Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

zabka

TERMIN W GRUDNIU

Polecane posty

Mysh - napisalas o regulach, ktorych nie zawsze trzeba przestrzegac. Czyli imperatyw kategoryczny Kanta - postepuj wedlug takiej reguly, o ktorej mozesz powiedziec, ze chcesz by stala sie powszechnym prawem. Sluszna mysl ale bardzo trudna do przekazania dzieciom. Bo skad niby dziecko ma wiedziec czy regula jest sluszna czy nie? Czasem jest to oczywiste ale czesto trzeba byc doroslym, zeby zrozumiec jej sens, konsekwencje jej przestrzegania lub nieprzestrzegania. Pomyslmy o tym w kontekscie mojego ostatniego wpisu na temat Jaska - Mowie Jaskowi "Nie bij jesli sam nie chcesz zeby ciebie bili" a on mi na to - "Ale swietnie jest sie bic!" Dochodze wtedy do wniosku, ze dopoki Jasiek nie bedzie w stanie ogarnac zagadnienia w nieco szerszym kontekscie, musze jednak decydowac za niego... Ograniczac jego wolnosc i prawo wyboru, choc wolalabym zeby sam od razu wiedzial wszystko i madrze wybieral... A teraz z innej beczki - robilam wczoraj porzadki w zabawkach i po raz kolejny zalamala mnie ilosc bezuzytecznego plastiku w koszu na zabawki moich dzieci! Lubie kupowac im zabawki ale robie to dosc rzadko, z okazji i jestem bardzo krytyczna, pewnie nawet zbyt krytyczna, przy ich doborze. A pomimo tego nasz dom PELEN JEST plastikowego badziewia, ktore kosztuje duzo, niczemu nie sluzy, psuje sie po dwoch minutach zabawy... Dzieci dostaja od dziadkow takie ilosci plastiku, ze choc wyrzucam go regularnie, wciaz mam wrazenie zycia na smietniku... Nie twierdze, ze wszystkie plastikowe zabawki sa zle, ale co sensownego jest w osmiu identycznych, plastokowych serduszkach na sprezynie i z bateryjka wygrywajaca kiczowaja muzyczke? OSMIU! te osiem serduszek podarowala, po jednym, Ani moja tesciowa w ciagu ostatnich szesciu miesiecy, jakie minely od ostatniej czystki w zabawkach... Bateryjki sa juz rzecz jasna dawno wyczerpane, serduszka nie da sie rozmontowac, wiec po "smierci" bateryjki jest juz do wyrzucenia, serduszko jest duze, brzydkie i do niczego poza wyrzuceniem sie nie nadaje. Moja tesciowa odporna jest na wszystkie prosby i grozby i srduszko jest tylko jedna, z wielu zabawek tego typu. Czy to normalne, ze nie moge decydowac czym bawia sie moje dzieci???? Przeciez w tym zalewie badziewia zabawki wartosciowe, edukacyjne, rozwijajace nie maja nawet szansy przetrwania! Nie sa szanowane, sa wiecznie zdekompletowane, bo trudno wytlumaczyc dzieciom, ze jakis element zabawki "edukacyjnej" jest cenny podczas gdy widza mnie wyrzucajaca setki plastikowych kawalkow innych zabawek... Jak to jest u Was? Udaje sie Wam utrzymac wzgledna kontrole nad zawartoscia pokoju dziecinnego i utrzymac porzadek w zabawkach?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Mysh - napisalas o regulach, ktorych nie zawsze trzeba przestrzegac. Czyli imperatyw kategoryczny Kanta - postepuj wedlug takiej reguly, o ktorej mozesz powiedziec, ze chcesz by stala sie powszechnym prawem. Sluszna mysl ale bardzo trudna do przekazania dzieciom. Bo skad niby dziecko ma wiedziec czy regula jest sluszna czy nie? Czasem jest to oczywiste ale czesto trzeba byc doroslym, zeby zrozumiec jej sens, konsekwencje jej przestrzegania lub nieprzestrzegania. Pomyslmy o tym w kontekscie mojego ostatniego wpisu na temat Jaska - Mowie Jaskowi "Nie bij jesli sam nie chcesz zeby ciebie bili" a on mi na to - "Ale swietnie jest sie bic!" Dochodze wtedy do wniosku, ze dopoki Jasiek nie bedzie w stanie ogarnac zagadnienia w nieco szerszym kontekscie, musze jednak decydowac za niego... Ograniczac jego wolnosc i prawo wyboru, choc wolalabym zeby sam od razu wiedzial wszystko i madrze wybieral... A teraz z innej beczki - robilam wczoraj porzadki w zabawkach i po raz kolejny zalamala mnie ilosc bezuzytecznego plastiku w koszu na zabawki moich dzieci! Lubie kupowac im zabawki ale robie to dosc rzadko, z okazji i jestem bardzo krytyczna, pewnie nawet zbyt krytyczna, przy ich doborze. A pomimo tego nasz dom PELEN JEST plastikowego badziewia, ktore kosztuje duzo, niczemu nie sluzy, psuje sie po dwoch minutach zabawy... Dzieci dostaja od dziadkow takie ilosci plastiku, ze choc wyrzucam go regularnie, wciaz mam wrazenie zycia na smietniku... Nie twierdze, ze wszystkie plastikowe zabawki sa zle, ale co sensownego jest w osmiu identycznych, plastokowych serduszkach na sprezynie i z bateryjka wygrywajaca kiczowaja muzyczke? OSMIU! te osiem serduszek podarowala, po jednym, Ani moja tesciowa w ciagu ostatnich szesciu miesiecy, jakie minely od ostatniej czystki w zabawkach... Bateryjki sa juz rzecz jasna dawno wyczerpane, serduszka nie da sie rozmontowac, wiec po "smierci" bateryjki jest juz do wyrzucenia, serduszko jest duze, brzydkie i do niczego poza wyrzuceniem sie nie nadaje. Moja tesciowa odporna jest na wszystkie prosby i grozby i srduszko jest tylko jedna, z wielu zabawek tego typu. Czy to normalne, ze nie moge decydowac czym bawia sie moje dzieci???? Przeciez w tym zalewie badziewia zabawki wartosciowe, edukacyjne, rozwijajace nie maja nawet szansy przetrwania! Nie sa szanowane, sa wiecznie zdekompletowane, bo trudno wytlumaczyc dzieciom, ze jakis element zabawki "edukacyjnej" jest cenny podczas gdy widza mnie wyrzucajaca setki plastikowych kawalkow innych zabawek... Jak to jest u Was? Udaje sie Wam utrzymac wzgledna kontrole nad zawartoscia pokoju dziecinnego i utrzymac porzadek w zabawkach?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nawet sobie nie wyobrazacie, jak ja sie ciesze, ze my wlasnie nie mamy w ogole w najblizszym otoczeniu kogos takiego, kto zarzucalby nas zabawkami regularnie, niepotrzebnie, bezsensownie i przesadnie. Nie ma :) Zabawek mamy malo, naprawde, na tle rowiesnikow, staramy sie o nie dbac jak najlepiej i... brzmi nieprawdopodobnie, ale wiekszosc zabawek funkcjonuje u nas latami.... puzzle sie nie gubia, oczy czy usta Mr Potato nie znikaja, zwierzatka sie nie lamia, raczej kolejne dochodza do wielkiej rodziny, rycerzyki, podobnie, trwaja niezmiennie w swoim pudelku i tylko przybywa ich z czasem. Chyba nie przesadze jesli powiem ze niewiele u nas badziewia w stylu serduszek na sprezynce.... Najgorzej miewaja sie u nas gry i zabawy ogrodowe no i caly sprzet tworczo-pismienniczy. To rzeczywiscie sie ciagle niszczy i gubi i znika nie wiadomo gdzie. Gumek do scierania kupuje chyba 15 miesiecznie i ciagle sie gubia (szczegolnie Jaskowi). Ale normalne zabawki, lalki, helikoptery, klocki, zwierzatka sa i sa i trwaja i trwaja i tak jest dobrze. To chyba moja "wina", bo ja jednak troche nad tym stoje :p Nie moge patrzec kiedy jakas lalka czy misiek lezy rzucany w kat i ktos po nim depcze. No i oczywiscie rytual zbierania wszystkiego odbywa sie niemal kazdego wieczoru, a wtedy zwierzatka laduja w swoim pudelku, a klocki w swoim koszu, lalki, ubranka, pieluchy razem, barbie razem, dinozaury razem, puzzle w odpowiednich pudelkach i tak dalej. i to dziala w sumie niezle.... ciesze sie ze tak... Generalnie z czasem zaczynam dostrzegac potege posiadania niewielu rzeczy, im mniej tym lepiej.... Moja M natomiast przez jakis czas borykala sie z problemem podobnym do Twojego, jej tesciowa zarzucala ich zabawkami, ktore jak nietrudno sie domyslic nigdy nie byly w smak synowej. Obie panie dogadaly sie wiec tak, M przeglada oferte jednego z wiekszych sklepow internetowych i przesyla tesciowej swoje typy, a tesciowa kupuje juz tylko to, co sama wybierze z tej listy. no ale to trzeba chciec! poza tym tesciowa nawiedza M najwyzej dwa razy do roku, wiec cala ta sytuacja z wyborem zabawek dzieje sie tylko dwa razy w roku...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wodny psikulec
Ha! Reguly, ktorych nie trzeba przestrzegac! W Polsce do dzis trwa jakies chore przekonanie, ze "przy jedzeniu sie nie mowi". Oczywiscie w kazdym przedszkolu to wrecz podstawa kazdego posilku. Zuza dawniej probowala nas nawet w domu upominac kiedy rozmawialismy jedzac. Jedna z babc tez holduje temu przekonaniu jak wiele osob uwazajac, ze to swiadczy o "dobrym wychowaniu". Z kolei zawsze uczymy dzieci, ze konwersacja przy jedzeniu to rzecz jak najbardziej na miejscu i wlasnie grzecznie jest a nawet nalezy wtedy prowadzic rozmowe.Zuza zapytala kiedys dlaczego panie w przedszkolach nie pozwalaja rozmawiac. Odpowiedzielismy zgodnie z naszym przekonaniem, ze panie chca posiedziec w ciszy i ze gdyby wszystkie dziecie chcialy wtedy rozmawiac to obiad trwalby do podwieczorku. Natomiast co do bicia jestem bezlitosna... Olek czasem probuje - nie mam pojecia gdzie to podpatrzyl... ale niestety, zostaje karnie wyrzucony z pokoju. Za kazdym razem. I jeszcze musi przeprosic siostre. Mimo tego rodzenstwem sa bardzo fajnym. Olek zaczyna juz uczestniczyc w takich doroslych zabawach. Niedawno siedzieli pol dnia pod stolem bawiac sie w samochod - Olek-tata, Zuza-mama i bylam zdziwiona, ze Olek podejmowal fabule zabawy. Najbardziej lubie, kiedy Olek nagle puszcza sie szalenczym biegiem w strone siostry co wyglada dosc agresywnie, lapie ja wpol, przytula sie i wola "Mam cie!" :) Aha, Olek bardzo duzo mowi i uzywa zwrotow, dzien dobry, do widzenia, prosze i dziekuje - tylko czasami myli mu sie co mowimy w jakiej sytuacji :) Natomiast nauka zalatwiania sie nie do pieluchy to calkowita porazka. Calkowita! Oczywiscie doskonale zdaje sobie sprawe jak powinno to wygladac ale nie chce siedziec na nocniku a sprawe zglasza po fakcie badz skrzetnie ukrywa. Wlasnie od strony syna dobiegl mnie koszmarny smrodek wiec koncze nie zdazywszy sie ustosunkowac do Waszych wpisow.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Mysh - bylam u Was i widzialam na wlasne oczy - porzadek w zabawkach jest! :) U nas jest dosc podobnie jesli chodzi o zabawki cenione przeze mnie - tzn. staram sie, by mialy wszystkie czesci, swoje miejsce i by sluzyly jak najdluzej. Tego pilnuje a wlasciwie staram sie by dzieci pilowaly Badziewia to jednak nie dotyczy. Staram sie usuwac je zprzed dzieciecych oczu i rak tak szybko jak sie da. I tylko denerwuje mnie, ze tak tego duzo. System Twojej M. niestety nie sprawdzilby sie u mnie. Tesciowa predzej skrecilaby sie w osemke niz kupila zabawke zasugerowana przeze mnie. Psikulcu - chcialabym miec choc polowe waszej konsekwencji w wychowaniu dzieci! U nas wyglada to wiele gorzej, bo kiedy ja usiluje byc twarda, maz zamienia sie w typowego wloskiego poblazliwego rodzica, ktory pociesza skarcona pocieche. Grrrr..... No ale w sumie efekt i tak nie jest najgorszy. Dzieciaki kochaja sie, sa wobec siebie solidarne i nawet jakby bily sie nieco mniej ...;) Wrocilismy dzis po tygodniowym pobycie w gorach, gdzie spalismy z dziecmi w namiocie. Bylo cudnie. Wrocimy tam za rok i pewnie za dwa lata tez. Poza przepiekna okolica (ktora znacie juz z moich starych zdjec) bedzie nas teraz przyciagac rowniez genialna atmosfera kempingu, na ktorym mieszkalismy. Rodzinny biznes prowadzony z sercem. Za recenzje niech posluzy Wam historia jednej z poznanych tam przez nas rodzin. Starsza para z dwudziestoparoletnia corka - poznali sie na tym kempingu i spedzaja na nim wakacje od prawie trzydziestu lat. Na tym samym kempingu swojego meza poznala tez siostra tej Pani a jej rodzice poznali sie w schronisku gorskim o kilka kilometrow dalej. Dawno juz nie czulam sie tak dobrze w towarzystwie "obcych" ludzi. Fajnych, zyczliwych, otwartych na "nowych". To w Polnocnych Wloszech zupelnie niezwykle. Wrocilismy wiec z pierwszego etapu wakacji i jutro czeka mnie pakowanie walizek przed wyprawa na Sardynie. Jutro rowniez przyjezdza do nas moja Mama :):)):) Takze te sardynskie wakacje staja sie dla nas tradycja. Po raz trzeci to samo miejsce, ten sam dom nawet! Moze to oznaka starzenia sie a moze po prostu znalazlam swoje ulubione miejsce i nie mam juz ochoty szukac dalej ;) W tym roku ciesze sie szczegolnie, bo oprocz mamy dolacza tam do nas rowniez dwie rodziny moich przyjaciol z Polski. Bedzie sie dzialo!!!! :)) Kochane, tym z Was, ktore, tak jak ja, dopiero wybieraja sie na wakacje, zycze by byly one piekne i dlugie. Tym, ktore juz wrocily, zycze, by efekt wakacyjnego odpoczynku trwal jak najdluzej. Wszystkich sciskam serdecznie! Kuk

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Czy Wy widzicie date ostatniego wpisu ? To sie jeszcze nigdy nie zdazylo!!!!!!!!!!!!!!!!! Dziewczyny, wracajcie, nie zawieszajmy tego forum na wieki. Wierze, ze wszystkie jestesmy zaganiane, bez chwili oddechu czesto, ale to forum to jest ambulas rehabilitacyjny!!!!!! Zaczne pierwsza. Spedzilismy 2 tygodnie w Polsce na Mazurach. W te wakacje Anastazja urosla tak bardzo, ze po praz pierwszy naprawde opadla mi szczeka. Tuz przed wyjazdem dostala od babci nowiutkie spodnie. W sam raz na miare. Zalozone 2 tygodnie pozniej, po powrocie z Polski...... siegaja jej wysoko ponad kostke. W zasadzie koncza sie zaraz za lydka! Po prostu nie moge w to uwierzyc! Wystrzelila jak rakieta! A przy okazji sporo sie zmienila. Jest bardzo przytularska, a wczesniej roznie z tym bylo. Jest prawdziwym oddanym mamusi skarbem i czuje, ze moglysbysmy razem spacyfikowac wyspe na Atlantyku, ukrasc stado koni i moze nawet zrobic cos spolecznie pozytecznego, ha ha ha. Uwielbiam ja. Max.... Max jest maxymalny. Rozwija sie niesamowicie, gada jak najety, choc ciagle jeszcze wiekszosc slow pochodzi z jego unikalnego jezyka. Pomimo to jednak dajemy rade sie porozumiec. Sam z siebie zaczal wolac siusiu, ale zazwyczaj z naszego lenistwa, lub ograniczonych sytuacja mozliwiosci nadal wiekszosc tego siusiu laduje w pieluszce. Ale przynajmniej wykazuje checi, a wiec juz cos. Nadal jest zafascynowany samochodami i autobusami i w zasadzie reszta swiata moze dla niego nie istniec. Zabawki, klocki, pluszaki - wszystko na smietnik. Ale kluczyki od samochodu....... najcenniejszy skarb! Rozdarty jest jak przescieradlo, je samodzielnie, choc wlasciwszym byloby powiedziec, ze sie obzera. Kocha wszystkie owoce, ktorymi napycha sie bez zadnych limitow, oraz kotlety mielone - ktore staramy sie jednak limitowac. Ma sile tura i charakter tak nieustepliwy, ze stanowi dla nas wyzwanie nie lada. Ech.... napiszcie co u was. Prosze, nie zrazajcie sie, ze ktos nie odpowiada, nie pisze. Piszcie bez ogladania sie na innych. Kuk, jak sie udaly wakacje - nie dziala mi znak zapytania, jedynie co jakis czas sie odblokowuje. Mysh, do tej pory nie oczyscilam skrzynki, wiec nadal nie obejrzalam waszych zdjec. Psikulcu jak Ty sie czujesz? Karenka, Fisa? Wszystkie dziewczyny!!!!! Wzywam Was do raportu!!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Mam doslownie kilka minut, bo wlasnie zbieramy sily, po kolacji, na to zeby zmontowac dla Poli jej pierwsze duze lozko podarowane nam przez znajomych (do tej pory spala w lozeczku). Postanowilam zajrzec, napisac slowo o pewnym nowym spotkaniu, a tu taka niespodzianka! Shalla napisala !!! Dziewczyny, ja rowniez apeluje do Was, zrobmy cos, zeby topik trwal nadal, chocbysmy nawet zostawialy tu jedno banalne zdanie, jakis malenki chocby slad.... Czyz nie fajnie jest wchodzic i.... jest! Mnie ostatnio zupelnie nie udaje sie zasiasc i poodnosic sie do Waszych wpisow, bo na to trzeba czasu, skupienia, chwili zatrzymania, a o to niezmiernie trudno, ale kurcze juz sto razy mialam mysl, zeby skrobnac o tym co mi sie wlasnie przydarzylo, zeby sie podzielic chwila, radoscia, ulamkiem zycia np. a nie zrobilam tego, bo glupio mi bylo wejsc i tak z marszu od siebie i o sobie. Ale, Kochane! Zdalam sobie sprawe, ze przez to, nie napisalam tu mnostwa rzeczy, ktore moglam napisac, na goraco i tylko na goraco wlasnie. Dzisiaj weszlam tu po to, zeby opowiedziec Wam, ze wlasnie spotkalam osobe niesamowita: Francuzke, ktora nie tylko mowi po polsku tak, ze slyszac ja z dalek,a bylam pewna, ze to rodowita Polka (jest niesamowita, naprawde), ale rowniez gotuje barszcz czerwony i lepi ruskie pierogi !!! Do tego jej facet, rowniez Francuz, zostal juz zainicjowany w ukochanym jezyku swojej partnerki i pieknym polskim powiedzial mi dzisiaj kilka slow. Jestem pod ogromnym wrazeniem i mam nadzieje, ze spotkamy sie jeszcze. Jak sie okazuje z czasem kolo znanych mi milosnikow kultury polskiej i jezyka polskiego powieksza sie! I to jest wspaniale! To tyle ode mnie na dzis. Shalla, swietnie ze sie odezwalas. To niesamowite, jak Anastazja urosla, jestem bardzo pod wrazeniem. Jak bedziesz miala chwilke, to napisz slow pare o Waszych wrazeniach z Polski, o wrazeniach Anastazji, o Twoich wlasnych... Ciekawa jestem jak widzisz kraj po sporej w sumie przerwie... Dziewczyny, napiszcie i Wy, choc jedno zdanie, czekam !!!!!!!!!!! Aha, a co do zdjec, to dzisiaj wysylalam rodzinie zdjecia z naszego poniedzialkowo-wtorkowego wypadu na mala wloczege zaraz za granicami Francji czyli troszke w Andorze i glownie w Hiszpanii, jesli sa chetni, to z latwoscia przesle dalej te pare niewinnych maili :) Shalla, jak tylko dasz znac, ze skrzynka wyczyszczona, wysylam! I czekam na zdjecia od Was, kurde, nie? Mysh

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ha! Moja skrzynka nadal kuleje. Co gorsza, klawiatura, na ktorej pisze stanowi dla mnie nie lada wyzwanie, poniewaz brakuje kilku liter - odmowily wspolpracy, oraz kilku klawiszy - usuniete na stale przez Maxa. Dlatego zgaduje co sie kryje pod poszczegolnymi tejeniczymi cypelkami. Bedzie wiec ciezko to czytac, za co przepraszam. O wrazeniach z Polski, to lepeij pisac nie bede. Bo nie sa fajne. Od pierwszego dnia zezarly mnie na smierc komary, potem uzarla osa na plazy i noga mi spuchla jakbania, w sklepach na kazdym kroku slyszalam: DROBNE PROSZE. Co ja, kurde, skarbonka jestem???? Skad drobne?! Jakmowilam ze niestety nie mam,to mi pani w ksiegarni odpowiedziala: a jak tak, to ja nie mam wydac. Beszczelnosc porazila mnie doslownie. Nawet nie chce mi sie wiecej pisac,bo dlugo by jeszcze opowiadac o wrazeniach w tym stylu. Maz straszliwie pragnal tego wyjazdu do Polski. Po powrocie przyznal, ze skrucha, ze nastepny urlop spedzimy na pewno gdzies indziej..... O cenach to nawet nie wypadapisac. Podziwiam wszystkich, ktorzy w Polsce zyja i jakos wiaza koniec z koncem. Ja bym chyba utonela w dlugach juz w pierwszym miesiacu. Piekne krajobrazy...., obzarstwo darami natury prosto z drzewa i krzaka, jezioro, piaszczysta plaza... i tyle z dobrych wsponien. Mowiac krottko ciesze sie, ze jestem znow w domu i ze zaczal sie rok szkolny. Ufff. Idzie zima. Moja ukochana pora zaraz po jesieni. Odzywam wiec po letnim letargu i wzbiera we mnie energia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
A Ty jej na to: "A to ja dziekuje, to ja ide do drugiego sklepu". a ona: "Taaaa.... GDZIE ???? Akcja sie toczy na wsi, jeden sklep jest" Pamietacie ten cytat? Smolen i Laskowik, ponad trzydziesci lat temu juz, uczyli odzwyczajonych ludzi jak sie normalnie kupuje w swietnym programie "Z tylu sklepu". http://www.youtube.com/watch?v=We2KO2Bi72s&feature=related Za kazdym razem swietnie sie bawie kiedy tego slucham, znam to niemal na pamiec. Zarty, zartami, ale Ty co zrobilas? Kupilas? Poszlas sobie? Mnie tez czasami raza w Polsce podobne zachowania.... Razi ich powszechnosc. Razi to co tu u mnie jest zachowaniem marginalnym, jesli w ogole istnieje wsrod ekspedientek (raczej chyba nie) Jak jestem tam dluzej, to nawet sama musze sie bardzo pilnowac, zeby nie zejsc na podobny poziom komunikacyjny (od strony klienta patrzac). Tak okolo dwa miesiace sie trzymam i reaguje zawsze z ogromna powsciagliwoscia i maksymalnie grzecznie :p ale juz po uplywie tego czasu przychodzi mi to z coraz wiekszym trudem :p Ale i tak kocham te moja Polske i zycia sobie bez niej nie wyobrazam. I tak chce tam zbudowac wlasny kawalek przestrzeni... Chce tam jezdzic do domu...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wierna czytelniczka bloga
... a mi brakuje Karenki.... i Dyni... bez nich ten blog nie jest już taki sam. Kuk, sama go nie udzwignie, obawiam sie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wierna czytelniczka bloga
* nie blog, a temat Pozdrowienia dla moich ulubionych autorek topiku: Karenki, Kuk i Dyni!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ok, dziewczyny wywolujecie mnie do tablicy, a ja ciagle odwlekam i odwlekam to moje pisanie. Taki paradoks bo mam wrazenie ze z jednej strony nic ciekawego sie nie dzieje a z drugiej nie mam w ogole czasu na pisanie. Dawniej zawsze sie dzwilam mojemu mezowi ktory padal o 22 jak kloda a teraz sama wszystkich poganiam do lozek bo nie moge sie doczekac kiedy padne Morfeuszowi w objecia ;) ;) W niebyt odeszly wieczory kiedy siedzialam przed kompem do polnocyi z jaka nostalgia wspominam te czasy Powod oczywiscie jest. Ma na imie Zosia :) :) :) Co tu duzo mowic, dziewczyny czuje sie jak matka trojaczkow. Pamietacie jak Mysh pisala o charakterze Poli a ja pislam ze to typow numerologiczna osemka, czyli najabrdziej mocny i wyrazisty numer wsrod numerologii? No to moja Zosia jest wlasnie typowa osemka w dodatku zyjacym we wlasnym swiecie, niezaleznym Wodnikiem. Lista jej aktywnosci jest nieskonczona. Tak jak Max Shalli ma niespozyta energie, wykazuje zerowe zainteresowanie zabawkami stworzonymi dla jej przedzialu wiekowego. Za najwieksza frajde uwaza probe urwania kierownicy w samochodzie i gdyby nie to ze ciagle woze ja w wozku pewne jak w banku ze zatrzymywalaby sie przy kazdym samochodzie zeby sprawdzic czy ktorys z nich nie ma otwartych drzwi. Ma nature kaskaderki, na placu zabaw wyprawia takie rzeczy ze wprawia w zdumienie swoich starszych kolegow. Na zjezdzalne wchodzi zawsze odwrotnie a potem zjezdza glowa w dol, albo na podwinietych nogach na samych kolanach. Mnie samej z trudem przychodzi uwierzyc ze ma dopiero 19 miesiecy. Ma totalny odpal na punkcie bizuterii i butow (po kim???) Z racji tego ze blyskotki to ostatnia rzecz jaka mnie interesuje Zosia radzi sobie jak moze, role sznura perel spelnia metr krawiecki, krawat taty czy rajstopy owiniete zamaszystym gestem. No i oczywiscie gumki recepturki na przegubie reki do ktorych Zosia ma tak emocjonalny stosunek ze nawet z nimi rozmawia. Jesli ktos ma ciagoty samobojcze to moze sprobowac zdjac je z reki Zosi. Sorry, ale pisze chaotycznie to co mi przychodzi do glowy, ale jesli postanowie, ze musze przemyslec co mam napisac to bede to odkladac nastepne 3 miesiace. Olek zaczal druga klase. W sobote konczy 7 lat. (kiedy ten czas zlecial?!?!?!?!?!?!?!!?) Kuk Ty cos pisalas o tym ze panie z ulga przyjely bunt u Frania, ze niby to najwyzszy czas. Mozesz napisac cos wiecej? Ja zasypiam z madrymi ksiazkami, ktorych w sumie nie mam sily do konca zglebic, ale probuje sie rozprawic z moja niewiedza na temat tego fascynujacego zjawiska jakim jest 6-7 latek. Gdyby na tym etapie trzeba bylo by zdawac jakies egzaminy z rodzicielsta oblalabym z wielkim hukiem. Niektorych jego tekstow nie przytocze nawet na anonimowym forum bo istnieje (minimalna, ale jednak) obawa ze ktos mi przysle opieke spoleczna do domu. Ja tez mam takie poczucie troche jak Mysh ze moze to tak nie do konca fajne wskoczyc tu na dwie minuty i popisac tylko o sobie i nie ustosunkowac sie do tego co piszecie. A z drugiej strony kiedy nie piszecie to mi smutno. Skoro jednk juz tu zajrzalam napisze o tym co teraz najbardziej zaprzata moje glowe. Moja bardzo bliska przyjaciolka ma kolezanke z ktora razem studiowaly. Jej synek, Marcinek cierpi na neuroblastome. Wszystkie informacje mozecie znalezc tutaj. Prosze jesli mozecie na miare swoich mozliwosci wesprzec aukcje o ktorej mowa jest na tej stronie to zrobcie to! W tym lapiacym za serce wywiadzie ktory jest w zakladce Media o Marcinku, Beata (mama Marcinka) mowi ze moglaby zbierac te pieniadze przez 5, moze 10 lat i pewnie by je uzbierala, ale w tej chorobie liczy sie czas. Prosze zjarzyjcie tu: http://marcin-sporek.blogspot.com/

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość podczytywaczka ...
Dziękuję karen ka za link. Przeczytałam. Wpłaciłam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dobrze ze jestescie! :) Shalla - odwalilas kawal dobrej roboty :) Dzieci nam rosna a ilosc wolnego czasu maleje proporcjonalnie. Przebieglam pedem przez Wasze posty i takie oto nasuwaja mi sie refleksje: 1. Dobrze, ze piszecie o sobie i swoich dzieciach. Minely czasy, gdy mialysmy czas studiowac kazde slowo i ustosunkowywac sie do kazdego wpisu. Poczucie, ze jest to niemozliwe, sprawia, ze w ogole przestalysmy pisywac na forum. Wniosek - piszcie kazda o sobie i o swoich dzieciach i nie krepujcie sie! :)) Ja bardzo lubie takie "update-y", ciekawi mnie jak rosna nasze maluchy, jak sie zmieniaja i wcale nie oczekuje, ze moje wpisy musza byc komentowane literka po literce;) 2. Dla mnie, podobnie jak dla Shalli, to nasze forum to rodzaj klubu towarzyskiego skrzyzowanego z poradnia zdrowia psychicznego. Potrzebuje Was i ciesze sie, jesli moge byc Wam potrzebna. 3. "Dzwiganie ciezaru" utrzymania forum przy zyciu nie ma sensu, jesli to ma byc dzwiganie, ale mam wrazenie, ze pisze tu, bo Was zwyczajnie lubie i sprawia mi to przyjemnosc. Tyle formalnosci. Co do konkretow - wakacje mignely mi gdzies za oknami i choc byly piekne, pozostalo po nich tylko wspomnienie. Zdjec zrobilam w tym roku tyle co na lekarstwo, bo bylismy (na Sardynii) w miejscu, w ktorym spedzalismy juz wakacje dwokrotnie ;) Mocne postanowienie, ze tym razem wakacyjne zapasy energetyczne traktowac bede tak, by starczylo na Bozego Narodzenia, okazaly sie mrzonka. Wystarczyl pierszy tydzien szkoly i pierwsza wzmianka o pojawieniu sie wszy w dzienniczku szkolnym Frania, by resztka energia wakacyjnej uszla ze mnie z cichym sykiem jak powietrze z przeklutego balonika ;) Nie zalamuje sie jednak tylko staram dostrzec pozytywy - jest lepiej niz rok temu, bo wszystkie dzieci sa mniej wiecej zdrowe a ja mam nowa, fajna nianie, ktora zdecydowanie kojaco wplywa na ogolnie nerwowa atmosfere panujaca popoludniami w naszym domu. Pod wplywem nowej niani, Demon, ktory wstapil pare miesiecy temuy w Jaska (pisalam o tym wczesniej) ustapil w koncu a wlasciwie ...wylazl z Jaska, by wczepic sie pazurami we Frania... W tym samym czasie, w ktorym Jasiek przestal bijac i drapac nas wszystkich po twarzy bez powodu, Franio zaczal urzadzac absurdalne sceny zazdrosci o mlodsze rodzenstwo, buntowac sie z powodu koniecznosci wstawania rano, chodzenia do szkoly, zakladania swetra i oddychania. Nagle, z dnia na dzien, grzeczny siedmiolatek stal sie histerycznym nastolatkiem. Zastanawiam sie tylko dlaczego juz teraz??? Jedyna moja ostoja w tym momencie - Ania - przyglada sie temu ze zdumieniem i stoickim spokojem. Az dziw bierze ile prawdy jest w teorii spiralnego rozwoju psychicznego dziecka, opisanej w ksiazce polecanej kiedys przez Dynie. Nie wiem czy bylabym w stanie przetrwac ten okres bez wczesniejeszej lektury tej ksiazki. I jeszcze a propos' krytycznych slow Shalli i Myshy na temat obyczajow panujacych w naszej ojczyznie i Myshowej historii o parze spolonizowanych Francuzow: dowiedzialam sie dzis, ze jedna z moich pracowych kolezanek, zrekrutowana przez nas niedawno, zostawia prace w naszej turynskiej kancelarii i wraz z narzeczonym przeprowadza sie na stale do Lodzi!! :) Oboje sa mlodzi, oboje sa Wlochami i zadne z nich nie ma w Polsce rodziny. Oboje skonczyli prawo we Wloszech i Erasmusa w Lodzi kilka lat temu. Polska wydala im sie wtedy przepiekna, przyjazna i przyszlosciowa i postanowili, ze to nad Wisla wlasnie rozpoczna nowe, wspolne zycie. Razem zlozyli aplikacje o prace w HP, razem przyjeci zostali do pracy i razem pakuja teraz walizki. Zycze im powodzenia i ciesze sie, ze dozylam takich czasow :) Mysle, ze gatunek pan sklepowych, o ktorych pisalyscie wyginie jednak z czasem, a zastapi go nowe, przyjazniejsze swiatu pokolenie. Hawk!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
I ja w końcu zatęskniłam za kafe i czas wrócić. Uporządkowałam trochę swoje sprawy, co daje mi właśnie też chęć zajrzenia tutaj i napisania, co u nas. Zmieniłam pracę w kwietniu. I nareszcie poczułam się normalnie. Praca jest spokojna i taka, jaka powinna być, zamykam drzwi i zapominam o niej. Warunek konieczny poczucie bezpieczeństwa, został zaspokojony. Ale jak to u mnie bywa, jak w hierarchii Maslowa, odezwały się potrzeby wyższego rzędu potrzeby samorozwoju. I już się wiercę i rozglądam za zmianą, za pracą, która dawałaby również możliwości rozwoju Byliśmy na urlopie. Najpierw chcieliśmy się wybrać do Irlandii, ale stwierdziliśmy, że potrzebne nam jest słońce i że mamy ochotę się wygrzać wybraliśmy Chorwację. Byliśmy we wrześniu cel osiągnięty. Bałam się podróżowania ze Stasiem, bo jest wiercipiętą i ma chorobę lokomocyjną. Nauczył się jednak trochę cierpliwości a i z chorobą lokomocyjną nie okazało się tak źle. Ze Stasia średni jest podróżnik najbardziej lubi swój świat klocków lego i gier komputerowych. Do fascynacji Minecraft dołączyła fascynacja Angry Birds. Niestety tydzień po powrocie ma anginę. A tak się cieszyłam, że przez 3 miesiące był zdrowy :( Dalej jest wybrednym niejadkiem, ale gdy Mu powiedziałam, że czosnek to lekarstwo, to wcina. Może to nas uratuje. To tak, na początek. Mam nadzieję, że uda mi się zajrzeć do wcześniejszych wpisów i trochę więcej pisać.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Fisa, ale niespodzianka! Juz myslalam ze zrezygnowalas z pisania... Jak Elffik, jak Dynia... Fajnie Cie widziec! Wyjechaliscie na urlop we wrzesniu? nie bylo problemu ze szkola? Karenko, Ciebie tez nie bylo juz baaaardzo dawno. Twoj opis Zosi jest wspanialy! Coz za charakterna istota. Co Wy sie "nameczycie" to Wasze, ale ona z pewnoscia wyrosnie na kogos silnego i wyjatkowego i niech Wam ta mysl sil dodaje na dzis :) Nawiasem mowiac, to samo powtarzam sobie, kiedy staje oko w oko z uporem i z determinacja Poli w decydowaniu o sobie. Juz teraz wiem na pewno, ze zadne proby sil nie maja sensu. Tylko spokoj i dawanie jej czasu. I praca nad soba, tak, wlasnie nad soba... Im dluzej jestem mama, tym bardziej zdaje sobie sprawe z moich wlasnych brakow i biore sie za nie :) mam na mysli brak cierpliwosci np. ale rowniez cos takiego jak chec narzucania wlasnej wizji tu i teraz... to taka banalna sprawa, ale z jaka trudnoscia przychodzi mi czasami powstrzymanie sie od tego. Kuk, dla mnie to nieslychane, ze dwoje ludzi decyduje sie na zycie w tak odmiennym od znanego dotychczas swiecie.... Nieslychane w sensie pozytywnym, odwazne, wielkie. Tak pomyslalam, kiedy przeczytalam Twojego posta. Po czym wlasnie poznalam pare, ktora na tej samej zasadzie przyjechala do Francji. Zachwycil ich bajeczny krajobraz, spokoj i sielankowosc regionu. Kupili i wyremontowali dom... I powolutku zaczynaja wchodzic w to francuskie zycie, uczyc sie jezyka, poznawac smaczki lokalnej mentalnosci zdobywac przyjaciol. Byly tez niemile niespodzianki, no ale kto powiedzial ze ma byc tylko latwo? traktuja je jak wyzwania z ktorymi trzeba sie zmierzyc...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Rany jak sie ciesze!!!!!! Jestescie!!!!! A mnie totalnie padla klawiatura i to zdanie skladam juz dobre 5 minut, napisze niebawem z lepszego kompa!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
No i jestem. Mam nadzieję, że jednak się wypowiem bez urywania w połowie.... Kuk, ciekawe co piszesz o zmianie zachowania Frania. Może gdzieś w małej główce wreszcie dojrzała myśl - oto nie jestem już jedynym cukiereczkiem mamusi i oto są przyczyny! Dwie, krzykliwe i zabierajace zabawki. A ja właśnie nie chce nie chce nie chce! Chce zeby było jak dawniej! No, tak to sobie wytłumaczyłam, ale przecież przyczyn może być mnóstwo i skrajnie innych. Może to przejściowe? U nas dla odmiany okres względnego spokoju. Anastazja stara się z całych sił być jak najlepszą córeczką i na pewno jest doskonałą siostrą. Jest bardzo opiekuńcza w stosunku do Maxa i nie raz mnie zgani za niewłaściwe zachowanie wobec niego. Ha! Oto i doczekałam się NIKu nad głową. Strasznie mnie to jednak rozczula. Max tymczasem niesamowicie się rozgadał i to w przeciągu ostatnich 2 tygodni. Chwyta słowa jedno za drugim i powtarza powtarza powtarza. Do znudzenia. Naprawdę cudownie się z nami komunikuje i znów muszę zacząć zapisywać te dialogi bo tak szybko ulatują z głowy... O nocniku niestety nie chce słyszeć. Toaleta już lepiej, ale i to bez entuzjazmu. Z entuzjazmem tylko spuszcza wodę, he he. Uwielbia za to myć zęby. Ale sam. Najchętniej w ogóle nie rozstawałby się ze szczotką. W wannie mycia głowy nie znosi, ale sam sobie wklepuje we włosy wszystko co się da - głownie płyn do zmywania naczyń.... wszystko co się znajdzie w zasięgu ręki. A ostatnio rozmiłował się w czytaniu książeczek. Tak więc teraz nasze wieczorne usypianie wygląda tak, że ja się kładę ze swoją książką, on w swoim łóżeczku ze swoją i tak sobie leżymy i "czytamy" aż nam się obojgu oczy zamkną. Niestety - moje zazwyczaj pierwsze. Max gada i gada, pokazuje palcem, żąda wyjaśnień - co się jak nazywa, albo powtarzania w kółko nowego wyrazu, aż wreszcie pada z książeczką na nosie. Myślałby kto, że to taki profesorek. Jak to pozory mylą! To jest wcielenie Tsunami. Skąd on bierze taki power? Pojęcia nie mam. Za słodyczami nie przepada, ale kotlet.... zawsze chętnie. Spacery w wózku lub rowerku to porażka. Max za środek transportu uznaje wyłącznie własne nogi, lub samochód. Usadzenie do w wózku sklepowym to już sztuka z zakresu czarnej magii. Dobra, dość o nas tylko. Piszcie co u was.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
No i co? Ladnie to tak? Ja tu gryzmole kobyle, a tu zero, cisza, jak po koncu swiata. Przeciez jeszcze cale dwa miesiace do apokalipsy, wiec mozby cos napisac, nie? No, juz pokrzyczalam, to co s naskrobie. Max wyraznie przejawia geny dziadka mechanika. Ciezko mu rozstac sie ze srubokretem, wiertarka, auta najchetniej rozbebesza. A tymczasem wzielismy sie za nauke zalatwiania sie poza pielucha. Specjalnie nie pisze nocnikowania, bo nocnik stoi zakurzony, zapomniany i bardzo niechciany. Max jesli juz zaalarmuje nas o potrzebie to zyczy sobie aby wszystko sie odbywalo, jak w przypadku innych czlonkow rodziny. Musi byc toaleta, gazetka, potem papierek, raczki i dopiero ta cala procedura go satysfakcjonuje. Niestety, nie przez caly dzien, jedynie poranki i wieczory tak calebruje. A teraz wolanie o ratunek. Jak go oduczyc picia w nocy????? Ja juz nie moge! Na oczy nie widze. On sie budzi po 4-5 razy w nocy rzadajac picia. Pol biedy jak uprzejmie przyjmie wode. Gorzej jak wola: chce mleko!!!!!!!!!! Tak wiec kazda noc mamy przganiana miedzy sypialnia a kuchnia. Ratunku.... Probowalam go przetrzymac - jest ryk. Probowalam zatkac smoczkiem - nie da sie , glupi nie jest. Smoczek wyrywa i odrzuca tak daleko, ze go potem po ciemku nie moge znalezc.... Woda da sie okpic raz czy dwa, ale potem musi byc mleko, albo slyszy go cala dzielnica. Blagam, ratujcie. Ja juz nie mam sily do niego. Myslalam, ze moze mu za goraco, wiec mroze sypialnie, spi w polarze, zeby nie zamarznac ( on kolderek nie uznaje zadnych ). Nic nie pomaga. Dalej sie budzi. Co robic????? Kochane podczytywaczki, moze macie jakes pomysly???? S.O.S.!!!!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wodny psikulec
I chyba na mnie czas przyszedl. Tak dawno mnie juz nie bylo, ze nie wiem co pisalam Wam juz mailowo a co nie. Bylismy na wakacjach w Chorwacji. Po raz czwarty. Tym razem na wyspie Brac. Stwierdzilismy, ze nigdzie wiecej juz nie bedziemy jezdzic tylko do Chorwacji. Gdyby nam do glowy przyszedl inny cel podrozy to go precz odegnamy. Chocby kijem bejsbolowym. Cisza, spokoj, malo ludzi, jedna lodziarnia, dwie kawiarnie. Wszystko we wlasnym zakresie, nie trzeba sie spieszyc na posilki, przemili gospodarze. Pan od lodow poznawal nas juz od drugiego dnia. Czysta woda. Potem dolaczyli do nas znajomi. Naprawde sio z tymi wszystkimi hotelami, spedami, dzikim tlumem. No i poza tym jak to jest, ze z moimi Dziecmi, 18 godzinna podroz mija normalnie i bezstresowo podczas gdy trzygodzinny lot zmienia sie w horror dla wszystkich podrozujacych? I dlaczego te loty musza odbywac sie np. o 2.15 w nocy? W Chorwacji jest jeszcze tyle do zobaczenia, ze starczy nam na nastepne 15 lat. Fisa, a gdzie bylas w Chorwacji? Poza tym zdecydowalam sie przedluzyc do maksimun (czyli do konca marca) moje swiadczenie rehabilitacyjne. Niektorzy poprostu ida na rente ale ja nie do konca widze sie w roli rencisty. Z drugiej strony nie czuje sie na silach na powrot do pracy. Zwlaszcza, ze w dobie przemian bedzie sie to najprawdopodobniej rownalo z poszukiwaniem nowej pracy. Na moim miejscu pracuje kolezanka przeniesiona z podobnego stanowiska z innej placowki, ktora stracila poprzez zmiany w strukturze firmy. Moje Dzieci: Olek, we wrzesniu zaczal nareszcie korzystac z toalety - my oczywiscie jak w przypadku Jego Siostry nie potrafilismy sie zmierzyc z tym wyzwaniem, natomiast w zlobku nauczyli go w tydzien. Pieknie mowi, uzywa slow, o ktorych znajomosc nie podejrzewalismy go. Ma symetrycznie rozmieszczone kilkucentymetrowe blizny na obu lukach brwiowych... Nosi na codzien i od swieta przyklejane kolczyki na obu uszkach. Prosi zeby kubic mu sukienke. Ma 94 cm, jest w 80-tym centylu. Zuza, ma stale dolne jedynki - oba mleczne zeby musiala mniec usuniete bo stale sie pospieszyly i rosly pod jezyk. Często patrze i nie moge sie nadziwic jaka jest duza. Jest wspaniala siostra i opiekuje sie bratem, mimo, ze czesto jest szkodnikiem i przeszkadza. Musielismy przesunac wyjazd wakacyjny bo Zuza miala ospe. Od dwoch lat ma tego samego narzeczonego, z ktorym planuje przyszlosc. Jak niektore z Was pewnie zauwazyly po wielu latach dalam sie zlamac i zaistnialam na oczywistym portalu spolecznosciowym. Pisze o tym tylko dlatego, ze to wszystko przez Kuk, ktora nieustannie slala mi na maila zaproszenia do grona znajomych :) Sciskam serdecznie!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wodny psikulec
I chyba na mnie czas przyszedl. Tak dawno mnie juz nie bylo, ze nie wiem co pisalam Wam juz mailowo a co nie. Bylismy na wakacjach w Chorwacji. Po raz czwarty. Tym razem na wyspie Brac. Stwierdzilismy, ze nigdzie wiecej juz nie bedziemy jezdzic tylko do Chorwacji. Gdyby nam do glowy przyszedl inny cel podrozy to go precz odegnamy. Chocby kijem bejsbolowym. Cisza, spokoj, malo ludzi, jedna lodziarnia, dwie kawiarnie. Wszystko we wlasnym zakresie, nie trzeba sie spieszyc na posilki, przemili gospodarze. Pan od lodow poznawal nas juz od drugiego dnia. Czysta woda. Potem dolaczyli do nas znajomi. Naprawde sio z tymi wszystkimi hotelami, spedami, dzikim tlumem. No i poza tym jak to jest, ze z moimi Dziecmi, 18 godzinna podroz mija normalnie i bezstresowo podczas gdy trzygodzinny lot zmienia sie w horror dla wszystkich podrozujacych? I dlaczego te loty musza odbywac sie np. o 2.15 w nocy? W Chorwacji jest jeszcze tyle do zobaczenia, ze starczy nam na nastepne 15 lat. Fisa, a gdzie bylas w Chorwacji? Poza tym zdecydowalam sie przedluzyc do maksimun (czyli do konca marca) moje swiadczenie rehabilitacyjne. Niektorzy poprostu ida na rente ale ja nie do konca widze sie w roli rencisty. Z drugiej strony nie czuje sie na silach na powrot do pracy. Zwlaszcza, ze w dobie przemian bedzie sie to najprawdopodobniej rownalo z poszukiwaniem nowej pracy. Na moim miejscu pracuje kolezanka przeniesiona z podobnego stanowiska z innej placowki, ktora stracila poprzez zmiany w strukturze firmy. Moje Dzieci: Olek, we wrzesniu zaczal nareszcie korzystac z toalety - my oczywiscie jak w przypadku Jego Siostry nie potrafilismy sie zmierzyc z tym wyzwaniem, natomiast w zlobku nauczyli go w tydzien. Pieknie mowi, uzywa slow, o ktorych znajomosc nie podejrzewalismy go. Ma symetrycznie rozmieszczone kilkucentymetrowe blizny na obu lukach brwiowych... Nosi na codzien i od swieta przyklejane kolczyki na obu uszkach. Prosi zeby kubic mu sukienke. Ma 94 cm, jest w 80-tym centylu. Zuza, ma stale dolne jedynki - oba mleczne zeby musiala mniec usuniete bo stale sie pospieszyly i rosly pod jezyk. Często patrze i nie moge sie nadziwic jaka jest duza. Jest wspaniala siostra i opiekuje sie bratem, mimo, ze czesto jest szkodnikiem i przeszkadza. Musielismy przesunac wyjazd wakacyjny bo Zuza miala ospe. Od dwoch lat ma tego samego narzeczonego, z ktorym planuje przyszlosc. Jak niektore z Was pewnie zauwazyly po wielu latach dalam sie zlamac i zaistnialam na oczywistym portalu spolecznosciowym. Pisze o tym tylko dlatego, ze to wszystko przez Kuk, ktora nieustannie slala mi na maila zaproszenia do grona znajomych :) Sciskam serdecznie!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wodny psikulec
I chyba na mnie czas przyszedl. Tak dawno mnie juz nie bylo, ze nie wiem co pisalam Wam juz mailowo a co nie. Bylismy na wakacjach w Chorwacji. Po raz czwarty. Tym razem na wyspie Brac. Stwierdzilismy, ze nigdzie wiecej juz nie bedziemy jezdzic tylko do Chorwacji. Gdyby nam do glowy przyszedl inny cel podrozy to go precz odegnamy. Chocby kijem bejsbolowym. Cisza, spokoj, malo ludzi, jedna lodziarnia, dwie kawiarnie. Wszystko we wlasnym zakresie, nie trzeba sie spieszyc na posilki, przemili gospodarze. Pan od lodow poznawal nas juz od drugiego dnia. Czysta woda. Potem dolaczyli do nas znajomi. Naprawde sio z tymi wszystkimi hotelami, spedami, dzikim tlumem. No i poza tym jak to jest, ze z moimi Dziecmi, 18 godzinna podroz mija normalnie i bezstresowo podczas gdy trzygodzinny lot zmienia sie w horror dla wszystkich podrozujacych? I dlaczego te loty musza odbywac sie np. o 2.15 w nocy? W Chorwacji jest jeszcze tyle do zobaczenia, ze starczy nam na nastepne 15 lat. Fisa, a gdzie bylas w Chorwacji? Poza tym zdecydowalam sie przedluzyc do maksimun (czyli do konca marca) moje swiadczenie rehabilitacyjne. Niektorzy poprostu ida na rente ale ja nie do konca widze sie w roli rencisty. Z drugiej strony nie czuje sie na silach na powrot do pracy. Zwlaszcza, ze w dobie przemian bedzie sie to najprawdopodobniej rownalo z poszukiwaniem nowej pracy. Na moim miejscu pracuje kolezanka przeniesiona z podobnego stanowiska z innej placowki, ktora stracila poprzez zmiany w strukturze firmy. Moje Dzieci: Olek, we wrzesniu zaczal nareszcie korzystac z toalety - my oczywiscie jak w przypadku Jego Siostry nie potrafilismy sie zmierzyc z tym wyzwaniem, natomiast w zlobku nauczyli go w tydzien. Pieknie mowi, uzywa slow, o ktorych znajomosc nie podejrzewalismy go. Ma symetrycznie rozmieszczone kilkucentymetrowe blizny na obu lukach brwiowych... Nosi na codzien i od swieta przyklejane kolczyki na obu uszkach. Prosi zeby kubic mu sukienke. Ma 94 cm, jest w 80-tym centylu. Zuza, ma stale dolne jedynki - oba mleczne zeby musiala mniec usuniete bo stale sie pospieszyly i rosly pod jezyk. Często patrze i nie moge sie nadziwic jaka jest duza. Jest wspaniala siostra i opiekuje sie bratem, mimo, ze czesto jest szkodnikiem i przeszkadza. Musielismy przesunac wyjazd wakacyjny bo Zuza miala ospe. Od dwoch lat ma tego samego narzeczonego, z ktorym planuje przyszlosc. Jak niektore z Was pewnie zauwazyly po wielu latach dalam sie zlamac i zaistnialam na oczywistym portalu spolecznosciowym. Pisze o tym tylko dlatego, ze to wszystko przez Kuk, ktora nieustannie slala mi na maila zaproszenia do grona znajomych :) Sciskam serdecznie!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wodny psikulec
I chyba na mnie czas przyszedl. Tak dawno mnie juz nie bylo, ze nie wiem co pisalam Wam juz mailowo a co nie. Bylismy na wakacjach w Chorwacji. Po raz czwarty. Tym razem na wyspie Brac. Stwierdzilismy, ze nigdzie wiecej juz nie bedziemy jezdzic tylko do Chorwacji. Gdyby nam do glowy przyszedl inny cel podrozy to go precz odegnamy. Chocby kijem bejsbolowym. Cisza, spokoj, malo ludzi, jedna lodziarnia, dwie kawiarnie. Wszystko we wlasnym zakresie, nie trzeba sie spieszyc na posilki, przemili gospodarze. Pan od lodow poznawal nas juz od drugiego dnia. Czysta woda. Potem dolaczyli do nas znajomi. Naprawde sio z tymi wszystkimi hotelami, spedami, dzikim tlumem. No i poza tym jak to jest, ze z moimi Dziecmi, 18 godzinna podroz mija normalnie i bezstresowo podczas gdy trzygodzinny lot zmienia sie w horror dla wszystkich podrozujacych? I dlaczego te loty musza odbywac sie np. o 2.15 w nocy? W Chorwacji jest jeszcze tyle do zobaczenia, ze starczy nam na nastepne 15 lat. Fisa, a gdzie bylas w Chorwacji? Poza tym zdecydowalam sie przedluzyc do maksimun (czyli do konca marca) moje swiadczenie rehabilitacyjne. Niektorzy poprostu ida na rente ale ja nie do konca widze sie w roli rencisty. Z drugiej strony nie czuje sie na silach na powrot do pracy. Zwlaszcza, ze w dobie przemian bedzie sie to najprawdopodobniej rownalo z poszukiwaniem nowej pracy. Na moim miejscu pracuje kolezanka przeniesiona z podobnego stanowiska z innej placowki, ktora stracila poprzez zmiany w strukturze firmy. Moje Dzieci: Olek, we wrzesniu zaczal nareszcie korzystac z toalety - my oczywiscie jak w przypadku Jego Siostry nie potrafilismy sie zmierzyc z tym wyzwaniem, natomiast w zlobku nauczyli go w tydzien. Pieknie mowi, uzywa slow, o ktorych znajomosc nie podejrzewalismy go. Ma symetrycznie rozmieszczone kilkucentymetrowe blizny na obu lukach brwiowych... Nosi na codzien i od swieta przyklejane kolczyki na obu uszkach. Prosi zeby kubic mu sukienke. Ma 94 cm, jest w 80-tym centylu. Zuza, ma stale dolne jedynki - oba mleczne zeby musiala mniec usuniete bo stale sie pospieszyly i rosly pod jezyk. Często patrze i nie moge sie nadziwic jaka jest duza. Jest wspaniala siostra i opiekuje sie bratem, mimo, ze on czesto jest szkodnikiem i przeszkadza. Musielismy przesunac wyjazd wakacyjny bo Zuza miala ospe. Od dwoch lat ma tego samego narzeczonego, z ktorym planuje przyszlosc. Jak niektore z Was pewnie zauwazyly po wielu latach dalam sie zlamac i zaistnialam na oczywistym portalu spolecznosciowym. Pisze o tym tylko dlatego, ze to wszystko przez Kuk, ktora nieustannie slala mi na maila zaproszenia do grona znajomych :) Sciskam serdecznie!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
No to teraz myshowe aktualnosci : Myszy... te z naszego garazu... pisalam Wam ze po czteromiesiecznej nieobecnosci znalezlismy w garazu nowych myszowatych lokatorow. Dlugo nie moglam sie zdobyc na zaden wrogi gest pod ich adresem... Wreszcie jednak zdecydowalam, ze lepiej sie ich pozbyc... Pierwsza zlapalismy i wypuscilismy w lesie w sobote. Dwie kolejne zlapalismy dwa dni pozniej, w poniedzialek... W garazu oczywiscie nadal jakas skrobie... I wlasnie w poniedzialek (czyli w samym srodku walki z myszami) w naszym ogrodzie pojawil sie kot, kotek wlasciwie, szary w ciapki, tygrysek taki, slodziak, czysciutki, lsniacy, nie ma obrozy, nie ma tatuazu, nie ma jak odszukac wlasciciela... i ten kotek najpierw sie krecil po ogrodzie, potem po tarasie, pomimo ze szescioro dzieci biegalo w kolko i halasowalo (koty przeciez nie lubia nadmiaru dzieciakow), na pewno nie jest dziki, potem zaczal zagladac do domu... wielokrotnie.... a po wyjsciu gosci wszedl do domu i schowal sie pod stolem, przegonilismy, przeciez nie mozna mu robic nadziei, ja nie dopuszczam do siebie mysli o kocie w domu... W koncu zrobilo sie ciemno, jedlismy kolacje, a on, na tarasie, stawal na tylnych lapkach, przednie opieral o dzwi na taras i probowal, z trudem, zajrzec do srodka.... zaczelam sie lamac... wsadzilam dzieciaki do wanny, zeszlam na dol, polozylam mu na tarasie parowke niedojedzona przez Pole, ale sie nie pokazal, poszlam po rozum do glowy, wyrzucilam parowke do kosza, nie trzeba mu robic nadziei, przeciez ja nie chce zeby zostal. Zajrzalam do dzieci, wrocilam na dol, wystawilam smieci (w tym parowke), patrze a kot urzeduje od strony ulicy. Nie wytrzymalam, dalam mu kromke chleba. Rzucil sie na nia doslownie. Pare minut potem wynioslam mu druga. Otwieram dzwi na taras, a on siedzi miedzy dzwiami a okiennicami, skulony. No zeszzzzzzz.... zaczelam szukac jakichs resztek, bezskutecznie. Wynioslam mu pudlo kartonowe na taras, wyscielalam starym recznikiem. Wskoczyl. Wreszcie wygrzebalam na dnie lodowki kilka plasterow przestarzalego boczku... Zmiotl wszystko. I tu sie zatrzymalam... Ten kot wyraznie czegos potrzebowal, nie moglam go tak zupelnie zostawic bez odpowiedzi.... No i mamy czwartek, a kot sie zasiedzial :) Wczoraj kolezanka, ta ktora byla u mnie w dniu pojawienia sie kotka i widziala moje zaintrygowanie i wewnetrza walke, zadzwonila i zaproponowala ze wezmie. Mowie: chcesz to bierz! A tu rodzina stanela nade mna i protestuje, ze jak, ze co, ze kot jest nasz. Nawet Myszon na mnie naprychal, ze najpierw trzeba z dziecmi ustalic, a potem kotem rozporzadzac. No i ustatlilismy. Ja nigdy nie mialam kota! Mam jeszcze historie zlapanych myszek, ale najpierw wysle to, a o myszkach zobaczymy czy dam rade od razu.... na razie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
a z myszkami bylo tak, ze jedna zlapala sie do niezabijajacej pulapki i znalazlam ja w poniedzialek rano, a druga tak wyraznie skrobala w pudle z suchym chlebem ze wynioslam ja do ogrodu i wraz z chlebem wrzucilam do takiego dosc wysokiego i naprawde grubego plastikowego kosza na zielone-ogrodowe odpadki. tak sie zlozylo ze ani w poniedzialek (goscie plus wieczorna wizyta u lekarza z Pola) ani we wtorek (Myszon caly dzien w pracy) nie udalo nam sie pojechac do lasu, zeby myszy uwolnic. No i w srode obie zawalczyly o wolnosc. Ta, ktora siedziala w koszu, wyskrobala w dnie kosza dziurke i uciekla. Dwa dni wytrwalego skrobania - przypominam ze kosz jest naprawde solidny. A ta z klatki w srode przecisnela glowke przez jedna z kratek i zablokowala sie tam kompletnie. Widzac to natychmiast zaczelismy ja ratowac. Myszon rozcial druty i wypuscil ja natychmiast. Niesamowita jest determinacja tych malenkich zwierzatek w walce o wolnosc. Budzi podziw. Co niektorzy sie smieja ze mnie, ze to los mi tego kota zeslal, bo sama zamiast sie z myszami rozprawic, jestem na najlepszej drodze do mimowolnego stworzenia wiekszej hodowli ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość podczytywaczka do Mysh
Nie wiem jak we Francji ale w Polsce koty nigdy nie mają tatuażu. Kot może mieć czipa pod skórą na szyi. Mam dwa koty i oba są zaczipowane. Powinnaś kota zabrać do weterynarza. Sprawdzi czy jest zaczipowany. Obejrzy zwierzaka czy jest zdrowy, dowiesz się w jakim mnej więcej jest wieku. Jeśli to kotka może być w ciąży a jeśli nie jest to może być w każdej chwili. Trzeba ją zabezpieczyć. Jeśli to kocur, dowiesz się czy jest wykastrowany. A poza tym kot to wielka radość dla całej rodziny. I myszy będą się trzymały z dala od domu :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Podczytywaczko, dzieki :) Tak, oczywiscie zabiore ja do weterynarza. Myslimy tez zeby ja wysterylizowac... Tez myslalam o tym, ze przeciez moze sie okazac, ze ona juz jest w ciazy, ale moje tutejsze kolezanki majace koty twierdza ze jest wyraznie za mloda na to. Dziewczyny, dzisiaj zabieram dzieciaki do dentysty. Od rana mam supel w zoladku jak za dawnych lat. Dzieciaki - wrecz przeciwnie - kompletnie nie wygladaja na zestresowane ta wizyta. Generalnie na oko u Jaska widac tylko jedna kropeczke, ktora zreszta zostala obejrzana juz pol roku temu i zakwalifikowana jako nic szczegolnego. Ale martwie sie z kolei Pola, ktora ma taka kropeczke, ale na boku zeba. Mam nadzieje ze leczenie boku nie jest bardziej nieprzyjemne.... bo to jakby blizej dziasla.... Uffff.... zobaczymy....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Mysh, my wlasnie po wizycie.. U dentysty, znaczy. Opisze jak bylo z innego komputera, bo tu ledwo dziubie. Ale z mleczakami nie ma sie co bac leczenie nie boli.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wodny psikulec
Oj, Shalla... polemizowalabym... Pamietam z dziecnstwa leczenie mlecznych zebow i nie bylo to najprzyjemniejsze doznanie na swiecie. Inna sprawa, ze nawet jezeli dentysci posiadali wtedy wiertla szybkoobrotowe to i tak ich nie uzywali. A co do zebow to pare dni temu odkrylam, ze Zuza ma jedna szostke juz na wierzchu, druga sie przebija a trzecia mozna wyczuc palcem pod dziaslem. Troch sie martwie, ze te zeby rosna w takim tempie i szczeka nie zdazy sie poszerzyc na tyle zeby je zmiescic i beda takie klopoty jak ze mna. Aparaty, cuda wianki, bol i inne tego typu atrakcje. Olek natomiast byl dzis drugi raz u chirurga bo ma "meski problem", ktory za tydzien zostanie rozwiazany, bardzo sie boje majstrowania przy "meskim problemie" a po zabiegu odklejania pewnie nas to bedzie czekac. Mysh, dziekuje za myszowo-kocie opowiesci! I przepraszam, ze moj wpis musialyscie czytac tyle razy :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×