Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

suri

a my rodzimy w sierpniu 2007!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Polecane posty

Aniusiek-bardzo Wam wspolczuje zwlaszcza ze wy teraz macie taki piekny okres a tu takie nieszczęscie,mam nadzieje ze dojdzie mąz do siebie bo tak jest kolej niestety zycia nigdy niewiadomo co nas czeka.........

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
anusiek...bardzo mi przykro..widzisz, taka kolej rzeczy...jedni się rodzą..a inni odchodzą.... ja tylko napiszę że od piątku mam zastój pokarmu, ból jak cholera, gorączka sięgała 39 stopni, nie do opisania dziewczyny..wylądowałam na pogotowiu, jestem na antybiotyku...jak dojdę do siebie to napiszę więcej

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
hej :) wpadlam sie przywitac i podziekowac wszystkim wam, ktore trzymaly za mnie kciuki :) dzisiaj wrocilam ze szpitala i musze sie troche odnalezsc :) jak tylko bede mogla przesle fotki :) pozdrawiam :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej dziewczyny. Smiglo witaj w domu z maleństwem. Czekamy na zdjęcia. W końcu i Ty się doczekałaś. Jak tam na brochowie po tym zamknięciu? To ja po krótce opiszę swój poród, skoro już wszystkie urodziły. Więc 23 siedziałam sobie jeszcze wieczorkiem ze znajomymi, bo wyjeżdżali na wakacje i przyjechali się pożegnać, na wyjście wygłaskali mi brzuszek, bo jechali na dwa tygodnie i wiedzieli, że jak wrócą będę już rozpakowana. Potem sobie siadłam do internetu, bo Mirek poszedł do pracy na nockę i pogadałam z koleżanką. Pytała, czy coś się zapowiada, ja jej mówię, że nic zero jakichkolwiek objawów. I ok. 12 poszłam spać. Wstałam jeszcze na siku o 2 w nocy i potem śpię sobie śpię i nagle ok 3 przez sen myślałam, że sikam :-) Wyleciałam z wyra jakbym brzucha nie miała, tak to się zawsze rozbujać musiałam a tu ciach i już była w łazience. Ale nie dobiegłam he he, przy drzwiach wody chlusnęły mi na podłogę, patrzę sama woda, czyli spoko, nie ma zielonych wód. Potem myślę, może się zesikałam jednak hi hi, ale mówię, nieeee trzeba jechać. Zadzwoniłam po Mirka do pracy, żeby sie nie spieszył za bardzo, bo skurczy jeszcze nie mam. Dopakowałam torbę, wymyłam się i pojechaliśmy. Zadzwoniłam wcześniej czy są miejsca ale okazało się, że tylko na korytarzu na patologii jest wyrko. No ale co mówię jadę, nie chcę gdzie indziej. Na izbie przyjęć wredny babsztyl do mnie mówi, co mam robić, takim tonem, że myślałam, że zabiję. Proszę się położyć na kozetce, patrzę są dwie, to mówię, gdzie tutaj?? A ona, przecież mówię na kozetce. No kur... mówię do niej już chamskim tonem, że są dwie, i codziennie nie rodzę, że akurat mam wiedzieć na której leżeć. Popatrzyła na mnie wredota spod byka, zadzwoniła po lekarza, rzuciła koszulą z rozpierdkiem po pępek coś tam burknęła, oj mówię wam straszna baba. Po czym wleciała jakaś dziewczyna zgięta w pół i mówi, mam krwotok coś sie dzieje (ale w ciązy nie była) a ta do niej, nie widzi pani, że mam pacjentkę, proszę zaczekać za drzwiami. Kurcze myślałam, że dziewczyna umiera a ta jej \"proszę czekać\" Echhh. DObrze, że lekarka przyszła chociaż miła. Jak mnie zbadała, to jeszcze wody chlusnęły i kazała mi podpisać, że zgadzam się na leżenie na korytarzu. I zawieźli mnie na tą patologię na korytarz i mojemu Mirkowi kazali jechać do domu, bo narazie nic się nie dzieje i jeszcze długo do porodu. Więc tak sobie leżę sama i tu nagle skurcz, ja za poręcz ściskam, gniotę, ale na szczęście przeszło. Była 5 rano. Za 10 min to samo, za chwilę za 8. Boże ale ból. Na ktg skurczy brak, a ja myślałam, że mi nerki w pleców wychodzą. Jak się później dowiedziałam, że to bóle krzyżowe, to stwierdziłam, że porody nie są rodzinne, bo moja mama, ciocia, kuzynka to ciach ciach i już było po wszystkim. I tak leżałam z tymi bólami już co 8 min i czekam co dalej. O 8 zmiana warty i nikt nie wie, czemu tu leżę. Poszłam do położnej i mówię, że mam skurcze a ona, że zaraz będzie obchód. Po czym wpadła ekipa z 5 facetów okna wymieniać w sali obok mojego wyra, przeciąg, wieje, poszłam połazić. Wracam, a tam kabel od jakiejś wietrarki przewieszony przez moje łóżko do kontaktu nad nim, no kur.... Ja tu ledwo łażę, a tu wiercą, stukają. faceci jacyś łażą a ja w tej seksi piżamce i legniną w kroku bo wody kapią. Wkurzyłam się na maksa. Zrobili tą salę i przychodzi pielęgniara i mówi, że zaraz tam panią położymy bo sala zrobiona, a ja w tym momencie znowu wbiłam się w poręcz bo miałam skurcze. A ona oooo co pani tu robi ze skurczami, będzie obchód to zobaczymy. Jezuuu myślałam, że zwariuję. W końcu obchód, poszłam na badanie, rozwarcie na 2 palce, lewatywka i proszę iść na porodówkę. Zadzwoniłam po Mirka, w tym czasie posiedziałam na kibelku i mówię, że już mogę iść, tylko niech mi ktoś te torby pomoże przenieść, wzięłam jeden kurferek z kosmetykami a przecież torby nie będę dźwigać. A babka mówi, co pani, przecież nikt tego tu nie ukradnie. No żesz ty..... A pani wie, że miejsc nie ma na porodówce i może pani rodzić na korytarzu i z dzieckiem tez na korytarzu siedzieć. Wrrrrrr. Ja mówię, że mój maluszek podobno duży, to może od razu mi cesarkę zrobić, a ona, a pani co, za nas decyduje. Na szczęście na porodówce było miejsce, godzina 9 skurcze co 5 min, krzyż napierdziela boli jak diabli. Mirek przyjechał, przytargał te torby bo sobie tam tak stały w tym kurzu co to budowlańcy okna wstawiali, ja już wyję. Położna przyszła, zbadała mnie mówi, że rozwarcie jest ale mogę poskakać na piłce albo iść pod prysznic. Poszłam raz, potem już nie miałam siły. Na piłce jakoś lżej było ale taki ból dziewczyny mówię wam, te bóle krzyżowe to jest koszmar. Wyślę to żeby mi się nie skasowało, a potem dopiszę resztę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Potem pamiętam tylko jak już miałam skurcze co 2 minuty. Patrzyłam tylko na zegarek i tak od godziny 12 ciągnął mi się ten dzień jak diabli. Nie miałam już sił, chciałam się położyć, ale wtedy to dopiero była masakra. Więc zostałam przy tej piłce. Potem patrzę 13, a wydawało mi się, że tydzień minął. Za drzwiami tylko słyszę płacz dzieci, jedna rodzi, druga, trzecia a ja dalej nic. Przychodzi lekarka, ja ją już błagam, żeby mi ceskarkę zrobili, że brzuch mam dalej wysoko, że coś jest nie tak, skurcze od 12 co dwie minuty, że nie mam siły. To dali mi kroplówki na wzmocnienie, nic nie pomogło, jeszcze ręka cała we krwi, bo źle się babka wkóła. I to badanie najgorsze, bo na leżąco. Lekarka z ręką niemalże we mnie mówi, rozwarcie na 7, ale poczakmy na skurcz, i nagle mnie łapie a ona ojjj, to nie skurcz, pani ma krzyżowe a tak to nie skurcz, to za słabe. A ja znowu, jejku zróbcie mi cesarkę. A ona, że no faktycznie mały jest może duży bo jest cały czas wysoko i nie chce zejść. Mówię jej znowu, że mi wcale brzuch nie opadł. Nawet to oddychanie mi nie pomagało, ale dziecku pewnie tak. W końcu o 16 gdzieś myślałam, że już umieram. Przy następnym skurczu krzyknęłam tylko do Mirka, żeby po nią leciał, bo mi się kupę chce he he. Kiedyś czytałam, że jak tak jest to się rodzi, więc miałam nadzieję, że zaraz będzie po wszystkim, ale ona przyleciała hmmm za 10 min, rozwarcie dalej to samo, mały wysoko. Lekarka przyszła i też mnie zbadała i dzięki Bogu usłyszałam, szykujemy do ceskarki. Jejku ale ulga. Myślę, tylko szybko szybko, żeby już skurczy nie było, ale zanim mnie zawieźli, zacewnikowali, to jeszcze kilka miałam. Potem już na sali opieracyjnej, jak dostałam znieczulenie to normalnie taka ulga, że od razu mi uśmiech na twarzy powrócił. Wiecie co, w każdym szpitalu powinno być dostępne znieczulenie, chociaż płatne, a u mnie w mieście nie ma. I tak sobie leżałam, podglądałam w tych światełkach nad głową, czy już mi tam wyjmują mojego Kubusia, biedaczka wymęczonego pewnie. I tak gadu gadu o polityce he he, lekarka się śmiała, że od razu inna kobieta, nie jęczy tylko żartuje i usłyszłam płacz mojego maleństwa. Pierwsze co zapytałam, to czy duży :-) a potem czy zdrowy hi hi, wredna jestem nie. Ale okazało się, że nie ponad 4kg tylko 3680, 53 cm także ok, ale nie chciał wejść w kanał. Podali mi tylko go na chwilkę do ucałowania, moje śliczności, i zabrali na mycie, ważenie itd do taty. I jak się okazało potem mojej mamy, bo zdążyła przyjechać ze strachu. Potem mnie wywieźli na salę, na szczęście miejsce było. I za chwilę przyjechało moje maleństwo do mamusi, taki grzeczniutki i z długimi włosami, jak nie moje hi hi. Ale to moje, kochane. Już o wszystkim zapomniałam, warto było. Ale ogólnie bałagan w szpitalu straszny, nie chcę już o tym pisać, było minęło. Położne róznie, jedne super, drugie wredne, wiadomo jak to jest. W 3 dobie okazało się, że mały ma żółtaczkę, więc zapytali, czy mogą nam inkubatory wstawić do sali i zostaniemy poinstruowane ( z moją współlokatorką, bo jej małą też miała żółtaczkę) gdzie się włącza i będziemy same wkładać maluszki i wyciągać na karmienie. W sumie się ucieszyłam, bo tak bym pewnie stała całą noc tam, gdzie te maluszki leżały, a tak miała go koło siebie i mogłam czuwać, czy okularki nie spadają. Ale nikt nie zajrzał nawet i nie zapytał, czy wszystko ok, czy sobie radzimy itd. Jedna pani pediatra była super, odpowiadała na wszystkie pytania, grzecznie i miło. Inna znowu wredota na maksa, echhhh, szkoda gadać. Ważne, że jesteśmy już w domku cali i zdrowi. Kubuś rośnie jak na drożdżach, tylko je i je, już ma dwie brody hi hi. Ja też juz dochodzę do siebie, chociaz z jednej strony tak mnie ciągnie strasznie, że nie wiem co jest. Położna jak była, mówiła, że coś musieli zbabrać i faktycznie jak mnie szyli usłyszałam, oo coś źle, trzeba poprawić i pewnie to to. Mam nadzieję, że szybko przejdzie, bo ciężko mi ciągle wstawać. Jedno wiem, jeżeli jeszcze kiedyś zdecydujemy się na drugie maleństwo to tylko przez cesarkę urodzę, inaczej już się boję. Do tego wpisali w książeczce zdrowia Kubusia, że może mieć częste infekcje, bo długo przebywał bez wód płodowych w brzuszku, jakby to moja wina była, prosiłam od początku od cesarkę. No ale jest zdrowiutki i rośnie jak na drożdżach. Oby tak dalej. Ale się Wam rozpisałam, a Wy i tak czytać pewnie nie macie czasu za bardzo. Smiglo czekam na Twoją relację.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość rubia1
witam! Czy wasze dzieci robią codzień kupke? Moja mała już drugi dzień nie moze zrobic. Karmie ją moim mlekiem ale tez dokarmiam bebiko.Zawsze robiła nawet kilka razy dziennie.Poza tym ma straszne wzdęcia. Pręży się niesamowicie i przy tym nie może spac bo sie denerwuje. Co mam zrobic czy cos sie podaje dziecku żeby zrobiło kupke?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witam :) Wyrazy współczucia Aniusiek Anakoza nieźle się wymeczyłaś na tej porodówce. Najgorzej jest jak karzą Ci rodzić naturalnie bo może akurat sie uda, a wskazania są do cesarki. Przeważnie konczy się to tak jak u Ciebie. Godziny męczrni. Najważniejsze że wszystko skończyło sie dobrze :) Śmigło czekamy na wieści :) Moje maleństwo przez weekend bylo grzeczne. Wczoraj bylismy u teściów. Cały czas spało budzilo sie tylko na jedzenie. Musiał tylko byc albo na raczkach, albo lezeć w tym samym pokoju co byliśmy my. Towarzyski hehe. Inaczej to płakal. W nocy jak zasnął mi o 12 to wstał dopiero o 6. Spał w swoim łóżeczku z cumlem przez cała noc. ja miałam reke włożoną do niego przez szczebelki. Bo inaczej płakał. Chce oduczyc go spania z nami w łóżku póki jeszcze nie jest zapóźno.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Zmien mleko przedewszystkim skoro dokarmiasz na bebilon jest moim zdanime lepsze lekarka mi polecila ze po nim nie ma takich zatwardzen.A najlepiej bys zrobila karmiąc tylko piersią no ale nie zawsze sie da..........zresztą moj maly robi kupe po kazdym jedzenia ale niezle sie namęczy zeby zrobic-pręzy sie,czerwienieje jednak jelita takiego malego czlowieczka są poprostu niedojrzale

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
🖐️ Aniusiek przyjmijcie wyrazy wspolczucia :( Ja troche podobna sytuacje mialam jak urodzil sie Macius,bo po niespelna dwoch tygodniach od jego urodzenia zmarl moj dziadek,nagle :( Smiglo wracaj do na :) Ankakoza to ladnie sie nameczylas i widze,ze tak jak u mnie maluszek nie chcial wejsc w kanal :) My wczoraj bylismy w parku zwierzat.Jest to park w lesie na ilus hektarach i sa zwierzeta mnostwo ich tam bylo (niedzwiedzie,lamy,rysie,borsuki,sarny,jelenia,itd) Maciek byl wniebowziety,bo on uwielbia zwierzeta.Spacerowalismy 3godziny,bo tyle tego tam jest,a Nicolas slodko spal.Wieczor bardzo bolal go brzuszek bo nie mogl zrobic kupki,nic nie pomoglo,masowanie,noszenie,suszarka,kladzenie na brzuszek,termometr,koperek,az skonczylo sie na czopku i zrobil kupke i jak reka odjal.Ladnie spal w nocy i juz zwieksza sobie czas miedzy jedzeniem.Teraz slodko spi,ale troszke jeszcze go pobolewa brzuszek. A ja chyba wpadlam w jakas depresje :( Ciagle chodze i placze,nie moge na siebie patrzec w lustrze,wmawiam sobie,ze meza nie obchodze,ze nie jestem dla niego atrakcyjna,robie mu ciagle wojny :( A on wszystko znosi ze stoickim spokojem i tlumaczy mi,ze to nie prawda i blebleble a ja dalej swoje :( Na jedzenie nie moge patrzec bo od razu mysle,ze przytyje.Kurcze myslalam,ze o takich rzeczach tylko mozna przeczytac w kolorowych pismach,a nie ze mi sie to wlasnie przydazy :( Dobra nie bede Was zameczac. Przesylam Wam foki z naszej wycieczki

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Anusiek - szczerze współczuję, że w takim pięknym okresie waszego życia wydarzyła się taka tragedia ankakoza - fakt, rozpisałas, się, ale udało mi się przeczytać całość :) ja też niedługo opiszę wam swój, ale na razie nie mam czasu, a to troszkę pisania... a młode nie chce spac ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Oj widzę że nie tylko mój skarb nie chce spać a jeżeli już to u mnie na rękach :-( Na razie nic nie mogę zrobić bo mi tomcio nie pozwala. Nie wiem czy on ma taki charakterek czy go tak nauczyłam. a usypianie to koszmar. Mogę pomażyć o tym że go położę i sam uśnie i nie potrafi sam sobie leżeć i się rozglądać. Nie wiem czy jest jeszcze za mały czy rozkapryszony. Nawet na rękach potrafi cały czas płakać. Jak się zachowują wasze dzieci?? Wysłałam wam zdjęcia zrobione wczoraj.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Agunia moj maly tez najlepiej by non stop byl na raczkach,ale ja wiem co to znaczy pozniej,bo tak nauczylam Macka i teraz jestem bardziej rozsadna.Maly na noc usypia sam w lozeczku,tzn.klade go wlaczam przyciemnione swiatlo,karuzele i wychodze.Gdy zaczyna sie wiercic i marudzic wchodze glazcze,mowie do niego i znowu wychodze,jesli zacznie ardzo plkac to biore go na raczki ale tylko po to aby sie uspokoil.Teraz z dnia na dzien coraz ladniej sam usypia.Moja babcia troche nauczla go na raczki i przez weekend chcial tylko zeb go nosic,wiec babcia dostala reprymende,bo pozniej nie dam sobie sama rady :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Wieczorem i w nocy to zazwyczaj zasypia mi przy cycu więc mam o tyle łatwiej, czasem w dzień też mu się to zdarza ale ogólnie w dzień mało śpi.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Agunia dziekuje za zdjecia,slicznie wygladacie.A moj za to praktycznie caly czas spi,ale za to Maciek spal mi tylko w nocy,wiec teraz mam troche odmiany

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
hej dziewczyneczki! pisze na szybko, bo mala śpi i kurczak się gotuje. nigdy w życiu sobie nie wyobrażałam, że jest tyle roboty przy takim maluchu! oczy na zapałki i lekki dołek non-stop. do tego Misia ma strasznie wrażliwy żołądek i ja już nie mam pomysłu na diete dla siebie, bo jak cokolwiek nowego wprowadzam, to mamy ostre sensacje. wczoraj zjadlam troche ciasta drożdzowego i suszonych moreli i noc nieprzespana :( jak sobie radzicie z jedzeniem?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
juliana29 bidulo nic drozdzowego nie jedz!!!!!!!! to jest zabojstwo dla takiego maluszka; ja jadlam chlebek- kawiorke z gotowanym mieskliem np piersia z kurczaka, na obiad najczesciej ryz kolacja podobnie jak sniadanie, naa deser jadlam herbatniki, do picia herbata i kawa rozpuszczalna nie wiem dlaczego nie pozwolono pic kawy zbozowej wiec nie pilam,nie moglam tez pic zadnych sokow z kartonikow oraz z owocow jablek, a na lepsza perystatyke jelit kazano mi jesc kminek wiec 4 razy dziennie po lyzce gryzlam ten ohydny kminek, warto bylo zastosowac taka rygorystyczna diete po miesiacu u Oli zakonzcyly sie problemy z brzuszkiem aha i do picia malej zaparzalam koper wloski ale nie ten dla dzieci tylko normalny z torebek - pod warunkiem ze herbatka byla zaparzona jak slomka bardzo delikatna a nie mocny wywar!!! no i ja rowniez pilam koper!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
dzieki paola :) no już teraz wiem, że drożdży nie można, ale kurcze uczę się wszystkiego na błędach. już się najadłam kaszy - było źle, salami - źle, banan - też nie dobrze, herbata czarna - źle... i tak w kółko. trudno, przemęcze się jakoś na tych gotowanych kurczakach i suchych kanapkach - żeby tylko jej nie bolał brzuszek a ryż był u ciebie ok? bo gdzieś wyczytałam, że też wzdyma o herbatnikach nie pomyslalam - dzieki :) umieram z tęsknoty za czymś słodkim

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
hej julianan ja tez marzylam o slodyczach wiec herbatkiki byly nieodlaczna czescia mojego jadlospisu, po ryzu oczywiscie nic sie nie dzialo tylko ze odstawilam od niego cynamon jaldam tylko z maslem i cukrem,jadlam jeszcze rosolek ale taki jalowy gotowany bez pietruszki i pora nie byla zbyt dobry, ale jedyna zupa jaka jadlam, wlasciwie nad wszystkim sie zastanawialam czy nic jej nie bedzie ale to co ci napisalam to bylo pewne ze oli nic nie bedzie, jak pamietam ciezki byl ten okres bo fakt chudlo sie ale na trzeci dzien juz nie moglam patrzec na ten ryz, kawiorek itp.takze powodzenia w razie jakis pytan sluza informacja heheh

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
paola, a jak długo taką drakońską dietę utrzymywałaś? mam nadzieje, że brzysek malucha powoli zacznie się przyzwyczajać do innych rzeczy niż chudy rosół i suche kanapki :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
hmmm, dokladnie nie pamietam ale do trzech miesiecy to napewno,moja Ola dostala kolki od trzeciego tyg zycia i tak przez miesiac dzienw dzien miala wiec i ja meczylam ta drakonska diete wtedy tymbardziej potem jak juz bylo lepiej to pomalu wprowadzalam nowe pokarmy sobie heheh tak jak maleu dziecku sie podaje, jadlam i obsrewowalam, az raz mialam starszna ochote na risotto z sosem bolonskim i z dusza na ramieniu brzudko mowiac obzarlam sie heheh na szcsecie oli nic juz nie bylo no ale juz tez miala chyba z 4 miechy- od tego momentu zaczelam jesc normalnie, a propo karmienia w jakies gazecie czytalam ze kobieta karmiaca powinna jesc wszystko tak jak w ciazy bo niby maluch przyzwyczajony jest z zycia plodowego do sledzi w oleju w polaczeniu z czekolada i chipsami,a jak po porodzie przejdzie sie na jalowizne to potem sa tego konsekwencje, niby cos w tym jest ale nie przemawia to do mnie tak do konca...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
witam.Co do bolu brzucha to moj maly tez niestety ma pomimo ze karmie sztucznie ,tyle ze moj maly jakos to lekko przechodzi no ale nad ranem zaczyna sie juz wiercic na calego bo nie moze zrobic kupy.najlepiej mu sie zasypia w tym lezaczku zresztą uwazam ze to jest rewelacja na rynku kiedys tego nie mialam teraz bym bez tego nie przetrwala super sprawa!!!!!Moge pisac z wami nogo kolysze leciutko lezaczek i maly spi ,w nocy spi ze mną bo ja sie boje ze mu sie uleje i ja bede spala zresztą maly budzi sie co 3 godziny bo jest glodny wiec lepiej mi jest karmic.Oj dostaje troche w kosc z tym drugim dzieckiem wsystko dla mine jest nowe bo maly jest zupelnie inny no i nie mieszkam z mamą wiec troche gorzej co do opieki. Gosiafrancja-ja tez mam to co ty nic nie jem bo boje sie przytyc mam obsesje,tez kluce sie z męzem wogole mam kryzys straszny jak w brazylijskim filmie......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gosia Agunia dzieki za fotki, super maluszki. Rosną jak na drożdżach. Tak czytam te Wasze diety i sama już nie wiem co jeść. Mój mały tez już ma coraz dłuższe czuwania. Nie to co kiedyś, jadł i spał. Teraz to już trzeba z nim posiedzieć trochę, a je łakomczuch, nie wiem czy mu starcza tego mojego pokarmu. Kucze znowu krzyk, to sobie popisałam. Ide nakarmic glodomora.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ciekawe, czy któraś z was będzie miała tyle czasu i chęci, żeby przeczytać opis mojego porodu... W sobotę rano odszedł mi czop. Mówię mężowi, że najdalej w ciągu dwóch dni zostaniemy rodzicami. Pojechaliśmy do moich rodziców do Pruszkowa, najpierw do mamy, potem do taty. Później przyjechał do nas znajomy - zabrał nas do Grodziska do siebie, bo oni mieli do obgadania jakieś sprawy biznesowe (konstruują firmę). Wychodziliśmy, ja jeszcze siusiu. Wyszłam z toalety i poczułam, że coś ze mnie wyleciało. Poszłam jeszcze raz i stwierdziłam, że się nie zsikałam, ale tego było mało. Mówię do męża, że chyba mi zaczęły odchodzić wody... Znajomy mówi, że nie, że to by musiało być dużo, bo jak on wiózł żonę do porodu, to z niej chlusnęło... Miał nas odwieźć do pociągu, ale wyszliśmy z klatki, a ze mnie znów cos wyleciało, też nie dużo, ale już pociekło po nogach. Była 19.45, skurczy brak. Więc znajomy powiedział, że nas zawiezie do Warszawy (35km). Zawiózł nas\\do domu, ja spokojnie, mąż w nerwach. W domu jeszcze na spokojnie, wykąpałam się, umyłam i wysuszyłam głowę, zjadłam, jeszcze do was na forum pisałam ;). Do szpitala pojechaliśmy tramwajem i autobusem. Jesteśmy przed izbą przyjęć, a tu kartka na drzwiach, że nie przyjmują pacjentek, bo mają nadmiar... Ale zadzwoniliśmy domofonem, wyszła położna, pyta się, co się stało - mówię, że wody zaczęły mi odchodzić. Obejrzała moje dokumenty, zadzwoniła po położną z bloku porodowego, zarejestrowała mnie. Przyszła położna. Zbadała mnie. Powiedziała, że jak na brak skurczy, to szyjka jest ładna.Powiedziała, że pęcherz pękł gdzieś w środku, nie u dołu, dlatego wody się wylewają ze mnie tak stopniowo. Było ok. 22.30 - skurczy nadal nie miałam, rozwarcia brak. Przeszliśmy z męzem na blok porodowy. Wszystkie sale były puste, w tym ta bezpłatna. Zrobiono mi ktg. Tętno Cyryla książkowe, skurczy brak. I tak sobie siedzimy. Mija jedna godzina... Kolejna... O pierwszej podłączyli mi oksytocynę. Dawkowali powoli. Tętno Cyryla super, skurczy brak. Do piątej skurcze nie przekraczały 20 chociaż brzuch zaczynał mnie delikatnie boleć. dawkę oksytocyny cały czas zwiększali. Szkoda mi było mojego męża - biedak nic nie zjadł w domu i był bardzo zmęczony. Jakoś koło siódmej zaczął mnie boleć brzuch, ale skurczy nadal nie było. Miał przyjść o siódmej lekarz i przebić mi pęcherz płodowy. Ale o siódmej na sąsiednie łózko przyszła jakaś kobieta z bólami i 7.05 już miała synka na piersi... Prawie się popłakałam. Po pierwsze dlatego, że usłyszałam pierwszy krzyk jej dziecka, a po drugie - już byłam zmęczona tym czekaniem, tym, że się nic nie dzieje, a w miedzyczasie już kilka kobiet urodziło. O ósmej przyszedł do mnie lekarz i przebił pęcherz od dołu. Wtedy już miałam skurcze, bo pamiętam, jak mi siedział między nogami i pytał się \"pani Paulino, czy idzie skurcz\". Przyszła też nowa położna, młoda dziewczyna, mąż mówi, że Magda ma na imię, ja nie pamiętam. W każdym razie, później już zaczęły się skurcze, zaczęłam płakać, miałam problemy z oddechem. Kazali mi oddychać - a ja nie mogłam, dławiłam się łzami. Nie działało na mnie naawet to, że małemu słabło tętno - nie byłam w stanie właściwie oddychać. Po trzecim pytaniu mojego męża o znieczulenie powiedziałam, że chcę. Na początku mi odmówili, bo nie było rozwarcia. W tym czasie też pojawiła się lekarka, która prowadziła moją ciążę, ale już z tego bólu coraz rzadziej otwierałam oczy. Wydawało mi się, że strasznie dużo czasu minęło, ale podobno o 8.30 badała mnie położna i było już 5 cm rozwarcia. Zapewne przez to, że przewalili mnie oksytocyną, która po przecięciu pęcherza płodowego przyspieszyła akcję znacznie. Dostałam znieczulenie, które przyniosło niewielką ulgę. Ale jak położna zaproponowała mi przejście do wanny, to już nie mogłam na nogach ustać, byłam ledwo kojarząca, co się ze mną dzieje, było mi wszystko jedno... Wydaje mi się, że odkąd dostałam znieczulenie to już położna i moja lekarka była ze mną cały czas. Nie wiem ile czasu minęło, kiedy mnie zbadali znów i położna stwierdziła rozwarcie na 9 cm i drugą fazę porodu... Kiedy zaczęły się skurcze parte, znów wrócił ból... Wrzeszczałam jak opętana, wydaje mi się, że cały szpital mnie słyszał. I znów problemy z oddechem, lekarka podawała mi tlen, mąż ocierał czoło z potu. Położna przećwiczyła ze mną chyba z 6 pozycji albo i więcej. Ostatnią była na plecach z przytrzymywanymi nogami. Gdzieś w międzyczasie pojawił się jakiś lekarz, nie wiem, ważniejszy jakiś i powiedział, że jak nie urodzę w ciągu 15 min, to cesarka. Lekarka z połozną zgodnie stwierdziły, że urodzę. Jak przechodziła główka, myślałam, że mnie rozerwie, że umrę i jak mi kazali przeć, chciałam się wyłączyć, nie miałam już siły. Ale jakoś wypchnęłam główkę. Położna położyła mi dłoń na główce, ale było mi wszystko jedno. Ale podjęłam ostatni wysiłek, żeby wypchnąć z siebie ciałko i po chwili synuś wylądował u mnie na brzuchu. Zaraz go lekarka i mój mąż obrzucili pieluchami tetrowymi. Chyba wtedy też zrobił na mnie pierwszą kupę :) . Nie wiem, ile czasu tak na mnie leżał, ale to było tak niewiarygodne, nie mogłam uwierzyć, że to się stało, że się urodził... Mąż oczywiście przecinał pępowinę. Później położna przystawiła go do piersi - pierwszy zonk - płaskie brodawki. Nie byłam nacinana, miałam niewielkie pęknięcie, ale nie wiem, ile szwów mi założyła. W każdym razie, później jak leżał koło mnie, mój mąż zadzwonił do mojej mamy. Cyryl akurat zapłakał. Mama pyta - a kto tam płacze. Mówię, że syn. Ona - czyj syn. Mówię - mój. Nie mogła na początku uwierzyć, że urodziłam, termin miałam przecież na za dwa tygodnie... Nie wiem, ile byliśmy w sumie razem na porodówce, polityka szpitala mówi o dwóch godzinach, ale chyba po półtorej zabrali go z moim mężem na ważenie i pierwsze badanie. Wtedy dali mi jakieś śniadanie. Dopiero jak mi je przynieśli, to doszło do mnie, że jestem strasznie głodna. jeśli chodzi o moje wrażenia z porodu - to jestem strasznie wdzięczna mojej położnej i lekarce, uważam, że mi obie bardzo pomogły. Później na wózku położna zaprowadziła mnie do pokoju, tzn, mąż pchał wózek, a położna wózeczek z dzieckiem. Na położniczo-noworodkowym nie było miejsc, położyli mnie na pooperacyjnym. warunki super, łazienka z prysznicem, toaleta, bidet (nieoceniony w pierwszych dniach!!). Następnego dnia dokwaterowali mi panią po cc. Jak się na nią patrzyłam, to dziękowałam opatrzności, że mnie nie pocięli, chociaż w trakcie porodu przyszła mi do głowy taka myśl. Oczywiście, nie było łatwo. Miałam problemy z przystawianiem do piersi. Położne przychodziły często, bo nie byłam sobie w stanie sama sobie poradzić. W końcu kupiłam osłonki korekcyjne medeli - noszę je do teraz i sprawdzają się doskonale, mały nie ma żadnego problemu, żeby chwycić brodawkę. W każdym razie, w dniu w którym mieliśmy wyjść okazało się, że mały tak spadł na wadze, że pediatra powiedziała, że nas nie wypuści. Zarządziła ważenie wieczorem i ewentualne dokarmianie. Okazało się to konieczne, mały spadł o kolejne 30 g.Położna nakarmiła go sonda-palec. Wieczorem przenieśli mnie do innej sali, na położniczo-noworodkowym. Przez całą noc przychodziła do mnie położna i pomagała mi karmić, zawsze najpierw sonda-pierś, później sonda-palec. Podziwiała moją determinację żeby karmić naturalnie. Następnego dnia małemu zbadano drugi raz poziom bilirubiny - od razu kazali go zawieźć na patologię noworodka pod lampy, wyszło ponad 18. Lekarka powiedziała, że conajmniej do piątku będzie się naświetlał (była środa). Ostatecznie okazało się, że się naświetlał do poniedziałku. Chodziłam co 3 godziny ze swoim odciągniętym mlekiem, bo mały albo nie chciał ssać albo ssał np. 20 min, a się okazywało, że wyssał 10 ml chociaż już wtedy pokarmu miałam full... Spędziłam w szpitalu w sumie 9 dni i nie mogę narzekać na opiekę. Położne zawsze miłe, okazały mi dużo serca, lekarze ok. Refleksja: zaraz po porodzie mówiłam, że to moje pierwsze i ostatnie dziecko, nigdy więcej tego bólu... A teraz chyba nie mogłabym wykluczyć.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
November to widzę, że też się namęczyłaś., Najlepsze z tego wszystkiego jest nagroda za te męczarnie. My z dziewczynami z sali stwierdziłyśmy, że faceci to by jednak nie mogli rodzić, dla nich to za duży ból. No to jeszcz relacja Smiglo, ciekawe czemu ją pocieli.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
to tylko ja - zaraz zmykam spać znów wpadłam się pożalić, że małżonek mnie właśnie opuścił - wraca w piątek wieczorem do tego czasu będę sama :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
witam.teraz juz wiem jak trzeba pilnowac i nie spuszczac z oka noworodka po godzinie malemu dopiero sie ulalo a jakby mnie nie bylo??? przeciez moglby sie zachlysnąc tym strawionym mlekiem takze strasznie trzeba uwazac. Co tam u Smiglo7??? ciekawe jak sie czuje po cesarce.....moj maly wlasnie usiluje zrobic kupe strasznie przy tym stęka bo cos nie moze

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość rubia1
kurcze, ja karmie więcej swoim mlekiem niz sztucznym a i tak mała ma kolki i nie może zrobic kupy. Mowią że po sztucznym dziecko ma zatwardzenia. Co do diety to faktycznie nie można przesadzac w drugą strone tak żeby nic nie jesć. Nie jedzcie tylko wzdymających warzyw i ciężkich smażonych potraw. Była u mnie połozna środowiskowa i mówiła że w stanach teraz matki jedzą wszytko bo dziecko ma sie przyzwyczajac do wszystkiego. Agnieszka31- a dlaczego proponujesz bebilon? Mysle że to to samo bo tej samej firmy Nutricia. Nie wiem czy dobrze jest tak zmieniac mleka. Ostatnio kupiłam Bebiko HA ( hypoalergiczne) wątpie żeby coś pomoglo. Śmierdzi to mleko i smakuje ochydnie- nawet moja mała się krzywi. Na kolki i wzdęcia stosuje infacol, herbatki z kopru, masaże brzuszka z ciepłym owiewem z suszarki, kłade dziecko na brzuszek( zawsze się jej z tej pozycji odbije)i nic nie pomaga. Wczoraj płakała strasznie i nie mogła spać przez 6 godz od 14 do 20. Padam czasem z sił. Czy jest coś skuteczniejszego???

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×