Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...
plastka-77

In vitro z komórką dawczyni cz. 3

Polecane posty

17 minut temu, Gościówka napisał:

Moja córka miała zespół Turnera. Jest to choroba genetyczna. Podczas pierwszego usg prenatalnego to wyszło. Dalsze badania m.in. biopsja trofoblastu to potwierdzily. Z ta choroba wiążą się wady. Moja miała wadę serca - brak jednej komory, wytrzewienie jelita, niewydolność krążeniowa która wiązała się z opuchlizna. Serce nie dało dłużej rady niż do 18 tyg. chociaż lekarze myśleli ze może umrzec dopiero po urodzeniu w normalnym terminie. 
Takze u mnie problem był znany. Niestety nie pomogę Ci poznac przyczyny Twojej tragedii. Ja od 12 tyg wiedziałam ze moje dziecko nie przeżyje chociaż żyłam naiwna nadzieja ze coś się zmieni. 

Bardzo współczuję. Mi nic nie wyszło w prenatalnych dlatego tym bardziej zastanawiam się. Może jakaś wada serca. Już sama nie wiem. Mam nadzieję, że dowiemy się. Chociaż uprzedzono nas, że w większości przypadków nigdy nie udaje się im odkryć przyczyny.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
16 minut temu, Gościówka napisał:

Jeszcze w kwestii badań to powiem Ci ze jest to możliwe ze wydawało jej się ze serce bije. U mnie było tak ze jak pani doktor w szpitalu zrobiła mi usg, a był to dobry doświadczony lekarz na oddziale zajmującym się przypadkami chorób płodu to akcja serca była widoczna. Stwierdziła mimo to ze dziecko nie żyje jak włączyła coś takiego jak ktg gdzie słychać ruchy i tętno. Wytłumaczyła mi ze sece może już nie bić ale na usg widać jakby biło bo długo jeszcze komory serca pracują. Mogło być tak ze kobieta to przeoczyła. 

Wydaje się, że synek jeszcze żył w 12 tyg bo jak sprawdziłam wymiary to CRL było coś ponad 7cm, a po śmierci 8.3cm. To musiał jeszcze chyba żyć może z tydzień bo udało mu się podrosnąć. 

Powiedz jak sobie z tym psychicznie dajesz radę? Chodzi mi głównie o to, jak się nie bać dalej próbować. Ja jestem sparaliżowana strachem. Jakoś wszystko widzę w czarnych kolorach czyli zamiast myśleć, że już następnym razem wszystko będzie dobrze, to dręczy mnie myśl, że kuszę los i że następnym razem też poronię ale na dużo późniejszym etapie, albo że urodzę ciężko chore dziecko, albo że mi się coś złego stanie przy porodzie. Wcześniej byłam dużo pozytywniej nastawiona, bo jakoś mi się wydawało że jak przeszłam ładnie 1 trymestr to dalej będzie dobrze. Jakoś też wcześniej sobie nie zdawałam do końca sprawy jaka ciąża może być ciężka i ryzykowna. Teraz mam większe wyobrażenie i bardzo się boję. Gdzie znajdujesz siłę i jak radzisz sobie ze strachem?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
15 godzin temu, Krokus napisał:

Mogłam chodzić co 2 tyg na Usg. W niektórych krajach USG co 2 tydz to standard. W moim kraju USG robi się co 8 tyg. Gdybym zrobiła kolejne USG w 14 tyg to wprawdzie dziecka by się pewnie nie uratowało ale nie ryzykowałabym aż tak bardzo własnego życia. Tam się już zakażenie zaczynało robić bo dziecko było zbyt długo we mnie. Czasami dziecka nie da się uratować ale po co ryzykować własnym życiem i zdrowiem.

No tak, nie pomyslalam ze to bylo tez ryzyko dla Ciebie. Wiem wlasnie ze np. w Anglii sa bardzo rzadko robione badania usg a ciąza uznawana od 12 tyg, ciezko tez zrobic na wlasną reke bete i wyniki hormonow. Niepojęte jak dla mnie 

  • Like 1

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
13 minut temu, believer napisał:

No tak, nie pomyslalam ze to bylo tez ryzyko dla Ciebie. Wiem wlasnie ze np. w Anglii sa bardzo rzadko robione badania usg a ciąza uznawana od 12 tyg, ciezko tez zrobic na wlasną reke bete i wyniki hormonow. Niepojęte jak dla mnie 

Dokładnie tak jest. Trzeba załatwiać bardzo dużo spraw prywatnie, ale to też nie takie proste bo lekarze prywatnie oferują "pakiety", które nie do końca oferują to co potrzebne. Wszystko jest mega drogie. A publiczna służba zdrowia działa bardzo źle, trzeba błagać o badania. Człowiek jest mocno zagubiony w tym systemie. Bo nawet jak sobie porobisz prywatnie bardzo drogie badania, to potrzeba lekarza który to wszystko przeanalizuje i wyda zalecenia oraz przepisze odpowiednie recepty.

Ja w ostatniej ciąży nie miałam lekarza prowadzącego. Za każdym razem w szpitalu widział mnie kto inny i nie zawsze lekarz ginekolog. Dlatego jestem podłamana jak w przyszłości to ogarnąć. A jeszcze jest koronawirus i przewidują kolejną falę na jesieni. A moje zarodki są za granicą. Nawet nie mam jak do nich się dostać.

Edytowano przez Krokus

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Ja byłam u psychologa też. Psycholog mnie podpuszczał w każdą stronę, abym wyrzuciła wszystko z siebie. W każdym razie niepłodność sugerował traktować, jak każdą inną chorobę, a KD jako sposób walki z nią. Natomiast ciągle zadawał mi pytanie, czy mając już jedno dziecko, czuje że moja rodzina jest niepełna, bo może jednak to KD mi niepotrzebne jest.

Czy macie już jakieś informacje po otwarciu z czeskich klinik?

 

 

  • Like 1

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Kliniki są otwarte. Do Czech nie mogą wjechać jedynie mieszkańcy śląskiego. Podobno dla nich wystarczy test PRC. Kliniki wystawiają też zaświadczenia o leczeniu i to ułatwia przejazd - w razie czego.

Jak nie gruchnie u nas ilością zarażonych to może całkowicie zdejmą blokady. Czechy c tydzień wydaja nowe rekomendacje  określają kraje na zielono (wolny wjazd), żółto (wjazd z testem) lub czerwono (zakaz).

Śląsk jest na CZERWONO, reszta Polski na razie zielona.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 12.06.2020 o 13:45, Krokus napisał:

Ja byłam u psychog w nOvum w trakcie ostatniej procedury na własnych komórkach, gdzie już i tak wiedziałam że prawdopodobnie nic z tego nie będzie bo wynik stymulacji był słaby. Chciałam z nią omówić moje dalsze plany na KD i powiedzieć jakie mam wątpliwości i obawy. Jednym z tematów spotkania było czy mòwić dziecku. Moje stanowisko, zgodnie zresztą z ostatnimi tendencjami na świecie, było żeby powiedzieć, ale wiadomo że z tym się wiążą dalsze dylematy typu - komu powiedzieć poza dzieckiem, kiedy dziecku powiedzieć, w jaki sposób, jakie tego mogą być konsekwencje itp itd. A ona mi powiedziała, że po co mówić, to ja będę matką a dziecko nie musi nic wiedzieć bo i po co. I tyle. Dla niej koniec dyskusji i dylematu. Jak jej zaczęłam mówić że niepowiedzenie też się z pewnymi ryzykami wiąże i że wiadomo, że pewnie nie ma idealnego rozwiązania to ucięła, że ona mi nic nie powie i nie pomoże bo jak widać sama już dogłębnie ten temat przemyślałam i że jestem przygotowana lepiej niż większość jej pacjentek. I było po rozmowie.

to akurat psycholog z invimedu jest zdania żeby mówić. I ładnie nam podpowiedziała jak to zrobić.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
23 godziny temu, Krokus napisał:

Mogłam chodzić co 2 tyg na Usg. W niektórych krajach USG co 2 tydz to standard. W moim kraju USG robi się co 8 tyg. Gdybym zrobiła kolejne USG w 14 tyg to wprawdzie dziecka by się pewnie nie uratowało ale nie ryzykowałabym aż tak bardzo własnego życia. Tam się już zakażenie zaczynało robić bo dziecko było zbyt długo we mnie. Czasami dziecka nie da się uratować ale po co ryzykować własnym życiem i zdrowiem.

bardzo Ci współczuje. Jesteś mega silna że znów działasz po tak krótkim czasie od straty..

  • Like 1

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
23 godziny temu, AgataN76x napisał:

Alo77 - przede wszystkim gratuluje wysokiej bety 🙂 Moja ciaza przebiegala super, na poczatku myslalam, ze sie nie udalo bo czulam bole jak na okres i pierwszy sikaniec wyszedl negatywny, dopiero jak zobaczylam bete to uwierzylam, pozniej oczywisce stres czy przyrosty ok, no i nieopisana radosc jak na pierwszej wizycie juz bylo serduszko bijace (choc do konca ciazy nie przestawalam sie martwic czy wszystko bedzie ok). Nie mialam nawet nudnosci, do 7 miesiaca latalam po calym swiecie (nawet za ocean),  mialam duzo energii, pracowalam do samego konca, przy czym bylam pod bardzo dobra i czesta opieka lekarska - co chwila badania, wizyty i usg (ze wzgledu na wiek po 40tce i moja historie z wczesniejszymi niepowodzeniami). Dobrze bylo do 8 miesiaca, potem sprawy potoczyly sie gwaltownie - ja nadal czulam sie dosc dobrze ale wyniki byly coraz gorsze (z dnia na dzien praktycznie bo zatrucie atakuje znienacka i gwaltownie), az moj lekarz stwierdzil, ze cesarka od razu bo bylo juz zagrozenie zycia moje i dziecka (nerki, watroba przestawaly mi dzialac a cisnienie tak wysokie, ze leki nie dawaly rady zbijac). Ja i tak mysle, ze to dzieki braniu clexane i acard udalo mi sie tak dlugo dociagnac ta ciaze bez problemow. Kobiety po 40tce i po in vitro maja niestety zwiekszone ryzyko takiego zatrucia wiec warto byc caly czas czujnym, najgorzej jak sie ono przytrafia wczesniej, gdy dziecko jeszcze nie jest w pelni rozwiniete. Podobno acard zmniejsza ryzyko takiego zatrucia wiec strach pomyslec, co bym miala gdybym go nie brala. 

Leki jakie bralam to na poczatku estrofem (do 12tyg), utrogestan (luteina) 3x1, zastrzyki prolutex (do 12 tyg), encorton (do 16 tyg - od 13 tyg schodzilam stopniowo z dawka), do samego konca clexane i acard. No i pelno witamin i 5mg kwas foliowy. Z ciekawostek - jeszcze przed transferem kazali mi brac przez tydzien probiotyk dopochwowo, ponoc cos tam pomaga (ciezko to jednak zweryfikowac). 

Badania mialam typowe dla ciazy tyle, ze wykonywane czesciej i bardziej wnikliwie np usg I trymestru (sprawdzajace czy nie ma wad) oraz polowkowe robiono mi 2 razy przez 2 roznych lekarzy. Zrobikam tez Harmony dodatkowo.

Cc wspominam bardzo dobrze -mogl byc przy mnie maz, robil mi je moj lekarz prowadzacy, znieczulenie nic nie boli ani sama operacja (najmniej przyjemne bylo wkladanie cewnika bo wtedy jeszcze mialam troche czucia), praktycznie dzieciatko wyciagaja jakies 5 minut od poczatku operacji i wierz mi, ze pozniej to juz moga robic z Toba wszystko bo jedyne o czym myslisz to o swoim dzieciatku, to sa nieopisane uczucia i emocje. Minus taki, ze dziecko pozniej przenosza z ojcem do innego pokoju (i to czas na kangurowanie tatusia), a Ty musisz jeszcze z pol godziny byc czyszczona i zszywana, a pozniej kolejna godzina na obserwacji w pokoju pooperacyjnym (chyba ze tylko ja tak mialam przez to zatrucie i monitorowali czy wszystko ok), wiec dopiero po 2 godzinach moglam porzadnie wziac w ramiona synka i z nim byc. Bylam na takiej adrenalinie, ze jeszcze tego samego dnia bylam na nogach, bol do przezycia na zwyklym paracetamolu (po 10 dniach nawet paracetamolu juz nie potrzebowalam), generalnie polecam - mniejszy stres i ryzyko komplikacji dla dziecka, no i juz teraz zapomnialam, ze w ogole cc mialam, szybko doszlam do siebie choc male skutki zatrucia mam do dzis - nie jest to zwiazane z cc jednak , (najgorsze jest pierwsze 3-5 dni), ale wiem, ze to tez sprawa indywidualna. W szpitalu spedzilam tydzien, glownie przez to zatrucie - normalnie wychodzi sie po 4-5 dniach. 

Trzymam kciuki zeby wszystko ukladalo sie Tobie dobrze 🙂 

a czym Ty się zatrułaś wiesz??

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

dziewczyny zarodek 3aa przybył do bazy.dzis leżałam i spałam głównie. od jutra dokładam spacerki i spokojny tryb zycia.

  • Like 4

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
22 minuty temu, anett96 napisał:

bardzo Ci współczuje. Jesteś mega silna że znów działasz po tak krótkim czasie od straty..

Nie silna tylko praktyczna. Mam do wyboru albo zapaść się w sobie i wpaść w depresję, albo walczyć ...wybieram walkę. Nie mam czasu na rok żałoby i wierzę, że synek wróci do nas pod inną postacią 

  • Like 2

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
6 minut temu, anett96 napisał:

dziewczyny zarodek 3aa przybył do bazy.dzis leżałam i spałam głównie. od jutra dokładam spacerki i spokojny tryb zycia.

Powodzenia!! Kciuki!

  • Like 1

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 14.06.2020 o 23:07, AgataN76x napisał:

Alo77 - przede wszystkim gratuluje wysokiej bety 🙂 Moja ciaza przebiegala super, na poczatku myslalam, ze sie nie udalo bo czulam bole jak na okres i pierwszy sikaniec wyszedl negatywny, dopiero jak zobaczylam bete to uwierzylam, pozniej oczywisce stres czy przyrosty ok, no i nieopisana radosc jak na pierwszej wizycie juz bylo serduszko bijace (choc do konca ciazy nie przestawalam sie martwic czy wszystko bedzie ok). Nie mialam nawet nudnosci, do 7 miesiaca latalam po calym swiecie (nawet za ocean),  mialam duzo energii, pracowalam do samego konca, przy czym bylam pod bardzo dobra i czesta opieka lekarska - co chwila badania, wizyty i usg (ze wzgledu na wiek po 40tce i moja historie z wczesniejszymi niepowodzeniami). Dobrze bylo do 8 miesiaca, potem sprawy potoczyly sie gwaltownie - ja nadal czulam sie dosc dobrze ale wyniki byly coraz gorsze (z dnia na dzien praktycznie bo zatrucie atakuje znienacka i gwaltownie), az moj lekarz stwierdzil, ze cesarka od razu bo bylo juz zagrozenie zycia moje i dziecka (nerki, watroba przestawaly mi dzialac a cisnienie tak wysokie, ze leki nie dawaly rady zbijac). Ja i tak mysle, ze to dzieki braniu clexane i acard udalo mi sie tak dlugo dociagnac ta ciaze bez problemow. Kobiety po 40tce i po in vitro maja niestety zwiekszone ryzyko takiego zatrucia wiec warto byc caly czas czujnym, najgorzej jak sie ono przytrafia wczesniej, gdy dziecko jeszcze nie jest w pelni rozwiniete. Podobno acard zmniejsza ryzyko takiego zatrucia wiec strach pomyslec, co bym miala gdybym go nie brala. 

Leki jakie bralam to na poczatku estrofem (do 12tyg), utrogestan (luteina) 3x1, zastrzyki prolutex (do 12 tyg), encorton (do 16 tyg - od 13 tyg schodzilam stopniowo z dawka), do samego konca clexane i acard. No i pelno witamin i 5mg kwas foliowy. Z ciekawostek - jeszcze przed transferem kazali mi brac przez tydzien probiotyk dopochwowo, ponoc cos tam pomaga (ciezko to jednak zweryfikowac). 

Badania mialam typowe dla ciazy tyle, ze wykonywane czesciej i bardziej wnikliwie np usg I trymestru (sprawdzajace czy nie ma wad) oraz polowkowe robiono mi 2 razy przez 2 roznych lekarzy. Zrobikam tez Harmony dodatkowo.

Cc wspominam bardzo dobrze -mogl byc przy mnie maz, robil mi je moj lekarz prowadzacy, znieczulenie nic nie boli ani sama operacja (najmniej przyjemne bylo wkladanie cewnika bo wtedy jeszcze mialam troche czucia), praktycznie dzieciatko wyciagaja jakies 5 minut od poczatku operacji i wierz mi, ze pozniej to juz moga robic z Toba wszystko bo jedyne o czym myslisz to o swoim dzieciatku, to sa nieopisane uczucia i emocje. Minus taki, ze dziecko pozniej przenosza z ojcem do innego pokoju (i to czas na kangurowanie tatusia), a Ty musisz jeszcze z pol godziny byc czyszczona i zszywana, a pozniej kolejna godzina na obserwacji w pokoju pooperacyjnym (chyba ze tylko ja tak mialam przez to zatrucie i monitorowali czy wszystko ok), wiec dopiero po 2 godzinach moglam porzadnie wziac w ramiona synka i z nim byc. Bylam na takiej adrenalinie, ze jeszcze tego samego dnia bylam na nogach, bol do przezycia na zwyklym paracetamolu (po 10 dniach nawet paracetamolu juz nie potrzebowalam), generalnie polecam - mniejszy stres i ryzyko komplikacji dla dziecka, no i juz teraz zapomnialam, ze w ogole cc mialam, szybko doszlam do siebie choc male skutki zatrucia mam do dzis - nie jest to zwiazane z cc jednak , (najgorsze jest pierwsze 3-5 dni), ale wiem, ze to tez sprawa indywidualna. W szpitalu spedzilam tydzien, glownie przez to zatrucie - normalnie wychodzi sie po 4-5 dniach. 

Trzymam kciuki zeby wszystko ukladalo sie Tobie dobrze 🙂 

To Samo mialam, do 8 miesiaca super, jezdzilam daleko, potem cisnienie I zatrucie ciazowe. Niestety nie rodzilam w Polsce I na sile chcieli, abym urodzila silami natury, chociaz Mój lekarz w Polsce zalecał cc. Skutki miałam katastrofalne po 24 h cc i krwotok, ledwo się wywinęłam śmierci. 10 dni w szpitalu jeszcze większe ciśnienie, złe parametry wątroby. Teraz rok po jest ok, ale swoje przeżyłam. Mają szczęście, że z małym jest ok. 

PoZdrawiam wszystkie dziewczyny i trzymamy kciuki 😘😘

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
1 godzinę temu, anett96 napisał:

a czym Ty się zatrułaś wiesz??

Niczym się nie zatruła, to jest przypadłość ciążowa, wysokie ciśnienie plus wiele innych rzeczy. Generalnie wiek podnosi ryzyko, ale niekoniecznie. 

Tez miałam szczęście, że cała ciąże brałam heparynę i aspirynę, to uratowało nas. Zatrucie i zespół hellp wystąpił w końcówce ciąży, błędem było nie wykonanie cc tylko upieranie się przy naturalnym. Ciśnienie tez miałam duże,6 tabletek dziennie brałam. W Polsce mialabym od razu cc. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
9 godzin temu, meggmartin napisał:

Niczym się nie zatruła, to jest przypadłość ciążowa, wysokie ciśnienie plus wiele innych rzeczy. Generalnie wiek podnosi ryzyko, ale niekoniecznie. 

Tez miałam szczęście, że cała ciąże brałam heparynę i aspirynę, to uratowało nas. Zatrucie i zespół hellp wystąpił w końcówce ciąży, błędem było nie wykonanie cc tylko upieranie się przy naturalnym. Ciśnienie tez miałam duże,6 tabletek dziennie brałam. W Polsce mialabym od razu cc. 

matko pierwszy raz o czymś takim słysze. To jakaś masakra dziewczyny.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

No dlatego ja się teraz tak boję. Wcześniej o tym wszystkim nawet nie słyszałam. Widzi się tylko naokoło szczęśliwe ciężarne lub uśmiechnięte mamy z dziećmi. Jak sama straciłam masę krwi przy poronieniu i zobaczyłam strach w oczach pielęgniarek to dopiero zdałam sobie sprawę jakie to wszystko ryzykowne. A jeszcze Wasze odpowiedzi to potwierdzają, że pewnym szczęśliwego finału nie można być do końca, i czasem odbywa się to wszystko z narażeniem własnego życia. O tym się w ogóle głośno nie mówi. Także tym bardziej dzięki, że dzielicie się doświadczeniami. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
7 minut temu, Krokus napisał:

No dlatego ja się teraz tak boję. Wcześniej o tym wszystkim nawet nie słyszałam. Widzi się tylko naokoło szczęśliwe ciężarne lub uśmiechnięte mamy z dziećmi. Jak sama straciłam masę krwi przy poronieniu i zobaczyłam strach w oczach pielęgniarek to dopiero zdałam sobie sprawę jakie to wszystko ryzykowne. A jeszcze Wasze odpowiedzi to potwierdzają, że pewnym szczęśliwego finału nie można być do końca, i czasem odbywa się to wszystko z narażeniem własnego życia. O tym się w ogóle głośno nie mówi. Także tym bardziej dzięki, że dzielicie się doświadczeniami. 

a na jakim teraz jesteś etapie?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
16 minut temu, anett96 napisał:

a na jakim teraz jesteś etapie?

Czekamy na wyniki autopsji. Czas oczekiwania jest do 12 tyg więc powinny być wyniki w lipcu (najdalej pierwszy tydz sierpnia). Jesteśmy umówieni za niecałe 4 tyg do lekarza prywatnie w innym szpitalu. Ten lekarz został mi polecony przez mój obecny szpital, jako że on specjalizuje się stricte w ciążach po ivf i po poronieniach. Zapłacimy za wizytę jak za zboże no ale muszę mieć swojego lekarza, bo publiczna służba zdrowia tutaj nie rozumie co to jest "lekarz prowadzący ciążę". Tu na każdej wizycie trafia się na kogoś innego także bez sensu. Jestem też w kontakcie z moją kliniką - do następnego transferu muszę powtórzyć w zasadzie wszystkie badania bo powygasały mi. Czyli cytologię, posiewy, USG piersi, hormony, krew itp. Wg moich obliczeń transfer mogłabym mieć w okolicach 20 sierpnia, zakładając że mój cykl już wrócił do normy (okres już miałam). Kwestia teraz otwarcia granic bo na razie nie mamy tam jak się dostać. Śledzimy informacje na bierząco o tym kiedy wznowią loty i można będzie polecieć bez przymusu odbywania 14 dniowej kwarantanny. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Ale mam też takie dni kiedy myślę, żeby już sobie dać spokój. I zastanawiam się czy mam siłę psychiczną na dalsze ewentualne negatywne bety, biochemy, poronienia, trudne ciąże i trudne porody. Nie mam za bardzo pomysłu jak podbudować się psychicznie. Terapia nie za bardzo mi pomaga, jakoś nie wierzę że psycholog może pomóc. To są takie tematy, które i tak na dobrą sprawę każdy musi samodzielnie ogarnąć. 

W ostatnich latach byłam 10 razy pod narkozą - z powodu a to ivf, a to badań typu laparoskopia, a teraz to poronienie. Boję się jak to się na moim sercu odbije. Teraz tego nie czuję ale na starość może mi się to wszystko odezwać. To pewnie nie jest wszystko całkiem bez znaczenia dla zdrowia.

Edytowano przez Krokus
  • Thanks 1

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
1 godzinę temu, Krokus napisał:

No dlatego ja się teraz tak boję. Wcześniej o tym wszystkim nawet nie słyszałam. Widzi się tylko naokoło szczęśliwe ciężarne lub uśmiechnięte mamy z dziećmi. Jak sama straciłam masę krwi przy poronieniu i zobaczyłam strach w oczach pielęgniarek to dopiero zdałam sobie sprawę jakie to wszystko ryzykowne. A jeszcze Wasze odpowiedzi to potwierdzają, że pewnym szczęśliwego finału nie można być do końca, i czasem odbywa się to wszystko z narażeniem własnego życia. O tym się w ogóle głośno nie mówi. Także tym bardziej dzięki, że dzielicie się doświadczeniami. 

Ja też tak kiedyś myślałam, że byle przejść trzy miesiące to potem już jest super. Dwa lata temu poznałam na sesji ciążowej miesiąc przed porodem świetna parę - mega mili i sympatyczni ludzie. Kilka tygodni później napisali że nie chcą zdjęć i się odezwa kiedyś żeby się rozliczyć. Po trzech miesiącach zdjęcia odebrała siostra tej dziewczyny, mówiła że dziecko zmarło tydzień przed porodem, jak już nawet torba była spakowana... Nie wierzyłam że takie coś się dzieje, kilka miesięcy później podobnie, sesja ciążowa mega szczęśliwi przyszli rodzice. Za kilka tygodni telefon czy możemy się spotkać za chwilę, przyjechał ten chłopak chcąc się rozliczyć że dziecko zmarło dwa tygodnie przed terminem... Powiem szczerze że osobiście przeżyłam obie te straty tych ludzi, chociaż znałam ich tylko chwilę tak na prawdę.... Wtedy uświadomiłam sobie, że jeśli kiedykolwiek mi się uda, to nie może mnie opuszczać czujność do samego końca. 

  • Like 2

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
48 minut temu, Krokus napisał:

Czekamy na wyniki autopsji. Czas oczekiwania jest do 12 tyg więc powinny być wyniki w lipcu (najdalej pierwszy tydz sierpnia). Jesteśmy umówieni za niecałe 4 tyg do lekarza prywatnie w innym szpitalu. Ten lekarz został mi polecony przez mój obecny szpital, jako że on specjalizuje się stricte w ciążach po ivf i po poronieniach. Zapłacimy za wizytę jak za zboże no ale muszę mieć swojego lekarza, bo publiczna służba zdrowia tutaj nie rozumie co to jest "lekarz prowadzący ciążę". Tu na każdej wizycie trafia się na kogoś innego także bez sensu. Jestem też w kontakcie z moją kliniką - do następnego transferu muszę powtórzyć w zasadzie wszystkie badania bo powygasały mi. Czyli cytologię, posiewy, USG piersi, hormony, krew itp. Wg moich obliczeń transfer mogłabym mieć w okolicach 20 sierpnia, zakładając że mój cykl już wrócił do normy (okres już miałam). Kwestia teraz otwarcia granic bo na razie nie mamy tam jak się dostać. Śledzimy informacje na bierząco o tym kiedy wznowią loty i można będzie polecieć bez przymusu odbywania 14 dniowej kwarantanny. 

jejuuuu bardzo mocno bede trzymac kciuki za Ciebie!!!!  a ile z ciekawosci ta wizyta? ja swojego czasu leczylam sie w novum i wizyta u Lewego to koszt 450 zł......no ale i tak nie pomógł

  • Like 1

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
18 minut temu, anett96 napisał:

jejuuuu bardzo mocno bede trzymac kciuki za Ciebie!!!!  a ile z ciekawosci ta wizyta? ja swojego czasu leczylam sie w novum i wizyta u Lewego to koszt 450 zł......no ale i tak nie pomógł

Prawie 1400 zł ale my mieszkamy za granicą także inna waluta. Podaję w przeliczeniu na złotówki. Z tego co wiem Lewy teraz bierze 800 zł za pierwszą wizytę, co uważam za szaleństwo na polskie warunki. Odbieram go bardzo źle. Podczas rozmowy z nami zajmował się wszystkim tylko nie nami. Odbierał telefony, robił reklamę klinice, dołował. U niego miałam najgorzej poprowadzoną stymulację - plan ułożony przez niego. On mi powiedział, że mam patologicznie grube endometrium i że nie dopuści mnie bez leczenia nawet do transferu z KD bo nigdy mi się żaden zarodek nie przyjmie - nie ma szans. To było na pierwszej wizycie. Wyszłam z płaczem bo przyszłam do niego na stymulację ostatniej szansy o dziecko biologiczne, jak do jakiegoś bóstwa - tak był przez niektórych zachwalany jako lekarz od przypadków beznadziejnych. A on mi po pierwsze wyjechał z KD, gdzie ja wtedy jeszcze nie byłam na etapie rozważania KD a po drugie powiedział że nawet z KD nie ma szans. A ja zaszłam w ciążę przy pierwszym transferze z KD bez żadnego problemu. Dziecko obumarło w 13 tyg ale to już inna historia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
8 minut temu, Krokus napisał:

Prawie 1400 zł ale my mieszkamy za granicą także inna waluta. Podaję w przeliczeniu na złotówki. Z tego co wiem Lewy teraz bierze 800 zł za pierwszą wizytę, co uważam za szaleństwo na polskie warunki. Odbieram go bardzo źle. Podczas rozmowy z nami zajmował się wszystkim tylko nie nami. Odbierał telefony, robił reklamę klinice, dołował. U niego miałam najgorzej poprowadzoną stymulację - plan ułożony przez niego. On mi powiedział, że mam patologicznie grube endometrium i że nie dopuści mnie bez leczenia nawet do transferu z KD bo nigdy mi się żaden zarodek nie przyjmie - nie ma szans. To było na pierwszej wizycie. Wyszłam z płaczem bo przyszłam do niego na stymulację ostatniej szansy o dziecko biologiczne, jak do jakiegoś bóstwa - tak był przez niektórych zachwalany jako lekarz od przypadków beznadziejnych. A on mi po pierwsze wyjechał z KD, gdzie ja wtedy jeszcze nie byłam na etapie rozważania KD a po drugie powiedział że nawet z KD nie ma szans. A ja zaszłam w ciążę przy pierwszym transferze z KD bez żadnego problemu. Dziecko obumarło w 13 tyg ale to już inna historia.

1400???? 800??? szaleństwo!

mało mu jeszcze kasy? on ma pałac nie dom! jest milionerem! ja słuchałam za kazdym razem jak moglam chodzic do mlodej kliniki ktora wypstrykała mnie z jajek. Powinnam do nich... no ale ROzenkowej pomógł. mi nie. Namawiał na KD tylko ze u nich na komórki z kd ponoc czeka sie nawet rok! tak mowia o nim boski lewandowski ponoc jest on trudnych przypadkow i weryfikowali nas chyba ze 3 razy czy w ogole sie nadaje jako ciezki przypadek do niego... jest specyficzny ale ja widziałam ze on tym żył. Z kolei moj lekarz wiecznie burak naburmuszony zlewka ...

  • Like 1

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
17 godzin temu, plastka-77 napisał:

Kliniki są otwarte. Do Czech nie mogą wjechać jedynie mieszkańcy śląskiego. Podobno dla nich wystarczy test PRC. Kliniki wystawiają też zaświadczenia o leczeniu i to ułatwia przejazd - w razie czego.

Jak nie gruchnie u nas ilością zarażonych to może całkowicie zdejmą blokady. Czechy c tydzień wydaja nowe rekomendacje  określają kraje na zielono (wolny wjazd), żółto (wjazd z testem) lub czerwono (zakaz).

Śląsk jest na CZERWONO, reszta Polski na razie zielona.

Niestety jestem ze Śląska 😞 . Sprawdziłam przed chwilą test kosztuje 565 zł z zaświadczeniem lekarskim i muszę jechać 100 km w jedną stronę, aby go wykonać 😞 . A M jest z województwa "na zielono". Czekałam na kontakt koordynatorki, raz mi tylko coś napisała w kwietniu. Ale w takim razie uderzam. Może się przemelduję tymczasowo do innego województwa.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
14 minut temu, anett96 napisał:

1400???? 800??? szaleństwo!

mało mu jeszcze kasy? on ma pałac nie dom! jest milionerem! ja słuchałam za kazdym razem jak moglam chodzic do mlodej kliniki ktora wypstrykała mnie z jajek. Powinnam do nich... no ale ROzenkowej pomógł. mi nie. Namawiał na KD tylko ze u nich na komórki z kd ponoc czeka sie nawet rok! tak mowia o nim boski lewandowski ponoc jest on trudnych przypadkow i weryfikowali nas chyba ze 3 razy czy w ogole sie nadaje jako ciezki przypadek do niego... jest specyficzny ale ja widziałam ze on tym żył. Z kolei moj lekarz wiecznie burak naburmuszony zlewka ...

Mnie też Lewy nie pomógł. Ja płaciłam 350 zł za 1 wizytę, ale to kilka lat temu. Na wizytach widać, że się angażował, ale też mówił o parach, którym pomógł po iluś tam latach. Taki sposób bycia. Stymulacja była dość dobra. Najgorsze miałam w Provicie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
17 minut temu, anett96 napisał:

1400???? 800??? szaleństwo!

mało mu jeszcze kasy? on ma pałac nie dom! jest milionerem! ja słuchałam za kazdym razem jak moglam chodzic do mlodej kliniki ktora wypstrykała mnie z jajek. Powinnam do nich... no ale ROzenkowej pomógł. mi nie. Namawiał na KD tylko ze u nich na komórki z kd ponoc czeka sie nawet rok! tak mowia o nim boski lewandowski ponoc jest on trudnych przypadkow i weryfikowali nas chyba ze 3 razy czy w ogole sie nadaje jako ciezki przypadek do niego... jest specyficzny ale ja widziałam ze on tym żył. Z kolei moj lekarz wiecznie burak naburmuszony zlewka ...

Też nie wiadomo jak się u niej udało i jakie procedury zastosowali. Przecież nie podadzą szczegółów do wiadomości publicznej. Jej musiało się udać bo była chodzącą reklamą kliniki nOvum. Tam nie było opcji żeby się nie udało dlatego pewnie dołożyli wszelkich wysiłków bo temat tej ciąży był mocno medialny.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
2 minuty temu, tonia napisał:

Mnie też Lewy nie pomógł. Ja płaciłam 350 zł za 1 wizytę, ale to kilka lat temu. Na wizytach widać, że się angażował, ale też mówił o parach, którym pomógł po iluś tam latach. Taki sposób bycia. Stymulacja była dość dobra. Najgorsze miałam w Provicie.

ja placilam 450. ja u niego stymulacje tez mialam dobra.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Przed chwilą, Krokus napisał:

Też nie wiadomo jak się u niej udało i jakie procedury zastosowali. Przecież nie podadzą szczegółów do wiadomości publicznej. Jej musiało się udać bo była chodzącą reklamą kliniki nOvum. Tam nie było opcji żeby się nie udało dlatego pewnie dołożyli wszelkich wysiłków bo temat tej ciąży był mocno medialny.

dokładnie. ona musiała miec kd ma przeceiz 50 lat. dla niej pewnie komorki w ciagu doby załatwili...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
5 minut temu, anett96 napisał:

dokładnie. ona musiała miec kd ma przeceiz 50 lat. dla niej pewnie komorki w ciagu doby załatwili...

Nie wiem czy 50 czy 42 tak jak twierdzi. Na temat wieku to się nie wypowiadam bo nie wiem. Widziałam ją raz w klinice, jeszcze przed ciążą, ale oprócz tego, że filigranowa i mega zrobiona to nic nie mogę powiedzieć. 

Jeśli chodzi o to czy korzystała z KD to też nie wiem i pewnie się nie dowiemy, aczkolwiek jak już była w ciąży to zdaje się w wywiadach w listopadzie czy grudniu zastanawiała się nad adopcją. Nie wiem dlaczego mówiła o adopcji jak już wiedziała, że jest ciąża. Ale może właśnie dlatego, że z KD. W każdym razie to tylko spekulacje bo nie wiadomo jak tam było. Jest też procedura, która opiera się na tym, że dziecko jest "trojga rodziców" - w taki sposób że kod genetyczny jest matki ale mitochondria młodej dziewczyny. Jakoś łączy się dwie komórki jajowe ale wiem, że tego nie robi się jeszcze rutynowo. Chyba do tego muszą być wskazania medyczne - robi się na przykład w UK. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Bądź aktywny! Zaloguj się lub utwórz konto

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to proste!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się

×