. Więc wiem, że nie chciałby, żeby dopadła Cię ciemność. Nie chciałby, żebyś poszła za nim. Wiem, że bardzo tego chcesz. Czuję to. Ale nie wolno Ci tego zrobić. On odszedł, ale pozostawił Ciebie. Żebyś kontynuowała swoje marzenia, żebyś ich nie zabijała. On chciałby, żebyś była szczęśliwa. Jeszcze nadejdzie taki dzień, że się uśmiechniesz i będziesz oddychać całą piersią. Jeszcze nadejdzie… A on Ci w tym pomoże. Poprowadzi Cię przez labirynt życia i wskaże odpowiednią drogę. Musisz tylko dać mu szansę, a nie zamykać się na wszystko i żyć przeszłością. Musisz żyć marzeniami, które mieliście. Musisz o nie walczyć. Wiem, że bez niego będzie Ci bardzo trudno, ale dasz sobie radę. Na pewno. Pamiętaj, że jestem obok i zawsze możesz na mnie liczyć. Zawsze. Nie mogę Cię przytulić do siebie fizycznie, ale chciałbym Cię przytulić swoimi słowami. Wierzę w Ciebie. I nic tej wiary nie zachwieje. Nic. Zamknęła oczy. Pod powiekami poczuła łzy. Po raz pierwszy od wielu dni. Nie sądziła, że jeszcze znajdzie w sobie łzy. Ale znalazła. I to on był tego przyczyną… Powodował, że czuła się bezbronna, jak małe dziecko. A jednocześnie silna, jak żadna inna istota na ziemi. Dawał jej siłę i otwierał oczy. Dawał jej oparcie, jakiego potrzebowała. Sto razy lepsze niż te rodzinne uściski i poklepywania przyjaciół. Lepsze niż cokolwiek innego. Prawie tak dobre, jak bliskość Joey'a… Zakryła usta dłonią, żeby stłumić szloch. Wstała i wyszła do łazienki. Odkręciła prysznic. Nie zdawała sobie sprawy z tego, co robi, ale coś zrobić musiała… Nie była w stanie opanować płaczu, ale może wcale tego nie chciała?… cdn...... KALINKO KOCHANA,❤️ wiem, ze czytasz wiec nie zostawie Cie w napieciu i dokoncze :D specjalnie dla Ciebie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Zastanawiał się, czy nie zapukać, ale podarował sobie ten wstęp. Na dworze zmierzchało, a u niej nie paliło się żadne światło. Trochę go to zaniepokoiło. Czyżby znów spała? Może była bardziej zmęczona, niż się mu wydawało… Wszedł do środka. W salonie jej nie było. Wszedł dalej. Usłyszał szum wody w łazience. Kąpała się przed snem… Uśmiechnął się i sam się zbeształ za popadanie w paranoję. Bo od kilku godzin czuł jakiś dziwny niepokój. Nie wiedział, skąd to się brało, ale kiedy był już pewny, że dłużej tego nie zniesie, wyszedł, żeby sprawdzić, czy wszystko u niej w porządku. A teraz odetchnął z ulgą. - W międzyczasie zrobię nam obojgu herbatę – zadecydował i wszedł do kuchni. Po kilku minutach wlał gorącą wodę do dwóch kubków i wrócił do sypialni. Usiadł w fotelu i nasłuchiwał odgłosów z łazienki. Woda płynęła nieprzerwanym strumieniem. Nie było żadnych zakłóceń. Żadnego ruchu. Może i był przewrażliwiony, ale wiedział, że jeśli chodziło o tę dziewczynę, to nie może brać niczego za pewnik… Podszedł do drzwi i uważnie zasłuchiwał. Nic. Niczym niezmącony szum wody… Uchylił drzwi i zajrzał do środka. Serce momentalnie podeszło mu do gardła i zaklął siarczyście. Błyskawicznie znalazł się przy niej. Siedziała nago na podłodze w kabinie. Podkuliła nogi, a głowę oparła na kolanach. Przez cały czas lały się na nią strumienie wody. Kiedyś może i były ciepłe, ale teraz były lodowate… - Co ty wyrabiasz?! – krzyknął z gniewem i szybko zakręcił kurek. Zerwał z półki ręcznik i owinął nim dziewczynę. Podniosła głowę i popatrzyła na niego nieprzytomnym wzrokiem. - Dlaczego to zrobiłaś? – energicznie pocierał jej ramiona. Sięgnął po drugi ręcznik i też ją okrył. Cała się trzęsła. Oczy miała zapuchnięte. Płakała? Co znów się wydarzyło? - Jeśli to cię nie przeziębi, to jesteś silniejsza, niż myślałem – wymamrotał i podniósł ją z podłogi. W innej sytuacji obcowanie z nagą, atrakcyjną młodą kobietą sprawiłoby mu dużo przyjemności, zwłaszcza, że nie do końca była świadoma, co się z nią dzieje… W innej sytuacji… Ale teraz marzył tylko o tym, żeby ją wysuszyć, rozgrzać i zapakować do łóżka, nim nabawi się zapalenia płuc, albo czegoś znacznie bardziej gorszego… - Myślałem, że jesteś mądrzejsza, ale widocznie się pomyliłem – wymamrotał, kiedy wycierał jej włosy. Potem owinął ją ręcznikiem i wyprowadził z łazienki. Położył ją do łóżka i opatulił kołdrą ze wszystkich stron. Potem dołożył jeszcze koc, a drugi przyniósł z salonu. - Planowałem dać ci ciepłą herbatę, ale teraz nie dam ci ani kropli – powiedział gniewnie. Tak się starał, żeby przestała myśleć o zniszczeniu samej siebie, a tymczasem, kiedy tylko zniknął z horyzontu, ona znów zaczęła spadać w otchłań. Wkurzało go to strasznie. Przecież nie mógł jej stale pilnować! Poza tym wcale jej nie znał. Powinien być przy niej ktoś bliski. Ktoś, kto wiedział, jak do niej dotrzeć i jak ją zatrzymać. On tego nie wiedział. I bał się, że może stracić nad sobą kontrolę, jeśli tak dalej pójdzie… Westchnął i usiadł na łóżku. Patrzył na nią uważnie. Zobaczył, że z całej siły zaciska powieki. Po chwili zobaczył, jak łza spływa po jej twarzy. Zaklął w duchu. - Przepraszam – powiedział cicho i położył się obok niej. Kciukiem otarł łzę. – Nie chciałem być taki nieprzyjemny dla ciebie… Po prostu szlag mnie trafia, kiedy tak się wypruwam, a ty nadal jesteś uparta jak osioł – uśmiechnął się. Odwróciła głowę i popatrzyła na niego załzawionymi oczyma. - Tak bardzo chciałabym, żeby on tu był… – wyszeptała. – Żeby jednym swoim uśmiechem zabrał cały mój smutek… Tak bardzo go kochałam… Nie potrafię bez niego żyć… – załkała żałośnie. Serce ścisnęło mu się z bólu. - Potrafisz, skarbie – powiedział i uśmiechnął się delikatnie. – Potrafisz, tylko jeszcze o tym nie wiesz… – dodał i otarł łzy z jej twarzy. Potem przytulił ją do siebie i kołysał, dopóki nie zasnęła. Patrzył na nią i czuł, że coś go ściska w dołku. Nie zdążyli sobie przysiąść miłości po grób, a jej miłość była silniejsza od śmierci… Nie zdążyli wymienić się obrączkami, ale ona swoją miała w sercu i nie potrafiła myśleć o niczym innym, jak tylko o nim… Westchnął i zamknął oczy. To dzięki takiej miłości kręcił się świat… To taka miłość mogła przenosić góry… Pragnął kiedyś też taką spotkać… Otworzył oczy. Za oknem świeciło już jasne słońce, a dziewczyna obok niego jak zwykle spała. Uśmiechnął się lekko. Gdyby tylko jej pozostałe zachowania dały się tak łatwo przewidzieć… Popatrzył na nią z boku. Spała na brzuchu, z ramionami owiniętymi dookoła głowy. Wyglądała, jak każda normalna kobieta, beztrosko śpiąca… Beztrosko. Chyba dawno w jej życiu nie było beztroski. I jeszcze długo nie będzie… Westchnął. Wstał i wyszedł do kuchni. Spanie nie było jego ulubionym zajęciem, zwłaszcza, gdy już porządnie wypoczął. A takie bezproduktywne leżenie w łóżku też mu nie pasowało… Kiedy wrócił po półgodzinie do sypialni, ona nadal spała. Postawił na stoliku kubki z herbatą, a do kuchni wyniósł stare, w których napój już dawno zdążył ostygnąć. Stanął przy zlewie. Jego dziewczyna zdziwiłaby się, widząc go w takim miejscu. Nie lubiła przesiadywać w kuchni, a on też nie był skory do tego typu zajęć. Czasem jedynie coś ugotował. Ale sprzątanie już nie mieściło się w jego standardach. Tak mu się przynajmniej wydawało… Wszedł do sypialni z kolejnym serkiem homogenizowanym. Dla siebie zrobił kanapki. Usiadł na łóżku. - Pobudka – powiedział i delikatnie dotknął ramienia dziewczyny. Podniosła głowę i przekręciła się nieznacznie. - Czas wstać i zjeść śniadanie – wyjaśnił. – Jeśli będziesz chciała sobie jeszcze pospać, nie mam nic przeciwko, ale twoje odżywianie jest dla mnie równie ważne, jak odpoczynek… - Co ty tu robisz? – zapytała. - Jak zawsze przybyłem z odsieczą – odpowiedział. – Przyniosłem ci śniadanie – wskazał na stolik. Usiadła na łóżku i otuliła się kocem. cdn......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×