Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

zielonaa

Matki, żony i kochanki- teraz koleżanki

Polecane posty

elewacja- ja jadąc z pracy samochodem \"wyłam\", krzyczałam- bo tu nikt mnie nie słyszał.... Ale to MINIE , uwierz MINIE. Spring i GLIZDA- boję się o nie- muszą się odezwać- lepiej się wygadać, to pomaga..... Mam dziś kiepski dzień ale tak bywa... Pa Czarownice!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość bibi76
Rzeczywiscie samochód to swego rodzaju azyl, jechałam i darłam się na cały głos, wyzywałam go, krzyczałam imię, co chciałam, płakałam, szlochałam....wychodziłam z auta zwarta i gotowa z maska szczęścia na twarzy ... Elewacja trzeba czasu, duzo czasu....pocieszę Cię że ostatnio coraz częściej łapię się na tym , że mam coraz dłuższe okresy radości , potem znów przychodzi dołek ale jakoś coraz łatwiej to przechodzę..... musisz przejść wszystkie fazy żałoby, nie obejdziesz tego , nie da się inaczej. Ja jestem chyba coraz bardziej zadowolona i z życia i z siebie , aż się czasami boję , tak się przyzwyczaiłam do ciągłego dołka i bólu że dziwnie się czuję z prawdziwym nie przyklejonym usmiechem na twarzy, z takim dziwnym uczuciem w sroku że jest dobrze , że tak miało być....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość elewacja
Dzięki za pociechę. Samochód jak widać pełni rolę " skrzynki płaczu i wściekłości" ;) Najbardziej mnie smuci myśl, że nic mnie w życiu nie czeka i że już tak dożyję w nijakości, pędząc dzień za dniem. Wiem, że trzeba otworzyć się na nowe, ale tęsknota mnie blokuje. Nie mam żadnego znaku od niego, nie wiem co robi, gdzie żyje, czy jego plany się powiodły. Czasem żałuję, że nie chciałam z nim kontaktu, ale może ciągle łudziłabym się, że można żyć takim podwójnym życiem, bo przecież mój mąż przy całej wyrozumiałości i szlachetności nie zniósłby tego. Czy można kochać dwie osoby naraz? Ponoć tak. To się nazywa poliamoria i zdarza się , szczególnie kobietom. No, a mężczyźni posiadajacy haremy ?? ;) Nasza kultura oparta jest na monogamii, więc takie związki są piętnowane jako naruszające normy. Czytałam forum zdradzonych kobiet i powiem wam że ból przez jaki przechodzą unaocznił mi, co może czuć druga strona. Z drugiej strony mam wielu przyjaciół wśród mężczyzn i wiem, że żaden z nich nie był / nie jest wierny swojej żonie, choć nie zamierzają ich opuszczać doceniając małżeńską stabilizację, rodzinę, ciepło.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość bibi76
Ja też się molestuję czasami wypowiedziami tej drugiej strony.....a uczucie dozycia końca swych dni w takim własnie stanie też mnie ogarnęła, pomyślałam w tedy trudno muszę widac tak zyc, skoro w nijakości to w nijakości będę udawać zycie, pić, jeść , pracować itp.itd, z czasem jednak zaczeły się lepsze dni i one same przyszły, nie szukałam ich na siłę. Zwyczajnie pogodziłąm się po prostu z tym jak jest, że jest smutno, że jest mi nijak, że nie widzę sensu zycia dalej, że tylko dzieci mnie tu trzymają.i wiesz co...jak tak się już z tym pogodziłąm, przestałam walczyć to jakos tak samo z dnia na dzień zaczeło być lepiej, jest lepiej kazdego dnia....u ciebie też tak będzie, jedna rada wywal go z serca, z zycia, z gg też a chyba go masz...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zagubiona123
No i odezwała się dwoistość mojej natury.... Elewacja - gdy czytałam Twoje słowa o niewierności wszystkich znajomych mężczyzn pierwsza moja myśl to..." przecież to okropne" i dopiero za nią druga myśl "ale ja też tak robiłam". Czy z tego wynika, że chciałabym to wszystko wymazać z pamięci, myśli i świadomości? Niestety bardzo chciałabym i mimo, że wiele mnie to nauczyło i jak wszystko w życiu miało swój cel, to skutki psychiczne są katastrofalne. Nie umiem mieć miłych wspomnień, bo .... nie chcę. A zapomnieć po prostu się nie da. Jednak jest dużo lepiej, tak BiBi - ja też umiem już żyć i chwilami nawet się cieszyć. Tylko ta pustka uczuciowa, jakiś bezsens.... może to też minie. Jedno wiem - nie chcę przeżywać czegoś takiego pownownie, chyba, że byłabym wolna.... Stabilizacja i spokój jest dla mnie duuużo ważniejszy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość elewacja
dzięki dziewczyny za trochę nadziei. Chciałabym znów się cieszyć życiem tak jak niedawno. Ale wiem że cieszyć będę się inaczej, tylko kiedy? Było mi dobrze, nie przeczę ale też chwilami źle bo cała ta miłość toczyła się na hamulcu. Nikt o niczym nie wie, nikt nie zauważył niczego. Jakby tego nie było. Wierzyć mi się nie chce że tak można... Można. I dlatego wiem że mężowie również mogą to samo przeżywać, pod warunkiem że będę hamować się i kontrolować. To okropne i ekscytujące naraz. Jeden z moich przyjaciół miał dwa poważne kilkuletnie romanse, a sprzyjały mu warunki zawodowe, wieczne rozjazdy. Mówił mi tez o wielu podbojach w tym czasie w czasie których wykazywał wielką inwencję aby zdobyć kobietę do łóżka, po czym, jak sam wyznał- nudziło mu się... Mówił o tym szczerze i nie tłumaczył się, tylko mi naświetlał jak to może wyglądać z męskiego punktu widzenia. Znam też nieco inne relacje, innego przyjaciela mniej zabiegającego o sprawdzenie swojej samczej pychy i zdobywczej mocy. Jego romanse były bardziej zrównoważone, pozbawione ognia, polegały raczej na korzystaniu z okazji, bez zobowiązań. Mój X, dość skryty też wspominał mi o tym że nie był wierny żonie przez te lata i miewał przygody, może romanse, ale nie pytałam go dokładnie jak to wyglądało , nie chciałam wiedzieć i uważałam że to nie fair w stosunku do tych kobiet. Jeśli z nim były to - myślałam- musiały w równym stopniu co ja ulec zaczadzeniu umysłowemu i uczuciowemu, bo też ( ha ha- nie moge się oprzeć) kochanek z niego jak z koziej d.. trąba. No, to mnie zastanawia- jak tacy niepozorni faceci zdobywają kobiety? Dodam że wszyscy trzej o których wspominam ( a znam i inne przypadki ) są właśnie tacy .. niepozorni, choć ambitni i rywalizujący. Może dowartościowują się w ten sposób, może to kwestia przełamania granic, pierwszej zdrady?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
A może chcą się dowartościowć, bo ta z którą są.. żona, kochanka ich nie docenia albo prawidłowo ocenia........

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość bibi76
Zgadzam się z Zieloną , dowartościowują się bo ich żony ich nie doceniają albo prawidłowo oceniają... Ja wiem jak żona traktowała mojego, w końcu dobrze się znaliśmy wszyscy. To ona była ta osobą dominującą, sama byłam świadkiem jak kpiła z niego a dokładnie z jego męskosci przy całym towarzystwie...ona Pańcia do rozpieszczania a on podnóżek do usługiwania...Ja byłam i jestem zupełnie inna, zawsze otoczona mnóstwem przyjaciół , wesoła .....a dla mnie to nie wiem czemu wydał sie księciem z bajki, przewidzenia jakies miałam no ale on to widział, tak sie czuł..jak ktoś najważniejszy dla mnie no i sie tym moim zachwytem dowartościowywał ...Jak mi to mówił "tak wiele się od ciebie uczę, tyle pięknych rzeczy i uczuć mi pokazałaś" , jak sobie pomyślę że teraz to wszystko trenuje na zonie to mnie zaraz trafi..........Wracając do sedna...myślę że podświadomie chciał sie na niej zemścić za to jak go traktowała, a że przy okazji podeptał cały mój świat....no cóż...miałam pecha

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość elwacja
Zielonaa, Bibi- dowartościowanie się to chyba też obopólne było ... hmmm. Czy wy też czułyście sie piękniejsze, bardziej kobiece, pożądane? Mnie tez było miło, cudnie w pewnym okresie kiedy widziałam zachwyt w jego oczach. A on w moich .Ach... no, czemu, czemu, co mnie opętało??? Co ja w nim widziałam? To okrutne, ale tez piękne - że tak bez opamiętania można kogoś pokochać bez powodu, nie licząc na nic, bo przecież nie liczyłam na związek ani na miłość do grobowej deski, tylko musiałam to przeżyć! A ja od początku wiedziałam że ja mojemu X imponuję i że robię na nim wrażenie swoją osobą. Czuł się na początku niepewnie i może nawet wychodziły pewne kompleksy z niego. Czuł się bardzo podekscytowany że taka kobieta go chce. Niestety, potem żar wygasł i ja poczułam że on całkiem mnie zdominował, zakochałam się a miłość jest bezbronna. Jest silna i krucha naraz. I nie było już za wiele do zdobycia, łowca nasycił się a ja nie byłam już tak bezkrytyczna gdy poczułam, że z jego strony to samcze, typowe zachowanie. Cieszę się, ze przerwałam to zanim utraciłam reszki honoru. Myślałam ze nas wiąże coś wiecej niż odwieczna gra męsko - damska, ale przejechałam sie i zostałam ukarana. Przez nadmiar wiary w to, że wyjdę poza ludzkie ograniczenia. Nie wiem kim dla niego byłam, ale jedno jest pewne i to mnie bardzo pociesza- na pewno nie spotka takiej kobiety jak ja i wiem że po latach będzie myślał o mnie. Tak jak ja o nim. O moim szaleństwie. Mój przyjaciel ( ów notoryczny zdrajca którego lubię ) powiedział mi że kobiety zawsze są przegrane w roli kochanek. Faceci mają inny system nerwowy i łatwiej im przejść do porządku dziennego, zapomnieć, umniejszyć. Dopiero po latach doceniają co mieli.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość elewacja
dziewczny! Rano obudziłam się z uśmiechem. O, chyba mi minął regres, bo tak należy nazwać ten okres wspominania i użalania się oraz zapominania o " dlaczego z nim zerwałam". Otóż zerwałam bo było mi z nim źle!!! Proste. To nie miłość mnie boli, ale uzależnienie niezaspokojone. Przecież przez tok codziennie "ćpałam go" jak narkotyk znoszący ból życia. Mam fajną cechę ( nie śmiejcie się, ale musze się sama pogłaskać i dowartościować, więc będę o sobie mówić dobrze)...Więc mam fajną cechę, że potrafię nabijać się w specyficzny sposób z siebie i sytuacji , śmiać się z siebie nieco ironicznie, przewrotnie, balansując pomiędzy bólem a radością. Bo takie jest życie. Dziś roześmiałam się myśląc o X, spojrzałam na siebie w lustrze z dumą, poczułam się znów kobieco, może nie w sensie fizycznym, ale bardziej psychicznym. Zobaczyłam kogoś kto sam sobie imponuje, kto się nie maże, nie mści, ale uśmiecha i lekko idzie dalej. Tak właśnie poczułam się dziś i chyba to przełom. Wiem że będzie jeszcze wiele wybojów po drodze, ale brakowało mi właśnie takiego poczucia własnej wartości, lekkości, pogodzenia podszytego błyskotliwym myśleniem, z uśmiechem. Przecież taka byłam, taka go oszołomiłam i co? Pozwoliłam sobie na cierpienie, łzy, utratę kontroli. Sio! Znów będę sobą. Pozdrawiam was, jestem trochę natchniona dziś, więc błagam o wyrozumiałość. Pa czarownice!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość spring chicken
Witajcie kochane!!! :-) Przepraszam, ze zamilklam, ale tak to wszystko sie we mnie kotlowalo, ze postanowilam sie zupelnie oderwac... mialam troche pracy i bylam/jestem lekko przemeczona. Nie znaczy to, ze przestalam o nim myslec. Podoba mi sie Twoja ostatnia wypowiedz Elewacjio, ja tez staram sie podchodzic do zycia w sposob zbalansowany, a jednak - zeby ten balans utrzymywac, musze sie wygadac. Moze wyplakac, moze pozwolic sobie wpasc w depresje, a niech tam. Mam nadzieje, ze glizda mnie nie zabije, w koncu czy to takie dziwne - po jednej stronie lacza samotny znudzony, pozadajacy rozrywki facet, a z drugiej samotna i zadna uczuc babka. I internetowy romans gotowy. Po prostu, w takich sytuacjach uwazam, ze lepiej zeby zona nie wiedziala. Ale kazdy przypadek jest inny. Jesli chcecie wiedziec, on sie do mnie odezwal. To nie znaczy, ze sie odzywa. Odezwal sie i wymienilismy dwie niezbyt dlugie i ogolne, tj. malo zobowiazujace wiadomosci. W drugij on zapytal, czy chce byc znowu przyjaciolmi (bezczelny? Wiesz Elewacja, mi ten gosc chyba tez poniekad przypomina mojego ojca, po pierwsze jest ode mnie troche starszy - wiec juz mnie to sklania do traktowania go inaczej, po drugie z tego jak traktuje swoja wlasna rodzine - no coz, no coz - widze podobienstwo). Odpowiedzialam mu krotko, ze mozemy od czasu do czasu do siebie napisac, ale mnie zabolalo, gdy powiedzial, ze bylam dla niego strata czasu i przestrzeni. Juz nie raz bylam dla niego szczera i zawsze chcialam, zeby traktowal to jako moja zalete i jeszcze bardziej mnie za to lubil, ale on nie pisze. Nawet nie loguje sie na swoj profil. Oczywiscie znow sie poplakalam, ale na razie nie placze. No bo wiecie... jak sie odezwal raz to moze... ja jestem gotowa isc w to dalej, chociaz sprawiam (na nim) wrazenie, ze zupelnie nie chce. I musze byc silna, jesli mi nie wyjdzie, trudno. W gruncie rzeczy to tylko 16 tys. km. Milego weekendu!!! A o co chodzilo z tymi rozmiarami. Bo ja, gdy sie zakochalam to strasznie chudlam i teraz wszystkie spodnie sa za duze:-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość elewacja
Hej Spring, cieszę się, ze odezwałaś się. Wiesz, tak myślę, że jednak chyba łatwiej byłoby gdyby on się nie odzywał do Ciebie, bo to tylko powoduje szarpaninę. Tak mówią bardziej doświadczeni. Ach, te internetowe znajomości... Kiedyś chyba było łatwiej, a odległośc od razu wybijała nam z głowy takie związki. Nie dało się, delikwent znikał w " czasie i przestrzeni" i finał. Mój X zamilkł na dobre, od czasu do czasu zaglądam nie logując się do komunikatorów i nie widzę go od jakiś 2 tygodni. Po naszym " zerwaniu", było inaczej- niestety sprawdzałam na początku co rusz czy on jest, czy żyje i czasem sie logowałam żeby pogadać z przyjaciółmi, nie odzywając sie do niego, ale źle się z tym czułam , jakoś tak demonstracyjnie. Więc nawet tego zaprzestałam żeby się nie dołować, nie widzieć go. Musiałam zmienić nr gg i inne. Przedtem on jakby na złośc (choć wcześniej nie miał dla mnie czasu i zdarzało mu się nie dawać znaku życia przez kilka dni) to nawet przez pół dnia potrafił logować się, nie wiem po co, nie dojdę. Kiedy myślałam że może chce pogadać -srogo sie zawiodłam, bo potraktował mnie podczas ostatniej rozmowy dość podle. No i teraz zniknął na dobre... Ma to dobre strony. Gdyby wystarczyło ci sił na zerwanie z nałogiem to byłoby dobrze, ale widocznie jeszcze jakaś część twojej duszy nie chce tego. Rozumiem to. Możliwe, że to ta częśc duszy, która chce być niezaspokojona. Gdybyście mogli być razem to przypuszczam że nie chciałabyś go. A tak on jest daleko, niedostępny i z definicji "niemożliwy". Może to być tak jak pisałam- reprezentacja związku z ojcem, a raczej uczuć które chcemy powielać jako te zaznane w dzieciństwie ślady i koleiny psychiczne, które chcemy naprawić. Może. Mimo to nie jestem fanką takiego myślenia, choć myślę, ze jakieś wzorce przeżywania z dzieciństwa mogą sie odezwać nawet późno jako " los do przepracowania" Ja np. nie wyobrażam sobie, zycia z X pod jednym dachem. Byłoby to dla mnie koszmarne doświadczenie. Nie chcę z nim być, nie chciałam, tylko pragnęłam go kochać i pożądać, wzbudzić w nim jakieś uczucia, których nie miał. Bo nie potrafi. Umie brać, zabiegać, zdobywać ale jest zbyt zakłamany i fałszywy aby kochać, Piotruś Pan, facet, krętacz i asekurant. Niedojrzały mimo wieku, mimo pozorów. Tacy faceci nas często kręcą, bo chcemy ich zmienić albo być dla nich kims wyjątkowym.Owszem - w jakimś sensie tak bywa, ale nic głębszego z tego nie wynika. Chcemy dać im namiastkę przeżywania, nauczyć ich tego. I du.a . Oni cenią wygodę. Rodzinę swoją też cenią, bo tylko czas jakoś uczy przywiązania, może jakiegoś rodzaju miłości wynikającej z poczucia bezpieczeństwa. Na szczęście ja nie chciałam z nim związku. Wierzę w karmę, że to coś miało znaczyć, nauczyć mnie, więc teraz wysilam się bardzo żeby na marne nie poszły te cierpienia, zebym nie okazała się jak mi rzekł przyjaciel " kobietką". Ja chcę być kobietą świadomą swojej wartości. Dziś mi tez lepiej na sercu, czuję się dobrze i tego ci Spring życzę. Pozdrawiam was mocno czarodziejki i czarownice. Wybaczcie, ze się rozpisuję ponad miarę, ale nikomu, nikomu nie moge o tym powiedzieć...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość spring chicken
Elewacja, ta Twoja definicja X wydaje mi sie, ze dotyczy rowniez mojego. Ale gdy on o mnie zabiegal, ja uwierzylam, ze ten czlowiek i ja naprawde (zupelnie do siebie nie pasujemy) - to dla mnie jedyna szansa. I wyzwolil we wmnie tyle dobrych uczuc i tyle milosci, tak milosci. Wydawalo mi sie, ze dla takiego moglabym po prostu wszystko zostawic. Wiec, teraz, kiedy juz wiem, ze on jest raczej taki, jak mowisz o swoim, gdybym miala szanse sprobowac, to prawdopodobnie moglabym tego chciec. Tylko ze po tym wszystkim, co mi sie przytrafilo on musialby mnie do tego jeszcze dodatkowo mocno przekonywac - a w to juz zupelnie nie uwierze (tzn. ja uwierze, bo jestem naiwna, ale moje wyzsze ja i moja swiadomosc, niestety nie, i moj zdrowy rozsadek tez sie bedzie buntowal - no to dupa blada). Zreszta, jak sie domyslasz Elewacja, on mnie nie bedzie przekonywal, on tez nie umie kochac. Jak moglabym w to wierzyc - mi mowil, ze mnie kocha (hahaha), i jednoczesnie - w tym samym niemal zdaniu - mowil, ze kocha zone. A potem wg jego slow ona odeszla z domu i wtedy popadl w depresje. Wtedy dopiero zobaczyl jak ja kocha i napisal do niej poemat, ktory przyslal do mnie, i powiedzial, ze internetowe zwiazki zapiprzyly mu umysl. Widzisz sama jak mnie potraktowal. Wiec ja nie bylam mu dluzna, wyzwalam go od bezmyslnych, bezrozumnych itp. i powiedzialam, ze nie potrzebuje takich przyjaciol, ktorzy mnie ponizaja i czesc. A on: to byla strata czasu i przestrzeni. I po tym wszystkim tez sprawdzalam, czy sie logowal, tez sie logowal, w koncu po 1,5 m-ca odezwal glupio, a nastepnie jakby nigdy nic: czy chce byc przyjaciolmi. A jak mu powiedzialam, co powiedzialam, to teraz od tygodnia sie nie loguje, oczywiscie do mnie sie nie odezwal. Wiec w sumie nie wiem, czy sie zaloguje, czy sie odezwie itp. Wiem, ze mam ciagle na cos nadzieje, chociaz to moje rozsadne ja doskonale wie, ze nie ma nadziei. Zupelnie nie ma. A ja - to moje potrzebujace ja - to jest zupelnie niezaspokojone. Jeszcze podczas mojego ostatniego kryzysu z tym panem, to bylo w czerwcu, walczyly we mnie dwie osobowosci: rozwazna i romantyczna, to byla walka nie do zniesienia. Boje sie tak po prostu zniszczyc romantyczna, choc wiem, ze tak byloby najlatwiej. W sumie wydaje mi sie, ze nawet bym mogla, ale jeszcze pozwalam sie jej bronic... od czasu do czasu, bo ta rozwazna to tez nie jest tak do konca slaba. Sama widzisz Ele, ze moja osobowosc doznala rozpadu pod wplywem tej glupiej internetowej znajomosci. I troche mi szkoda, ze nie mam szansy sie przekonac, ze naprawde wcale nie chce z nim byc, bo on jest beznadziejny, raczej... ok, na pewno jest. Pewnie nie jest do uratowania od tej swojej beznadziejnosci. Tak jak ten Twoj X. I jeszcze mi szkoda tego, ze nie moge sie przekonac, ze w seksie jest rowniez jak Twoj X, hehe, jak to powiedzialas "jak z koziej dupy traba"? Ladnie. Wlasnie, mysle, ze uwierzylam, ze z niego prawdziwy Casanowa, a jakby przyszlo co do czego, to bardzo prawdopodobne, ze .... (piiiip). Trzymaj sie Elewacja:-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość elwacja
Spring, powiem ci tylko, że są to pewne typy męskie, które z jakiegoś powodu ciągle szukają adoracji. Gdyby pogrzebać im w zyciorysach to widać byłoby że unikają bliskości i zobowiązań. Wiesz, powiem ci tylko że kiedy w grę wchodzi coś niemożliwego, co nas tak korci i co oni podsycają to nie ma na to rady. Co do X to mimo, ze mnie rozczarował pod każdym względem, nawet ten seks nieziemski jaki zdawał się obiecywać... to niewiele to zmieniło pod względem zaangażowania. (ach... jakie wrażenie na mnie zrobiło gdy mówił raz, że " doskonali się w satysfakcji". No, ha ha - chyba w swojej !- dodałam ironicznie sobie w myślach już " po", bo nawet wtedy miałam dystans i zgryźliwe poczucie humoru wobec siebie ). Jednak nawet to mnie nie zniechęciło do niego, ale rozbawiło,. Czułam sie tak jakbym miała jakieś zadanie do wykonania i perfekcyjnie je wykonałam. Ciesz się, że nie poznaliście się w rzeczywistości. Teraz - pytanie- czy żałuję? Nie, nie żałuję:) Al e nie wiem jak Ty. Moim zdaniem rzecz w tym abyś nie żałowała i przeniosła cieżar i wagę tej znajomości na inne obszary. Wszystko miało swój sens, poznałam swoje nieznane cechy, nie wiedziałam ze mogę być tak bezwarunkowo zakochana, bez żadnych oczekiwań. Do tej pory faceci o mnie zabiegali a tu masz... to odwrotnie. Niczego nie żałuję , ty tez nie żałuj i ciesz się, bo nie wiem czy starczyłoby ci środków psychicznych żeby potem nie czuć wyrzutów sumienia, albo poczucia, że byłaś idiotką, że zgłupiałaś itede. Ja tak nie czuję, nie żałuję i gdybym mogła powtórzyć to znów zrobiłabym to! No wiem że to brzmi jakbym byla niespełna rozumu, ale tak to czuje. Nie wiem Spring co dalej z wami będzie, ale myślę, że ten Twój to raczej kręci i stosuje gierki polegajace na przyciaganiu i trzymaniu cie w pogotowiu. Dostarcza mu to rozrywki, choć nie jest to zabawa, ale taka emocjonalna huśtawka. Radze ci żebyś potraktowała go rozumiem a romantyzm zostaw sobie. To twoja dusza.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość spring chicken
Elewacja, ja zaluje, nawet zaczelam mocno kombinowac, jak moglabym sie z nim sotkac, wiesz- srodnki finansowe, bajka dla meza itp. I powiedzialabym - zrobie wszystko, ale jesli on mnie przekona, ze tez chce. A w to torche watpie. Nie jest to taka sobie ot watpliwosc, tylko po prostu obserwacja. Po tym ostatnim upadku, ktory nastapil z jego winy, zaczelam czytac nasza korespondencje z poczatkow - poznalismy sie w grudniu, 23 - nomen omen, wigilia, rodzina, a my srututu tutu na necie, codziennie, sywester - dale pierdu pierdu na necie, jak i sie chce z tego smiac (ale to dlatego, ze pije wino przed obiadem, hehe), no wiec to wszystko te pierdu pierdu - to naprawde bylo nic. Naprawde nic. Takie - pensjonarskie. Zreszta, moze on na to lecial, a ja na jego prostote. I te wszystkie momenty o ktorych mowisz, ze w normalnym trybie, to by Cie taki facet oslabil i wpieprzyl, a Ty sie po prostu usmiechalas - ja to mialam. Wszystko tlumaczylam tym i owym, facet taki ciekawy jak kurwa mac (przepraszam, to to wino), i to tra, cholera jasna, trwa we wmnie. Jak bym mogla, to nie mam zadnych oporow, nie mam watpliwosci, nic, ja chcce konfrontacji. Bo srutu tutu mi juz zupelnie nie wystarcza. Jak to on mowi - hey? He, he. Pa pa.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość spring chicken
.. ach, jeszcze Ci powiem, Elewacja, ze po raz pierwszy w tym roku zapomnialam o urodzinach mojego meza, w ogole mu nie zlozylam zyczen tego dnia, tak, jakby go w ogole nie bylo, a urodzinach lewka pamietalam niemal co do minuty, ale ze mnie .... haha

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość elwacja
Spring, dobrze ci radzę- nie żałuj niczego, tylko uznaj to za coś co dało ci wiele emocji. Nawet szarpiące emocje są lepsze od pustki. Ale mam przekonanie wręcz graniczące z pewnością, że trzeba to wykorzystać a nie truć się, żałować, rozmyślać " co byłoby gdyby", mścić się, rzucać mięsem, cierpieć bez końca. To twoje życie, twoje emocje i twój skarb i uwierz mi, że żadne przeżycia które mają w sobie ziarno miłości nie są złe. Ja zawsze martwię się tym, że ludzie deprecjonują swoje przeżycia, uczucia i myślą źle o sobie, żałują, zatruwają się, chłoszczą albo zwalają winę na drugą stronę, to jest zabójcze. Lubię w ludziach takie słabostki, w sobie też głaszczę tę głupiutką kobietę, bo to szczere złoto, mimo że niewierne ;) Serio- tak myśl i wzmocnij się a o facecie myśl raczej z rozbawieniem i współczuciem. Zmień siebie a nie jego ;) a będzie OK.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość spring chicken
Niestety, elewacja, nie jestem jeszcze na etapie, zeby myslec o nim z rozbawieniem i wspolczuciem, to nie jest ten etap zupelnie, choc nie zarzekam sie, moze ten etap nadejdzie niespodziewanie szybko. Na razie jakos zyje, nawet przywykam do tego milczenia i tej jego nieobecnosci tam - w necie. Czyli, ze w ogole "zniknal", "nie widze go". Moze juz nigdy sie tam nie pojawi - to pewnie ten etap rozbawienia i wspolczucia nadejdzie szybciej. Na razie moje uczucia co do niego sa ambiwalentne - jestem wkurzona (juz nie taka strasznie wsciekla jak na poczatku, ale wkurzona, i to nie zawsze, tylko czasami), a czasami znow mocno zakochana. I gdybym chciala odpowiedziec sobie szczerze, co mnie najbardziej wkurza - to bylaby odpowiedz, ze wkurza mnie to, ze go dla mnie nie ma. Widzisz Elewacja, ja za nim najzwyczajniej w swiecie mocno tesknie i nie sadze, zeby naklanianie mnie do zmiany uczuc na tym etapie cos pomoglo. Bo mnie to tylko drazni. Mam bardzo przekorna i uparta nature - jak tesknie to tesknie i tyle. Az sie nie wytesknie do reszty, nie przejde jeszcze kilku piekielek i nie zapomne. Nie przewiduje, zeby to bylo szybko, ale nigdy nie wiadomo, moze to nastapi szybciej niz sie spodziewam, moze nagle... W kazdym razie mowienie mi, zebym zapomniala ot tak, jest bezprzedmiotowe. Buzka:-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość elewacja
Rozumiem Spring, trzymaj się i za jakiś czas wróć na stronę 17 wątku ;), bo wiem że jeśli jest się z jednej fazie, to następna- nadchodząca tylko irytuje, ponieważ obecna ( chora) częśc naszej duszy domaga się ciągłego karmienia. Każdy sam w swoim tempie dochodzi do stanu który m daje jakiś spokój ducha i zrozumienie, niby wiemy, znamy jakieś prawdy, wydają nam się banalne, nudne, oklepane a nagle nadchodzi moment w którym sami nazywamy coś co czujemy i olśniewa nas! Miłej niedziel! Ps. co tam u reszty towarzystwa? U mnie dziś rocznica, rok temu zaczęło się. Każdy miesiąc znajomości to tydzień bólu po rozstaniu. Cierpienia mi zajęły równe 10 tygodni a teraz czuję tylko lekką pustkę i kiełkujące poczucie czegoś nowego, ale czego? Co za rok napiszę?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość spring chicken
Elewacja, mialas racje, jestem juz zalamana, kurde, jak zwykle. Nie pisal bylo zle, odezwal sie - jeszcze gorzej. Po jaka cholere on sie w ogole do mnie odzywa. Wczoraj sobie przygadal nowa kolezanke, oczywiscie SPORO mlodsza ode mnie. To juz trzecia od czasu kryzysu dwa miesiace temu. Co za IDIOTA! KRETYN, pisze do mnie glupie e-maile o swoim zyciu i pierdolach i na boku robi nowe znajomosci, cham. Napisal. ze podoba mu sie pisanie do mnie okazjonalnie, tzn. zgodzil sie z moja propozycja. Wiem, wcale mu nie odpisze, niech ma bardzo okazjonalnie, niech sobie czeka na najspecjalniejsza okazje w swiecie, o tak - teraz jestem z siebie dumna. Trzymajcie za mnie kciuki. Nie odzywam sie do niego - niech to jego email bedzie ostatni. Pa

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość elwacja
Spring wyznacz sobie nagrodę dla siebie za każdy dzień bez niego albo coś takiego, ustalaj daty, limity, jeśli nie możesz zakończyć jednym cięciem. Mój X choć na tyle rozsądny, że nie kontaktuje się wcale, jakby się zapadł pod ziemię i to chyba najlepsze co mógł zrobić, choć mi czasem serce pęka z żalu. Dziś też mi o mało nie pękło ( nawrót), ale za karę musiałam umyć okno ( bo ja sobie wyznaczam kary za rozczulanie się nad losem ) Mam dużo okien do umycia. Dziś czytałam jakieś stare wątki, topiki i dotarło do mnie, że to co przeżywamy to nagminne! Powszechne, a ja myślałam ze takie wyjątkowe,. To tez stawia do pionu, choć wyczytałam ze może nawet przez kilka lat targać. O rany, ratuuunku!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość spring chicken
... wlasnie, to takie nagminne, banalne. Jak moze sie takim nam, wyjatkowym, przytrafic cos tak glupiego i banalnego, prostackiego. Bez sensu. Napisalam sobie sama do niego taki jakby e-mail, ktorego nie wyslalam. Chyba po raz pierwszy czuje, ze to nie mialo zadnego sensu i tylko moja tesknota za uczuciem sprawila, ze dalam sie tak latwo i trwale podejsc. Najpierw buhnelam nienawiscia, napisalam, nienawidze cie, a potem zaczlam zdawac sobie sprawe z tego, jakie to jest zalosne, ze ten dobiegajacy 50-tki facet rozmawia na necie z dwudziestkami, ewentualnie dwudziestkami dobiegajacymi trzydzieski. W ostatnim mailu napisal, ze jego syn konczy wlasnie 26 lat, co za idiota. Sam moze wkrotce zostac dziadkiem, a wszystko, co go naprawde bawi i kreci to niewinny (???) flirt na necie z dzierlatkami. Boze, jak ja moglam sie tak dac podejsc. Jaka ta kondycja ludzka jest marna, jak latwo jest kims manipulowac. Jak powiedzialam, przestalo mi sie chciec z nim rozmawiac, nawet okazjonalnie. Doslownie, przestalo mi sie chciec. Nie, zebym tego wszystkiego wczesniej nie widziala, owszem, widzialam i te jego komentarze itp. Niczym sie nie roznily od tych, ktore do mnie wysylal. A ja sobie roilam w glowie i roilam. Moja duzo starsza znajoma, ktora zna sprawe, powiedziala, ze to wszystko w mojej glowie. A ja nie chcialam uwierzyc. A teraz widze, ze nie wszystko, ale zasadnicza czesc. I jak mam dalej zyc? Wiem, ze on - pacan nie z tej ziemi - moze sie odezwac jak Filip z konopii. To w jego stylu. Ale ja juz nie chce. Nic nowego od niego nie uslysze. Chcialabym wiedziec, po co ewentualnie sie tak przypieprzyl akurat do mnie, niech sie zajmuje swoimi mlodkami. Prawdopodobnie nie sa tak naiwne jak ja :-) - smiech przez lzy... zartuje, lzy mi juz dawno wyschly, tylko jestem taka pusta, zmeczona i w sumie smutna, przygnebiona. Ale chyab nie tesknie, bo widze nareszcie, ze nie ma za czym.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Spring, elewacja ale się rozgadałyście....miałam TYLEEEE czytania. Ale to jest dobry sposób WYGADAĆ się!!! Zgadzam się z Tobą elewacja, z tym co powiedziałaś o wzajemnym dowartościowaniu, jednak czasem to robimy z czystej głupoty i nie przypuszczamy w co się możemy wpakować. Oczywiście, że czułam się najpiękniejsz, najzgrabniejsza,naj....U mnie własnie minął rok jak \" wielka miłość\" z moim zielonym zaczęła mnie \"zabijać\". A przecież zaczęło się tak niewinnie chciałam zobaczyć czy potrafię zbałamucić młodszego o 10 lat faceta i do tego tak \" niegrzecznego\"... ... udało się i to jeszcze jak ale.... przeliczyłam się ze swoimi siłami- ZAKOCHAŁAM się... a potem ból straszny, cierpienienie. Wiem jak bardzo chce się mimo wszystko kontaktu i jednocześnie jak sam widok może \"rozwalać\"!!! I co....jak widać niczego się nie nauczyłam....znów jestem jak \"ćma\", przeciez mam przykład Spring.... ale ja myślę, że u mnie będzie inaczej.....MYŚLĘ! Teraz jest wciąż cudownie,On jest wspaniały pod każdym względem...MUSZĘ I BARDZO CHCĘ z NIM rozmawiać i robić RÓŻNE RZECZY! W wekend przez telefon rozmawialiśmy godzinę a potm sms-owaliśmy prze nastepne dwie........ Elewacja, tak można kochać więcej niż jednego i można kochać więcej niż raz...wiem, że MOŻNA....nie umiałaby być z facetem tylko dla seksu....zawsze kocham jak ten pierwszy raz..... Pa moje CZAROWNICE!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość elewacja
cześć dziewczyny Spring-nie ma rady, powoli dojdziesz do tych samych wniosków co tysiące innych :( (w tym ja) Zielonaa- ja też nie chciałam się zakochać, ja prócz dowartościowania się to jeszcze chciałam zbudować " coś innego" ( ha ha- niby co? Oczywiście, były elementy tak zdumiewające i " inne" w tej znajomości, ale nie mogę ich opisać, bo wydałabym tajemnicę) Czy myślałaś o tym aby z nim spotkać się w tzw. " realu"? ( ja pamiętam, że gdy oboje zaczęliśmy mówić o tym to ciarki przebiegły mi po plecach, wypiłam lampkę wina i... on też . Bylismy jakoś podekscytowani i jednocześnie przerażeni tym ze nas pcha do siebie coś nieuchronnego. O dziwo pierwsze spotkanie po latach było bardzo wzruszające i niewinne.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość elewacja
Ach, czyli wygląda na to, że również to nieuchronne. Jeśli mogę ci coś doradzić to odwlekaj tę chwilę jak najdłużej. Odwlekaj, hamuj. Spotkałam się z X tylko 3 razy przez nasze 300 dni( dokładnie 300 dni byliśmy blisko) i ostatnie spotkanie było takie, że wiedziałam już, że to ostatni raz, choć nic tego nie zapowiadało. Wracałam do domu pełna melancholii i pogodzenia, z uśmiechem na twarzy, bez łez, choć czułam ze więcej go nie zobaczę, było pięknie i beznadziejnie i tym razem nie wymienialiśmy gorączkowych sms' ów, nie pisaliśmy maili z opisem wrażeń, nie rozmawialiśmy już przez telefon, otwierając furtkę rozstania. Nikt tego głośno nie powiedział, ale gdzieś nadchodziła już świadomość, że to beznadziejna relacja, bez szans na spełnienie, od razu naznaczona ułomnością. Teraz żałuję, że tak szybko zgodziłam się ( po 3 miesiącach ) na spotkanie, mogłam to przedłużać. 3 spotkania jak wstęp, rozwinięcie i zakończenie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Elewacja- z jednej strony chciałabym spotkać się bardzo szybko, natychmiast a zdrugiej strony trochę sie boję, żeby marzenia w zderzeniu z rzeczywistością nie przegrały. Teraz jest cudownie, rozmowy są piękne i tego się nie boję, bo wiem, że też byłyby piękne w realu, jak już pisałam znałam Go 20 lat temu, lubił ze mną rozmawiać i wiem jak rozmawiał, wiem też jakim jest człowiekiem. Obawiam się aby seks mnie nie rozczarował, bo to jak pisze o tym co właśnie robimy, nastrój, jak się kochamy, co ze sobą \"wyczyniamy\" jest cudownie piękne... ale co jak będzie podczas spotkania inaczej? Nigdy nie chciałbym Go stracić a co będzie jak wszystko pryśnie, nie będzie już czaru.... za bardzo , Go cenię, lubię, chyba kocham, pragnę aby Go znów stracić.......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość elewacja
Właśnie... To samo pomyślałam Zielonaa , może cię to bardzo rozczarować albo odwrotnie- tak zachwycić że wpadniesz na dobre. Ja też znam X od 20 lat :) i nawet jeśli mnie rozczarował seks ( bo rozczarował, sytuacja obiecywała zgoła inne przeżycia) to bliskość jakiej zaznaliśmy zdarzyła nam się po raz pierwszy aż tak intensywnie (z obu stron) Z nikim nie zaznałam takich uczuć, omdlewania, utraty tchu i widziałam że on to samo czuł- jakby lewitował nad ziemią. Okazało się, że szczęście przyszło z innej strony niż myśleliśmy , rozmawialiśmy potem o tym. Wszystko rozegrało się inaczej niż to sobie obiecywaliśmy, niż zakładały to scenariusze. Nie wiem czy zdajesz sobie sprawę, że to co może nadejść będzie inne niż wasze obecne marzenia o sobie, które macie w głowach, albo poczujecie zawód, albo to będzie inne... bardziej poruszające. Poruszające inne struny... I to będzie bardzo, bardzo trudne. Kurcze, chyba się zaraz rozpłaczę, mam męża, kocham go a metafizyka i uczucie dotykania tajemnicy zaznałam z kimś obcym.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
To jest jakiś obłęd, jak to się dzieje, kochamy mężów a potrafimy też swoje uczucia równie mocne mieć dla kogoś innego. Do tego wszystkiego mój mąż jest przystojniejszy od Niego, tylko, że tę adrenalinę, to bicie serca, to ciepło, które ogarnia moje ciało gdy z Nim \"rozmawiam\", tę radość z \"bycia\" razem ( tak jak kiedyś z mężm) , przeżywam teraz z NIM! To ON wyzwala we mnie to wszystko i nie umiem, nie potrafię z tego zrezygnować. On jest jak ciągłe \"święto\" w moim życiu- właśnie jak ten \" pierwszy raz\". Masz rację... a jak mnie nie rozczaruje? Jak do końca \"utonę\"..... nie będę wiedziała jak żyć aby nie oszaleć......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×