Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość POMOC DORAZNA

Czy jesteś w związku, w którym partner molestuje Cię psychicznie? cz.2

Polecane posty

Kasiu.. Szeroki usmiech to bylo okazanie radosci z tego,ze cie widze. Nastepny raz machne lapka. Miss Perfect, dobrze wiesz, ze piszesz bardzo ladnie i rzeczowo, wiec nie smialabym sie usmiechnac z tego powodu ;) A rzeczowo i konkretnie podchodzac do tematu, to nalezaloby dojsc do zrodel twojej niskiej samooceny ... Chcesz sprobowac ?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
consekfencja... tak sobie myślę, że oddałabym wiele a w tym wspomnianą przez Ciebie rzeczowośc wypowiedzi za bycie szczęśliwą ;) Co do niskiej samooceny- oczywiście, że chcę spróbowac, ale to będzie jazda bez trzymanki :D Bo tak jest odkąd pamiętam. Wzrastałam w domu ciepłym, spokojnym, wręcz nadopiekuńczym. Nikt mi niczego nie narzucał, to zawsze byłam ja, zawsze. Nikt mnie nie musiał pilnowac, byłam grzeczniusia jak aniołek, no czasami może pokazywałam różk, ale sporadycznie ;) nikt mi nigdy nie pomagał w lekcjach, nie sprawdzał zeszytów, ja sama wiedziałam co mam robic i co należy do moich obowiązków. Perfekcjonistka, prymuska. Tylko dlaczego ryczałam po kątach, że dostanę tróję ze sprawdzianu, a potem okazywało się że dostałam szóstkę i to z plusem, dlaczego wstydziłam się zabrac głos na forum klasy, mimo iż wiedziałam i byłam wspaniale przygotowana, dlaczego chciałam żeby wszyscy mnie lubili? Długo by o tym wszystkim dywagowac, ale zastanawia mnie to bardzo i źródła tych zachowań nijak nie mogę dojśc, bo w domu, przynajmniej jeśli chodzi o szkolne dokonania nigdy nie usłyszałam złego słowa, wręcz przeciwnie, byłam chwalona. Myślę sobie, że nie zniosłabym krytyki. Sama wyznaczałam sobie poprzeczkę. Potem trochę się to zmieniło, nadeszło rozluźnienie w latach licealnych ;) ale tylko pozorne. To wszystko we mnie nadal tkwi jak zadra :-O

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
czyli mam rozumiec, że nadopiekuńczośc rodziców jest skorelowana pozytywnie z niską samooceną dziecka? ;) fakt, czasami czułam się okaleczona, bo wszędzie prowadzono mnie za rączkę, a klosz dobrotliwej miłości rodzicielskiej pod którym się znajdowałam, a który mnie uwierał, miał mnie uchronic przed całym złem tego świata, tworząc pewnie jakieś nieprzystosowanie, ale czy takie dzieci nigdy nie wierzą w siebie? bo ja z obiektywnego punktu widzenia nie miałam ku temu żadnych powodów, wręcz przeciwnie, wiara we własne siły i duma powinny mnie rozpierac, a tak nie było... Pamiętam jak Ty odpisując na mojego bodajże pierwszego posta, napisałaś że powinnam byc z siebie dumna, co mnie wzruszyło, bo jak stwierdziłam, dawno nie byłam, a właściwie to chyba nie wiem jak to jest. Czy rodzice mi to zabrali?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ewo z Raju...dziekuję Ci badzo :D \"krzyk rozpaczy\" ugrzęzł dzieś, prrzepadł na zawsze i zniknął w \"Błękitnym niebie\"... Dobrej nocy wszystkim ❤️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Kasiu .. Bo dumni jestesmy gdy sami samodzielnie do czegos dochodzimy... nawet jesli to jest metoda prob i bledow. Ale w ktoryms momencie nasz umysl spostrzega .... hej ja to sam wymyslilem i to jest fajne.... przeciez ja jestem calkiem madry i kreatywny i chyba poradze sobie w trudnych sytuacjach ... i DUMA.. A ty chyba zostalas tylko nauczona jak odnosic sukces, nie masz pojecia jak poniesc porazke i to cie chyba przeraza... Trener reprezentacjii Finlandii powiedzial w wywiadzie, ze trening mlodzikow zawsze rozpoczyna od nauki upadania... wtedy jego chlopcy nie boja sie skakac bo wiedza co ich czeka i jak to smakuje i jak sobie z tym radzic... Krotko mowiac Kasiu moze powinnas pocwiczyc upadanie na doope w kazdej dozwolonej pozycji... Bo to nie jest sztuka upasc... sztuka jest sie podniesc, otrzepac z pylu i sprobowac jeszcze raz ...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
consekfencjo... ale sukcesów na polu naukowym nie zawdzięczam tatusiowi i mamusi :) Problemem jest to, że nigdy z tych sukcesów nie umiałam się cieszyc, ot "chleb powszedni"... ale za to właśnie porażki przeżywam podwójnie. Jeśli chodzi o upadanie na tyłek, wierz mi, że nadrabiam za wszystkie czasy. Odkąd wyjechałam na studia i się usamodzielniłam, co chwilę spadam na doope... Moja matka ostatnio w rozmowie z moim bratem użyła określenia, oczywiście w stosunku do mojej skromnej osoby- "jak pies urwany z łańcucha". Nie pozostaje mi nic innego, jak tylko się zgodzic. Smakuje życie... ostatnimi czasy jest bardzo gorzkie. Aż czasami chciałoby się podkulic ogon i skryc się pod fartuszek mamusi w poszukiwaniu bezpieczeństwa ;) Może właśnie zbyt usilnie szukam takiej miłości w relacjach z płcią przeciwną, albo raczej ja obdarzam taką bezwarunkową, obezwładniającą, bo taką znam z domu? a do tego moje chroniczne niedowartościowanie i oto przepis na dramat gotowy ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Kasia jak pies urwany z lancucha? :D :D :D No i dobrze rwij lancuchy ktore cie krepuje i zaznaj prawdziwego zycia bez klosza... Ja wlasnie dlatego jestem z ciebie dumna, bo sie nie boisz probowac, bo szukasz wlasnej drogi . Ja wierze, ze ja znajdziesz i bedziesz szczesliwa ♥♥♥

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
dzięki :) ❤️ mówią też, że "zdrowe ryby płyną pod prąd" ;) ja się nie boję próbowac, tylko myślałam, że znalazłam i dostałam jak obuchem w głowę. Chcę się dowiedziec dlaczego tak wyszło, dlaczego tak się stało, otrząsnąc się i pójśc dalej, bo zrobic kroku w tył, chociaż serce krwawi, nie mogę. Zajmie mi to trochę czasu, ale może kiedyś zaświeci słońce...i tym pozytywnym akcentem ;) dziękuję za cenne wskazówki, dobrej nocy :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Margie 😍 Super. Przytulam, a Dezyderata jest super. \"Krocz spokojnie podczas zgielku świata\"

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
I proszę, można spokojnie żyć. Ostatnie kilka dni, to dla mnie czas rozliczania się z przeszłością. I dobrze, jeszcze bardziej otworzyły mi sie oczy. Ludzie zaczynają mówić i mówią rzeczy, o których nie miałam zielonego pojęcia. Przez cały związek z tym człowiekiem jednego byłam na 1010% pewna, że on nigdy nie posądził mnie o zdradę. O jakże się myliłam. Dowiedziałam się, że przez długi czas, kiedy widywano go z dziećmi na spacerach, gdy ktoś podsumował -ładnego masz synka (o córce wiedzieli wszyscy) - odpowiadał, że to nie jego dziecko, ale znajomej. Kiedy sprawa się rypła i wyszło, że to mój syn, stwierdzał, że on nie jest pewien czy jego. Śmieszne to tragicznie, bo mały jest do niego podobny tak niesamowicie, że te wygłaszane wątpliwości musiały wzbudzać w słuchaczach conajmniej dziwne uczucia. Dowiedziałam się również, że za moimi plecami prowadził dzieci tam, gdzie dzieci nie powinny bywać, do ciemnych miejsc, gdzie ubija się ciemne interesy, gdzie podejrzane kreatury walą się po mordach o pieniądze. Tyle razy zastanawiałam się dlaczego po niektórych spacerach z tatą, córka jest milcząca, zahukana, ucieka od rzeczywistości. Tyle razy zastanawiałam się dlaczego tak bardzo naciska, żebym i ja szła na spacer, mimo, że wiedziała, że w tym czasie jestem w pracy. Popatrzyłam na córcię inaczej, ona dużo widziała, to w niej siedzi, to że ma kłopoty emocjonalne, to jest efekt tego. Dowiedziałam się, że przez 7 lat nie padło ani jedno dobre słowo na mój temat, dopiero teraz ludzie z zaskoczeniem patrzą na mnie i mówią, że nie spodziewali się, że ja jestem ciepłą, otwartą osobą, bo obraz jaki malował im ten człowiek był zupełnie inny - materialistka, franca, skrzywiona psychicznie baba, matka, która nie interesowała się dziećmi. Masakra :D:D:D:D:D Znajomi zakłady robili ile przetrwa to małżeństwo. I wiecie co, jakoś mnie to wszystko nie boli. Jest tylko potwierdzeniem, że wplątałam się na własne życzenie w totalne bagno. Jest dla mnie potwierdzeniem, że idę w dobrą stronę, w stronę rozwoju, by nigdy więcej nie dać się zmanipulować takiemu człowiekowi. A w domu , ilekroć mówiłam, że czuję brak szacunku, słyszałam, że on szanuje, docenia...bla bla bla. Hipokryzja najwyższego lotu. Nie zasługuję na takiego człowieka. Zasługujhę na własną miłość i szacunek do siebie. I w imię miłości i tego szacunku, mówię temu człowiekowi \"papa\". Moje dzieci, też zasługują na spokój i na możliwość normalnego życia. Dobrze mi z tym wszystkim. Ze świadomością, z wiedzą o sobie. Znów zaczynam uśmiechać się do siebie i do ludzi. I to jest piękne:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Tak cztery umowy 🌻 wreszcie jesteśmy gotowe zobaczyć i nazwać fakty czyli ZAAKCEPTOWAĆ rzeczywistość. Wyłączyć własne projekcje, iluzje ... To ciekawe doświadczenie - czy też tak odbierasz? Wreszcie mogę OBSERWOWAĆ okiem kamery. Emocje mnie gubiły, dawały przeczucia, ale nie chciałam w nie uwierzyć, bo były tak dalekie od potrzeb i wyobrażeń. przytulam!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Autodetox
..emocje są ok --jedynie nie umiemy nimi kierować i używać .dlatego tak wazne jest dostrzec przyczynę ich powstania,jaka to emocja pozytywna czy negatywna.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
prawie 40 - \"to systemy wczesnego ostrzegania zawiodły... a raczej zignorowałam je sądząc, że z czasem jak będzie widział jak to działa zrozumie...\" Ja w to wierzylam ZAWSZE, bez wzgledu na to co pokazywala rzeczywistosc. Syreny wyly jak opetane - a ja \"wiedzialam swoje\". Bylam slepa. Slepa i chora. Ciesze sie ze zdrowieje. I przede wszystkim ciesze sie ze odzyskuje siebie. Madrze i tresciwie tu piszecie. I zapomnialabym w nawale materialu do przerobki - wspaniale ze pojawily sie Present i Oktavia ze swoim rozumnym spojrzeniem i spokojem. Bardzo Was tutaj brakowalo. Autodetox to pierwiastek meski ktory jak najbardziej jest nam tu potrzebny - a jak i po co, czas pokaze. Wszyscy jestesmy tu potrzebni, kazdy z nas ma cos wartosciowego do podzielenia sie... A ja odkrylam pewne narzedzie ktore pozwoli mi, mam nadzieje, uporac sie lepiej z upiorami przeszlosci i nauczyc ta mala wewnetrzna dziewczynke bronic sie - i przy okazji uciszyc jej strach. Strach wynikajacy z bezradnosci, nieumiejetnosci obrony i braku wsparcia z zewnatrz kiedy sie jest jeszcze dzieckiem i musi sie, z racji tego, liczyc na opieke doroslych. Swiat i ludzie moga byc niezyczliwi, wredni - ale dziecko powinno dostac wiedze i srodki na obrone przed tym. Jesli tego nie otrzyma - uzna ze swiat jest wrogi, ze nikomu nie mozna ufac i ze jakos trzeba przetrwac bez umiejetnosci obrony. Bedzie zdeterminowane strachem przez jakimkolwiek potencjalnym atakiem - wiedzac ze nie umie sie bronic bedzie opracowywac strategie biernego przetrwania albo nie narazania sie. A umiejetnosc obrony jest niezbedna - jako narzedzie do zycia, nie przezycia. Odtwarzam sobie w myslach sceny traumatycznych wydarzen (okazuje sie ze bardzo dokladnie je pamietam mimo iz minelo wiele lat) - i wkraczam w nia. Jako dorosla ja - nazwijmy to ze staje sie swoim wlasnym aniolem strozem. Nawet wyobrazam sobie siebie odruchowo jako osobe w bialym ubraniu (to jest taki komplet spodnie z zakietem, jakos tak odruchowo, podswiadomie akurat taki zestaw). Wchodze w scene i logicznie, spokojnie, rzeczowo - ustosunkowuje sie. Nie oceniajac nikogo, nie oskarzajac, nie obwiniajac - w taki wlasnie sposob biore w obrone swoje wewnetrzne dziecko. Wezmy za przyklad te sytuacje ktora opisalam kilka postow wstecz. Jestem oskarzona przez kolezanke z klasy o cos czego nie zrobilam; wychowawczyni jest z nami w gabinecie dyrektorki i zmuszaja mnie zebym sie przyznala... Placze z bezsilnosci i strachu, wlasciwie juz nie placze bo nie mam sil, jestem potwornie zmeczona i zaczyna mi byc juz wszystko jedno, niech im bedzie, przyznam sie, niech mi dadza spokoj, wszystko jedno co sie stanie ja chce miec spokoj; juz niewazna prawda ze nie powiedzialam i ze nawet nie wiem jakoe to slowo, moze cos mnie natchnie i przyjdzie do mnie, powiem im i niech skoncza sie te meki - tak myslalo 8-letnie dziecko. Wtedy wchodze ja dorosla. I mowie tak: obydwie dziewczynki maja tyle samo lat, czyli obydwie sa z tego samego poziomu. Dlaczego wierzycie jednej bardziej niz drugiej? Dlaczego przyznajecie ze jedna mowi prawde a druga nie? Jakie macie na to dowody - na to czy L powiedziala takie slowo - czy tez na to czy B faktycznie to slowo od niej slyszala? Nie macie dowodow. Nie macie swiadkow. Jak B mowi - szly wtedy same ze szkoly. Czyli niekoniecznie L klamie i nie chce sie przyznac - moze B klamie? I skoro nie jestescie w stanie sprawdzic prawdomownosc ktorejkolwiek - oskarzenie nie ma podstaw. Poza tym - rzecz miala miejsce nie w szkole a poza nia - i raczej nie jest w gestii szkoly czy wychowawcy dochodzenie czy L powiedziala cos B czy nie. Nie ma to nic wspolnego ze szkola. Zastanowcie sie - dlaczego odbywacie ten sad? Dlaczego tak dreczycie to dziecko? Jesli sprawia wam to chora satysfakcje to macie ze soba powazny problem, ktory moze stanowic podstawe do zakwestionowania waszych umiejetnosci zawodowych. Jesli dowiem sie ze cokolwiek stalo sie temu dziecku - bede interweniowac. Nie pozwole nikomu znecac sie nad nia psychicznie. Wiecie, ze po odegraniu tej sceny w wyobrazni - poczulam ulge. Jakby tamte wydarzenia powoli tracily traumatyczna moc. Jakby ta mala dziewczynka nagle poczula ze nie jest calkiem bezradna, bezsilna. I tak bede sie po kolei rozprawiac ze wszystkimi traumami. Musze nauczyc moje wewnetrzne dziecko obrony, bo to dowod na to ze jest wazne. Ze sie liczy. I nikt juz wiecej go nie skrzywdzi. Kiedys juz tego probowalam ale bez skutku, nie wierzylam ze zadzlala, pewnie bylam jeszcze za slaba... Bo tamte upiory, tamci ludzie - oni dla mnie jako dziecka mieli moc nadludzka - wlasnie ich tego pozbawilam. Dostrzeglam w nich ludzi, slabych ludzi, malych ludzi - ktorych latwo pokonac.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
dzień dobry 🖐️ Ewo... dałaś mi inspirację do przemyśleń :) i chyba tak jest, że dziecko z rodziny nadopiekuńczej w ostatecznym rozrachunku może czuć się jak to na którym nikomu nie zależy. Przypominam sobie chociażby sytuacje jak chronicznie bez większej przyczyny chorowałam, łapałam wirusy nie wiadomo skąd. Wydaje mi się, że (jestem drugim, najmłodszym dzieckiem) byłam bardzo zaangażowana w relacje, pewien konflikt małżeński moich rodziców i tymi chorobami raz, że wołałam \"patrzcie, ja tu jestem!\", a dwa, scalałam rodzinę w wysiłkach i opiece nade mną żebym wyzdrowiała. Wreszcie się nie kłócili i działali razem... Ja praktycznie do teraz potrafię reagować na sytuacje, które podświadomie uważam za zagrażające, chorobą. Tzn. parę miesięcy wstecz, kiedy tworzyliśmy z moim byłym parę na odległość, a on potrafił z częstotliwością raz na tydzień stwierdzić, że \"nie wie czy potrafi ze mną być\", objawiało się to zaburzeniami jedzenia, praktycznie nie jadłam nic. Ale schodzę trochę z tematu ;) w każdym razie, kiedyś po wielkiej telefonicznej awanturze, kiedy kolejny raz dzwoniąc zza oceanu, dał mi do zrozumienia, że to koniec, nie wytrzymałam nerwowo, spakowałam się i pojechałam do rodziców, do źródła tej mojej miłości, która w przeciwieństwie do innych nigdy nie wygaśnie i ochroni mnie przed złem tego świata... 🌼

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
hej, opisywalam troche moja historie na pierwszych stronach. Wczoraj mialam kolejna kłótnie... Bylam z moim chlopakiem i jego kolegą w barze (ja kierowalam, oni wypili po jednym piwie), gadalismy, żartowalismy bylo oki. W pewnym momencie moj chlopak stwierdzil ze jedziemy do domu, jak wyszlismy z baru to powiedzal ze z nami koniec, zapytałam co sie stalo a on ze go wkurwilam... pytam go: czym? a on pozniej Ci powiem ale jest koniec. Jechal z nami ten jego kumpel wiec dlatego nie chcial powiedziec... cala droge do domu plakalam i przepraszalam go jesli go czyms urazilam bo przeciaz nic zlego nie zrobilam. Odwiezlismy jego kumpla i pytam co sie stalo. okazalo sie ze jak rozmawalismyw tym barze o tym ze ktos tam kogos pobil to powiedzialam o moim chlopaku cos w stylu, ze tak jak jestesmy razem 2 lata to przy mnie jeszcze nikogo nie uderzyl. Mowilam to w tym sensie ze ciesze sie ze taki jest. A on to odebral ze to bylo przeciwko niemu, ze jest cipa a nie facetem. Oczywiscie jak tylko jego kumpel wysiadl to moj chlopak zaczął ze jestem głupia, wredna suką, wyruchana dziwka, ze nie doceniam tego co mam przy nim itp. :( odwiozlam go pod dom kazal mi wypierdalac z samochodu, powiedzialam ze nie wysiade ze chce najpierw pogadac przeciez nic nie zrobilam, ze jego kumpel tez nic sobie nie pomyslal o nim zlego przeciez wszyscy zartowalismy. wycignal mnie sila z samochodu wjechal do garazu, ja poszlam pod jego dom chcialam z nim wejsc do srodka i pogadac ale odepchnal mnie i zatrzasnal drzwi przed nosem :( siedzialam na wycieraczce i plakalam, zadzwonilam do niego, prosilam zeby mnie wpuscil ale dalej mnie tylko wyzywal. Dzis mial jechac kupic mi samochod, sam to zaproponowal ze mi go kupi, to byla okazja auto bylo lekko uderzone a on jest mechanikiem wiec naprawilby co trzeba. Teraz mam wyrzuty sumienia ze on jest taki dobry a ja jestem ta zla. :( ze to wszystko moja wina... jutro mam wizyte u lekarza w innym miescie, ja sama nie odwaze sie jechac moim samochodem bo to duze miasto, duzy ruch. Mialam jechac pociagiem, jesli nie byloby opoznien to bylabym na styk u lekarza ale on wzial wolne i powiedzial ze mnie zawiezie. Cieszylam sie... a teraz i tak musze jechac tym pociagiem, wlasnie sprawdzam polaczenie, na powrotny pociag musze czekac ponad 3 godziny... ale z drugiej strony przynajmniej nikt nie bedzie na mnie krzyczal i wsciekal sie bez powodu po drodze...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ostatnio zawozil swoja siostre na egzamin tez do innego miasta, kazal jej ustawic nawigacje, ona nie umiala to krzyczal na nia ze jest glupia, jak bylismy pod szkola to jego siostra powiedziala ze teraz i tak juz nie zda tego egzaminu. Ona poszla do szkoly a ja dostalam zjebke ze jestem wredna bo jak on na nia nakrzyczal to ja mialam ja pocieszac.. po co? zeby uslyszec od niego ze mam sie zamknąć i nie wtrącac?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Oneill, bardzo dobra autoterapia. Mnie pomogla. Stosowalam ja na bazie terapii Gestalt, ktorej to nauczylam sie od terapeuty. A czego to ja wlasciwie nie stosowalam? :) Teraz chce byc tylko ze soba, tzn. miec stala swiadomosc poczucia siebie bez wzgledu gdzie i z kim jestem. Serdecznosci

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Tez sporo chorowalam, glownie na poczatku szkoly, ale ze bylam pilna i zdolna to nadrabialam bez problemow. Szczegolnie bardzo czeste anginy. Pamietam ze rodzice (glownie matka, bo byla caly czas w domu) zajmowali sie mna wtedy ale przypominam sobie jakies zniecierpliwienie i wrecz aptekarska dokladnosc w podawaniu lekow. Pamietam tez lek przed bratem matki ktory zawsze jak mnie widzial chora to sie na mnie wydzieral ze udaje i ze nie jestem obloznie chora to powinnam wstac i cos w domu zrobic. Mial przy tym strasznie grozna mine, taka jakby mi chcial krzywde zrobic. Balam sie go bo mnie nie lubil i to okazywal ale chcialam zeby mnie polubil bo wtedy przetalby byc dla mnie grozny. Zawsze mi dokuczal, jak matka nie patrzyla to mnie szturchnal albo zamachnal sie reka ze niby chce mnie uderzyc. W jego tonie jak sie do mnie zwracal niezmiennie brzmiala grozba. Nie wiem dlaczego tak mnie akurat nie lubil. Odkad pamietam. Matka nie brala tego powaznie, mowila: e tam zdaje ci sie wujek cie lubi. Uwazala go za swoisty autorytet, tez nie wiem dlaczego. A to byl czlowiek pelen kompleksow. Mogl sie co najwyzej wyzywac na dziecku ktore i tak nie mialo obrony, ktoremu i tak nikt nie uwierzy bo jest dzieckiem. Ja sie chyba przez niego zaczelam bac mezczyzn. Przez niego i przez kuzyna ktory mnie zastraszyl kiedys ze mnie zabije jak powiem komukolwiek ze sie przy mnie onanizowal. Ja nie wiedzialam wogole co on robi, moglam miec nie wiecej niz 10 lat - ale czulam ze to jest nie w porzadku. Czulam sie strasznie zawstydzona. I przerazona. Balam sie krzyku, podniesionego glosu - u mezczyzn. Groznego wzroku. Kobiet sie nie balam - tzn nawet jak sie wydzieraly to jakos nie wywolywalo to we mnie strachu, nie paralizowalo. Chyba od dziecka wdrukowane mam zeby nie ufac mezczyznom, ze oni sa grozni, moga mnie skrzywdzic fizycznie. Nie znalam zadnego mezczyzny ktory zaslugiwalby na zaufanie kiedy bylam dzieckiem - moze z wyjatkiem ksiedza od scholi (to byl taki ksiadz z prawdziwego zdarzenia) i druzynowego z harcerstwa. Bo oni byli mili, spokojni, wyrozumiali, nie robili niewlasciwych rzeczy ktore mnie przerazaly, nie krzyczeli, nie czepiali sie, nie robili awantur i nie walili piescia w stol ze zlosci jak moj ojciec. Ale to byli jakby \"nie mezczyzni\" bo ksiadz to ksiadz - a druzynowy to tez cos innego. Nie moge na razie pisac...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dziewczyny, ja już naprawdę nie mam siły :( Nie chce mi się już żyć... Właśnie mi oznajmił, że żeby żyć normalnie musi zrujnować mi życie i zrobić ze mną dziwkę, tak żebym wstydziła się iść na uczelnię :( Straszy mnie, że wyśle jakieś stare filmy i więcej się nie pokaże na ulicy :( Wiem, że jest zdolny by to zrobić i zrobi to... :( On uważa, że ja jestem winna, że kiedyś zostawił dziewczynę, która go utrzymywała i przez to ja mu zniszczyłam życie, więc teraz jego kolej... Strasznie się boję, co ja powinnam zrobić?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dlaczego on nie potrafi zrozumieć, że lepiej zakończyć ten związek skoro się nam nie wiedzie dobrze i jesteśmy nieszczęśliwi... Za co chce się mścić, za to że nie potrafi mnie szanować :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Maxiunia 😍 Co robić 😍 Czy pozwalacie się tak żle traktować, bo same uważacie, że na to zasługujecie? Ze nie zasługujecie na szacunek i miłość? Przytulam Was serdecznie, bo nikt bardziej niż Wy właśnie nie zasługuje na SZACUNEK i MIŁOŚĆ. Oneill 😍 Ja na one brain właśnie tak rozliczałam sie z traumą dzieciństwa. Byłam samotna, miałam odcięte uczucia. Bałam się. Więc ja dorosła brałam na ręce mnie dziewczynkę i przytulałam ją. Mówiłam jak ja kocham i jak sie nią zaopiekuję. I że będę ją bronic i chronić. A co? Nie dano mi tego, więc sama zmieniam projekcję przeszłości, sama daję sobie miłość i wsparcie. :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dziewczyny -link do piosenki ktorej słowa wrzuciłam wczoraj... http://www.youtube.com/watch?v=U7FoVrHkLuM Pamietacie taka piosenke...Nie zmienie swiata nie zmienie,nie mam zadnych złudzeń...to nie uda sie nikomu choc rewolucje sa dla ludzi...Ale moge zmienic sie sam i moge zmienic siebie.....\" Gdy czytam Wasze wypowiedzi widze swoja droge ,swoje piekło ,to jak szukałam winy w sobie jak potrafił manipulowac mna moimi uczuciami i wiem ze jest 1 droga.... Trzasnac drzwiami ...z 2 strony...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość AUTODETOX
....witam Ewo w Raju....od jutra po grypie wracam do codzienności. zastanowię się nad tym co napisałaś . odezwę się jutro lub we wtorek..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość AUTODETOX
.....jestem tu by się jeszcze wiecej wzbogacic.....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hmmm witajcie. Ewo, jest temat o którym myślę i myślę. i Ty go poruszyłaś własnie. Dzieci, wpływ sytuacji na nie. Moja córka jest bardzo wycofanym dzieckiem, żywym i owszem, ale pod względem emocjonalnym masakra. O wszystko płacze, reaguje zbyt ostro na każdą sytuację. Cały czas myślałam, że chodzi tylko i wyłącznie o sytuację w domu, od małego była cichym świadkiem piekła. Teraz już wiem, że nie tylko. Była w miejscach, które prawdopodonie mnie jako dorosłej osobie, nie było dane odwiedzić, miała styczność z osobami, które ja jako dorosła kobieta, omijam z daleka. Dostałam informację, że moje dzieci obserwowały, jak jakiś rozjuszony wierzyciel tłukł mojego męża na ulicy.\\ Ona nigdy mi o tym nie mówiła. Ale teraz wiem, że niejednokrotnie ze spacerów z mężem wracała w dziwnym stanie - bardzo smutna, milcząca, sprawiała wrażenie, że zapada w siebie, zapomina o rzeczywistości. Nie raz próbowałam rozmawiać z małą, ale ona omijała temat, mówiła tylko, że jej smutno, że nie wie dlaczego. Doskonale wiedziała, bo była świadkiem naszych kłótni, jak ma na imię pani o którą te kłótnie całe lata się odbywały. Dostałam informację właśnie od tej pani, że nagminnie mój mąż woził małą do niej do pracy, albo chadzał z nią na spacery w towarzystwie moich dzieci. Mała nie mówiła nic, mimo, że wiedziała. Tylko zapadała w siebie, swój świat coraz bardziej i coraz bardziej domagała się okazywania sobie miłości, zwłaszcza przeze mnie. Czasem bywało tak, że wystraszona, prosiła, żebym poszła i ja z nimi na spacer, mimo, że wiedziała, że pracuję. Reasumując. Ma siedem lat. Poważne kłopoty w szkole, mimo, że jest bardzo inteligentna, mimo, że potrafi chłonąć wiedzę. Mam wrażenie, że stara się spowolnić tempo pracy do minimum, że coś chce przez to powiedzieć. Nie wiem jak mam z nią rozmawiać. Po ropzstaniu z mężem, kilka razy wracała do tego faktu i pytała, czy nie możemy się pogodzić. Tłumaczyłam spokojnie, że nie, ponieważ mamy inne poglądy na życie, bo zamiast się kochać, kłóciliśmy sie, że nie akceptujemy swoich postaw życiowych i najważniejsze, starałam się jej powiedzieć, że tata dalej jest jej tatą i jak najbardziej, jeśli tylko chce może kochać go ogromnie. Chodziła za mną tydzień i powtarzały się te same pytania, jakby nie rozumiała, nie dopuszczała do siebie moich tłumaczeń. W końcu powiedziała, że może wreszcie wydusiłabym z siebie prawdę, dlaczego nie jesteśmy razem z tatą. Powiedziałam prawdę, że tata znalazł kogoś innego, że ma inny sposób na życie, a ja tego nie akceptuję. Nie była zaskoczona, jakby wiedziała, jakby tylko potrzebowała mojego potwierdzenia. Nie wiem czy zrobiłam dobrze. Może za dużo powiedziałam tej prawdy. Na razie, prosiła, żeby tata nie przychodził. W zasadzie kłopotu nie ma, bo jak na początku biegał codziennie albo i nawet dwa razy dziennie, tak teraz przychodzi raz w tygodnie. Ale martwi mnie to jej odrzucenie, może to moja wina.... Jak ja mam z nia rozmawiać, jak wychowywać?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×