Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

zabka

TERMIN W GRUDNIU

Polecane posty

Mysh - ogromne gratulacje dla Jaska!!!!! :):):):) Jestem pod wrazeniem! My jestesmy pod tym wzgledem ogromnie w tyle ale mamy w planach zabawowa nauke czytania po wlosku w wakacje :) W naszym przedszkolu co do zasady nie ucza dzieci czytac, bo twierdza, ze w ten sposob tylko sie szkodzi, dzieci nabieraja zlych nawykow, etc. Za to na zebraniu rodzicow pierwszakow w szkole podstawowej uslyszelismy, ze... jedynie z naszego przedszkola trafiaja do niech dzieci kompletnie nie znajace literek i ze prosza, by o ile to mozliwe, popracowac jednak z dziecmi w wakacje... No nic - Jedziemy na wakacje razem z rodzicami najlepszego przyjaciela Frania (i zprzyjacielem oczywiscie) i mysle, ze bedzie to swietna okazja by podgonic nieco znajomosc alfabetu. Musze powiedziec, ze mam z ta nauka Frania spory problem. Moj maz nie ma na nia czasu, a ja nie bardzo potrafie uczyc go czytania po wlosku. Teoretycznie znam wloski nienajgorzej, jednak literowanie po wlosku to cos calkiem innego. Boje sie, ze fakt, ze ucze Franka literowac po wlosku a potem po polsku robi mu straszna wode z mozgu, bo np. "c" po polsku wymawiane jest w alfabecie jako "ce" czytane jako "c", "cz" lub "ci" (brak mi polskiej literki) podczas gdy po wlosku "c" w alfabecie to "ci", a "c" czytane" co "k", "ci" lub "ki" (w np. w zlepku "cch") . Jakim cudem dziecko ma to wsyztsko zapamietac i utrwalic jesli uczy go tego ta sama osoba? Zazdroszcze Ci Myshko zaangazowania Twojego meza w nauke Jaska. To ogromnie ulatwia sprawe! :) A co Elffik na to wszystko? :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Kuk, nie ucz Frania czytania po wlosku i po polsku jednoczesnie. Z mojego doswiadczenia wynika ze naprawde warto najpierw skupic sie na jezyku kraju i dopiero kiedy czytanie jest opanowane, wkroczyc z polskimi literkami. Tak naprawde to Jasiek czytac uczyl sie tylko raz, po francusku (tak jak chodzic uczymy sie tylko raz) i to byl dlugi proces, przejscie od niczego do umiejetnosci skladania liter, do umiejetnosci zrozumienia sensu slow i zdan, po polsku to juz byla nauka wtorna, nie wiem jak to wytlumaczyc, wystarczylo pare dni zeby zalapal ogolne zasady plus nauka polskich liter, po jednej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ech, Myshko! Ja wiem, ze tak powinno byc. Tylko ze nauka pisania po wlosku w moim wykonaniu to w ogole poroniony pomysl, a alternatyw brak bo G nie chce sie podjac nauczania w zadnej formie. Do tego dochodzi jeszcze moje postanowienie, ze bede z dziecmi mowic wylacznie po polsku (od sierpnia nie mamy juz Agnieszki i jest to warunek konieczny dla zachowania polskiego jako jezyka domowego)... Nie mam na razie pomyslu jak wybrnac z tej sytuacji. Franek pewnie podgoni troche nauke w wakacje, a od wrzesnia bedzie sie uczyl czytania i pisania po wlosku w szkole ale problem bedzie sie powtarzal z Ania i Jaskiem... Chyba najrozsadniej bedzie po prostu zostawic nauke wloskiego szkole a ja zaczne z czytaniem po polsku jak juz wloski sie utrwali... Shalla, a jak Ty robisz z Nastka?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Chcialam Wasz jeszcze zapytac jak ma sie u Was ostatnimi czasy kwestia z telewizja i filmami. Pytam, bo nasze maluchy od dluzszego juz czasu i ku mojej ogromnej uciesze, kompletnie ignoruja telewizor:) Co najdziwniejsze, telewizje ignoruje nie tylko Franek, ale i trzyletnia Ania podczas gdy Franek w jej wieku mial okres absolutnego uzaleznienia od ekranu. Wieczory uplywaja nam teraz na zabawie w ogrodku, wzglednie na grze w karty, Monopoly dla maluchow i czytaniu ksiazek. Fajne jest to, ze nie stosowalismy przy tym wlasciwie zadnych zakazow czy ograniczen tak, jak robia prawie wszyscy nasi znajomi. Dzieci moga ogladac filmy (dwa dozwolone programy w telewizji albo dvd) ale zwyczajnie wola inne zajecia. Widze natomiast, ze dzieci naszych sasiadow, ktorym telewizja limitowana jest np. do godziny dziennie, wlepiaja slepka w ekran jak zahipnotyzowane, kiedy tylko maja ku temu okazje.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Oj Kuk, u nas z TV to są przeboje. Był bardzo długi czas, kiedy dla Nastusi telewizor nie istniał. Do dziś jeden stoi w jej pokoju i przez dwa lata włączyła go może 3 razy. Natomiast od zeszłego roku telewizor w salonie jest stałym punktem programu. Jest w tym dużo mojej winy, bo zanim poszła do szkoły chciałam, żeby miała jak najwięcej kontaktu z językiem. Wyszukiwałam więc najfajniejsze bajki i programy i tak się zaczęło. Owszem, efekt był piorunujący - Nastusia załapała momentalnie i po roku mogę powiedzieć, że chciałabym mieć jej akcent :) Ale druga strona medalu jest taka, że naprawdę polubiła te bajki i trudno ją oderwać. Szczęście moje, że już w tedy wybrałam je porządnie i w zasadzie repertuar jest stały: Handy Many - bajka jednocześnie po angielsku i po hiszpańsku ( mnie się strasznie podoba i często oglądamy razem! ) - doskonale jest wymyślona i Nastka zafascynowała się hiszpańskim i teraz często przybiega i woła: a wiesz jak babcia? A wiesz wiesz jak przepraszam mamusiu, a wiesz jak jest idziemy? No i oczywiście prezentuje swoje nowe umiejętności. Dlatego się nie czepiam. Na razie... Pozostałe 3 bajki plus kreskówka Tom& Jerry są już znacznie mniej edukacyjne, ale też lubimy oglądać razem :) A co do nauki czytania. Ja na razie w ogóle nie ruszam czytania i pisania po polsku, bo skutki są takie, że Nastusia tak oto podpisuje laurki: " dla babchee" ( dla babci ), " dla tatusha" ( dla tatusia). Postanowiłam więc nie pogłębiać tego i na razie skupiamy się na angielskim. Tu się kładzie duży nacisk na czytanie w szkole już od 4-go roku życia. Po zerówce dziecko musi umieć czytać przeznaczone dla jego wieku książki ( nie TIMES'a :D ) , musi umieć poprawnie napisać swoje imie, nazwisko i adres, oraz proste formuły grzecznościowe lub zwyczajowo umieszczane na kartach pocztowych: happy birthday, marry christmas itp. W drugiej połowie roku szkolnego dopiero poznali alfabet z jego wymową. W pierwszej skupiali się wyłącznie nie brzmieniu liter. I tak to jakoś idzie. Natomiast przerażają mnie ich tutejsze metody liczenia i nawet nie podejmuje się ich opisać. Dlatego już dawno zaczęliśmy z Nastusią naukę dodawania w słupkach, żeby broń Boże nie przesiąkła tą ich metodą. Ale obawiam się, że i tak nie unikniemy tego :( No, spadam do pracy. Dziś wielki coroczny audyt. Znam problemy firmy od podszewki, więc bardzo możliwe, że od jutra zamkną ją na patyk, a ja będę mieć więcej czasu na forum :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Shalla, zaintrygowalas mnie ta matematyka! Czyzby w UK tak jak we Wloszech uwazali, ze nie ma sensu uczyc metod wykonywania podstawowych dzialan na kartce skoro istnieja kalkulatorki? ;) Tu tak jest i to od dawna! Np. Moj maz patrzy na mnie jak na wariatke, kiedy mnoze lub dziele na papierze... No wlasnie, doswiadczenia Shalli potwierdzaja to co napisala Mysh. Najgorsze to pomieszac jezyki... Ale jestem pod wrazeniem tego, ze maluchy po zerowce potrafia podpisac sie czy napisac same kartke z zyczeniami! Ja w wieku Franka chyba tego nie potrafilam, a chodzilam juz przeciez do pierwszej klasy (poszlam do szkoly o rok wczesniej). Dziewczyny wybaczcie - obiecalam inwazje fotograficzna i nic... Zgralam wprawdzie zdjecia z aparatu na komputer i nawet je wstepnie przetrzebilam, ale jest ich tyle, ze nie wiem kiedy skoncze ich porzadkowanie! W dodatku strasznie ciezko idzie mi selekcjonowanie. Tak jak pisala Mysh - dwa zdjecia sa prawie takie same, ale ktore wybrac, skoro na jednym Jasiek ma glowke przekszywiona w prawo a na drugim w lewo i w rezultacie na kazdym wyglada inaczej a na obu slodko ;):p Shalla - i jak wynik audytu?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Kuk, naprawde myslisz ze nie bylabys w stanie uczyc Franka czytac po wlosku? Jezeli sama czytasz, to w czym problem? Chodzi Ci o to ze nie znasz odpowiednich metod? A moze nie wiesz jak ugryzc nauke czytania takich liter jak "c" i "g" np. ktore w roznych konfiguracjach brzmia inaczej? Tak sobie mysle, ze jezeli zalezy Ci na tym zeby Franio jednak troszke czytania liznal przed rozpoczeciem roku szkolnego, to moze warto kupic podrecznik do pierwszej klasy i sie nim wspomoc? Shalla, czy Kuk zgadla, ze chodzi o liczenia na kalkulatorach? A ja wczoraj w polskim podreczniku do pierwszej klasy przeczytalam, ze: Janek jest "dzudokiem" (od "dzudok"). Kurcze, mysle sobie, nigdy nie slyszalam takiej formy. Wyciagnelam slownik poprawnej polszczyzny i okazalo sie ze jest to forma rzadka jednak i ze poprawnie jest w mianowniku "dzudoka", a Janek powiniem byc "dzudoka" (ostatnia litera polska z ogonkiem oczywiscie) Jednoczesnie sama ucze sie poprawnie mowic po polsku! Np. zupelnie nie zdawalam sobie sprawy ze "labadz" to niepoprawna forma.... Z telewizja wiadomo jak jest, bo jej nie mamy. Z filmami bywa roznie, sa okresy kiedy to Pola nie moze zyc bez Krecika albo ewentualnie jeszcze Kubus Puchatek byl na topie. Sa okresy kiedy to Jasiek zafascynowany filmami takimi jak np. "It i 5 dzieci", "Charli i fabryka czekolady" czy "Potwory i spolka", chce je ogladac codziennie. U nas generalnie istnieje cos takiego jak wieczorny rytual filmowy, wtedy najczesciej wszyscy razem ogladamy po raz pierwszy dany film. Ostatnio jednak wieczorami lazimy sobie i wracamy bardzo pozno, wiec ogladanie odpada albo czasami zdarza sie wtedy, ze tata oglada z dziecmi jedna mala kreskowke, a ja mam chwilke na ogarniecie najwazniejszych rzeczy zanim polozymy dzieci lozka. Jesli chodzi natomiast o ogladanie filmow w ciagu dnia, to zasada jest taka, ze zgoda na jeden film jest zawsze, ale ma to byc film po wlosku. W tej chwili Jasiek jest zafascynowany "Toy Story" i oglada niemal codziennie, ale po wlosku wlasnie :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wodny psikulec
Kuk, wlasnie mialam Cie zaczepic w zwiazku z obiecana inwazja fotograficzna ale od razu widze usprawiedliwienie :) Ostatniej niedzieli bylismy w parku dinozaurow z Zatorze i musze przyznac, ze juz bardzo dawno nie widzialam Zuzy tak przejetej i zainteresowanej. Przeszla naprawde kawal drogi, byla zafascynowana i przez caly dzien nie zauwazylismy ani chwili znudzenia. Do tego przed obiadem w pobliskiej karczmie na placu zabaw rozbila kolanko wiec przez kolejne 4 dni bardzo chetnie chodzila do przedszkola w sukience. Dlaczego? Mamusiu nie chce spodenek, nie bedzie widac plasterka. Wlasnie dlatego :). Jezeli czas pozwoli wysle jeszcze dzis zdjecia ale musze sie spieszyc bo jedziemy zalatwiac formalnosci paszportowe dla Olka wiec w urzedzie pojawimy sie cala wesola gromada, jako ze obecnosc obojga rodzicow i "maloletniego" obowiazkowa. Co do slowa "mega". W Polsce jest ono mega ( :) :) :) ) popularne. Nie dosc, ze weszlo juz do reklam dzieciecych to jeszcze kazdy komentarz do transakcji na allegro jest opatrzony zwrotem "mega pozytyw". Mocne, nieprawdaz? Nie wiem czy pisalam, ze Zuza dostala sie do tego przedszkola, ktore organizowane jest na naszym osiedlu? Komisja rekrutacyjna nie zebrala sie poniewaz bylo wiecej miejsc niz kandydatow. I dobrze. Tylko tera mamy kolejny problem bo jednak nie jest wiadomo, do ktorej godziny bedzie czynne przedszkole. Gdyby i obecny zlobek Zuzy gdzie bedzie chodzil Olek i przedszkole byly czynne po pol godziny dluzej to naprawde bylibysmy uratowani. Tylko pol godziny... Jeszcze powiem, ze pomino tego, ze cale lata bylam nekana liczeniem w slupkach naleze do tych osob, ktore mocno uzaleznione od telefonu komorkowego szalenie cieszy opcja aparatu telefonicznego pod nazwa kalkulator :) Jutro albo pojutrze wybieramy sie na wycieczke prawdziwa koleja waskotorowa z Jedrzejowa. Wycieczka jest calodzienna wiec zobaczymy czy nadchodzaca fala upalow (zapowiadane dobrze ponad 30 stopni) nie pokrzyzuje naszych planow.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Mysh - boje sie uczyc Franka po Wlosku nie tylko dla tego, ze samej zdarzaja mi sie bledy w wymowie czy akcentowaniu ale tez dlatego, ze chcialabym, zeby kojarzyl mnie z jezykiem Polskim i mowil do mnie glownie w tym jezyku. A co do samoksztalcenia przy okazji nauki naszych dzieci, to ja juz ostrze sobie zeby na powtorke z matematyki i fizyki ;) :p Psikulcu - super z tym przedszkolem pod domem! Oby bylo na medal i ...czynne o te cenne pol godziny dluzej! Kwestia "plasterka" nie jest mi obca :) Zwlaszcza po tym, gdy w Polsce kupilam plasterki z ...Hello Kitty! Nagle okazalo sie, ze Ania jest cala "pokiereszowana" i zada by naklejac jej plasterki nawet na piegach ;) Zazdroszcze wycieczki do Jedrzejowa i czekam na zdjecia! Strasznie mi ostatnio teskno za gorami i pagorkami i lobbuje w rodzinie na rzecz kilku wyjazdow weekendowych w gorzyste rejony. Wlasnie oddalismy Franka i Anie tesciom, z ktorymi jada na tydzien nad morze a my z Jaskiem wybieramy sie na weekend pod nasze ukochane Monte Bianco :) Ciesze sie bardzo zwlaszcza, ze z jednym Jaskiem w plecaku bedziemy mogli wybrac sie na jakas wyzsza wycieczke, na ktora z trojka raczej niebyloby szans.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Mysh - boje sie uczyc Franka po Wlosku nie tylko dla tego, ze samej zdarzaja mi sie bledy w wymowie czy akcentowaniu ale tez dlatego, ze chcialabym, zeby kojarzyl mnie z jezykiem Polskim i mowil do mnie glownie w tym jezyku. A co do samoksztalcenia przy okazji nauki naszych dzieci, to ja juz ostrze sobie zeby na powtorke z matematyki i fizyki ;) :p Psikulcu - super z tym przedszkolem pod domem! Oby bylo na medal i ...czynne o te cenne pol godziny dluzej! Kwestia "plasterka" nie jest mi obca :) Zwlaszcza po tym, gdy w Polsce kupilam plasterki z ...Hello Kitty! Nagle okazalo sie, ze Ania jest cala "pokiereszowana" i zada by naklejac jej plasterki nawet na piegach ;) Zazdroszcze wycieczki do Jedrzejowa i czekam na zdjecia! Strasznie mi ostatnio teskno za gorami i pagorkami i lobbuje w rodzinie na rzecz kilku wyjazdow weekendowych w gorzyste rejony. Wlasnie oddalismy Franka i Anie tesciom, z ktorymi jada na tydzien nad morze a my z Jaskiem wybieramy sie na weekend pod nasze ukochane Monte Bianco :) Ciesze sie bardzo zwlaszcza, ze z jednym Jaskiem w plecaku bedziemy mogli wybrac sie na jakas wyzsza wycieczke, na ktora z trojka raczej niebyloby szans. I jeszcze opowiastka ku przestrodze a propos' wakacji i paszportow. W sumie zabawna, choc w praktyce... Dwa tygodnie temu wybralam sie do biura paszportowego by (czysta formalnosc) dopisac w carta bianca (dzieciecy wloski quasi paszport) Ani i Franka, ze moga podrozowac po Francji z dziadkiem (wyjazd nad morze). Postanowilam zalatwic sprawe z pewnym wyprzedzeniem, choc rok temu Pan w biurze paszportowym zapewnial mnie, ze zalatwia sie to od reki. Poniewaz dodzwonienie sie do biura jest niemozliwe, a informacja na temat procedury zamieszczona w internecie mocno niejasna, wybralam sie do biura osobiscie z dokumentami w reku. Na miejscu (po odstaniu godziny w kolejce do okienka z napisem informacja) okazalo sie, ze... wszystkie Carte Bianche (w calych Wloszech) utracily swa waznosc 6 czerwca tego roku, przy czym te ktore mialam ja (najnowsza, Jaskowa, wyrobiona w lipcu 2009) utracily waznosc juz zima! Zdaniem Pana w biurze paszportowym forma paszportu zmienila swa waznosc dwukrotnie od lipca 2009 i zupelnie nie wiadomo jakim cudem w maju wyjechalam do Polski i wrocilam z niej z dzieckiem, nie bedac zatrzymana na granicy...) Zdebialam, bo pod koniec tego samego tygodnia wybieralismy sie ze wszystkimi dziecmi do Londynu i brak waznych dokumentow krzyzowal nam nieco plany... Poinformowano mnie, ze aby wyrobic nowe dokumenty (zwane teraz dla odmiany "Lascia passare"), musze przedstawic w biurze odpisy aktow urodzenia i zaswiadczenia o obywatelstwie wloskim dzieci. Prawie odetchnelam z ulga (mialam w szufladzie wypisy tych dokumentow) kiedy Pan dodal, iz rowniez forma rzeczonych odpisow zmienila sie diametralnie i musze pofatygowac sie WRAZ Z DZIECMI I MALZONKIEM do urzedu stanu cywilnego celem uzyskania nowych. Pofatygowalam sie. Odstawszy w 35 stopniowym upale trzy bite godziny (doprawdy wspanialy pomysl zmieniac forme wszystkich dokumentow na poczatku okresu urlopowego) uzyskalam nowe odpisy i poswiadczylam tozsamosc dzieci oraz malzonka. Pozegnalam wkurzonego malzonka, zgarnelam poswiadczone dzieci i wymeczone dokumenty i ruszylam w kierunku biura paszportowego. Po drodze dopadla nas solidna czerwcowa burza, w zwiazku z czym w urzedzie stawilismy sie zlani potem i deszczem. Jedynie wlasnie przytomnosci umyslu (przed wizyta w urzedzie stanu cywilnego zaopatrzylam sie w numerek 154 z biura paszportowego) zawdzieczam, ze oczekiwanie zajelo nam jedynie pol godziny. Po dojsciu do okienka, przedstawilam poswiadczone, mokre i glodne dzieci, zlozylam wymiete i mokre dokumenty i odeszlam z obietnica, iz (zupelnie wyjatkowo i ze wzgledu na nasz wyjazd do Londynu w tym samym tygodniu) bede mogla odebrac nowe paszporty zwane teraz "Lascia passare"juz po dwoch dniach. Wyobrazcie sobie moja radosc gdy po dwoch dniach (na dzien przed wyjazdem do Londynu) odstalam swoje i...dostalam do reki trzy dokumenty w ktorych: (i) ani moje imie ani nazwisko nie przypominalo w niczym tego prawdziwego, przy czym na kazdym z dokumentow widnialo ono w innej, choc jednakowo blednej formie) i (ii) urzednik zapomnial umiescic upowaznienia do podrozowania pod opieka dziadka (powod, dla ktorego zjawilam sie w tym urzedzie tydzien wczesniej...) Rece opadly mi do kostek, a kiedy juz wrocilam do siebie i wyjasnilam Pani, iz dokumenty w tej formie sa dla mnie zupelnie bezuzyteczne, Pani poradzila mi, bym poczekala minutke. Kiedy wrocila po poltorej godzinie, moje nazwisko na dokumentach napisane bylo poprawnie (tajemnica tej Pani pozostanie jak zdolala podmienic ostatnia kartke w spietym i opieczetowanym pliku trzech kartek) z tym malym problemem, ze moje imie nadal pozostawalo na nich nierozpoznawalne, oraz... brak bylo upowaznienia dla dziadka... Starajac sie zachowac spokoj ducha, wyjasnilam Pani, iz dokumenty dalej sa dla mnie bezuzyteczne. Pani zniknela w okienku ponownie, ale ku mojej ogromnej radosci wrocila juz po pieciu minutach, niosac... dokumenty, na ktorych jakas pewna reka zamazala bialym korektorem imiopna i nazwiska moje i mojego meza i nadpisala na nich po raz kolejny te imiona i nazwiska w wersji poprawnej. Nie wiem czy poziom mojego oslupienia dorownywal poziomowi niecheci na twarzy Pani z okienka, ale byly jakos do siebie zblizone. Ja nie moglam zrozumiec po co jakis duren zamazal calosc zamiast (w ostatecznosci) skorygowac odrecznie moje imie, ale przede wszystkim nie moglam uwierzyc, ze jakikolwiek urzednik z taka nonszalancja podchodzi do dokumentu bedacego badz co badz odpowiednikiem paszportu!!!!! Nie musze chyba dodawac, ze upowaznienia dla dziadka na dokumencie nadal brakowalo... Poprosilam o rozmowe z szefem panienki. Po chwili w okienku stawil sie mily brodaty nastolatek (na oko) w mundurze policjanta i po wysluchaniu mojej skargi obiecal doprowadzic dokumenty do porzadku. Po kolejnych pieciu minutach, otrzymalam dokumenty, na ktorych ktos dorobil tu i owdzie pokragle nieczytelne stempelki wygladajace wypisz wymaluj jak odbite krawedzia piecdziesieciogroszowki. Upowaznienie dla dziadka zostalo dopisane i Pan milym acz stanowczym tonem oswiadczyl mi, ze nic wiecej nie moze dla mnie zrobic. Zgodnie z moimi przewidywaniami, na widok rzeczonych dokumentow urzednicy celni na lotnisku Malpensa zabili mnie smiechem, jednak po wysluchaniu historii dokumentow i obejrzeniu niewaznych juz starych dokumentow, na ktorych te same imiona rodzicow widnialy w identycznym brzmieniu, przepuscili kiwajac ze zrozumieniem glowami i stwierdzajac, ze zycza mi szczescia, albowiem w Londynie na pewno nie pojdzie tak latwo... O tym jak poszloby w Londynie nie przekonalam sie niestety, jako iz po 7 godzinach oczekiwania na samolot zdecydowalismy sie jednak wrocic do domu. Jutro moje dzieci wyjezdzaja do Francji z dziadkami z polskimi paszportami w kieszeni a ja czekam az odbuduja mi sie polaczenia nerwowe zanim ponopwnie wybiore sie kolejno do urzedu stanu cywilnego i biura paszportowego celem wyrobienia nowych dokumentow.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Sorry za te kobyle! Podzielilam post na dwie czesci ale wyslalam nie chcacy calosc raz jeszcze :i

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wodny psikulec
Z zalatwianiem paszportu dla Zuzy mam dobre doswiadczenia ale teraz nieco mnie wystraszylas! I jeszcze to co pisalam Wam w mailu. Tak mnie meczyla nazwa tej wyspy, ze w koncu zadzwonilam do pana domu zeby mi przypomnial. Otoz Chrissi. A meczylo mnie to dobrych pare godzin. :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Kuk, ale historia! ten pelny luz "twojej" urzedniczki i jej radosna tworczosc na dokumentach powalily mnie zupelnie. My nie mielismy jakichs specjalnych przygod zwiazanych z paszportami dzieci. Oboje maja francuskie, dzieciece, wazne 5 lat, paszporty. Nadal natomiast nie maja polskich..... Zastanawiam sie tylko dlaczego twoje dzieci potrzebuja tych "lascia passare" skoro moga podrozowac z polskimi paszportami.... Bo chyba nie ze wzgledu na upowaznienie dla dziadka?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Psikulcu - zaraz poszukam tej wyspy w Internecie :) Mysh - po pierwsze tylko dwojka starszych ma polskie paszporty (nie wyrobilam jeszcze paszportu Jaskowi), po drugie balam sie dawac je do reki mojemu tesciowi bo slynie on z tego, ze wlasne dokumenty i portfel gubi srednio raz na trzy miesiace a po trzecie polski paszport upowaznia co prawda dziecko do podrozowania z jakimkolwiek opiekunem, ale jednak ktos moze tego nie wiedziec... Myslalam o wyrobieniu wloskich paszportow, ale sa one drogie a Paszporty dla maluchow wazne sa tu tylko trzy lata, wiec troche to bez sensu... Teraz zrobie chyba tak, ze wyrobie Lassia passare dla Jaska a przy najblizszej mozliwej okazji wyrobie mu tez paszport polski... Zeskanuje te dokumenty i przesle Wam jako ciekawostke przyrodnicza. Naprawde trudno uwierzyc w to co sie widzi! Psikulcu - nie martw sie! Z polskimi paszportami poszlo mi wszystko bardzo gladko. Jedyna trudnosc to przesadny formalizm urzednikow odnosnie parametrow fotografii. Okazalo sie, ze ja czy Franio mamy "oczy wmiejscu niestandardowym", tj. poza liniami wyznaczonymi na formularzu i musialam wracac do fotografa, ktory kilkoma machnieciami myshki zrobil fotografi operacje plastyczna tak by twarz odpowiadala wymogom paszportowym :):):):):)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Psikulcu! Rzeczywiscie niesamowite plaze i kolory! :) Ja wole chyba bardziej bezludne miejsca, choc musze przyznac, ze ta wyspa wyglada na wyjatkowo niezadeptana ;) Dla mnie rajem na ziemi pozostaje jak dotad region Cinque Terre i okolice Portofino we Wloszech. Jestem w siodmym niebie kiedy spaceruje wijacymi sie paredziesiat metrow nad poziomem morza kamienistymi sciezkami, z ktorych obserwowac mozna fale rozbijajace sie o skaliste brzegi podczas gdy twarz owiewa ci przyjemny wiaterek, wokol pachna ziola a slonce przeswieca migotliwymi plamkami przez poruszane tymze wiatrem galezie i liscie stuletnich drzew oliwnych... W dole na kamienistych plazach tlocza sie jak sardynki turysci, w gorze zas nie ma zywego ducha jesli nie liczyc wszedobylskich jaszczurek, spiewajacych ptakow, grajacych cykad i... czasem jakiegos zablakanego niemieckiego treckera w pelnym rynsztunku ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Kuk dlaczego w Twojej opowiesci dziwnej tresci nic mnie nie dziwi????? ;) ;) ;) Ta biala karta o ktorej piszesz to dla mnie jakas nowosc. Olek w wieku 2-3 miesiecy mial wyrobiony dokument (to w tym przypadku brzmi zbyt dumnie) lascia passare. Na odwrocie tegoz dokumentu poniewaz panu w kwesturze tak bylo szybciej w miejscu wpisania z nazwiska rodzicow wbil pieczatke z "uno dei gienitori". Czyli ze dziecko moze podrozowac z jednym z rodzicow. Co oznaczalo ze przed podroza musialam isc do USC po wyciag, ktory potwierdzal nasz bycie rodzicem Olka. Ja rozumiem ze dokumenty musza miec jakas urzedowa waznosc, ale jednak trudno przypuszczac zeby sie Olkowi co pol roku zmienial rodzic. Zazwyczaj tego pilnowalam, ale ktoregos razu na lotnisku uswiadomilam sobie ze moj dokument z USc juz sie "przeterminowal". Na szczescie od czego jest slynne wloskie "autocertificazione"? Szybciutko przed policjantem na kolanie napisalam ze nic sie w naszym rodzinnym gniezdzie od wydania tamtego dokumentu nie zmienilo. Potwierdzilam zamaszystym podpisem i od razu nabralo to urzedowej mocy ;) Problemem tego dokumentu bylo to ze w pieczatce na ktorej wymienione byly kraje do ktorych moge podrozowac nie bylo Polski, bo jak to oznajmil z rozbrajajacym usmiecham pan w kwesturze " no nie mielismy okazji jeszcze jej uaktualnic". Natomiast koszmarnym doswiadczeniem bylo korzystanie z tego dokumentu na lotnisku w Polsce. Obsluga check-in myslala ze to jakis zart gdy kladalam im ten swistek na kontuarze. Zdarzalo sie ze ktos z nim znikal na kilkanascie minut co oczywiscie powodowalo ze nasza kolejka stala w miejscu a ta obok przesuwala sie, czemu towarzyszyl permementny syk za moimi plecami. Mnie tez bylo zal wydac 80 euro na 5-letni paszport dla Olka, ale miarka sie przebrala kiedy mielismy w marcu pierwszy raz w zyciu leciec Ryanairem, ktory jak wiadomo wymaga przejscia check-in on line. Nagle okazalo sie, ze musze wpisac nr i serie paszportu lub dowodu osobistego. No i co ja mialam tam wpisa? Zadzwonilam na slynna Info linie z ktora placi sie nawet za czas oczekiwania, a ktorej koszt za minute sprawia ze po skonczonej rozmowie uswiadamia sobie czlowiek ze wlasnie"przegadal" wartosc jednego biletu lotniczego. Gdyby to jeszcze cos dalo. Pani na info ledwie mowila po wlosku i po angielsku i nie umiala odpowiedziec na pytania!!! W samochod i na lotnisku. Mily pan w informacji mowi: Pani sobie tam wpisze swoj nr i serie paszportu i bedzie OK. Tlumacze mu ze mam obywatelstwo polskie, dokument byl wydany w Polsce, Olek w paszport nie jest wpisany a sam ma obywatelstwo wloskie i tu sie urodzil wiec jak mam potwierdzac go swoim paszportem??? Odpowiedz: Niech sie pani nie przejmuje, to tylko taka formalnosc tego i tak nikt nie sprawdza ;) I rzeczywiscie mial racje. A z tym sprawdzaniem mial podwojna racje, kiedy sie okazalo ze kiedy siedzielismy juz w samolocie luki nad glowami pozamykane, drzwi tez, pasazerowie policzeni (!!!!!!!!) i w momencie kiedy pani zaczyna nas przez mikrofon witac na pokladzie samolotu odlatujacego do Krakowa podnosi sie jeden facet i krzyczy: Jak to do Krakowa? Ja lece do Londynu!!!! Nie bede wam opisywac jakie to wywolalo zamieszanie. Mysle ze jeszcze wieksza panike wywolalo to w samolocie do Londynu, gdzie nie zjawil sie pasazer ktory przeszedl odprawe, nadal bagaz i po drodze gdzies sie ulotnil. Bella Italia ;) Tak czy inaczej po ostatnich przygodach poszlam Olkowi wyrobic paszport i mam ten problem z glowy. Mysh slowo "mega" wchodzi juz do potocznego jezyka w Polsce. I pewnie uzywam go nieswiadomie, tym bardziej ze daleko mi do bycia jezykowa estetka. Jednak Twoje rozwazanie przypomnialy mi reakcje mojej polonistki na slowo "super" i "fajny". Dostawala wstrzasu gdy je slyszala. Uwazala je za przyklad brutalnej amerykanizacji jezyka polskiego czemu mocno sie sprzeciwiala. Na przerwach musielismy sie pilnowac bo jesli ktos chlapnal tym slowem kiedy byla w poblizu minus w jej kajeciku byl gwarantowany. A piec minusow zamienialo sie w dwoje :) ;) ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Acja
Czy w języku oficjalnym możemy używać słów mega, super? Cząstka mega- (z gr. mgas wielki) to pierwszy człon wyrazów złożonych wskazujący na ich związek znaczeniowy z wielkimi rozmiarami, dużym natężeniem czegoś, np. megalit, megafon, a także pierwszy człon wyrazów złożonych oznaczających jednostki miary milion razy większe od podstawowych, np. megabajt, megaherc. Już same przykłady z cytowanych za Uniwersalnym słownikiem języka polskiego PWN definicji pokazują, że wyrazy na mega- i super- częstokroć są terminami naukowymi. Nic nie stoi na przeszkodzie, by w języku oficjalnym używać przedrostków: mega- i super- itp. Wydaje się oczywiste, że przedrostki te nie mogą występować jako wyrazy samodzielne, tak jak to obserwujemy w mowie potocznej, charakterystycznej na przykład dla środowisk młodzieżowych (jedzenie było super = jedzenie było wyśmienite, zabawa była mega = zabawa była przednia, udana). Niech za przykład posłuży tu chociażby rzeczownik superoferta, oznaczający ofertę wyjątkową, wyróżniającą się spośród innych. Rzeczownik ten jest poprawny pod względem zarówno logicznym, jak i strukturalnym.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Ycja
Ktoś zdążył zabezpieczyć "Acja" hasłem więc zostałam zmuszona zmienić na w/w :) A dla zainteresowanych użyciem słowa "mega" mam jeszcze to: http://www.akant.telvinet.pl/archiwum/laufer98.html polecam także ciekawy czat z prof. Bralczykiem: http://www.bralczyk.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=81 Pozdrawiam mamy jak wiem, nie tylko grudniowe... :) Mama marcowa.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witaj Ycjo, Tobie tez radze zabezpieczyc Twoj nick haslem, przede wszystkim zeby uniknac podszywania sie pod Ciebie. Psikulcu, Tobie tez juz kiedys radzilam to samo ! ciotka, dobra rada :D Czyli w sprawie "mega" i tym podobnych wzmacniaczy jezykowych, generalnie, obserwujemy te sama tendencje w jezyku polskim, francuskim i wloskim, uwazam ze to bardzo ciekawe! Karenko, gdyby tak kiedys zebrac wszystkie twoje wloskie przygody i dodac do nich wloskie przygody Kuk, to wyszlaby z tego bardzo ciekawa ksiazka, slowo! Oj, musze isc, bo dzieci ciagna mnie z calej sily, zeby isc z nimi nakarmic konie i przy okazji zaczepic chlopca, ktory przyjechal na wakacje do sasiada :) lece

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dziewczyny, opisy uzyskiwania dokumentów we Włoszech mnie rozłożyły. I tylko pomyślałam sobie - jaka szkoda, że Bareja nie kręcił we Włoszech! Jakież niezmierzone pole do popisu! A tak poza tym dałyście mi do myślenia. Anastazja ma swój osobisty paszport od pierwszego roku życia. Podróżowała zawsze tylko z jednym rodzicem - nie licząc naszej rodzinnej przeprowadzki. I w życiu nie przyszłoby mi do głowy jest jest potrzebna jakaś zgoda na to? Jakieś osobne zezwolenie? Rozumiem, kiedy rodzice są rozwiedzeni lub w separacji - to inna historia. Ale tak? A może to tylko we Włoszech taki obowiązek? A u nas znów upał..... Trawa biała, podobno jakiś zakaz podlewania nawet. Oszczędzają wodę??? Na wyspie???? Może mnie już upał szkodzi, ale nic z tego nie rozumiem. Tablica w parku dinozaurów świetna! I przypomniała mi inną słynną tablicę - może pamiętacie? Swego czasu obiegło w internecie zdjęcie tablicy z polskich gór ostrzegające przed lawinami. Pierwszy stopień to..... drugie sto pień to... itd. Skala kończy się na piątym stopniu zagrożenia lawinowego. Tymczasem ręcznie ktoś pod spodem dopisał: Szósty stopień - Uwaga! Lawiny zapierdzielają do góry! :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Psikulcu, od godziny probuje obejrzec zdjecia z dinozaurami i juz mam dosc. Czy mozesz wyslac mi je jeszcze raz na adres NIE-myshowy, a ten WSTRETNY myshowy wyrzucic raz na zawsze z Twojej ksiazki adrersowej? Tak sie sklada, ze maile z tego adresu moge odbierac akurat tylko na sprzecie, ktory jest do tego rodzaju zadan najmniej odpowiedni.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Teraz bedzie o Poli. Juz nie raz pisalam Wam, ze Pola jest wielka zlosnica. Ostatnio to sie jeszcze nasila. Mam nadzieje ze to punkt kulminacyjny, bo juz bardziej sobie tego nie wyobrazam. Opisze Wam kilka z wielu Wielkich Zlosci mojej corki. Dla mnie jest jasne jak slonce, ze w zlosci, jej natezeniu i czasie trwania, Pola zdecydowanie przoduje nie tylko na tym forum, ale chyba w calej Polsce i Francji razem wzietych. W naszym miasteczku odbywaja sie wlasnie Mistrzostwa Swiata Juniorow w kajakarstwie gorskim i przy okazji tej imprezy dzieci moga probowac swoich sil miedzy innymi w samodzielnym plywaniu kajakiem umieszczonym w basenie. Wczoraj poszlismy tam cala rodzina, po to zeby Jasiek mogl sprobowac. Jasiek do kajaka wsiadl i dzielnie wioslowal, a Pola oczywiscie chciala robic to samo. Niestety jest jeszcze za mala. Dziewczyny, w jaka ona wpadla zlosc. Plakala, krzyczla, wierzgala nozkami, probowala wdrapac sie na brzeg basenu. Zlosc nasilila sie jeszcze, kiedy Jaskie skonczyl plywac i zaczelismy oddalac sie od basenu. Myszon musial ja sila wyniesc w dalsze okolice, duzo dalsze i dopiero tam postawil ja na murawie. Pola wrzeszczala jeszcze pare dlugich minut, moze kwadrans, nie wiem.... W kazdym razie po tym czasie, dotarly wreszcie do niej moje slowa (Pola kiedy sie zlosci jest w totalnym amoku i nie ma szans zeby jej cokolwiek przekazac), a ja caly czas probowalam jej przekazac, ze jesli sie uspokoi, to po powrocie do domu naleje jej wody do naszegno baseniku (po raz pierwszy w tym roku zreszta). Pola uspokoila sie wiec i powiedziala, ze w takim razie chce wracac do domu. Mowie: dobrze, pojdziemy do domu, ale najpierw popatrzymy troche na trenujacych kajakarzy. A Pola w ryk: do domu! ja chce do domu! TERAZ! I kolejne pare minut wrzasku, zanim dotarly do niej moje tlumaczenia, ze zeby jechac do domu, trzeba odnalezc tate i Jaska, ktorzy w miedzyczasie poszli juz ogladac kajakarzy. Chyba nie musze dodawac ze w kwestii cierpliwosci przeszlam chyba najwyzszy stopien wtajemniczenia. Podczas poszukiwan taty i Jaska, Pola zasnela w wozeczku i obudzila sie dopiero w domu, wiec tak sie ta historia skonczyla, ale musze dodac, ze dzisiaj Pola potrafila dokladnie odpowiedziec na pytanie dlaczego wczoraj tak bardzo sie zloscila i dodac rezulotnie, ze jak dzisiaj znowu pojdziemy na mistrzostwa, to ze ona nie moze plywac kajakiem bo jest za mala. Z kolei wczoraj wieczorem, lezymy juz w lozku, gadamy sobie, w pewnym momencie Pola wstaje i mowi: "mamo, choc na dol". Tlumacze ze nie, ze teraz idziemy spac, wiec Pola wrzask i ciagnie mnie z calej sily. Im wiecej tlumacze, ze nie, tym wrzask wiekszy, wiec wstaje i bez slowa wychodze do pokoju obok, gdzie klade sie w ciemnosci na kanapie, po chwili Pola pojawia sie obok mnie i wrzeszczy, wrzeszczy, wrzeszczy, a ja czekam, wreszcie Pola sie uspokaja i wtula sie we mnie mowiac: kocham Cie, pogodzone wracamy do sypialni i kladziemy sie spac. O taka jest Pola wlasnie. A propos tych Mistrzostw Swiata Juniorow, to dzisiaj bylismy na finalach, dopingowalismy Polakow, widzielismy jak zdobyli dwa medale (jeden zloty i jeden brazowy) i az zostalismy na rozdaniu medali, zeby Jasiek mogl przezyc to choc raz na zywo, oczywiscie byla polska flaga i hymn polski i w ogole! Bardzo sie ciesze z tego popoludnia. I musze dodac ze dzisiaj z kolei Pola byla bardzo grzeczna. Widac bylo ze przydluga ceremonia wreczania medali wcale jej nie interesuje i ze ja wrecz meczy, ale po moich tlumlaczeniach, ze nam zalezy na zobaczeniu dekorowanych Polakow, postanowila byc grzeczna i wytrzymala do konca. I sprawila mi tym ogromna radosc! Chyba nie musze dodawac, ze tysiac razy wole ja chwalic niz besztac. No ale teraz niech mi ktos powie ze zna podobny okaz zlosnika!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Psikulcu - gratulacje! Niech Olek rośnie zdrowo! 🌻 Shalla, Karen ko!! Wam również gratuluje z całego serca! ❤️ Wszystkie Was serdecznie pozdrawiam!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nikii, kochana, gdzie Ty przepadłaś????? Brakuje nam tu Ciebie! Wracaj i opowiadaj w szczegółach gdzie się podziewasz i co u Was słychać? A u nas dziś leje!!!! Jupiiiii!!!!!!!!!!!!!! Dziś mam podlewanie z głowy :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Myshko, ja ten mechanizm skads znam... Podobnie jest czasem z Ania (krzyk i placz a potem wtulanie sie i kochanie) ale przyznaje, ze chyba jednak natezenie emocji jest ciut mniejsze... Zdarza sie to u nas glownie wtedy gdy Ania jest zmeczona lub niewyspana i mija calkowicie dopiero po porzadnym wypoczynku. Ania zaczyna natomiast kazdy dzien placzem bez powodu. To znaczy, wymysla sobie powod typu - "Ja chce do Taty!" jesli tata juz wyszedl do pracy, albo "Ja chce kalosze!" kiedy swieci slonce i jest 35 stopniowy upal... Nie pomaga wtedy zadne tlumaczenie, nie pomaga nawet telefon do Taty... Jest placz, bo musi byc i juz! Potem Ania wychodzi z domu, spotyka sasiada, widzi pieska, albo cokolwiek innego co przyciaga jej uwage i juz... jest usmiechnieta od ucha do ucha! Probowalismy dojsc jakichs racjonalnych przyczyn tej obowiazkowej porannej histerii, ale to chyba strata czasu. Poprostu trzeba przeczekac... Teraz obserwuje uwaznie Jaska, bo zauwazylam, ze jego - anielski z natury - charakter zaczyna ulegac lekkiej transformacji. Z dziecka lezaco - kontemplujacego Jas zmienil sie ostatnio w dziecko eksplorujace. Patrzac na niego mam wrazenie, ze jako maluch odlezal juz swoje i teraz nie chce tracic juz ani sekundy dluzej. Najwiekszymi wrogami Jaska sa teraz wszelkie szelki i siedziska, do ktorych przymocowuje sie dziecko. Nie sposob przytwierdzic go np. do krzeselka podczas posilkow, bo zamiast jesc cala swoja uwage i energie skieruje na wydostanie sie z "wiezienia". Na nielaske skazany zostal nawet okragly fotelik wstawiany do wanny - do niedawna ulubiony mebel Jaska! Prawdziwym problemem staly sie tez podroze samochodem. Nie znaczy to jednak, ze JAsiek stal sie przez to mniej "anielski"! :) Wystarczy puscic go "wolno" i pozwolic mu bawic sie "samopas" a Jasiek zamienia sie znowu w "santo subito". Bardzo podoba mi sie to jego "umilowanie wolnosci" , choc przyznam, ze jest dla nas jako rodzicow nieco meczace ;););). A teraz jeszcze slowo o Franku. Czy i w Waszych dzieciach rozwija sie "czarne" poczucie humoru? My zrywamy ostatnio boki slyszac komentarze Franka. Rzecz jasna skleroza nie pozwala przytoczyc mi niczego poza wczorajsza 3-sekundowa wypowiedzia telefoniczna... Franio i Ania z Dziadkami wsiedli wlasnie na prom odplywajacy na korsyke i powoli oddalaja sie od brzegu. Wiedzac, ze przez kilka godzin beda poza zasiegiem, dzwonimy do nich, zeby uslyszec jak sie maja. Ania przez piec minut opowiada wrazenia z portu i zaladunku samochodow na prom po czym przekazuje sluchawke Franiowi, ktory krzyczy tylko "Musze konczyc bo statek wlasnie tonie! Ciao!" i blyskawicznie konczy polaczenie....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Na pewno nie poprawie wam humoru piszac , ze Anastazja tez nie aniołek :) W młodości zdarzały jej sie ataki naprawde nieuzasadnionej histerii, a teraz staramy sie duzo rozmawiac i kontrolowac te wybuchy zlego nastroju. Aczkowiek, sadze, ze jest to juz cecha charakteru i prawda jest taka, ze czeka ja ciezka praca nad soba do konca zycia. Anastazja nauczyla sie plakac na zawolanie, co mnie doprowadza do szalu. Odstawia taki teatr, ze gdyby nie to, ze naprawde mam tego dosc, pewnie docenilabym jej aktorskie umiejetnosci. W jedna sekunde potrafi wywolac lzy jak grochy obficie splywajace po policzkach, zeby za chwile smiac sie w glos i mowic, ze zartowala. Nawet bajki Ezopa zawodza. Serce czasem mi sie kroi, ale wiem, ze tylko stanowczym ignorowaniem jej teatralnych zachowac jestem w stanie zmusic ja do objawienia szczerych uczuc, zamiast poddac sie manipulacji. Wspolczuje jednak serdecznie jej przyszlemu mezowi..... To co mnie martwi, to dwie sprzecznosci w Anastazji. Jednego dnia masz wrazennie, ze ma serce z kamienia i zadnych uczuc, za grosz empatii i egoizm jest jej naczelna cecha, a kolejnego dnia w glowe zachodzisz jak moglas tak myslec o tym cudownym, delikatnym i wrazliwym dziecku. Mysle, ze dwie natury walcza w niej o prawo do rzadzenia ( co biedne dziecko zawdziecza genom z obu rodzin...), wiec tylko praca, praca i jeszcze raz praca nad soba, zeby ta dobra strona jednak zwyciezyla . Uh.... przepraszam za kobyle.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dziewczyny, wlasnie wracam z obiadu zjedzonego w towrzystwie moich kolegow z pracy.Trzy osoby w wieku 26-28 lat. Jeden swiezo upieczony malzonek i dwoje ludzi w wieku tuz przedmalzenskim. Dyskusja na temat wychowania dzieci. Wszyscy bezdzietni. Wyobrazcie sobie, ze wszyscy oni - naprawde fajni, inteligentni ludzie, stwierdzaja zgodnie, ze nei tylko nei widza niczego zlego w karach cielesnych, ktorym zreszta sami poddawani byli w dziecinstwie, ale wrecz za glupie i szkodliwe uwazaja "nowomodne" pomysly, by z kar tych zrezygnowac! Nie bede tu przytaczac przebiegu dyskusji. Staralam sie opanowac i przytaczajac przyklady z wlasnego doswiadczenia przekonac ich do "pokojowych" metod wychowania dzieci. Uwierzcie, ze nie bylo latwo. Mam nadzieje, ze swoimi argumentami wzbudzilam chciaz cien watpliwosci w ich glowach i zaoszczedzilam przynajmniej czesci klapsow im przyszlym dzieciom! Argumentem, ktory wprowadzil mnie w najwieksza konsternacje byla wypowiedz kolegi, ktory stwierdzil, ze maz jego siostry bija ich kilkuletnie dziecko tylko wtedy, kiedy ono...zachowuje sie jak dziecko!!!! (Czytaj jest uparte, protestuje, zachowuje sie za glosno, podskakuje, etc...) Zgroza, nie???? I to wszystko sa, jak powiedzialam ludzie z wyzszym wyksztalceniem, przebojowi i "fajni", ktorzy maja wlasciwie prawo uwazac, ze skoro tacy fajni wyrosli mimo bicia, to tp bicie im w tym jakos pomoglo... :(:(:(:(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Kuk Shalla - a moze Anastazja zdradzilaby mi sekret tego placzu na zawolanie? Sporo dalabym za taka umiejetnosc ;) Ja mam odwrotnie - placze niekontrolowanie i w najmniej odpowiednich momentach :p A co do stwierdzenia na temat genetycznych sklonnosci, to podpisuje sie pod nim dwiema rekami! Czasem, patrzac na zachowanie naszych dzieci mam wrazenie, ze sa jak genetyczny puzzel, przy czym rozne kawalki ukladanki pochodza z genow roznych czlonkow rodziny! :) Dziekuje za komplementy pod adresem mojego mini ogrodka :) On jest naprawder mini, a Wasze komplementy sa jednak troche na wyrost, ale i tak czuje sie podniesiona na duchu. Zabawne jest to, ze najladniej nasz ogrodek wyglada "z lotu ptaka", tj. z okna naszych sasiadow mieszkajacych na 2 pietrze...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Kuk Twoja obiadowa dyskusja przypomniala mi niedawana rozmowe z moja kuzynka. Jest w moim wieku, ale jeszcze nie ma dzieci, jednak jak to sie czesto zdarza u bezdzietnych osob uwaza sie za ekspertke w ich wychowywaniu. Rozumiecie, ten klasyczny przypadek marzycielki ktora przekonana jest o tym ze jej dzieci beda chodzic jak w szwajcarksim zegarku, nie beda miec humorow, nie beda kaprysic i nigdy nie wprawia jej w zaklopotanie w miejscu publicznym. Dyskusja zaczela sie od proponowanej w Polsce ustawy o zakazie bicia dzieci. Byla oburzona tym ze zakazuje sie klapsow. Probowalam jej wytlumaczyc ze albo wprowadza sie calkowity zakaz kar cielesnych, albo nie ma sobie czym zawracac glowy bo jak zdefinuje klapsa a jak maltretowanie. Dla nie ktorych granica jest plynna. I rodzice dzieci ktore sa solidnie bite zawsze mogliby sie bronic tym ze "to byl tylko klaps". Nie moge pojac pewnego rodzaju rozdwojenia w podejsciu do tematu, bo sama ubolewa nad tym ze dzieci jej brata dostaja wlasnie takie "zwykle" klapsy od mamy bez wyrazniejszego powodu. Gdyz mama ta nalezy do wyjatkowo niecieprliwych i znerwicowanych osob. Czasami w rozmowach na ten temat trzeba zejsc do poziomu kompletnej lopatologii. Probowalam dociec jakby sie czula w sytuacji gdyby ososba ktora kojarzy jej sie z opieka, miloscia, zrozumieniem ( w tym przypadku jej maz) karal ja klapsami za zlamanie zasad ktore byc moze nie sa dla niej nawet jasne. Za to ze jest zmeczona i odmawia pojscia gdzies, za to ze sie za glosno smiala, albo za to ze nie wywiazala sie z jakiegos domowego obowiazku... Mnozylam tych przykladow w nieskonczonosc. Nie umiala mi odpowiedziec na pytanie dlaczego sobie jako doroslej osobie daje prawo do bycia zmeczona, do poddawania sie swoim humorom, kaprysom, zniecheceniu a dziecku tego prawa odmawia. To mi uswiadamia, ze ludzie powtarzaj jakies poglady nie wiedzac do konca dlaczego mysla tak a nie inaczej. Nie wiedziec czemu otrzymywanie klapsow w ww sytuacjach uwazaliby za upokarzajace a te same klapsy u dziecka maja miec moc wychowawcza. A skad mialaby sie wziac ta roznica tego juz nikt nie umie mi wytlumaczyc. Jednak myslac o karaniu dzieci widze ze ogolne przywolenie na pewne zachowanie we Wloszech a w Polsce jest zdecydowanie wieksza. Zreszta pisalysmy juz na ten temat kiedys. I o ile tam malo kto reaguje piorunujacym spojrzeniem na rozbrykane dziecko o tyle tutaj to prawie ciagle norma. Juz nie wspomne o "zyczliwych" radach o "dwoch szybkich na d..e i bedzie spokoj". cdn ... (to bedzie kobyla)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dziewczyny opisalam sie, opisalam i nagle komp sie wylaczyl. A teraz przyjechali goscie. Bede kontynuowac pozniej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×