Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość POMOC DORAZNA

Czy jesteś w związku, w którym partner molestuje Cię psychicznie? cz.2

Polecane posty

Olenka 😍 Twoje miejsce także jest tutaj. choć namawiałabym Ciebie na odnalezienie najbliższego Domu Trzeżwości. Znalezienia dla siebie grupy Al-Anon. Alkoholizm to choroba. warto wiedzieć, jak to sie je. Nawet jak Twój chłopak przestanie pić to nie sprawi, że nie będzie alkoholikiem. Alkoholikiem, także niepijącym, jest się przez całe życie. A Ty jesteś współuzależniona. Ale jesteś w dobrym towarzystwie, bo my wszystkie tutaj jesteśmy współuzależnione. :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość do yeez
ewka to naprawdę wredna żmija, która sypia z cudzymi mężami i wykańcza rodzinę psychicznie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Oneill Tekana wszystko to co piszesz to obraz nędzy i rozpaczy, tak jak u większości z nas. A teraz zadanie dla Ciebie - przeczytaj, co napisałaś jeszcze raz ale zamiast słów \"ja, mnie, mój, \" wstaw imię jakiejś dalekiej koleżanki. Co byś jej doradziła? I jeszcze jedno. Oczywiście zmiany są trudne, nie będę słodzić Ci, że super i bez bólu. I zmiany powodują , że Ty będziesz już inna, Twoje życie też. Sęk w tym, że właśnie tak ma być! Nie szanujesz siebie, nie kochasz, masz do siebie żal... Dlatego cierpisz, dlatego jesteś z toksykiem i pozwalasz na gnębienie siebie, na to, by dzieci żyły w strachu, że najbliższa im osoba w każdej chwili będzie musiała opuścić dom. Otrząśnij się. Właśnie o to chodzi, żebyś dokonała zmian w sobie. Dlaczego nie możesz przeforsować pójścia do pracy? Dlaczego stanowczo nie załatwisz jej i po prostu do niej nie pójdziesz. To, co wyprawia pod względem finansowym Twój partner nazywa się molestowaniem finansowym (ekonomicznym) - wkleiłam kilka stron temu link do artykułu na ten temat. Możesz poczytać, zapewne odnajdziesz tam swoją sytuację. Mój nick to równocześnie tytuł książki, od której ja zaczynałam. Przeczytaj ją, będziesz zdumiona i zaskoczona. I oczywiście bądź tu z nami:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Oleńka zastopuj kobieto ze ślubem. I czekaj aż zobaczysz, że ten człowiek zmienił się dla siebie samego, a nie dla Ciebie. Wszelkie zmiany robione pod czyimś wpływem są grą pod publiczkę, łowieniem zdobyczy. A chyba nie muszę mówić , co sie dzieje, jak publiczka już zostanie złowiona. Wtedy jest szara codzienność...I to co stare, powraca podwojone, bo...zmiany dla publiczki już nie są potrzebne. Inaczej rzecz się ma, jeśli zmiana jest zrobiona bo mnie samej z czymś we mnie jest źle. Jeśli zmieniam się dla siebie, to taka zmiana jest stała, a nawet rzekłabym, ulega kolejnym zmianom na lepsze. Tortilla miło Cię widzieć:D Ewa i yeez, nie przeszkadza mi Wasza rozmowa, czy tu, czy gdziekolwiek. Czy z Waszych dyskusjii (odnoszę wrażenie , że nie dyskusji, tylko monologów każdej ) coś wynoszę. Nie sądzę. Raczej popieram zdanie oneill, to są kosmiczne próby udowodnienia, że jedna kosmitą nie jest , druga zaś nie jest fioletową świnką w pomarańczowych pończochach.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
A teraz ubiję prywatę. Czy jest tu ktoś, kto mieszka i pracuje w Belgii. Pilnie potrzebuję informacji na temat belgijskiego systemu ubezpieczeń społecznych. Część już zdobyłam, ale to za mało. Pytanie pilne, na jutro muszę mieć informacje.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Tekana, biedaczko, psycholog miala świętą rację mówiąc Ci te 3 zdania ... Kiedy czytam twój wpis, to przypominam sobie swoje przejścia z mężem, groźby rozwodem, wyrzucanie z domu, przepraszanie, godzenie się, stawianie warunków, skąd ja to znam ... Ale ja teraz nic o sobie nie piszę, nic o swoich relacjach z nim, bo przerabiam obecnie tylko swoją PRZESZŁOŚĆ ... i wierzę, że to co się dzieje w moim życiu ma związek z moją przeszłością, z tym kim jestem, kim byłam i jakie mam doświadczenia :-( I to wszystko się na siebie nakłada, przeplata się, nic nie dzieje się bez przyczyny ... Zrozumialam, że on pojawił się w moim życiu, aby uzmysłowić mi mój własny problem, abym mogła przejść drogę do uleczenia samej siebie, rozpoznania bólu, a przede wszystkim uwolnienia się od niego ... WYJŚCIA Z ROLI OFIARY. Ja teraz trochę więcej \"kumam\", bo zaczęłam czytać i jestem jakby ... \"natchniona\" ;-) Zaczęłam jeździć do psychologa, coś mi się odblokowało w głowie, sercu, nie wiem gdzie jeszcze, ale czuję, że MOGĘ więcej ... Wobec powyższego faktu mój mąż jakby złagodniał, zaczął się bardziej ze mną liczyć i kontrolować swoje emocje... I to się stało w miarę szybko, tylko nie wiem jak długo będzie tak spokojnie ... Do tej pory obwinialam siebie, teściową, rodzinę męża, miałam skryty żal do wszystkich i wszyscy byli mi nieprzychylni ... Bo ja byłam ich ofiarą i ich rozdmuchanego ego ... A tu pstryk ...jezdżę do psychologa, przestaję patrzeć na siebie jak na ofiarę i wyciągam wnioski, staram się być krytyczna w stosunku do siebie, ale nie bezwzględna...Staram się akceptować swoje wady i na siebie spoglądać jakby z boku, przyglądać się sobie ...i rzeczywiście dostrzegam pewne błędy w swoim postępowaniu. Moja uległość, tłumienie prawdziwych emocji, uzależnienie od cudzej opinii na swój temat, udowadnianie innym, że jestem wartościowym człowiekiem, dążenie do perfekcjonizmu, moje lęki i uprzedzenia ... mogę jeszcze długo wyliczać ... Zobaczę co z tego wyniknie, ale na razie nabieram jakiejś wewnętrznej siły do dalszego działania, akceptowania sytuacji i wiem, że przede mną jeszcze niejedna próba... Choćby to, że mąż próbuje mnie zmusić (kiedyś)/przekonać(teraz) do zamieszkania z teściami, a mamy własnościowe mieszkanie - moje własnościowe 60m mieszkanie! ... Ale mąż jest materialistą i człowiekiem lubiącym \"luksus\". W przyszłości, jeśli dom będzie gotowy, wiem, że postawi mnie przed wyborem ... A ja nie chcę złotej klatki. I to jest teraz mój największy problem. Tak strasznie bałam się jego reakcji do tej pory, jego gniewu, złości, dominacji ... Na razie obiecał, że nie będzie nalegał, na razie...??? Dlatego pracuję nad sobą... Na terapię małżeńską nie chodzimy razem, zresztą mąż nawet nie chce. Ja mam świadomość, że zaczynam od siebie i na razie mi to wystarczy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Tekana
O Belgijskim systemie Ci niestety duzo nie powiem, nawet ściągniecie ustaw w tak krótkim czasie nic nie da... Natomiast dziekuje Wam za szczere słowa. Dziś długo szukałam jakiejsć grupy wsparcia w Warszawie i niestety z żalem muszę stwierdzic ze to nie takie proste... Mija kolejny dzień mojej beznadziei... On traktuje mnie jak powietrze - to jedyna zmiana na lepsze bo wcześniej były tylko wyzwiska... Bardzo zaczął się starać względem dzieci - nagle umie wyjsć z nimi na dwór, bawic sie czy wykąpać, patrzę jak tańczy z nimi na środku salonu i choc wiem ze robi to w jakimś stopniu na pokaz, ściska mnie w gardle ze tylu jest złych ojców i dzieci ich maja a ja swoim miałabym odebrać takiego który jednak je kocha.... To wszystko jest szalenie skomplikowane, nie ma chyba idealnego wyjscia i dlatego należy kierować sie zasada mniejszego zła... Sama pochodzę z rozwiedzionej rodziny i od dziecka przysiegałam sobie że u mnie sie tak nie stanie... Życie jednak bywa przewrotne... Mój maz nie jest złym człowiekiem, ma bardzo wiele zalet jako meżczyzna i zawsze wolałam te zalety w nim widzieć...choc przyszedł czas kiedy po prostu nie umiałam juz nie widziec, a w zasadzie nie odczuwać wad i nagle poczułam sie jak jedyna niewidoma osoba w swoim srodowisku... Cóż... Jestem szalenie zagubiona, ale coraz bardziej zdaje sobie sprawę z krzywdy jaka mi robi a to pozwala dojrzeć do mysli że czasem warto rozum dopuścić do głosu... W sumie za myslenie sercem teraz tak cierpię... :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Tekana. Jedno malutkie pytanie. W czym on taki dobry? Drugie malutkie pytanie: A przepraszam, kto Ci powiedział, że tylko małżeństwo rodziców, zapewnia dzieciom dobre dzieciństwo. Stwierdzenie. Nie zrobiłaś tego, o co prosiłam....Dalej chcesz być ślepa.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Tekana
Tortilla, bardzo mocno trzymam za Ciebie kciuki... Faktycznie sporo analogii mozna znaleść w naszych przypadkach... Ja jednak obecnie staram sie w pełni zrozumieć i uwierzyc w to, ze lepiej nam bedzie bez niego, że choc nie jest z zasady zły to po prostu problem który ma ze sobą jest nie do rozwiazania, ze to nie tak ze ja sie poddaje, ale muszę wreszcie pomysleć o sobie. Wiem ze nasze życie nawet jesli przestałby sie drzec nie bedzie szczęśliwe, bo on po prostu ma jakieś zaburzenia percepcji, wszystko odbiera jako atak na swoja osobe, ma niesamowite poczucie własnosci, właściwie wielu ludzi sie od niego odwróciło bo nie umie sie starać dla innych, wyznaje zasadę ze "jak komus nie pasuje to niech spada, dam sobie radę sam, nikogo nie potrzebuje"...ja przez lata próbuje mu wyjasnic ze to nie tak, a ludzi potrzebuje bardzioej niz mu sie wydaje, choc sądzę ze on podświadomie zdaje sobie z tego sprawę, jednak nie chce tej mysli do siebie dopuscic... Ostatnio siedziałam godz w samochodzie i przerażały mnie moje własne mysli... W obawie przed tym że spełni swoje groźby dot. tego, ze wszystkim rozpowie jaka ze mnie k...., że umieści moje zdjecia w internecie, ze moja prywatna korespondencję będzie czytać publicznie, itd, nabierałam potwornego strachu, rezygnacji i naprawdę myslałam o tym ze najłatwiej byłoby sie porządnie rozpedzic samochodem....ale mysl o dzieciach które mnie tak strasznie potrzebują, które on miałby wychowywać choc powstrzymywała mnie pred tym to jednak dodatkowo dobijała, ze tak w moim życiu nic nie zależy ode mnie, ze nawet swoim byc lub nie na tym swiecie nie mam prawa decydować... Próbuje wierzyc ze jakos dam sobie radę, ze jeszcze bedę szczęsliwa, szukam tej pracy, robie wszystko by mieć mieszkanie i głęboko wierzę w lepsze jutro...choc te mysli są niemal jak sen....skoro każdego dnia nie chcę wstać z łóżka, chciałabym przespac dobę i coraz wiecej rzeczy jest mi obojetnych... Motywuje jednak to ze trzeba wstać, dopilnować dzieci, wyszykować córkę do przedszkola, itd... Próbuję jak najmniej sie przejmować jego wybuchami o spóźniony obiad np... Fakt, jego mama nigdy sie nie spóźnia z tym, a ponieważ on za jedyny dobry i mozliwy uznaje model swojej rodziny (tata szef, mama w domu jako bezwzgledna fanka taty, a dzieci dodatek do szczęscia rodziny) to chciałby żebym stała sie tak a jak ona... Tylko pytanie czy gdybym była ideałem to naprawdę przestałby sie drzeć, czepiać i by mnie szanował?... Niedawno mi powiedział ze mnie nie da sie ani kochać ani szanować bo po prostu sie nie daję... Puścił mi piosenkę pt. "Będzie piekło" i mówił ze tak mi upier.... życie ze nie bedę wiedziała gdzie mam d...e a gdzie łokieć... i dodam ze to było zanim znalazł mojego maila i dowiedział sie o przyjacielu... a jeszcze tego samego wieczoru sie przytulił, itd.. Niedawno była taka sytuacja ze po mega awanturze podszedł do mnie w kuchni, przytulił i zaciagnał do łazienki... Zaczą mówić jak mnie kocha, itd...po czym zaczęlismy sie tam bzykać... Mysle ze widział ze nie mam ochoty, była bierna zupełnie, ale jakby nie zauważył... Potem nastepnego dnia ta sama akcja tyle ze w łóżku, rano... Dzieci wysłała do pokoju obok, bawiły sie i zaczął swoje... ja zaczęłam płakać podczas, a on tylko powiedział "nie płacz" i dalej robił swoje... Czułam sie z tym okropnie i po 2 dniach powiedziałam mu co czułam... spokojnie próbowałam wytłumaczyć... On sie tak zdenerwował, ze powiedział ze juz nigdy wiecej sie do mnie nie dotknie, po czym mineły 2 dni i znów to zrobił...tym razem jak spałam... Byłam przerażona bo akurat odstawiłam pigułki (uważajac ze nie bedziemy tego robic wiec szkoda sie truć) i musiałam wziac tabletkę "po" choc nie do końca mam do niej przekonanie... W tej sytuacji jednak to było ważne... Nastepnego dnia czułam sie po niej fatalnie, nie mogłam wstać z łóżka, było mi niedobrze, bolał brzuch itd... Mimo ze wiedział jak to duza dawka hormonów, itd, z 5 razy przychodził do mnie i kazał sie ruszyc i wziać za robotę... mówiac ze on jedzie do pracy nawet jak jest chory.... Brak słó na to, ze on naprawdę widzi tylko winę we mnie (bałagan, spóźniony obiad, to ze założyłam jego skarpetki), ale zupełnie nie zdaje sobie sprawy z tego co mi robi..... Nawet niedawno przy obiedzie rodzinnym opowiadał jak to chłopak jego sekretarki znęca sie psychicznie nad nią... Ja słuchałam tego, patrzyłam na niego i byłam taka zdziwiona ze mówi o tym z takim przejeciem... On naprawdę tego nie widzi !!! Uważa że daje z siebie tak wiele (pracuje) że powinien za to pod niebiosa byc wychwalany, a ja jako dobra zona powinnam życ tylko nim i dla niego, nie majac najmniejszej sfery osobistej, zgadzać sie we wszystkim, podziwiać, nie wymagać i spełniać zachcianki, po prostu byc fanką.... jak mama.... Jego "ślepota" mnie zabija... Zaruca mi wszystko to co ja powinnam jemu... Dlaczego widzą to wszyscy tylko nie on??! :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Tekana, ależ Ty jesteś idealna dla niego. Dokładnie taka, jaką chce, żeby się powyżywać, zrobić sobie worek treningowy. Cokolwiek nie zmienisz w sobie dla niego....dalej będziesz idealnym workiem treningowym. Nie partnerem.... Zastanów się. Przeszłam i zdrady, i przekleństwa, nielojalność.... biedę.... Teraz jestem po. Po odejściu - trzeci miesiąc. Jest coraz lepiej. Dzieci - spokojniejsze, nie bez problemów, ale spokojniejsze. Ja pogodna. Wreszcie nie cierpiąca, zmartwiona, wyglądająca przez okno, w pośpiechu szykująca obiad... Wreszcie jestem Ja i Dzieci!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Tekana
4 umowy, juz odpowiadam... Pytasz w czym jest taki dobry... Wiesz, zawsze uważałam ze jest wyjatkowy: bardzo przystojny, inteligentny, kochajacy, wyjątkowo wierny, pracowity, że rodzina jest dla niego rzeczą świeta... i ok... Po tym jak mój przyjaciel zadał mi niedawno to samo pytanie zrozumiałam... i nagle wszystkie te przymiotniki które wymieniłam wzięlo w łeb: wyglad? To fajny dodatek do całosci, inteligencja? Co mu po niej skoro nie widzi swiata realnie, kochać kocha nas na pewno....ale po swojemu wiec szczęścia nie da tym... Jego rodzice nie okazuja uczuc i jego tego nie nauczyli...Ode mnie latami uczył sie by pokazywać to jakos naszym dzieciom, ale to i tak jeszcze nie to. Dopiero teraz zaczął cokolwiek robic przy młodszym dziecku, z córką było podobnie - po 2 latach jak zaczęła być komunikatywna zacząl pomagać... wcześniej od pieluch go wykręcało a zostać z dzieckiem bał sie... alebo tak mu było wygodnie... Nigdy nie wstał w nocy, nie zmieniał mnie w szpitalu gdy nam zachorowały - siedziałam tam 24h dobę, a on mówił ze nie moe tam wytrzymać, ze po procy jest zmeczony... zawsze chowa sie za pracą... Nawet głupia kiedy mielismy jechać na zlot klubu i nasze dzieci były w szpitalu, namawiałam go by jechał sam, bo szkoda zeby siedział w domu skoro i tak nie mozemy jechać razem...a on pojechał w skowronkach... W wigilię byłam chora....a on z dziećmi pojechał do mojego taty na kolację, potem do swoich rodziców...a ja te kilka godz siedziałam sama w domu... Rozumiałam nawet to ze tak zrobił i nie miałam żalu... choc ja nie umiałabym tak postąpić... Potem tylko i tak miałam awanturę bo skrytykowałam prezent od jego siostry (powiedziałam ze nie jest w moim stylu ale niemal z uśmiechem na ustach)... Wiernosci w tym momencie nie skomentuję, bo zawiodłam sie bardzo...choc podświadomie naprawdę wierzę mu ze do niczego z tą dziewczyna nie doszło, jednak tego upokorzenia, tego jak zgrywał chojraka gdy ich nakryłam, że odjechał z nią na moim siedzeniu zostawiajac mnie na ulicy w szoku, że potem jak nazwałam ja cizią on mi mówił że to nie cizia a Edyta, że powiedział iz powinnam dać mu czas na przemyslenie czy ma wybrać cos niewiadomego czy schrzanione małżeństwo które nie wiadomo czy da sie ocalić... Wiecie jakie to okropne? Zero skruchy, przepraszam...nic! Dzieki poparciu guru - rodziców czuł sie w pełni usprawiedliwiony i rozgrzeszony... W końcu przeprosił ale tylko za to ze mnie okłamał.... No comment... Pracowity jest faktycznie i to niepodważalne....choc chyba nie on jeden na świecie, to raczej normalna rzecz u normalnego faceta, a on z tego czyni podstawę do wynoszenia pod niebiosa...jednocześnie mi mówiac ze i tak bez niego nie dam sobie rady, ze do zadnej pracy sie nie nadaję, ze nie znajdę innego frajera który bedzie mnie utrzymywał, itd... Rodzina jest dla niego ważna... to też trzeba mu przyznać...ale sadzę, ze ważna w szczególnie głupi sposób... On we wszystkim chce dorównać ojcu, chce mieć rodzine którą sie pochwali: atrakcyjną żonę, ładne, wyjatkowe dzieci, itd... ale nie umie sie nami cieszyc, nie cieszy go wspólnie spędzony czas, wspólne wyjscia, nic takiego... Cieszy go swiadomosć ze nas ma kiedy trzeba i tyle.... Co do drugiego pytania to wiem do czego zmierzasz... Na pewno dzieci szczęśliwe kiedy rodzicom jest ze soba dobrze... Jeśli żyją w atmosferze krzyku, widząc ze my nie jesteśmy szczęśliwi, na pewno nie daje im to takiego poczucia bezpieczeństwa jakiego potrzebuja... Jednak maja to bezpieczeństwo ekonomiczne - wygodny dom, jedzenie, no powiedzmy zę wszystko czego potrzebują (choc o wszystko musze walczyc, nawet jak zgłaszam potrzebe zakupu mleka dla dziecka Nan czy kapci do przedszkola to musze nawet wysłuchać litani pretensji, ze znowu..... ale w sumie i tak kupi to co trzeba... Najwiekszą walke niedawno stoczyłam o nebulizator dla synka.. Poradzono mi go w szpitalu ze przy częstych infekcjach warto to zakupic... Wiedziałam ze maż krzywo na to patrzy wiec przed świętami zadzwoniłam do jego mamy tak delikatnie pytajac czy maja już dla niego prezent na gwiazdkę, bo Pani Dr poradziła zakup tego... Miałam nadzieje ze zaproponuje to jako dodatkowy prezent (koszt to 180zł, a dla nich to naprawdę nie problem)... Niestety nie wpadła na to... No cóż...Tacy są,.. bez okazji nie kupuja wnukom nawet balonika ;) ...a jakbym tylko meżowi cos powiedziała krytycznie o to to byłby cały wykład wrzaskiem ze jestem niewdzieczną materialistką bo nie doceniam ze dom nam dali, itd... (woli ścisłosci nie dali tylko pozwolili mieszkać) W styczniu synek znów był chory i prosiłam kolejny raz o nebulizator... Nie godził sie mówiac ze i tak nie bedę go używać, że i tak będzie stał, itd... Poszłam z małym do przychodni a na wstępie bez słuchawek słysząc oddech mojego dziecka Pediatra zapytała "czy nikt Pani nie proponował zakupu nebulizatora?" Myslałam ze wyjdę z siebie i stane obok, bo w drodze do przychodni jeszcze o tym dyskutowałam z mezem i oczywiscie przegrałam... Pomyslałam ze moze jak lekarz mu to powie to zrozumie ze to nie moje widzi mi sie... On nie chciał do tel lekarki i rzucił słuchawką... Niestety po 10 min wpadł do gabinetu i w swoim okropnym tonie wsiada na mnie do lekarki mówiąc ze to nie kwestia tego ze on żałuje kasy na to urządzenie, ale tego ze ja i tak nie bedę go używać, ze nie daje dziecku leków i dlatego tak często choruje... Pediatra zna mnie od 5 lat, zawsze miała o mnie bardzo dobre zdanie, lubimy sie itd,... Myslałam ze zapadne sie pod ziemie, ona nie wiedziała jak sie zachować, co zrobic... Uważał ze skoro infekcje nawracaja często tzn ze dziecko jest niedoleczone a skoro tak jest to z mojej winy bo na pewno mu leków nie podaje... Boże.. nie wiem która matka nie pdałaby leków dziecku choremu majac je pod ręka... Tymbardziej ze jeszcze 2 noce wcześniej siedziałam caluteńka noc z małym na reku bo tak łatwiej mu sie oddychało, poiłam strzykawką przez sen by uniknąć kroplówki co 15min, kiedy on smacznie spał... Czułam sie w tej przychodni tak strasznie upokorzona... :( ...ale pozbierałam sie a Pani Dr chyba zrozumiała o co chodzi (choc sie nie broniłam by nie robic jeszcze wiekszej sceny u niej) bo jak przyszłam po kilku dniach na kontrolę powiedziała " no... widzę ze mamy tu cudowne dziecko, które tak szybko wraca do zdrowia bez podawanych leków" ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Tekana
4 umowy, zgadam sie z tym co piszesz... Widac ze wiesz o czym.... O to by być dla niego partnerem zawsze sie starałam....a on otwarcie mówił ze nigdy nie bedę, bo np. nie zarobie tyle co on, choc podejrzewam ze on właśnie tego by sie bał. Kończę studia prawnicze i niewykluczone ze kiedys mogłabym mu dorównać... Woli mieć wykształcona kurę domową... Jak przy obiedzie pytam co tam w pracy to odpowiedź jest zawsze jedna "co ja Ci bedę tłumaczył"...w domysle i tak nie kumasz.... :( Mówi ze by byc dla kogos równym partnerem trzeba mieć podstawę a ja jej nie mam... nie chce słuchac o moich problemach, zmartwieniach bo ma własne, a mi o nich nie mówi bo i tak mu nie rozwiazę ich i tym samym zarzuca mi brak wsparcia....bo dla niego rozmowa, otucha to g....no a nie wsparcie... Wsparcie musi być policzlne, namacalne lub rozwiazujące problem drugiej strony... Nigdy tego nie pojmę.... Dobra... pobijam tu wszelkie rekordy treści i zaraz sie okaze że to wątek o mnie... Przepraszam ze tyle klikam, ale tak wiele różnych uczuc we mnie siedzi, tak długo to dusiłam głęboko w sobie ze teraz po prostu kipi to wszystko ze mnie... Jestem szalenie pogubiona, nie wiem czy dobrze robię, czy dobrze mysle.... Z wielką ciekawoscią czytam Wasze historie......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Tekana
...rany, ale ja z tego wszystkiego robie literówki... Sorry z góry, ale jak szybko piszę by myśli nie pogubic to tak potem wychodzi... :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Olenka2255 (...)Moj partner czesto siega po alkohol i wtedy staje sie zuelnie innym czlowiekiem.Nie raz mi sie oberwalo,raz nawet probowal wepchnac mnie pod samochod...o wyzwiskach juz nie wspomne...przykre to...kilka miesiecy temu postanowilam odejsc.wtedy blagal ze sie zmieni bylebym tylko wrocila.i wrocilam,bo kocham...rzeczywiscie on juz od trzech miesiecy nie pije wiec jest ok(te incydenty tylko po alku byly).teraz on nalega na slub.I tu moje pytanie:czy to mozliwe ze sie zmienil itak juz zostanie?(...) Jezeli Twoj partner jest uzalezniony od alkoholu, to nic z tego dobrego nie bedzie. Alkoholizm to ciezka choroba. Tylko nieliczni, przy terapii umieja zachowac abstynencje. Alkoholizm jest choroba na cale zycie. fakt mozna wytrzymac jakis czas bez alkoholu, tak jak to robi twoj partner teraz ale czy jestes pewna ze nie jest uzalezniony? Czy masz gwarancje ze sie nie napije? Masz gwarancje, ze Cie juz nie bedzie szarpal? Nie mozna usprawiedliwiac jego zachowania, tym, ze byl pod wplywem alkoholu. Wychodzi z niego po prostu agresja. Slub z takim czlowiekiem ????? ....... to katastrofa od samego poczatku. Alkoholikow i zazdrosnikow powinno sie omijac szerokim łukiem !!!!! Zrobisz co bedziesz chciala, bo nikt nie moze za Ciebie podejmowac decyzji tak waznych jak ukladanie sobie zycia. Dlaczego pozwalasz mu na taka przemoc wobec Ciebie?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Tekana... jakos nie widze tych wszystkich zalet u twojego meza o ktorych piszesz :( Jezeli pojawia sie strach w zwiazku, to juz jest to chory uklad, i nie ma to nic wspolnego z miloscia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Tekana, Boże, te rzeczy, które piszesz są mi tak znajome ... kropka w kropke!!! Tylko ja kiedyś o tym obszernie pisałam na forum \"Teściostwo\", bo myślalam, że głównie z tym mam problem ... Mój mąż również za idealny uważa model swojej rodziny, któremu ja nigdy nie dorównam ...on także nie został nauczony okazywania uczuć i przyglądając się jego rodzince - teść to szef, bezwzględny i egoistyczny narcyz, teściowa to perfekcyjna pani domu, niedowartościowana kobieta wylewająca swoje żale, a syna traktująca jak swojego \"przybocznego\"... Ja oczywiście nie dorastam do ICH modelu, a uwagi na swój temat np. od którejś siostrzyczki czy teściowej są oczywiście zawsze dla mojego dobra. I zawsze będę winna za to, że w domu akurat zabrakło masła ... Apropos prezentów od siostry .... w Wigilie przyszła jego siostra wymienić się prezentami przed południem, bo oni gdzieś wyjeżdżali, Więc ja zabrałam się do otwierania paczki, żeby podziękować przy nich za to co dostałam. A tu spotkała mnie taka reprymenda, że myślałam, że się popłaczę. Mąż wyskoczył na mnie, że jestem jak małe naiwne dziecko, że mam sobie otworzyć później po kolacji, a nie TERAZ, że zawsze wszystko robię na odwrót i siostra ze szwagrem mieli ubaw po pachy :-( Tekana, słowa wyjęte z twoich ust odnoszą się do mnie: \"Pracowity jest faktycznie i to niepodważalne....choc chyba nie on jeden na świecie, to raczej normalna rzecz u normalnego faceta, a on z tego czyni podstawę do wynoszenia pod niebiosa...jednocześnie mi mówiac ze i tak bez niego nie dam sobie rady, ze do zadnej pracy sie nie nadaję, ze nie znajdę innego frajera który bedzie mnie utrzymywał, itd...\" Ale ja mam pracę, obecnie jestem na urlopie wychowawczym. Mimo to zawsze słyszałam, że moja praca jest beznadziejna, że za mało zarabiam, gdy tymczasem zrównaliśmy się zarobkami :-( To wtedy usłyszałam, że za dużo poświęcam się tej pracy, że za mało mnie w domu ... Urodziło się dziecko, macierzyński, wychowawczy, jestem wreszcie w domu, gotuję obiadki na czas to i tak pewnego dnia usłyszałam, że mam iść już do pracy, bo mi odbija od siedzenia w domu... Nie chcę mieszkać z teściową na jednej posesji, powiedziałam, że jesteśmy niezależni, bo moje jest własnościowe mieszkanie, to usłyszałam toczka w toczkę to co Ty, Tekana: cały wykład wrzaskiem ze jestem niewdzieczną materialistką bo nie doceniam ze dom będzie większy itp. I ja jak ty Tekana: \"Wiesz, zawsze uważałam ze jest wyjatkowy: bardzo przystojny, inteligentny, kochajacy, wyjątkowo wierny, pracowity, że rodzina jest dla niego rzeczą świeta... \" Tekana i jeszcze to zdanie: \"On we wszystkim chce dorównać ojcu, chce mieć rodzine którą sie pochwali: atrakcyjną żonę, ładne, wyjatkowe dzieci, itd... ale nie umie sie nami cieszyc, nie cieszy go wspólnie spędzony czas, wspólne wyjscia, nic takiego... Cieszy go swiadomosć ze nas ma kiedy trzeba i tyle....\" Boże, ja tego wszystkiego tu nie pisałam, nie chciałam obciążać tego forum szczegółami z mojego życia ... ;-) Napisałam tylko o naszej fizycznej bliskości, a właściwie jej braku na codzień, bo mąż skąpi mi uczuć i okazuje możliwie jak najrzadziej, natomiast po tym jak sobie wypije to coś mu się zmienia i muszę natychmiast być do usług, paradować przed nim w negliżu, podniecać go, choćby dziecko płakało z głodu, bo my mamy jeszcze niemowlę ... Na szczęście nauczył się okazywać uczucia dziecku, powoli widzę, że idzie to w dobrym kierunku, bo wykazuje cierpliwość i chęć ... Może dlatego, że zewsząd słyszy, że syn do niego taki podobny, taki śliczny, grzeczny, mamy naprawdę udane dziecko i on jest teraz z niego dumny. Ale kiedy byłam w ciąży ... na usg poszedł z łaski i kręcił nosem, że to... syn. Mojego brzucha nigdy czule nie pogłaskał, chyba że o to prosiłam ... Ja teraz jestem na takim etapie, że obserwuję męża, kontroluję jakby jego i swoje zachowania. Wystawiam nam cenzurkę, ale nic nie mówię, że ja się nam tylko przyglądam ... On coś z tego rozumie, że jest u MNIE na cenzurowanym i kontroluje się. Jest o wiele lepiej niż kilka tygodni temu ... A historyjki z poniżaniem mnie przed wspólną koleżanką też przeżyłam ... na szczęście to było dawno, hmmmmm ... tuż przed ślubem i ja głupia nie wycofałam się wtedy. Świadomość ofiary ... :-( Oczywiście nie mam zadnej gwarancji, że to się nie powtórzy ... Jeśli syn wda się w ojca to teść legalnie romansuje na oczach swojej żony i ma w doopie co ona myśli ... Ech, dużo by pisać ... Ja tylko nie wiem co się stało, ale obecnie mąż przezywa fazę \"ugrzecznienia\", ja jeżdżę do psychologa i jego rodzina też się ode mnie odpierdoliła, mam względny spokój, staram nie przejmować się nimi i wierzę, że dostałam ten los by uzdrowić siebie ....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Tekana - po tym co piszesz az przerazenie ogarnia... Co ja bym doradzila a co jest w Twojej mocy - pracuj nad soba, nad wiara w siebie i pewnoscia ze jestes wartosciowa, niepowatrzalna i wspaniala kobieta! A Twoj maz to czlowiek wychowany w dysfunkcyjnej rodzinie, z pokrecona hierarchia wartosci i nie wymagaj od niego ze bedzie inny bo on innej rzeczywistosci nie zna. Inteligencja a dojrzalosc emocjonalna, umiejetnosc empatii - to sa dwie rozne sprawy. To co on mowi Tobie w ramach prania mozgu (zaloze sie ze tatus jego mamie tez w taki sposob mozg wypral, dlatego teraz jest takim jego gorliwym wyznawca) ze nie wyzyjesz sama, ze jestes niewiele warta, zle dbasz o dzieci - to jego myslenie zyczeniowe niewiele z prawda majace wspolnego. On uderza tam (jak wszyscy toksycy) gdzie zaboli najmocniej. Bo to jest jego manipulacja i sila - walic ponizej pasa, zgnebic \"przeciwnika\". Przeciwnika - nie partnera... Tekana - Ty odzyskaj siebie, mysl o sobie, jego pieprzenie traktuj jak brzeczenie wentylatora bo gada od rzeczy i po to by Cie ustawic na obraz i podobienstwo wlasnych wybrazen. I to nie dlatego nie jestes partnerka ze jestes (za przeproszeniem) glupsza czy nie zarabiasz czy cos tam jeszcze - tylko dlatego ze on nie umie byc partnerem, umie tylko z wysokosci \"kazac\", nauczac i dyrygowac. To widzial w domu i tego sie nauczyl. I prawdopodobnie jest niereformowalny. Pisze - prawdopodobnie - bo nie wiadomo, nie sprawdzilas tego - on tez nie zagdlada specjalnie w zakamarki swej duszy i z pewnoscia nie zna swojego potencjalu - a nawet nie wie kim jest naprawde. Pracuj nad soba. Daj sobie to czego pragniesz i potrzebujesz - a jak juz bedziesz swoja najlepsza przyjaciolka - reszta przyjdzie sama. U mnie temat na dluzsze pisanie i tak sie do niego przygotowuje jak z tymi ustawieniami (musi sie ulozyc). Mam poczucie pewnego niezrozumienia w tym wszystkim, jest ono bardzo subiektywne i bierze sie pewnie stad ze nie mam tu nikogo zaprzyjaznionego - ale rownie dobrze moze byc to zupelnie cos innego, jakis element rozczarowania. Tak naprawde nie wiem do konca co. Moze menopauza ;) :P Czuje sie tak jakbym marzyla o fortepianie a dostala organki :D Ale - jak pisalam - to sa moje bardzo subiektywne odczucia. W skrocie. Meza nakloniono do leczenia ktore podjal natychmiast. Do slow lekarza podszedl bardzo powaznie i wzial sobie do serca. Ma przejsc badania szczegolowe a potem dalej zgodnie z wynikami, psychiatra, psycholog i co tam potrzeba. I ma swoje piec minut bo wszyscy sie o niego troszcza, interesuja nim i jest w centrum uwagi. To tez ma swoje znaczenie. Czuje sie w tym wszystkim taka szara eminencja mimo tego co przez ostatnie 6 lat musialam znosic. Powinnam puscic w niepamiec ale nie umiem mimo wszystko. Nawet jak gwozdzie z plotu wyciagniesz pozostana po nich dziury. Ale z drugiej strony... Niech sie kazdy zajmie soba jak umie najlepiej to moze nikt wiecej nie ucierpi. Po prostu na razie nie mam jakiegos specjalnego zdania czy podejscia do sprawy. Chcac nie chcac (bez przymusu) dalam mezowi szanse pod warunkiem ze sie bedzie leczyl, zrobilam to publicznie (w obecnosci lekarki, socjalnego i pielegniarki z osrodka od syna) na spotkaniu z lekarka we wtorek (swoja droga ta psychiatra to prawdziwa profesjonalistka, podziwiam jej podejscie i umiejetnosci, naprawde bo maz byl jak bomba zegarowa, tak zdenerwowany i wystraszony (przybral sobie do glowy ze go zamkna w wariatkowie i ze na tym spotkaniu poprzednim zostal oskarzony mimo iz nic takiego nie mialo miejsca, wogole takie bzdury gadal ze w normalnych warunkach to bym smiechem ryknela); nie mialam innego wyjscia (na ile on tym zmanipulowal to nie wnikam) i teraz glupio sie czuje wobec samej siebie. Bo zrobilam to bardziej dla \"swietego spokoju\" niz z przekonania. Podchodze do wszystkiego bardzo sceptycznie. W zmiany jakies znaczace nie wierze - nauczona doswiadczeniem. Nie licze na cuda ale na to ze jak sie wyprowadze to juz nie bedzie histerii bo - zostalo powiedziane otwarcie i maz to zaaprobowal, jesli nic z tego nie wyjdzie, jesli nadal beda konflikty na tle syna - rozstajemy sie dla dobra wszystkich. Maz stwierdzil ze nigdy nie zostalo mu wyjasnione na czym polega choroba mojego syna - co odebralam jako niepelny obraz ale nie mialam naprawde ochoty tlumaczyc ze nie jestem wielbladem, zreszta to on mial glos ja sie nie odzywalam. Bo to ze nigdy go nie interesowalo co naprawde synowi dolega a raz jak przegladal jego dokumentacje to stwierdzil ze jak moglam tak chora osobe tutaj przywiezc i niszczyc nasza rodzine... Znajac wiec nastawienie jak mialam tlumaczyc - skoro obawialam sie kolejnych awantur i szykan? Majac podstawe do tego? Tutaj moge sie wygadac bo jakos nie mam ochoty im wszystkim tlumaczyc i nie chc rowniez robic z siebie ofiary bo sie nia nie czuje. Mam tylko wrazenie ze kolo niego nie powinni latac jak kolo zgnilego jaja ale powinni mu wyjasnic ze pewne dzialania, sytuacje, nastawienie, slowa - RANIA INNYCH. Ten lekarz u ktorego maz byl dobrze mu wyjasnil - ale to jest nadal czlowiek chory i interpretuje wiele spraw na swoja chora modle; oczywiscie OK, nie od razu Krakow zbudowano, nie zmieni mu sie myslenie w dwa dni. I logicznie rzecz biorac wcale tego nie oczekuje. Ale czuje sie dziwnie. Jakby odsunieta na boczny tor. A wniosek z tego jeden - trzeba teraz tak naprawde zadbac o siebie, zajac sie soba. Ale spokoj mam zapewniony. Cos co sie kazdemu z nas obligatoryjnie nalezy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Tekana, mogę coś ci tylko polecić ze swojego "podwórka" ... Kiedy mój mąż 4 m-ce temu wyprowadził się na 2 dni do teściowej, bo obraziłam jego uczucia, w jego mniemaniu ... potem awanturował się przede mną o pieniądze, że JA go kontroluję i aby mnie ukarać zadzwonił przy mnie do teściowej, żeby go poparła, że ON chce dobrze, a ja szukam dziury w całym ... i zapowiedział, że BĘDZIE mnie szantażował takimi telefonami częściej ... JA ZAPOWIEDZIAŁAM< ŻE NIE WYTRZYMUJĘ JUŻ< OSIĄGNELIŚMY DNO, IDĘ DO PSYCHOLOGA I NASZE DALSZE ŻYCIE UZALEŻNIAM OD WSKAZÓWEK PSYCHOLOGA, NIE POSTĄPIĘ JUŻ WEDŁUG WŁASNEGO WIDZI MI SIĘ, TYLKO WEDŁUG WSKAZÓWEK SPACJALISTY, CZY ŻYĆ Z NIM DALEJ ... To miało niezły skutek. Potem oczywiście jeszcze próbował swoich sztuczek ze mną, obwiniać mnie o wszystko, ale ja nic, tylko swoje: psycholog jest moim doradcą, nie obchodzi mnie co ty teraz myślisz, boję się przyszłości z tobą, nie ufam ci, więc muszę sama rozwiązać PROBLEM ... Spróbuj coś w tym stylu Tekana ... Ja jestem teraz konsekwentna i to przynosi jakieś rezultaty. Ale wilk nie zmienia od razu swojej skóry, czyż nie ...?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Tekana witaj, ponieważ już wiele wiesz na temat swojego związku - przynajmniej w teorii - ale na razie jeszcze nie wierzysz, że możliwe jest uwolnienie się, co przyjdzie z czasem jełsi będizesz chciała tego naprawdę, to na chwile obecną z braku czasu nie będę pisała własnych komentarzy co do tego. Natomaist ponieważ poruszyły mnie Twoje kłopoty z synkiem - mój synek też chorował do drugiego roku życia sporo, to chetnie napisze CI jak sobei z tym poradziłam. Może akurat Tobie to również pomoże. Od roku odpukać był raz może przeziębiony. Ale żby nie \"zaśmeicać\" tego topiku podaję mój email ...jaznowchcezyc@gazeta.pl. Pozdrawiam ciepło i życze CI dużo siły❤️ Dla was wszsystkich 🌻

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Bylo tu raz wspomniane dlaczego tak latwo wybaczamy, i napisalam sobie taki tekst na notepadzie ale nie bylo jak wkleic, zreszta mialam inne sprawy na glowie... "Zastanawia mnie czemu my Kobiety mamy taka zdolnosc do zapominania krzywd wybaczania,wymazywania z pamieci tych zlych rzeczy..." To Margie. Oj, tu jest duzo powodow. Tak to analizowalam u siebie. Pomijajac (o tym napisze pozniej) elelementy nawykowe z domu rodzinnego/dziecinstwa. Otoz pamietanie krzywdy niesie ze soba dzialanie i zmiany - a to z kolei wiaze sie z wysilkiem i stresem. Oraz problemami natury finansowej. My jestesmy wystarczajaco zmeczone sytuacja w zwiazku zeby podejmowac jakies dzialania na szeroka skale zakrojone i boimy sie tez nieznanego; boimy sie co wychynie zza wegla jesli zdecydujemy sie nie przebaczyc kolejnego wymierzonego w nas dranstwa. Nadzieja (u mnie jej nie ma, juz nie) u wielu z nas. Ze on zrozumie, ze sie zmieni, ze cud sie stanie. Lepiej przeczekac, wszystko wroci do normy i nie trzeba bedzie niczego zmieniac. Jest tez u wielu z nas lek przed byciem sama (przekonanie o bezwartosciowosci "jak mnie nikt nie zechce"). Oraz przed opinia publiczna (co powie rodzina, sasiedzi itp). Lek przed szyderstwem ze strony innych (o, nie wyszlo jej, ale musiala byc denna; ale wybrala dennego faceta itp) i zla samoocena (no faktycznie jestem do niczego skoro z kims takim zylam i pozwalalam na to). Jesli maz utrzymuje rodzine to lek przed niedostatkiem. Generalnie jest to wygoda nie zmieniania niczego - bo tu gdzie zyjemy z toksycznym partnerem znamy srodowisko, miejsce, ludzi, dom, mamy swoje rzeczy na swoich miejscach i czujemy sie tego czastka. Jest tu nasz wklad pracy. Moze jakichs jeszcze nie wymienilam, dodajcie prosze jesli macie swoje propozycje. Zrobimy z tego konspekt do poradnika dla molestoiwanych psychicznie. Bo dobrze byloby sobie uswiadomic (jak nam na poczatku naszej drogi) jakie na nas pulapki mentalne czekaja gdy zdecydujemy sie odejsc albo jakie leki powoduja ze tkwimy w toksycznym zwiazku. Bo komus to pomoze, nasze doswiadczenie i obserwacje sie przydadza. Chociaz w wiekszosci przypadkow to sa wszystko RACJONALIZACJE! I tak odnosnie tego tekstu pisanego jakis tydzien wczesniej. Zdolnosc szybkiego wybaczania osiagnelam w dziecinstwie, za duzo doznalam krzywd i gdybym chciala je pamietac to chyba zagroziloby mojej integralnosci psychicznej. U mnie nalozyl sie jeszcze lek przed odrzuceniem i potrzeba akceptacji za wszelka cene - gdzie pamietliwosc uniemozliwialaby spelnienie potrzeb. Gdybym chciala pamietac - musialabym sie wyniesc gdzies daleko zebym nie musiala zyc wsrod tych ludzi - a to raczej bylo niemozliwe. Pozostawalo przystosowanie - czyli szybkie zapominanie krzywd i cierpienia. Niektore cierpienia wrocily do mnie po latach i musialam je szczegolowo przerobic, bo tak naprawde zapomnialam "intelektualnie" ale nie emocjonalnie. I chyba z nami wszystkimi jest tak samo. Naprawde nie zapominamy do konca - pamiec krzywd jest w nas i czeka na uaktywnienie. Zeby cos z nia zrobic. Teraz obserwuje u siebie cos wrecz przeciwnego - ja juz nie zapominam. Pamietam i reaguje odsunieciem od osoby ktora wyrzadzila mi krzywde. Moze to byc odsuniecie emocjonalne - jesli fizyczne nie jest mozliwe. Ale nie zapominam jak przez lata. Jak w moim malzenstwie - przez jakis czas zapominalam awantury i cieszylam sie ze wszystko wrocilo do normy (jak kazda z nas chyba) i bylo OK - do nastepnej awantury. Maz mowil: my sie klocilismy. Nigdy nie podnioslam wtedy glosu, to on sie darl wnieboglosy, oskarzal, ublizal calej mojej rodzinie, mnie, dzieciom, mieszal nas z blotem - a ja sluchalam i wtracilam cos SPOKOJNIE, ale czulam lek. Bo boje sie krzykow. Zreszta nikt nie ma prawa na nikogo krzyczec. I ja nie biore odpowiedzialnosci za jego krzyki, obelgi i grozby ktore nazywa "mysmy sie klocili" bo ja nikomu nie ublizylam ani nie straszylam. Nie czuje sie wspolwinna i wspolodpowiedzialna - i to mnie boli. I chyba dlatego ze juz nie mam tej umiejetnosci zapominania krzywd - nie czuje sie komfortowo. Nie mam przekonania czy jest sens nad tym pracowac (wybaczeniem, zapomnieniem itp). W tym zwiazku nabralam pewnych nawykow ktore trudno mi bedzie zrewidowac czy tez zmienic. I wciaz mam to wrazenie ze z mojej strony (jak juz kiedys pisalam) to jest szminkowanie trupa. Jedyna korzysc - dostaniemy karte medyczna bo maz idzie na roczne chorobowe wiec i ja sie co nieco podlecze za darmo. Daja to bierz - bija to uciekaj. Always look on the bright side of life param, param, param param...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Tekana
Dzięki za te wszystkie słowa, za czas który poswieciłyscie mojej sprawie... Wiesz Tortilla, z założenia masz racje, jednak ja teraz nie mam jak sprawdzic tego, gdyz jak juz pisałam - toon jest teraz ofiarą chcącą rozwodu, a ja złą kobietą która zniszczyła rodzinę mając kochanka... Ech... Cały czas mi brak słó do tej sytuacji, ale mniejsza o to... On z załozenia zdecydował o rozwodzie i nie ma od tego odwrotu, bo uznał ze to była moja zemsta i tego mi nie wybaczy... Ja z kolei sama nie wiem czy nie lepiej byłoby żeby tak zostało... Jestem zmobilizowana do szukania pracy, codziennie wysyłam CV, kombinuję z mieszkaniem i choc strasznie boje sie samotności, tego czy dam radę zapewnic dzieciom to co powinnam, utrzymać nas godnie, itd...to jednak mam takie podejscie ze ta machina cała ruszyła... Gdyby on teraz zaczął mi dawać szansę, znowu chciał próbować itd, to nie wiem czy bedzie lepszy moment do odejscia, boję sie ze moge już nie znalesc w sobie do tego siły i w efekcie dalej bedę w tym tkwic... Z drugiej strony jednak to kiepski czas... Mam jeszcze rok studiów przed sobą, moze powinnam najpierw przepracowac sobie jakis czas by ta praca stała sie pewniejsza, powoli po prostu sie przygotowywać, a tak to na pewno będzie mi ciężej... Wszystkie te obawy biorą sie z tego, ze ja go po prostu kocham... Nie wiem na ile jego z kiedyś (zawsze był impulsywny, krzyczał, ale z czasem jest coraz gorzej) a na ile obecnego, ale strasznie sie boje ze bedę żałować a odwrotu juz nie bedzie... Z drugiej strony jak aczynam mysleć o tym jak powinno wyglądać moje zycie, a jakie bedzie z nim, to odwagi na ten krok mam wiecej... Nie wiem czy jestem zdolna do decydowania teraz o czymkolwiek... Może też powinnam zdać sie na psychologa, czy kogos mądrego w tym temacie, bezstronnego... To takie smutne... Mam 24 lata i problemy które mnie przerastają po prostu... Tracę siły... Dla ludzi z boku nasza rodzina jest niemal jak z amerykańskiego filmu, dwoje dzieci szczęscia sie spotkało, załozyło wspaniałą rodzinkę i tylko pozazdroscić... Nie widać dramatu jaki sie we mnie od tak dawna rozgrywa... Uwierzycie, ze ja zawsze te awantury uważałam za zwykłe kłótnie w zwiazku, normalne i tak częste u ludzi... i dopiero po latach jak zaczęłam o tym mówić, jak moja siostra bedąc u nas przy kilku takich robiła meeeega wielkie oczy twierdząc ze nigdy czegos takiego nie widziała, jak widziałam realcję zszokowanych ludzi gdy pusciłam nagranie 3min naszej kłótni prez tel... dopiero zrozumiałam ze to normalne nie jest... a częstotliwosć od ok. roku to..... codziennie lub najwyzej co drugi dzień... Nawet podczas seksu otrafił wrzasnać na mnie "weź k...a się...." bo nie odpowiadało mu np cos w mojej pozycji, po czym jak sie poprawiłam to od razu buzi buzi i dalej kończymy.... To co czuje w tych chwilach jest bardzo smutne.... Mój maż był moja pierwszą miłoscią, pierwszy papieros, piwo, pierwszy raz.... No właśnie.. nawet ten pierwszy raz był prez niego wymuszony szantażem... Kiedys zdał sobie sprawę z tego ze to była dla mnie krzywda...ale to juz grubo po fakcie...Generalnie zawsze uzyskiwał ode mnie to czego chciał, a ja przez te lata dopóki nie przejrzałam na oczy naprawdę czułam sie szcześliwa widząc jedynie to co dobre , wiecznie bagatelizujac negatywy, broniac go pred wszystkimi znajomymi którzy go krytykowali bez względu na to jak długo go znali... Ech... Mam dzis nienajlepszy dzień... Siedzę i rozmyslam choc nigdzie mnie to nie prowadzi... Ciagle zadaję sobie pytanie czy powinnam odejsc czy jednak nie... Przecież jak sie słyszy na około, zawsze mozna trafic gorzej, a może ja jestem taką kobietą która przyciąga do siebie facetów z problemem (i tak bywa)... A co jeślimój nowy partner nie umiałby kochać naszych dzieci tak jak on, a jeśli bedzie chciał mieć własne dzieci (ja wiem ze juz nie chcę)... Może te wszystkie kłopoty tak sie nawarstwią ze wcale nie bedzie mi łatwiej... Boże, jakie to wszystko jest trudne.............. :( :( :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Tekana
Oneill, Twoje słowa są niezwykle uniwersalną i ponadczasową prawdą osób w naszej sytuacji... Ja bym jeszcze dopisała obawe przez tym, ze pewnie każda z nas miała momenty gdy zastanawiała sie czy on na pewno nie ma racji, ze moze gdybysmy sie zmieniły wg tego o czym mówi, stały sie lepsze, bardziej dokładne itd, to nasze małżeństwa byłyby dobre, udane... We mnie np ten element sie tak często przewija... Ciągle zastanawiam się czy gdybym zawsze miała porządek w domu a obiad punktualnie to on nie miałby innych podstaw do awantur, bo nic wiecej zarzucić mi nie moze... Choc z drugiej strony jest też mysl ze znalażłby moze inny powód...a moze nie i bylibysmy idealnym małżeństwem?.... pyt retor.... Czasem jest tak, ze on wraca pracy i sie awanturuje juz na wejsciu i pierwszą pierdołę która mu wpadnie w oczy... Kiedys zapytałam "dlaczego?', skoro obiad był na czas i względny porządek też (on twierdzi ze nie wymaga idealnego, muzealnego ) Wiecie co mi powiedział?! Że jeśli 7 na 10 razy obiad jest spóźniony i jest bałagan, to on wracajac juz do domu jest tak wkur....na sama mysle, ze nawet jesli wejdzie i wyjatkowo wszystko bedzie ok, to juz ta złosć jest w nim tak skumulowana, ze nie potrafi inaczej i musi ja wywalic..... :( Zawsze mnie dziwi dlaczego tak zachowuje sie tylko w stosunku do mnie?! Przecież widzi sie z ludzmi, nawet w pracy, kontrahenci też na pewno bywają denerwujacy, ale do nikogo nie wypala tak z twarzą... tylko do mnie... Moze on jednak nie jest niezrównoważony psych, bo przecież wtedy powinien nie panować nad soba zawsze i do każdego, czy sie mylę?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
oneill - w kwestii wybaczania i darowania krzywd ... Ja postanowiłam na razie zrewidować tylko swoją przeszłość i swoje wyparte uczucia z dzieciństwa. Aby ich już więcej nie projektować na inne osoby i nie wpędzać się w poczucie winy. Jeśli uda mi się wybaczyć radykalnie to znaczy nie będę potępiać i osądzać już więcej, tylko uwierzę, że nic nie dzieje się bez przyczyny ... Chcę myśleć, że to, co mi się przydarzyło stało się tylko po to, abym mogła się doskonalić na tej drodze, bo taką misję dostała moja dusza... Chcę uwierzyć, że to, co dzieje się teraz ma swój ukryty głęboki sens i cel... Chcę wyjść z roli ofiary.... i pokochać siebie z moimi wadami i lękami. Uwolnię się od poczucia winy = uwolnię się od roli ofiary. Czy wam wydaje się to logiczne?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Tekana, ty na pewno jesteś ofiarą psychopatycznie myślącego człowieka :-( Zastanów się dlaczego tak jest, co jest w tobie, że takich facetów przyciągasz ... "Generalnie zawsze uzyskiwał ode mnie to czego chciał, a ja przez te lata dopóki nie przejrzałam na oczy naprawdę czułam sie szcześliwa widząc jedynie to co dobre , wiecznie bagatelizujac negatywy, broniac go pred wszystkimi znajomymi którzy go krytykowali bez względu na to jak długo go znali..." MAM TO SAMO KOBIETO!!!Czyli klasyczny syndrom kobiety kochającej za bardzo, poza tym ja jestem DDA. Bałam się rozwodu, próbowałam ratować, bo nikt nie pokocha lepiej naszego dziecka, sama nie zapewnię mu tego, co powinam i tak w kółko... Ale głowę daję, ze on się z Tobą nie rozwiedzie!!! Guzik, a nie machina, żadnego pozwu rozwodowego nie będzie, zobaczysz ... Mój M też groził, wyprowadzał się do mamusi, a potem wracał ... Przyczyny do naprawy trzeba szukać w sobie, niestety, ja to dzisiaj tak widzę. Kończę z szukaniem u męża, szukam w SOBIE. Uzdrawiam siebie, ale to dostrzeżesz dopiero, gdy ostygniesz z tych emocji. Teraz jesteś w szoku.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
........tak do tych rozwodów ...... też byłam straszona rozwodem (nawet w obecności dziecka) .... takie straszenie, szantażowanie, manipulacja i całe to dziadostwo razem wzięte .................. ale jak powiedziałam ... koniec! i sama wniosłam pozew to się nagle okazało, że M. mi oświadczył, że nigdy mi tego rozwodu nie da ....i tak sprawa w sądzie na razie \"zawisła\" na rok ..... a w ogóle to kocha, tęskni ............. tyle tylko, że ja nie kocham, nie tęsknie i coraz lepiej mi samej ze sobą .... no i oczywiście z dzieckiem :) tacy to z nich chojracy! pożal się Boże ......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Mój M od ekstremy do ekstremy ... Pewnego dnia krzyczał, że on się stąd nigdzie nie ruszy ( znaczy z mieszkania), choćbym go wyganiała ... To są jego typowe chwyty, hehe ... ;-) i tego samego dnia nagle zmienił front, już straszył rozwodem, wyprowadzką, powiedział, że mu nie zależy na niczym ... Więc ja powiedziałam O.K. Przyjmuję do wiadomości, dam ci rozwód, ale też niczego nie ułatwię w kwestii kontaktów z dzieckiem itp. No i ... przyszedł z podtulonym ogonem i znowu ma być pięknie i szczęśliwie ;-) I on nie ma problemu ze sobą, tylko ja jeżdżę do psychologa :-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
witajcie:) dziś wyjątkowo cięzki dzień w pracy - koniec bilansu, a do tego jeszcze kilka innych niespodziewajek; dziecko pomogło mi zarwać noc, bo o 21ej przypomniało sobie, ze ma napisać wypracowanie z polskiego; czyli zwyczajna codzienność :) próbowałam doczytać wszystko od ostatniej wizyty - jednak jak zwykle: spasowałam w połowie; za dużo i za szybko piszecie moje drogie panie :D chociaż to chyba doskonale, prawda :D? i kiedy tak czytałam was wszystkie, miałam bardzo dużo do powiedzenia,a teraz nic - czarna dziura:) jednak consekfencja została przeze mnie zapamiętana :D consekfencjo - przerobiłam toksyczną mamusię, dysfunkcyjną rodzinę, utratę taty, swoją nicość i wszystko inne; to, co pisałam o poddawaniu się biegowi życia, o nietraceniu energii na nerwy, złości - dotyczyło codzienności; zdarzeń codziennych; ot choćby u mnie dzisiejszego dnia, kiedy zaplanowano coś za mnie i postawiono przed faktem dokonanym,a ja miałam inne plany; etap od odruchowej złości do usmiechu szczerego trwał może pół minuty :)? może ciut krócej :) kwestia treningu :D a tok myslenia mniej więcej taki: dlaczego ja?! dziś mam tak napięty plan dnia!!! hmmm, wolę to zrobić sama, bedę pewna, że nie będę potem musiała poprawiać po kimś; no ale dziś? no ok,skoro każą, to zrobię- przypomnę o sobie przy premii :) - to trwało sekundy :D o to mi chodziło konsekfencjo :) co do toksyków nie ciągnie mnie do nich; mam to za sobą; jest drganie serca, bo uczucia są;ale jest zdrowy rozsądek, który mnie nie opuści; nie ulegę, nie dam się zwieść i omamić:) wiem czego chcę od życia, i kogo:) w skrócie - mężczyzna pokroju bogumiła niechcica :D nie pójdę na kompromisy - jesli miałabym to zrobić - wolę do końca życia być sama :) present kiedyś pięknie napisała, że uczucie miłości to nie tylko uczucie do mężczyzny; można spełniać sie w nim inaczej; przynajmniej tak zrozumialam jej słowa :D mamusia? :) żyje, ma się dobrze:) kocham ją mimo tego co od niej dostałam :) to moja matka; bardziej chora emocjonalnie, niż ja kiedyś byłam; na co mi ją nienawidzić? ona i bez tego bywa pewnie nieszczęsliwa; czasami zapędzi się p próbuje nadal swoich zagrywek rodem z moich panieńskich czasów,ale wtedy pokazuję jej miejsce w moim życiu; stanowczo; choć spokojnie;robi zdziwioną minę, złości się,a potem szanuje linię wyznaczoną przeze mnie - oczywiście do czasu :D będzie próbować do końca dni swoich znów mnie zniewolić :D ale ma przecież do tego pełne prawo - grunt, że ja jej na to nie pozwolę :D w ludziach widzimy swoje odbicie; znacie powiedzenie \"każdy sądzi podług siebie\" ? złodziej będzie wszędzie widział ludzi, którzy go okradają; kłamca będzie wszystkich słuchał podejrzliwie; plotkarz i spiskowiec wszędzie będzie doszukiwał się spisków i pomówień; każdy z nich żyje w piekiełku stworzonym przez siebie samego; jeśli jesteśmy słabi, bedziemy w innych wdzieć tę słabość; to samo z nienawiścią; ja chyba mam już ten etap za sobą:) a teraz dla wszystkich coś, co znalazłam dziś w sieci :) przeczytajcie to kilka razy powoli :) „Nie dałem ci ani określonego miejsca, ani własnego oblicza, ani żadnego daru, który byłby tobie właściwy, o Adamie, ażebyś sam zapragnąwszy swojego oblicza, swojego miejsca i swoich darów, zdobył je i posiadał. Określona granicami natura posłuszna jest prawom przeze mnie ustanowionym. Ale ciebie nie zamyka żadna inna granica jak tylko twój własny sąd, w którego moc cię oddałem, ty sam naturę określasz. Postawiłem cię pośrodku świata, ażebyś lepiej mógł widzieć, co się na nim znajduje. Nie uczyniłem cię ani niebiańskim, ani ziemskim, ani śmiertelnym, ani nieśmiertelnym, abyś ty podług własnej woli i godności, niby dobry malarz albo zręczny rzeźbiarz, sam kształt swój uczynił…” pozdrawiam idalka 🌼

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Yeez - dokladnie jak piszesz odebralam to wszystko. Tymczasowosc. Prowizorka. Tak to czuje. Ze nie jest to dlugofalowe, obliczone na lata - ale tygodnie, co najwyzej miesiace. Nad wybaczaniem sie nie zastanawiam, nie o to chodzi na teraz - zajme sie tym jak nadejdzie czas. I tak tez podpowiada intuicja. I ze czas zajac sie soba. A inni niech sie soba zajmuja. Mam stuprocentowa pewnosc ze zrobilam wszystko co moglam. To daje mi spokoj wewnetrzny. Moze tez za wiele oczekiwalam na raz? Biore i to pod uwage. Moze to zmeczenie po zbyt dlugim wystawieniu na dzialanie stresu? Za 8 dni jade na swieta do Polski i tam pewnie lepiej mi sie wszystko pouklada.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×