Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Łodzianin

Praca w Mc Donalds

Polecane posty

Gość do lalap
W twojej restauracji zatrudniali 18latków na same weekendy ? Bo mnie interesuje taka praca, ale nie wiem czy są na to jakieś szanse

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
lalalaP... Co innego chyba powiesz o traktowaniu pracowników "Zarób na wakacje/ferie", prawda? Jaki stosunek jest do nich i w którym Macu atmosfera zdaje się być dobra, a w którym pracowałaś Ty?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość lalalaP
ja pracowałam w pewnej restauracji na Bemowie w wawie.Na wakacje może to i dobry sposob na zarobek,ale na dłuży czas niepolecam.Tak zwani ,,młodociani,,maja duzo lepiej bo pracuja zazwyczaj tylko na kasach i przez dwa miesiace.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość lalalaP
p.s.atmosfera w macu to tylko pozory,kierownictwo ciągle karze uśmiechać sie na zawołanie...total glupota!!!z czego tu się ciągle cieszyć...:P...wariata strugac!!!a ludzie patrzą się na Ciebie jak na głupa jakiegoś...najlepiej to wszystkich w tyłek wycałować ,bo czisa za 3 zł kupili...paranoja!!!!!!!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość lalalaP
slyszalam ze na Lazurowej przyjmuja:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ok, dzięki :P Ja jednak chciałbym spróbować na Marszałkowskiej lub Połczyńskiej... Ale na Marszałkowskiej personel będzie chyba starszy niż tam na Woli... :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość lalalaP
na połczyńskiej byłam na saportingu...szczerze niepolecam lepsza atmosfera jest na Lazurowej:)...życzę powodzenia:)i cierpliwości:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
najgorsza robota jaka może być to w macu ,traktują cię jak ścierwo,a Pani menadzer sobie na tobie ulży bo sama dostała opieprz ,placą grosze za robot,wykorzystują na maksa i te ich glupie standardy,wlaśnie tak zarabiają na taniej sile roboczej,wykorzystują młodych jak się tylko da,tam tylko kadra ma umowy na okres stay,a rotacja ogromna naprawdę nie polecam tej roboty,lepiej sobie coś innego poszukaj.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość lalalaP
szacun szczyga:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość michall00
wypelnilem kwetionariusz ale cos niestety nie oddzwaniają :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość aaagggaaa1
Wiem, że to może nie najodpowiedniejsze miejsce, ale mam pytanie i myślę, że tylko ktoś kto w Macu pracuje może mi odpowiedzieć... Zaryzykuję z zapytaniem tutaj ;) Uwielbiam kawę z Mc Donalda, wiem na pewno, że jest to Jacobs. Widziałam nawet dziś fragment opakowania, ale nadal nie wiem jaka to dokładnie kawa. Czy ktoś, kto pracuje w Mc Donalds mógłby mi zdradzić tą informację? Będę okropnie wdzięczna :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wrobelekk
Ta kawa jest generalnie dla resturacji i punktów gastronomicznych. Z tego co wiem nie jest dostępna w sprzedaży detalicznej. Poza tym ekspres do takiej kawy to wydatek około 5000 zł.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość saser
dla rozgoryczonych i pokrzywdzonych powiem tylko tyle - wszędzie trzeba pracować. nie opowiadajcie że jest tak źle - nie jesteście za nic praktycznie odpowiedzialni, po prostu przychodzicie do pracy odwalacie swoje i idziecie do domu. co do grafików... z doswiadczenia wiem, że na forach kłapią najbardziej ludzie, którzy w rzeczywistości nie mają nic do powiedzenia. a niestety, żeby się dogadać trzeba gadać. fakt nie zawsze da się iść na rękę bo cały ten syf musi jakoś funkcjonować kiedy 10 osób jest na L-4, ale to się rozumie dopiero kiedy trzeba to załatwiać - a nawet wtedy można się jakoś ułożyć. atmosfera w macu to jedna z lepszych jeżeli chodzi o duża korporacje, ale oczywiście możecie sprawdzić sami - wszędzie będą od was wymagać. poza tym obowiązek nauczenia się standardów wynika z umowy, którą podpisujecie - ale, kto to czyta, prawda? pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość hossia
na opakowaniu kawy z Mc pisz "jacobs espresso" tyle przeczytalam na opakowaniu:D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość lalalaP
do saser ty chyba jestes menadzerem,skoro tak piszesz.Jesteście od tego jak dupa od srania żeby zapewnić na zmianie wszystko pracownikom,a nie tylko się wysługiwać!!!!Za to bierzecie większą kasę ,a jak mi wiadomo to o ponad 1000 zł wiecej pensji niż zwykły pracownik!!!!Prawda koli w oczy!!!A na forum "kłapią"osoby ktore niedały sobą pomiatać!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość sqnix
jakie 1000zł wiecej buahahahaha nie rozśmieszaj mnie.... warm-mazurskie zwykły pracownik 1150-1200zł manager 1650zł więc nie wkur.....j ludzi swoją pustąi bezmyślną głupotą!!!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość srutu_tutu
a orientuje sie ktos moze czy nie szukaja kogos do macow w lodzi??

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość lalalaP
do sqnix ty czopie jak niewiesz jakie stawki są w wawie to nie dyskutuj!!!...i licz się ze słowami prostaku z prowoncji:P

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość lalalaP
prostaku z olsztyna chciałbys:P

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość sqnix
nie dałbym CI nawet...parchata suczko

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość lalalaP
...to twoja matka:P

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Ginter
W Mc w Łodzi pracuję od roku. Na początku miałem płacone za godzinę 8,50 brutto, po 2 miesiącach dostałem 9,50, a od miesiąca jestem instruktorem i mam 12. (manager zarabia 12-15). Stawki ustala kierownik restauracji w zależności od stażu, zaangażowania, znajomości standardów i lokalizacji knajpy (w mniej ruchliwych punktach stawki są średnio o złotówkę niższe). Dodatkowo każdy pracownik otrzymuje kartę zniżkową na kanapki i karnet do klubu fitness i spa co by te kalorie spalić :P. Dyspozycyjność i grafik: Pracuję na 3/4 etatu (średnio 120-160h/miesiąc) , wcześniej pracowałem na 1/2 - ale apetyt rośnie w miarę jedzenia:P, a że nie mam problemu w pogodzeniu uczelni z pracą, to czemu mam nie zarabiać więcej :D. W restauracji są też osoby pracujące na 1/4, a nawet 1/8 etatu! Nigdy nie miałem problemu z wzięciem wolnego. Oczywiście czasem trzeba też coś zaoferować np. zamienić się z kimś jeżeli do planowanej nieobecności zostało nam niewiele czasu. Jeżeli natomiast nie ma jeszcze grafiku (jest ustalany zazwyczaj tydzień wcześniej) to po prostu idziemy do personalnego managera, bądź piszemy prośbę i załatwione (nie mówię tu oczywiście o sytuacji w której 40% załogi jest na L4 z powodu świńskiej grypy) Standardy: na początku denerwują i sprawiają wrażenie jakby zostały wymyślone żeby utrudnić nam pracę. Ale w ogólnym rozrachunku i przy odrobinie wprawy wpływają na większą sprawność całej restauracji. No i są najszybszym sposobem na awans. Ekipa: Ludzie z którymi pracuję to w większości ludzie młodzi - studenci, absolwenci ogólniaków i techników. Zawsze znajdzie się wspólny temat i jest się z czego wspólnie pośmiać (np. zakompleksiony manager z ADHD - tacy też się zdarzają niestety ... ich olewamy i robimy swoje). Ogólnie praca jest wymagająca jeżeli chcemy coś osiągnąć, jeśli nie i wystarcza nam 8,50 brutto to można ściemniać i się nie narobić. Na monotonność raczej nie narzekam- kuchnia, kasa, linia drive, sprzątanie na sali, teren zewnętrzny, zamknięcie dnia, zimą odśnieżanie parkingu, czasem nawet dachu... jest co robić. Ja z pracy jestem zadowolony co z resztą chyba widać po opisie. Miła atmosfera, elastyczność godzin, kasa nie najgorsza i bonus w postaci siłowni i spa. A no i restauracje mam rzut kamieniem od domu ;]. Zachęcam głównie osoby energiczne, flegmatycy i tak raczej dadzą sobie spokój:P

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość czzzzzzzzzzzzz
to w ktorym miejscu ten McD jest, az dziwnie to brzmi, zwlaszcza wejsciowki fit...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość alegria89
Pracowałam w McD ponad rok. Normalny pracownik w mojej restauracji miał 11-13, instruktor do 16zł, a menagerowie od 16 do 20kilku złotych nawet. Oczywiście asystenci kierownika i Menager personalny mają stałe pensje.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Ginter
alegria89 niestety nie w Łodzi ;/ czzzzzzzzzzzzz Łódka na skrzyżowaniu al. Włókniarzy i Lutomierskiej. Ale karnety do clubu sportera mają pracownicy wszystkich Maców (korporacyjnych na pewno) z aglomeracji łódzkiej. Poozdro ;]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość And_90
Ginter, mam pytanie do Ciebie: Co studiujesz i w jakim trybie (dziennym czy zaocznym), że masz tyle czasu na pracę?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Pani mgr Zofia Twarogowa
StartPolskaŚwiatSportTechnika i NaukaKulturaOn i onaHobby i pasjeMoim zdaniemO nasForumPomocMoje kontoStart Mapa serwisuŚciągnij gadżet promocyjnyPolskaDolnośląskieKujawsko-pomorskieLubelskieLubus kieŁódzkieMałopolskieMazowieckieOpolskiePodkarpackiePodlaski ePomorskieŚląskieŚwiętokrzyskieWarmińsko-mazurskieWielkopols kieZachodniopomorskie ŚwiatEuropaRosja, Ukraina, BiałoruśAmerykaBliski i środkowy WschódAzja Sport Technika i Nauka Kultura On i ona Hobby i pasje Moim zdaniemKryzys, którego tak naprawdę nigdy nie byłoAutor: Daniel Sen (zredagowany przez: tino71, kambuzela) Słowa kluczowe: Kryzys światowy, gospodarka, ekonomia, krach, bessa, Hossa, Madoff, Giełda, akcje, ameryka 2010-01-25 10:56:43 Gdyby antyamerykańscy terroryści naprawdę istnieli i chcieli zrobić Ameryce krzywdę, to to zdjęcie byłoby od wielu lat archiwalne... / fot. Simona Dumitru/sxc.hu Mogę śmiało stwierdzić, że za kilka lat okaże się, że cały ten kryzys był takim samym kłamstwem, jak niedawna "epidemia świńskiej grypy". Napisałem o moich wątpliwościach w jej istnienie, więc Unia Europejska wszczęła postępowanie wyjaśniające. Za ile lat świat zajmie się mrzonką o kryzysie...? Trzy miesiące temu napisałem na łamach tego portalu artykuł o tym, że ta cała "świńska grypa" to jeden wielki "wał" koncernów farmaceutycznych. Minęło zaledwie kilka tygodni i... Unia Europejska wszczyna śledztwo w sprawie tej całej "grypy", "epidemii", toczą się postępowanie dotyczące nacisków dokonywanych przez koncerny farmaceutyczne na rządy państw, itp. Nie pomyliłem się w żadnym ze stawianych wówczas przeze mnie zarzutów wobec nieprawdziwości tej całej "epidemii". Teraz kilka moich wniosków o światowym kryzysie - ich potwierdzenie znajdzie się zapewne za kilka lat... Upadek mitu USA Gdy 1,5 roku temu przyjechałem po raz pierwszy do USA i zobaczyłem upadek mitu o WIELKIEJ Ameryce, dałem się nabrać, że to wszystko jest dziełem światowego kryzysu. Teraz już patrzę na to inaczej. Gdyby zebrać z całego świata dane makro i mikroekonomiczne, zgromadzić je wszystkie począwszy tak gdzieś od 2000 roku, wprowadzić te dane do standardowego arkusza kalkulacyjnego, który na prostych wykresach pokaże nam, co i jak się zmieniało, bez żadnej zbędnej wyższej matematyki czy algorytmów... Nie trzeba być analitykiem, czy "ekspertem" z Centrum im. Adama Smitha, profesorem Szkoły Głównej Handlowej czy chociażby prymusem z Akademii Leona Koźmińskiego, by stwierdzić, że kryzys po prostu nie miał prawa się wydarzyć i że został on sztucznie stworzony tak, jak stworzono niedawno "epidemię" grypy AH1N1. Wystarczy tylko spojrzeć, kto zyskał na kryzysie, by zacząć mieć pierwsze podejrzenia odnośnie jego prawdziwości. Kto na koniec zeszłego roku wypłacił sobie wielomiliardowe nagrody za 2009 rok, nawet jak jego firma (najczęściej bank) jest w stanie upadłości? Tak, BANKIERZY! To oni, przyzwyczajeni do corocznych nagród w wysokości nawet 250 milionów dolarów (tak, ćwierć miliarda dolarów za prezesowanie + oczywiście wielomilionowa comiesięczna pensja), gdy zaczęły się różnego typu straty to na giełdzie, to na nietrafionych inwestycjach, to w ramach fuzji banków i likwidacji ich stanowisk lub redukcji pensji, zaczęli kombinować, skąd dalej brać forsę "za nic". Podobnie za nic brali pieniądze wszyscy maklerzy na giełdzie, doradcy finansowi, i wielkie rzesze im podobnych "finansjerów". Kilka kliknięć myszką, kilka milionów zarobionych wirtualnych dolarów, kilkaset tysięcy prowizji prawdziwych już pieniędzy. I nagle giełda już nie pędzi do przodu, jak lokomotywa, a stoi, a czasami wręcz wrzuca wsteczny bieg. Pieniążki zaczęło zarabiać się coraz trudniej, coraz wolniej, albo nawet czasami się je traciło. "Białe kołnierzyki" przyzwyczajone do luksusów tanio żyć nie zamierzały - wymyśliły sobie kryzys. Kryzys znaczy chaos, chaos znaczy panika, a z ludzkiej paniki zawsze można zrobić coś pożytecznego. Hitler rozbudził taką nagonkę na to, że Żydzi żerują na niemieckiej gospodarce, a sąsiednie państwa wkrótce pewnie wypowiedzą wojnę III Rzeszy, że udało mu się zrobić to, co zrobił i miliony Niemców wierzyło mu do końca jego "misji"... Sposób na nudę bogacza Na świecie żyją ludzie tak bogaci, tak znudzeni tym, że miliony, miliardy dolarów płyną do nich niekończącym się strumieniem, że postanowili zrobić coś, by "coś się działo". By patrzeć, jaką mają władzę i wpływ na cały świat. To, że siedzą sobie na najwyższym piętrze nowojorskiego biurowca zrobiło się dla nich po prostu nudne. Patrzenie jak na kontach przyrasta im kapitał także, bo przy ilościach pieniędzy, jakimi dysponują, posiadane przez nich miliardy nie mają już znaczenia, nie podniecają, jak ten pierwszy zarobiony przed wieloma laty milion. Dla nich pieniądze są tylko nudną statystyką. Jednak patrzenie, jak przez kilka ich ruchów cały świat się trzęsie, padają przedsiębiorstwa, gospodarki, rządy - to daje tym starym piernikom ostatnią w życiu podnietę i powód do tego, by mieć po co rano się budzić. Nawet nie muszą na tym zarabiać - wystarczy, że wiedzą, że to oni rządzą światem. Zechcą, by za miesiąc dolar by warty 2 złote - zrobią to. Zechcą miesiąc później podnieść cenę dolara na 4 zł - też im się uda. I śmieją się z reakcji naszych ministrów, ekspertów, analityków, ekonomistów, którzy próbują zgadywać, co się stało, i co jeszcze się stanie. To dla nich taki ekonomiczny kabaret. A jak ów kabaret przekłada się na zwykłego Kowalskiego czy Smitha? My, szaraczki ekonomicznego świata, usłyszymy tylko takie ciekawostki, że dzięki kryzysowi ktoś tam kupił w Detroit 160 domów na raz. Czyli całą dzielnicę za cenę jednego domu. To nie on zbił ceny tych nieruchomości do 5-10% ich wartości, ale to on na tym zyskał. Na kryzysie zarobił każdy, kto miał na nim zyskać, z Premierem RP, który mógł się pochwalić najwyższym wzrostem PKB w całej Unii i z Prezydentem Obamą na szarym końcu beneficjentów "kryzysu", który to Prezydent za rok może liczyć na Nobla, tym razem z dziedziny ekonomii za to, że jako pierwszy ogłosił koniec kryzysu. Kryzysu, którego tak naprawdę nigdy nie było... Im prędzej przestanie się mówić o jego istnieniu, tym mniej będzie dowodów, że w ogóle go nie było... A Madoffa "posadzimy" do więzienia na 150lat, by ludzie widzieli, że ktoś za ten cały kryzys został ukarany. Jak wygląda kryzys po amerykańsku? Oczywiście, że psychologicznym efektem domina "położyła się" cała amerykańska gospodarka. Gdy nierobom z Wall Street zachciało się pieniędzy, prezesikom miliardów $ premii i dywidend, to zrobili wszystko, nawet specjalnie zarżnęli swoje firmy, by dostać od rządu miliardy dolarów dotacji, które w lwiej części poszły nie na ratowanie ich przedsiębiorstw, a na wypłaty dla prezesów, v-ce prezesów, i całej tej zasranej reszty. Prezesi zamiast trafić do więzień za doprowadzenie do ruiny prowadzonych przez siebie spółek przyznali sobie premie, za które szybciutko kupili kolejne domy na Florydzie, Hawajach, Bermudach, gdzie będą do końca życia popijać drinki ze szklaneczek z parasolkami. Jak wygląda kryzys dla statystycznej amerykańskiej rodziny? Prócz WIELKIEGO psychologicznego napięcia wygląda... NIJAK! Oczywiście 2 miliony rodzin żyje teraz bez domów, bez pracy, ale pozostałe 100 milionów rodzin jakoś "daje radę". Oni po prostu nie potrafią gospodarować pieniędzmi, które zarabiają. Amerykanie są w tym względzie po prostu nie do pobicia! Polak zarabia 1000zł, wydaje 1500 i jeszcze coś mu pozostaje. Amerykanin zarabia 2000$, wydaje 2000$ i jeszcze mu zostaje... kilkaset dolarów debetu na karcie kredytowej. Każdy, ile by nie zarabiał, to i tak zawsze będzie żył od piątku do piątku (odpowiednik naszego od pierwszego do pierwszego). Konsumpcja w tym kraju sięgnęła takiego poziomu, że dla nich kryzysem jest to, że nie mogą samochodu wymieniać co rok (oczywiście tylu samochodów, ilu jest członków rodziny), a co 2-3 lata. Że na wakacje nie mogą polecieć na miesiąc do Europy, a jedynie na tydzień na Dominikanę. Że do posprzątania swojego domu nie mogą już zawołać sprzątaczki, ale muszą zagonić jakiegoś swojego otyłego dzieciaka. Że liście sprzed domu muszą grabić sami, a nie wzywać do każdego opadniętego listka ekipę sprzątającą. Że na obiad do restauracji nie mogą iść codziennie, a tylko raz, dwa razy w tygodniu. Kryzys? Spróbujcie znaleźć miejsce w dowolnej restauracji w jakikolwiek wieczór, o weekendowych nawet nie wspominając. Spróbujcie znaleźć miejsce parkingowe przed kinem, w którym wyświetlają jakiś nowy film. Film Camerona - "Avatar" zarobił w dwa tygodnie w samych tylko Stanach ponad miliard dolarów, a ma zarobić w sumie 4mld $. Na przedświątecznych wyprzedażach sprzedawało się tyle sprzętu elektronicznego, a szczególnie telewizorów LCD, że ich po prostu... zabrakło. Kryzys? Nie rozśmieszajcie mnie! Kilka tygodni temu usłyszałem kwintesencję amerykańskiego stylu życia. Rozmowę dwóch młodych Amerykanek. "Oj, sorry, ale nie mam ani centa, bo ostatnie swoje pieniądze wydałam na śniadanie". Jakby jakieś centy jej zostały, to wydałaby je na jakąś lunchową przekąskę z automatu, albo chociażby na kawę. Pieniędzy w USA po prostu się nie ma (ze względów praktycznych - bo często się gubią, a drobniaki są ciężkie, i ze względów bezpieczeństwa - bo posiadaczy gotówki się napada w celach rabunkowych). Posiada się zatem karty kredytowe, na których najczęściej też się nie ma pieniędzy, a debet. Tu zarabia się, by konsumować i by raz na jakiś czas spłacać coś ze swojego zadłużenia. Gdy poszedłem do kasy w Kohl's regulować moje zadłużenie z karty wynoszące 39,56$ i dałem pani w kasie 50$, to ta nie mogła uwierzyć, że chcę zapłacić całość? CAŁOŚĆ? Ale przecież nie musisz wszystkiego płacić na raz, dziś, wystarczy zapłacić to wymagane minimum - 5$ i resztę możesz zapłacić w ciągu kolejnego miesiąca bez żadnych odsetek. Amerykanin oczywiście by przystał na taką propozycję, za pozostałe mu 35 dolarów kupił kolejny ciuszek w Kohl's albo poszedł na lunch i... I tym sposobem ulatnia się kilka miliardów dolar

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Pani mgr Zofia Twarogowa
StartPolskaŚwiatSportTechnika i NaukaKulturaOn i onaHobby i pasjeMoim zdaniemO nasForumPomocMoje kontoStart Mapa serwisuŚciągnij gadżet promocyjnyPolskaDolnośląskieKujawsko-pomorskieLubelskieLubus kieŁódzkieMałopolskieMazowieckieOpolskiePodkarpackiePodlaski ePomorskieŚląskieŚwiętokrzyskieWarmińsko-mazurskieWielkopols kieZachodniopomorskie ŚwiatEuropaRosja, Ukraina, BiałoruśAmerykaBliski i środkowy WschódAzja Sport Technika i Nauka Kultura On i ona Hobby i pasje Moim zdaniemKryzys, którego tak naprawdę nigdy nie byłoAutor: Daniel Sen (zredagowany przez: tino71, kambuzela) Słowa kluczowe: Kryzys światowy, gospodarka, ekonomia, krach, bessa, Hossa, Madoff, Giełda, akcje, ameryka 2010-01-25 10:56:43 Gdyby antyamerykańscy terroryści naprawdę istnieli i chcieli zrobić Ameryce krzywdę, to to zdjęcie byłoby od wielu lat archiwalne... / fot. Simona Dumitru/sxc.hu Mogę śmiało stwierdzić, że za kilka lat okaże się, że cały ten kryzys był takim samym kłamstwem, jak niedawna "epidemia świńskiej grypy". Napisałem o moich wątpliwościach w jej istnienie, więc Unia Europejska wszczęła postępowanie wyjaśniające. Za ile lat świat zajmie się mrzonką o kryzysie...? Trzy miesiące temu napisałem na łamach tego portalu artykuł o tym, że ta cała "świńska grypa" to jeden wielki "wał" koncernów farmaceutycznych. Minęło zaledwie kilka tygodni i... Unia Europejska wszczyna śledztwo w sprawie tej całej "grypy", "epidemii", toczą się postępowanie dotyczące nacisków dokonywanych przez koncerny farmaceutyczne na rządy państw, itp. Nie pomyliłem się w żadnym ze stawianych wówczas przeze mnie zarzutów wobec nieprawdziwości tej całej "epidemii". Teraz kilka moich wniosków o światowym kryzysie - ich potwierdzenie znajdzie się zapewne za kilka lat... Upadek mitu USA Gdy 1,5 roku temu przyjechałem po raz pierwszy do USA i zobaczyłem upadek mitu o WIELKIEJ Ameryce, dałem się nabrać, że to wszystko jest dziełem światowego kryzysu. Teraz już patrzę na to inaczej. Gdyby zebrać z całego świata dane makro i mikroekonomiczne, zgromadzić je wszystkie począwszy tak gdzieś od 2000 roku, wprowadzić te dane do standardowego arkusza kalkulacyjnego, który na prostych wykresach pokaże nam, co i jak się zmieniało, bez żadnej zbędnej wyższej matematyki czy algorytmów... Nie trzeba być analitykiem, czy "ekspertem" z Centrum im. Adama Smitha, profesorem Szkoły Głównej Handlowej czy chociażby prymusem z Akademii Leona Koźmińskiego, by stwierdzić, że kryzys po prostu nie miał prawa się wydarzyć i że został on sztucznie stworzony tak, jak stworzono niedawno "epidemię" grypy AH1N1. Wystarczy tylko spojrzeć, kto zyskał na kryzysie, by zacząć mieć pierwsze podejrzenia odnośnie jego prawdziwości. Kto na koniec zeszłego roku wypłacił sobie wielomiliardowe nagrody za 2009 rok, nawet jak jego firma (najczęściej bank) jest w stanie upadłości? Tak, BANKIERZY! To oni, przyzwyczajeni do corocznych nagród w wysokości nawet 250 milionów dolarów (tak, ćwierć miliarda dolarów za prezesowanie + oczywiście wielomilionowa comiesięczna pensja), gdy zaczęły się różnego typu straty to na giełdzie, to na nietrafionych inwestycjach, to w ramach fuzji banków i likwidacji ich stanowisk lub redukcji pensji, zaczęli kombinować, skąd dalej brać forsę "za nic". Podobnie za nic brali pieniądze wszyscy maklerzy na giełdzie, doradcy finansowi, i wielkie rzesze im podobnych "finansjerów". Kilka kliknięć myszką, kilka milionów zarobionych wirtualnych dolarów, kilkaset tysięcy prowizji prawdziwych już pieniędzy. I nagle giełda już nie pędzi do przodu, jak lokomotywa, a stoi, a czasami wręcz wrzuca wsteczny bieg. Pieniążki zaczęło zarabiać się coraz trudniej, coraz wolniej, albo nawet czasami się je traciło. "Białe kołnierzyki" przyzwyczajone do luksusów tanio żyć nie zamierzały - wymyśliły sobie kryzys. Kryzys znaczy chaos, chaos znaczy panika, a z ludzkiej paniki zawsze można zrobić coś pożytecznego. Hitler rozbudził taką nagonkę na to, że Żydzi żerują na niemieckiej gospodarce, a sąsiednie państwa wkrótce pewnie wypowiedzą wojnę III Rzeszy, że udało mu się zrobić to, co zrobił i miliony Niemców wierzyło mu do końca jego "misji"... Sposób na nudę bogacza Na świecie żyją ludzie tak bogaci, tak znudzeni tym, że miliony, miliardy dolarów płyną do nich niekończącym się strumieniem, że postanowili zrobić coś, by "coś się działo". By patrzeć, jaką mają władzę i wpływ na cały świat. To, że siedzą sobie na najwyższym piętrze nowojorskiego biurowca zrobiło się dla nich po prostu nudne. Patrzenie jak na kontach przyrasta im kapitał także, bo przy ilościach pieniędzy, jakimi dysponują, posiadane przez nich miliardy nie mają już znaczenia, nie podniecają, jak ten pierwszy zarobiony przed wieloma laty milion. Dla nich pieniądze są tylko nudną statystyką. Jednak patrzenie, jak przez kilka ich ruchów cały świat się trzęsie, padają przedsiębiorstwa, gospodarki, rządy - to daje tym starym piernikom ostatnią w życiu podnietę i powód do tego, by mieć po co rano się budzić. Nawet nie muszą na tym zarabiać - wystarczy, że wiedzą, że to oni rządzą światem. Zechcą, by za miesiąc dolar by warty 2 złote - zrobią to. Zechcą miesiąc później podnieść cenę dolara na 4 zł - też im się uda. I śmieją się z reakcji naszych ministrów, ekspertów, analityków, ekonomistów, którzy próbują zgadywać, co się stało, i co jeszcze się stanie. To dla nich taki ekonomiczny kabaret. A jak ów kabaret przekłada się na zwykłego Kowalskiego czy Smitha? My, szaraczki ekonomicznego świata, usłyszymy tylko takie ciekawostki, że dzięki kryzysowi ktoś tam kupił w Detroit 160 domów na raz. Czyli całą dzielnicę za cenę jednego domu. To nie on zbił ceny tych nieruchomości do 5-10% ich wartości, ale to on na tym zyskał. Na kryzysie zarobił każdy, kto miał na nim zyskać, z Premierem RP, który mógł się pochwalić najwyższym wzrostem PKB w całej Unii i z Prezydentem Obamą na szarym końcu beneficjentów "kryzysu", który to Prezydent za rok może liczyć na Nobla, tym razem z dziedziny ekonomii za to, że jako pierwszy ogłosił koniec kryzysu. Kryzysu, którego tak naprawdę nigdy nie było... Im prędzej przestanie się mówić o jego istnieniu, tym mniej będzie dowodów, że w ogóle go nie było... A Madoffa "posadzimy" do więzienia na 150lat, by ludzie widzieli, że ktoś za ten cały kryzys został ukarany. Jak wygląda kryzys po amerykańsku? Oczywiście, że psychologicznym efektem domina "położyła się" cała amerykańska gospodarka. Gdy nierobom z Wall Street zachciało się pieniędzy, prezesikom miliardów $ premii i dywidend, to zrobili wszystko, nawet specjalnie zarżnęli swoje firmy, by dostać od rządu miliardy dolarów dotacji, które w lwiej części poszły nie na ratowanie ich przedsiębiorstw, a na wypłaty dla prezesów, v-ce prezesów, i całej tej zasranej reszty. Prezesi zamiast trafić do więzień za doprowadzenie do ruiny prowadzonych przez siebie spółek przyznali sobie premie, za które szybciutko kupili kolejne domy na Florydzie, Hawajach, Bermudach, gdzie będą do końca życia popijać drinki ze szklaneczek z parasolkami. Jak wygląda kryzys dla statystycznej amerykańskiej rodziny? Prócz WIELKIEGO psychologicznego napięcia wygląda... NIJAK! Oczywiście 2 miliony rodzin żyje teraz bez domów, bez pracy, ale pozostałe 100 milionów rodzin jakoś "daje radę". Oni po prostu nie potrafią gospodarować pieniędzmi, które zarabiają. Amerykanie są w tym względzie po prostu nie do pobicia! Polak zarabia 1000zł, wydaje 1500 i jeszcze coś mu pozostaje. Amerykanin zarabia 2000$, wydaje 2000$ i jeszcze mu zostaje... kilkaset dolarów debetu na karcie kredytowej. Każdy, ile by nie zarabiał, to i tak zawsze będzie żył od piątku do piątku (odpowiednik naszego od pierwszego do pierwszego). Konsumpcja w tym kraju sięgnęła takiego poziomu, że dla nich kryzysem jest to, że nie mogą samochodu wymieniać co rok (oczywiście tylu samochodów, ilu jest członków rodziny), a co 2-3 lata. Że na wakacje nie mogą polecieć na miesiąc do Europy, a jedynie na tydzień na Dominikanę. Że do posprzątania swojego domu nie mogą już zawołać sprzątaczki, ale muszą zagonić jakiegoś swojego otyłego dzieciaka. Że liście sprzed domu muszą grabić sami, a nie wzywać do każdego opadniętego listka ekipę sprzątającą. Że na obiad do restauracji nie mogą iść codziennie, a tylko raz, dwa razy w tygodniu. Kryzys? Spróbujcie znaleźć miejsce w dowolnej restauracji w jakikolwiek wieczór, o weekendowych nawet nie wspominając. Spróbujcie znaleźć miejsce parkingowe przed kinem, w którym wyświetlają jakiś nowy film. Film Camerona - "Avatar" zarobił w dwa tygodnie w samych tylko Stanach ponad miliard dolarów, a ma zarobić w sumie 4mld $. Na przedświątecznych wyprzedażach sprzedawało się tyle sprzętu elektronicznego, a szczególnie telewizorów LCD, że ich po prostu... zabrakło. Kryzys? Nie rozśmieszajcie mnie! Kilka tygodni temu usłyszałem kwintesencję amerykańskiego stylu życia. Rozmowę dwóch młodych Amerykanek. "Oj, sorry, ale nie mam ani centa, bo ostatnie swoje pieniądze wydałam na śniadanie". Jakby jakieś centy jej zostały, to wydałaby je na jakąś lunchową przekąskę z automatu, albo chociażby na kawę. Pieniędzy w USA po prostu się nie ma (ze względów praktycznych - bo często się gubią, a drobniaki są ciężkie, i ze względów bezpieczeństwa - bo posiadaczy gotówki się napada w celach rabunkowych). Posiada się zatem karty kredytowe, na których najczęściej też się nie ma pieniędzy, a debet. Tu zarabia się, by konsumować i by raz na jakiś czas spłacać coś ze swojego zadłużenia. Gdy poszedłem do kasy w Kohl's regulować moje zadłużenie z karty wynoszące 39,56$ i dałem pani w kasie 50$, to ta nie mogła uwierzyć, że chcę zapłacić całość? CAŁOŚĆ? Ale przecież nie musisz wszystkiego płacić na raz, dziś, wystarczy zapłacić to wymagane minimum - 5$ i resztę możesz zapłacić w ciągu kolejnego miesiąca bez żadnych odsetek. Amerykanin oczywiście by przystał na taką propozycję, za pozostałe mu 35 dolarów kupił kolejny ciuszek w Kohl's albo poszedł na lunch i... I tym sposobem ulatnia się kilka miliardów dolar

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Ginter
W trybie dziennym i to na uczelni państwowej ;]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość And_90
A co studiujesz?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×