Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Pasja

BIESIADA

Polecane posty

Witam BIESIADE! Nie wiem czy mnie jeszcze pamietacie ale kiedys sie do Was wpisalam, jest tu tak milo i przyjemnie , nie ma tloku jak na innych topikach, bardzo lubie tak jak Wy poezje i opowiadania , zostane z Wami jesli tylko mnie zaakceptujecie! pozdrawiam!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
A ten wierszyk dedykuje na przywitanie. Ja wiem Ja wiem, ze w wiecznym kole przemian zapadnie wszystko jakby w morze, że minie czas i minie ziemia, i to, com kochał i com tworzył. Próżno bym, pełen wielkich tęsknot, jak ślad na piasku wieczność tropił, bo ludzki trud i ludzkie piękno jest jak na wiatr rzucony popiół. Więc dobrze okruch szczęścia dostać, umiejąc fałsz od prawdy dzielić. I życie szczere mieć i proste jak uścisk dłoni przyjaciela. T. Borowski.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
WITAM 🖐️ BIESIADO!👄 Wczoraj wrocilismy bardzo pozno,bylo bardzo sympatycznie! Dzisiaj mialam moje kochane dzieci i wnuki , bylismy razem w kosciele a potem niedzielny obiadek u mamy! :D Lubie takie niedziele! :D JODELKO! dziekuje za piekne opowiadanie 👄i wiersz. Witam Orzech 🖐️ GRABKU 👄 [WIAZKU👄 cierpliwa LESZCZYNKO! 👄 wypatruje Was!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Opowiadanie! 👄 ----------------------------- REJS MARZEN------------------------------------ Schodziliśmy wąskimi schodkami prowadzącymi na nadbrzeże. Ciągle nie mogłem się nadziwić temu, że sen się spełniał. Jeszcze niedawno dałbym sobie rękę uciąć, że to się nie uda, Ania się nie zgodzi, a Łukasz ze swoją laską będą woleli spędzić wakacje sami z dala od ludzi z byłej klasy (o czym zresztą wielokrotnie mi mówił). Wszystko wywróciło się do góry nogami na początku maja. Matura, ach dziwny to był czas. Kilka tygodni męczarni poprzedzone latami nerwowego wyczekiwania na ten jeden moment. No i jakoś to było. Jednym poszło lepiej drugim ciut gorzej. Nie zmieniało to jednak faktu, że aktualnie nic nie dało się z tym zrobić. Wyniki to wyniki. Choć wszyscy zdaliśmy, to jednak pozostał pewien żal, że można było nieco wyżej, mieć więcej punktów. Jednak to już nieistotne. Byliśmy z dala od Krakowa, z dala od tamtych problemów, ale czekały nas nowe, na zupełnie innym podłożu. Problemy, których w Krakowie nie poruszaliśmy i żyliśmy obok siebie w obojętności. Poprawiłem plecak, który zaczynał mi się zsuwać z ramienia, po czym schodząc po ostatnim schodku wszedłem na drewniany pomost. Za mną podążyli moi znajomi, choć nie bez lęku spoglądali na kołysającą się bez przerwy rampę, do której przycumowanych było kilkanaście łodzi. W tym momencie powinienem powiedzieć, co nieco o celu naszej wyprawy. Otóż chcąc nabrać nowych doświadczeń i w niezwykły sposób spędzić kilka dni ze swoich jakże długich wakacji (4 miesiące) Łukasz szukał ofert po różnych biurach podróży. Gdy po jakimś czasie zrezygnował zaproponowałem mu wspólny wyjazd, jako że byliśmy dobrymi kumplami. Nie bez znaczenia był udział tu jego dziewczyny - Hani, która w całkowity sposób przekonała go do tego wyjazdu. Jednakże zwróciłem mu uwagę, iż jacht, na którym mamy pływać jest przeznaczony dla około 5 osób i choć nie chciałem mieć bydła na pokładzie to jednak przydałaby się jakaś przyjacielska dusza, najchętniej płci pięknej. Łukasz oznajmił mi po jakimś czasie, że Ania się zgodziła i choć nie zamieniła ze mną słowa przystałem na propozycję kumpla, aby zabrać ją ze sobą. Tak naprawdę bardzo mnie to cieszyło. Wyruszyliśmy nad Solinę. Przeszliśmy mniej więcej do połowy pomostu zatrzymując się przy jednej z łódek, która na burcie naklejony miała enigmatyczny wyraz „Iskander”. Była to Sasanka 660, posiadała zgrabną linię i innowacyjną budowę, o którą nie będę tu zahaczał, gdyż nie o to chodzi. Usłyszałem ciche westchnienie zza pleców. cdn....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Kto to był? Przyznać się! – Zażartowałem odwracając się - Tam rzeczywiście jest tyle miejsca ile nam opowiadałeś? – Zapytał Łukasz - No... prawie. Bilard tam się nie zmieści, ale wystarczy miejsca do wygodnego spania. – Zrobiłem krótką przerwę, po czym rozglądając się na boki wszedłem ostrożnie do kokpitu. Otworzyłem właz, po czym wrzuciliśmy do środka wszystkie nasze plecaki i torby. Nie było ich wiele z racji tego, iż to był jedynie kilkudniowy pobyt nad zalewem Solińskim. Byliśmy najedzeni, więc chwilę po zadomowieniu się na pokładzie znajomi postanowili (wyłączając mnie z głosowania), że skoro dojechali taki kawał chcieliby zobaczyć czy było warto i domagali się wypłynięcia z portu. Na zewnątrz była piękna pogoda. Bezchmurne niebo, przyjemne słoneczko czerwcowego poranka oraz wyraźny, lecz delikatny wiaterek. To była dobra pogoda do żeglowania. Po prowizorycznym uświadomieniu ich, na czym stoją (a raczej pływają) i wyjaśnieniu pewnych kwestii technicznych („Ach, więc jak chcemy skręcić w lewo to musimy dać ster w prawo, idiotyzm” Łukasz był niepocieszony) mogliśmy wypłynąć. Łódka była przygotowana do pływania, gdyż dzień wcześniej powiadomiłem znajomego o swoim przybyciu i dzięki temu nie musiałem wszystkiego ustawiać na swoje miejsce. Byliśmy gotowi. Wydałem pierwsze komendy, które nowi załoganci przyjęli z cichym pomrukiem, lecz posłusznie wykonywali je zdając sobie sprawę, iż się na żeglowaniu w ogóle nie znają. Obróciłem powoli łódkę w stronę wyjścia z portu i wsiadając na nią dodałem jej początkowej prędkości odbijając się od kei. Zapanowało chwilowe zamieszanie i łódka skręciła nieoczekiwanie pod wiatr, lecz jakoś to opanowałem. Moi załoganci zresztą nie byli w ciemię bici i potrafili reagować w odpowiedni sposób na zagrożenia. Płynęliśmy ostro na wiatr. Żagle się wypełniły, a ja ściskając w ręce szoty grota nie pozwoliłem mu się zluzować, co spowodowało powstanie niewielkiego przechyłu, który został przyjęty z entuzjazmem i udawanym strachem. Choć może i nie? Kto by tam wyczuł tych ludzi? Uśmiechnąłem się. Płynęliśmy. cdn......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Po dłuższej chwili, w czasie, której ludziska oswoiły się z nowymi warunkami oraz widokiem wody z każdej strony nawiązała się rozmowa, którą przytoczę tylko mały fragment, gdyż nie lubię się chwalić, a co jakiś czas padały w moją stronę prośby o to abym miał na uwadze ich dobro, gdyż ich życie jest teraz w moich rękach blablabla oraz podziw, że chciało mi się nauczyć sztuki, jaką jest żeglarstwo. Najwidoczniej chciało. - No to jak? Po piwku miłe panie? – Zaproponował Łukasz, lecz odpowiedziała mu tylko cisza – No, co z wami? Widocznie nie miały ochoty. Często tak bywa, że dziewczyny nie chcą pić w obecności facetów. Oczywiście nie wszystkich, to jasne. Nie wiem, czego one się boją, że zrobimy im krzywdę po pijaku? Tfu, przyszło mi na myśl coś obrzydliwego. - Danek, Żywca czy Tyskie? - Łukasz – zacząłem, zawsze miałem problem z odmówieniem mojemu kumplowi czegokolwiek – wybacz, ale... łódka jest jak samochód. Nie mogę być pijany. Tobie też radzę nie pij teraz. Jak dobijemy do portu to wtedy droga wolna. - No, ale... – Powstrzymała go Hania, wiedziała, że to nie przelewki. Stała na straży zdrowia i życia swego ukochanego, słodkie. cdn.......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Wiał dosyć mocny wiatr. W miarę jak zbliżaliśmy się ku środku jeziora siła i prędkość wiatru wzrastała, jednak wciąż było to w sam raz. Nie panikowałem, lecz gdyby wiało za silnie na pewno bym zawrócił. Nie mógłbym nikogo narażać, a gdyby coś się stało, nie wybaczyłbym sobie tego. Założyłem okulary przeciwsłoneczne. Od razu mi ulżyło. Hania bez przerwy o coś pytała. To o moje uprawnienia, to znowu o fakt, że nie powiedziałem jej nic, że mam własny jacht. Chyba poczuła się dotknięta, ale tylko troszkę, bo zaraz o tym zapomniała i znów zaczęła ze mną rozmawiać. Lubiłem ją, była miła i sympatyczna oraz ładnie się uśmiechała. Szczęściarz z Łukasza. Powinienem opisać każdego z nich z osobna, ale, po co to komu, skoro to nie żadna biografia ani wspomnienia z młodości. Oni byli i już. Tylko z nimi zdecydowałem się pojechać, gdyż tylko z nimi czułem się dobrze w towarzystwie. Ania siedziała cicho i rzadko się odzywała. W sumie rozumiem ją. Mimo, iż zna nas wszystkich nie prowadziliśmy ze sobą ożywionych kontaktów. No może Łukasz jeszcze tak, ale Hania czy ja? Choć niewiele o niej wiedziałem to jednak bardzo lubiłem jej towarzystwo. Tak jakby wnosiła do niego iskierkę ciepła i uśmiechu. Widziałem jednak, że czuje się tu nieswojo. Jakby zmuszono ją do spędzania wakacji na mojej łódce i w moim towarzystwie. Wiatr rozwiewał jej piękne blond włosy, gdy patrzyła się w kierunku, w którym płynęliśmy. Miała tą iskierkę w oku. Jakieś niesamowite ciepło biło od jej spojrzenia i nie można było złapać tchu, gdy napotkało się jej niebieskie oczy. Przynajmniej ja nie mogłem. - Powiedz mi Danek – zaczął Łukasz trzymając butelkę mrożonej herbaty w ręce – To prawda, co mówiłeś o tych wilkach? - Wilkach? – Zapytała nieoczekiwanie Ania czując się jakby ktoś jej nie poinformował o paru istotnych szczegółach dotyczących tej wyprawy. - Chodzi ci o to, że wilki podchodzą w nocy do domów i w ogóle blisko ludzi? – Zapytałem udając całkowitą powagę cdn......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
No no. – Przytaknął Łukasz, Hania tymczasem spojrzała na niego podniósłszy brwi - Ej, nie żartujcie sobie. – Ania była chyba naprawdę niepewna czy mówimy prawdę czy jednak stroimy sobie żarty. Nie sądzę, żeby się bała, choć ja bym się bał gdyby to była prawda. Spotkać wilka w czasie pełni pośrodku nocy. Nie bałbym się tylko w jednej sytuacji - gdybym znajdował się wtedy w ruskim czołgu T-64 z podwójnym opancerzeniem. - No dobra, nie ma się czym przejmować. – Uspokoiłem drogie dziewczyny – Mimo, że usłyszałem od kogoś informacje o tym, iż słyszał w nocy wycie, ale to chyba nie było nic strasznego. - Danek. – Hanka szturchnęła mnie po ramieniu – Widzisz tam? - Nie. Co tam jest? - Na wodzie. Chyba kajak. - Co? – Poderwałem się na nogi spoglądając w przestrzeń tuż przed dziobem łódki. Rzeczywiście ktoś w najlepsze płynął sobie kajakiem i najwidoczniej kichał na to, że przeciął nam kurs. Co gorsza znajdował się kilka metrów od naszej łódki. Krzyknąłem coś niezrozumiałego, choć wydawało mi się, że była to komenda na zwrot. Wyciągnąłem szoty grota, po czym ostro skręciłem na wiatr próbując zmienić kierunek. Na linii wiatru stało się coś nie niespotykanego, lecz hmmmm... dla mnie przynajmniej nieoczekiwanego. Wiatr zmienił nieznacznie kierunek i trafiłem w dodatku na chwilę, w której zaatakował nas szkwał termiczny. Wiatr zaświstał złowieszczo a jego prędkość wzrosła kilkakrotnie. Rzuciło nas gwałtownie do przodu. Widziałem zbliżający się żółty kadłub kajaka. Nie zastanawiałem się ani chwili. Pchnąłem ster całkowicie na prawo, lecz poślizgnąłem się jedną nogą na zmoczonym pokładzie i upadłem boleśnie tyłkiem na siedzisko wypuszczając linę z dłoni. Gdy zdążyłem ją złapać widziałem jedynie przelatujący w powietrzu bom i gwałtowne szarpnięcie połączone ze stuknięciem w metal. Łukasz klnąc siarczyście złapał się za głowę w miejscu, gdzie został uderzony. Hania również straciła równowagę i przewróciła się w kokpicie. Anka natomiast trzymała się kurczowo żelaznego relingu. Wszyscy wrzeszczeli na mnie i wykrzykiwali moje imię. Stary mężczyzna znajdujący się w kajaku postukał palcem po czole na znak głupoty z naszej strony cdn......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Sytuacja uspokoiła się dopiero po chwili. Hania chciała zejść podpokład i zamoczyć ściereczkę, którą chciała położyć Łukaszowi na czole, lecz ten kategorycznie odmawiał. Chciał wyjść na twardziela, choć wiem z doświadczenia, że bliskie spotkanie z bomem nie jest niczym przyjemnym. - Przepraszam, moja wina – przyznałem się, chciałem mu podać rękę na zgodę, ale odchodząc od steru wywołałbym jeszcze gorsze efekty niż podczas ostatniej akcji. - W porządku – machnął ręką, którą nie trzymał się jeszcze za głowę, nie miał żadnego siniaka, całe szczęście. Pływaliśmy jeszcze przez jakiś czas. Pokazałem im przelotnie większą część jeziora przepływając je wszerz. Trzymałem się otwartej przestrzeni, gdyż wiem, że w odnogach Sanu i tej drugiej rzeki (nie pamiętam już nazwy) z reguły nic nie wieje. Po południu załoga zapragnęła wyjść na ląd. Choć mile rozmawialiśmy ze sobą i wiał dostateczny wiaterek żeglowanie nie było nużące, to jednak ja też chciałem rozprostować kości. Tak jak wyjście z portu, tak i podbicie do brzegu musiało się odbyć w odpowiedni sposób. Wytłumaczyłem załodze, co należy robić w takich sytuacjach i rozplanowałem zadania. - Może tam? – Hania wskazała na cichą zatoczkę z wąskim przesmykiem, idealne, sam bym lepiej nie wybrał. - Jak sobie życzysz – uśmiechnąłem się – No to ekhm... załoga do roboty! Łukasz popatrzył na mnie krzywo, lecz również się uśmiechnął. Powoli wdrapał się na dziób i stanął na koszu trzymając się relingów, które zbiegały się w tym miejscu. Skierowałem łódkę w stronę wąskiego przejścia do zatoczki. Zaraz po tym zrzuciliśmy żagle i dalej płynęliśmy już tylko siłą rozpędu. Zresztą wiatr w miarę zbliżania się do brzegu tracił na sile, aż w końcu całkowicie przestało wiać cdn.....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Patrz tam czy nie ma jakichś skał przed nami! – Krzyknąłem na Łukasza - Spokojnie. Wszystko w porządku. - Gdzie teraz, pani kapitan? – Zapytałem Hanię - Może tam? Jest jakiś mały kawałeczek plaży. – Spojrzałem w kierunku, który wskazywała, po czym popatrzyłem pytająco na Anię. Nasze spojrzenia na chwilę się spotkały, lecz ona tylko wzruszyła ramionami, po czym odwróciła wzrok. Wolno podpływaliśmy do brzegu. Na szczęście w zatoce panowała cisza, dzięki czemu łatwiej przybijało się do nadbrzeża. - Trochę w prawo! W prawo! Po lewej skały! – Krzyczał Łukasz, nie chciałem ryzykować uszkodzeniem łodzi, pociągnąłem ster w lewo. Łódka łagodnie skręciła w wyznaczonym kierunku. W tym momencie wszyscy usłyszeliśmy chrobotanie metalu o podłoże. Zobaczyłem za lewą burtą wystające z wody kamienie. Zakląłem w duchu i jednocześnie modliłem się, aby łódka nie uległa zniszczeniu. Pomimo, iż ominęliśmy tamte głazy dźwięk ten nie zniknął całkowicie. Rzuciłem się do płetwy sterowej próbując ją pognieść, aby nie uderzyła o kamienie. Wtedy nagle sobie przypomniałem. Miecz! Cholera jasna, zapomniałem! - Miecz, podnieście miecz! – Dziewczyny spojrzały na mnie jak na idiotę, zakląłem ponownie – Ta zielona linka! Ciągnijcie ją! Tu trzeba docenić zręczność i siłę naszej płci pięknej. Otóż wiedząc, na czym polega ich zadanie Ania razem z Hanią złapały w jednej chwili za wspomnianą linę i używając całej siły, niemalże ciągłymi ruchami podniosły ciężki miecz. Ja tymczasem uniosłem płetwę sterową i gdy tylko nasze siłaczki wykonały zadanie pomogłem im zaknagować linę. Dobiliśmy do brzegu. cdn...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Kolejne dni spędzaliśmy różnie. Biorąc pod uwagę fakt, iż byliśmy dobrze zaopatrzeni w różnego rodzaju „połówki” oraz „ćwiartki” i dysponując dość zgranym towarzystwem nie mogliśmy narzekać na nudę. Zresztą nie po to tu przyjechaliśmy. Załoga nieco się zorientowała w sytuacji i kolejne rejsy odbywaliśmy już płynnie i bez jakichkolwiek zgrzytów. Pogoda była piękna, wręcz wymarzona. Wiatr nie przybierał zbytnio na sile, choć bywały momenty, zwłaszcza podczas szkwałów, gdy łódka przechylała się nieco bardziej niż zwykle, lecz wszyscy się już do tego przyzwyczaili. Każdego wieczoru zapalaliśmy ognisko na plaży. Początkowo mieliśmy w swoim posiadaniu kiełbaski, lecz przy pierwszym ognisku znikły z naszej spiżarni. Noce były przyjemne i niezbyt chłodne, dlatego często kładliśmy się na plaży i spoglądaliśmy w gwiazdy rozmawiając cicho, jakby nie chcąc budzić zasypiającego świata. Innym znów razem siadaliśmy w kokpicie grając w karty i obgadując w tym czasie wspólnych znajomych. cdn.....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Któregoś dnia z kolei przybiliśmy do brzegu w niewielkiej zatoczce. Przywiązaliśmy łódkę do pobliskiego drzewa, aby w nocy przez przypadek nie wypłynąć na jezioro. Wieczorem, jak poprzednio, zapaliliśmy ognisko. Było ciepło, dlatego usiedliśmy w kokpicie, a blask ognia rozświetlał nam mrok zamiast zwykłej lampy elektrycznej. Po łagodnej popijawie byliśmy już odrobinę zakręceni i z błahej sprawy potrafiliśmy się śmiać do łez. Co jakiś czas ktoś wybuchał śmiechem, a reszta wtórowała mu rozbawiona jakimś dowcipem lub anegdotką z życia wziętą, często z naszego życia. Zszedłem wtedy do łódki, aby wziąć kolejny sok w kartonie i przejrzeć się w lusterku. Choć wiem jak to jest, zawsze byłem ciekaw jak wyglądałem po kilku kieliszkach. Wyszedłem ostrożnie na zewnątrz, lecz nie usiadłem w kokpicie. Zatrzymałem się i spojrzałem na Łukasza i Hanię, którzy siedzieli na lewej burcie. Hania zarzuciła ręce na jego szyję. Całowali się przy blasku księżyca. Uśmiechnąłem się lekko. Odwróciłem wzrok na Anię. Przez chwilę wpatrywała się w zakochaną parę. Przekręciła głowę i nasze spojrzenia znów się spotkały. Choć nie widziałem koloru jej oczu, wiedziałem, że spoglądają teraz na mnie dwie piękne, błękitne perełki. Blask przygasającego ogniska rzucał delikatne cienie na jej twarzy oraz nadawał jej blond włosom złoty odcień. Piękny był to widok, choć trwał jedynie chwilkę. Odwróciła wzrok na migotliwe światła na drugim brzegu, gdzie ludzie z okolicznych wiosek bawili się na conocnej dyskotece. Jej włosy poruszały się w rytm delikatnego wiatru. Ona zawsze była piękna, ale teraz wyglądała jak anioł. Spuściłem nieco głowę uśmiechając się ponownie. Westchnąłem cicho. Wszedłem do kokpitu, po czym drabinką na rufie zszedłem na ląd. Dorzuciłem do ogniska kilka patyków, po czym nalałem sobie soku do szklanki. Gałęzie łagodnie trzaskały w ogniu. Zobaczyłem jak Łukasz z Hanią wchodzą do łódki, aby położyć się spać. Po chwilę za nimi weszła także Ania. Ja zostałem jeszcze przez jakiś czas na zewnątrz leżąc blisko ogniska. Obserwowałem nocne niebo i zauważyłem, że część gwiazd na wschodzie jest zakryta. „Będzie wiało” pomyślałem. I rzeczywiście nie pomyliłem się w swojej ocenie. Następnego dnia na wschodzie wyraźnie widać było ciemną chmurę burzową. Jednak poruszała się wolno i raczej omijała teren zalewu, gdzie wciąż dominowało słońce. Pogoda miała się wkrótce zmienić. To, co stało się później mogłoby być tematem do kolejnego opowiadania, ale nie wiem czy aż tak osobiste sprawy są na tyle ciekawe, aby ktoś chciał z własnej woli się w nie zagłębiać i je poznawać. Może innym razem. cdn......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Teraz zmienię nieco sposób i punkt widzenia, aby lepiej oddać to, co się działo następnego dnia. Do pewnego momentu będzie to relacja Łukasza i Hani, którzy nad samym ranem opuścili nasze towarzystwo i udali się na spacer. Nie wiem, co ich napadło. Wydaje mi się, że to był pomysł Hani, ale z kolei nie mogę uwierzyć, że Łukasz się zgodził. Zbyt dobrze go znałem, wiedziałem, że nie znosi takich eskapad. No, ale cóż, serce nie sługa. Hania prowadziła Łukasza za rękę. Szli zboczem niewielkiego wzniesienia, lecz nie chcieli oddalać się za bardzo od jachtu. Jednak nie przeszkadzało to Hani popędzać zmęczonego już Łukasza, aby szedł szybciej. Jak później mi opowiadali szli przez zielony las. Świeże, leśne powietrze i śpiew ptaków. Można się rozmarzyć, ale to fakt. Znałem dobrze uroki Soliny, więc gdy mi to opowiadali uśmiechnąłem się lekko. - Hanka! Stój! – Dyszał Łukasz podpierając się o najbliższe drzewo, był wyraźnie wykończony. - No dalej. Musisz zacząć ćwiczyć. – Hania przybrała minę jakby mówiła zupełnie poważnie – Wyjdziemy sobie na szczyt i zejdziemy, a później jeszcze raz. - Na szczyt?! ŻARTUJESZ?? – Łukasz popatrzył na nią nieprzytomnie – Nie ma mowy. Nigdzie się stąd nie ruszam. – Przysiadł na powalonym drzewie próbując uspokoić nierówny oddech - No coś ty. Żartowałam. – Hania usiadła obok i przytuliła się czule. - Nie mam siły. – Powiedział Łukasz po chwili – Jestem wykończony, powiedz Damianowi, żeby przyniósł nam tu namioty, bo nigdzie się stąd nie ruszam. W lesie nie wiało tak silnie jak na plaży, choć widzieli drzewa, których konary targane były przez nadciągający wicher. Nad samym zalewem wciąż była piękna pogoda. Po ostatnich wydarzeniach na Mazurach większość żeglarzy powróciła do portów, aby przeczekać niesprzyjający czas. Nieliczni śmiałkowie postanowili pozostać i spróbować swoich sił w walce z żywiołem. - Jak tu pięknie. – Zachwyciła się Hania – Prawie jak tam gdzie byliśmy zeszłego lata. - Tam koło mnie? - Noooo. – Łukasz przytulił się do Hani uśmiechając się do niej serdecznie... cdn....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
No dobra, nie będę opisywał już tak szczegółowo! Po co te nerwy!? **** Hania pierwsza zerwała się zeskakując z pnia. Stanęła jak wryta spoglądając w dół na taflę jeziora. Łukasz szturchnięty obudził się z lekkiego uśpienia mając jej za złe, że przerwała jego słodki odpoczynek. - Co jest kotku? - No nie wiem sam zobacz. – Wskazywała palcem jakiś obiekt szybko poruszający się po wzburzonym jeziorze. - Widzisz tam? - No widzę, jakaś łódka. Co w tym niezwykłego? - Danek mówił, że w taką pogodę niewielu żeglarzy potrafi zdobyć się na odwagę i wypłynąć na jezioro. - Danek mówi wiele rzeczy. Zresztą – zrobił krótką pauzę obserwując dokładnie jacht – pewnie to jakiś oszołom, który chce zażyć więcej adrenaliny. – Obudził się w nim znawca żeglarstwa. - Daj mi to! – Zniecierpliwiona zdjęła mu z szyi lornetkę, po czym po chwili obserwacji krzyknęła podniecona – Wiedziałam! To nasz jacht. Odpłynęli bez nas! - Co ty mówisz? – Łukasz zabrał jej przyrząd, po czym nastawił ostrość na będący w ogromnym przechyle jacht. Po chwili zrozumiał i uśmiechnął się. - Co on robi? – Szepnęła Hania, Łukasz odstawił lornetkę i objął Hanię ramieniem. - Spełnia swoje marzenia. cdn.......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Wiatr świstał nad jachtem uderzając w żagle z ogromną siłą. Stalowy maszt trzeszczał w pewnej chwili, lecz wierzyłem, że wytrzyma. Szoty grota niemal wyślizgiwały mi się z rąk, pomimo iż założyłem specjalne rękawiczki. Stojąc, z całych sił trzymałem linę od grota, drugą zaś starałem się utrzymywać ster, który również ciągnął niemiłosiernie na zawietrzną. Jacht przechylił się potężnie na prawą burtę, stałem dosłownie na boku siedziska, gdyż nie mogłem utrzymać równowagi w inny sposób. Dałbym wiarę temu, kto później powiedziałby mi, że widać nam było miecz wynurzający się z wody. Przechył był ogromny, a łódka pędziła przed siebie rozbijając tworzące się na swojej drodze niewielkie fale. Ania trzymała się z całych sił relingów znajdujących się na lewej burcie. W jej oczach widziałem strach i radość jednocześnie. Chyba nie mogła się zdecydować na żadne z nich. Ja też nie wiedziałem dokładnie jak się czułem. Byłem śmiertelnie przerażony, rodzice zawsze przestrzegali: „Gdy będzie silny wiatr, nie wypływaj z portu”. No i co ja narobiłem?! Chciało mi się śmiać, ale nie mogłem zdobyć się na głos mogący równać się z potężnym wiatrem. Uśmiechałem się jedynie trzymając mocno za linę i ster. Oparłem się o dno kokpitu obserwując przestrzeń przed łódką. Jacht mknął jak pocisk rozbijając fale niczym morski statek. W zasięgu mojego wzroku znajdowały się jedynie dwie łódki. W dodatku płynęły one na maksymalnie zrefowanych żaglach. Ja zaś chyba zapomniałem jak się to już robiło. Albo nie chciałem. Hehe, chyba to drugie. Reszta żeglarzy uciekła do portów. - Obiecałem ci, że będą emocje! – Krzyknąłem do Ani, która stanęła tak jak ja na burcie. - Emocje? Taaaa. – Ania uśmiechała się do mnie – Chyba przesadziłeś z nimi! Tu przecież nic się nie dzieje! – Zanuciłem słowa pewnej piosenki: „Pokaż, na co cię stać, i nie jeden raz”. Wyciągnąłem bardziej szoty grota. Jacht delikatnie przechylił się na prawą burtę. Ania widząc moje wysiłki zaśmiała się razem ze mną. - Dalej już nie dam rady! – Krzyknąłem, rzeczywiście siła była potężna, a ja tylko jeden. Wmawiałem sobie cały czas, że łódka wytrzyma. – To wszystko, co potrafię! - Zdziwiłabym się, gdybyś powiedział inaczej! - Ania trzymaj się mocno! cdn......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Spokojnie, chyba dam radę. – Wiatr rozwiewał jej włosy na wszystkie strony, lecz nie ujmowało jej to piękna. Wprost przeciwnie. Kto by ją teraz zobaczył, uznałby, że rozmawiałem z aniołem. Zablokowałem nogą ster, aby nie odchodził za bardzo w bok. Zmieniłem obolałą rękę, po czym rozejrzałem się po okolicy. W kilka minut przepłynęliśmy odcinek, który w normalnych warunkach płynęlibyśmy kilka, a może kilkanaście razy dłużej. Miałem jedną wolną rękę. - Jak chcesz to podejdź! – Zaproponowałem Ani. Ona zaś spojrzała na mnie niepewnie i założę się, że gdyby nie moja wyciągnięta dłoń, nigdy by się nie odważyła na taki krok. Zeszła ostrożnie z burty i wciąż trzymając się relingów podeszła bliżej chwytając mnie za rękę. Teraz już mogła spokojnie stać. Znów zobaczyłem z bliska jej piękne błękitne oczy, w których gościł ciepły płomyk serdeczności i coś, co trudno mi teraz opisać. Jednak było to niezwykłe, tylko ona potrafi tak spojrzeć na człowieka. Tylko przy niej nie potrafiłem ustać na nogach, a, uwierzcie mi, w tamtych warunkach mogło mi to bardzo nabruździć. Zupełnie niespodziewanie chwyciła mnie za ramiona, a następnie założyła mi ręce na szyję uzyskując dodatkowe oparcie i pomoc. Patrzyła w kierunku, w którym płynęliśmy, a ja z trudem utrzymywałem równowagę. Ręce zaczęły mi się niemiłosiernie trząść, na szczęście tego nie zauważyła. W pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że nie patrzę się na to, co jest przed łódką, lecz na nią. Wiatr wciąż wył niesamowicie, lecz mimo to bardzo dokładnie usłyszałem jej szept: „Dziękuję za zaproszenie, to jest jak... niezapomniana przygoda”. Pamiętam też, co jej wtedy odpowiedziałem: „Jeszcze jeden krok, a pozostanie niezapomniana na zawsze”. Uśmiechnęliśmy się razem. Tak naprawdę nie oczekiwałem, że kiedykolwiek dojdzie do takiej sytuacji i że Ania zachowa się w ten sposób. Teraz jednak miałem wielką nadzieję. Zbliżyła się na ile mogła, po czym szepnęła mi na ucho: „Początek czegoś wielkiego?” Ja zaś odpowiedziałem: „Tylko, jeśli tego chcesz”. Pocałowałem ją lekko w policzek, a ona uśmiechając się powiedziała „Dziękuję”. cdn.....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ach, w życiu ważne są tylko chwile. Cóż to była za chwila. Nawet pisząc to teraz jestem jakiś roztrzęsiony i trudno mi skleić poprawne zdania. Jednak to, co wtedy przeżyłem rzeczywiście możnaby uznać za coś pięknego, za początek czegoś wielkiego. Reszta rejsu upłynęła spokojnie i przyzwoicie. Nie było już kradzieży jachtów, szaleńczych rejsów po wzburzonym morzu czy też mówienia naszej zakochanej parze, co stało się podczas tamtego orkanu. Taka mała tajemnica. Co z tego, że Łukasz zawsze potrafił poznać, co się stało zwyczajnie spoglądając na mnie. Miał ten dar. Cześć Hance, która jest jednak przemiłą osobą. Ach, szkoda, że to jest tylko marzenie Danek. Przyjemnego czytania zycze! 👄🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
WITAJ BIESIADO🖐️ Wpadlam tylko na momencik,,,,by WAS powitac!! JARZEBINKO🖐️_____________ zaczytalam sie w tym pieknym opowiadaniu.Dziekuje❤️ Napisze teraz tylko pare slow___wybieram sie do kosciola. Witam ORZECHA w naszych szeregach! Ciesze sie,ze podoba Ci sie u nas.Masz racje__________kochamy poezje,opowiadania ,spiew i taniec.Ale tak naprawde kochamy nasze wzajemne towarzystwo. Dziekuje za mila dedykacje❤️ Pozdrawiam WAS bardzo serdecznie.Do zobaczenia🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dziekuje za mile przyjecie mnie do biesiadniego towarzystwa i mysle, ze bedzie sie nam milo czas spedzalo! Czasami narzekamy na to co mamy gardzimy tym co kochamy wiecznie niezadowoleni szukający szczęścia Poszukujemy lepszych chwil nadejścia o najważniejszych uczuciach zapominamy i gdy jest juz za poźno sobie o nich przypominamy niestety bardzo często tak bywa że najbliżsi są dla nas jak pokrzywa Niekiedy ukochanej osoby nie wielbimy jednak gdy zdarzy się że ją tracimy przypominamy sobie o łączącej nas miłości bo nie chcemy mieć samych przykrości. Zycze milego wieczoru ! Pa, pa!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
oj! JARZEBINO zapomnialam, dziekuje za nastepne piekne opowiadanie, piszecie naprawde ciekawie! Pa!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
JODELKO! 👄 czy juz wrocilas z kosciolka? poczekam troche na Ciebie! ORZECH! Dziekuje za wiersz! Powiedz nam troche o sobie z jakich stron do nas przybywasz? Oczywiscie nie musisz jak nie chcesz! Ale bedzie nam milo jak blizej sie poznamy! 🌻 GRABKU kochany! Ogladalam wiadomosci a jak tam w Twoich stronach Emma? U nas powialo z piatku na sobote dosc mocno, dzis mozna bylo wytrzymac, momentami wychodzilo nawet sloneczko i na szczescie juz spokoj! 👄

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
KOCHANE DRZEWKA!!🖐️ Juz jestem,,,,wrocilam i caly czas na telefonie! A poza tym mam solenizantke Helenke i dlatego rozmowy nasze sa takie dlugie,,, JARZEBINKO_________przepraszam,ze spoznilam sie,,, Niestety,GRABIK stracil lacznosc ze swiatem_________miejmy nadzieje,ze wkrotce bedziemy miec z nia kontakt. ORZESZKU______❤️ dziekuje za wiersz! Nie ma watpliwosci____________ze znalazlas tu \"zaciszne miejsce\" by odpoczac.Pisz,co Ci w sercu gra...liczymy na Twoja poezje i nie tylko :D GRABKU____________-buziaki Bedzie wszystko dobrze :D Pozdrawiam bardzo serdecznie🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
MOJE SERCE❤️ Moje serce jest tak bardzo delikatne, Że najmniejsze nawet słowo ból zadaje... Moje serce jednocześnie jest też silne, Ciągle walczy i się nigdy nie poddaje... Moje serce chociaż małe jest też wielkie, Kiedy kocha to nie boi się niczego... Moje serce całe życie jest pokorne, Dla miłości może wyrzec się wszystkiego... Moje serce jest gorące tak jak lawa, Co z wulkanu namiętności się wyłania... Moje serce potrzebuje dziś miłości, Bo stworzone jest prawdziwie do kochania... Kasia

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ta trzecia to ja Wyślij znajomym Drukuj Mirosława Z., 28 lat, chemik ❤️❤️❤️ Wbrew sobie zakochałam się w mężu mojej przyjaciółki. Takie to moje parszywe szczęście... Ktoś mnie kiedyś przeklął, czy co? – myślałam pełna rozpaczy. Dlaczego każda miłość musi przynosić mi tylko ból i upokorzenie? Byłam już spakowana i właśnie podlewałam kwiatki, żeby na pewno przetrwały tydzień mojej nieobecności, gdy nagle zadzwonił telefon. Aż podskoczyłam. Dochodziła jedenasta w nocy. Kto może dzwonić o tej porze? – zastanawiałam się, podnosząc słuchawkę. – Mirka? – usłyszałam zachrypnięty głos, który wydał mi się znajomy, ale nie mogłam go rozpoznać. – Tak. A kto mówi? – spytałam. – O Boże, aż tak źle ze mną? Monika. – O rany boskie, co ci się stało? – zawołałam z niepokojem, bo wszystkiego się mogłam spodziewać, tylko nie tego, że nie rozpoznam głosu mojej najlepszej przyjaciółki. – Mam ropną anginę – wychrypiała. – A na domiar złego mama poi mnie mlekiem z masłem i miodem, którego nienawidzę – dodała żałośnie. No tak, wszystko jasne. Diabli wzięli naszą wyprawę. – To znaczy, że nigdzie nie jedziemy – raczej stwierdziłam niż spytałam, wiedząc, że nie umiem ukryć zawodu w głosie. cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Tak czekałam na ten wyjazd. Ile lat nie byłam na nartach? Pewnie ze trzy. Ale najpierw, po rozstaniu z Andrzejem nie miałam głowy do rozrywek, potem straciłam pracę, a w nowej ledwie wiązałam koniec z końcem i w żadnym wypadku nie mogłam sobie pozwolić nawet na weekendowy wypad gdziekolwiek, nie mówiąc już o nartach. Ale wiosną zmieniłam pracę i od razu zaczęłyśmy planować z Moniką, że gdy tylko spadnie pierwszy śnieg, to sobie zaszalejemy. No i właśnie widać, jak zaszalejemy. Aż mi się płakać chciało, sama nie wiem, z żalu, czy ze złości. Głos Moniki brzmiał tak, że nie było nadziei, by wyzdrowiała za dzień czy dwa. – No i czemu się nie odzywasz? – zajęta swoimi myślami, przestałam słuchać, co mówi Monika. – A co mam mówić? Urlop i zaliczka całkiem przepadły – odparłam. – Ty mnie w ogóle słuchasz? Przecież mówię właśnie, że już wszystko przemyślałam. – A co tu jest do przemyśliwania – westchnęłam ciężko. – Pecha mam i tyle. Czort z pieniędzmi, ale kolejnego urlopu do wiosny na pewno nie dostanę i nici z nart... – Zamknij się wreszcie i słuchaj – przerwała mi. – Właśnie o tym cały czas mówię. Staszek ma ten sam problem. Pada na twarz i po prostu musi od tego wszystkiego odetchnąć. Już ustaliliśmy, że jedziecie we dwójkę, rządy u nas w domu przejmuje moja mama. Ja sobie spokojnie choruję, a wy staracie się nie połamać sobie rąk i nóg – stanowczość w jej głosie trochę mnie przeraziła, ale próbowałam protestować. Nie dała mi dojść do słowa. Stwierdziła, że nie mam nic do gadania. I że jutro rano Staszek podjedzie po mnie, tak jak było planowane. cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Rozłączyła się, a ja stałam ze słuchawką w dłoni, jak sparaliżowana. "Absolutnie nie mogę jechać. Nie ze Stasiem..." – myśli tłukły mi się po głowie, jak oszalałe. Nie pojadę, postanowiłam i już wystukiwałam na klawiaturze numer Moniki, ale nagle odłożyłam słuchawkę na zasilacz? Zadzwonię i co? Co jej powiem do diabła? Znam ją. Kiedy przemawia takim tonem, nic i nikt nie odwiedzie jej od tego, co sobie postanowiła. Musiałabym powiedzieć prawdę, a tego nie zrobię za żadne skarby świata... Więc co? Rano powiedzieć Staszkowi, że nie jadę? A jeśli on wszystkiego się domyśli? Na pewno się domyśli, zresztą... wcale nie jestem pewna, czy już czegoś nie przeczuwa. Tak dziwnie patrzył na mnie ostatnim razem. Tłukłam się po domu prawie do rana. Już świtało, kiedy pogodziłam się z tym, że nie ma wyjścia – muszę jechać albo wyznać prawdę. Ale prawda oznaczałaby, że stracę jedynych prawdziwych przyjaciół, jakich mam. cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Wszystko zaczęło się po moim rozstaniu z Andrzejem. To Staszek mnie znalazł. Przyjechał po jakieś książki dla Moniki i... Nie, wcale nie próbowałam popełnić samobójstwa, ale jak durna nałykałam się tabletek uspokajających. Otworzyłam mu drzwi słaniając się na nogach i zaraz potem film mi się urwał. To Staszek zaniósł mnie do łazienki, zmusił do wypicia szklanki wody z sodą i trzymał moją głowę, gdy myślałam, że wyrzucę z siebie całe wnętrzności. Potem umył mi twarz, zaniósł do łóżka i zadzwonił po swojego znajomego lekarza. A później całą noc siedział i trzymał mnie za rękę... – Hej, mała. Jak się czujesz? – zapytał o świcie, kiedy wreszcie, już całkiem przytomna, ale słaba jak niemowlę, otworzyłam oczy. A potem czułym gestem odgarnął mi włosy. To wtedy się w nim zakochałam, ale musiało minąć dobrych parę miesięcy, zanim sama zorientowałam się w swoich uczuciach. Zaczęło się niewinnie. Odkryłam, że życie kobiety samotnej nie jest łatwe. Odkąd rozstałam się z Andrzejem, nagle przestałam być mile widzianym towarzystwem. Dziewczyny chętnie umawiały się ze mną na ploty, ale na większych imprezach, a już nie daj Boże połączonych z tańcami, przyglądały mi się podejrzliwie. Czułam, że coś jest nie tak, ale do głowy mi nie przyszło, o co naprawdę chodzi. Dopiero Kaśka otworzyła mi oczy. Właściwie jestem jej za to wdzięczna, że nie owijała w bawełnę. – Słuchaj, no kurczę... Ja wiem że to z mojej strony świństwo, ale proszę cię, nie jedź z nami na weekend. Przynajmniej ten jeden raz – zaczęła bez wstępów, ledwie stanęła w moich drzwiach. Musiałam mieć głupią minę, bo ten jesienny wypad na Mazury cała nasza paczka planowała od miesiąca. – Otwórz to – wetknęła mi w ręce butelkę z moim ulubionym likierem. – Zaraz ci wszystko wytłumaczę – dodała z ciężkim westchnieniem. cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
No i wytłumaczyła. Włos mi się jeżył, gdy tego słuchałam. Okazało się, że moje przyjaciółki, jak jeden mąż bały się, że będę podrywać im facetów. – Zawsze byłaś atrakcyjna, a teraz jeszcze schudłaś. No wiesz, taka samotna, interesująco nieszczęśliwa. Co drugi się skusi, żeby cię pocieszać – tłumaczyła. – Ale przecież... – zaczęłam i urwałam. Bo co miałam powiedzieć? Że nie poluję na niczyjego męża, chłopaka, narzeczonego? A gdybym polowała, to co? Przyznałabym się? – Mirka... przepraszam – Kaśka poklepała mnie po dłoni. – Ja wiem, że nie jesteś taka. Ale z tymi chłopami... sama wiesz. Ten mój, ciągle nie jest taki do końca mój. Ze wszystkich sił ukrywam, jak mi na nim zależy, bo wcale nie wiem, czy jemu też. To co się dziwisz, że nie chcę kusić licha? Sama mam mu ciebie podsuwać pod nos? No nie gniewaj się, zrozum... Zrozumiałam, choć nie było mi przyjemnie. Wycofałam się z życia towarzyskiego i gdyby nie Monika i jej mąż zostałabym sama jak palec. Oni jednak nie pozwolili mi na zamknięcie się we własnym świecie. Co tu ukrywać – prawie mnie adoptowali. Jadałam u nich niedzielne obiady, chodziłam z nimi do kina. – Daj spokój, mamy darmową niańkę – śmiała się Monika, gdy mówiłam, że zawracam im głowę. Rzeczywiście, czasami zostawałam z ich córką, a moją chrześniaczką, a oni mogli sobie gdzieś wyjść. To łagodziło moje wątpliwości. Tamtego sylwestra zorganizowali w domu też pewnie ze względu na mnie. Impreza miała być kameralna, ale nagle okazało się, że zwaliło się pół miasta. Każdy na szczęście przyniósł jaką sałatkę i wino, więc kłopotu nie było. Wyglądało na to, że w opinii moich koleżanek przestałam być jakąś powiatową femme fatale, bo nie patrzyły na mnie krzywo nawet, gdy ich mężowie prosili mnie do tańca. Na wszelki wypadek wolałam jednak być ostrożna i kiedy tylko leciał ciut wolniejszy kawałek wymawiałam się od tańca. Ale już dobrze po północy ktoś włączył "Czwartą nad ranem" Cohena i kiedy Staszek mnie poprosił nie umiałam się oprzeć, bo uwielbiam tę piosenkę. Kołysaliśmy się wolno w rytm muzyki, czułam jego ramię obejmujące moje plecy i znienacka oblałam się rumieńcem, jak pensjonarka. cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Zaraz potem uciekłam do łazienki. "Kocham go, o Boże, ja go kocham" – pomyślałam przerażona. Przez następne dni chodziłam, jak błędna. Kolejne miesiące też były katorgą. Nie mogłam nagle przestać widywać jego i Moniki, ale każde spotkanie sprawiało, że serce tłukło mi w piersi jak szalone. I jeszcze ta ufność Moniki, ta jej troska o mnie. Kupiłam komputer? Oczywiście przysłała Staszka, żeby mi zainstalował te jakieś programy. Chciałam wymienić baterię w łazience? "Staszek ci wymieni" – zarządziła. I jak na złość ciągle tak się składało, że nie mogli przyjechać oboje i Staszek wpadał sam. Na dodatek chyba zaczął się czegoś domyślać. Zresztą, dziwiłabym się, gdyby tak nie było. W jego obecności ręce mi się trzęsły, a na każdy objaw życzliwości reagowałam krwistym rumieńcem. Na pewno się domyślał, a ja umierałam z przerażenia, co będzie jeśli i on.. . Już raz tak było. Miałam wtedy urodziny, a on był nieźle wstawiony. Składając mi życzenia, znienacka pocałował mnie w usta. – Niezła z ciebie laska... Ech, gdyby nie Monia... – zaśmiał się i z całej siły przytulił mnie do siebie. Nogi się pode mną ugięły z wrażenia. Od tamtego dnia żyłam w strachu, że gdyby Staszek chciał... Gdyby zrobił jeden gest, nie umiałabym mu się oprzeć. Unikałam go, jak mogłam, a teraz? Oderwałam się od wspomnień i wróciłam do rzeczywistości. No właśnie! Teraz miałam z nim wyjechać. Sama! Kiedy rano Staszek zadzwonił, że już czeka, zacisnęłam zęby. Trudno. Jakoś przetrwamy ten tydzień. Zresztą, podobno śnieg, jak złoto. Jak się umordujemy na stoku, to potem tylko do łóżka i spać – pocieszałam się. Na początek, umęczona bezsenną nocą, przedrzemałam pół drogi. Potem gadaliśmy o wszystkim i o niczym, dzwoniłam z komórki do Moniki, żeby spytać, jak się czuje, a po przyjeździe do pensjonatu nie chciałam jeść kolacji, tylko od razu, wymawiając się zmęczeniem, poszłam do swojego pokoju. cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×