Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Platoniczna

Mężatki zakochane...nie w mężu...

Polecane posty

Gość Enia2
Ludziom mylą się dwie sprawy... zakochanie i miłość... Wy tu wszyscy jesteście zakochani w wyidealizowanych obiektach swoich uczuć. Mi właśnie pomogła mi właśnie myśl, że to idealizacja.. Choć obiekt moich uczuć wydawał się doskonale mnie rozumiejący, bo podobny do mnie... Ale my obiekty swych uczuć znamy tylko z zewnątrz.. żyjemy tylko z nimi przez chwilę.. nie mamy ich na codzień, nie “pierzemy skarpetek” Choć swymi żartami- flirtami bawiliśmy się świetnie i czułam, że on też jest we mnie zakochany - powoli zaczęła dochodzić do mnie świadomość, ze tak naprawdę ani on mnie nie zna ani ja jego.. on nie mówił mi o swoich małżeńskich problemach, ani ja o swoich.. A tak naprawdę każdy je ma... tyle, że nie należy podchodzić do nich życzeniowo, ale spróbować rozwiązać... czasem jest to trudne i jest ciągłą walką... tymbardziej, gdy jedna z osób jest uparta, i lubi mieć wszystko pod kontrolą bo obawia się, że utrata kontroli spowoduje zawalenie się jego świata.... Uczucie do 2 mną swego czasu targało.. Miałam nie raz chęć w chwili kryzysu trzasnąć drzwiami i pójść sobie do osoby której się podobałam, która działała na mnie kojąco.. Ale nie podejmowałam takich kroków, akceptowałam to uczucie, cieszyłam się że mam wybór i myśl o nim pomagała mi przetrwać..Dziękuje mu za to, że był wtedy gdy tego potrzebowałam.. A 2... nawet nie wiedział o tym jak mi źle. Może się domyślał ale nie wiedział. W moim przypadku nastąpił zwrot gdy powiedziałam, o moim uczuciu mężowi. Zrozumiał bo sam przez chwile zauroczenia inną osobą przechodził tak samo, lecz nie mówił mi o tym.. Na szczęście myśli podobnie do mnie. Zastanawiał się tak jak ja - zdrada i co dalej... Nie daje to gwarancji, że nowy partner okaże się lepszy, a nie pomoże w budowaniu stabilnego satysfakcjonującego związku. Zdajemy sobie sprawę, że kryzysy są tego przyczyną... gdyby nie one nie spojrzelibyśmy w drugą stronę... nie bylibyśmy tacy łasy, na cudze zainteresowanie nami... Nie było łatwo nawet potem. Jak się okazało dobrze zrobiłam, że powiedziałam męzowi, bo ktoś był potem uprzejmy donieść o mojej rzekomej zdradzie i rozbijaniu rodziny, choć tak naprawdę to był niewinny flirt i oboje wiedzieliśmy że do zdrady nie dojdzie, ze względu na rodziny. Mąż przez telefon zachował się wzorowo, choć wybił go z równowagi. Do dziś mąż obawia się, że zmienię zdanie, bo wciąz pracuję z tamtym (mimo, że go uspokajam, zgodnie z prawdą, ze mam do tamtego przyjacielskie uczucia) Ale to zmusza do pracy nad związkiem.. Rozważcie wszyscy czy to warto brnąc w takie uczucie, które przeminie, czy warto rozpamiętywać i karmić się mrzonkami o lepszym życiu... Statystyki pokazują, że gdy rozwiedziemy się, następny partner jest podobny, albo się taki pod naszym wpływem staje.. Bo niestety w każdym związku kiedy się coś nie układa winę ponoszą oboje... albo przez to co człowiek robi, albo czego nie robi a powinien...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość do enia2
Enia oczywiscie że nie warto ja to wiem ty to wiesz ale te wszystkie mimozy z tego topiku niestety nie :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Enia2
Wybaczcie... być może nie nadaję się do waszego towarzystwa.. bo już to przeszłam, a nie przechodzę.. ale musiałam to napisać, aby wyjaśnić co mam na myśli w tym chaotycznym opisie... Może moje doświadczenie da wam ukojenie i zrozumienie co z wami się dzieje... Moderatorzy nie reaguja na moją prośbę o kasację moich poprzednich postów...dlatego musiałam dokończyć to co niefortunnie zaczęłam...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Enia2
do Enia2 - dzięki za wsparcie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość do enia2
to ze nie reaguja to nic dziwnego, one daly sie porwac i roztrzaskac temu uczuciu na kawaleczki, ty nie, wiec w zyciu tego nie zrozumieja, wszak milosc jest ślepa, nie przejmuj sie, ty rozrozniasz zauroczenie d uczucia one juz sie pogubily i maja problem, ciesz sie ze nie masz takich problemow , pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
--do enia2---jak dobrze, ze są tak wszyskowiedzacy, wspaniali ludzie jak TY, a przede wszystkim z taka mardoscią..pogratulowac... a mimozy prosze zostawic w spokoju, to ich ciało jest rozwalane na kawałeczki, nie Twoje, wiec o co chodzi..? --Enia ,juz Ci , chyba pogratulowałm, udało Ci się odwrócic od tego zauroczenia, naprwde szczerze sie cieszę, i zycze wszytkiego naj.. Dla Ciebie to był tylko flirt..nic nie znaczacy, uczucie do meza dalej w Tobie tkwiło,moze troszeczke zakurzone, ale było, inaczej , pochłoneło by Cię jak innych.. Masz rację,trzeba odróznic miłość od zauroczenia.Tylko , ze ja znam wady mojej 2, i nie jest ksieciem z bajki, jest człowiekiem z wadami i zaletami, racja , ze nie dane mi było poznac go na codzień,ale czy to jest wyznacznikiem miłosci...?Myslisz, ze kobiety, które tyle przeszły w \"zwiazkach\"\' z 2, tkwia tylko w \'\'tym\'\' z powodu zauroczenia..? Rozumiem , ze sa definicje miłosci:dojrzała, rodzicielska, toksyczna itp..ale dla kadego jest ona czym innnym..i kazdy na swój sosób ją przezywa i interpretuje....Ja wiele razy sie zastanawiałm nad swoja interpratacją miłosci, ogólnie...i wiesz to nie jest prosta sprawa..? jest piękna miłosc wyidealizowana, o której tyle w ksiazkach, filamachi poradnichach..ale rzeczywistosc jest całkiem inna, jest o wiele trudniejsza, bardziej pokrecona.. Ja walcze o swój zwiazek, ale myslisz, ze to takie proste..? Czuje sie czsami jak robot, pragne i stam się zeby było pieknie i tak \'\'miłosnie\'\', ale nieraz buntuje się wszystko we mnie i powiem Ci jak mojej 2 nie ma, jest jeszcze gorzej, on był siłą napedową, chciałm walczyc..chciałam , byc dla meza miła i taka wsapniła, wyrozumiała, zapomniec wszystkie krzywdy,i nawet mi sie to udało, poniewaz maz na nowo zauwazył we mnie kobiete, teraz jestem dla niego wszystkim, tylko gdzie była ta jego miłosc jak sciagnał mnie na dno..ehhh, nie bede sie znowu rozpisywac, bo kto jest w stanie zrozumiec co sie dzieje w \'\'we wnetrzu \'\' nas samych, jezeli my sami , czesto sie gubimy... Najprosciej jest powiedziec \'\'mimozy\'\', głupie i tp...tez tak mozna, ocenic i do tego uznac, ze to wszystko głupota..niech tak bedzie..jezeli to komus sparawi radochę..prosze bardzo...ale zycie jest przewrotne, i dla kazdego znajdzie jakąs zagadkę do rozwiazania..przewróci swiat do góry nogami i dopiero bedzie wtedy dylemat ..co dalej..?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość POPROSTU ON
Widocznie sama nie kochała - moze nie wie jak to jest

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość a moze kochała
tylko tą właściwą osobe :P

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość oj brzydalku ja ja ciebie koch

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość oj brzydalku
jak ja ciebie kocham. tak mialo byc. bardzo cie kocham.:( smutno i zle mi bez ciebie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość oj brzydalku
i sie poryczalam. prosze sie nie smiac

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Enia 2
Szkoda z wami gadać, chciałam pomóc.... no cóż... Poprostu on..-tak naprawdę to chyba wy nie wiecie co to miłość, co to kochać. Zal mi was, bo chyba nie poznacie, wolicie te iluzje i tak naprawdę nie chcecie się od nich uwolnić więc "romantycznie" cierpicie.. A ja stan zakochania dobrze znam. byłam zakochanana na początku w swoim męzu tak samo jak w drugim potem, tyle że miłość do męża się rozwinęła w troskę o jego dobro, potem o dobro rodziny choć nie było łatwo o wzajemną dojrzałą miłość... czułam się trochę niespełniona stąd ten kryzys, który się potem pojawił ... Ja to wszystko przeszłam co wy panie i panowie i doskonale wiem o czym piszecie... Może nie miałyście okazji poznać stanu zakochania przed ślubem ze swoim męzem. Może wasze małżeństwa są z rozsądku... Stan zakochania nie gwarantuje super przyszłości z drugą osobą z czasem klapki spadają jak przyjdzie z 2 żyć na codzień... taka prawda..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Enia 2 widzisz na Ciebie w domu czekał mąż, gdy powiedziałaś mu prawdę zrozumiał, znaleźliście wspólne rozwiązanie, ale w Tobie cały czas były uczucia do męża, znalazła sie wzajemna miłość dojrzała... a co byś zrobiła gdyby tej miłości dojrzałej nie było, gdyby mąż nie zrozumiał twoich uczuć skierowanych do kogoś innego, gdyby twój dom nie przyniósł ukojenia..... gdyby w tobie nie było już uczuć, stłamszonych przez lata małżeństwa.... to byłoby zbyt proste gdyby te nasze 2, były tylko lekarstwem na szarość dnia, gdyby można było powiedzieć \"już wystarczy amorów wracam do męża, troszkę pocierpię ale znów z nim będzie cudownie\"... bo może okazać się że wcale nie będzie cudownie, ani przynajmniej spokojnie..... 2. też nie są gwarantem szczęścia.... nic nie jest.... ale serce cierpi, rozum czasem podejmuje decyzje czy słuszne nie wiem? chcę wierzyć że tak....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość 30 stka
Pisałam juz jakis czas temu,ten kto sledzi uwaznie ten topik na pewno natknał sie na moje wypowiedzi....rok temu tez pisałam takze, ale pod innym nikiem...byłam po tej stronie "barykady" co wiekszośc z Was....zakochana do szaleństwa w 2 sądziałm ze jedynie spotkania i kontakt z nim dadzą mi prawdziwie szczescie...niz bardziej mylnego...co to jest szczeście????czy warto te kilka chwil spędzonych razem okupic pózniej takim cierpieniem....czy bedzie mi dane kiedyś popatrzec w oczy meza i ujrzec w nich ten blask,który był kiedyś?bywaja chwile kiedy od nowa widze ze wracaja do niego te koszmarne wspomnienia związane z moja osoba i zdrada która trwała pare miesięcy..ja tak naprawde teraz dopiero zdaje sobie sprawe ile on musiał przejsc...kiedy opowiadał mi ze budzac sie rano miał wrazenie ze własnie zasypia i pograza sie w niekonczacym koszmarze,wraca to do niego,wtedy znowu widze ten BóL..napływaja mi łzy do oczu..on przeprasza i usprawiedliwa sie ze zapomni -to kwestia czasu...tak przebaczył mi , gdyz mnie bardzo kocha...pogubilismy sie troche przez te lata trwania naszego małzenstwa,ale nasze uczucie nie umarło..(jak sadziłam swego czasu)zostało tylko pokryte warstwa chwilowego zapomnienia....oddalilismy sie od siebie,ja sadziałam jak wiekszosc z Was,ze przestałam byc juz dla niego atrakcyjna...ale nic nie robiłam aby go czyms miłym i nietuzinkowym zaskoczyć....ech...mysle ze kazdy skutek ma jakas przyczyne....gdybym czuła sie dobrze w swoim zwiazku,na pewno nie dopusciałbym sie jakiejkowiek zdrady czy emocjonalnej czy fizycznej....to oczywiste...teraz jest naprawde dobrze...tylko zastanawiam sie czy naprawde musiała zaistniec w moim zyciu 2 aby poprawiły sie tak diamtralnie relacje z moim mezem???.....wiem jedno,nalezy o wszystkim mówic otwarcie,szukac wspólnie rozwiazac i cały czas rozmawiac,rozmawiać....czasami z jakis niedmoówien mozna wybudowac sobie całkiem błedna ideologie na swój temat(tak było w moim przypadku)...... koncząc pragne przestrzec te wszystkie Panie zakochane w 2..................pomyslcie przez sekunde,jak będzie czuł sie Wasz mąż,kiedy dowie sie o przyprawionych rogach....wytrzyma to ponizenie?-nie oszukujmy sie ,dla faceta to straszne ponizenie i upokorzenie.Jezeli w porę sie otrząsniecie moze uda sie uratowac Wasze związki,u mnie przyszło opamietanie wówczas kiedy moj maz po bardzo długim czasie od chwili kiedy powiedziałam mu o 2-zaczał nawiazywac kontakty z innymi kobietami DOPIERO TO MNą WSTRZASNEłO I UZMYSłOWIłO ZE KOCHAM TYLKO JEGO...moge tylko podziekowac losowi,ze nie zakochał sie w zadnej dzieki temu jestesmy razem,bardzo mnie kocha nadal,choc wiem ze pewne rzeczy bola i pala jego serce..wierze jedynie ze czas ukoi rany PROSZE ZASTANóWCIE SIę NAD TYM CO NAPISAłAM.......Faceci tez bardzo cierpią... Enia,jest duzo racji w tym co napisałaś...szczególnie fakt,iż tak naprawde zadna z nas nie zna tak dobrze 2 jak 1,te chwile spotkan daja fałszywe pojecie o szczescia...mój mąż stał sie na krótka chwile kims bliskim dla jednej pani i pe chce ze miałam okazje odczytac pare rzeczy które pisała do niego....TO SAMO CHILWE SZCZESCIA I MAGII...zastanówcie sie,Wasi mezowie tez byliby w stanie zapewnic dla swoich kochanek chwile pełne magii i czaru,skoro moga dla nich,na pewno dla was takze,trzeba sie tylko bardziej otworzyc...... ........

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witam. Dziękujemy, za cenne rady z włąsnego doswiadczenia, tylko od zalania dziejów wiadomo, ze słucha sie rad mądrych, lecz czy się do nich stosuję...?hmmm... Kazdy przechodzi dany stan emocjonalny na swój sosób, innym to przychodzi szybciej innym wolniej.Dajmy kademu sznsę na odnalezienie własnej drogi do odnalezienia siebie i sensu zycia, mimo , ze moze najpierw musi się sparzyc, i załować....a nawet wyc z bólu za straconymi złudzeniami...Ale to jest kadego indywidualna sprawa... Ja tez wiem , jak trudno do kogos dotrzec, jezeli zyje w swoim swiecie, jezeli nie jest pewny co kryje sie za tym ,\"pózniej.\"... Wam sie udało w pore \'\'obudzic\'\', przy pomocu Waszych partnerów, nie kazdy ma na to szanse..sam musi sie borykac z pewnymi kwestiami.. Wię dajcie kademu isc własnymi sciezkami, nawet tymi bolcymi...to ich zycie, ich wybory .... Ja się cieszę, ze komus sie udało, ze jest szczesliwy, bo to daje nadzieję.... Ja sobie cenie ,kazdy wpis na tym forum, oczywiscie oprócz, tych obrzucjacych \'\'błotem\'\', kady na swój sposób,powoduję,ze zaczynam rozwazac rózne stratrgie,ale nie da się przestawic w 5 minut, nie da sie wymazac pewnych rzeczy, chocby nie wiem jak sie chciało.Na wszytko trzeba czasu,duzo samozaparcia, aby osignac stabilizacje i spokój ..ale czy szczescie takie prawdziwe???? tego nikt nie jest pewny do konca. Pozdrowienia dla stałych bywalczyn...i naszego bywalca...🌼 XYZV--odezwij sie co u Ciebie???..ostanio myslałm o Tobie🌼 Pinezia--Ty sie kobietko trzymaj, zebys sie nie rozchwiała bardziej:):)dasz rade jestes sinla babka... Fabien ---jak wrócisz daj znac... złora Rybko---pozdrawiam.. czarna agnes--jak dzisiaj u Ciebie? ..u mnie róznie ale zyje ndal, budze sie w nocy ...i pierwsza mysl o nim, czuj jak by mnie ktos budził swiadomie,rano obudziłam się sniac o nim,ehhh...wypierasz z mysli , to w snach sie objawia.. inna-ona--moze u Ciebie chociaz lepiej... A ja mam chec dzisiaj pomarudzic, czemu zawsze mam byc twarda, sila...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
zakręcona... U mnie dziś rzeczywiście lepiej... Ale nie z powodu 1 ani 2... Z powodu wczorajszego przypadkowego spotkania z kolegą z dawnych lat... Oderwało mnie od moich problemów i wywołało ogromnego banana na mojej twarzy :D Pozdrawiam Was dziś wyjątkowo z usmiechem na twarzy :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
dla wszystkich 🌻 zakreconaa każdy ma prawo na słabość i marudzenie , a te strony są do tego stworzone, więc jeśli chcesz marudzić zapraszam.... nie widziałam się z 2. od poniedziałku, tylko słuzbowe rozmowy przez telefon, wiec było troche spokojniej, ale dziś znów w pracy więc czekam, już serce mocniej bije... ciągle mam marzenia, ciągle nadzieja jest we mnie i nie potrafię jej wygonić, a może tak naprawdę nie chcę.... widzisz u mnie też tak było gdy 2. był koło mnie wbrew wszystkiemu starałam się bardziej by ocalić mój związek z 1., może w ten sposób zagłuszałam wyrzuty sumienia, nie wiem raczej ich nie miałam wcale, ale może to była taka rekompensata za zło które mu wyrządzam.... wczoraj mój mąż znów pokazał gdzie jest moje miejsce, kto w naszym małżeństwie jest najważniejszy, znów płakałam do poduszki, to są sprawy których nie jestem w stanie zmienić, więc znów zamykam się w swojej skorupie by nie cierpieć.... ale teraz wątpie by jeszcze kiedyś ktoś rozbił tą skorupę... miłego dnia dla wszystkich....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość szykuje sie 3ka
?? :P

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Inna_Ona to najlepsze wyjście.... znleźć coś co zajmie umysł, serce, ciało i pozwoli choć na chwilę zapomnieć i niech ten uśmiech na przekór wszystkiemu nie znika z Twojej twarzy.. :-) i ❤️ dla Ciebie może udzieli się reszcie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Enia2
Dziękuje ci 30stka za twój post.. Wyprzedziłaś mój kolejny post. Ja niestety mogę pisać głównie rano.. Myślicie panie, że obeszło się to bez bólu i problemów...bo tak gładko z dystansu teraz piszę... Ze teraz jest wszystko och i ach.. To nie tak... W którymś z moich postów piszę, że mąż nadal się obawia, że moje serce ucieknie gdzieś ... Jak cała moja przygoda się zaczęła tak samo myślałam, że we mnie już nie ma uczuć do niego, bo dobijałam się, dobijałam i nic... żadne rozmowy nie przynosiły efektu....mąż zawsze musi robić wszystko po swojemu.. nie zwracając uwagi na zdanie innych... taki już jest i to nie wynika z jego złej woli... ale ja miałam tego wszystkiego dość zwłaszcza jak pomyślałam, że tak ma być do końca mojego życia... ciągnęłam to bo dzieci, bo wspólne zobowiązania itd.. ale myślami byłam przy tamtym, myśli krążyły wokół tego co tamten mi powiedział , jak mi miło było rozmawijąc z nim jakby fajnie było.. po prostu rozmarzyłam się.. nie moglam skoncentrować się na obowiązkach... aż mąż zapytał się co się dzieje... no i w końcu opowiedziałam fakty, że ze moje myśli są przy tamtym i że musimy coś z tym zrobić... nie przyjął tego z lekkim sercem.. ale porozmawialiśmy szczerze i to się dla niego liczyło.. i całe szczęscie, że do tej rozmowy doszło, bo potem znalazł sie ktoś uprzejmy donieść jak się świetnie bawię w pracy i dorzucił od siebie parę pikantnych szczegółow.. czy wy naprawdę myślicie że takie coś można łagodnie przejść???? czy mój mąż przyjął to spokojnie?? jak myślicie? czy ja miałam spokój w domu? Nie kochane .. czułam się tak jakbym musiała udowadnić, że wielbłądem nie jestem... że do zdrady nie doszło.. ale miałam czyste sumienie.. więc nie robiłam tego...musiałam się dystansować do tego, aby mąż mógł to sobie poukładać...a to nie było łatwe.. Mąż pilnowal mnie przez jakiś czas na każdym kroku, aż ponownie mógł zaufać... I myślicie, że teraz jest świetnie... jest dobrze.. ale to doświadczenie uświadomiło nam to co piszą w wielu ksiązkach... nad małżeństwem trzeba pracowac a nie tylko wziąc ślub i już... a zwłaszcza mojemu męzowi.. tyle że ja nie miałam zamiaru go zdradzić. Miałam te emocje, ale zdawałam sobie sprawę że to tylko emocje. Jak już - gdyby sprawa okazała się beznadziejna -to najwyżej wpierw bym zakończyła ten związek małżeński (i licząc się z tym, że zostanę sama) i nie próbowałabym niszczyć drugiego związku... Wyraźnie oddzieliłam od siebie te dwie sprawy... To, że wiemy jak powinno być nie uchroni nas przed emocjami... ale przecież jesteśmy ludzmi mamy rozum i wolną wolę ... trzeba starać się aby ta wola była rzeczywiście wolna i decydować bez emocji... I wiedzieć co tak naprawdę jest w życiu ważne.. Czy rzeczywiście chcemy pogrzebać ileś tam lat wspólnego życia, na cmentarzu nowego zauroczenia... Na prawdziwe szczęście trzeba sobie zapracować...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Enia2
Nie odpowiadajcie na ten post... Nie będę was już męczyć... Mam nadzieję, że pomogłam w refleksji... Życzę wszystkim tutaj powodzenia w życiowych rozterkach, abyście umieli wyjść z tego i odnaleźli swoją ścieżkę

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Enia2
Inna ona - :) sorry, sama widzisz... to tylko emocje... czasem trwają pięć minut

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Enia2 ---> Ale te emocje powodują, że czuję, że żyję, a nie egzystuję. Chciałabym zawsze tak sie czuć :) Nawet jeżeli trwaja 5 minut, to dodają kolorów do otoczajacego świata.... czarna agnes ---> Masz rację.... Tym większy skarb, ze nie wywołany 2.... :) 🌼 dla Ciebie (bo nie umiem innych znaczków robić ;()

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Lejla000
Słuchajcie kobietki, przepraszam że się wtrącę, nie czytałam wszystkich stron topiku z góry za to przepraszam, ale chcę swoje "3 grosze" dodać.Mianowicie, czytałam tu wypowiedzi kobiet, które radzą, żeby przemyśleć wszystko zanim wpakuje się w romans, żeby pomyślec o mężu dzieciach itp, o tym że mąż będzie cierpiał, pamiętać o swojej do niego miłości...no dobrze, ale sluchajcie co robić w sytuacji, gdy nagle zdajemy sobie sprawę z tego, że NIE KOCHAMY męża??? Że kochamy 2-kę?? Ja wiem że to straszne, ale w moim przypadku okazało się, że tym "zauroczeniem" był mąż, a nie ten drugi.... Tego drugiego kocham od jakichś... 14 lat, to moja niespełniona, nieszczęśliwa miłość która nigdy nie miała okazji porządnie się rozwinąć z róznych powodów. Poznałam w międzyczasie mojego obecnego męża, zakochałam się w nim, mimo że tak jakoś czasami... nie byłam pewna tego zakochania, i tego czy to jest "TO". No ale pobraliśmy się, jest dziecko, wydawało mi się (naprawdę tak mi się wydawało!!) że go kocham. No ale mijały miesiące, lata... i nagle zdałam sobie sprawę z faktu, że jakoś ... przestałam czuć tę miłość :( :( :( c.d.n.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Lejla000
No, więc ciąg dalszy: muszę tu wspomnieć, że ten mój maż jest naprawdę wspaniałym człowiekiem... czułym, wrażliwym, kocha mnie ponad życie i codziennie mi to powtarza. Tym bardziej nie chciałabym go ranić... ale co mam robić gdy kocham innego??? Ten drugi jest równie wrażliwy, obrażalski, równie mocno kocha i ma tysiąc różnych zalet i wad, jak każdy z nas, najważniejsze jednak że ja go kocham ponad życie... :( jak to się mówi, skoczyłabym za nim w ogień.... :( :( :( Co ja mam robić?? Czasami nie wytrzymuję i płaczę, płaczę, płaczę... no ale co mi ten płacz pomoże?? Mojego męża uwielbiają wszyscy znajomi. Jest przystojny, sympatyczny, a przy tym można na nim polegać... no i jest wierny. Kiedy tylko znajomi dowiadują się, że np. kłócimy się, natychmiast zaczynają się pouczania i wykłady: jak możesz się z nim kłócić?? Jest taki wspaniały, tak bardzo cię kocha... pogódźcie się, musicie być razem jesteście idealnym małżeństwem... I tak dalej. No i tak tkwię w tym beznadziejnym układzie, i nie wiem co robić, cierpię strasznie. Nie chcę ranić męża, on jest przekonany że będziemy razem do późnej starości, bardzo mnie kocha... ale do cholery, co z moimi uczuciami??? Proszę niech ktoś się wypowie... :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×