Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Czarna kawa bez mleka

Pytanie do RODZIN, w których oboje rodzice pracują po 8 godzin dziennie

Polecane posty

Gość do moge wtracic
dla jakiej kasy?:D osmieszasz sie:D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ja bym nie robila takiego dramatu. Kiedys bylo gorzej. Brak samochodu wszędzie autobusem i jakos rodzice nas wychowali a tez pracowali i często tez w sobote bo byly tzw. pracujace soboty. Tato odstawials mnie i brata do przedszkola autobusem o 7 rano czy slonce czy deszcz i mega mroz a nie cieplutkim samochodem. Mama konczyla wczesniej o 15 i nas autobusem zabierala. No takie zycie. 30 lat temu nikt nie jezdzil taksowkami. Dopiero potem kupilismy samochod. Teraz jest latwiej. Są róznie "pomoce" chociazby ten samochod. Ja sobie nie wyobrazam odwozic corke autobusem. A moja mama musiala i zarowno ona jak i my zyjemy. Ja pracuje od 7 do 15, mąz od 9-17 albo od 10-18 ale zazwyczaj wraca godzine pozniej. Maz zawozi corke bo ma na pozniej a ja ja odbieram. Potem obiad i zanim zjemy troche ogarniemy chate to jest 18. Chwila zabawy i o 20 kąpiel corki i lulu. No takie zycie. Ciągle w biegu ale cóz zrobić. Wszak nie usiąde i nie bede płakać. Musimy pracowac a corka musi byc w placowce.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość do moge wtracic
boze,dziewczyno jaka ty glupia jestes;(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Kiedyś też ludzie pracowali i jakoś wszyscy żyjemy. Teraz dzieci są niewychowane, bo rodzicom się nie chce ich wychowywać, brak czasu to tylko tłumaczenie. Jasne, że są kobiety, które pracują na 2 etatach lub mają swoje firmy i siedzą tam od rana do nocy. Większośc jednak pracuje po 8 godzin, tak było zawsze. Może jedynie kiedyś pracowało się bliżej domu i dojazdy nie zajmowały tyle czasu. Nie wiem czy wiecie, ale kiedyś funkcjonowały tygodniowe żłobki/przedszkola - zawoził się dziecko w niedzielę wieczorem, odbierało w sobotę po południu. Więc nie plećcie bzdur, jak to kiedyś wszystkie matki siedziały w domu i zajmowały się dziećmi.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jestem rocznik 1988 i dziwi mn
ie to, co piszecie. Mam teraz 25 lat prawie i u mnie w miescowości przedszkole powstało dopiero jak miałąm lat jakieś 14. Wcześniej po prostu nikt nie myślał o tym. Oczywistym było, że matki siedzą w domu. Ale w moich stronach duze roziny to norma, nikt nie uważał matki z 5 dzieci za rodzine wielodzietną, bo sporo moich koleżanek w podstawówce miało 8-14 rodzenstwa. Rekordzistką była dziewczyna, gdzie było właśnie 15 dzieci. I to już było takie hmm, że sie mówiło: wielodzietni. No i jak ja byłam mała, nie chodziłam do przedszkola, mama sie mną zajmowała i braćmi (było nas tylko 3). Nikt nie myślał o przedzskzolach w ogóle. Za to zerówka była jedna i wieelka, z kilkoma grupami. Dzieci chodziły same, nie to co dziś, że komunijne dzieci niektózy do szkoły i ze szkoły prowadzają. Do zerówki chodziłam sama, oprócz kilku pierwszych dni.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
bo mieszkalas w mniejszej miejscowosci. Do tej pory w mniejszych miejscowosciach jest problem z przedszkolami i zlobkami i matki musza siedziec w domu. W iekszych miastach to nic dziwnego. Jest sporo placowek tylko z miejscami problem. Kiedys nawet przy wiekszych zakladach btly przedszkola. Moj tato jest wojskowym i chodzilismy do przedszkola wojskowego, tak samo do zerowki. Nie bylo czegos takiego jak brak miejsc.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jestem rocznik 1988 i dziwi mn
no ok, ale to nie znaczy, że nie ejstem reprezentatywnym przykładem. Na wsiach mieszka 30% Polaków, a dodajmy małe miasteczka takie jak moje, to będzie koło połowy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
reprezentatywnosc to dosc trudne pojecie wiec nie uwywalabym takiego okreslenia. Ale napewno w mniejsych miejscowosciach czy na wsiach do nia dzisiejszego matki czesciej zostaja w domu bo nie ma placowek. Ja tez mieszkam w srednim pod wzgledem wielkosci miescie w wsch. Polsce ale przedszkoli kiedys u nas bylo znaczeniw iecej niz teraz. Urodzilama sie w 80 r. wiec jestem dzieckiem ogromnego wyzu demograficznego. Przedszkoli i zlobkow byla masa. Teraz zlobkow jest raptem 8 a miasto liczy ponad 300 tys mieszkancow. Kiedys zlobkow bylo 15 wiec prawie 2 razy tyle. Niestety potem dzieci rodzilo sie mniej wiec zamykano placowki.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Według mnie za małe dziecko
Ja ci powiem jak jest u nas: wstajemy o 5.00 (tzn. ja bo muszę rano myć głowę, a partner śpi do około 6.30), o 6.15 muszę wyjść z domu, w tym czasie zjawia się sąsiadka siedząca z dziećmi, w pracy jesteśmy nieco przed 8.00 lub na styk (zależy od korków i warunków na drodze), jesteśmy pod telefonem w razie gdyby sąsiadka miała problem, wychodzimy po 16.00 (przed 17.00), bo niestety trzeba często zostawać po godzinach), jak wracamy do domu jest jakaś 19.00. Takie życie. Nadrabiamy w weekendy i urlopy. Zastanawiamy się, żeby zmienić miejsce zamieszkania i przeprowadzić się bliżej miejsca pracy bo w tej chwili mieszkamy pod miastem w którym pracujemy ze względu na dom z podwórkiem (z którego co prawda mało korzystamy, za to dzieciaki bardzo dużo, dlatego się wahamy). Wyprowadzka do miasta blisko miejsc pracy znaczyłaby przenosiny do bloków, czego nie mogę sobie za bardzo wyobrazić (ludzie mieszkający od dziecka w domach wiedzą o czym piszę). Tyle byśmy jedynie zyskali, że wstawalibyśmy około 2 godzin później i byli z powrotem w domu w jakieś pół godz. lub wcześniej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ja tes wstaje o 5 a dokladnie o 5:15 godzine pozniej wychodze z domu. No cóż. Juz sie chyba przyzwyczaiłam. Trzeba to trzeba. Za to wczesniej koncze bo o 15. To tez plus bo moge jeszcze cos zalatwic gdzies pojsc z dzieckiem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
U nas do niedawna było tak, że całymi dniami nie było nas w domu, ja wychodziłam o 5:30, a wracałam o 19 :-/ Zdążyłam tylko ugotować obiad na następny dzień i szłam spać, bo wstawałam o 4:30... Teraz jest o wiele lepiej: ja pracuję zdalnie, więc pomimo codziennych obowiązków pracowniczych, mam czas na inne rzeczy, no i nie tracę tych kilku godzin na dojazdy. Mój partner pracuje zmianowo, więc też się zdarzy, że w dzień jest w domu. Mam nadzieję, że z taką sytuacją nie będzie nam trudno podjąć decyzję o potomstwie i że będzie czas na jego wychowanie... Ale przy poprzednim trybie pracy, to jakoś ciężko mi wyobrazić to sobie :-/

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Według mnie za małe dziecko
Oj, źle napisałam - tatulo śpi do 5.30, a nie 6.30, bo wyjeżdżamy razem o 6.15 i razem wracamy (jednym autem). Jak samochód jest w serwisie to tłuczemy się autobusami (dwie linie, jedna przesiadka, plus kilkanaście minut pieszo z buta do przystanku ..najczęściej po ciemku).

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jestem rocznik 1988 i dziwi mn
A mam takie pytanie do Was. Naprawde uważacie, że praca do późna wieczorem jest warat swojej ceny? Ja stałam przed wyborem pracy takiej jak Wasza, że wstaje przed 5, w domu jestem wieczorem i dobrze płatnej, oraz tej mniej płatnej, ale na luzie, o 16 jestem w domu. Wybrałam opcję nr 2. Mam czas prowadzić ogród, mam piekne kwiaty, dom urządzony, posprzątany, mam czas na książki, specery. To chyba więcej znaczy niż dodatkowy tysiąc na koncie co miesiąc.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Według mnie za małe dziecko
Słodka podziwiam, że miałaś jeszcze energie na gotowanie obiadu na kolejny dzień. Ja to gotuje w weekend większą ilość i pakuje w pojemniki do lodówki, a potem tylko odgrzewam. Starcza mniej więcej do środy, a w 2 ostatnie dni tygodnia robimy coś na szybko, czyli jakieś naleśniki albo pół-gotowce.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
jestem rocznik 1988 i dziwi mn ------ wiesz czasami nie ma wyboru i musisz tak pracowac bo masz np kredyt do splacenia i co zrobisz? Musisz na ten dom i ogrod zapracowac chyba nie?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Według mnie za małe dziecko
Rocznik 1988, w naszym przypadku raczej tak. Chodzi też o ciągłość zawodową. W naszych branżach jest duża rotacja i nikt świadomie nie decyduje się na degradację. Ciąże też przechodzę zazwyczaj "w pracy" do momentu do którego dobrze się czuję.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jestem rocznik 1988 i dziwi mn
No moze w Waszych branżach tak jest. Ja miałam do wyboru prywatne firmy i budżetówke - i tu i tu jest cieżko się dostać, ale po co studiowałąm i po to nadal się skztałcę, że się udało. Wiec wybrałam spokojną pracę w budżetówce. i wole zarabiać 1800zł niż 3 tysiace, bo mi to starcza (dorabiam jeszcze po godzinach - daje korki w weekendy). Za parę lat będę zarabiała już ze 2,5 tysiace, a po 30stce pewnie ze 3 będą. Wolę spokojny byt niż gonitwę za kasą. Ale oczywiście współczuję wszystkim, co nie mają wyjścia - wiem co to znaczy, bo miałąm taki okres w życiu, że rpacowałam nawet 18h/ dobe, bo potrzebowałam dużo pieniędzy w krotkim czasie, wiec ponizej 100h/tydzien nie schodziłam. Także mój dzisiejszy wybór jest swiadomy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
ja tez pracuje w budzetowce ale moj urzad zaczyna prace o 7:30. Mozna tez sobie ustawic indywidualne godziny wiec ja chodze na 7 bo chce wczesniej zabierac corke no i jest ogromna roznica jak wracam o 15 a o 15:30, o niebo mniejsze korki. Pół godziny roznicy a jednak...Ciesze sie ze mam spokojna prace i no pewna co w przypadku malego dziecka jest wazne. Nie boje sie chodzic na zwolnienia a dzieciak choruje mi non stop. Tydzien pochodzi do przedszkola i tydzien w domu. U prywaciarza - jak pracuje moj mąż w korporacji juz dawno by go nie bylo. Dlatego na l4 chodze ja. Pieniadz nie ejst zły bo mam sporo dodatkow funkcyjnych.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Według mnie za małe dziecko
No u nas wchodzą w grę sporo wyższe kwoty niż te 3 tys. po tylu latach. Od około 3 tys. to mniej więcej zaczynaliśmy. Także jak byśmy mieli postawić je na szali z czymś znacznie mniej dochodowym to byłoby to po prostu nieopłacalne. Ja wiem, że dzieci na tym tracą, ale znam też pary w jeszcze bardziej hardcoreowym położeniu, gdzie i ona i on prowadzą własne interesy, z dziećmi też siedzi zaprzyjaźniona sąsiadka dziadków albo dziadkowie, a ich (rodziców) nie ma w domu praktycznie cały dzień, plus często są w delegacjach, bo jeżdżą do klientów po całym kraju.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jestem rocznik 1988 i dziwi mn
I dlatego nigdy przenigdy nie chciałąbym mieszkać w dużym mieście. Nasze zarobki tutaj nam w zupełności wystarczają i zyje nam się naprawde nieźle. Warzywa swoje, mieso i inne takie typu jaja, nabiał - od rolników. Wszystko tanio i na miejscu. Nie dałabym rady w wielkomiejskiej gonitwie. Wiec temat raczej powinien brzmieć "pytanie do rodzin, w których oboje rodzice pracują w późnych godzinach, mają daleko do pracy i długo dojeżdżają" Bo same 8h dziennie to nie tragedia, was nie ma w domu po kilkanaście godzin. My oboje pracujemy w budzetowce, mamy razem ok. 6 tysiecy i jest super. Odkladamy sporo.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Aikon nie bądz taka pewna,ze swojej pracy bo myślę,że nikt na dluższą metę nie będzie tolerował ciągłych zwolnień.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Według mnie za małe dziecko
No prawdę powiedziawszy to my mieszkamy na terenach podmiejskich a nie w dużym mieście (dla podkreślenia różnicy zaznaczam, że mamy burmistrza a nie prezydenta, dominuje niska zabudowa jednorodzinna, jedynymi blokami w okolicy są takie 2-4 piętrowe w ilości sztuk nie przekraczającej 10, nie ma hipermarketów tylko małe supermarkety i prywatne spożywczaki plus targ rolniczo-ukraiński co rano i co weekend, dojeżdża tylko 1 linia autobusu miejskiego a reszta to prywatne i PKS-y, itd). Podatki płacimy tu gdzie mieszkamy, zakupy akurat opłacają nam się bardziej w dużym mieście, bo jest taniej niż w naszych marketach, a do produktów wiejskich nie mamy za bardzo dostępu, bo wsie są dalej i tyle z nich mamy co chłopi Żukami dowiozą na targ.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Aikon nie bądz taka pewna,ze swojej pracy bo myślę,że nikt na dluższą metę nie będzie tolerował ciągłych zwolnień.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wiśnióweczka
Oboje pracujemy, ja mam taki zawód, że dziennie pracuję kilka godzin, mąż 7:30-15:30. Dojazd do pracy zajmuje nam 10-15 minut, więc za wiele czasu nie tracimy. Opiekunka przyjeżdża, kiedy ja wychodzę do pracy, przeważnie też ja ją zmieniam. Mam dwoje dzieci - jedno w szkole, drugie w domu z opiekunką.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wiśnióweczka
przepraszam, wcięłam się w temat... pytanie dotyczyło pracujących po 8 godzin dziennie...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość MANDARRYNKA5
Owszem, jak oboje, a szczególnie kobieta pracuje na cały etat, to nie idzie wszystkiego dobrze ogarnąć, wracając po południu do domu. U nas jest o tyle dobrze, że ja wychodzę z domu o 6.30, wracam o 15.30 i już mam od tej godziny czas na dziecko, mąż wraca godzinę później niż ja. Ale i tak jest lepiej,jak mogę cały dzień być z dzieckiem,jak mam wolne. Ale cóż, takie życie, na siedzenie moje w domu nas nie stać.....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ech zobaczysz sama jak dziecko będziesz miała:) Da się tak żyć,tak żyje sporo rodzin. Bo nie każdy może sobie pozwolić na siedzenie w domu z dzieckiem. Znam dzieci osób w ten sposób pracujący,dziecko cały dzień w przedszkolu, w późniejszym czasie w szkole,nie jest pyskatym,czy też łobuzującym dzieckiem:) Weekendy spędzają wspólnie,bo wiadomo w tygodniu zbytnio czasu tego nie ma. Sama szukam pracy,i jak tylko znajdę to dziecko będzie chodziło do przedszkola w większym wymiarze godzin. Jeżeli chodzi o nastolatki,to myślę,że wystarczy mały gest,aby pomóc mamie,np ogarniając swój pokój,utrzymanie porządku,tak samo stosowanie utrzymania porządku przez całą rodzinę,to zawsze jest później mniej do ogarnięcia i ma się więcej czasu dla siebie i rodziny.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
8 godzin nie jest jakimś wielkim problemem. Gorzej jeżeli jest to 8 godzin i kiepski dojazd do pracy. Wtedy z 8 robi się czasami 10-11 godzin. Jeżeli jest to praca zmianowa jeszcze ujdzie, tak samo jeżeli rodzice zaczynają pracę o róznych godzinach. Gorzej jeżeli dojazd do pracy w jedną stronę zajmuje 1,5 godziny a oboje rodzice zaczynają pracę np. o 8. Wtedy faktycznie w weekendy trzeba nadrabiać. Ale jest coś za coś. Dla mnie osobiście największym problemem jest utrzymanie porządku w domu, bo wracajac z pracy chcę poświecić czas dziecku i coś ew. ugotować. Na sprzątanie pod łóżkiem raz w tygodniu nie ma czasu. Jak to mówi mój przełożony "doba to nie kondon i się nie rozciągnie niestety"

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
nie chce być chamska ale właśnie zauważyłam,że wiele mam nie odpowiada na pytanie,tylko piszą nie na temat o swoich godzinach pracy,a autorkę interesują rodzice pracujący po 8 godzin.My jesteśmy z mężem takimi rodzicami i niestety ale prawie codziennie męczą mnie o to wyrzuty,że córka ma nas tak mało,choć chodzi spać po 22,my wracamy po 16 więc trochę tych godzin jesteśmy z nią plus całe weekendy ale i tak nie dobrze mi z tym.Wiem,że pracujemy dla niej i tylko dla niej by mogła mieć godne życie,w dodatku mała jest u mojej rodziny,jest tam ubóstwiana więc krzywda jej się nie dzieje ale ja jako matka wyrzuty mam.Takie życie,trzeba pracować.Na więcej dzieci się nie decydujemy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×