Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Polecane posty

Gość iga29
do Pajączek999 Dzieki Ja wiem ze dzieci mnie potrzebują i staram sie tylko ze wzgledu na nie tylko ze nie zawsze wychodzi,brak mi czasami juz siły na to wszystko,mam ochote wykrzyczec swoj ból,jest we mnie tyle złosci na to co sie stało,tyle zalu do Boga.Przez te 5 miesiecy miałam 3 dni w ktorych naprawde wierzyłam ze podołam ze dam rade SZYBKO JEDNAK WRÓCIŁAM DO RZECZYWISTOSCI :( mimo wszystko bede walczyc choc o to zeby moje dzieci były szczesliwe (na swoj sposob) POZDRAWIAM

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
do Iga29 Uwierz mi, że chyba każda z nas odczuwa niesamowity żal do Boga. Pewnie do tego dochodzi jeszcze gniew - tak jak u mnie na ludzi, którzy sprawili, że On nie żyje. Ja poszłam kiedyś na cmentarz i tam przez pół dnia siedziałam piłam wino i mówiłam do pomnika - mi to pomogło, chyba wtedy zrozumiałam, że tylko czas może nas połączyć... Ja może uciekłam od tego wszystkiego bo codziennie sobie powtarzam, że życie jest krótkie i być może to ostatni mój dzień więc wykorzystam go w pełni i choć przez łzy będę się do wszystkich uśmiechać. A jeśli nawet nie ostatni to cieszę się, że już minął bo o tyle jestem bliżej mojej Miłości. Może Tobie to nie pomoże, ale mi daję nadzieje, że Go jeszcze zobaczę i wtedy już nigdy nie wypuści mnie z rąk... Trzymaj się :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość iga29
Witaj Pajączek999 Mi równiez pomaga jak sie wygdam na cmetarzu,był czas ze snił mi sie smutny,co mnie dobijało,pojechałam na cmetarz i prosiłam zeby mi sie snił kiedy tylko moze,zeby był w tych snach usmiechniety.Sni mi sie bardzo czesto i jest w kazdym snie wesoły,usmiechniety...wtedy jest mi lzej bo wiem ze jest mu dobrze i ze mnie słyszy wiec rozmawiam z Nim jakby stał obok. Ja tez zyje zeby przetrwac kolejne dni i jestem szczesliwa jak juz sie konczy i takze pocieszam sie tym ze przeciez jeszcze bedziemy razem...i wtedy NIKT nas juz nie rozdzieli. Wierze ze teraz czuwa nad nami i tak jak wy wszystkie kiedy juz bede z Nim chcem usłyszec ze jest ze mnie dumny,ze dałam rade...tylko to takie trudne.Wszystko jest trudne i takie szare bez Niego.Nie potrafie sie z tym pogodzic,serce mi peka jak mysle jakie by było nasze zycie gdyby zył,jakie by dzieci miały wspaniałe dziecinstwo :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witam po czasie. Kochane jak się trzymacie? U mnie mija już prawie 3 miesiąc samotności. Czuję się paskudnie! Dzisiaj weszłam po raz pierwszy od śmierci męża do naszego domu. Myślałam, że po takim czasie będzie łatwiej, ale to straszne uczucie. W głębi duszy cały czas oszukiwałam się że on tam jest, czeka na mnie, a teraz pozostało jedynie rozczarowanie. Przenikliwa cisza, jego rzeczy zostawione tak jakby zaraz miał wrócić, jego zapach- wszystko to tak bardzo boli! Jak mam sobie z tym poradzić? Co zrobić z miłością, która nadal jest i zawsze będzie. Wiele razy łapie się na tym, że czekam na niego, że czekam aż mi pomoże.... Pisałyście ostatnio o żalu do Boga, zgodzę się że chyba każdy kogo dotyka taka tragedia go ma. Zrozumiałam jednak jedną rzecz, że samobójstwo w niczym mi nie pomoże. Może naprawdę jest życie po życiu i nie wyobrażam sobie jakby przez pośpiech skazać siebie na samotność także tam po drugiej stronie...Wmawiam sobie, że jestem jego przedstawicielką tutaj na ziemi, ale jak zreszta same wiecie w te dobre dni to pomoże dla już w trochę gorsze nie.. Dużo czasu spędzam na cmentarzu, mówię mu o swoich troskach i zmartwieniach, o tęsknocie, miłości, która jest ponad wszystko itd. gdzieś głęboko w duszy czuję, że mnie słyszy. Pozdrawiam Was bardzo serdecznie i życzę siły na każdy nowy dzień.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wdowa30
Witam ponownie U mnie jak u poprzedniczki niedługo mija 3 miesiące jak niema mojego ukochanego męża obok mnie,obok nas bo przecież są jeszcze córeczki. Z dnia na dzień bardziej chce mi się płakać,coraz bardziej tęsknie,chciałabym się do niego przytulić,wypłakać i powiedzieć że miałam okropny sen że to tylko sen :(:(:(:(:(:(:(:(:( ale niestety tak się nie da, czasu nie da się cofnąć. Czytałam ostatnio książkę Życie po śmierci i powiem wam ze podtrzymała mnie na duchu,wiem że kiedyś tam na górze sie spotkamy,wiem że mąż cały czas nad nami czuwa , jest naszym aniołem stróżem. A kto wie może jego dusza już sie narodziła na nowo tu na ziemi. pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość basia8314
witam straciłam męża 2. sierpnia 2008 roku. moja córka wtedy miała 4 lata a mój synek był jeszcze w moim brzuszku ( 7- my miesiąc ciąży)-odszedł nagle- wskoczył do jeziorka i tak juz w nim został- minęł już ponad dwa lata ale ból pozostał taki sam... wciąż meczą mnie bezsennosc i czasem bezsilność - boje sie o to ze mnie tez moze to czekac i co wtedy z dziecmi..... te mysli mnie drecza ciągle. z pierwszego szoku wyciągnela mnie córka - wiedziałam ze to ona jest teraz najwazniejsza- zapomnialam wiec o sobie , starajac sie jej jak najbardziej pomoc w tych trudnych chwilach. ale gdy dzieci ida spac zaczynaja sie mysli .......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Buzia 1976
Minęło 9 długich miesięcy. Dzisiaj Walentynki. Kupiłam dla Niego czerwoną różę..... Bardzo mi go brakuje. Wydaje mi się jeszcze cały czas że to tylko koszmarny sen z którego kiedyś się obudzę i będzie tak jak dawniej, że mnie przytuli i powie jak bardzo kocha.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość basia8314
witam ponownie- jak tez sie ciesze ze ten dzien juz minal....... to juz 3 rok spędzam w taki sam sposób ten dzień- za kazdym razem ciesząc sie ze juz mija............

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
siedzę sam .... na plaży.... nie przeszkadza mi że jest tak zimno.... jestem w miejscu, które najbardziej na świecie kochała moja Ukochana żoneczka... a teraz ona nie żyje, umarła dokładnie 14 dni temu.... ona i nasze dziecko, które się nie zdążyło urodzić... nie wiem co robić... do czasu pogrzebu wszystko wydawało się jako takie, teraz już się nie wydaje.... kocham moją kruszynkę najbardziej na świecie - obie moje kruszynki.... nie potrafię dłużej żyć bez nich.... już piętnastą samotną noc spędzę pod kontrolą moich rodziców..... nasz dom mnie wczale ni einteresuje ani teraz ani już chyba nigdy w życiu..... Kruszynko nigdy nie przestanę Cię KOCHAĆ

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Do Niuniek. Nie rozumiem dlaczego takie tragedie muszą się zdarzać... Ja już ponad 3 miesiące walczę z samotnością... Nie daj rady, nie umiem żyć dalej.. Tak strasznie tęsknie za moim najukochańszym na świecie mężulkiem!! Ja każdego dnia obwiniam siebie za to że nie mamy dziecka...Boże to tak wiele by załatwiło... Nie wiem co Ci napisać aby było lżej, bo nie ma słów pocieszenia... Czym później tym gorzej, tak mi się wydaje... Wszyscy inni wpadną w swój tryb życia codziennego a Ty zostaniesz sam, zabłąkany niczym owieczka, która odeszła od stada. Ja przynajmniej tak się czuję...Nie raz słyszę "już niczego nie zmienisz, musisz żyć dalej"- tylko, że ja nie chcę... Już nic nie ma dla mnie sensu. Przez pierwsze 2 miesiące też byłam nieustanie monitorowana przez rodzinę, na początku nawet tego nie zauważałam,ale czym więcej czasu mijało tym bardziej doprowadzało mnie to do szału... Mam na to sposób, udaję, że jakoś sobie radzę, a w głębi duszy runęło wszystko i nie mam ochoty nawet tego odbudowywać... Chcę do mojego Niunia (tak go nazywałam) Płaczę w samotności i prowadzę długie rozmowy z mężem na cmentarzu. Czuję, że jest ze mną... Podziwiam ludzi, którzy potrafią tego typu tragedie unieść na swoich barkach. Każdy dzień oferuję mojemu mężowi, jak tylko wstaję mówię mu że go kocham i że ten dzień jest dla niego...Tak łatwiej przetrwać na tym ziemskim padole. Życzę siły, bo ona jest najbardziej potrzebna. Trzymajcie się wszyscy!!!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
8 miesięcy jak Go nie ma. I nawet przez jakiś czas wydawało mi się, że potrafię odrzucić wszystkie te myśli i tą miłość jaką nadal Go darzę, ale jak na przystanku upuściłam rękawiczki i podniósł mi je starszy Pan, mówiąc z uśmiechem na twarzy, że to roztargnienie to pewnie z miłości, tak znowu poczułam taką niesamowitą chęć przytulenia Go bo tylko wtedy byłam bezpieczna. To niesprawiedliwe, że Bóg zabiera ludzi których kochamy zostawiając nas tu samych na ziemi tworząc z niej piekło. I gdzie jego miłosierdzie i dobroć? przecież On kocha wszystkie swoje dzieci, a przy tym pozwala, żeby tyle osób cierpiało bo On akurat potrzebował tej Duszy w niebie... :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
:( Nie potrafiłam nie wejść na ten temat a teraz żałuję.. Tak mi żal Was wszystkich.. Tak mi smutno z Waszego smutku.. Szok, bo zapomniałam ile złego może się w życiu wydarzyć choć nie tak dawno chowałam moją babcię i teściową.. Ale mąż/żona.. Trudno sobie to wyobrazić.. Łzy same ciekną do oczu. Bądźcie silni.. Bądźcie :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość w premanentnym bólu
Witajcie Ja starciłam miłość mojego życia już ponad 4 lata temu (w listopadzie minie 5 lat) i niestety wcale nie jest lepiej :-( Każdego dnia o nim myslę, pierwszych 2 lat w ogóle nie pamiętam :-( nie wiem co robiłam, nic nie pamiętam :-( Mój M. zginął w wypadku samochodowym, a ja (przebywałam wtedy od miesiąca za granicą) dowiedziałam się o jego śmierci tydzień po pogrzebie, w mailu od koleżanki... umarłam wtedy razem z nim :-( pamiętam tylko, ze trzęsłam się, a potem już nic nie pamiętam... nie potrafie zrozumieć dlaczego nikt mnie nie powiadomił, bali się :-O a jua przez to nie mogę od lat dojść do siebie, często płaczę, jestem osobą samotną, bo odwróciłąm się od ludzi i życia, niczego już nie chcę, niczego nie pragnę.... boli mnie to, że nie miałam szansy się z nim pożegnać, ja po prostu do dziś nie wierzę, że jego już nie ma, po prostu w to nie wierzę

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość w premanentnym bólu
przepraszam, zapomniałam, ze to topik o wdowach, ja nie jestem wdową, ale miałam być żoną :-(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość iga29
do Pajączek999 u mnie minoł 6 miesiąc i mam takie same odczucia jak ty co do tego miłosierdzia itd. Całe zycie wierzyłam,ze Bóg jest sprawiedliwy...daje po równo -sprawiedliwie NIE PRAWDA.Jestesmy tego przykładem,nie powinno nas byc na tym forum,nie w takim wieku.Od meza mam 2 wspaniałych dzieciaczków,Bóg jedno z tych dzieci pozbawił nawet zobaczenia tatusia...Jak mam wierzyc w to,ze jest sprawiedliwy?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość iglakowa
do: w permanentnym bólu nie przepraszaj, ze nie jestes wdową, napewno rozpacz w secu jest taka sama, niezaleznie od płci, wieku, stanu cywilnego... u mnie niedawno minął roa a synek konczy 4 miesiace, nie spotkali sie nawet na chwilkę obaj...trzymaj sie kobietko wklejam piekne słowa które moze podniosa na duchu smutne nasze wdowy , ja od dzis znam te słowa ale bede je sobie codziennie czytac... ".....Śmierć jest niczym. To tak, jakbym się wymknął do sąsiedniego pokoju. Jestem wciąż sobą i Ty jesteś sobą. Czymkolwiek dla siebie byliśmy, tym jesteśmy nadal. Nazywaj mnie moim dawnym imieniem, mów do mnie tak, jak zawsze. Nie zmieniaj tonu, nie przybieraj na siłę poważnej i smutnej miny. Śmiej się; tak jak zawsze śmialiśmy się z żartów, które bawiły nas oboje.Uśmiechaj się, myśl o mnie. Niech moje imię zawsze będzie wymawiane zwyczajnie, bez śladu cienia. Życie znaczy to samo, co zawsze znaczyło. I jest takie samo, jak było dotąd, istnieje nieprzerwana ciągłość. Dlaczego miałbym zniknąć z twojego serca, skoro zniknąłem tylko z oczu? Czekam na ciebie, aż przyjdzie twój czas. Jestem gdzieś blisko, pamiętaj. W sąsiednim pokoju, lub tuż za rogiem. Wszystko jest w porządku" . H. Scott Holland

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość w premanentnym bólu
:-( a ja kiedyś usłyszałam, ze smierć nie może być doskonalsza od miłości i nie jest... słowa te siedza mi w głowie i wierzę w nie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Do Iglakowa Piękne słowa:) Łzy lecą mi same... Chyba jedynym sposobem na przetrwanie czasu, który został nam dany tu na ziemi jest powtarzanie sobie i wiara w to, że nasi ukochani mężowie/ ukochane żony są przy nas. Dziewczyny ja podobnie nie potrafię zrozumieć celu i pobudek, którymi kieruje się Bóg, sprawiając wielką krzywdę tak wielu osobom. Nie wiem czy już o tym pisałam, ale Ksiądz na pogrzebie powiedział takie słowa: Pamiętajcie śmierć tak młodego człowieka, tak wspaniałego człowieka nie może pójść na marne. Po coś ona była, tylko po co? Czy można kiedyś to zrozumieć? Czy można pogodzić się ze stratą tak ważnej osoby? Nie wiem czy uważacie podobnie, ale mam wrażenie że tragedie, nieszczęścia spotykają osoby dobre. Takie które trzeźwo patrzą w przyszłość troszcząc się przy tym o innych, osoby które wiedzą co to miłość i szacunek do drugiej osoby. Ból jako nagroda z dobre sprawowanie? To za trudne aby zrozumieć... Niby Bóg doświadcza osoby silne, które wie że sobie poradzą, ale w moim przypadku chyba się pomylił..:( Mam nadzieję, że mój mężuś będzie mi nieustannie pomagał i towarzyszył- to dodaje mi siły... "Ci, których kochamy nie umierają, bo miłość jest nieśmiertelna"

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witajcie... Natknęłam sie na to forum zupełnie przypadkowo.. Przeczytałam kilka postów i postanowiłam napisać.. Mam 28 lat..za kilka dni 29.. Wyszłam za mąż mając 20 lat..typowa wpadka..ale cieszyłam się niesamowicie.Miałam u swojego boku cudownego człowieka,kochającego i opiekuńczego mężczyznę, którego kochałam nad życie i mogłam na nim zawsze polegać..niestety nasze szczęście nie było nam długo pisane.. Pobraliśmy się 26 stycznia 2002 roku,17 lipca 2002 przyszła na świat nasza córeczka-Julia.Mój mąż..zginął w wypadku samochodowym wracając z pracy 24 stycznia 2003 roku.Dwa dni przed naszą pierwszą rocznicą ślubu.Zostałam 21-letnią wdową z malutkim dzieckiem:( załamałam się totalnie.wyprowadziłam się od teściów z wrocławia..nie potrafiłam tam być.Pomimo iż teściowie namawiali mnie do zostania wyjechałam i zamieszkałam z moimi rodzicami pod warszawą.Moja mama pomagała mi przy małej Julce..a ja..czułam się jakby część mnie umarła..nie potrafiłam skupić się na podstawowych rzeczach..ciągle płakałam..długo nie potrafiłam pogodzić się z jego utratą...:( Ale przyszedł czas..zrozumiałam pewnego dnia że mam julkę..że musze dla niej żyć..że nie mogę się poddać bo jest ona.. i poszłam na studia..rodzice bardzo mi wtedy pomogli.zajęli się małą podczas mojej nieobecności i wspierali mnie finansowo.Po skończeniu studiów znalazłam dobrą pracę w warszawie.Na jesieni ubiegłego roku kupiłam mieszkanie i przeprowadziłyśmy się"na swoje".W każdą rocznicę śmierci mojego męża wyjeżdzamy do wrocławia..na grób..i do teściów na kilka dni...i tak z roku na rok..taka monotonia.. Tego roku podczas rozmowy..teściowa zapytała mnie czy nie planuje ułożyć sobie zycia na nowo..że może czas by ktoś zastąpił jego miejsce..rozpłakałam się... Minęło 8 lat..a ja nadal cierpię jakby to było wczoraj..Patrzę jak rośnie Julka..jaka jest do niego podobna..jej oczy..miny..uśmiech..poczucie humoru..Znajomi namawiają mnie do poznania jakiegoś faceta..ale ja nie potrafię.. na pozór moje życie wydaje się tak idealne..ale tak nie jest :( Oszukuję samą siebie..nie wiem co robić :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Widzisz Ty masz chociaż Julkę.... a ja już nie mam nikogo... nie mam i mieć nie będę.... idę na plażę.... tylko tam mam moją żoneczkę tylko dla siebie.... tylko tutaj widzę jak chodzi po lodowatym bałtyku, jak próbuje przewrócić mnie na piasek.... boże już nigdy nie poczuje tego swojego ukochanego zapachu morza.... jak mam dalej żyć???? .........................

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Jak dalej żyć? Nie ma recepty... Żyć trzeba z dnia na dzień.. Zazdroszczę wszystkim tym którzy mają dzieciaczki, choć zdaję sobie sprawę, że nie macie łatwiej...Może samotność nam wszystkim jest pisana? Mam żyć wspomnieniami i oczekiwać na spotkanie w niebie z naszymi połówkami.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
jak mi przykro że ten los spotkał właśnie mnie... nas wszystkich.... nie mogę przeżyć tego że na świeice pełno przestępców i morderców którzy chodzą po ziemi i cieszą się życiem a młodzi dobrzy ludzie i nic niewinne dzieci odchodzą... gdziekolwiek przechodzę, kiedykolwiek zamykam oczy widzę cały czas moją kruszynkę z okrągłym brzuszkiem.... wczoraj wieczorem czekałem z jej ulubioną malinową herbatką, ale nie przyszła... KOCHANIE WRACAJ JA BEZ CIEBIE NIE PRZEŻYJĘ ..... dziś minie 15 doba, 16 samotna noc.... jeśli teraz tak tęsknię to co będzie dalej?? .... nie chce mi się żyć, po co??

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość basia8314
do niuniek wiem ze Tobie cięzko tak jak nam wszystkim ale zyc trzeba - nie mozna samemu sobie skrocic cierpien bo nigdy nie spotkamy sie "TAM" z naszymi połówkami..... nie wiem dlaczego Bóg zabiera nam tak na prawde nasze zycie i trzyma nas na ziemi by naszym cierpieniem nas doswiadczac ale chce wierzyc ze to wszystko po cos ...... ze wkoncu sie dowiemy dlaczego ???? jaki w tym wszystkim jest cel- jedno wiem na pewno ze mimo ze juz ich nie ma wsrod nas poki są w nas , w naszych serduchach i pamieci nigdy nie umra- mój Misiek nigdy by nie chciał zebym tak rozpaczała, zawsze go to bolalo gdy mnie czyms zdenerwowal wiec staram sie nie plakac , wole wstawac rano i usmiechac sie do niego- moze nie moge go juz przytulic, czy zwyczajnie podroczyc, pocałowac ale wiem ze kazdego dnia jest przy mnie ..... mocno w to wierze , chce wierzyc ..........

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość MałaŻonka
Pewnie się powtórzę, ale.. ja też myślałam że nie może być gorzej, że nie da się tego przetrwać, wierz mi chyba najgorsze jeszcze przed Tobą.... Czas nie goi ran, nie przyzwyczaja do bólu, jest tylko jakaś .... wegetacja. Codziennie rano patrzę w sufit i pytam samą siebie po co jeszcze oddycham... i tak już od 8 miesięcy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość iglakowa
do basia 8314 masz racje ja tez w to mocno wierze, ze sie spotkamy tam gdzies i juz na zawsze bedziemy razem..zawsze mu mówie jak jestem u niego na cmentarzu: kochany Mariuszku, trzymaj mi tam u góry miejsce obok siebie, ale nie zabieraj mnie do siebie za szybko, musze przeciez wychowac na dobrego człowieka Twojego synka, z którym sie minąłes na tym swiecie...Daj mi siłe kochanie abym była dla niego najlepszą matką na swiecie, usmiechnietą, szczesliwą pomimo tego ogromnego bólu w sercu...mamą która pokaże mu swiat, przekaze mu Twoje wartosci, tak zebys mógł byc dumny z nas oboje ..... i zmagam sie z tym strasznym bólem w sercu kazdego ranka, po kazdej nocy czesto nieprzespanej ale dla synka i dla swiata jestem usmiechnieta, szczesliwa ze jest ze mną nasz synio na którego czekalismy prawie 10 długich lat.... i to jakos działa, bo nasz synek zasłuzył na dobre zycie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Kurcze..jakie to życie jest niesprawiedliwe.. Niuniek, masz rację..ja mam Julkę..mam też cudownych rodziców i teściów 450 km od siebie. Mimo to, rozumiem Ciebie i wyobrażam sobie w jakim musisz być teraz stanie.Ja byłam prawie 3 miesiące po śmierci Marcina we Wrocławiu.Codziennie czułam się jakbym umierała.Nie widziałam żadnego sensu w życiu.Nie byłam w stanie zając sie własnym dzieckiem !I tak z dnia na dzień.Ciągle jak obłąkana chodziłam po mieście w "nasze" miejsca.. w nadziei że go tam spotkam :( Wąhałam jego ubrania,spałam w nich..Liczyłam żę przeprowadzka do rodziców coś zmieni..ale tu też czułam jego obecność.Przełomowym momentem dla mnie były pierwsze kroczki i słowa mojej malutkiej córeczki.Zrozumiałam że nie mogę przegapić tak waznych momentów w jej życiu.Później rzuciłam się w wir nauki i pracy.I to chyba najbardziej mnie pochłonęło. Na pewno potrzeba ci czasu.Czas leczy rany jak to mówią.Nie bedzie to dosłowne bo nie da się tak po prostu zapomniec i zacząc żyć od nowa..ale na pewno nie powinieneś być teraz sam.Staraj się przebywać ze znajomymi..przyjaciółmi..wychodzić z domu..nie odseparowywuj sie od innych.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
i znów to samo, ta sama smutna, ciężka monotonia bez mojej Rybki...nie wiem jak żyje, nie liczę już na nic... ta bezczynność mnie przytłacza....zabija... najgorsze jest to że kiedyś przysięgałem Jej że nigdy nie dopuszczę do tego aby ktoś wyrządził jej krzywdę, że zawsze będę obok, aby ochronić... przytulić i nie dotrzymałem słowa... KOCHANIE jak mam Ci teraz powiedzieć że jesteś najważniejszą częścią mojego marnego życia, jak mam Ci powiedzieć że jesteś moim skarbem, natchnieniem, radością kiedy nie ma tu Ciebie... tak bardzo cieszyliśmy się z maleństwa, które rosło pod Twoim serduszkiem.... już nawet wymyśliłem imię.... i nawet zgodzę się na ten Twój upragniony wózek w kwiatki... nawet jak będzie chłopiec tylko błagam Cię WRÓC DO MNIE:( .............. cisza....................

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Do Niuniek Mów do niej to co chcesz jej przekazać, musisz uwierzyć w to, że Ciebie słucha- to pomaga. Idź nad grób i opowiadaj o swoich słabościach, tęsknocie, miłości i wszystkim tym czego nie zdążyłeś jej powiedzieć. Mój mąż odszedł nagle, w ogóle się tego nie spodziewałam, tzn. nikt się nie spodziewał. Nie było mnie przy nim, byłam w Trójmieście (na studiach), planowaliśmy u przyjaciółki imprezę, On miał dojechać, jednak nie doczekaliśmy się Go... Miała mu tak wiele do powiedzenia, obwiniałam siebie za wszystko i nagle poczułam potrzebę przeproszenia go za wiele rzeczy. Zrobiłam to i robię nadal, opowiadam mu wiele rzeczy i powierzam mu wiele spraw. Czuję, że jest przy mnie i mi pomaga. Wierzę w to głęboko. Chciałam sobie też odebrać życie (dwa razy próbowałam) i nie ukrywam, że teraz też nieraz przechodzi mi to przez myśl. Tylko jak już dziewczyny pisały chcesz przez własny pośpiech skazać się na wieczną samotność, bez Twoich Skarbów? Może warto poczekać na swój czas i być z nimi. Może niebawem on nadejdzie? A może masz być jeszcze na ziemi w jakimś celu... Pomyślałam także o mojej rodzinie, która walczy o moje życie. To im na nim zależy, bo mi nie... Nie mogłabym im wyrządzić takiej krzywdy, gdyż do końca życia żyliby z poczuciem winy, że mogli zrobić więcej. Tak naprawdę jak przez swój egoizm ściągnęłabym na nich ogrom nieszczęścia i bólu. Taka nagroda za troskę i pomoc, którą mi udzielili? Teraz też cierpią, też z Nim tęsknią, ale moją swoje rodziny, swoje życie, a ja ze swoją tragedią jestem sam na sam, nikogo nie obarczam- mam czyste sumienie. Nie można mówić o życiu ale o wegetacji i nieustannym czekaniu na swój czas. Ja każdego wieczoru kładę się z nadzieją, że mój ukochany zabierze mnie do siebie. Gorzej jest rano gdy się budzę, ale wtedy tłumaczę sobie, że nie wiem co tego dnia mnie spotka, że muszę żyć dla niego. Ja, moje życie, moje aspiracje i dążenia umarły wraz z Nim ale tłumaczę sobie,że jestem jego narzędziem działania tutaj na ziemi. Ofiarowałam się cała jemu, jestem jego przedstawicielem, dzięki czemu może on spełnić swoje cele i marzenia. Chciał żyć i tak bardzo cieszył się życiem i niestety musiał je tak szybko zakończyć... Tłumaczę sobie, że po to zostałam jego żoną aby innym o Nim przypominać. Mój brat chwilę po pogrzebie powiedział mi coś ważnego, otóż że muszę żyć bo jestem jedyną pamiątką, która po Nim pozostała. Bo po co jakieś rzeczy materialne, patrząc na mnie przypominają sobie jak wspaniałym był człowiekiem, jak wiele robił dla innych itd. Powtarzam sobie każdego ranka, że jest On z mną, przy mnie i we mnie i w chwilach słabości, których jest wiele przepełnia mnie ogromna miłość. Ona jest i będzie, ja go kocham z wszystkich sił i On o tym wie, trzeba żyć tak aby gdy nadejdzie w końcu czas spotkania powiedział mi, że jest ze mnie bardzo dumny. Daj sobie szansę poczuć obecność Twojej żony przy Tobie, bo to piękne. Jestem pod opieką psychiatry i polecam taką pomoc, powiedziała mi dwie ważne rzeczy: daj sobie czas, bo odebrać sobie życie zawsze zdążysz i że jeżeli bardzo kochałaś męża jesteś mu winna rok żałoby i tego się trzymam. Myśl o odejściu Twojej żony i maleństwa nie jako koniec wszystkiego tylko jako rozpoczęciu nowego rodzaju związku. Oni są przy Tobie tylko inaczej. Nie widzisz ich ale daj sobie szanse odczuwać ich obecność. Pamiętaj Im też na pewno jest ciężko. Twoje życie musi nieustannie dowodzić o miłości jaka Was łączyła. Może Tobie pomoże kontakt z innymi ludźmi, praca itd. Ja nie potrafię spotykać się z kimś poza najbliższą rodziną, czy przyjaciółmi, którzy pomyślnie przeszli tak trudny egzamin. Nie pracuję i na razie nie wyobrażam sobie jakbym mogła to robić- choć wiele osób namawia mnie do tego, niby to najlepsze lekarstwo. Tylko że ja nie chcę wyleczyć się z tęsknoty, miłości itd. chcę to odczuwać bo to naturalne, zwyczajne. Dopiero po 3 miesiącach odważyłam się wejść do naszego domu, który wykańczaliśmy, każda ściana, każdy cm podłogi ma swoją historię, co sprawia, że tam najbardziej czuję jego bliskość. Na początku chciałam go sprzedać, nie wyobrażałam sobie, że kiedykolwiek tam wejdę, ale przyszedł ten dzień kiedy poczułam tęsknotę za tym miejscem i wewnętrzną siłę, że muszę tam pójść. Teraz wiem, że byłby to błąd moje życia gdybym go sprzedała... Chcę pokazać, że na wszystko przyjdzie czas, nie śpieszcie się i nie słuchajcie innych, którzy mówią powinnaś to a i powinnaś tam to... Rodzina ze strony męża bardzo mnie ponaglała ze wszystkim, ale ja nie mogłam, nie umiałam, teraz jestem dumna, że zrobiłam coś z własnej potrzeby a nie nakazu. Codziennie proszę Go o siłę i pomoc bo inaczej nie dam rady i naprawdę to czuję... Czuję Go i to jest najpiękniejsze, dla mnie on odszedł na chwilę...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość agnieszka0123
Witam mojej kuzynki maz powiesil sie w niedziele. Zostala z 4 dzieci... chciala bym sie dowiedziec jak mozna jej pomoc finansowo bo nie pracuje i jakie zasilki jej przysluguja? Za odpowiedzi dziekuje

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
dziękuję bardzo krhr2010 za wsparcie i rady jakich mi udzielasz... wiem, że wszystkim nam jest podobnie ciężko, niewyobrażalnie ciężko:( właśnie wracam z cmentarza... siedziałem tam od 5.00 w końcu znalała mnie mama... jak ja bardzo chciałbym zostać tam z Nimi... narazie jestem na urlopie ale ja w końcu będę musiał wrócić do pracy, nie wyobrażam sobie tego... spojrzenia ludzi, szepty za plecami, próby pocieszania... jak do tej pory wcale o tym nie mogę myśleć... właśnie przyszła kurierem paczka z farbą i dekoracją ścienną do pokoju naszego Szkraba... moja Żonka chciała mieć już wszystko pod ręką, aby gdy przyjdzie czas tylko wszystko pokończyć, pomalować... obiecałem jej że zrobię to sam.... TERAZ WSZYSTKO NAGLE STRACIŁO SENS... tak bardzo się boję, a moja Żabka mówiła że jestem wielkim twardzielem.... jak bardzo ją teraz zawodzę.... siedzę tu, ryczę i nie jestem w stanie się z tego pozbierać.... a zawsze byłem jej podporą, opoką, gwarancją bezpieczeństwa.... gwarancja jednak zawiodła.... RYBKO nie potrafię i nie chcę bez Ciebie, bez WAS żyć..............

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Bądź aktywny! Zaloguj się lub utwórz konto

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to proste!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się

×