Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Zlota jesien

Magia czterech por roku dojrzalych kobiet

Polecane posty

Gość niesmiala
“PROWADŹ MNIE, PROWADŹ”. Być może część z Was, po przeczytaniu tytułu, pomyślała, że tym razem będę opowiadał o jakimś nawiedzonym proroku, którego spotkałem na swej drodze. Otóż nie, choć rzeczywiście będzie to historia dość niezwykłego faceta, którego przewodnikiem była laska... Ale nie, nie był on, broń Boże, niewidomy. Można nawet zaryzykować stwierdzenie, że widział zdecydowanie więcej od innych. Choć z całą pewnością nie był jasnowidzem. Pierwszy raz zobaczyłem go, gdy jechałem autobusem do moich rodziców. Tak na oko miał pięćdziesiąt kilka lat, siwe, przetłuszczone włosy i okulary o dość mocnych szkłach. Ważył sporo za dużo, choć poruszał się bardzo energicznie. W wyciągniętej przed siebie dłoni trzymał grubą, bambusową laskę. Jednak jej koniec nie był skierowany do przodu, lecz w dół. Laska nie służyła więc do badania przeszkód, jak u ludzi niewidomych. Była jednak swego rodzaju przewodnikiem, bo gdy tylko pan wsiadł do autobusu usłyszałem: - Prowadź mnie, prowadź. Ponieważ starszy pan był sam, jego słowa były najwyraźniej skierowane do laski. Oczywiście pasażerowie uznali właściciela “bambusa” za wariata. Nie było jeszcze tłoczno, dlatego bez problemu utworzyli dla niego “wolny korytarz”. Zaś młoda dziewczyna na jego widok natychmiast zerwała się z siedzenia, ustępując mu miejsca, choć obok niej było inne wolne. On skwapliwe z tego skorzystał, zresztą w dwójnasób. Na drugim fotelu położył swoją laskę, z którą zaczął prowadzić ożywioną konwersację. To spowodowało, że mimo narastającego tłoku, nikt nie odważył się obok niego usiąść. A gdy autobus znalazł się na docelowym przystanku dla właściciela “bambusa”, ten chwycił laskę i znów wyciągnął ją przed siebie. Mamrocząc cały czas “Prowadź mnie, prowadź” wysiadł na zewnątrz. Pasażerowie odetchnęli z ulgą. Kolejny raz zobaczyłem go trzy tygodnie później. Robiłem większe zakupy w hipermarkecie. Nie było zbyt dużo ludzi, za to bardzo mało czynnych kas. Do każdej z nich stało już z dziesięć osób. Atmosfera robiła się nerwowa, bo nikomu się nie uśmiechało czekać pół godziny w kolejce do kasy. I wtedy zjawił się on. Trzymał przed sobą laskę i znów powtarzał: - Prowadź mnie, prowadź. Ludzie się rozstąpili, a on wykładał już swoje towary na taśmę. “Bambus” miał przewieszony przez łokieć, co nie przeszkadzało mu z nim cały czas rozmawiać. Kiedy zapłacił, laska znów znalazła się przed nim i wszyscy ponownie usłyszeli jego zaklęcie: “Prowadź mnie, prowadź.” - Jakiś nienormalny – zauważył pan stojący przede mną. - Biedny człowiek – sprostowała klientka znajdująca się w kolejce do sąsiedniej kasy. - Zna go pani? - Tak. Mieszka w tym samym bloku co ja. To się stało jakieś sześć, może siedem lat temu. - Co? - Stracił pracę. I od tego czasu pomieszało mu się w głowie. A jeszcze gorzej to ma jego żona. Dopóki jeszcze mieszkały z nimi dzieci, to się miała do kogo odezwać, ale teraz sobie już rady nie daje. Nie wtrącałem się do tej rozmowy, bo i tak nikt by nie uwierzył w moje słowa. Ale ja wiedziałem, że ten człowiek jest jak najbardziej normalny. Zbyt wielu spotkałem w życiu wariatów i zbyt wielu takich, którzy to tylko, z różnych względów, symulowali, żeby nie rozpoznać takiej osoby. Ale to wszystko były zwariowane nastolatki albo osoby pozujące na artystów. A właściciel bambusa na takiego nie wyglądał. Dlatego gdy miesiąc później wsiadłem do autobusu i zobaczyłem go, gdy rozsiadł się z laseczką na dwóch fotelach, ucieszyłem się. I choć były też inne wolne siedzenia, postanowiłem poprosić “bambusa”, żeby ustąpił mi miejsca. Wywołało to na chwilę zdziwienie mężczyzny, jednak zaraz odzyskał rezon. - Nie wiem, czy laseczka się na to zgodzi – uśmiechnął się rozbrajająco i nachylił się do swej przyjaciółki, jakby rzeczywiście chciał wysłuchać jej opinii. - To dobrze wychowana laska, więc na pewno nie będzie miała nic przeciwko – podjąłem decyzję za oboje i zdecydowanym ruchem przesunąłem “bambusa”. To spowodowało konsternację mężczyzny, ale nie protestował. Usztywnił się tylko nieco lecz nic nie mówił. Zerkał jedynie na mnie ukradkiem. A gdy podniosłem się do wyjścia, miałem wrażenie, że chce się zasłonić, jak przed ciosem. Ale gdy zobaczył, że jestem przy drzwiach, ponownie ujął w dłoń bambusa i powiedział: “Prowadź mnie, prowadź”. Ja zaś już wiedziałem, że zaraz poznam jego tajemnicę. Dogonił mnie po kilkudziesięciu metrach. - Niech pan poczeka – przystanąłem się i odwróciłem, a on, nieźle zasapany, podbiegł do mnie. – Pan wie? - Tak, wiem – odparłem, choć nie do końca byłem pewien o co mu chodzi. - Kto pana nasłał? – w jego wzroku pojawiło się coś tak nieprzyjemnego, że trochę się przestraszyłem. - Nikt. - To czego pan chce? - Niczego. - To niemożliwe. Zresztą, ja w sądzie i tak wszystkiemu zaprzeczę, a za mną stoją badania lekarskie. To oświadczenie nieco mnie rozbawiło. Ponadto jego wzrok nieco złagodniał, co ponownie dodało mi odwagi. - Powinien pan być bardziej ostrożny, bo przecież ja to wszystko mogę nagrywać. To, co powiedziałem, na moment go wystraszyło. Ale chyba również ostatecznie przekonało, że nie mam złych zamiarów. - Dlaczego pan się zdemaskował ze swoją wiedzą w autobusie? – zapytał. - Z próżności i ciekawości. - Z próżności? - Tak. Chciałem panu pokazać, że jestem sprytniejszy od innych i nie dałem się nabrać. - Ale nie wie pan, dlaczego tak naprawdę to robię? – domyślił się. - To oczywiste. Przecież pana wcale nie znam. Widzę pana trzeci raz w życiu. Usłyszałem tylko od jednej pani w sklepie, że to wszystko zaczęło się od utraty pracy kilka lat temu. - Tak. Choć dla mnie to zwolnienie okazało się błogosławieństwem, które pozwoliło mi przejrzeć na oczy. Było dość chłodno, więc postanowiliśmy pospacerować. Zadeklarowałem, że mogę go odprowadzić do domu, ale on wolał nie ryzykować spotkania z jakimś sąsiadem. Zaproponował, że po prostu zrobimy parę rundek “w tę i z powrotem”. - Mógłbym panu długo o tym opowiadać, ale żaden z nas nie ma czasu. Powiem więc w skrócie, że jeszcze kilka lat temu miałem na głowie cały dom. Moja żona i dzieci zawsze uważały, że mogą na mnie wszystko zwalić, a tatuś to załatwi. Ja zarabiałem, sprzątałem, robiłem zakupy, na wywiadówki chodziłem. Kiedy fizycznie nie mogłem wykonać którejś z tych czynności, to moja wielce obrażona żona zgadzała się mnie zastąpić. Potem i tak wypominała mi to miesiącami. Zrobiliśmy nawrót i zaczęliśmy iść z powrotem. - Ale przyszła recesja i straciłem pracę. To były dla mnie ciężkie dni. Myślałem, że chociaż w rodzinie znajdę oparcie. Ale gdzie tam. Oni potrafili mieć tylko do mnie pretensje, że już nie mogę im dawać pieniędzy. Było mi strasznie ciężko, a nasze oszczędności topniały błyskawicznie. Żona nawet nie myślała, żeby pójść do pracy, bo nigdy czegoś takiego nie robiła. Kiedyś podsłuchałem przypadkiem jej rozmowę telefoniczną z koleżanką. Powiedziała jej mniej więcej coś takiego: “Chyba bym musiała zwariować, żeby iść do pracy. W końcu to on jest głową rodziny i ma obowiązek utrzymać mnie i dzieci.” I wtedy coś we mnie pękło. Dostałem ataku szału i wybiłem połowę naszej domowej zastawy. Przyjechało pogotowie i zabrali mnie na obserwację do “wariatkowa”. Mijała nas jakaś para, dlatego właściciel “bambusa’ na jakiś czas na wszelki wypadek zamilkł. Kiedy byli już dostatecznie daleko, kontynuował. - Tam poznałem bardzo fajnych ludzi. Z jednej strony nieszczęśliwych, ale z drugiej szczęśliwych, bo nie muszących się liczyć z żadną rzeczywistością. Postanowiłem być taki jak oni i gdy po tygodniu mieli mnie wypisać, wkroczyłem do gabinetu lekarza z tą laską – wskazał na bambusa – którą podarował mi inny pacjent. Zacząłem nawet do niej gadać, ale pan doktor szybko poznał, że udaję. Zapytał dlaczego, a ja mu wyjaśniłem. Pokiwał ze zrozumieniem głową, a ponieważ sam był właśnie “goły” po drugim rozwodzie, zgodził się mi pomóc. Mogłem wkrótce opuścić “wariatkowo”, jako niegroźny dla otoczenia szaleniec. Dostałem małą rentę, która jednak nie wystarczała oczywiście na utrzymanie. Dlatego moja żona musiała wkrótce pójść do pracy. Ostatnie zdanie powiedział z wyraźną satysfakcją. Trudno go było jednak nie zrozumieć. - Zacząłem wspaniałe życie. Za nic już nie odpowiadałem, a ci, którzy na mnie do tej pory pasożytowali, musieli sobie radzić sami. Nie znaczy to, że stałem się darmozjadem. Cały czas robię zakupy i sprzątam, choć moja żona i tak twierdzi wobec wszystkich sąsiadów, że nie ma ze mnie pożytku. - A dzieci? - Dzieci bardzo szybko wydoroślały. Syn zaczął studia, ale po pierwszym roku wyjechał do jakiegoś krewnego żony do Stanów i tam zaczął pracować. Po roku, zaraz po maturze, dołączyła do niego córka. Od trzech lat nie byli ani razu w Polsce. Teraz ma do nich wyjechać też żona. - A pan? - Ja tu zostaję i będę miał wreszcie święty spokój. Rozwodzimy się właśnie, ona chce to załatwić jak najszybciej. Na szczęście mieszkanie jest moje, jej się spieszy, więc nie ma zamiaru się o nie procesować. Za pół roku już jej tu nie będzie, a za rok pewnie nie będzie już umiała słowa po polsku. - Czyli, że zaraz pan skończy udawać? - Tego nie wiem. Polubiłem to swoje szaleństwo. Tylko z tego punktu widzenia widać jak świat szybko pędzi nie wiadomo gdzie. I tylko będąc wariatem można sobie pozwolić na pozostawanie z boku. Bo wie pan, tak sobie myślę, że w dzisiejszych zwariowanych czasach, szaleństwo rzeczywiście jest jedynym sposobem na normalne życie. jacekgetner

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nieśmiała, pozdrawiam ciebie serdeczne i wezmę się za to opowiadanko... Przeczytam a potem zamierzam wziąć się za prasowanko👄

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
JEDEN DZIEŃ SZCZĘŚLIWY Spotkałem kiedyś jeden dzień szczęśliwy, był piękny, barwny, nosił piękne stroje, szedł uśmiechnięty, otwarty dla świata, swoich salonów otwierał podwoje. Dzień nie był jeden, lecz było ich wiele, tylko nie wszystkie do mnie wstępowały, one wiedziały, że mam sporo szczęścia, i innych także uszczęśliwiać chciały. Gubią się nieraz nasze dni szczęśliwe, w pogoni jutra dla nas przychylnego, może należy zwolnić wyścig z czasem, aby nie gubić dnia nam przyjaznego. Nie zamykajmy drzwi dla dni szczęśliwych, niech przybywają i goszczą wraz z nami, jeśli się zdarzy, że im nie po drodze, to nie musimy zaraz trzaskać drzwiami. Na pewno dotrze do nas dzień szczęśliwy, na pewno przyjdą dni piękne radosne, spytacie kiedy, bo to także ważne: do jednych zaraz, do innych na wiosnę. Krzysztof Roszczyk

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość 60 siatka
Pozdrawiam WBw ! Nie sposób nadrobić wszystkiego , bo dosyć długo mnie nie było z wami..:-D z powodów zdrowotnych , ale już czuje się lepiej i pogram was troszkę Ok?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość 60 siatka
Przeczytajcie ten artykuł... Naprawdę ciekawy Pora umierać - opowieść zadająca kłam stereotypom Do gabinetu lekarskiego puka uśmiechnięta staruszka, wita się krótkim „dzień dobry”, pyta czy może wejść i czeka na odpowiedź pani doktor. Ta ostatnia jest jednak pochłonięta wypełnianiem dokumentów i reaguje po chwili- protekcjonalnym tonem rzuca niedbale w stronę pacjentki: „niech się rozbierze i położy”. Choć seniorka wyraża zdziwienie „komendą” wypowiedzianą w trzeciej osobie, lekarka powtarza swą „mantrę” ostrym tonem: „niech się rozbierze i położy!”. Starsza pani nie zamierza jednak spełnić rozkazu, odpowiada niczym zbuntowana nastolatka: „niech się pocałuje w dupę”. Oto początkowa scena filmu „Pora umierać”, stanowi ona zarazem doskonały jego zwiastun, jak że cały obraz prezentuje – wbrew stereotypom – osobę starszą jako człowieka walczącego o swą godność, a zarazem pogodnego i energicznego. Film wszedł na ekrany w październiku bieżącego roku i od razu został doceniony przez wielu krytyków, jak i widzów. Wyreżyserowała go Dorota Kędzierzawska, która jest także autorką scenariusza. Główną rolę gra Danuta Szaflarska, towarzyszą jej m. in. Krzysztof Globisz, Patrycja Szewczyk, Kamil Bitau, Robert Tomaszewski i Agnieszka Podsiadlik. Fabuła filmu jest dość nieskomplikowana, główna bohaterka, Aniela Walter jest właścicielką niegdyś pięknego, obecnie popadającego w ruinę domu. Bardzo długo czekała na to, aby willa znów stała się w pełni jej własnością, po wojnie bowiem władze dokwaterowały do domu dodatkowych lokatorów. Kiedy seniorka znów może cieszyć się całkowitą swobodą w swej posiadłości, okazuje się, że owa posesja wraz z upływem czasu stała się chałupą wymagającą porządnego remontu. Mimo to, bohaterka nie chce się pozbyć willi, prosi Witka, swojego syna o pomoc w naprawach, ma nadzieję że potomek wraz ze swą rodziną zamieszka z nią. Wszystko mogłoby ułożyć się po myśli bohaterki, ale syn ma inne plany... Witek nie zamierza sprowadzać się do matki, nie chce także zająć się remontem, za plecami staruszki pertraktuje z potencjalnym nabywcą willi. Film jest opowieścią (opartą zresztą na prawdziwej historii) o staruszce uważanej przez otoczenie za osobę nie mogącą już w życiu niczego dokonać. Sędziwa kobieta nie poddaje się jednak, okazuje się być osobą zaradną, dzielną, upartą, butną i energiczną. Poczucie humoru i dystans do świata umożliwiają jej pokonywać trudności. Postać pani Anieli, osoby dziewięćdziesięciojednoletniej, zadaje więc kłam powszechnym opiniom o ludziach starszych. Bohaterka, choć boryka się z kłopotami zdrowotnymi, wierzy we własne możliwości, jest zaradna i dzielna. Skąd więc tytuł filmu? Oczywiście, jest on przewrotny. „Marzę o tym, by nie dali się Państwo zwieść temu tytułowi. Bo to jest oczywiście film o życiu - zmaganiu się z nim, ale też pasji i radości życia, która jest w zasięgu ręki każdego z nas, choć tylko niektórzy o tym wiedzą...”, mówi Dorota Kędzierzawska. „Pora umierać” na pewno jest ważnym przedsięwzięciem. Choćby dlatego, że porusza sprawy niezwykle istotne w obliczu starzejących się społeczeństw, czyli alienację ludzi starszych, a także umiejętność zrozumienia ich kłopotów i konieczności budowania społeczeństwa wolnego od ageizmu. Film jest również opowieścią radości czerpanej z życia, pomimo licznych, codziennych trosk, a czasem większych niepowodzeń. Jeśli chodzi o negatywne cechy obrazu, część krytyków zwraca uwagę, że jest zbyt dosłowny, a przez to dość banalny. Sztandarowe kwestie noszą cechy truizmów, a symbole są naiwne. Nie przesądzajmy jednak sprawy, ocena przedsięwzięcia, jak zwykle, powinna należeć do widzów. Źródło: (opr. wł.) oprac.: Joanna Papiernik

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość 60 siatka
NIE DOMYKAJMY DRZWI 1. Na te słowa czekałem, jak na stacje spóźnione Na dziewczyny czekałem, na dziewczyny zamglone Wiatr nam okna zamyka, zatrzaskują się bramy Ktoś się nocą przemyka za człowieka przebrany. Ref. Nie domykajmy drzwi, zostawmy uchylone usta, Może nadejdą sny, zapełni się godzina pusta, Nie domykajmy drzwi, może niebieski motyl wleci, Czekajmy na ten świt, może nadzieja nas oświeci. Nie domykajmy drzwi, zwróćmy porzucone słowa, Nie domykajmy drzwi, może zaczniemy żyć odnowa, Może zaczniemy żyć odnowa, może zaczniemy żyć. 2. Ktoś się nocą przemyka za człowieka przebrany. Jeszcze tylko muzyka, jeszcze sobie zagramy. Świat się wokół kołysze, bije serce z kamienia, Szukam wstążki dla ciebie, dla ciebie, ptaka i ocalenia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość 60 siatka
NIE LICZĘ GODZIN I LAT Wschodami gwiazd i zachodami, odmierzam czas liści kolorami, odmierzam czas, nie używając dat. Czekając na niespodziewane, Stracony szans rozpamiętywaniem Odmierzam czas nie używając dat. Ref. Nie liczę godzin i lat, To życie mija, nie ja, W zgiełku dni, w morzu dat, Własny swój znaczę ślad, znaczę ślad. Zużytych słów przechwytywaniem, Gubieniem słów i odnajdywaniem, Odmierzam czas nie używając dat, Bez godzin i bez kalendarzy, Długością dni, zmiennością zdarzeń, Odmierzam czas nie używając dat.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość 60 siatka
IE MOGĘ CI WIELE DAĆ 1. Sto gorących słów gdy na dworze mróz, w niewyspaną noc jeden koc Solo moich ust, gitarowy blues, kilka dróg na skrót, parę słów Ref. Nie mogę ci wiele dać, nie mogę ci wiele dać Bo sam niewiele mam Nie mogę dać wiele ci, nie mogę dać wiele ci przykro mi 2. Osiem znanych nut, McCartneya but, Kilka niezłych płyt, jeden kicz Siedem chudych lat, talię zgranych kart Południowy głód, kurz i brud 3. Nadgryziony wdzięk, pustej szklanki brzęk Niespełniony sen, itp. Podzielony świat, myśli warte krat Zaleczony lęk, weź co chcesz

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
🖐️ 60- siatko , dobrze ze wracasz do zdrówka i życzę ci tego z serca :)👄 Przeczytałam ten artykuł , naprawdę życiowy, i jak najszybciej chciałabym ten film zobaczyć ... Złota, moje serdeczne gratulacje 20 lat to kupa czasu :-D tulipany cudowne👄 Nie kopiłam sukienki na bal... Segregując ciuszki w szafach odkryłam jedna z ładniejszych kiecek , którą miałam 2 lata temu na zabawie karnawałowej, pamiętam jak kopiłyśmy te kiecki z siostra Grażynką w takim domu towarowym :) tylko ja wzięłam w kolorze beżowym a ona w popielatym...To był ostatni bal z moja siostra , pól roku później zachorowała....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Bal karnawałowy" Trzy tysiące kroków od mojej chaty bal karnawałowy się odbywał. Na taki bal po raz pierwszy się wybierałam, więc ogromnie się radowałam. Długo dumałam, którą suknię wybrać, lecz w końcu zdecydowałam, że błękitna, jedwabna z wyciętym gorsem będzie najbardziej odpowiednia. Włosy bordową wstążką związałam i wziąwszy szybko torebkę, wybiegłam, gdyż kareta już od dawna na mnie czekała. Gdy dojechałam na miejsce, z karety wysiadłam, a otworzywszy drzwi komnaty, gdzie owo przyjęcie się odbywało, byłam strasznie zdumiona, dlatego iż nigdy w życiu tak doskonale przyjęcia przygotowanego nie widziałam. Usiadłszy już na swym miejscu, zaczęłam z waćpanem, obok mnie siedzącym, gawędzić. Mówił, że ból jego sercem targa, lubo chciałam, nic mu poradzić nie potrafiłam. Większość ludzi w izbie tańczyła, inni zaś przy stolikach, jak ja, rozmawiali, ale każdy z nich znakomicie się bawił. Bal po 3. w nocy się zakończył, a ja, wróciwszy do chaty, spać się położyłam, bo strasznie zmęczona byłam. autor: paulina-raczek

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Starsza 65
Fuj kreseczko to obrzydliwy teledysk:-D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Starsza 65
Wiosenko👄 Tak mi przykro z powodu twojej siostry....❤️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Starsza 65
Wiosenko,tak mi przykro z powodu twojej siostry...👄 No widzisz , szukaj a znajdziesz:-D mam na myśli kieckę balowa...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Starsza 65
STARE WINO Używaj pókiś młody, używaj póki czas, Nie pijaj zimnej wody, a będziesz żył sto lat. Pij tylko stare wino, Co liczy trzysta lat I kochaj się z dziewczyną, Co ma szesnaście lat. Szesnaście lat dziewczyna - to niby pączek róż, A gdy ma lat trzydzieści - to przekwitnięty już. Pij tylko stare wino, Co liczy trzysta lat I kochaj się z dziewczyną, Co ma szesnaście lat. W dwadzieścia lat po ślubie dziadek był jeszcze chwat, Wspominał młode lata, gdy coś od babci chciał. A babcia jemu na to: Stary, wstydziłbyś się, Co dziadek chciał od babci, Sami domyślcie się.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Starsza 65
PRZĄŚNICZKA U prząśniczki siedzą jak anioł dzieweczki Przędą sobie, przędą jedwabne niteczki. Kręć się, kręć wrzeciono, wić się w tobie wić Ta pamięta lepiej, czyjej dłuższa nić. Poszedł do królestwa młodzieniec z wiciną Łzami się zalewał żegnając z dziewczyną. Gładko idzie przędza wesołej dziewczynie Pamiętała trzy dni o wiernym chłopczynie. Inny się młodzieniec podsuwa z ubocza I innemu rada dziewczyna ochocza. Kręć się, kręć wrzeciono, prysła wątła nić Wstydem dziewczę płonie, wstydź się dziewczę, wstydź.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Starsza 65
KAROLINKA Słowa: Z. Pyzik, muzyka: S. Hadyna Poszła Karolinka do Gogolina, Poszła Karolinka do Gogolina, A Karliczek za nią, a Karliczek za nią Z flaszeczką wina. Szła do Gogolina, przed się patrzała, Szła do Gogolina, przed się patrzała, Ani się na swego synka szykownego Nie obejrzała. Prowadźże mnie, dróżko, hen, w szeroki świat, Prowadźże mnie, dróżko, hen, w szeroki świat, Znajda tam inszego syneczka miłego, Co mi będzie rad. Nie goń mnie, Karliczku, czego po mnie chcesz? Nie goń mnie, Karliczku, czego po mnie chcesz? Joch Ci już pedziała, nie byda Cię chciała, Som to przyca wiysz.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Jasiek 64
Piękne te stare piosenki 65:-D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Jasiek 64
Pozdrawiam WBW i życzę miłego wieczoru!!! Wpada zomowiec do domu, zagląda do lodówki i pałuje żonę. Żona przerażona następnego dnia wymyła lodówkę. Zomowiec wpada, zagląda do środka i znów pałuje żonę. Przez parę dni biedna żona próbowała wszystkich środków, żeby nie denerwować męża. Wypakowała lodówkę jedzeniem, ale nic nie pomagało. Któregoś dnia kiedy mąż ją okładał pałą, zapłakana pyta o co mu w końcu chodzi? A zomowiec na to: "Ja cię nauczę gasić światło w lodowce!"

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Jasiek 64
W przedziale kolejowym jedzie trzech facetów i policjant. Ponieważ tematy do rozmowy szybko się wyczerpały wszyscy po pewnym czasie zaczęli się nudzić. Jeden z pasażerów, chcąc przerwać niemrawy nastrój zadaje swoim towarzyszom podroży zagadkę: - Co to jest? Zaczyna się na J i każdy z nas je posiada? Wszyscy daremnie susza sobie głowy. - Jedna para butów! - Ogólny śmiech. - A teraz uważajcie. Zaczyna się na D i nie każdy z nas je posiada? - Znowu cisza. - Dwie pary butów! - Znowu wszyscy leja i proszą o dalsze zagadki. - Co to jest? Jest czerwonego koloru w żółte pasy, wisi nad drzewami i... - Cha, cha, cha - przerywa mu policjant - To są trzy pary butów!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Pozdrawiam WBW!!! Oj naśmiałam się z Was kochani szczególnie z teledysku/////... Gdzie to takie teledyski nakręcają?... Wstyd ze tak ośmieszają naszych rodaków...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Wiosenko👄 Złota, gratuluje👄 Ol👄 60 siatko👄 65👄 Nieśmiała👄 Wanilio👄 Ja was lubię👄 Pozdrawiam wszystkich obecnych i nieobecnych👄👄👄👄 👄👄👄👄👄👄👄👄👄👄👄👄

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Luty Często w nim bywają jeszcze mrozy trzaskające, za to jest w calutkim roku najkrótszym miesiącem. Lecz nie zrobi nam nic złego mroźny koniec zimy, nakarmimy głodne ptaki, w piecu napalimy. Szczerzy luty zęby sopli, wszystko mrozem ściska. Niech tam sobie! Wkrótce przyjdzie "kryska na Matyska". Gdy obuję ciepłe buty i gdy kożuch włożę, niech tam sobie mroźny luty sroży się na dworze.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×