Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość zaczynam od nowa...

Jak sobie radzicie po rozstaniu?

Polecane posty

Gość karut
no to muszę spróbować, może wygram. no szczerze, to tam można było wszystko wnieść, bardzo pobieżnie przeszukiwali. ale było naprawdę super, i pogoda o dziwo dopisała, chociaż byłam przygotowana na ulewę :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dobry wieczór... czy mogę dołączyć?? :-) niestety... Prosto z forum ślubnego...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość stefaniahrper
opowiadaj, może pomożemy a mój ma dziś piosenkę w opisie na gg: dead man's will... te teksty to na bank do mnie skierowane, ale jak pytam czy wszystko ok, to milczy

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zaza165
Kochani, zwracam się do Was z prośbą o pomoc, o radę.. Mam 19 lat. z moim karolem byłam przez 2 lata i 2 miesiące. Wszystko było pięknie . Owszem, zdażało nam się pokłócić czasem, posprzeczać... Raz ja się na nim zawiodłam, raz on na mnie. Ale po tym wróciliśmy do siebie.. i byliśmy wspaniałe dwa lata razem, zapominając o tamtej urazie, która tak naprawdę była błahostką.. Dziś nie jesteśmy już razem. Mija 9 dzień od kiedy mnie zostawił... Bez większego wyjaśnienia... Kiedy mnie zostawiał wypowiedział tak naprawdę pare zdań, w sensie: 'pozostawanie z kimś w długim związku jest sprzeczne z moja natura' 'nadal cie kocham, ale to juz nie jest to co było dawniej' ... Nie potrafię tego zrozumieć, tym bardziej, że nie było żadnego sygnału, że coś jest nie tak. Wszystko było pięknie do ostatnich dni... w czwartek powiedział mi, że mnie kocha... w sobotę już ze mną nie był.. Proszę o pomoc.. Co mam zrobić?! próbowałam się pozbierać - niestety nie daję rady. Problemem jest to, że jesteśmy razem w jednej klasie technikum.. widujemy się codziennie. Staram się nie płakać na jego widok, zadbać o siebie, ubierać się tak atrakcyjnie jak kiedyś.. ale nie potrafię być spokojna. Próbuje się śmiac, rozmawiać ze znajomymi.. jednak kiedy widzę ten chłod na jego twarzy.. to mnie zabija! Nie wiem co o tym mysleć.. gdyby nie to, ze wydaje mi sie iż sie zmienił, powiedziałabym, ze maskuje to wszystko, ten ból, udając wesołego chłopaka, profanującego w mojej obecności temat seksu, sprowadzając go do dna, rynsztoku.. Unika kontaktu ze mną. w poniedziałek, tydzien temu próbowałam z nim porozmawiać.. odszedł ze słowami iz to nie ma sensu. Od tej pory załamałam sie.. i udało mi sie zamienić z nim dosłownie parę słow.. Wydaje mi się, ze ucieka przede mną... Staram się podniesć, realnie spojrzeć w przyszłość.. Ale najgorsze jest to, ze tak naprawdę nie wiem "Dlaczego?"/// ... i ciągle łudzę się, że wróci. Rozsądek przeczy.. ale nadzieja nie ustaje. To jest najgorsze, bo wydawało się iż jestesmy juz raz na zawsze, idealna para, która od czasu do czasu gdy się sprzecza wyglądała raczej smiesznie niż 'groźnie' i smutno. Czy ktoś z Was mógłbymi poradzic jak go odzyskać? Czy sądzicie ze przerwa wakacyjna nam pomoze? ... że może zatęskni za mną..? nie jestem nachalna, nie piszę do niego, nie dzwonię... tylko spoglądam od czasu do czasu w szkole... i nie potrafię zapomnieć.. Nie ma nikogo innego, próbowała sie w to wkręcić jedna dziewczyna, ale on nie jest nią do tego stopnia zainteresowany.. Nie doceniałam nigdy wcześniej osób kochających ze świadomością iż sami są odtrącani i niekochani.. teraz podziwiam. Ja nie daję rady. Proszę, pomocy. wiem ze mój post jest tak naiwny... Wy straciliscie mężów/żony/narzeczonych ... ja tylko ukochanego chłopaka. Ale nie daję rady. pomóżcie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Przejrzałam kilka ostatnich stron wątku i widzę u siebie podobne objawy co u samotnej24🌻 Rozpadł się mój ponad 3,5 letni związek, 1,5 roku narzeczeństwa... W głębi duszy wiem, że dobrze się stało... ale... wiadomo... ciężko to przejść i wrócić do normalnego życia... Nie wyobrażam sobie innego faceta przy swoim boku... Żaden mnie nie pociąga, żaden nie interesuje... Nie mam ochoty na nowy związek, boję się przyszłości... Nie chcę wracać do byłego... zdjął maskę i wiem już kim jest... Ale mimo wszystko tęsknię za nim, bo byliśmy parą najlepszych kumpli... Gadaliśmy przy piwie o wszystkim... Bardzo mi tego brakuje...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
zaza🌻 Twój post nie jest naiwny... Faceci tłumią emocje, uczucia... Wiem jak Cię boli ta obojętność... Nie wiem co Ci doradzić... Czas pozwoli oswoić się z tą sytuacją... Wydaje mi się, że powroty nie mają sensu... Przedłużają tylko cierpienie. Próbowaliśmy wrócić do siebie, ale to niemożliwe...- chociaż było miło przez kilka dni;-) Trzymaj się. Musisz być twarda, tym bardziej że jesteście w jednej klasie...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zaza165
wiem... wiem ze nie powinnam sie bawic w powroty ale.. ale inaczej nie potrafię myśleć. Znam go już trochę... i wydaje mi sie, ze nie jest mu łatwo, ze to tylko przykrywka.. A może... a może tak jest naprawdę..?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
zaza🌻 To samo mogę powiedzieć o swoim byłym... Facet już tak ma, że ciężko mu pokazać, że poniósł porażkę... A ta przykrywka bardzo boli kobiety... Bo większość z nas nie potrafi być zimna... Sprawiasz wrażenie mądrej dziewczyny:-) Ja bym sobie nie robiła nadziei. Bo nawet jeśli chciałby wrócić do Ciebie, to czy potrafiłabyś bezgranicznie mu zaufać...?? Pomyśl jaka będziesz twarda jak przez to wszystko przejdziesz... I podziwiam za honorową postawę, chociaż jesteś młoda:-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zaza165
Jestem naiwna, wierzę w ludzi i bardzo sie przywiązuje.. zaufałabym...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Beren
Zaza - wyrazy szacunku i podziwu za twoją postawę. Niełatwo jest co dzień stawiać czoło takim przeciwnościom. Soma ma rację - my faceci często instynktownie reagujemy zimną obojętnością bo granie obojętnego twardziela bywa najłatwiejsze. Tak naprawdę to tylko on wie co tak naprawdę czuje i co się dzieje. Na zewnątrz to tylko gra pozorów. Nie analizuj tego bo to nic nie da. Jeżeli pokażesz wyraźnie po sobie że cierpisz i sobie nie radzisz to go może tylko zmotywować do dalszego takiego działania. Faceta cholera bierze :) tylko wtedy gdy ta druga strona sobie radzi i to lepiej od niego. Nie wiem czy walka o niego i powrót ma sens - sama to musisz ocenić ale to wymaga czasu i przetrwania tego najtrudniejszego okresu przez jaki teraz przechodzisz. Soma* niestety ma rację - powroty najczęściej przedłużają tylko cierpienie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Beren
Soma - świeżo jesteś po rozstaniu? Ja miałem bardzo podobne "staże" w związku i w narzeczeństwie i zastanawiam się jak ktoś inny radzi sobie z tym bagażem przed ślubowym?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Beren🌻 Zaczęło się psuć pod koniec lutego, próbowaliśmy przetrwać kryzys, ale było różnie- przeważnie źle. Pierścionek oddałam pod koniec kwietnia. W maju byliśmy w górach, ale byłam umowa,że nie ma żadnych poważnych rozmów. Wyjazd raczej udany, chociaż on jakieś fochy strzelał;-) od tamtej pory widzieliśmy się kilka razy, ale nic dobrego nie wyszło- za dużo w nas negatywnych emocji. Czasem się kontaktujemy ze sobą- chociaż to moja inicjatywa. Jak gadamy przez telefon, to jest super- zawsze mieliśmy dobry kontakt i podobne poczucie humoru. Żałuję, że nie jestem w stanie się z nim przyjaźnić...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Beren
spotykanie się po rozstaniu ma to do siebie że pomimo dobrych chęci najczęściej kończy się źle przez negatywne emocje które się w nas kumulują. Mnie brakuje mojej pięknej - rozmowy z nią, tego wspólnego czasu i poczucia pewności że jest ktoś na kim można polegać. Nie wierze że mogę się "zaprzyjaźnić" z kimś do kogo straciłem całe zaufanie. Ja spotkałem się raz czy dwa po zerwaniu ale po każdym spotkaniu/kontakcie wpadałem w czarną rozpacz, bo to już nie było to samo. Teraz staram się nie utrzymywać kontaktu -nie przychodzą do głowy głupie pomysły takie jak odnawianie związku w którym nie ma nadziei, równocześnie daje jej szanse poukładania sobie nowego życia tak jak chciała. Nie jestem jednak szczęśliwy, ale żadne z wyjść - powrót czy znalezienie sobie kogoś nowego mnie jakoś nie cieszy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Jak czytam te wszystkie wypowiedzi to mi się dziwnie robi, bo jak bym czytała o sobie...:-) Widocznie jesteśmy wrażliwymi ludźmi, stąd cierpienie i podobne uczucia i zachowania. Są momenty, że czuję się już całkiem dobrze, ale w każdą niedzielę łapię doła... Czas!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Beren
Wiesz mam w miarę fajną pracę, ale jak prawie każdy lubię kiedy nadchodzi weekend. Od rozstania jednak boję się tego jednego dnia - niedzieli. Jeśli sobie czegoś nie zaplanuje albo się nie umówię to wiem że będzie ciężko. Niedziela to był dzień wspólny, a teraz ja pierwszy raz w życiu boję się mieć za dużo wtedy wolnego czasu, bo uporczywie wracają te smutne myśli. Kto by pomyślał że coś może tak wpłynąć na życie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zaza165
Czy zachowuję się honorowo..? Nie wiem. Przyznaje, pierwsze 3 dni totalne dno, płacz po ciuchu, ze spuszczoną głową przez 24h/dobe.. teraz juz nie płaczę. Przy nim. Ale w tej chwili znów nie mogę się powstrzymać. Najgorsze jest właśnie to, że nie wiem DLACZEGO.. i coraz głupsze pomysły przychodzą mi do głowy, co mnie doprowadza do jeszcze większego dna. Staram się wrócić do tego jaka byłam kiedyś... Znów 'grać' atrakcyjną brunetkę.. choć właściwie sama nie wiem po co to robię, jaki jest tego sens. Robię to dla niego... i dla siebie. By poczuć się KIMŚ, a przynajmniej sprawiać pozory. Bo niestety... bez niego tak naprawdę czuje się zerem. Beren, wiem, ze to siedzi tylko w jego głowie.. bo nie rozmawiał o tym z nikim.. Nawet z największym swoim przyjacielem, a to mnie już całkiem dobiło... Czego on się boi? Czego się wstydzi? .... Co go przeraża? ... Łudze się, że wróci. Tak cholernie się łudzę.. Mam nadzieję, i chyba przez nią jest mi jeszcze gorzej. Staram się podnieść głowę i iść dalej... Ale ... wychodzi jak wychodzi ;( Dziś zainteresował się mną... raz. Usłyszał jak rozmawiam naszym wspólnym przyjacielem o pewnej niemiłej sytuacji jaka mnie spotkała od naszych 'rywali'... Dotknęło go to, widziałam, odczułam w tym, jak zmienił się jego wyraz twarzy.. Czy... Czy jemu jeszcze zależy? :( Czy to wszystko ma sens? Beren, pomóż. Ja nie potrafię ogarnąć facetów.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Beren
:) ogarnąć facetów? My jesteśmy prości jak włos mongoła. Zrozumieć kobietę to jest dopiero sztuka. Nie powiem Ci dlaczego ani nawet co się dzieje. Z twoich słów wynika, że dla niego uczucia do Ciebie się wypaliły. Nie daj się zwodzić klasycznymi tekstami w stylu: kocham Cie ale to już nie to, albo jesteś wspaniała ale ten związek nie ma już przyszłości. To są teksty na "odwal się", na zakończenie tego co było. Dlaczego? Dobre pytanie. Może jest jakaś konkretna przyczyna, ale bardzo często jest tak że coś się w nas kumuluje i potem wybucha z siłą która niszczy związek. Są dwie drogi - albo walczysz o niego opierając się na nadziei którą w sobie masz albo przyjmujesz do wiadomości że to koniec i strasz sobie ułożyć życie bez niego. Wybór jest bardzo indywidualną sprawą i sam musisz podjąć decyzję.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Zaczyna się długi weekend...maraton samotności. :\\\\\\\"( A Już-Nie-Mój Narzeczony właśnie wyjeżdza ze swoją Nową Miłością na cztery cudowne dni i noce tylko dla siebie. :\\\\\\\"( Nie umiem się odnaleźć, wciąż nie przyjmuję tego do wiadomości, że jestem już tylko miłym, bądź nie, wspomnieniem. Jak żyć? Żyć? Jak prze-żyć? :\\\\\\\"(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Beren
Na pewno będzie miał kiepską pogodę - szaro, buro i spotka go ta przykra niespodzianka w formie przeziębienia. z fajnego wyjazdu nici, same stresy i kłopoty.Szkoda mi go :) Za to Ty odpoczniesz trochę - wstaniesz rano i nagle uświadomisz sobie po 4 dniach że spotkało Cię wiele dobrych miłych rzeczy, które dodadzą otuchy i pozwolą przeżyć ten czas samotności :).

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Beren
Lukrowane to "trochę" ale dlaczego by nie miało tak być? Miłego weekendu dla wszystkich :) dla mnie też :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zaza165
Beren, powiedz mi, co działa na Was facetów.. Jak to możliwe że niekiedy wracacie do swoich byłych kobiet, które rzuciliście...? Mam problem sama ze sobą, bo nie potrafię o nim nie myśleć. Jestem w stanie zrobić wszystko... Gdyż już zbyt wiele poświęciłam dla tego związku, zbyt wiele włożyłam samej siebie, swoich uczuć, poczucie własnej wartości. Nie potrafię się nie łudzić... Chociaż masz racje, powiedział dokładnie to: ze nie moze powiedzieć iz juz mnie nie kocha.. ale to nie jest to samo co było kiedyś. ;/ Nie ma na razie nikogo innego, z nikim nie sie spotyka - zamknął się w sobie. Ucieka od znajomych, ucieka z miasta w którym sie uczymy do domu... z nikim nie rozmawia, nawet ze swoim najlepszym przyjacielem. A jesli ktokolwiek z kumpli do niego podejdzie od razu jest tekst: ' tylko bez trudnych tematów'. Nie wiem co robić, co myśleć.. Łudzę się, ze na moje 19ste urodziny wszystko wróci do normy. Że zrozumie.. ma 2 miesiące :(( Ale czy mam prawo do tego, by się łudzić...? Co mi pomaga? - hah, prozaiczna sprawa - nie wyrzucił naszych zdjęć z pokoju.. [wiem od jego siostry] i wciąż ma nasze wspólne zdjęcia na nk.. A jeśli chce się o kimś zapomnieć, wyrzucić go z życia... Raczej się o takich rzeczach nie zapomina, prawda..? Jestem w totalnej rozsypce. Tym bardziej, że dziś rozmawiała ze mną jego mama... i powiedziała, że ona myślała, iż bedziemy już zawsze. One love, one life. Bo tak to wyglądało... :( Nasi wspólni znajomi.. a także osoby postronne powiedziały coś, dzięki czemu jeszcze jakoś się trzymam - że to wszystko miało sens, ten nasz związek. Bo oboje się zmieniliśmy, dojrzeliśmy.. Czekam na ten dzien gdy się odezwie :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Beren, dobry człowieku, możesz mi przesłać paczką kurierską (na mój koszt! ;) ) kilka deko tego optymizmu do lukrowania? :) Albo powiedz do jakiego okulisty mam pójść, żeby te same rzeczy widzieć w innych barwach? Bo ja również spoglądając za okno doszłam do wniosku, że niechybnie pogoda im nie dopisze, ale doprowadziło mnie to, nie do przeziębienia, ale do romantycznego czterodniowego tete a tete w pokoju hotelowym, tudzież przytulanego rozgrzewania grzanym winem w miłej knajpce...cóż może być bardziej romantycznego? Rzecz jasna, gdyby było słońce, od razu zwizualizowałabym ich sobie na plaży, Ją. Piękną. Wiotką i ponętną. W seksownym bikini. I jego, chwytającego za olejek do opalania, by posmarować jej aksamitne plecy...ach, ta wizja niebawem się ziści, ponieważ jeszcze w tym miesiącu jadą razem na wakacje, które zaplanował jeszcze ze mną...to jest jak zły sen, z którego nie mogę się obudzić. Beren, czy mi się wydaje, czy Ty mieszkasz w jakiejś nadmorskiej miejscowości? Może ja bym Ci tak (wraz z zapłatą za to deko optymizu) przesłała pudełeczko z pierścionkiem zaręczynowym i tą częścią mojego serca, które tak się do niego wyrywa? Przewiązałabym to wszystko sznureczkiem, doczepiłbyś do tego tylko jakiegoś kamulca i utopiłl w Bałtyckich odmętach? Zupełnie nie mam w sobie zgody na to co się stało. Z każdą myślą o tym, że go nie ma, otwierają mi się ze zdumienia szeroko oczy: Jak to? To nie możliwe!, jakby to było wczoraj...gdzie się podziało prawie półtora miesiąca odkąd ostatni raz go widziałam zamykając za sobą drzwi gdy wychodziłam do pracy? Zaklęty czas zatrzymał się w miejscu, a ja ugrzęzłam w ruchomych piaskach zdumienia, bólu, poczucia winy i przeraźliwego lęku, który oślepia i dusi. Jak się z tego ocknąć? Moje myśli są jak głupi piesek, który goni własny ogon, odtwarzają w kółko te same wersy na tą samą melodię: Boże, proszę, żeby stał się cud i żeby On do mnie wrócił. Jak się od tego uwolnić? Zajmuje się pracą, pisaniem rozbabranej pracy magisterskiej, zapycham czas spotkaniami z przyjaciółmi, ale wszystko to dzieje się jak przez mgłę, jak za szybą, jestem \"tutaj\" tylko maleńką częścią siebie, a w środku wciąż zaklinam los: Kocham Cię! Wróć! Żałosna. Mała. Samotna. Migotka_Stokrotka

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zaza165
'Zupełnie nie mam w sobie zgody na to co się stało. Z każdą myślą o tym, że go nie ma, otwierają mi się ze zdumienia szeroko oczy: Jak to? To nie możliwe!, jakby to było wczoraj...gdzie się podziało prawie półtora miesiąca odkąd ostatni raz go widziałam zamykając za sobą drzwi gdy wychodziłam do pracy? Zaklęty czas zatrzymał się w miejscu, a ja ugrzęzłam w ruchomych piaskach zdumienia, bólu, poczucia winy i przeraźliwego lęku, który oślepia i dusi. Jak się z tego ocknąć? Moje myśli są jak głupi piesek, który goni własny ogon, odtwarzają w kółko te same wersy na tą samą melodię: Boże, proszę, żeby stał się cud i żeby On do mnie wrócił. Jak się od tego uwolnić? Zajmuje się pracą, pisaniem rozbabranej pracy magisterskiej, zapycham czas spotkaniami z przyjaciółmi, ale wszystko to dzieje się jak przez mgłę, jak za szybą, jestem "tutaj" tylko maleńką częścią siebie, a w środku wciąż zaklinam los: Kocham Cię! Wróć! Żałosna. Mała. Samotna. Migotka_Stokrotka" Migotko, czuję dokładnie to samo :( Budzę się każdego dnia... otwieram oczy i wszystko jest pięknie. A po ułamku sekundy nagle wraca ta świadomość.. I nie mogę w to uwierzyć :( Z jednej strony minęło tak niedługo czasu... to niespełna dwa tygodnie!.. a ... a wydaje się jakby dzieliły nas już miesiące... :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zaza165
.....dzwoni dzwonek u drzwi.. dzwoni telefon.. a mnie na nowo przyczepiają się do ramion skrzydła..! i ledę odebrać telefon/otworzyć drzwi.... Niestety, to tylko sąsiadka. Skrzydła znów odpadły. :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Zazuniu. Ech..jesteś taka młodziutka...budzą się we mnie niespełnione macierzyńskie instynkty gdy Cię czytam...tak bardzo bym Cię chciała uchronić przed bólem, który czujesz! Zaza...tak naprawdę najmądrzejszą radą jaką mogłabym Ci dać (i sobie też) jest: Nie pozwól mu się już nigdy więcej skrzywdzić! Czytałam, to co napisałaś wcześniej. O tym, że cała angażujesz się w związek, o tym, że czujesz się nikim bez niego. Sama o sobie piszesz źle. Skąd ja to znam? Ja poznając mojego Nie-Już-Narzeczonego miałam ciekawe i pełne życie a sama byłam tryskającą energią i humorem wesołą dziewczyną (no dobra, kobietą ;), czasy dziewczęctwa mam już za sobą ;) ). Weszłam w związek i nie wiedzieć kiedy zszarzałam, zblakłam, skupiłam się na nim tak bardzo, że pozostałe askpekty życia takie jak, pasje, przyjaciele, czy nawet studia zaczęły schodzić na dalszy plan...aż w końcu on odszedł. Ze słowami: \"Kocham Cię. Jesteś moim ideałem kobiety, jaką chciałbym mieć za żonę\" Czułam się dokładnie tak samo jak teraz obie się czujemy. Niemalże nie straciłam rozumu, próbując dojść przyczyn jego odejścia, nieprzytomna z bólu i rozpaczy przetrwałam miesiąc. I wtedy on wrócił. Ku przerażeniu moich przyjaciół przyjęłam go z powrotem. Zamieszkaliśmy razem. Zaręczyliśmy się. Zaplanowaliśmy całe życie. Ale jest drugie dno tej historii. Moja miłość od momentu, gdy mnie zostawił była jak płaszcz z podszewką ze strachu uszytą z żywego ognia. Płaszcz ładnie wygląda, jest Ci potrzebny, bo bez niego zmarzniesz, jest dobrze skrojony i w Twoim ulubionym kolorze. Kochasz go. Jest Ci potrzebny. Na zewnątrz wygląda pięknie. Nie chcesz się go pozbyć, ale z drugiej strony ciągle czujesz ból gdy masz go na sobie. Życie w związku, gdzie Twoje działania podświadomie podyktowane są strachem przed odrzuceniem to droga po równi pochyłej do jeszcze większego bólu i definitywnego rozstania. Strach powoduje, że podporządkowywujesz się bezwględnie drugiej osobie, stajesz się jej niewolnikiem, jednocześnie czujesz zdrowy, naturalny bunt, przeciwko tej sytuacji, masz poczucie upokorzenia i niesprawiedliwości, niedocenia...i gdzieś ta miłość, ten płaszcz, zostaje spalony przez strach, a Ty wychodzisz z tego poparzona. Im dłużej ten płaszcz miałaś na grzbiecie, im mniej wartw chroniących miałaś pod nim na sobie, tym więcej będzie ran. Jeśli angażujesz się całą sobą i oddajesz się cała tej drugiej stronie, tak jak pisałaś, że oddałaś w ręce swojego byłego nawet poczucie własnej wartości, to tak, jakbyś ten płaszcz założyła na gołe ciało. Kochana Zazuniu. Jesteś wspaniałą, młodą i wrażliwą kobietą. Daj sobie szansę na prawdziwe szczęście. Poszukaj kogoś, kto nigdy nie pozwoli Ci tak cierpieć! Jak można mówić o kimś, że Cię kocha, jeśli potrafi spokojnie patrzeć na Twoje łzy i być obojętnym? Czy Ty byś pozwoliła na to, żeby on tak cierpiał? Nie, prawda? Więc zadbaj o siebie i zatroszcz się o siebie tak samo jak troszczysz się o niego. Jeseś Zaza wartością sama w sobie. Twój chłopak nie stanowi o Twojej atrakcyjności i wartości. A jeśli ktoś Cię kocha to powinien o Ciebie dbać i się troszczyć, a nie zadawać Ci ból i obojętnie patrzeć jak cierpisz. Tak bardzo Cię rozumiem! Ściskam Cię bardzo mocno!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zaza165
Migotko, boje się. Boje sie tak bardzo tego wszystkiego... Boje się myśli, że nie ma mnie już w jego sercu. Nie wiem czy mogę powiedzieć iż patrzy na to obojętnie.. gdyż zamknął się w sobie bardzo. A może to tylko pozory? Może zamknął się na NAS? Na swoich byłych znajomych? Może znalazł nowych? Nie wiem.. Może to tylko moja wyobraźnia i pragnienie,a by to wszystko było prawdą.. ale widzę w jego oczach przygnębienie... A może widziałam? Gdyby wszystko było u niego OK nie zachowywałby się chyba w ten sposób.. Nie uciekałby z miasta, ze szkoły... :( Nie wyrzucił naszych zdjęć, a ja się tym bardziej łudzę. Migotko, byliśmy razem ponad dwa lata.. Dawałam mu wszystko, byłam gotowa zrobić wszystko o co poprosił, choć nie byłam pod kloszem. Potrafiłam powiedzieć NIE gdy coś mi się nie podobało (alkohol, alkohol, alkohol) ... Dbałam o siebie cały czas.. Może nie tak bardzo jak kiedyś, by nie prowokować myśli o tym iż chce się przypodobać innym, ale jednak - byłam wciąż. Byłam tak szczęśliwa. Każdy dzień był piękny, nawet ten deszczowy... Szłam przez miasto z myślą, że nikt mnie nie może skrzywdzić, bo kocham i jestem KOCHANA. I on także to czuł. Wiem, wiem jak się zmienił. Z hulaki stał się wrażliwym, czułym facetem. Takiego, jakiego potrzebuje. Zawsze mnie wysłuchał, przytulił, pocieszał, pomógł... Dlatego nie mogę tego zrozumieć. DLACZEGO!? Kiedy to wszystko zgasło..? :( Albo co się stało iż nie może tego kontynuować? Dlaczego nie chce już ze mną dzielić swoich smutków i radości...? :( Byliśmy razem bardzo długo... i przez ten czas wszyscy nauczyli się iż jestem JEGO. By do mnie nie podchodzić... Zostałam teraz sama. Nawet gdybym chciała nie mogę odwrócić się w żadną stronę, nie ma do kogo. Szuka dalej? Gdzie... Moi drodzy, gdzie, skoro my bylismy ze sobą wszędzie. Całe środowisko licealne miasta, a jest nas grubo ponad 5tys wie o nas. Widziało nas przynajmniej raz. .... Tak to boli.. :( Chciałabym zapomnieć... Nie, nie chcę zapomnieć. Chcę żyć z nadzieją, ze on wróci. Wychodzę z przyjaciółką, przyjaciółmi, rozmawiamy w szkole... a ja.. każdy dzień jak przez mgłę. Często nie pamiętam co robiłam poprzedniego dnia. Chcę by wrócił. Staram się coś zrobić... Ubieram się jak tylko mogę najlepiej, skrywam łzy by ich nie widział... Ktoś mi powiedział bym pobudziła w nim zazdrość.. spotkała się z kimś innym... ale ja nie potrafię sobie nawet tego wyobrazić... Poza tym, nie ma z kim. A miało być tak pięknie :( Nie pojmuję tego wszystkiego.. :( Migotko, co robić? .... :( Ja chcę wrócić, tak! nawet jesli to oznacza za jakiś czas kolejny ból.. jeśli tak, chce się sparzyc jeszcze raz by sobie go ostatecznie wybić z głowy...! Chcę się przytulić.. :( By znów pogłaskał mnie po głowie, objął ramieniem, podniósł na jednej ręce.. Powiedział tak jak zwykle, Kociak, wszystko będzie dobrze.. Głowa do góry, pokaż te swoje piękne duże oczy... :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zaza165
Nie mogę powiedzieć iż odrzuciłam swoje pasje gdy byłam w związku z nim... Nie, realizowałam je ciągle... Starałam się wyglądać przy nim ciągle dobrze, być zawsze przy jego boku... By w każdej chwili gdy będzie mnie potrzebował przytulić, pocałować w czoło.. Ukoić. Choć zawsze zgrywał twardziela. Czuje się nikim.. bo zgasło we mnie jakiekolwiek poczucie wartości... Gdybym była kims waznym - nie zostawiłby mnie gdybym była kims waznym - ..... może nie oszukiwałby mnie i samego siebie, mówiąc przez ponad półtorej roku że KOCHA? Słowo KOCHAM zawsze miało dla mnie wielką wartość. Dobrze o tym wiedział. Dlatego prosiłam, by powiedział mi to dopiero wtedy, gdy będzie tego pewien. I powiedział. W tej samej chwili gdy ja.. Po pół roku związku..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Beren
Moje drogie Panie, na wstępie głupio mi trochę jako przedstawicielowi tej płci nie-pięknej Was tak zraniła. W imieniu własnym i innym mężczyzn przepraszam za zachowanie waszych ex. Podobno nie wszyscy jesteśmy tacy ale nie warto nas też przeceniać :) Zaza165 wybacz ale nie dam Ci żadnej "złotej rady" - nie znam twojego faceta, nie wiem jakim jestem człowiekiem ani czym się w życiu kieruje. Jeśli mam być szczery to się obawiam że on podjął już decyzję ostateczną. Jeżeli rzeczywiście jest typem chłopaka który lubi grać "twardziela" to bardzo trudno będzie Ci do niego dotrzeć w jakikolwiek sposób. Zasadniczo powinienem Ci napisać że to już koniec i czas na to być o nim zapomnieć itd itd. Łatwo się jednak mówi komuś co ma robić. U mnie mijają 3 miesiące od rozstania a jakoś myśli i uczucia wciąż są żywe. Wiele osób na tym forum już pisało o tym, że kluczem jest czas. To jest prawda ale trudno ten "czas" przetrwać. Ech, nieraz bardzo ciężko. Pytasz czy faceci wracają? Wracają oczywiście ale to nie jest zasada ani wyjątek - to bardzo indywidualna sprawa. Jesteś jeszcze bardzo młodziutka i uwierz mi długie życie przed Tobą, więc wszytko się może zdarzyć. Piszesz że są przesłanki ku temu że on Cię całkowicie nie wykreślił ze swojego życia - może rzeczywiście on zrobił coś pochopnie, lub impulsywnie a teraz nie potrafi się ze swojej decyzji wycofać, bo sam nie wie co zrobić. Tak czy owak musisz się trzymać - pamiętaj błagając go nic nie zyskasz. Ty czujesz że straciłaś coś ważnego w swoim życiu - niech on też to poczuje, to może być jedyny sposób na powrót. Musisz być kobietą którą on pragnie a nie taką która da mu wszystko na skinienie palca. Pamiętaj jednak o tym co pisze Migotka - powrót to nie zawsze dobre wyjście. Ja przerabiałem ten scenariusz dwukrotnie. W człowieku pozostaje strach, niepewność - stała obawa że ta druga ukochana osoba w pewnej chwili znów uzna że to koniec. Ciężko się żyje z myślą, iż za miłością czai się strach, bo tak do końca nie możesz zaufać swojej wybrance. Myślę, że lepiej już szukać tej prawdziwej miłości, nie dziś, nie jutro ale wtedy gdy poczujesz że pragniesz, że możesz że chcesz :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Zazunia. Rozumiem Cię. Też tak mam. Mrożący lęk, wywołany świadomością, że osoba, którą kochasz zamknęła dla Ciebie swoje serce, jako (nie?)proszony gość składa codzienną wizytę nam obu. Nie znam bardziej przerażającego uczucia. I sama, choć wiem, o tym wszystkim o czym pisałam Ci wcześniej, gdy przychodzi to uczucie, pragnę jedynie by On się pojawił i po prostu mnie przytulił. Niemalże czuję ukojenie, które by się wtedy pojawiło. I nie chcę wtedy pamiętać, że ten strach tylko by się przyczaił czekając na chwilę, gdy znowu będzie mógł wychylić swój szkaradny łeb. Że stanie się cieniem mojej miłości. Chciałabym uchronić przed tym Ciebie, ale skoro mówisz, że tego chcesz...Zazuniu, tak z ręką na Twoim udręczonym serduszku: Czy naprawdę miłość równa się dla Ciebie cierpienie? Cóż, ja byłam w trzech związkach. Wszystkich trzech Panow mnie zostawiło. I wszyscy trzej chcieli wracać. Trzech Powracających Muszkieterów. Dwóch z nich nie dostało tej szansy. Ostatni tak. Błąd. Ale mówisz, że tego własnie chcesz...dobrze. Rady, które dają Ci znajomi, żebyś sobie znalazła kogoś innego i wzbudziła w Nim zazdrość i tym podobne, dla mnie, nie są właściwe. Dlaczego? Bo są grą. A miłość to nie gra. Powiem Ci, co w Moich Muszkieterach dawało efekt bumerangu. Na pierwszy ogień całkowity brak kontaktu. To zawsze daje do myślenia. Im bardziej wcześniej zabiegałaś, im bardziej się starałaś, im bardziej kochałaś i adorowałaś tym większy daje to efekt. Na początku zdziwienia, a później chęci odzyskania tego cudownego uczucia bycia kochanym i adorowanym. I starają się to odzyskać. (Ale tu pajawia się pytanie, czy robią to z miłości do Ciebie czy też z miłosci do Siebie Samego? Czy chcą wrócić do Ciebie bo Ciebie im brakuje, czy też brakuje im Swojego Wizerunku w Twoich oczach Pana Wspaniałego? Zazwyczaj raczej to drugie, co ma później swoje konsekwencje, a na pewno nie ma nic wspólnego z prawdziwą miłością) Następnie, gdy odstawiasz ich od źródełka Dowartościowywania i zrzucasz ich z piedestału, należy zadbać o siebie i swoje szczęście. Nie mówię o sztucznym uśmiechu i udawaniu. Mówię o znalezienu w sobie siły i stanięciu na nogi, pogodzeniu się z faktem, iż zostalo się samemu i uwierzeniu w swoją wartość. Będąc silną, radosną i spokojną, będąc wspaniałą sobą możesz stać się znowu obiektem pożadania, bo stajesz się tym samym Obiektem Do Zdobycia. A to budzi instynkt łowcy i zaczyna się polowanie na króliczka. I dajesz się złapać. I mamy Happy End. Bądź nie. Bo: Po pierwsze, czy uda Ci się ponownie zaufać komuś, kto raz Cię porzucił i zawiódł? Czy o taką miłość, o taki związek Ci chodzi? Po drugie, czy to jest miłość? Czy naprawdę uważasz, że nie zasługujesz na to, by dzielić swoje życie z kimś, kto będzie tak bardzo Cię kochał, że tak jak Ty, zawsze bedzie robił wszystko, żeb y Ciebie nie stracić, bo tak bardzo będzie z Tobą szczęśliwy? Czy naprawdę uważasz, że nie zasługujesz na kogoś, kto Cię doceni i zaakceptuje? Zazu?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Beren
Droga Migotko Na wstępie słowa uznania ode mnie za piękno i styl twoich wypowiedzi. Jeżeli twoja praca magisterska zawiera choć szczyptę twoich umiejętności przelewania myśli na paper to wróże Ci duży sukces. Co do paczek to kilka ładnych ton optymizmu już do Ciebie jedzie specjalną przesyłką. Błagam nie przesłodź się tylko :) Wszystko co się w naszych życiach zdarza można widzieć w barwach złych i dobrych. Nawet jeśli wskazałbym Ci okulistę który ludziom rozdaje różowe okulary szczęścia i to i tak dobrze wiesz że tylko od Ciebie zależy co będziesz przez nie widzieć. Zła pogoda? Przeziębienie? To nic... Ja to widzę tak - w hotelu będzie potwornie zimno. Pod prysznicami robactwo, jedzenie do niczego, zaś zakichanym i posmarkanym facetem to nawet wietnamska wędrowna wioskowa dama lekkich obyczajów w te ta te nie zagra :) Co do wina w knajpce - to bez szans bo ceny poszły w górę, wino wszędzie juz skwaśniało a zresztą takich gości jak on to porządni ludzie nie obsługują. W związku z czym tyle by było jeśli chodzi o romantyzm. Dobrze się domyślasz mieszkam nad pięknym Bałtykiem, lecz wybacz twej prośby nie spełnię. Od mojej pięknej pierścionka nie przyjąłem gdy mi go oddawała więc od Ciebie też nie mogę, nawet w tak szczytnym celu. Wiem bowiem że zrobisz to sama. Nie w jakimś Bałtyku, ale daleko stąd w oceanie albo nad jakimś kolorowym morzem gdzie w pięknych promieniach ciepłego słońca pożegnasz ostatni symbol swojego bólu mając świadomość że teraz czeka Cię tylko radość. Ból codzienności który czujesz nie jest niczym obcym dla wielu osób które tu piszą. Wszyscy cierpimy, każdy przeżywa swoją własną małą tragedię. Powiem szczerze najbardziej cieszy mnie gdy ktoś tu po jakimś czasie wraca i pisze że mu się ułożyło. Boże jakie to budujące :) Czekam aż ten piękny czas spotka i mnie. Wracać do mojej Ex? Ja chciałbym wrócić do tych dni kiedy planowaliśmy przyszłość, gdy ona chwaliła się pierścionkiem i była taka dumna z tego że będziemy całe życie razem. Czasami wydaje mi się że chcemy wrócić do chwil które były, do tego ułożonego i szczęśliwego życia a nie do tej aktualnej osoby, bo ten człowiek już nie istnieje - odszedł w chwili gdy nas odrzucił. Niestety teraz jest to ktoś obcy, kto nie czuje tego co my. w tym jest największy problem. Im bardziej się kochało tym bardziej brak nam miłości.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×