Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Chyba jestem już ogłupiała...

Jeśli mężczyzna mówi... to co to faktycznie oznacza??????

Polecane posty

Gość swieta racja

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość broad
Stsounki między nami są ok. Pracuje jako jego sekretarka wiec wiadomo, że ludzi od razu myslą sterotypowo: musi być romans. Znałam go wczesniej ale tylko z opowiesci. Ze jest wymagający, ze ma wybuchowy charakter itd. Jak szłam do niego do pracy to miałam dusze na ramieniu. Bałam sie go. Do dnia dziesiejszego sie boje, czuje przed nim repsekt, ale nie pokazuje tego. Ale o dziwo do dnia dzisiejszego a mineło juz 8 miesiecy nie podnisół na mnie głosu, bo nie miał pwoodu. To co robie robie dobrze, jestem w tym dobra, tu nie moze miec zastrzeżeń. I jeszcze jakoś dziwnie dobrze razem sie nam pracuje. Każdy mówi, ze jak ja przyszłam to zmienił się o 360 stopni. Fakt, nadal jest wybuchowy ale to nie to co kiedyś. Ale to co jest miedzy nami. Do dnia dzisiejszego jestesmy na "pan-pani". Ale coś nas ciagnie do siebie. Przecież to widzę i chyba widzą inni. Nieraz to co mówi niby zartem ale daje do zastanowienia. Miałam egz i on o tym wiedział. Miałam mu dac znać jak mi poszło. A że oblałam to nie odzywałam się. Na drugi dzien mówi mi ze co chwilę zerkął na tel czy jest wiadomość. Bezinteresownie? Chyba raczej nie. Od takich rzeczy wszystko sie zaczyna. Pisze chaotycznie bo mem metlik w głowie, nie moge sobie z tymporadzić.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość broad
Stsounki między nami są ok. Pracuje jako jego sekretarka wiec wiadomo, że ludzi od razu myslą sterotypowo: musi być romans. Znałam go wczesniej ale tylko z opowiesci. Ze jest wymagający, ze ma wybuchowy charakter itd. Jak szłam do niego do pracy to miałam dusze na ramieniu. Bałam sie go. Do dnia dziesiejszego sie boje, czuje przed nim repsekt, ale nie pokazuje tego. Ale o dziwo do dnia dzisiejszego a mineło juz 8 miesiecy nie podnisół na mnie głosu, bo nie miał pwoodu. To co robie robie dobrze, jestem w tym dobra, tu nie moze miec zastrzeżeń. I jeszcze jakoś dziwnie dobrze razem sie nam pracuje. Każdy mówi, ze jak ja przyszłam to zmienił się o 360 stopni. Fakt, nadal jest wybuchowy ale to nie to co kiedyś. Ale to co jest miedzy nami. Do dnia dzisiejszego jestesmy na "pan-pani". Ale coś nas ciagnie do siebie. Przecież to widzę i chyba widzą inni. Nieraz to co mówi niby zartem ale daje do zastanowienia. Miałam egz i on o tym wiedział. Miałam mu dac znać jak mi poszło. A że oblałam to nie odzywałam się. Na drugi dzien mówi mi ze co chwilę zerkął na tel czy jest wiadomość. Bezinteresownie? Chyba raczej nie. Od takich rzeczy wszystko sie zaczyna. Pisze chaotycznie bo mem metlik w głowie, nie moge sobie z tymporadzić. jezlei chcesz to napisz na maila enigmatyczna_@op.pl

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Chyba jestem już ogłupiała...
Koralowa, ja tu piszę chyba właśnie dlatego, ze czuję, że z tą więzią jest coś nie tak. On stworzył mi tego rodzaju warunki psychiczne, że tak to nazwę, że gdy dowiedziałam się będąc w pracy, że moje dziecko ma wysoką gorączkę to najpierw zadzwoniłam do męża. Bardzo się przejęłam, chciało mi się płakać, bo to był pierwszy raz jak Mały zachorował. Mój mąż powiedział krótko - jestem już w domu, przestań histeryzować, wróć jak najszybciej możesz, ale nie histeryzuj, bo nie ma powodu. Napisałam po jakimś czasie smsa do mojego przyjaciela, nie było go już w pracy. Miałam mu do przekazania jakąś wiadomość służbową. Napisałam też jednak, ze mi smutno, bo Mały jest chory. On natychmiast do mnie zadzwonił, pocieszał, współczuł, nie powiedział mi, że histeryzuję... Nie piszę tego absolutnie po to, żeby wzbudzić myśl, że mój mąż jest niedobry, lub, że mnie nie rozumie. Ten facet, o którym piszę nigdy niczym się nie niecierpliwi, a przecież ja nie mogę być ideałem. On mnie nie ujmuje tym, że palnie mi oklepany komplement. Miałam wrażenie, że on mnie uważnie słucha, lubi mnie słuchać, rozmawiać ze mną, docenia we mnie umysł, wnikliwie obserwuje. Kiedyś rozmawialiśmy niby w żartach, we trójkę, był jeszcze jeden kolega. Ten kolega powiedział wówczas coś odnośnie pracy, co delikatnie, no minimalnie mnie zaniepokoiło ( chciał, żeby coś tam zrobił ktoś inny niż ja, a miałam zrobić ja). Odebrałam to tak jakby ta druga osoba miałą to zrobić lepiej, ale to był normalnie cień myśli. Mój przyjaciel, który wóczas z nami rozmawiał, powiedział, no to teraz uraziłeś N. (o mnie). A to był cień reakcji być może, w ogóle nie chciałam, zeby jakąś reakcję było widać. W ogóle myślałam jakiś czas, ze on nie prawi mi komplementów ( i uznałam, że to dobrze), ale tak naprawdę on mi je prawi cały czas, tylko nie są to kompelenty banalne, które świecą tym, że są pustym hasłem. On komplementuje moją pracę, sposób myślenia, śmiech, inteligencję, wrażliwość. Zdarzyło mu się powiedzieć kompement odnośnie wyglądu, ale to niezbyt często ( to go zresztą zdradziło, zwróciłam uwagę na to, ze jednak prawi mi komplementy). Szczerze mówiąc liczyłam na to, ze znalazł się 34 letni mężczyzna, człowiek, którego naprawdę fascynuje moje wnętrze, a nie tyłek...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Chyba jestem już ogłupiała...
Broad, u mnie całe szczęście nie jest to mój szef, to upraszcza sprawę. Z tym tel. i ciągłym zerkaniem, jest to faktycznie sugestia wyraźna, że on poprostu myśli o Tobie. Myślę, że to, ze jest to Twój szef jest bardzo niebezpieczne... Ja mimo, nieco innej sytuacji też mam mętlik. U mnie jest swobodniej, no ale gdyby szef pozwalał sobie na takie hasła, na jakie pozwala sobie mój kumpel, to już nie pozostawiałoby najmniejszych wątpliwości.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nuuuuu nuuuuuuu

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
autorko...ja Ciebie rozumiem. Jestem przecież kobietą. Wiem, co to znaczy chcieć coś usłyszeć, a usłyszeć coś innego. Ale taka sytuacja, która Ciebie spotkała, jest po prostu tylko wskaźnikiem, czego brakuje Ci w Twoim małżeństwie. Twój maż zachował się jak typowy facet: chcial w ten sposób dac Ci do zrozumienia, zebyś się nie bała o dziecko, myślał, ze Cię uspokoi. Nie wie, ze usłyszeć od mężczyzny: nie histeryzuj, to najgorsza potwarz. To po prostu kolejny etap, na który trzeba się wnieść w Twoim małżeństwie - zacząć rozmawiać z mężem. Wiem, ze piszać o tym, piszesz bo czujesz niepokój. Ten niepokój jest także wskaźnikiem. Że to nie tylko kumpelska relacja. To jest ten sygnał ostrzegawczy. O ile do tej pory działo się tak jakoś samo z siebie - to teraz już nie. Uważnie przyglądaj się sobie i jemu. Widzisz, to miłe, gdy ktoś jest dla nas taki, jak sobie wymarzyłysmy. Ale ten facet podrywa czyjąś żonę! (czyli Ciebie). Mówi ci komplementy, wchodzi z Tobą w relację. Gdyby to był obcy facet, co byś o nim pomyślała?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Megaanka
Co zamierzam z tym zrobić? "Serce mówi - tak, rozsądek mówi - nie". Kłopot w tym, że w tym momencie jestem bardziej skłonna słuchać serca... Krótko mówiąc - mam ochotę na ognisty romans ;-) Z całą świadomością ryzyka niestety. Też mam rodzinę, której nie wyobrażam sobie stracić; nie chcę też nikomu rozbijać rodziny. Czuję się dokładnie tak, jak Ty. Niestety, zgadzam się też ze wszystkim, co na chłodno i obiektywnie napisała Koralowa. Normalnie - rozdwojenie jażni. Na razie górę bierze opanowanie, ale nie tak do końca... Sprawy nie ułatwia też fakt, że facet też dzielnie się trzyma - jakby zaczął ostro startować, momentalnie by dostał kosza i byłoby po sprawie ;-) A tu niestety jest tak: trzyma fason i nie mówi niczego wprost, ale wspiera mnie na każdym kroku, otwiera się przede mną, no i to spojrzenie, na którym go przyłapuję, które mówi więcej niż słowa, to lekkie zakłopotanie i chwila ciszy, gdy powiem mu coś miłego... No i to, że nigdy nie powiedział złego słowa o własnej żonie: ma klasę, chociaż widzę, że walczy ze sobą strasznie - to wszystko razem niesamowicie nakręca! Jesteśmy prawie rówieśnikami, mamy podobny staż małżeński, każde ma dwójkę dzieci, jego żona jest nieco młodsza, więc chyba nie chodzi tu o typowy kryzys wieku średniego, raczej o podobną wrażliwość, emocjonalność, osobowość i fascynację... intelektualną ;-) Nie mam pomysłu, co z tym zrobić. Chyba poczekam na to, co przyniesie życie. Trudne to. Pozdrawiam serdecznie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Chyba jestem już ogłupiała...
Koralowa, bardzo Ci dziękuję. Gdyby mnie ktoś zapytał, czego brakuje mi w moim małżeństwie, powiedziałabym, że niczego. U nas to był taki inny klasyk. Mój mąż od początku był we mnie totalnie zakochany (wiem, brzmi to, jakby była bezdennie pusta), ale nie ukrywał nigdy swoich uczuć, był bardzo otwarty, ciągle mówi mi, ze nie może beze mnie żyć i że dziękuje mi za syna. Syna uwielbia. No normalnie ideał. Nigdy chyba sama nie wymyśliłabym, ze czegoś mi brakuje. Może faktycznie mój mąż nie do końca rozpracował wrażliwość kobiecą, choć myślałam, ze go tego uczyłam już:) Zastanawia mnie w takim razie, skąd mój przyjaciel to wszystko wie. Czy aż tak dobrze zna się na kobietach i wykorzystuje to, czy też działa intuicyjnie. Przyznam, że w obserwacji jest bardzo biegły. Zawsze wyczyta, gd jest coś chośby minimalnie nie tak. Koralowa, gdyby ktoś mi opowiadał o facecie, który na bezczelnego podrywa cudzą żonę, mając swoją, uznałabym go za dno. Notabene, pamiętam, jak kiedyś prosił, żebym pozdrowiła mojego męża (może to też działanie usypiające mój umysł?) Gdyby on był bezczelny i czynił jakieś bardzo wyraźne aluzje od początku, to tak jak pisała Megaanka, na 100% dostałby kosza i byłoby po sprawie. On jednak jest tak subtelny w tym co robi, że nie wiem, czy mnie podrywa, czy podziwia, czy poprostu lubi mnie jako człowieka. On stara się chyba utrzymać mnie w przekonaniu co do tego ostatniego. Mądra z Ciebie kobieta, jak piszesz, trudno się z Tobą nie zgodzić. Megaanka, jak opisujesz swoją sytuację, to prócz paru faktów z życiorysu, naprawdę pomyślałabym, że jesteś mną:) Łącznie z tą postawą faceta. Zgadzam się z Tobą, gdyby był nahalny, to dostałby kosza bez dwu zdań. Megaanka, ja właśnie chyba dochodzę do momentu, w którym zaczynam się zastanawiać, co przyniesie życie. Chyba nie do końca można czekać. On sam mi kiedyś powiedział, że bardzo podoba mu się pewna definicja postaw ludzkich, że ludzie dzielą się na astronomów i astronautów. Tych, nieco zachowawczych, zgłębiających życie i świat w 4 ścianach i tych, którzy ryzykują i podbijają świat działaniem. Chyba nie da się tak do końca schować w skorupie i być tylko astronomem. Ja też tak próbowałam i nadal jakby w tym tkwię, bo nie potrafię zrobić radykalnego kroku, powiedzieć dość. Też tak dryfuję sobie niby to spokojnie, a tak naparwdę to jestem chyba w lichej łajbie na środku oceanu... Odnośnie wrażliwości, emocjonalności itd. to dokładnie też oboje czujemy, że rozumiemy się bez słów. Nie wiem jak Ty, ale ja mam wrażenie, że dryfowanie w pewnym momencie musi się kończyć gdzieś. My dobiliśmy do takiej sytuacji, że ja pierwsza np. zaczynam pracę w czwartki, on dwie godziny później, więc pomimo, że mial coś do zrobienia w domu, powiedział mi... będę wcześniej:), będę się nudził... i był te 2 godziny wczesniej. Przyszedł do mnie, rozmawialiśmy... Po przerwie z trudem było nam się rozstać, żeby dalej pracować. Też Cię pozdrawiam bardzo serdecznie. Koralową i board również.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nie dziw się, że ludzie plotkują. Widzą Wasze relacje i wiedzą, że oboje jesteście w stałych związkach.Ty sama nie chciałabyś widzieć takich relacji u swojego męża, więc inni też mają takie zdanie. Robi to na co mu pozwalasz, dla mnie to ewidentny początek romansu, jeśli nie chcesz aby zabrnął za daleko i ludzie przestali plotkować tak pokieruj znajomością, żeby nic z tego nie wyszło. Daj koledze to jasno do zrozumienia. I zakończ sprawę szybciej niż doleci to do Twojego męża. Zawsze znajdą się życzliwe osoby, a chyba nie chciałabyś mieć problemów w związku, brak zaufania niczemu dobremu nie wróży. Mom zdaniem byłaś trochę naiwna pozwalając na to aby tak rozwinęła się Wasza znajomość. Choć widać, że jesteś inteligentna.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Chyba jestem już ogłupiała...
Amnezjo, niestety to jest tak, że człowiek w pewnym momencie odkrywa, że hipokryzja nie jest mu obca. Gdyby ktoś mi powiedział, że mój mąż ma w pracy koleżankę, z którą nie dość, ze blisko współpracuje, mają wspólną pasję, widuje się ich ciągle razem, wyjeżdżają razem w delegacje, ba, wychodzą razem z pracy, on pomimo, że ma bezpośredni transport, to wsiada w jej transport i się przesiada... No i co, jest jedno wytłumaczenie - chcę ją nieco dłużej widzieć, spędzić z nią nieco więcej czasu. Nawet chyba nie chciałabym słuchać wyjaśnień, od razu założyłabym, ze łączy ich coś, co nie powinno. Jak to dotyczy mnie, to nagle umiem znaleźć tysiąc sposobów na to, by wyjaśnić sobie, że to jest absolutnie normalne. Wmawianie sobie jednak tego, że jesteśmy wszyscy niewinni niczym niemowlęta, ma kiedyś swój koniec. On chyba teraz u mnie nastąpił, dlatego zaczęłam intensywnie myśleć. Zwierzałam się z tego wszystkiego wcześniej mojej siostrze, ale ona chyba błędnie mi doradzała, bo mówiła: dopuki Ci to nie przeszkadza, nie rób z tym nic. Notabene ciągle wmawiała mi, że skoro ten facet ma siostrę, która jest daleko, to może mu jej brakuje itd.. Zaczyna do mnie docierać, że chyba moja siostra jest w swoim rozumowaniu w głębokich malinach. Dziękuję Ci za komplement odnośnie mojej inteligencji. Myślę, ze dużo w obecnym stanie rzeczy jest moich błędów. Ten facet (wiem, jak to brzmi, ale mimo wszystko) ma klasę, to nie jest mężczyzna, który lubi przemoc. Gdyby spotkał się z mojej strony z twardą reakcją, to uszanowałby ją. Masz rację, że to ja mu na zbyt wiele pozwalam. To ja pozwalam się adorować i pozwalam na to, by się mną opiekował. Zawsze lubiłam (i chyba też takich przyciągam) mężczyzn opiekuńczych. On jest w rodzeństwie najstarszy, ja najmłodsza, podobnie mój mąż też jest najstarszy. Co ciekawe warunki fizyczne mają również bardzo podobne...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Megaanka
Widzisz - mimo wszystkich podobieństw między nami, zauważam jedną drobną, ale znaczącą różnicę: Ja postanowiłam czekać i nie działać, bo w moim przypadku działanie oznaczałoby jedno - "skonsumowanie" znajomości ;-) U Ciebie raczej działanie zmierzałoby do postawienia facetowi granic, przynajmniej tak to zrozumiałam. Tak więc dla każdej z nas czekanie oznacza co innego: dla Ciebie przyzwolenie na rozwój znajomości, dla mnie zachowanie (resztką sił, przyznaję) status quo i nie pogłębianie relacji. Myślę, że już się bardzo zaangażowałam i dlatego tak to wygląda.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gosia 432
Witam dziewczyny Pozwólcie ze do was dołączę bo mam bardzo podobny problem Opiszę jak najkrócej bo w większości mogłabym sie podpisać pod postem autorki Też poznaliśmy sie w pracy, też wielka przyjaźń, spędzanie czasu, wspólne rozmowy, wspólne obiady, zawsze nierozłączni zwierzaliśmy sie sobie, on mi zawsze pomagał pocieszał adorował no i miał do mnie ogromną cierpliwość, cackał sie dosłownie jak z dzieckiem , też zawsze mogłam na niego liczyć, jak miałam problem z dzieckiem czy jakiś inny to zadzwonił wieczorem, zapytał, zainteresował się...no taki kochany chłopak jednym słowem I też tak na mnie patrzył że słow nie było trzeba, czasem przytulił pogłaskał, pocałował w policzek Ja sie do niego bardzo przywiązałam, co nie było trudne gdy sie tak wobec mnie zachowywał jak opisałam wyżej ale wydawało mi sie ze to tylko przyjaźń z obydwu stron zwłaszcza że jak mammęża a on narzeczoną Dodam że nigdy nie było z jego strony żadnych podtekstów nt seksu Aż tu nagle powiadomił mnie ze odchodzi z pracy bo mało zarabia bo nie może sie przebić awansować itp bzdety Zapewniał że dalej będziemy w kontakcie bo nie trzeba razem pracować zeby sie przyjaźnić-tak powiedział Ale minął dopero tydzień jak go nie ma a kontakt juz jest prawie znikomy A mi jest coraz cieżej Strasznie mi go brakuje W pracy jest tak jałowo bez niego, w domu ciągle zerkam na tel Pogadajcie ze mną pliss Potrzebuje jakiejś rady zeby umieć sie odnaleźć w nowej sytuacji

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Chyba jestem już ogłupiała...
Megaanka, a czy u Ciebie ta relacja z Twoim przyjacielem, bez Twojej aktywności się nie pogłębia?? Ja poprostu zauważam, że postawa bierna jest swoistym biernym przyzwoleniem. Mam do czynienia z mężyczyzną, który bez ogródek proponuje, wystarczy, że skinę głową, a to się już dzieje. Na tej zasadzie niejako czekanie jest aktywnością. Najgorsze, ze jeszcze nie odnalazłam w sobie sił, by porozmawiać z nim o granicach. NIe wiem też, czy wówczas nie wygłupiłabym się. Zawsze byłam typem kobiety "zabieranej", "porywanej", "zapraszanej", do mnie należało tylko tak lub nie. Ja niezwykle rzadko zapraszam i chyba średnio mi to wychodzi przez brak doświadczenia. Jemu nader łatwo przychodzą słowa: "zapraszam Cię na kawę", lub "zabieram Cię gdzieś tam"... Żeby zrobić coś aktywnego, co sprzyjałoby pogłębieniu znajomości, to już chyba pozostawałoby mi jedynie nawiązanie kontaktu fizycznego. Chyba nie bardzo znalazłabym miejsce na cokolwiek innego...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Chyba jestem już ogłupiała...
Gosiu, obawiam się, że ja w Twojej sytuacji czułabym się podobnie. Być może on też nie może się odnaleźć w swojej nowej sytuacji, a być może, skoro nie wiedziałaś o tym wczesniej, motywy odejścia z pracy są inne. Może to motywy osobiste?? Wiesz, mój przyjaciel powiedział mi kiedyś, ze wysłał do mnie smsa, w którym nie było niczego zdrożnego, jednak pomylił się i wysłał go do swojej żony. Jak sam opisywał, w pół sekundy dostał telefon z "łomotem". Może narzeczona postawiła mu ultimatum?? Wiem, że kobiety to mistrzynie nadinterpretacji, ale wydaje mi się, że ten mój przyjaciel czuje się kontrolowany ( a jak widać i tak robi co chce). Kiedyś powiedział, że kontrola do niego zadzwoniła (dzwoniła żona), swego czasu obrączkę na moim palcu nazwał GPS-em. Powiedział mi też kiedyś : "ja naprawdę nie uciekam z domu, wychodzę, kiedy muszę. Gdybym uciekał, miałbym podstawy czuć się nie w porządku wobec osoby, z którą mieszkam". A ja nie sugerowałam absolutnie, że on ucieka. Może to powody osobiste zdecydowały o odejściu z pracy, gdyż właśnie chodziło o oziębienie, zniweczenie stosunków z Tobą?? Pozdrawiam Cię cieplutko

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Megaanka
Widzisz - chyba dotarłaś do sedna. U mnie jest tak, że raczej jest równowaga - on zawsze proponuje herbatkę czy kawkę, albo chwilę rozmowy, ale ja nie pozostaję dłużna i próbuję się mu rewanżować. W kontakcie niewerbalnym też do końca nie jestem bierna - odwzajemniam się uśmiechem, wytrzymuję spojrzenia, jakoś tak samo wychodzi, nie zmuszam się do tego. Natomiast trochę inna jest specyfika naszej znajomości jeżeli chodzi o częstotliwość kontaktów - nie widujemy się codziennie, tylko krótko raz na tydzień, albo kilka dni z rzędu, ale za to bardzo intensywnej pracy nad wspólnym projektem. To powoduje, że z jednej strony relacja wolniej się rozwija, a z drugiej - wytwarza się większe "podciśnienie", oczekiwanie na więcej...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Autorko, cieszę się, ze mogłam Ci pomóc. Masz nienaruszoną intuicję. (jak kto woli - sumienie) Słuchasz tego czegoś w środku, co ci mówi, ze jednak coś jest nie tak. Nie starasz się tego zagłuszać. Moglabys się na nas zezłościć, ze mówimy ci przykrą prawdę i mogłabyś to zagłuszać, mówiąc że przeciez masz prawo do przyjacielskich relacji z facetami i czego my wlaściwie chcemy. Ale Ty rzeczywiście jesteś inteligentna, słuchasz i konfrontujesz z tymi watpliwosciami w srodku.Tak się właśnie powinno robić, rozeznając wątpliwe sprawy. Co do twojego kolegi: Ten tekst, ze pozdrawia męża... no cóż, wielokrotnie pozdrawiała mnie koleżanka chłopaka, który nam się obydwóm podobał. Ani mnie dobrze nie znała i tak naprawdę to mnie nie lubiła (zrozumiałe) .Ale widzisz, jak człowiek jest zakręcony, lub nieświadomy tego co się z nim dzieje, to czasem wychdodzą z niego takie fałszywe zdania czy fałszywe zachowania. I jeszcze jedno: Lepiej już, gdy facet wprost powie, bo mozna wprost się do tego ustosunkować. Tak jest w pewnym sensie uczciwiej. Uważam za swego rodzaju perfidność takie zawoalowywanie - stwarzanie sytuacji co do których nic złego nie można powiedzieć i do niczego nie można sie przyczepić, a z przeproszeniem coś śmierdzi. Nie cierpię tego. Pozdrawiam i życzę szczęścia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Megaanka
A propos pozdrawiania - ja też usłyszałam ostatnio życzenia świąteczne: no to pozdrów ode mnie... RODZINĘ ;-D (poznał kiedyś mojego męża) Podziękowałam ;-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gosia 432
wiesz autorko myślę tak samo tj ze ten powód jego odejścia z pracy to żaden powód bo taki to każdy może mieć Rzadko kto nie chciałby wiecej zarabiać niz zarabia i wiekszość ludzi nie jest kierownikami czy dyrektorami tym bardziej ze do tej pory mu to nie przeszkadzało, był bardzo zaangażowany i jeszcze mnie motywował, pomagał, krył... No i za tak nagle podjął tą decyzję, prawie z dnia na dzień

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gosia 432
Jeśliby to zrobił ze względu na mnie jak sugerujesz to musiałby poczuć ze sie zakoch*je, faceci tak chyba mają że jak widzą ze ulokowali uczucie tam gdzie nie ma perspektyw (a nie ma bo mam udane małżeństw0) to najlepsze ostre cięcie A może i ta jego laska wtrąciła swoje trzy grosze do tej decyzji? Może nie było to ultimatum skierowane konkretnie do mnie bo nie zna mnie osobiście i pewnie nie ma pojęcia ze jesteśmy aż tak blisko ale jest zazdrosna bo powiedział mi kiedyś ze dostał zj*bę bo za długo gadał ze mną przez tel a ode mnie dostał drugą że poddaje się histeriom zazdrosnej zakompleksionej laski co wszędzie widzi zagrożenie.. Ja to widzę odwrotnie - jakbym wiedziała ze mogę z nim co jakiś czas się spotkać czy choćby pogadać przez tel byłoby mi o wiele łatwiej znieść tą rozłąkę Tesknie za nim bardzo, ta niepewność mnie przeraża , w pracy wszystko mi go przypomina i nie mogę znieść myśli ze go niema i nie będzie a jak wrócę do domu to też nie umiem sie czymś zająć... Zawalczyć o ten kontakt czy czekac aż on sie odezwie/lub nie? Nie chce sie narzucać ale i trudno mi sie powstrzymać Jak mi radzicie?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość pisałaś już na innym topicu

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gosiu...radzę Ci zostaw chlopaka w spokoju. Widze, ze nic nie zrozumiałaś z tego co tutaj zostało napisane. Piszesz o jego narzeczonej (!), ze jest histeryczną zakompleksioną zazdrośnicą, ale ma kobieta o co. I zdaje się facet ma więcej rozumu od Ciebie, bo zerwał (mam nadzieję) niebezpieczny dla jego relacji z narzeczoną kontakt, czyli kontakt z Tobą.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Chyba jestem już ogłupiała...
Koralowa, spodziewałam się tutaj prędzej wyzwisk niż komplementów, choć gdybym w duchu nie liczyła na racjonalne wypowiedzi, to nie pisałabym. Myślę jednak, ze trochę mnie przeceniasz. Fakt, nie staram się zagłuszać tego czegoś, co mówi do mnie ze środka i staram się też słuchać innych. Ja naświetlam sprawę, a wypowiedzi osób z zewnątrz są dla mnie swoistym lustrem. Dzięki temu jednak, że obdarzacie mnie swoją myślą i opieracie się na doświadczeniu, mam możliwość zobaczenia obrazu znacznie wyraźniej i być może w innych barwach, niż mi się wydaje, że on posiada. Przeceniasz mnie jednak dlatego, gdyż prawdopodobnie, gdybym słuchała od początku swojej intuicji i sumienia, to nie dobrnęłabym do momentu, w którym obecnie się znajduję. Nigdy chyba nie zapomnę mojej myśli, kiedy pierwszy raz szłam z nim na kawę. Zostaliśmy wysłani "na miasto". Spotkanie, na którym byliśmy miało być znacznie dłuższe, więc godzina, o której mieliśmy się znaleźć w pracy była przewidziana na później. On skorzystał wówczas z okazji i powiedział do mnie, że skoro mamy jeszcze czas, to co powiem na to, żeby wypić z nim kawę w pobliskiej, bardzo klimatycznej knajpce. Głupia zgodziłam się, choć idąc do tej knajpki cały czas miałam w głowie - co Ty wyprawiasz?? Idziesz do kawiarni z facetem, przyjęłaś zaproszenie, zamiast wracać od razu do pracy???!!! Poszłam jednak. To świadczy o tym, że nie jestem prostolinijnym ideałem, jakim chciałoby mnie widzieć moje sumienie. To był chyba moment najistotniejszy. Wówczas nie zdawałam sobie z tego sprawy. To był moment, od którego wszystko się zmieniło. Jeszcze na tej kawie pamiętam jak było mi zupełnie wszystko jedno gdzie siędzę, jak wyglądam itd., opowiadałam mu wówczas głównie o moim synku, o ząbkowaniu, nieprzespanych nocach. Ja chciałam się wygadać, a on słuchał i patrzył. Jeszcze tego samego dnia zaproponował, że mnie odprowadzi po pracy na przystanek. Pomimo wątpliwości, udało mi się siebie przekonać, ze wypicie kawy z kolegą z pracy to nic zdrożnego. Nic zdrożnego, ale jednak coś było nie tak, skoro miałam takie myśli. Mam bardzo wielu kolegów w pracy. Mam też takiego, który zawsze obsypuje mnie komplementami, że jestem wspaniała, cudowna, najlepsza i nie wie, jak poradziłby sobie beze mnie, a jednak nie mam najmniejszych wątpliwości co do niego. Znam jego żonę, dzieci. Jednego z jego synów poduczałam nawet angielskiego. Fajna rodzina, fajni ludzie i żadnych wątpliwości. Też zdarzyło mi się w jego obecności zjeść obiad w pracy i czułam się jak z koleżanką, zero problemów i emocji. Pracuję ze sporą grupą mężczyzn i nieraz zdarzyło mi się być np. odwożoną przez któregoś z kolegów i też zero problemów. Ten kumpel, którego znam całą rodzinę dość dobrze i długo zna tego mojego przyjaciela. Ten gość powiedział mi kiedyś o tym moim przyjacielu, że ten chyba zaczyna wchodzić na niebezpieczny teren. Nie do końca wiem, czy miał na myśli nasze relacje, a nie miałam śmiałości zapytać. Ja z resztą nie jestem specjalnie śmiałą osobą, jestem taką jakby "maskotką" męskiego towarzystwa. Koledzy mówią do mnie Natalko. Mój przyjaciel mówi do mnie Natalko, lub Nataluś. Mój mąż mówi do mnie Maleńka, o mnie mówi Mała. Chyba coś jest ze mną nie tak. Jestem matką, a równocześnie jestem postrzegana jak mała Natalka. Dobrze chociaż, ze nie jestem typem słodkiej blondynki. Z kobietami mam mało relacji. Mam chyba tylko ze 3 dobre koleżanki, siostrę i przyjaciółkę od serca od 11 lat. Koralowa, ja też lubię czystą grę... A co do pozdrowień, to widzę, że bywa to czysta gra słów... Dziękuję Ci, Twoje życzenia przydadzą mi się. Ja Tobie też życzę wszystkiego dobrego. Gosiu, być może on poprsotu wybrał, bądź musiał wybrać. Współczuję Ci bardzo. Wiem, zabrzmi to okrutnie, ale może lepiej, że się tak stało. Czy potrafiłabyś się sama zdobyć na zahamowanie Waszej relacji?? U mnie niby podtekstów też nie ma, chociaż kiedyś usłyszałam od niego coś dziwnego. Jakaś była głupia rozmowa o wirusie oprszczki. Powiedziałam, ze nigdy nie miałam, na co on odparł, że najwyraźniej nigdy nie całowałam się na wietrze, a powinnam spróbować. Wiele razy sugerował w żartach, że może ktoś tam (inny rzecz jasna) mnie podrywa, lub zakochał się we mnie. Takie niby nic groźnego a jednak. Kiedyś opowiadałam, że mój synek chodzi późno spać i "imprezuje" z mamą. Stwierdziłam, ze później mu się to zmieni. On na to odparł, że raczej nie, że zawsze będzie chciał imprezować z dziewczynami. Teraz jedynie woli taką ćwierć wieku starszą (czyli mnie), a później zapragnie młodszych. Pytał mnie też kiedyś, jakie trunki lubię, ja odparłam, ze prawie żadnych, jedynie może wytrwne wino. Później mówił, że szkoda, że mnie gdzieś tam nie było, bo zabrałby mnie na bankiet, pilibyśmy pyszne wino... Nie wiem, czy to sugetie, czy nie. Jesli już to delikatne w sumie. Pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gosia 432
koralowa trudno odmówić ci racji bo z boku tak to rzeczywiście wygląda Pisałam na innym topiku to fakt ale tam uzyskałam tylko rady typu :masz swoje życie to sie nim zajmij- niby proste i oczywiste ale jednak takie trudne Tu znalazłam osoby podobnie "uzależnione " co ja i liczyłam po prostu na wsparcie bo mi zwyczajnie ciężko No bo przykro jest jak np mówi ze w każdej chwili jak będę chciala pogadać żeby napisać to on zadzwoni Dwa razy mu puściłam sygnał przez ten tydzień i raz mi odpisał na drugi dzień ze tela zapomniał z domu a drugi że taki był zajęty tego wieczoru ze dopiero w nocy miał czas i nie chciał mnie budzić...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gosia 432
Chyba jestem--- nie potrafiłabym ale też nie chciałabym aby sie rozwijały tj aby doszedł kontakt fizyczny bo tylko tego między nami nie było Naiwnie myślałam ze tak będzie trwało długo, i będzie sie miło pracowało i będzie po prostu fajnie I tak samo sobie tłumaczyłam że jak mnie odwiezie albo rano po mnie przyjedzie to przecież normalka bo po co mam iść jak on i tak jedzie autem albo jak pójdziemy razem na obiad czy kawę, żadem problem przecież przerwa jest a jesteśmy głodni/mamy ochotę na coś słodkiego, gadamy pasjami przez tel - pogadać ludzka rzecz i tak bym mogła wymieniać dalej... Nie chciałabym wiecej , chciałabym żeby było jak do tej pory...ale nie będzie:(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Chyba jestem już ogłupiała...
Gosiu, wydaje mi się, że troszkę się oszukujesz. Jesli dwa razy wysłałaś mu sygnał w tym tygodniu, to już się odezwałaś. Jesli z jego strony nie było natychmiastowego odzewu, to znaczy, ze on nie chce dalej takiego kontaktu jaki był. My nigdy nie puszczamy sobie sygnałów. Piszemy smsy, lub poprostu dzwonimy jak mamy jakąś sprawę. Nie rozmawiamy też godzinami przez telefon. Myślę, ze Ty się zakochałaś, stąd ta reakcja i wrogość wobec jego narzeczonej. Nie pouczam Cię, nie karcę, ani nie moralizuję, ale myślę, że nie masz o co walczyć. A co do Waszych relacji... Jak się tak zastanawiam, to m. in. dlatego tu piszę, bo relacje męsko - damskie w specyficznych okolicznościach permanentnie się rozwijają. Tak jest i u mnie i czuję, że jesteśmy na jakiejś granicy. Być może niebezpiecznej, a być może tylko ja to tak czuję. Piszesz, że chciałaś, żeby to trwało wiecznie, ale to własnie bardzo trudno zastopować, zahamować na jakimś etapie. Czy jeśli on chciałby czegoś więcej, to nie zgodziłabyś się?? Być może on poprostu opamiętał się na pewnym etapie, że jego zaangażowanie krzywdzi narzeczoną i stąd jego radykalny krok. Przepraszam, że Ci to mówię, ale nie masz prawa do żadnych roszczeń wobec niego, a Ty jesteś zazdrosna o niego. Nie masz do tego prawa. Pamiętam, jak mój przyjaciel przyszedł kiedyś przeprosić mnie, bo nie może mnie odprowadzić dziś po pracy, bo on co prawda nie chce, ale cyt. "musi coś z małżowiną" załatwić. Powiedziałam, że dziwię się, że mi się tłumaczy. Gosiu, spójrz choć trochę z perspektywy jego partnerki życiowej. Pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość do Chyba jestem już ogłupiała.
w innym topicu występujesz pod nickiem "Ja mam i nikt mi nie chce..." :O:O:O:O:O:O:O

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gosia 432
chyba jestem----może siei oszukuję a może go usprawiedliwiam przed sobą ze naprawdę nie ma czasu na pogawędki bo dorabia sobie po godzinach i jak maklientów to nie moze rozmawiać zwłaszcza tak zeby nikt nie słuchał a rano znowuja jestem w pracy i tak to wygląda ze na głupi tel nawet sie nie mozemy zgrać nie mówiąc już o czymś więcej Pisał przed chwilą ze jurto zadzwoni a ja mu odp ze jutro mam gości Kiedyś taki problem to byłby żaden problem bo jak pisałam wyżej po całym dniu spędzonym razemjeszcze do siebie dzwoniliśmy Może się i zakochałam choć uświadomiłam sobie to troche późno bo dopiero teraz jak go zabrakło bo wcześniej wydawało mi sie ze ta adoracja z jego strony mi sie po prostu należy I nawet plotki do mnie nie dotarły, myślę ze ich nie było bo ludzie raczej z sympatią patrzyli na to ze takie papużki z nas Nie jestem wroga do jego panny, nawet o nią pytałam jak rozmawialiśmy tak o wszystkim, wykazywałam zainteresowanie Ale teraz jak robi wszystko zeby ochłodzić ze mną kontakt to jestem troche zła ze to prawdopodobnie ze względu na nią, wiem ze nie mam prawa ale to silniejsze ode mnie Ja nic od niego nie chce, nie chce jej go zabrać, nie chce zdradzić, dobrze mi w swoim wziązku, tylko po prostu za bardzo sie do niego przywiązałam i teraz boli rozstanie...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość upppppppppppppp

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kjgdfhj
na innym topicu masz nick "Ja tak mam i nikt mi nie chce..." :O:O

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×