Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Zlota jesien

Magia czterech por roku dojrzalych kobiet

Polecane posty

Gość 60 siatka
Ja tez nie mogę!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość 60 siatka
Jakas reklama mi przeszkadza😠

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość 60 siatka
chorego się pytają!!!:-D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ALIISS
Klinika chorób zakaźnych Przyłożyłam policzek do zimnej szyby. Wstrząsnął mną dreszcz. Patrzyłam pustym wzrokiem na zimowy krajobraz zza szyby. Ravan. Ta myśl była tak niespodziewana , jak trzask pioruna w bezchmurny dzień. Ravan, wspomnienie tak naprawdę nigdy niezapomniane, budzące zamęt w moim sercu. Odsunęłam się od okna. Zasłoniłam śnieżno biała zasłonę, zerkając tęsknie na ogromne, śnieżne zaspy. Czas się rozpakować. Spojrzałam jakby od niechcenia na zbyt dużą walizkę. Skrzywiłam się, jednocześnie odwracając się na pięcie . W kilka sekund byłam już na zewnątrz. Otuliłam się szczelnie turkusowym szalikiem. Odetchnęłam z ulgą i wolnym krokiem ruszyłam na spacer. Postanowiłam wybrać małą ścieżkę biegnącą do lasu. „Co za magia..”- westchnęłam w duchu. Dookoła mnie rozpościerał się niesamowity krajobraz. Mróz zabił przestrzeń . Drzewa pokryte szronem mieniły się tysiącem kolorów, w świetle zachodzącego słońca. Całkowicie oddałam się wspomnieniom z dzieciństwa. Tak odległe wydawały mi się spędzone wspólnie chwile. Ravan i ja.. jakby to zdarzyło się wczoraj. Nieubłaganie zalała mnie fala rozpaczy. On taki dobry, wrażliwy , i ja.. moja bezduszność i tchórzostwo. Strząsnęłam z siebie nieprzyjemna gorycz , jednak ona ciągle nie dawał mi spokoju. Wróciłam w podłym nastroju do domku, byle jak rozpakowując bagaż i rzucając się na niezbyt wygodne, ale jak dobrze znane mi już łóżko. Zasnęłam jak tamtego pamiętnego dnia, gdy zawiodłam jego zaufanie... *** Miała dwadzieścia cztery lata. Leżała na łóżku na oddziale położniczym św. Jana. Taka blada, wycieńczona , zlękniona.. Ściskam jej dłoń porozumiewawczo. Pielęgniarka niesie małe zawiniątko. Uśmiecha się. Staram się opanować drżenie rąk, odbierając od niej prawie nic nie ważące dziecko. Mój syn! Zdaje mi się, ze już z pierwszym dotykiem zalewa mnie fala radości. Taki mały! Boże! Spraw by był podobny do Any! Odsłaniam delikatny, biały materiał.. Moje oczy rozszerzają się z przerażenia. Błądzę histerycznym wzrokiem po ciele dziecka. Łzy zasłaniają mi obraz. - Ravan, proszę cię ,nie! Błagam, nie on! – szepta bliska płaczu Ana. Tuliła teraz do siebie małe zawiniątko. Patrzę na nią wstrząśnięty. Widzę jej piękną, zrozpaczoną twarz. Zaschło mi w gardle. Zaciskam i rozluźniam pięści. Jej szczupła dłoń przytulała dziecko, druga powoli odwijała je z pieluszek. Czuję jak wszystko we mnie krzyczy, żołądek zmienia swoje położenie. Patrzę prosto , w smolistą czerń pustych oczodołów szkieletu noworodka. * - Nie! – krzyknął. Przerażony usiadł na kanapie. Bezwiednie parę łez spłynęło po jego policzku. To był tylko sen, tylko sen… Opadł z powrotem na kanapę, wycieńczony. Wydusił z siebie ostatnie łzy. * - Stary! – krzyk Wiktora zmusił go, do powrotu w rzeczywistość. Ravan zirytowana pociera skroń. Popatrzył wściekły na swojego kolegę. Wiktor Brown, wysoki, jasnowłosy, barczysty mężczyzna o szaroniebieskich oczach. Dwa rzędy równiuteńkich , białych zębów szczerzyło się do niego w dość dziecinnym, głupawym uśmiechu. Ravan wielokrotnie zastanawiał się czemu Wiktor z twarzą jak z reklam telewizyjnych nie wypróbował się w tym fachu. Czyżby wolał gnić za biurkiem tak jak i on, no i spędzać długie wieczory w samotności, tak jak i on? Ironia ? Nie wierzył w sprawiedliwość losu … On nie mógł być gejem. - Powinieneś wsiąść parę dni urlopu. – Stwierdził pogwizdując . - Może masz i rację – odparł Ravan zdejmując krawat i rozpinając przynajmniej ze dwa guziki koszuli. Nagle zrobiło mu się duszno. - Nie ma sprawy! Jeśli chcesz to załatwię to z szefem? I już go nie było. A może jednak Wiktor był…? Pociągnął mocny łyk kawy. Spojrzał w stronę lustra wiszącego przy mahoniowych drzwiach, po przeciwległej ścianie. Cholera, zaczynam siwieć! – przemknęło mu przez myśl. Z gładkiej tafli spoglądał na niego mężczyzna koło trzydziestki. Miał już niezbyt gęste, kasztanowe włosy. (Dotknął siwiejącego pasma na skroniach. ) Blada, niezdrowa twarz z szarymi, zmęczonymi oczami. Ten jegomość podniósł kubek z kawa. Skrzywił się z obrzydzenia. Nagle uderzyła go inna myśl. Lustra. Skurczył się w sobie i gwałtownie obrócił na krześle. W tym samym Momocie wrócił Wiktor - No staruszku! Załatwione.. na piśmie jedenaście nocy na kobiety i mocne brandy. - Dzięki stary. Wpadnij postawie ci flaszkę. Zaśmiał się gardłowo , puszczając zawadiacko oczko. * Róże. Jej ulubione.. Wjechał żwirową ścieżką w cichą alejkę, u końca której znajdował się biały, nowoczesny budynek. Zaparkował tuż na wprost szerokich , szklanych drzwi. Wysiadł, zbyt gwałtownie zatrzaskując drzwiczki samochodu. Przeklął w duchu. Jednym susem pokonał schody prowadzące do wnętrza. Wysoka budowla sprawiała wrażenie niezwykle zadbanej willi. Dopiero po przeczytaniu wiszącej na niej , czerwonej tablicy nabierała przygnębiającego wrażenia. Pchnął drzwi , wszedł do niedużego holu. Po prawej stronie dostrzegł znajomą pielęgniarkę. Starał się uśmiechnąć, ale ona nawet nie podniosła głowy znad niezwykle kolorowej gazety dla pań. Idąc dalej Ravan czuł jak niepojętemu napięciu, miejsca ustępuje rozpacz. W klinice dla psychicznie chorych czuł się zawsze tak samo. Przychodził tu zawsze, kiedy mógł. Na parę godzin, kilka razy w tygodniu. Ale ciągle zdawało mu się że to za mało. Gdzieś głęboko… nie tyle poczucie winy, czy wstyd.. jak samotność i tęsknota, rozcierały swoje bezlitosne macki. Westchnął ciężko i ruszył szybszym krokiem w stronę najbardziej oddalonych drzwi, ściskając w dłoni bukiet herbacianych róż. Nasz drugi dom, pomyślał przekraczając próg. Leżała wsparta na poduszkach, tuż obok wielkiego okna. Podszedł do niewielkiego stoliczka i położył na nim bukiet . Znów go nie zauważyła. Obszedł powoli łóżko i przysiadł na skraju pościeli. Patrzył na jej delikatną twarz. W tym momencie zapragnął dotknąć jej policzków, usłyszeć jej ciepły głos, zanurzyć dłonie w ciemnych włosach. Dostrzegł po raz kolejny jej matowe, piwne oczy. Oczy które już dawno straciły blask. - Jesteś poetycko piękna, wiesz? – wyszeptał te same słowa co osiem lat temu. Nie zareagowała. Dotknął jej bezwładnej reki. Poczuł się zawiedziony. Ona nie należała już do niego. Zaczął jednak cicho opowiadać jej o rodzinie, o wyjeździe. Gdy już wszystko przygotuje wróci i zabierze ją. Na ich jezioro. Będą spacerować piaszczystym brzegiem tak jak kiedyś, o wschodach słońca. On tylko… Po paru godzinach spostrzegł, że robi się późno. Postanowił wracać. Pożegnał się z nią. Nic. Zgarbiony powoli opuścił sale, jeszcze tylko raz spoglądając za siebie. Nie musiał, wiedział zbyt dobrze że patrzy gdzieś dalej, w jedyny dla siebie, dostrzegalny krajobraz.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość 60 siatka
Agnieszka Osiecka napisała ten tekst na początku 1997 roku. Kilka dni przed śmiercią wysłała go do "Piwnicy pod Baranami", do Grzegorza Turnaua. Tak powstała jedna z ostatnich piosenek poetki. Daj mi Panie rozpoznanie, żebym wiedział co jest co, czy mam wszystko mówić mamie, czy zachować to i to. To i to, ten i ta, deus ex machina. To i to, ten i ta, deus ex machina. Daj mi Panie rozpoznanie, kim ja jestem, kim ach kim, czy mam zostać leśnym drwalem, czy z wojskami zdobyć Rzym. To i to, ten i ta, deus ex machina. To i to, ten i ta, deus ex machina. Daj mi Panie rozpoznanie, czy ja z dobrych, czy ze złych, czy to twoje jest rozdanie, czy mam karty w rękach swych. To i to, ten i ta, deus ex machina. To i to, ten i ta, deus ex machina. Daj mi Panie rozpoznanie, czy mam oddać się na złom, czy dostawszy tęgie lanie, jeszcze nie pchać się pod prąd. To i to, ten i ta, deus ex machina. To i to, ten i ta, deus ex machina. Daj mi Panie rozpoznanie, czy szaleństwo jest tuż, tuż, czy to tyś miał Panie w planie, żeby nie żałować róż. To i to, ten i ta, deus ex machina. To i to, ten i ta, deus ex machina. Daj mi Panie rozpoznanie, czy zaryczy ranny łoś, kiedy przyjdzie już konanie, czy zapali światło ktoś.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Wanilia38
Dzięki Alliss, bedzie co czytać👄

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość 60 siatka
cześć Wanililo, ja tez poczytam lubię wpisy AlIISS:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ALIISS
ZAPOMIALAM DODAC,ze Autorem tego OPOWIADANIA jest AUTOR: Devona

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Wanilia38
Ja przyznam,ze nie mogłam się połapać w czasie akcji tego opowiadania, dwa razy czytałam i specjalnie nie wiem o co tak naprawdę chodzi... Pierwsze skojarzenie to uraz, depresja poporodowa... Ale całkiem ciekawe i oczywiście smutne...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość 60 siatka
Ja tez mam podzielone zdanie:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość 60 siatka
Na te smutki napijemy się Wódki Dziewczynki:-D YYYYYYYYYYYYYY :-D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość 60 siatka
Jarzębino czerwona ja mam guza:-D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×