Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość POMOC DORAZNA

Czy jesteś w związku, w którym partner molestuje Cię psychicznie? cz.2

Polecane posty

Ewo z Raju ❤️ \"A najwięcej boskiej mądrości znalazłam na tym topiku. Potęga umysłu pobudzonego do świadomego myślenia, wielu umysłów jest niezmierzona. Dlatego tu panuje taki klimat.\" Bardzo Ci dziękuję za te piekne słowa, sama aż tak ładnie pisać nie potrafię... ale robię co mogę :D w tej kwestii. Mój syn wybrał bardzo dobre technikum na poczatku, sam dokonał tego wyboru, dostał się bez problemu, ale... pochodził i stwierdził, że to jednak nie dla niego szkoła. Chodziło głównie o towarzystwo, męskie technikum, w całej klasie tylko on i jeszcze jeden kolega niepalący, od razu zaczęli odstawać od reszty. Młody poprosił mnie, żebym mu pomogła zmienić szkołę, pomogłam...poszedł do ogólniaka. Skonczył, zdał maturę...no i teraz ta uczelnia...:O renta11 ❤️ dziękuję Ci za Twoją wypowiedź również. Skorzystam z Twojej rady i sięgnę po proponowaną książkę. Mój syn miał wcześniej jakieś bliższe koleżanki, ale ta jest TĄ. Ja też mam dobry kontakt z synem, gadamy na wszystkie tematy i niby można powiedzieć, że jesteśmy przyjaciółmi, ale... ja nie umiem mu pomóc, nie umiem zmotywować nie przekraczając jego granic. Jak wspierać? Chyba ATODETOX (dziękuję) faktycznie dał nam dobrą radę...pytać. Jakie to proste... :D cztery umowy... ❤️ pisałam jak to u mnie było z dziewczynką...totalny spontan :D Jak poisała oneill...czas i odpowiednia chwila...nadeszła sama, zupełnie nieoczekiwanie. Oneill mnie zainspirowała i jej słowa tutaj pobudziły moją wyobraźnię i pokazały mi jak ja mogę to zrobić...samam dla siebie. To był mój pierwszy raz, ale pomału czuję, że uda mi się z nią skontaktować jeszcze wiele razy. Powodzenia Kochana, trudny czas masz teraz w życiu, ale wychodzisz na prostą... tak jak Ci ładnie napisała consekfencja 🌻 zatruta ❤️ trzymaj się Dziewczyno...odwyk, odtrucie to ciężki moment i nikt Ci nie pomoże poza Tobą samą... My tutaj możemy Cię wspierać, motywować, ale największą pracę nad sobą musisz wykonać Ty sama. Ten moment minie, nagle...zobaczysz...nagle bez niczyjej pomocy poczujesz...że uwalniasz się. Czego Ci życzę z całego serca. Trzymaj się ❤️ Miaa777, kuleczka, ja 1972...myślę o Was Kochane...zawsze. PS Mój toksyk po ponad 2 tygodniach milczenia odezwał się... napisał i przesłał mi film o nas. łzy mi pociekły i smutno się zrobiło...niestety jeszcze to działa, ale nie zrobiłam nic. Poprostu przyjęłam do wiadomości... kolejne wyznania, które są TYLKO słowami. Już się na to nie dam nabrać. Przytulam Was wszystkich mocno ❤️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Tak, rento, masz racje i mam tego swiadomosc. Jest to cos w rodzaju trwalego, wewnetrznego przekonania (pozornie bez przyczyny, wzietego ot tak sobie z niczego) ze darowano mi zycie, pozwolono zyc ale w kazdej chwili moze ono byc mi odebrane. Tak jak wszystko. I musze bardzo uwazac by sie nie narazic. Ja sie prawie cale zycie balam ze sie \"naraze\" i konsekwencje beda nie do opisania (tzn wyobrazalam sobie cos czego nawet nie potraflabym sobie wyobrazic, i te najgorsze scenariusze jako moja specjalnosc niemalze...). To jest takie uczucie ktore pamietam od zawsze. I stad bierze sie moj strach ktorego nie umiem przypisac do niczego konkretnego, do zadnej traumy - chyba ze jeszcze do niej nie dotarlam, chyba ze jeszcze jest gdzies za zamknietymi drzwiami... Strach przed tym ze czyjs gniew wybuchnie i zniszczy wszystko naokolo lacznie ze mna. Nie umiem sobie tego, jak dotad, wytlumaczyc. Bo brzmi bardzo irracjonalnie. Nawet dla mnie - nie emocjonalnej ale \"intelektualnej\", logicznej. Mysle ze w moim przypadku jednak przydalaby sie ta hipnoza, nie chce isc tutaj bo jest dosc drogo i na dzisiaj nie wydalabym tyle. W Polsce pewnie taniej ale musialabym miec kogos pewnego, najlepiej poleconego przez osobe ktora byla (choc to tez tak jest - dla jednego super a dla mnie niekoniecznie; choc ja tam wole zawsze skonsultowac sie przed uzyciem czegos nowego) juz u specjalisty.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Rento - a czy moglabys podrzucic jakis link, jesli masz cos na podoredziu? 🌻

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ewa w Raju \"Jeśli ktoś chce się uczyć, to będzie się uczył\". To prawda. Szkole srednia i studia ukonczylam po rozwodzie. Pierwsza magisterke bronilam prawie jednoczesnie z moja corka. Co do manipulacji - innymi to niech on sobie manipuluje. To ich sprawa by sie przed tym obronic. Gorzej kiedy manipuluje soba. Zaklamuje sie w ten sposob rzeczywistosc, prawde o sobie. Do dzisiaj obserwuje proby manipulacji sama soba. Serdecznosci

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Bo wiekszosc z tych na ktore sie natknelam to tendencyjne, moherowe, patetyczne kazania z duzej litery. A ja chcialabym cos rzeczowego, bez tej calej hiperemocjonalnej aureoli.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witaj yeez !!!❤️ :-D :-D :-D :-D A ja wczoraj oglądałam film w tv. z Sandrą Bullock - pt \" 28 Days \" 28 dni (28 Days) Czołówka O filmie Zdjęcia Zwiastuny Recenzje Forum Autor: Amanda, 27 czerwca 2000 Przez ulice Nowego Jorku biegnie dziewczyna w różowej, długiej sukience, na ramieniu ma przewieszoną czarną torbę, a w ręku trzyma otwartą butelkę piwa. Za nią biegnie jej chłopak. Spieszą się, aby zdążyć na ślub siostry Gwen (dziewczyny w różowej sukience). Kiedy docierają na miejsce okazuje się, że są już spóźnieni 45 minut. Wszyscy czekają na pannę spóźnialską. Lily ( siostra Gwen ) jest wściekła na Gwen, ponieważ ta jak zwykle ją zawiodła. Ale na spóźnieniu dziewczyny się nie kończy, ponieważ pijana już Gwen wpada na ślubny tort, ale dla niej to jeszcze za mało. Następnie bierze limuzynę Nowożeńców i jedzie nią po nowy tort, ale oczywiście nie dociera na miejsce, ponieważ po drodze \"przypadkowo\" wpada do czyjegoś domu - dosłownie parkuje w nim. Za ten wypadek dziewczyna zostaje \"skazana\" na 28 dni odwyku (mogła dokładnie wybierać między więzieniem a odwykiem ). Kiedy Gwen przyjeżdza na miejsce jest można powiedzieć lekko rozczarowana, ponieważ ośrodek znajduje się poza miastem i na dodatek w jakimś lesie. Dzwoni więc do swojego chłopaka Jaspera i prosi go, aby ją stąd zabrał, ale pielęgniarka zabiera jej telefon, co doprowadza dziewczynę do \"białej gorączki\". Potem okazuje się, że będzie musiała dzielić pokój z 17-letnią Andreą . Gwen początkowo uważa, że jest zdrowa i nie ma takich problemów jak ludzie w ośrodku, ale później zdaje sobie sprawę z tego, że nie potrafi zapanować nad chęcią wypicia kilku kieliszków alkoholu, że nie zna umiaru. I dopiero wtedy postanawia walczyć ze swoimi słabościami. Zaprzyjaźnia się z Andreą i jej też stara się ułatwić drogę do wyjścia na prostą. Ale czy im się to uda, to zależy tylko od ich woli przetrwania, od tego czy chcą dalej żyć, a nie umrzeć ! Film \"28 Days\" jest filmem, który ma za zadanie pokazać innym czym jest uzależnienie nie tylko od alkoholu czy narkotyków, ale i od leków. Pokazuje trudną walkę z nałogiem. Sandra Bullock jak zwykle gra wspaniale. Kiedy ją oglądałam na ekranie miałam wrażenie, iż to wszystko dzieje się naprawdę. Ze to wszystko spotkało właśnie ją i teraz stara się wszystkich ostrzec przed popełnieniem tego samego błędu co ona. Ale czy ją posłuchamy, to zależy tylko od nas samych.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
mam dziś dzień wkurzenia na wszystko, zmęczona po delegacji, przed okresem, po kłótni wczoraj. Chce mi sie płakac jak czytam niektóre wypowiedzi. Pytanie consekfencji, czy jestme przyzwyczajona do krzyku i kłótni nie daje mi spokoju. Więc wydaje mi się, że coś w tym jest. Niby w znaczących sprawch decydowałam zawsze o sobie, ale w drobiazgach chyba nie było tak do końca. Cały czas myślę o przeszłości. Ściska mnie za gardło jak teraz o tym myślę. Cały czas tłumaczę niektóre zachowania moich rodziców. Ciągle im wybaczam, nie mam ciągle do nich pretensji...Klapsa wybaczyłam, krzyk wybaczyłam. Zastanwiam się tylko, bo oneill opisuje tutaj takie dla mnei drobne sytuacje, na które ja nie zwracałam uwagi - jak przykład o tej czapce \" bo ludzie noszą, a nei bo jest niska temperatura\" a dla niej istotne, czy u mnie nie było takich sytuacji, których nie pamietam ( lub jak mawiają mądrzy wypieram ), a które mogły mieć wpływ na moje obecne kłopoty. Nadal nie wiem, ale wiem, ze dziś chce mi się ryczeć. WIem, ze się boję bo wczoraj nakrzyczałam na m niby o drobiazg, ale poatarzajcy się. Nie wiem na ile mam prawo wymagac równego ułożenia pościeli zamiast \"jebnięcia\" jej bo w moim odczuciu się komuś nie chce, w jego odczuciu to nie jest ważne. Nie wiem na ile ja w takich sytuacjach to ja jestem toksyczna, a na ile on lekceważący. Nie wiem, bo u nas w domu był zawsze porządek i ja też tak lubię. Choc ja w przeciwieństwie do mojej matki staram się czasmi odpuścić i mysle sobie, nie mam siły, nie chce mi się, nic za wszelką cenę. I staram się nie poddawać zasadzie - co masz zrobić jutro zrób dzisiaj\" Bo może mi się zwyczajnie nie chcieć. Boję się też ostatnio zanadto otwierać na forum. Może też to jakis znak dla mnei, ze zaczynam naprawdę dotykać bolesnych dla mnei spraw, choć jeszcze nie wiem co do końca boli...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ewo nie zgodzę się z Tobą, w kwiestii, ze dziecko w wieku wyboru szkoły sredniej jest odpowiedzilne za siebie i za swoje wybory.. Ja od najmłodszych lat byłam zostawiona sama sobie, miałam \'\'kochanych\" rodziców.wszytkie fizyczne potrzeby miałam, zaspokojone, czyli , nakarmiona, umyta i tp....ale kompletnie nikt nie zaintersował się moimi innymi potrzebami..Rozumiem ,rodzice mieli swsóje problemy, ojciec zauroczony inna kobieta, mama napewno przezywała swój wewnetrzny dramat..Wiec nie dziwie sie,ze nie mieli siły, zeby zadbac o inne potrzeby moje...i mojego rodzenstwa, zreszta duzo straszego ode mnie.. Aczkolwiek nie winie siebie, ze zamiast do szkoły sredniej poszłam do zawodówki,bo nikt mi nie pokazał,ze systematycznoscia i konsekwencja dojdziesz tam gdzie chcesz... Nikt nie uczył sie ze mna, nie pilnował, nie uczył systematycznosci...wiec zostajac sama ze soba i wybierajac po swojemu , uciekałm w swój swiat był to swiat ksiazek...była mi wtym swiecie dobrze..jakie to schematyczne... na zewnatrz miałm wszytko...niektórzy mi zazdroscili, byałm uwazana za rozpieszconą...hmmm Nie winie za to tylko siebie, a długo mialm zal do siebie, czułam złosc, miałm poczucie nizszosci... W koncu jako dorosła zadecydowałm za siebie i po kolei konczyłam kolejne szkoły i do tej pory tak jest, mam głod wiedzy w jedym kierunku zwłaszcaza... co do moich dzieci, tez nie potrafiałm im przekazac wiedzy, której sama nie miałm, nie umiałm usiąsc z nimi i przypilnowac, robiałm to wybiórczo..robiłam to samo co moi rodzice..zyłam w swoim swiecie... teraz jest inaczej , sama sie dopinguje w systematycznosci i moje dzieci tez(do tej pory jest mi czsami ciezko, bo dalej potrafie uciec w swój swiat, systematycznosc mnie ogranicza,tak mi sie kojarzy, ale wiem tez, ze bez tegon nie osigne tego czego bede chciała) ..tlumacze czym jest nauka, uczymy sie wszyscy razem:) Sa rózne tego efekty, mój sredni syn jest podobny do mnie, tez poczuł sie odrzucony..Jest w nim wiele złosci i agresji(wiem, ze to krzyk o miłosc i zaintersowanie, którego w pewnym momencie mu zabrakło), powoli małymi kroczkami, rozładowujemy te miny...jest jeszcze szansa ma 10 lAt.. Zaczynajac podyplomwke na okreslonym kierunku..powiedziałm\'\'Mam problem z synem\" na to odpowiedział mi wykładowaca\'\'Ty nie masz probelmu z synem Ty masz problem ze sobą, wiec zacznij najpiew od siebie\"\" i tak się zaczeła moja praca nad soba co w kosekwencji przyniosło mi ulege i zroumienie poczynań syna.. Jest róznie czsami idziemy do przodu, czasem się cofamy , ale napewno jest o niebo lepiej niz kiedys... Jeszcze nawiąze do wewnetrzenego dziecka... Mam z nim kontak, bardzo mi to pomaga,jak jednoczymy sie w uscisku, czuje to uczucie, prawie jak ekstaza..tak mi sie kojarzy..:) Wczesniej na sama mysl płakłam.Kiedys przeczytałm dilog dorosłego ze swoim wew.dzieckiem, płakłam, az sie dusiałm z płaczu...najbardziej na słowa...\"\'bede Cię zawsze kochac i wsperac, zawsze na mnie mozesz liczyc...\"❤️ Moje dziewczynka jest czsami zła na mnie,wiem, ze gdzies ja tam zwiodłam, czsami potrzebuje tylko zabwy, uscisku, usmiechu czy rozmowy..A najwiecej potrzebuje miłosci, tych słow które mi utkwiły jw...wiem ,ze tego jej najbardziej było brak..zaintersowania,miłosci i zwykłych gestów, potwierdzajacych, ze jest , ze kogos interesuje, i ktos ja kocha..tak po prostu kocha, nie za cos tak poprostu za to ,ze jest...❤️ Pozdrawiam wszytkich...🌼 Do tej pory pamietam to uczucie...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Przypomniało mi się jeszcze (jas lawina wspomnien), w wieku 2,5 roku poszłam do przedszkola i cholera byłam tym wrednym dzieckiem bo \'\'wyłam\'\'jak głupia.Nie pamietam ,zeby któras z wychowczyn, poszedeszła do mnie i przytuliła, powiedziała cos kojacego..NIE!! dali mi zabawke i zostwili w koncie , az sie uspokoje.. Pamietam jak zazdrosnie ptrzałam jak jedna moja ulubiona wychowaczyni przytulała moja kolezanke, a ja stałam z boku i patrzałm, tez próbowałm się przymilac ale nie byłam przeciez grzecznym dzieckiem tylko besksą, która sprawia problemy, to jak kogos takiego mzna lubic..sic!!!!!!Raz nawet uciekłam z przedszkola:)w koncu się mna zainteresowano:):)heheh Druga scena , jestem w zerówce(tez wtym samyam przedszkolu), uczymy sie literek,czytamy przy pani..a ja nie umiem..nie umiem czytac..nikt mnie nie nuczył, nie pociwiczył ze mna..Pamietam to spojrzenie nuczycileki, smiech dzieci...czuałm sie gorsza..głupia po prostu głupia.. Pierwsza klasa , chodziałm soebie po klasie bo sie nudziałam, nie dziwie się skoro juz miałam takie braki...i znowu poczucie,ze jestem głupsza i gorsza.. Nie miałam w sobie wycwiczonej opcji, trzeba usiasc i sie nauczyc..innej opcji nie ma..przeciez byałam rozpieszczonym dzieckiem , leniem tak mnie okreslano..nawet na badania mnie wysłno i okazało sie,ze jestem normalna..o matko!!!! Dalej nie pamietam, chybalktos musiał przysiac ze mna i nadrobic bo nie powtrzałm klasy..ale nigdy nie wysiłam sie za bardzo..bo po co? skoro nikt tym sie nie interesował.. Oczywiscie rodzice umoralniali mnie po zebraniu i miałam kary oczywiscie:)..ale nic po ztym.. Próbowałm sie \'\'wziasc w garsc\"\"..ale niestety brak systematycznosci.. Pamietam jak potrafiłm kombinowac wszkole..kiedys nie napisałm wypracowania a nauczycielka mnie spytała..wiec z głowy mówiłam udajac ,ze czytam i nauczycielka nawet nie zauwazyła:):) w koncu sie zajkłam i kazałam przyniesc zeszyt i wpadłam:) wiec stwierdzili len..ale nie głupi...:) Ale juz byłam w grupie tych sredno słabszych, nawet jak chciałm zabłysnac, i nauczyłam sie to i tak oceny miałm srednie..brak motywacji..? Teraz sie usmiecham na to wspomnienia...z podstawówki...wiem,ze zzbrakło mi wiary we wsłene siły i motywacji , wsparcia.. Okres przedszkola wpominam nie miło..nawet czuje złosc..cholerna złosc...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
corobic.. ❤️ Bardzo ladny ten twoj ostatni wpis .... bardzo szczery ... a jak wiesz \"the truth will set us free \" -prawda nas uwolni.. Tylko szybko chcialam zwrocic uwage na dwie rzeczy, ktore rzucily mi sie w oczy w twojej wypowiedzi ... bycie przed okresem i w zwiazku z tym nastroje hormonalne - one same w sobie potrafia doprowadzic do lez bez bez wiekszej przyczyny, a kazdy problem wyolbrzymiaja potwornie .. Na pocieszenie moge ci powiedziec, ze ja przed okresem daje niezle popalic otoczeniu, ale bliscy juz to wiedza i zartuja sobie z tego... Gdy wczoraj zaczelam mialczec, wielce skrzywdzona, na mojego chlopaka/narzeczonego, bo mi zrobil zla herbate i autentycznie czulam, ze on jak i caly swiat zreszta robia mi na przekor... on spojrzal na mnie i powiedzial cyt. \" ja pierdole, znowu sie ciezkie dni zblizaja\" .. Najpierw chcialam sie obrazic za uzywanie wulgarnych slow, ale w sumie sie tylko rozesmialam ... bo faktycznie zblizaja sie ciezkie dni dla mnie i dla niego... Druga rzecz - czujesz sie troche zdezorientowana,bo nie mozesz znalezc winy w rodzicach i wszystko im wybaczasz.. To nie chodzi o obwinienie rodzicow (choc czesto w wypowiedziach zranionych dzieci slychac oskarzenie pod adresem mamy czy taty) , tu chodzi o dokrycie mechanizmow, ktore dzialaly w przeszlosci, a ktore teraz utrudniaja ci zycie... PS. mnie na PMS bardzo pomaga Ca + Mg i tran rybny ( eskimosi nie znaja PMS, ani cukrzycy, ani bipolar, ani obsessieve - compulsive, pol roku zyja w ciemnosciach a nie znaja depresji - a wszystko ponoc to jest zasluga ryb,a w szczegolnosci tranu rybnego).. Glowa do gory juz za kilka dni zaczniesz produkowac duzo estrogenow, a to porawi ci nastroj .... :D I wtedy bedzie dobra pora aby zastanowic sie czy twoje obsesyjne porzadkowanie ma podloze kompulsji i skad to sie bierze.... a na razie RELAX .. ciezkie dni niestety sie zblizaja... :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ewa.. Czy zadalas swojemu synowi juz to pytanie : skarbie w jaki sposob moge ci pomoc? Mam nadzieje, ze bedzie to pytanie klucz i rozwiaze ono twoje problemy wychowawcze z synem.... Gdyby jednak rezultaty nie byly takie jak oczekujesz ... gdy twoje cieplo i otwarcie na syna kolejny raz slonczy sie krzykiem z jego strony ... to moze warto zastanowic sie nad przyczynami metabolicznymi jego zachowania... Zycze ci powodzenia...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
yeez - \"niczego nie zakładaj z gory. a to właśnie oznacza zadawanie pytan.nie domyslanie sie, nie zostawianie spraw samych sobie, a pytanie .nie pozostawinie spraw naszej wyobraźni - a proszenie o wyjaśnienia . bo odpowiedzi są w nas.i odpowiedzi są w osobach które są z nami. czasami wystrczy bo ktos postawił właściwe pytanie i otwiera się świadomość.\" Te slowa po przeczytaniu wywolaly we mnie (niemal odruchowo) takie refleksje: pytania zadane sobie OK ale jesli komukolwiek zadam to pytanie... Jak o tym pomyslalam, wyobrazilam sobie ze sadaje komus pytanie - przyszedl lek. Przed reakcja osoby pytanej. To brzmi jak \"panstwo w panstwie\" - zakladanie z gory, ale nie wzielo sie znikad. Ktos kiedys musial moje pytanie tak potraktowac. Dobrze ze to przyszpililam. Zaczne sie zastanawiac...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Oneill 😍 Poszukaj w googleach pod ocaleni od aborcji i tp. Ja dawno już w tym nie siedziałam. Jest też taka książka o ludziach, którzy przeżyli obóz koncentracyjny. Nie pamiętam tytułu, ale to bardzo dobra książka. To taka podstawowa lektura, poleca sie ją dla dzieci, które przeżyły aborcję. Takiej książki o dzieciach, ktore przeżyły aborcję ja nie znalazłam. Czytałam też książkę o uczuciach dzieci, które aborcji nie przeżyły (bardzo wstrząsająca lektura). Taka religijna książka, ale bardzo dobra.Też tytułu nie pamiętam. Może pisałam o nich na forum o książkach. Jak ja sie dowiedziałam o próbach aborcji to wiele mi wyjaśniło. Tym bardziej, że wiele lat póżniej też dokonywałam aborcji. Znam to z dwóch stron. Jest to bardzo obciążające. Poczytaj na czarownicach o moim ostatnim ustawieniu.A może zrob sobie w Polsce ustawienie tematu, moja biologiczna matka, albo problemu tak jak go widzisz. Możesz się bardzo zdziwić :D Czy ty coś wiesz o swoich biologicznych rodzicach? Może spróbuj ich poszukać? A co do kontaktu ze sobą i trudnościami w komunikacji to polecam książkę \"Uzdrowienie emocjonalne: Ruskana. Tam jest super opisane, co robic ze swoim ciałem, oddechem itp. I jak sobie pomóc w ujawnianiu i przetwarzaniu emocji. Na temat swojego wewnętrznego dziecka to jest z kolei książka, ktorą polecała Prezent. Ja ja czytałam, tytułu oczywiście nie pamiętam. Na pewno pisała o tym na forum o książkach. Ja zresztą też. Sprobuje poszukać.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Consekwencji 😍 Dzisiaj zadałam :D A co do problemów z dziećmi, to np. w Al-Anon są grupy dla DDA (dorosłych dzieci alkoholików) i Al-lateen (dla kilkunastolatków). Dla małych dzieci nie ma. Dlaczego? Bo jak się dowiedziałam, problemy z dziećmi najczęściej biorą z problemów z matkami. Więc leczy sie matki i potem to przechodzi na dzieci. Czyli zdrowa matka, zdrowsze dziecko. Ale to tylko reguła. Ja z mojego doświadczenia wiem, że byłam mocno zaburzona i nie umiałam wychowac syna. Bo to jest przekaz niewerbalny. Córka jest młodsza o 7 lat, jest bardziej podobna do mnie, byłam troszkę zdrowsza - więc chyba łatwiej jest.Ale to tez tylko reguła. Bo jeśli chodzi o syna, to zdecydowanie nałożyło się na to bardzo duże dziedzictwo po zmarłym ojcu (GENY).

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dzisiaj probowalam czegos w temacie poszukac ale rozbijalam sie glownie o moherowe slodkopierdy (inaczej tego nie nazwe). Jesli juz cos znalazlam - to jedynie kilka slow. Nie jest to zreszta temat popularny wiec moze nie spodziewac sie za wiele? ;) O rodzicach wiem niewiele - tzn o matce tyle ze byla niepelnoletnia i zrzeczenie sie praw do dziecka podpisala jej matka jako opiekun prawny. Moja matka biologiczna tez byla dzieckiem panienskim swojej matki, ktora w tym czasie nadal nie byla zamezna (mieszkaly razem). O ojcu zadnej wzmianki nie ma - tylko tyle ze z nim zerwala (tak pisalo w oswiadczeniu o zrzeczeniu sie praw rodzicielskich). Zastanawia mnie jednak fakt (to czyste spekulacje zreszta i nie traktuje ich ze smiertelna powaga) ze skoro mieszkaly w tak trudnych warunkach jak to opisywaly i skoro matka byla panna i pewnie nacisk ze strony jej matki tez byl - dlaczego nie poddala sie aborcji, przeciez wtedy nie bylo zakazu (koniec lat 50-tych)? Skoro jednak nie poszla na skrobanke i zdecydowala sie urodzic dziecko - widac miala powody zeby je oddac. Probuje ja odnalezc ale na razie czekam na informacje z centralnego biura z Warszawy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Chcialabym polecić także (szczególnie dla pelnej szklanki i mróweczki) moją ukochaną i chyba najważniejszą książkę \"Uzdrowienie emocjonalne\" Johna Ruskana. Autor prezentuje ciekawa teorię, w której łączy niezwykle istotną we wschodniej tradycji duchowej zasadę samoakceptacji z zachodnią koncepcją podświadomości.Krok po kroku objasnia zasady niezwykle skutecznej autoterapii,dzięku której można wziąć na siebie odpowiedzialność za własne stłumione uczucia i w pelni ich doświadczyć, by je uwolnić z podświadomości i przeżyć emocjonalne katharsis. Służą temu między innymi ćwiczenia oddechowe, joga, medytacja. Rezultatem pracy nad soba jest niezwykły duchowy rozwój, otwarcie się na utraconą miłość do siebie i świata. Tyle z okładki tej książki. Dla mnie osobiście ta książka jest bardzo ważna, bo należałam do grupy dzieci i ludzi \"nieobecnych\" uciekających w książki i tlumiących wlasne emocje (nadal w trudnych chwilach trochę taka jestem). Ta książka pomogła mi się otworzyć, choć uprzedzam, że jest to bardzo trudna książka i po przeczytaniu jej można \"wylać\" z siebie za dużo i się porozpieprzać psychicznie. Musiałam być dla siebie bardzo dobra i ciepła i dać sobie dużo czasu na moje emocje. Akceptacja wszystkich swoich emocji była i nadal jest dla mnie bardzo trudna. Podobnie jak pelna szklanka uważam jednak, że w życiu moim jest \"lekcja\", ktorą muszę odrobić. Wybor przeze mnie moich mężczyzn nie był przypadkowy, a ich zachowania są w większej części moją projekcją, choć oczywiście są także obiektywnie nie do przyjęcia. Mam jednak świadomość, że najpierw muszę zalatwić swoje problemy, odrobić swoją życiową lekcje ( w mom przypadku \"odrzucenie\"), by wyruszyc w nową drogę życia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Znalazlam to: http://rodzina.informacje.int.pl/Post-Abortion-Survivor-Syndrome-zespol-osoby-ocalonej-od-aborcji-n75.html Musze przyznac ze przeczytanie tego artykulu kosztowalo mnie bardzo wiele. Chyba dotknal bolesnie czegos z czym sie wlasnie borykam. W duzym procencie identyfikuje sie z tym co tam napisano. I jeszcze cos takiego znalazlam: "Czymś odmiennym jest wrażenie, że "komuś zajmuję miejsce na świecie", bo w ogóle "jestem tu przypadkowo". Towarzyszą temu sny o własnej zagładzie, której nikt i nic nie jest w stanie powstrzymać. Na przykład o zawale, uduszeniu czy też brutalnym morderstwie dokonanym na mnie. Jeszcze bardziej niepokojące - o tym, że koło mnie ginie ktoś mi bliski, kogo w ogóle nie znam. Dołącza się jeszcze wstrząsające poczucie winy, które odbiera prawo do własnego istnienia. Jak bowiem mogę żyć, będąc tak niewystarczający i zajmując komuś właśnie to miejsce? Tylko komu? Zdarza się, że niektóre osoby odczuwają takie wrażenie wobec zwykłego przechodnia na ulicy - że "nawet jemu przeszkadzam". Dokladnie TAK sie czulam gdzies, w glebi duszy, przez cale lata. DOKLADNIE TAK! To sa opisane moje odczucia. I nie wydaje mi sie zeby byly wylacznie implikacja dysfunkcji moich rodzicow - bo sa zbyt glebokie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Oneil ❤️.. Moj ex byl dzieckiem adoptowanym.. Bardzo duzo na ten temat rozmawialismy.. Bardzo buzo na ten temat myslalam.. Jesli matka idzie usunac ciaze, to znaczy ona nie chce cie na tym swiecie z takiego czy innego powodu .. to moze byc dobra kobieta, ale w tym wlasnie czasie ciaza przerasta jej sily .. w tej chwili ona jest wazniejsza niz plod... Gdyby ta sama ciaza zdarzyla sie jej w zupelnie innych okolicznosciach byc moze bylaby dla matki przyczyna szczescia... Jesli matka decyduje sie rodzic swoje dziecko, ale nie jest w stanie sie nim zaopiekowac, to albo wstydzila sie isc na aborcje i rodzi, ale z mysle im wczesniej sie tego pozbede tym lepiej.... albo gdy odkryla, ze jest w ciazy poczula milosc do tego dziecka i myslala co zrobic aby sama mogla to dziecko wychowac, albo jak znalezc temu malenstwu bezpieczny dom... Z tego co ty piszesz to najbardziej mi wychodzi na wersje ostatnia... Po pierwsze twoja biologiczna babcia nie oddala swojej nieslubnej corki.... ale zaplacila za to b. wysoka cene... Gdyby nie chciala ciebie na tym swiecie to by namowila corke na aborcje jak nic .... Ja chce wierzyc, ze one obie - twoja babcia i twoja mama - nie zrobilyby nic aby cie fizycznie skaleczyc... ale w szpitalach w Polsce,jesli dziewczyna zglosi, ze chce oddac dziecko do adopcji, to juz jej tego dziecka nie pokazuja... Wiec tak sobie mysle, ze kazde dziecko po narodzeniu ma kontaky za matka .... dotyk, karmienie, przytulanie... cala ta pozytywna energia.... a moze ty bidulko lezalas sama na polozniczym, pielegniarki polskie wiadomo jakie sa jak sie im nie da w lape... Nikt cie nie przywital na tym swiecie, moglas byc przerazona i czuc sie zagrozona... i moze stad wlasnie ten cholerny strach.. Zycze ci abys go odkryla i raz na zawsze uciszyla ... 😘

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Oneill 😍 Jest jeszcze jeden temat, zespól ocalonych od aborcji ma także rodzeństwo dzieci, na ktorych dokonano aborcji. A ponieważ w socjalizmie aborcja była pigułką antykoncepcyjną i stosowana była nagminnie, więc takich ludzi jest wielu. Ale poniewaz ja jestem dzieckiem poaborcyjnym, rodzeństwem dzieci aborcyjnych i sama miałam aborcje, wie pewnie dlatego u mnie problem z odrzuceniem jest taki duży. Bo jeszcze przed narodzeniem, a im mniejsze dziecko, tym trudniej. No i mam full serwis w tym temacie. Było mi z tym bardzo trudno. Chyba ma to za sobą. Ale i tak pierwsze reakcje mam zawsze chore. I akceptuję to. Być może zostanie to ze mną na cale życie. Byle reakcje na chore emocje byly jak najczęściej zdrowe. :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Consekfencjo - mam bardzo podobne zdanie na ten temat. To kiedys przyszlo do mnie jakos tak samo z siebie - ze byc moze matka miala ciezkie zycie ze swoja matka jako nieslubne dziecko kobiety niezameznej (urodzila sie na wsi, nie wiem kiedy wyprowadzily sie do Krakowa - moze wlasnie dlatego ze na wsi panna z dzieckiem to wstyd, to byly lata 40-te, wojna, koniec wojny, rozne zawirowania...) i nie chciala tego samego dla mnie? Mnie jest po prostu jej zal bo byla mloda, pewnie naiwna, bez srodkow do zycia - i moze ciaza ja przerosla, przerazila... Skoro mezczyzna dal nogi za pas zostala z "problemem" sama... Moze i jej lek odziedziczylam? W kazdym razie jestem bardzo blisko tej "pierwotnej", glebokiej traumy ktorej poszukiwalam od lat. Wiesz, jak prowadzilam praktyki w szpitalu - zawedrowalam na polozniczy. I tam wlasnie byla taka salka dla dzieci ktore musialy zostac troszke dluzej w szpitalu - zoltaczka noworodkow albo jakies inne drobniejsze komplikacje czy tez matka po cesarce jeszcze na oddziale. Nazywalismy je "stare dzieci" bo mialy ok tygodnia - zdrowe noworodki zabierane byly poByla tam dziewczynka ktora matka oddala do adopcji zaraz po urodzeniu. Ta dziewczynka strasznie plakala. Az sie serce krajalo. Miala ponad dwa tygodnie ale czegos tam jeszcze bylo trzeba i nie mogli jej zabrac do Domu Malego Dziecka. Zawsze jak tam wchodzilam - nagle cisza. To bylo cos niesamowitego, jak takie male dziecko potrafilo wyczuc ze ktos jest w pokoju. Balismy sie ja brac na rece bo potem tak strasznie plakala ze nioslo sie po calym oddziale. A ja tam chodzilam i nosilam ja czesto, czulam sie jakos dziwnie zwiazana z tym dzieckiem, jakbym ja rozumiala. To bylo w 84 roku, ta dziewczynka teraz jest dorosla kobieta - ciekawe czy uleczyla te samotnosc, czy trafila na dobrych, kochajacych ja ludzi ktorzy zaakceptowali ja taka jaka jest... Odpowiedz przyszla po latach - to dziecko przypominalo mi sama siebie, a wtedy jeszcze nie wiedzialam ze zostalam adoptowana, ze matka mnie zostawila w szpitalu. I ze podswiadomie w tej dziewczynce widze siebie...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dzieki, ze jestescie. I ze macie tak wielkie, cieple serca. Czlowiek czuje sie z tym calym swoim bagazem bezpiecznie - i wiem tez ze wylecze wspolnie z Wami, wsrod Was - te moje leki i obawy. 😍 to wyczytalam na jednej ze stronek ktore przegladam: Existential Anxiety. "I want to live, but I fear I am doomed." If they are alive because they are "wanted", they feel that they must stay wanted or they will no longer have the right to live. I to do mnie najwyrazniej przemowilo, to jakby opis tego co czuje odkad pamietam. Lek egzystencjalny (czesto uzywalam tego okreslenia zartobliwie), lek istnienia - czy wlasciwie sensu istnienia? Chce zyc ale obawiam sie ze jestem skazana, skazona, przekleta... Ze cos jest z tym moim zyciem, z prawem do zycia - nie tak. Jestem potrzebna, chciana = mam prawo do zycia. Jestem lubiana, podziwiana = mam prawo do zycia. Popelniam bledy = nie mam prawa do zycia. Nie lubia mnie = nie mam prawa do zycia. Boze, ilez to wyjasnia! A ow lek ze kazdy, z byle powodu - moze mi wyrzadzic krzywde, ze moze zadecydowac czy mam do czegos (do zycia) prawo czy nie? Jesli mnie akceptuja = mam prawo do zycia. Dlatego trzeba sie starac by byc akceptowanym, nie w taki to w inny sposob. Trzeba nauczyc sie odgadywac czego chca inni, nie narazac sie. Myslec o sobie tylko wtedy gdy nie jest to w kolizji z potrzebami innych. Inaczej = nie mam prawa do zycia. Nie pomoglo mi zycie w rodzinie dysfunkcyjnej i problemy z rowiesnikami (wynikajace z nieprzystosowania, braku kontaktow rowiesniczych do czasu pojscia do szkoly, izolacji itp) a wrecz - jak podejrzewam - poglebilo owa pierwotna traume. Taki swoisty bonus. Dziwne mam skojarzenie, dzisiaj sie uparlam i zabralam za komputer. Jak zajrzalam do niego to sie zdziwilam ze wogole jeszcze dziala - taki byl zakurzony, zasyfialy - takie "koty" z kurzu byly w srodku jak nieraz pod lozkiem kiedy sie dlugo nie sprzata. Moja psychika to tak jak ten komputer, ale nie da sie wziac odkurzacza i wyssac te wszystkie koty z kurzu, pedzelkiem odkurzyc drobniejsze czesci itp. I powiem Wam ze lepiej dziala teraz, odrobinke przyspieszyl, modulu DIMM nie zamontowalam bo cos mi nie wychodzi, jest to prawdopodobnie jakis duperel ale zapytam fachowca. Nie chcialam tez za bardzo ingerowac w uklad (rozlaczac kable). I nie mialam zbyt dobrego dostepu do slotow ktore sa akurat pod tymi kablami, moze to jest przyczyna. Teraz tylko przeczyscic softwarem, rejestry i smieci - i pohula jeszcze troche zanim dowale mu ze dwa dodatkowe OS, na razie chce poeksperymentowac z LiveCD i jak mi sie spodoba to przejde na linuxa. Taka mala zmiana tematu bo sie strasznie ciezka atmosfera zrobila...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Oneil.. Nieprawdopodobne z ta dziewczynka w szpitalu. Chinczycy twierdza, ze nie ma czegos takiego jak przypadkowy zbieg okolicznosci.. Wedlug nich to jest zbieg, ktory mial sie zdarzyc ... twoj universe czy inna sila wyzsza chce ci cos powiedziec... A teraz ja ci powiem zupelnie podobna historie ... moja przyjaciolka miala praktyke na noworodkach i mnostwo opowiadala jakie one sa cudne te noworody, wiec ja poprosilam, zeby mi pozwolila wpasc i sobie je poogladac... zgodzila sie abym wpadla na dyzur wieczorny... przy okazji jej troche pomoge... I pomagalam jej roznosic niemowlaki do matek na karmienie wieczorne... Nagle zauwazylam, ze jedno dziecko zostalo pominiete i niedoniesione do matki.. zlapalam balerona na rece, numer lozka matki doczepiony do becika i polecialam, i zanioslam.. Za chwile wezwala mnie moja kumpelka i ochrzan.... ze niby mi pan bog rozum odebral ... matka sie zrzekla dziecka i nigdy go jeszcze nie widziala i nie powinna widziec ... kazala mi isc i male odebrac .. weszlam do sali zmieszana strasznie ... baby w lozkach cos tam sobie szeptaly miedzy soba, a ta matka - malolatka lezala kola zawiniatka i intensywnie sie w nie wpatrywala z najwiekszym zainteresowaniem no i ja nie mialam serca to dziecko jej zabrac... Nie wiem jak to sie skonczylo, bo moja przyjaciloka juz nigdy wiecej nie chciala, abym jej pomagala ( tym bardziej, ze jeszcze w miedzyczasie lulalam na rekach inne niemowlaki i one potem darly sie cala noc domagajac sie lulania czy innego okazania uczuc.Przez to pielegniarki nie mogly spac i dostalam zakaz wstepu.) I nie wiem czy ta matka moze zmienila swoja decyzje czy nie... Moja przylaciolka sie tym nie interesowala.. W krotkim czasie moj ex powiedzial mi o swoim dziecinstwie.. i adopcji... potem byly schody z tesciami .... i on sie pogubil miedzy mna z nimi kompletnie ... a ja wtedy bylam strasznie mloda i moze nie glupia, ale zbyt madra tez nie ...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Przepraszam, że tak się wcinam nie na temat, ale tak jakoś mi się smutno zrobiło, a jak napisze, co mi leży na serduchu to od razu lżej, więc piszę... Trzeci dzień się nie odezwał ani słowem, a od dwóch jesteśmy pokłóceni... Jakoś żyję, ale zaczynam tęsknić i zastanawiać się czy aby to na pewno jego wina i czy dobrze zrobiłam... Poza tym, trochę się boję co on kombinuje... :( Bo coś mi się wierzyć nie chce, że tak po prostu dał za wygraną... :O

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Autodetox
..witam ..a może ktoś ma gotowego linka do..uzdrowienia emocjonalnego..? pliiiiiiiiiiiiiiiis

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
No coż no cóż.... głód dopada każdą z nas, która odstawia swoją uzywkę. Trzeba sensownie popatrzeć na strach, który Ciebie męczy. Skąd się bierze. Ja się może powtarzam, ale kiedy poszłam za tym strachem, zobaczyłam niefajną prawdę o sobie, to najpierw był okropny ból, potem była akceptacja stanu jaki zobaczyłam, potem ulga i spokojne powolne leczenie tego, co we mnie chore. Może Twój strach wynika z faktu, że wmawiasz sobie , że bez kontaktu z tym człowiekiem nie będziesz w pełni kobietą, może się boisz, że znajdzie inną, może się boisz samego faktu, że nie lata za Tobą, a to oznacza, że już Ciebie nie chce. Wejrzyj w siebie, zmierz się z tym. Wiem, że potrafisz, nie wiem tylko czy na to jest czas. Przestań cierpieć. Oneill wielkie ❤️ dla Ciebie. Nie wiem, czy pisałam tu o tym. Moja mama dokonała aborcji. Zaszła w ciążę między mną a moim bratem. Ponieważ obawiała się o swoje zdrowie, usunęła. Kiedy miałam 6 lat wykrzyczała mi w twarz, że lepiej byłoby, żeby mnie wyskrobała. Pamietam uczucie mi towarzyszące. Ja intuicyjnie pojęłam co oznacza to \"wyskrobała\". Jako sześciolatka nie miałam zielonego pojęcia co znaczy słowo \"aborcja\", nawet do głowy mi nie przyszło, że można pozbyć się własnego dziecka. Uważałam, że dziecko po prostu się rodzi. Mimo wszystko zrozumiałam słowa matki. Prawdopodobnie wtedy pierwszy raz posiadłam mgliste pojęcie, które potem na lekcjach biologii, czy religii nazwano aborcją. Żyję z tym do dziś, doskonale pamiętam tamte słowa. Nie wiem jakimi przesłankami kierowały się Twoja matka i babka. Wiem jedno, same sobie zafudowały to bagno. Być może Twoja matka do końca swoich dni myślała o Tobie, przytulała Ciebie. Nie wiesz tego, ona nie zrobiła tego Tobie, ona podjęła swoją decyzję. Wydaje mi się logiiczne, że w swoim życiu każdy z nas doświadcza pewnych osób i sytuacji, żeby czegoś się nauczyć. Może fakt, że zostałaś ocalona i porzucona, ma pokazać Ci, że czegoś o sobie masz się nauczyć. To jest lekcja. Lekcja pokochania siebie, zaakceptowania, w zderzeniu z faktem, że ktoś Cię odrzucił. A kiedy rano wstaniesz, pomyśl o rzeczach za które jesteś sobie wdzięczna. Sobie samej. Popatrz na siebie z miłością, no bo przecież wiele sobie zawdzięczasz - sobie i nikomu więcej. U mnie spokój. Głód minął. Niespodziewanie szybko. Czuję, że nici - niewidzialne i bardzo mozne, wiążące mnie z tym człowiekiem, pękają. Jak pajęczyna, w którą włożył palec niesforny trzylatek. Niczego nie żałuję, cieszę się sobą, cieszę się otaczającymi mnie ludźmi. Cieszę się, że wreszcie sama odpowiadam za wszystko, co robię. I jestem z siebie dumna.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×