Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość CallMeBlondiee

FOBIA SPOŁECZNA, NIEŚMIAŁOŚĆ. Są chętni na spotkanie??

Polecane posty

Matias kurcze, jak mi Ciebie żal - że patrzysz na wszystko z taką beznadzieją... niby jesteś pełen planów, a zaraz poddajesz się :( szkoda, że nie masz żadnej osoby w pobliżu, która by Cię wspierała i rozumiała :( chciałabym, żebyś jednak dążył do realizacji swoich planów, nawet jak ta pierwsza praca będzie byle jaka - żebyś robił swoje!! i tej podróży marzeń też nie powinieneś przekreślać ! wszystko jest do zrobienia! wiesz, ja też mam za sobą taką moją podróż życia, trochę w innym kierunku, ale też szmat drogi - ponad 2000km, wymarzyłam sobie i ruszyłam, sama! bez organizacji, przemieszczałam się od punktu do puntku, bez planu, ukierunkowana na cel - miałam tylko 18 lat ! ale wymarzyłam sobie tą podróż, może to głupie i uznasz, że nie ma związku, ale przez cały rok psychicznych przygotowań do wyprawy miałam w kalendarzu na ostatniej stronie napisane: "Jeśli możesz o czymś marzyć - możesz tego dokonać!" (ten cytat chyba nawet padł w filmie "Sukces" no i tu akurat przekonałam się o jego mocy :) jeśli znajdziesz pomysł na własny 'biznes' - mogę Ci pomóc zdobyć pieniądze z Urzędu Pracy, sama dostałam taką bezzwrotną dotację, która pomogła mi wystartować; wbrew pozorom nie trudno ją otrzymać, bo za moim przykładem poszedł mój brat i sąsiadka mamy, pisząc biznes plan bazując na wzorze mojego (swoją drogą, to moja działalność przestała sie opłacać i po 2 latach zamknęłam - ale to doświadczenie dużo mi dało i chciałabym znów kiedyś działać na własną rękę; za to brat i sąsiadka radzą sobie nieźle) ...i kup ten rower!!.. Katalinka właśnie nam wszystkim brakuje takich znajomych i takich sytuacji, wśród których czulibyśmy się rozumiani i akceptowani... a gdzie mieszkasz? wchodzi w rachubę spotkanie z nami w połowie stycznia we Wrocławiu? CallMe, Ugaa cieszę się, że moja nowa stopka się podoba ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Na domiar złego wczoraj musiałam wyjść z domu i w pewnym momencie słyszę jak ktoś krzyczy "cześć". Odruchowo odwróciłam się, zobaczyłam kto to, odpowiedziałam i uciekłam czym prędzej. To była znajoma z którą już ponad rok się nie widziałam. Oczywiście bałam się, że zacznie się gadka z serii "co u ciebie słychać?". Potem cały wieczór rozmyślałam co ona sobie pomyślała. Paranoja.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Matias
fobia to ja - U mnie sytuacja rodzinna wygląda tak że to bardziej z matką ciężko się dogadać. To znaczy zawsze niby chce dla nas najlepiej, ale ona nie dopuszcza takiej wersji że może się mylić, po prostu uważa że wie wszystko co będzie dla kogo najlepsze. Nie da się z nią porozmawiać normalnie bo zaraz kończy się to awanturą, choć w moim przypadku o awanturze ciężko mówić, ja wtedy stoję jak słup soli... No ale podnosi głos, nie stara się mnie zrozumieć, po prostu wie swoje. Dawniej zawsze mnie wyręczała, przez wszystkie lata szkolne, wszystko starała się robić za mnie. Coś załatwić? Załatwiała. Gdzieś zadzwonić? Zadzwoniła. Coś kupić? Kupiła. Dzięki temu można powiedzieć że dziś jestem wykastrowany... Nie potrafię nic sam załatwić, nie potrafię sam podejmować decyzji itd... Byłem trzymany w takim inkubatorze ochronnym przez wiele lat, i teraz jak zaczyna się prawdziwe życie nic nie potrafię. A ojciec? Przeważnie nie zabiera głosu... Tak więc trochę odwrotna sytuacja niż zazwyczaj. Ostatnio było w domu całe zamieszanie z wyprowadzką siostry. Nie było normalnej rozmowy, moja matka prawie krzyczała na siostrę, a ta się popłakała... Ja rozumiem że rodzic może mieć swoje zdanie, że chce pomóc dziecku, ale czy nie może tego zrobić w normalny sposób, normalnie pogadać? A decyzja i tak należy do dziecka, to jego życie. Z rodzeństwem moje relacje też są nijakie. Niby jesteśmy rodzeństwem ale nie czuję jakiejś większej więzi, poza taką że mieszkaliśmy ze sobą przez te 21 lat. Swoje robi też różnica wieku, jedna siostra starsza o 6 lat, druga o 5. Co z tego że wiem co chciałbym robić w życiu jak pewnie nigdy tego robić nie będę... Frustracja będzie jeszcze większa. W sumie to tak się zastanawiam. Codziennie umiera wielu ludzi którzy na śmierć nie zasługują. Są młodzi, mają rodziny, dzieci, są szczęśliwi, robią to co kochają, życie dla nich jest przygodą. Tacy ludzie którzy powinni żyć dalej umierają, oni powinni żyć dalej bo oni naprawdę ŻYJĄ. A ja człowiek który na tej ziemi po prostu egzystuje dalej jest żywy, choć moje życie to jeden wielki koszmar. Jaki w tym jest sens?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Megi89
Czesc wszystkim no ja chyba tez mam fobie, rzadko wychodze z domu, nawet do sklepu sama nie pojde sie zalatwic pewne sprawy sama :( chlopaka tez nie mam, kiedys mialam jednego ale krotko 2 miesiace wrocil do bylej, pozniej sie spotykalam :( w ogole nie wiem czy spotkam kiedys kogos fajnego, mam 21 lat jestem po studnium, rodzice mowia o pracy, przyznaje sie bylam szukac ale nic z tego :( zyje z dnia na dzien, no ogolnie nuda, dobrze ze jest net, ale rodzice tez wypominaja ze nic nie robie tylko siedze w domu i na necie i prad :( no i to tylee macie podobnie???

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Matias
Mala Suu - Tak jest zawsze... Głowę mam pełną planów, pomysłów, marzeń, pewnie mógłbym swoimi pomysłami obdzielić kilka osób. Ale z moich planów nigdy nic nie wychodzi. fobia to ja - Heh... Wczoraj miałem dziwną sytuację, podczas 20 minutowego spaceru z psem minąłem dwóch kolegów z lat szkolnych w odstępie kilku minut... Było ciemno, chyba mnie nie rozpoznali, ale ja jakoś specjalnie nie starałem się być zauważonym. Nie mialem ochoty na rozmowy w stylu co tam u ciebie, gdzie studiujesz, co porabiasz itd. Od kilku dni mam też wyłączoną komórkę, nie mam ochoty na jakiekolwiek rozmowy, choć i tak pewnie nikt by nie zadzwonił. Choć teraz po rezygnacji ze studiów zaraz pewnie zaczną się telefony od kuzyna... Pokasowałem też kilka numerów ludzi z którymi nie gadałem już od dawna.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Matias - mój ojciec zabiera głos wtedy kiedy trzeba mi przypomnieć, że muszę iść do pracy i kiedy trzeba mnie zrównać z ziemią. Kiedyś bardzo się z nim awanturowałam przez co wiele razy dostałam po głowie i nie tylko. Ale któregoś dnia postawiłam się i powiedziałam, że nie ma prawa mnie bić. Powiedziałam tylko tyle, ale on chyba bardzo wziął to do siebie. Czasem mówi, że podejdzie i mi przypierdoli, ale na słowach się kończy. Za to wciąż zdarza mu się sprzedawać bęcki mojemu starszemu bratu. A tamten też sierota, ale chociaż ma studia skończone i pracę. No i prowadzi życie towarzyskie. Megi89 - ja to mam nawet gorzej. Wczoraj wysłałam CV i od razu wyciszyłam telefon.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Megi89
no i ja do Was dolacze tez usunelam kilka nr z niektorymi to nawet jednego smsa nie napisalam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witajcie! Witam Katalinke i Megi89 i pozostałych, nowo przybyłych forumowiczów. :) Fobio -- widzę, ze się zaczerniłaś. :) Przykro mi niezmiernie, ze borykasz się z takimi problemami, wiem jak podle musisz się czuć na co dzień przez to wszystko. Najgorsza z tego wszystkiego jest wszechobecna bezsilność. Matias -- dlaczego wszystko widzisz tylko w czarnych barwach? Może spróbuj spojrzeć na te swoje plany z zupełnie innej perspektywy. Bardzo ambitne podejście wykazujesz i to już świadczy o tym, ze sam bardzo tego chcesz tylko ciągle ustawiasz sobie na drodze jakieś przeszkody. Jak to się mówi: kto nie ryzykuje, ten nic nie ma. Rodzicami się nie przejmuj, zacznij myśleć w końcu o tym co sam możesz osiągnąć i tylko dla samego siebie. To bardzo przykre co piszecie i smutno mi się zrobiło jak to czytam bo wróciły do mnie złe wspomnienia. Podobnie jak Wy tez miałam problem w rodzinie, połączony z całkowita dysfunkcja plus alkohol. Przemoc w stosunku do mnie była moim chlebem powszednim. Bardzo wielka krzywdę mi wyrządzono i wiele zła doświadczyłam. Teraz jestem już bezpieczna bo wyrwałam się na dobre. Tylko co z tego, ze teraz żyję sobie spokojnie jak w zasadzie przez fobie bardziej wegetuje niż żyje. :O I wiem, ze jak napisze, ze to rodzice działają na nas destrukcyjnie to się za bardzo nie pomylę. Z ręką na sercu pisze Wam, ze myśleć o śmierci można na wiele sposobów ale aby popełnić samobójstwo trzeba być bardzo odważnym. Zdawać by się mogło, ze łatwe do wykonania a w rzeczywistości już nie jest takie proste. Może zabrzmi to brutalnie ale takich ludzi jak my tak naprawdę nikt nigdy nie zrozumie. Oprócz tych oczywiście, którzy to przeżyli na własnej skórze. Mala suu -- zaintrygowałaś mnie. Chętnie dowiem się od Ciebie czegoś więcej na temat wycieczki, którą sama sobie zaplanowałaś i odbyłaś. :) Z pewnością niezapomniane wrażenia.:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej 🌼 Czytam te wszystkie wasze wpisy, i podobnie jak Ugę ogarnia mnie jakiś rodzaj smutku. Powodem jest nie tyle fakt, że sporo nas łączy, ile to że właśnie wartościowym ludziom (a jestem pewna że takimi jesteście) tak się w życiu podle wiedzie. Najgorsze, że przyjmujecie to wszystko na siebie z opuszczonymi głowami. Wiem, wiem... brakuje odwagi i siły przebicia by coś zmienić. Matias, fobia to ja, Ugaa - ciężko mi się do końca z wami utożsamić, bo ja miałam to szczęście, że rodzice zawsze byli po mojej stronie (choć w domu awantur też nie brakowało). Jednak w zasadzie i tak skończyliśmy podobnie, bo mnie również socjofobia nie ominęła. I nie są mi obce również myśli samobójcze, choć nawiedzały mnie stosunkowo rzadko i szybko odchodziły. Ból egzystencjalny czuję w zasadzie nieustannie. Ale mimo wszystko jestem optymistką, i wierzę w lepsze jutro. Wiem jedno - trzeba straszliwie cierpieć, aby zdecydować się na dokonanie takiego ostatecznego aktu. Ktoś kiedyś powiedział, że "nadzieja umiera ostatnia". Myślę, że samobójcy są tu właśnie wyjątkiem, w ich przypadku umarła pierwsza. Dlatego życzę Wam, aby ta nadzieja nigdy Was nie opuściła. Prawda jest taka, że nie jesteśmy sami. Wielu znajduje pomoc. Może jeszcze ustosunkuję się do pomysłu Małej Suu. Uważam, że takie dotacje z UP to naprawdę dobra rzecz, nad którą warto się zastanowić (mam tu na myśli tych którzy nie pracują). Sama skorzystałam i planuję ponownie. Ale oczywiście trzeba mieć jakiś pomysł i zaplecze na otworzenie działalności. Nie musi być to coś wielkiego, np. znajoma ma internetowy sklepik z odzieżą. Katalinka - Jak daleko od Wrocławia mieszkasz? Jesteś bardzo mile widziana w naszym gronie :) Pozostali również.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość 33 na karku
Mala nie przepadam za kamuflowaniem. lubię, gdy wszystko jest proste i jasne:) mailowanie o pierdołach? też o tym pomyślałem:P zdarzało mi się pisać ze swoimi znajomymi i po jakims czasie nie chciało mi sie odpisywać. Później mam wyrzuty sumienia, że olewam znajomych, więc to też argument, aby nie podawać maila.;) Na dodatek widząc, jak się tu rozpisujecie, to aż się boję rozpocząć korespondencję.:P Ugaa ja tylko utrzymuję się na lodzie, żadnych piruetów itp. chyba, że ewolucje chroniące przed upadkiem;) Coś tam wyczytałem, więc zapytam: Życie nie wymaga odwagi?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Cześć Wam:) Oj dawno dawno mnie tu nie było. Intensywnie poszukuję pracy odbyłam już nawet kilka rozmów. Ciągle się przełamuję załatwiam wiele spraw, nawiązałam też kilka nowych znajomości. Jest dobrze. Ale tylko w niektórym towarzystwie czuję się dobrze, a do niektórych osób po prostu nie jestem w stanie się otworzyć. Unikam tych przebojowych i bardzo pewnych siebie przy nich nadal czuję się jak szara mysz. Ale i tak zrobiłam spore postępy. Wam kochane gratuluję udanego wypadu na narty. Oj jak zazdroszczę. Jeszcze nigdy nie byłam zimą w górach i o jeździe na nartach też marzę. Ale nie miałam okazji i zresztą boję się. Potrzebuję dobrego instruktora. Mała Su liczę tu na Ciebie, że kiedyś mi pomożesz w tym:) Obiecuję, że na następne spotkanie stawiam się na 100% jeżeli po Wrocławskim jeszcze będą jakieś plany. Bardzo chcę Was poznać. A ze słabiutką misią spędziłyśmy razem sylwestra:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
33 - jasne, że życie wymaga odwagi! To codzienna walka z przeciwnościami. Ale prawie każda żywa istota została wyposażona w tzw. instynkt życia. Wydaje mi się że pokonanie w sobie tego instynktu wymaga więcej "odwagi" niż zmaganie się z trudami życia. Każdy bardziej lub mniej świadomie chce mimo wszystko żyć. Użyłam cudzysłowia, bo nie jestem pewna czy odwaga to dobre słowo. To raczej chyba stan obojętności co się z nami stanie, na skutek kompletnej beznadziei i cierpienia, jakie nas dotknęło. Często takie stany są wywoływane przez różnego rodzaju używki, dlatego jestem przeciwna np. topieniu smutków w alkoholu. Dominika - Wow! A jednak spotkałyście się z Misią. Super. Opowiecie coś więcej? Jak się bawilyście? Bardzo się cieszę, że dobrze sobie radzisz. Oby tak dalej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość 33 na karku
Call skoro to obojętność, to nie potrzeba odwagi boją się tylko Ci, którzy chcą żyć, a tacy nie targają się na wlasne życie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Pewnie, że opowiem:) Umówione byłyśmy na sobotę Misia miała przyjechać do mnie. W piątek smsowałyśmy jeszcze o spotkaniu i tak od słowa do słowa wyszło, że misia spędza sylwestra samotnie, a że my z moim i tak nie mieliśmy większych planów na jakąś imprezę i zamierzaliśmy spędzić go w niewielkim gronie w mieszkaniu to zaproponowałam Misi przyjazd dzień wcześniej. No i się udało. Stresowałam się trochę przed sylwkiem ponieważ mimo, że nie miało przyjść za wiele osób to jednak byli to znajomi Michała. Ale obecność Misi bardzo mi pomogła i w ogóle świetnie się bawiłyśmy i rozumiałyśmy z resztą towarzystwa. Bardzo dużo rozmawiałyśmy następne spotkanie planujemy już nieco w spokojniejszych warunkach tym razem w Warszawie:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
33 -- praktyka czyni mistrza wiec jeszcze nic straconego. Pomyśl tylko o tych ewolucjach na lodzie! ;) Wszystko przed Tobą. ;) Odpowiadając na Twoje wyżej postawione pytanie odpowiem, ze owszem życie wymaga niebywałej wręcz odwagi. Jest to wszystko ze sobą ścisłe powiązane. Dla jednych życie to nieustanne cierpienie a śmierć okazuje się zbawienna dla innych odwrotnie. Moim zdaniem aby żyć w dzisiejszych czasach trzeba być bardzo odważnym. Wszystko zmierza do pieniędzy, wszechobecny materializm doprowadza do obłędu a ludzka zawiść bywa do tego stopnia rozwinięta, ze niszczy na swojej drodze dosłownie wszystko. Dla takiej postaci jak ja, z przegranym życiem odwaga nie jest w sumie już do niczego potrzebna. Gdybym miała jednak wybór pomiędzy takim życiem jakie prowadzę teraz a śmiercią, oczywiście wybrałabym życie. Marne ale zawsze. Tym bardziej, ze podczas gdy śmierć zaglądała w oczy dwukrotnie, utwierdziłam się w przekonaniu, ze jest jak jest i jednak warto żyć. Choćby to życie miało być tylko głownie walka z fobia to jednak warto. Mam tez jeszcze inna teorie na temat mojej własnej egzystencji, troszkę co dziwne, nawet śmieszną dla mnie samej. Polega ona na myśleniu, ze gdybym nagle nie żyła z pewnością ustąpiłabym na ziemi miejsca jakiemuś lepszemu ode mnie bytowi. Byt ten już z góry miałby zagwarantowane wszelkie powodzenie w swoim ziemskim życiu. Czyż nie lepiej będzie w takim razie ustąpić miejsca właśnie jemu? Po co je zajmować swoim? Na dalszym etapie można byłoby wiec polemizować, czy do życia potrzebna jest odwaga czy nie i czy samobójstwo to akt odwagi, desperacji czy tchórzostwa. Samobójstwo łączy w sobie dwa przeciwienstwa moim zdaniem bo i odwagę i tchórzostwo. Odwagę, bo nie kazdy potrafi przerwac swoje denne życie, tym bardziej ze nie wie co to śmierć i co po niej nastąpi. (zapewne nic) ;) Tchórzostwo z kolei dlatego, ze nie ma sie odwagi i siły żeby walczyc z własnymi problemami. Dominiko -- widzę, ze świetnie sobie radzisz i coraz bardziej się rozwijasz. Optymizm bije z Twojego posta. Bardzo fajnie, ze spotkałaś się z Misia i spędziłyście razem sylwestrowy czas. Taka znajomość jest bardzo budująca. A co do nart i wszelkich wypadów to tutaj chętnych na pewno nie zabraknie. ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość 33 na karku
Ugaa wszystko przez to, że gdy jestem na lodzie , to mam ochotę przede wszystkim pojeździć widać nieskory jestem do nauki;) nie filozofuj za dużo;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Matias
Co w tym wszystkim najlepsze na studia nie chodzę już od kilku tygodni i uważałem, uważam nadal że zrobiłem co zrobić musiałem, bo po prostu w obecnym stanie nie dawałem rady, ale najlepsze jest to że od wczoraj czuję się winny. Dziś cały dzień czuję z tego powodu poczucie winy... UgaaaBugaaa - Nie wiem czemu nie wierzę w swoje plany... Zawsze tak było. Może dlatego że zawsze miałem podcinane skrzydła zanim zdążyłem je nawet rozłożyć. Gdy byłem młodszy gdy chciałem coś zrobić, coś planowałem to zaraz było ciach i sprowadzano mnie na ziemię. Z czasem o swoich planach, marzeniach, pomysłach przestałem mówić komukolwiek, trzymam je tylko dla siebie i jak mały dzieciak łudzę się że kiedyś się spełnią. Nie czuję się pesymistą, nawet czasem wydaje mi się że jestem za dużym... optymistą jeśli idzie o różne sprawy. Kompletny paradoks... Jak znam siebie za parę dni przejdzie mi ten dół i znowu zacznę marzyć i planować, ale coś się wydarzy, albo ktoś znowu podetnie skrzydła i będzie kolejny dół, tak ostatnio wygląda moje życie, jeśli to życiem można nazwać...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
33 -- Nierozerwalna styczność z lodem jest wskazana, fakt. :P Nie nazwałabym tego tak ja Ty. Nigdy przedtem nie zdarzało mi się wchodzić na filozoficzny grunt, chociaż moje przemyślenia głównie na nim się opierają. ;) Nie mogłam się jednak powstrzymać. Mataias -- nie przejmuj się, moja toksyczna rodzinka tez podcinała mi wiecznie skrzydła, nawet do teraz tak jest ale teraz to ja już sama o sobie stanowię, na ich nieszczęście. Marzycielką to będę już chyba zawsze, nie wspominając już nawet o idealizowaniu wszystkiego dookoła . :) Mam masę pomysłów, planów, postanowień ale co z tego jak jestem kompletnie zablokowana w blokach, aby moc raz a porządnie wystartować, bez żadnych falstartów. W tym wypadku to optymizm nas ratuje z tej stagnacji. Nic ponad to!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Megi89
chcialam Was zapytac, w jakim przedziale wieku sie znajdujecie, czy macie sympatie? ja mam 21 a czuje sie jak male dziecko ktore sie wszystkiego boii nic nie zalatwi, tak jak i u Matiasa moja mama tez za mnie wszystko robila, dlatego jestem taka oferma :( to by bylo na tylee a jeszcze jedno czy Wy pracujecie bo ja wiekszosc czasu spedzam przy kompie :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ostatnio nie wiedziałem co mam tutaj pisać. Ale widzę że weszliście na mój "ulubiony" temat samobójstwo. Z myślami samobójczymi mam do czynienia odkąd skończyłem 13 lat. Wiec ten temat nie budzi we mnie żadnych skrajny uczuć (czuje się jak bym pisał z wami o pogodzie). Do pewnego stopnia samobójstwo stało się moim sposobem na przeżycie.Wiecie jak to jest ; "jak będzie naprawdę źle to ze sobą skończę" . :) No więc ja przesuwam swoją datę śmierci tak jak wyznawcy jehowy przesuwają koniec świata. To się kiedyś wydarzy , ale jeszcze nie dzisiaj .Musze też dodać ze macie do czynienia z totalnym hipokrytą. Kilkakrotnie natknąłem się w internecie na osoby które chciały się zabić i w ostatniej chwili wrzucały do sieci coś w rodzaju swoich listów pożegnalnych. A ja w tedy odgrywałem swoją rolę "niesamowicie zrównoważonego internauty" który próbuje przemówić im do rozsądku i odwieść ich od tego ostatecznego kroku. Z tego co wiem te osoby żyją do dzisiaj i mają się dobrze . Nie mówię że to ja je uratowałem, bo tak nie było . Choć czasem chciał bym w to wierzyć. To by znaczyło że moje życie miało jakiś sens. W jednej z tych osób nawet się zakochałem, co w tej chwili mnie zabija. Ale to już taka przewrotna natura rzeczy. :) Stan na tą chwilę wygląda tak że od śmierci dzieli mnie pół litra wódki. Brakuję mi też wyraźnego powodu.Zawsze musi być jakiś powód a ja w tym momencie nie mam żadnych prawdziwych kłopotów . A przecież nie zabije się dla tego że Ona jest teraz szczęśliwa.To by było bez sensu. Trochę się tu jeszcze będę musiał pomęczyć .

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Matias
Megi89 - Jestem ten sam rocznik 89 :) Jak można było wywnioskować z ostatnich moich wpisów pracy nigdy nie miałem i póki co jeszcze nie mam, ale będzie trzeba czegoś poszukać, bo o studiach już nawet nie myślę. Nie siedzę całego dnia przed komputerem, bo w sumie tu też za bardzo nie ma co robić... Ostatnio uciekam w książki, albo wychodzę po prostu się przejść bo muszę się ruszać. Jak nie mam żadnej aktywności fizycznej to wariuję tak więc nawet zwykłe spacerowanie po mieście jest dobre :) UgaaaBugaaa - Jak ja sobie pomyślę ile mi uciekło różnych szans, różnych fajnych sytuacji, różnych przygód, przez to podcinanie skrzydeł to wpadam w jeszcze większy dołek, tak więc wolę nie wracać do przeszłości. Nie wiem czy gdybym miał wsparcie rodziców to fobia by się u mnie nie pojawiła, ale wiem że byłoby na pewno inaczej, łatwiej. Takie pierwsze lepsze sytuacje z brzegu, to na przykład 1,5 roku temu znalazłem sobie kurs na instruktora sportu, trwał długo bo cały rok ale był za darmo więc nic nie traciłem. Pomyślałem sobie spróbuję a może się uda, powiedziałem rodzicom i się zaczęło że mam myśleć najpierw o tym by gdzieś się na studia dostać, zaczęli coś mi tam nawet wmawiać żeby zrobić taki kurs to trzeba być na AWF... Ogólnie miałem zając się poważnymi sprawami (studia) a dopiero potem myśleć o kursach, skończyło się że na studia w tamtym roku nie poszedłem nigdzie, a gdy pomyślałem o kursie okazało się że jest już pozamiatane. Albo sytuacja sprzed 2,5 roku. Pisywałem na forum sportowym, dostałem propozycję pisania dla portalu piłkarskiego. Pomyślałem fajnie, czemu nie? Nie wiedziałem czy mi się to spodoba czy nie ale mogła być fajna przygoda. Miałem nawet akredytację na mecz ligowy, znowu powiedziałem mamie i się jej nie spodobało... Ogólnie z jej słów można było odnieść wrażenie że ktoś mnie chce zrobić w konia z tą akredytacją. Następnie ja sam zacząłem myśleć że przecież się do tego nie nadaję, nie zrobię krótkiego wywiadu z zawodnikiem bo przecież nie odezwę się słowem. I tak zrezygnowałem... A była szansa (bardzo mała, ale była) by dostać akredytacje na mecz Wisła-Barcelona, gdyby się udało i gdybym nie zwiał może spełniłbym tym samym jedno ze swoich wielu marzeń i zobaczyłbym Barcelonę w akcji. Ale wyszło jak wyszło, wyszło jak zawsze... I tak można by wymieniać i wymieniać, tylko po co?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hoho! jak się rozpisaliście :) fobia to ja, Matias też tak miewam, że spotykając znajomych nie umiem zatrzymać się i uciąć pogawędkę, opanowałam do perfekcji udawanie, że się spieszę nieziemsko :P a potem wieczorem jak i Wy dumam, że zachowuję się jak dziwak :( UgaaBugaa jak znajdę chwilę czasu to na dniach opiszę Ci relację z podróży mojego życia na maila :) to dłuuugaa historia :D 33 na karku doskonale Cię rozumiem z tymi mailami :) Dominika.k super, że robisz jakoweś postępy,trzymam kciuki za pracę! no i miło, że spotkaliście się z Misią :) na narty polecam się jako towarzyszka, coś tam zawsze podpowiem, ale nie jestem jeszcze na poziomie instruktorskim ;) Megi84, Katalinka, fobia to ja skąd jesteście? zgłosi się ktoś jeszcze na spotkanko we Wrocławiu?? zawszenowy masz fajny sposób pisania...tylko temat taki ciężki :P ja na szczęście nigdy nie brałam pod uwagę możliwości unicestwienia siebie... czasem miałam wszystkiego dość - że trzeba tak się męczyć, by coś osiągnąć, że świat jest niesprawiedliwy - ale najbardziej skrajną rzecz jaką miałam w planach, to ucieczka gdzieś do ciepłych krajów, na zawsze, paląc za sobą wszystkie mosty, zmieniając wszystko o 180 stopni, zniknąć przed wszystkimi, których znałam Co do poruszonego tu tematu - czy życie wymaga odwagi? takie życie jak my prowadzimy, to jak to często tu nazywamy: wegetacja - do niej nie potrzeba odwagi. Po prostu sobie jesteśmy... Natomiast gdybyśmy chcieli coś zmienić na lepsze w naszej egzystencji, to niestety wymaga to od nas już niezmierzonych pokładów siły, odwagi i zdecydowania. Znowu z kolei pozostałej reszcie zdrowych ludzików też życie i działania ku osiąganiu celów tak dużo nie kosztują. Są przeboowi, spontaniczni - większość planów realizują bez większego trudu. 33 na karku w kontakcie bezpośrednim nie jesteśmy aż tak rozgadane ;) :P

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Cześć Meg89i, Mala suu, Zawszenowy. 🖐️ Matias doskonale rozumiem te stracone i nie wykorzystane szanse. Ja tez w wieku wczesnej podstawówki wiązałam plany ze sportem ale to wszystko poszło w przeciwnym kierunku i niekoniecznie najlepszym. To co mnie spotykało to było tylko i wylacznie odreagowywanie na mnie swoich życiowych niepowodzeń i totalnej bezsilności. Nazywam to syndromem destrukcyjnej matki. Dzisiaj to zmagam się jeszcze z jej malkontenctwem w najczystszej postaci. Nie chce tu publicznie prac brudów wiec nic poza tym nie napisze. I wiem, ze gdyby istniało choć minimalne wsparcie to byłabym dzisiaj na innym etapie a tak to jestem w ... [tu wstawiamy lekko niecenzuralne słówko]. Pozwolę sobie nawet zacytować Janusza.L. Wiśniewskiego: "Marzę o cofnięciu czasu. Chciałbym wrócić na pewne rozstaje dróg w swoim życiu, jeszcze raz przeczytać uważnie napisy na drogowskazach i pójść w innym kierunku." Zawszenowy -- taka hipokryzja według mnie jest wszechobecna u ludzi, którzy próbowali się podjac "tych" rzeczy. Dobrze, ze o tym wspomniałeś. Na zewnątrz udaje się twardego i zrównoważonego człowieka a w środku tworzy się i jest prawdziwy koktajl emocjonalny. Taka mała prośba jeszcze do Katalinki, Megi89 i Zwaszenowy. Jeżeli nie sprawiłoby Wam większego problemu napisanie czegoś więcej o sobie to byłoby milo. Wiek i położenie geograficzne wystarczy w zupełności. Mala suu -- w takim układzie czekam zniecierpliwiona na Twojego maila. :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość katalinka
Dziewczyny, odnosnie pytan czy stawie sie na spotkanie we Wrocławiu, bardzo bym chciała,ale jednak Wrocław to dla mnie kawał drogi...Jestem z okolic Białegostoku:) Wiadomo dotrzeć jakoś można,ale troszkę to kosztuje,a ja jestem bez pracy i pieniążków jak narazie:( Może jednak z czasem się uda na jakieś kolejne załapać:) Pozdrawiam wszystkich ciepło:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
29 lat (Wygląd mocno schorowanego 19sto latka ) Mazowieckie dawne Podlaskie . :) W stanie wolnym. O wykształcenie nie pytajcie bo to drażliwy temat .:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość katalinka
Aha,jeszcze miałam napisac wiek,zatem 25 latek mam:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
UgaaaBugaaa - zaczerniłam się dosyć niedawno po pijaku :) Muszę wam napisać, że moi rodzice nie są od początku do końca złymi ludźmi. Coś na pewno się wydarzyło, że są jacy są. I dziś już na 100% wiem, że mój ojciec jest niezrównoważony psychicznie. Przyjechał z pracy, pokłócił się z moją matką, potem z moim bratem, następnie znowu miał jakiś problem ze mną i w końcu uspokoił się, przyszedł do mnie i dał mi parę groszy. Miałam unieść się honorem i nie brać, ale pomyślałam sobie, że skoro już tak daje to wezmę. Jakby nie było to on traci. Tylko kazał nic mojemu bratu nie mówić. Co do myśli samobójczych to mam je codziennie. Wiem, że zabicie się wymaga odwagi, dlatego jeszcze żyję. Megi89 - za jakiś czas skończę 25 lat. Sympatii nigdy nie miałam i nie mam. Ze mną nie jest tak, że nigdzie niczego absolutnie nie załatwię, ale zawsze mam stres i boję się. Nie pracuję. Skończyłam tylko staż w 2009 roku. W tej chwili nieco humor mi się poprawił, zjadłam cukierka :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Moi Drodzy dziękuje za odpowiedzi. Katalinko i Zawszenowy ja mam 26 lat i jestem z zachodniej Polski gwoli przypomnienia. Jak już wspominałam uprawiam czynną wegetacje z nieregularnymi przerwami. :O Jakby przyszedł czas na zmianę decyzji to spotkanie jest aktualne i jak najbardziej otwarte na nowe osoby. Fobio -- po pijaku odwaga ujawnia się w momentach, do których normalnie jest potrzebna na co dzień. Ja jak sobie podpije co nie co tez staje się nad wyraz do przodu. ;) To, ze rodzice są jacy są nie zmieni nic ale dlaczego nie rozumieją, ze ich wszelkie negatywne zachowania działają na nas niszcząco, dlaczego burzą najmniejszy skrawek tego co udało nam się z wielkim trudem zbudować? Tego nie mogę pojąc. Ot co!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Przenoszę wpis z gazecianego priva ;) bo tutaj jest większy przepływ. Do spotkania coraz bliżej, a ja już w zniecierpliwieniu odliczam dni. Ludzie, którzy się zdeklarowali zapewne również. :) Tylko jeszcze nasuwa mi się na myśl sprawa odnosnie miejsca spotkania. W tej kwestii nic jeszcze konkretnego nie ustaliliśmy. Jeżeli macie jakieś propozycje to śmiało piszcie, co by się potem już na miejscu, nie błąkać bez celu. :) Zrobie jeszcze dobry uczynek i jeszcze raz uaktualnie liste osob zglaszajacych swoje przybycie na spotkanie. LISTA ZDECYDOWANYCH NA SPOTKANIE: Mala Suu (W-w) CallMeBlondiee (W-w) UgaaBugaa (W-w) Kinky reggae (W-w) 33 na karku (W-w) Anke (W-wa) Noc w BA (W-w) Kultura i Dominika jaka podjęłyście decyzje? Tak to wygląda na chwile obecna.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×