Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

konwalia f

Jedzenie kompulsywne - komu jeszcze marnuje zycie?

Polecane posty

Gość aleksandrrra
hej, ja tu nowa, mam nadzieje,ze mnie milo powitacie :) czytam to forum od jakiegos miesiaca. Dlaczego? Bo pojechalam do pracy do Anglii, nie mialam co robic wiec zaczelam buszowac po internecie. Oczywiscie nie przez przypadek wybralam ten temat... Od zawsze bylam bardzo wrazliwa na punkcie mojej wagi. Jako 13 latka chcialam byc modelka :) wiec zaczelam sie odchudzac. Zawsze bylam szczupla, wtedy wazylam 50 kg przy wzroscie 165cm. Niedowaga, ale jakos mnie to nie urzadzalo. Schudlam pare kilo jedzac tylko platki owsiane i owoce. Pozniej zaczelam tyc, jedzac normalnie, znany nam wszystkim efekt jojo. Majac 15 lat wpadlam na genialny pomysl: jem i wymiotuje, jestem czysta ale i mam radosc ze smaku jedzenia. Póltora roku, wymiotujac codziennie, co drugi dzien... Mama dala mnie do szpitala. Ale nie specjalistycznego, po prostu po znajomosci na oddzial neurologii. Czyli pod obserwacje. Po dwóch tygodniach mnie wypuscili. Tam, jedzac normalnie schudlam z 58 do 54, za co bylam im niewymownie wdzieczna :) ale koszmar sie nie skonczyl. Na nastepny dzien napady wrócily. Po paru tygodniach- koszmarna awantura z matka. Bylam juz zmeczona tym wsyztskim co robilam, zmeczona moja wredna matka, zmeczona soba. Jako,ze zawsze mialam jakis zapal autodestruktywny to.. uderzylam sie z calej sily glowa w pralke. Nie pytajcie, po prostu impuls (nie polecam, troche boli :)). I... przeszlo :) od tamtej pory nie wymiotowalam. Kiedy to bylo? 4 lata temu. Nie wymiotuje od 4 lat. Niestety te lata nie byly do konca rózowe. Jadlam jak dzika swinia, zaczelo sie kompulsywne objadanie. 4 lata. Waga o dziwo w miare ustabilizowana, nie mniej niz 55kg, nie wiecej niz 60. Przy wzroscie 167cm. W miare, nie? Ale to mnie niszczylo. Myslalam o jedzeniu caly czas. Aczkolwiek nie jadlam duzo w towarzystwie. Bylo mi wstyd, bo moze ktos uzna ze taka gruba jestem a dalej tyle jem? Nie lubilam siebie. Od miesiaca nie objadam sie. Czemu? Nie bylam na zadnej psychoterapii. To bez sensu. Teorie kazda z nas zna. Kazda z nas ma wieksza wiedze niz niejeden specjalista. O co chodzi? O to,zebysmy porozmawialy same z soba. Zaprzyjaznily sie ze soba. Byly lepsze dla siebie. Nie karaly sie, nie staraly uciec od problemow przez jedzenie. To nie jest dla nas nagroda, nie. To jest kara. Bo cos zrobilysmy zle. Bo wiemy,ze nie powinnysmy jesc, ale skoro juz jestesmy takie beznadziejne to co tam. Mam racje? Sluchajcie, zycie jest na krótkie zeby marnowac je na uzalanie sie nad soba!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość aleksandrrra
popatrzmy wokolo: jest tyle pieknych, interesujacych i dobrych rzeczy, jest tyle do zrobienia w zyciu..! Nie mówie: 'popatrzcie', bo wiem ze nie jestem do konca zdrowa. Czasem tez zdarzalo mi sie zjesc za duzo. Ale nie dlatego,ze traktowalam to jako pocieszyciela (a w gruncie rzeczy kare za cos co zrobilam zle), tylko po prostu... moze to prozaicznie zabrzmi: po prostu bylam glodna :):):) Najlepsza rada jakiej Wam moge udzielic jesli chcecie schudnac: nie idzcie na diete. Wiem, troche dziwnie, w ogóle pewnie wydaje sie Wam ze pisze jak oblakana :) Ale naprawde: jesli przejdziecie na diete, owszem, schudniecie. Ile? Ha, zalezy, kopenhaska, atkinsa, rozlaczna, dieta bikini i wszytskie inne owszem daja zdumiewajace efekty. Tymczasowe. Pozniej tyjecie jeszcze bardziej, gdy przechodzicie na normalny tryb. I jestescie zle na siebie, bo przeciez mialo byc tak pieknie... Jak ja jem? Hmm... Platki z mlekiem na sniadanie, kawa. Drugie sniadanie 2 czasem 3 tosty z maslem i dzemem. Lunch: owoc, moze dwa :) i normalny syty obiad, cokolwiek to bedzie, kotlet, spagetti, sushi (nie no tu juz przesadzam, nigdy nie jadlam sushi :)). Normalnie? Owszem. Jestem glodna? Nie, bo jem co 3-4 godziny wiec nawet nie mam kiedy poczuc glodu. A i jeszcze cos... Slodycze. Stosuje zamiennie z drugim sniadaniem jesli mam ochote :) i wiecie co, wydaje mi sie,ze pare kg schudlam. Nie mam wagi,nie powiem dokladnie. Ale co najwazniejsze, duzo wazniejsze niz waga: czuje sie dobrze w swoim ciele. Bo moge o wlasnych silach wstac od stolu po posilku :) Bo gdy chce wieczorem wyjsc nie musze zakladac obszernych koszulek które zakrylyby moj wielki przepelniony jedzeniem brzuch... Przestalam obsesyjnie myslec o jedzeniu. Dodam,ze jem powoli, patrze na to co jem (no dobra, moze to i smieszne, ale czy podczas napadu patrzylam na jedzenie? Czy bylo mi to kompletnie obojetne?) i celebruje posilek. Nawet to glupie jablko :) Nie chce juz zasmiecac mojego organizmu. Nie chce znowu uzalezniac swojego dnia od tego kiedy cos zjem. Czasem jeszcze licze kalorie. Ale... Ej no w koncu zyjemy, ruszamy sie, spalamy te kalorie, musimy jesc! :) nawet jak mi sie zdarzy dodatkowy paczek czy ciasteczko, to nie robie z tego wielkiego halo :) po prostu chce sie dobrze czuc w swoim towarzystwie :) Chce byc swoja przyjaciolka. I mysle,ze powoli mi sie to udaje. Dziewczyny (i kobiety, powinnam powiedziec, ja tu 19 letnia gówniara jestem :)) badzcie dla siebie dobre. Porozmawiajcie same ze soba. Zaprzyjaznijcie sie z ta okropna, wredna, nieobliczalna i niedoskonala baba w lustrze :) Co o niej wiecie? Ze ma problemy. Pomózcie sobie. Mam nadzieje,ze komukolwiek pomoglam tymi postami. Mam nadzieje ze ktokolwiek to przeczyta :) Pozdrawiam serdecznie Was wszystkie i zycze Wam,zebyscie znalazly w sobie sile. Sile na nowe zycie, które rozpoczniecie jako nowe, lepsze Wy :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Matabaraka
A ja sobie już nie daję rady ze sobą... Waże 120kg...w ciagu 3 lat przytylam 30... nie wierzę już w sukces..żrę i coraz bardziej nienawidzę siebie... przejadam wiekszosc wypłaty, brakuje mi na życie... nikt mnie nie rozumie...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość aleksandrrra
Matabaraka, jak nikt Cie nie rozumie? a my? Wszystkie przez to przechodzilysmy, tez przejadalysmy wszytsko co nam sie udalo zarobic, tez nienawidzilysmy siebie. I nie sa nam obce zadne Twoje emocje i odczucia. To ze masz ten problem i nie udalo Ci sie tego zwalczyc jak na razie to nie znaczy,ze nie masz szans na normalne zycie! Ja mialam problem 4 lata. 4 lata stracone na obsesyjnym mysleniu o jedzeniu. Nie bylo warto. Ale dla Ciebie nie jest za pozno! Jesli powiedzialas sobie,ze masz problem z jedzeniem,ze jedzenie jest wazniejsze niz inni ludzie, NIZ TY, to znaczy ze jestes swiadoma i juz zrobilas krok do przodu. To jest swiatelko w tunelu :) Swiatelko na dobry poczatek. Nikt nie mowi,ze od razu ma nastapic cudowne uzdrowienie jak za dotknieciem czarodziejskiej rózdzki. Nie wierzymy w cuda :) Wierzymy w siebie. Co o sobie myslisz? Czemu sie nienawidzisz? Zastanów sie dlaczego zaczely sie Twoje problemy. I kiedy masz ataki? Ja sobie uswiadomilam,ze wtedy, kiedy chce uciec od problemów. Kiedy chce sie schowac w mysia dziure i zeby nikt mnie nie widzial. I co? Teraz kiedy to czuje to staje w miejscu,mysle, dlaczego tak sie dzieje. Mysle,ze jesli znowu zjem tyle ze nie bede sie mogla ruszac to coraz bardziej bede sie nienawidziec (aczkolwiek teraz juz musze powiedziec,ze zaczynam sie nawet lubiec :)). Najlepszym sposobem bedzie porozmawianie sama ze soba. Pisz jak najwiecej, postaramy sie pomoc :) Pozdrawiam :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gaffsi
Jenny, i Ty więc przyjmij moje wsparcie :) Tylko wirtualne co prawda, ale to zawsze coś! Bardzo tłusta klucha - dziesięć dni to super!!! Mam nadzieję, że wszystko idzie ku dobremu i nadal się trzymasz i nie "kompulsujesz". Witaj, Aleksandrrra :) Przeczytałam dokładnie to, co napisałaś i wydaje mi się, że: w psychoterapii nie chodzi o to, żebyśmy zdały sobie sprawę z tego, że mamy problem i leczyły jego objawy - to bez sensu!!! Psychoterapeuta musi dogrzebać się do przyczyn tej choroby (co nie jest łatwe) i nad tymi przyczynami pracować! A nie tylko łagodzić objawy. Każda z nas zapewne dostała w życiu po tyłku tak czy owak i stąd te kompulsy; a problem polega na tym, że być może nie zdajemy sobie sprawy z tego co jest przyczyną naszej żarłoczności, a jak zdajemy sobie sprawę, to same ze sobą nie umiemy tego przepracować - gdybyśmy potrafiły, to zapewne wiele z nas nie miałoby problemu. Dlatego w wielu przypadkach psychoterapia, czyli grzebanie w tym bagnie które nas wciąga, jest konieczna. Bo my same bagna zasypać nie potrafimy. Matabaraka - napisz trochę więcej o sobie. Im więcej piszesz, tym bardziej się oczyszczasz. Pozdrawiam, dziewczyny!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jenny-1975
Matabaraka, ja wazyłam 106 kg jak zaczełam walczyc o siebie... jednak impuls do tego by cos zmienic musi przyjsc... wierze, z eprzyjdize taki dzien kiedy powiesz stop i uda sie zatrzymac to co sie z toba dzieja na godzine, dwie, a potem kazdy kolejny dzien... bo to jest mozlwe, tylko to nie bedzie gwarancja szczescia, da ci to chwilowa satysfakcje ale poki sobie nie odpowiesz "dlaczego", poki nie posłuchasz sobie szczesliwa nie bedziesz. Ja zmienilam swoje zycie, zaczełam od wagi... i stanełam przed murem, to nei o to chodziło...zaczełam szukac swojej drogi, pisałam wczesniej. jednak nadal w dobrym zwiazku, zyciowo zadowolna a w dalszym ciągu kontrola nad soba wymyka sie czasem z rak. Bo i niby wygrywam sama ze soba, umiem powiedziec sobie stop, chudne, wyciagam za meł ciuchy z szafy ale musze walczyc, boje sie, ze całe zycie bedzie polegało na trzymaniu siebie w ryzach, zjem kawałek czekolady musze zjesc cała... wiec pozostaje tylko nie jesc wcale. A ja chciałabym zjesc kawałek, nasyscic sie i byc szczesliwa, czuc smak potraw, nie rzucac sie na jedzenie i normalnie zyc.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość hej hej dziewczyny
kocham Was, jesteście naprawdę Wielkie - w sensie duchowym, nie fizycznym. teraz nie mam czasu, ale poczytam sobie Wasz topki, bo czuje że ten problem i mnie dotyczy. Na razie, miłego wieczoru.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość olka26
Witam Was! Mam z tym straszny problem, obiecuje, że nie będę i wytrzymuje dwa dni i znowu to samo:/ nie mam juz siły bo nawet przy leku hamującym apetyt ''wpieprzam''. Psycholog mi nie pomaga, czasem czuje się jak wrak:/

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Czytam Was i jest mi doslownie ciezko... Ja objadam sie kompulsywnie od kiedy pamietam - czyli jakies 15 lat. Caly ten czas zyje "od jutra" "od kiedy schudne" "jak schudne to ..." czyli moje zycie polega na egzystowaniu, czekaniu na lepsze czasy i oczywiscie zajadaniu... Czasem tak bardzo sie napycham ze nie moge spac - mam ciagi kilku miesieczne a potem w drugi kanal - obsesyjne uprawianie sportow, dieta i bycie wrecz sterylna w tym co robie i jak zyje....w koncu znowu sie lamie, zamykam sie sama w domu i jem....trace wypracowane katorzniczymi cwiczeniami cialo i brzydze sie soba...i tak wiecznie... Czasami wydaje mi sie ze nigdy z tego nie wyjde..i co najgorsze...wiem ze nie mozna przestac jesc do konca zycia a to bylby jedyny dla mnie sposob zeby nad soba zapanowac... Jak na ironie wszyscy z zewnatrz mysla ze jestem zdyscyplinowana, zdrowa i ze jestem niejadkiem bo oczywiscie nigdy sie nie przejadam w towarzystwie i jestem rzeczniczka zdrowej diety i zdrowego stylu zycia... Czy ktos moze mi podac namiary do terapeuty albo psychologa ktory zajmuje sie problemem leczenia zaburzen jedzenia? Pozdrawiam Was wszystkie i wszystkich serdecznie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość justa717
Wiatm serdecznie, ja mam problem z kompulsywnym jedzeniem od momentu wyprowadzenia się z domu rodzinnego, czyli od około roku. Obecnie mieszkam z przyjaciółką, która była kilkakrotnie świadkiem moich napadów. Rozmawiałam z nią na ten temat. Ona doskonale zdaje sobie sprawe, że to poważny problem, z którego nie można się otrząsnąć od tak. Sama miała problemy z odżywianiem, chorowała na anoreksje. Była prowadzona przez specjalistę, a następnie myśląc, że jest zdrowa wbrew zaleceniom psychologa przerwała lecznie. Wydaje się, że jej problemy z jedzeniem się skończyły, ale tak nie jest. Nie raz widze, że po dniu kiedy zjadła (według niej) za dużo, następnego dnia stara się nie jeść praktycznie wcale, aby tylko nie przytyć. Jedzenie jest często, a czasem wręcz główną myślą takich osób jak my. W okresie wakacyjnym, kiedy nie miałam problemów, a poświęcałam się zabawie i doświadczałam odpoczynku fizycznego i psychicznego, mój problem z jedzeniem zniknął. Byłam szczęśliwa, odżywiałam się racjonalnie, zdrowo i schudłam. Jednak kiedy wróciłam do rzeczywistości, gdzie czekały na mnie problemy, wszystko powróciło. Zdaję sobie sprawę, że sama nie zaradze temu problemowi. Wytrzymam dzień,10 dni, 20, miesiąc, rok, nie wiadomo. Wiem jednak, że to do mnie wróci, gdy będę przeżywała ciężkie chwile w moim życiu. Najgorsze jest to, iż nie dość, że mam kłopoty to jeszcze sposób radzenia sobie z nimi dokłada mi dodatkowych. Jedyną nadzieję widzę w podjęciu leczenia tej choroby i mimo, iż zdaję sobię sprawę, że przede mną długa droga pełna wzlotów i upadków, chce dotrwać do końca walcząc. Jedyną walką, która może zakończyć się sukcesem jest pomoc drugiej osoby. Sama sobie nie poradzę, bo jak każdy człowiek miewam chwile zwątpienia i potrzebuje kogoś drugiego kto mnie wesprze i popchnie dalej. Dlatego też postanowiłam, że nie będe zwlekać z tym problemem, który niszczy moje życie. Zdecydowałam się iść na leczenie. Z tego co wyczytałam, należy iść do lekarza pierwszego kontaktu i poprosić o skierowanie do Poradni Zdrowia Psychicznego, a następnie z tamtąd skierują nas dalej bądź udzielą pomocy na miejscu. Uważam, że jedynie specjalista jest nam w stanie na tyle pomóc, by skończyć z nałogiem jedzenia. Namawiam was dziewczyny na podjęcie leczenia, tym bardziej, iż jest możliwość bezpłatnego poradzenia sobie z tak kosztownym zaburzeniem. Nie dość, że ponosimy duże straty pieniężne tkwiąc w tym uzależnieniu to jeszcze nasze zdrowie jest bardzo narażone na jego skutki. Pozdrawiam, Justa :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gaffsi
justa717 niech Cię Bóg broni przez psychologami opłacanymi przez kasę zdrowia!!! Ja właśnie na taką psychoterapię chodziłam... najpierw poszłam do psychiatry, którą poleciła mi znajoma, ale okazało się, że moimi problemami powinien zająć się psycholog, a nie psychiatra. Więc trafiłam do pani psychologa, bardzo młodej i miłej dziewczyny, która miała mnóstwo chęci do pracy, ale po prostu nie potrafiła mi pomóc w żaden sposób. Mało tego, czasem miałam wrażenie, że ona mówi do mnie formułkami z książek i że ja sama w takiej sytuacji potrafiłabym przeprowadzić lepszą diagnozę - jestem z wykształcenia pedagogiem, więc też mam sporą wiedzę psychologiczną, ale oczywiście nie do porównania z psychoterapeutami. Te spotkania były dla mnie stratą czasu i w końcu zrezygnowałam. Może było też w tym trochę mojej winy, bo nie potrafiłam się otworzyć, ale naprawdę... porażka. Wydaje mi się, że jeśli naprawdę chcemy podjąć psychoterapię, to u dobrego specjalisty, który poprowadzi nas dobrze i będzie potrafił pomóc. A z tego co wiem, takich jest niewielu... Pozdrawiam dziewczyny, i życzę spokojnego weekendu :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość hej konwalio
a może mityng na skype? jest w czwartki wieczorem znajdź forum AŻ , poszukaj informacji

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość krupa
Też mam problem z obżarstwem, tylko u mnie jest to kompulsywne jedzenie tylko jednej grupy produktów-owoców. Mogę nie jeść nic innego, chleb, warzywa, mięso, tłuszcze mogłyby dla mnie nie istnieć, nie lubię słodyczy, mam potrzebę żreć cały czas owoce, nie umiem się powstrzymać. Codziennie obiecuję sobie, że od jutra już nie ruszam owoców, albo zjadam jedno jabłko do śniadania, czasem wytrzymam 3-4 dni, aż w końcu myślę sobie, że np. jedna śliwka mi nie zaszkodzi, przecież jedzenie nie może mną rządzić, należy mi się chwila przyjemności, wmawiam sobie, że nie mam problemu z jedzeniem, przecież potrafię przestać, zjadam jeden nadprogramowy owoc i zaczyna się obżarstwo do bólu brzucha, czasem do wymiotów, potrafię zjeść 2 kg owoców, później wymiotuję z przejedzenia, odpoczywam i idę jeść dalej, obiecując sobie cały czas, że to już ostatni raz, od jutra zaczynam zdrowe odżywianie. Najgorzej jest teraz, jak na drzewach jest pełno śliwek, gruszek, jabłek. jem bardzo szybko, żeby nie zdążyć poczuć się najedzona i móc dopchać się bardziej, jak już nie mogę to tylko gryzę i wypluwam, żeby chociaż poczuć ten smak w ustach. Podczas jedzenia owoców trzęsą mi się ręce, później mi gorąco, puls bardzo przyspiesza, czuję jednocześnie obrzydzenie do siebie i radość, że jem, to co lubię, wreszcie czuję przyjemność z życia, tak jakby przez chwilę wszystko, co złe przestawało istnieć. Czasem od rana czuję, że dzisiaj nie będę umiała się powstrzymać, planuję przynieść 5kg śliwek w miednicy i jeść cały dzień po trochu, ale pod drzewem czuję niemożliwą do powstrzymania chęć do zjedzenia już, w tej chwili i opycham się, coraz szybciej i szybciej, żebym nawet nie zdążyła pomyśleć o tym, co robię. Nie mam już do siebie siły, boję się, co będzie zimą, kiedy będę musiała kupować owoce, ale z drugiej strony może będzie mi szkoda pieniędzy i jakoś się opanuję. Tylko, że ja prawie niczego nie lubię, chleba nie jem od dawna, makaronu czy kaszy potrafię zjeść 2 łyżki, do mięsa się zmuszam, bo mam anemię i powinnam je jeść, ale nie ma dla mnie smaku, chyba tylko kalafior lubię i brukselkę, brokuły, kalarepę i jogurt naturalny i to wszystko. Co robić w takiej sytuacji? Czy ja jestem chora psychicznie? Rodzice wysyłają mnie do psychiatry, ciągle słyszę, że mam poprzestawiane w głowie, że mam niby anoreksję, bo nic nie jem, oni uważają, że 2kg jabłek czy gruszek to nic, mam niedowagę, ale czuję się gruba, mam rozepchany brzuch, nerwicę, nie mogę spać po nocach, mam sny o jedzeniu, śnią mi się owoce i ludzie, którzy chcą mi zrobić krzywdę, gonią mnie, ciągle ten sam sen, dużo jabłek, śliwek w sklepie, chcę jeść a oni patrzą na mnie, czuję strach, patrzę na siebie i widzę, jaka jestem gruba, czuję złość i obrzydzenie. Dzisiaj jest dobrze, nie jadłam owoców jeszcze, w domu jest 5 gruszek, przed domem 3 drzewa z węgierkami, nie mogę przestać o nich myśleć boję się, nie chcę jeść..pewnie nikomu nie będzie się chciało tego przeczytać, ale po napisaniu tego wszystkiego chyba mi trochę lżej i będę walczyć dalej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jenny-1975
przeczytałam przeciwnie z ogromną uwagą.....boze jak ja ci współczuje, straszne to co piszesz i znajome az do bólu.... owoce to taka pulapka zdrowego jedzenia, gdzies podswiadomie uwazamy, ze to inny grzech niz słodycze...ja czuje dokladnie to samo co ty, nie jestes sama...ogromnie ci wspolczuje

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Wielki brzuch
Krupa- udaj się gdzieś w swoim mieście po pomoc, może akurat znajdziesz kogoś znaczy się terapeute który Ci pomoże. Jeju tak jakoś mnie ruszyła ta twoja opowieść, chociaż też się borykam z obżarstwem, ale ja w przeciwieństwie do Ciebie uwielbiam wiele produktów... Napisz coś więcej, ile masz latek ? Trzymam za Ciebie kciuki z całych sił !

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kamilusiak
Witajcie Dziewczyny do dzisiaj nie zdawałam sobie sprawy,ze ja mam za soba powazny problem !!!! Cholera cierpie na to samo co wy kompulsywne jedzenie. Jak zaczne jesć to nie potrafie skonczyc mimo ze wcale nie jestem głodna ;/ o siet ;/ Fajne forum,Swietnie sie wspieracie. Bede tu czesciej .... ...zaczynam walke sama ze soba....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość bluberrry
mnie już dobrze szło ale od tygodnia się obżeram i codziennie sobie obiecuję, że to już ostatni raz... Najgorsze w tym wszystkim jets to, że te kompulsy rozwalają mi życie, no bo jak można normalnie funkcjonować, chodzić do pracy, wychodzić ze znajomymi jak w brzuchu ciąży kilka kilko jedzenia! Ja mam tak od ośmiu lat, zaczęło się jeszcze w liceum. Ptem chodziłam do pychiatry, ale szybko się przyzwyczajałam do leków. Ptem na włąsną rękę postanowiłam ze z tym skończę. Udawało sie ale wystarczyła chwila załamania i po mnie, wszystkie wysiłki szły na marne. Byłam ostatnio też kilka razy u psychologa ale przecież to nic nie pomaga. Pomagałą mi sibutramina oczywiście kupowana bez recepty bo żaden lekarz nie chciał mi wypisać recepty na lek z sibutraminą. Ale brałam to bardzo krótko, no i oczywiście wszystko wróciło. Nie mam już siły. Nienawidzę siebie za to co ze sobą robię ale nie potrafię tego zmienić. Cały czas próbuję, nie chcę się poddać, ale przecież wszystko na nic bo kampulsy wracają!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kamilusiak
Szczerze powiem ze ja tez codziennie zaczynam... lecz nigdy nie koncze bo nie mam na to siły. Nie mam pojecia kiedy to sie zaczeło,ale wiem ze brzydze sie soba brzydze sie ze nie nie moge przestac, moje zycie kreci sie wokol jedzenia a ja nie umiem nad tym zapanowac,,, nie potrafie. Jest mi jedynie wstyd,ze jedzenie zadzi miom zyciem ;/

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość sylwka
Hej ja również cxierpie na kompulsy...wciaz robie nowe diety...chcialabym schudnac ok 10 kg, wciaz robie nowe diety, ktore koncza sie tak samo...napadami jedzenia i znow od nowa z nadzieja lepszego jutra! Czytajac to forum wpadlam na pomysl moze zalozenia wspolnego bloga wsparcia? a moze ktos ma lepszy pomysł???

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość schizokratessa
Hej Dziewczyny! Wybaczcie szczerość... Z kompulsami walczę już jakieś 2 lata, długo . niedługo, nie wiem, ale na pewno jestem, w stanie trochę na ten temat powiedzieć i z włąsnego doświadczenia powiem wam jedno. NIGDY nie wyleczycie się z kompulsów jesli gdzies z tyłu głowy bedziecie myslały o schudnięcia. Presja. Tyle. Zapomnijcie o chudnieciu to przy ciezkiej pracy nad soba się uda.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość sylwka
witam! ja jestem na etapie zupy kapuscianej i nie zgadzam sie z poprzedniczka... Otóż myśle,że kazda z nas jest inna i kazdy przypadek trzeba rozpatrywac indywidualnie! ja probowalam juz chyba wszystkiego teraz probuje diet...gdyż myślę,że rgorystyczne zasady maga mi pomoc w schudnieciu! Narazie trwam dzien trzeci bez napadu i z jedzeniem zupki no i -1kg na wadze... malymi krokami ale do przodu. Mam nadzieje,ze sie uda. Tyle,że najbardziej to teraz walcze z lodówka wieczorami i własnym mysleniem! emocjami!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jenny-1975
ja tez sie odchudzam...kompulsywnie....zachowania kompulsywne to nie koniecznie objadanie sie, czasem mzona kompulsywnie nie jesc...ale to nie ejst tematem tego forum. Moje kompulsywne odchudzanie wyglada tak, ze cała porcje 1000 Kcl dziennie potrafie zjesc juz ok 12 ,czasem w jednym posiłku...tylko walic głowa w mur, ale tak ciezko mi to przeskoczyć... piec posiłkow dla mnie ejst poza zasiegiem. Z jednej strony osoba piszaca, ze dieta prowadzi do kompulsow ma troche racji, bo obsesyjne myslenie o ejdzeniu ( czy niejedzeniu ), co towarzyszy diecie moze byc iskra zapalna do kompulsu z drugiejs trony nie do konca sie zgodze. Ja trzymam drania zelazna, twarda ręką, zjadłamw czesniej pozniej nie zjem, obsesyjnie trzyamm sie tego tysiaca bo daje mi to poczucie choc minimalnej kontorli/samokotroli. Moze probowac uczyc sie z tym zyc, oswoic to

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość schizokratessa
Oczywiście możecie się ze mną nie zgadzać, wasze życie, wasz problem i wasza sprawa, ale to o czym mówię jest udokumentowane psychologicznie. Niby skąd się bierzę bulimia, kompulsy?( nie łapcie mnie za słówka dobrze wiem , ze ie w każdym przypadku). Często jest tak że dziewczyna mało je, zeby nie powiedzieć głodzi się a potem organizm "nadrabia", zarówno ogranizm nadrabia fizycznie gdy jest wyczerpany, ale częściej psychicznie. Można powiedzieć że w głowie włącza się lampka "oho! znowu będzie odchudzane, nie bedzie jedzienia tyle ile i jakiego chcę, wiec trzeba to szybko uzupełnić". to może być podświadome, możecie nawet nie wiedzieć że to działa na takiej zasadzie. I tu nie jest kwestia jednej diety. To jest kwestia tego że "ciągle" chce schudnąc. Czyli problem leży w braku akceptacji własnego ciała. (celowo pomijam kompulsy z innych powodów). Jeśłi będziecie żyć od diety do diety to nic dziwnego że psychiika w końcu siada. Tak, mi siadła własnie z tego powodu. Uwierzcie mi, lepiej się zyje pogodzonm ze sobą, niż dążąc do nieokreślonego ideału (-5kg, -7kg, a może -15kg...). To jest jak kamień z serca. Nie powiem że nie mam już probemu z kompulsami bo to proces wymagający wiele czzasu, ale jestdem na dobrej drodze, bo ni emyslę już otym że za tydzień zaczynam dietę. Mam 162cm, ważę 60kg. Jestem w porządku. Nie ważne co kto mysli! i tego samego Wam życzę:) Jesteście poękne takie jakie jesteście!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość sylwka
Witam jestem piaty dzien na diecie kapuscianej. Po 4 dniach moja waga spadła o -2,5 kg. Musze przyznac ze troche pojadam ale polega to na tym ze zjem wieczorem plasterek szynki i sera np. lub pokosztuje jakies surówki czy coś w tym stylu ale jem tego dla skosztowania i ochota mi mija a ja czuje sie jakbym sie najadla! Hmm sama jestem zdziwiona :) Ale wazne,że lewce w dół :) Wlasnie gotuje drugi gar zupki...jak dla mnie to nie jest najgorsza :) Pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość s.o.s
wchodze tu od momentu powstania watku i zauwazylam jedno...osoby ktore walcza z tym problemem zawsze powracaja do punktu wyjscia...to jest powazna przypadlosc...mozna byc 2 tyg na diecie kapuscianej czy innej ale to niestety nie zalatwi problemu...kompulsy i tak kazdego dopadna teraz czy w pozniejszym czasie...smutna prawda jest taka ze trzeba sobie uswiadomic ze musimy sie kontrolowac do konca zycia...przez emocje potrafimy wladowac tone zarcia ..przed tym nie da sie uciec...najgorsze jest to ze zycie nie oszczedzi nas przed stresem i klopotliwymi sytuacjami dlatego powinnysmy zaczac od pracy nad psychika....nic tu po dietach ...musze zaznaczyc ze tez sie z tym zmagam-5 lat ....pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość overapetite

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość overapetite
Kiedy patrze na moje zycie, jest wiele rzeczy,ktore popchnely mnie do objadania sie. Zawsze lubilam jesc, ale bylam szczupla i nie tylam. Mialam dobra przemiane materii.Myslalam zlydnie, ze bedzie tak zawsze.Kiedy urodzilam dwoje dzieci nadal utrzymywalam forme, ale ograniczalam slodycze i nie slodzilam niczego. Staralam sie cwiczyc.Moja tesciowa widzac to dokuczala mi mowiac :ale masz wielka dupe, nie jedz tyle, bo bedziesz musiala znow sie odchudzac. Dla wyjasnienia w tym czasie wazylam od 58 do 62 kg przy wzroscie 170cm. Zaczelam stosowac rozne diety, ktore zmniejszyly moja przemiane materii. Po kryjomu objadalam sie , jak nikt nie widzial i do dzis tak robie.Mam juz prawie 80 kg i nie umiem sobie z tym poradzic. Nie wiem jak schudnac, bez wywolywania napadow obzarstwa.Dodam, ze duzo cwicze, ale to nie wystarcza.Moze macie jakies pomysly.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jenny-1975
overapetite mozna schudnąć, choc to trudne i mozolne. ja licze kalorie, gotuje sobie osobno, wsio co wkładam do buzi waże, zapisuje...kiedys, w poprzednim zyciu ważyłm 106 kg, liczac kalorie schudlam do 56, potem trzy lata przez ktore przytylam ok 10 kg ale udawało mi sie w miare opanowac kompilsy. Rozwiodłam sie, ułozyłam sobie zycie ale spełnioma. bezpieczna i zakochana nadal mialam napdady kompulsywnego objadania sie... potem zaszłam w upragniomą ciąze i pusciły wszystkie hamulce... przy porodzie na liczniku waga 94 kg...12 kg sao zeszło, nie jadłam słodyczy, zrezygnowałam z kolacji ale kompulsywnie objadłam sie owocami....waga zamiast w dól, zaczeła isc w góre....właczyła sie lampka... i te spojrzenia szwagierek " myslałam, ze gorzej wyglądasz...." zaczełam liczyc kalorie od 20 lipca, wazyłam 81,7 kf, teraz 63,6 chce dojsc do 58 kg, nie jestem wysoka, bedize ok....było i jest mi bardzo ciezko... naprawde, nawet odchudzam sie kompulsywnie....czasem to swoje 1000 kcl zjem do 12, wiem, ze to zle, wiem wszytko jak kazda z nas, ale jak sie zacznie jesc nie mozna przestac....jednak jak zjem swoja norme to wyłącza mi sie głod, wysyłam impuls "zjadłam swoje, mam spiokoj".... moje zycie teraz, trzymac drania w żelazym uscisku, wiem co powoduje kompulsy, nie zmienie tego, chore dzieciństwo... nikt mi nie zwróci tego, musze naucyzc sie z tym zyć, staram sie panowac nad soba, podchodze do lodowki i cofam sie, tułmacze sobie " nie warto, tak daleko zasżłas, ciuchy, czyjas mściwa satysfakcja" i ten power jak sie uda odejsc, poczucie kontroli nad sobą, warto....wystarczy jak raz sie uda, potem juz tylko rpzypominac sobie " udało mi sie raz, uda sie drugi"... ale tez umiec wybaczac sobie trzeba, nie jestesmy doskonali.... "kobiea jest jak saszetla herbaaty nei wie, jaka jest mocna, dopokie nie wpadmie we wrzątek " ppamietaj, masz w sobie sile i potencjał, mozesz wszystko... moje zycie dzis... mniej głodu, choc tydzien temu total kryzys,,,,"epizodów niepokoju jest coraz mniej"

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość overapetite
jenny-1975 Bardzo dziekuje Ci za wsparcie, ktore mi dalas w swojej odpowiedzi. W zeszlym roku schudlam jakies 7 kg przed wakacjami, ale zaraz po nadrobilam z nawiazka. Konkretnie to juz na wakacjach objadalam sie, a potem moje sukienki juz nie pasowaly. Bylo mi bardzo wstyd.Teraz chcialabym schudnac do 65kg,abym znowu czula sie jak dawniej i nie tylko na wakacje. Problem to utrzymac to co sie wypracowalo. Masz racje, ze kiedy idzie sie do kuchni powinno myslec sie o tym jak dobrze czujemy sie, gdy jestesmy szczuplejsze i zakupy w sklepach z ubraniami sprawiaja radosc, a nie zniechecenie.Jestem pod wrazeniem jak wiele potrafilas schudnac. Dalas mi nowa sile do walki. Sprobuje jeszcze raz i gdy bede wchodzila do kuchni bede pamietac Twoje slowa. Mowilas rowniez, ze tez masz kochajaca? rodzinke, ktora pomaga tylko we wchodzeniu w kompleksy. Musimy byc ponad to i nie poddawac sie. Nie dac im odczuc,ze to na nas dziala. Pozdrawiam cieplo i ide cwiczyc.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jenny-1975
zacznij od zapisywania tego co jesz, sama dla siebie, nikomu nie mów -w razie niepowodzenia narazisz sie na śmieszność. Nie zauwazamy ile jemy, wyzwala sie w nas automatyzm, ktory wyłącza rejestracje tego ile jemy, nie chcemy pmiętać, wiedziec, wyrzucamy to poza nawias swiadmosci ale poczucia wstydu i prazki niestety mie da sie wyłaczyć, potem tyko ono dominuje i zaburza obraz tego ile naprawde jemy. trzeba miec wage kuchenna, bez tego ani rusz, jak odchudzałam sie kiedys wazyłam na takiej zwykłej za 10 zł, nieelektronicznej i dałam rade, nie trzeba duzo pieniedzy, na dietetyczne jedzenie tez wcale nie... ale sama siebie długo oszukiwałam, ze nie stac mnie na odchudzaniem, bzdura.... kupie waze nie zjem chleba, przy systematycznym, uczciwym odchudzaniu suma sumarum je sie niewiele, stac na to zeby jesc zdrowo...t tylko moje refleksje, przypominam sobie po prostu moje wymówki....zapisuj, usiadz w neidzile, albo w poniedziałek, zeby nie psuc sobie niedizeli i przeanalizuj, bez czego mogłam sie obyć...albo co czym zastapić...warto tez w maire mozliwosci zapisywac ilosci kcl, bedizesz w szoku ile mozna zjesc kalorii, wiedza daje poczucie siły, najgorzej brnąć w nieswiadomosci i jak Scarlet O"Hara powtarzac " pomysle o tym jutro", ozukiwałam sie wiele lat, zawsze od dziecka byłam gruba, wmawialam sobie, ze mam "ciezkie kosci, fatalna przemiane materii, ze nie jem wcale duzo...."nienawidzialam siebie, wstydzialam sie isc kupic bielizne bo nawet nie znałam rozmiaru, cerowałam stara...i ten wstyd, pczucie porazki....a wystarczy jeden sukces... udało mi sie raz nie zjeśc kolacji, cała noc nie spałam myslałam o jedzeniu...przyszło kolejne popoludnie i to była walka zjesc, nie zjesc zal mi było tej nocnej meczarni, ze wytrzymalam to jakos... nie zjadłam....potem wyniszczenie organizmu dwoma turami diety kopenhaskiej ( maskara, odradzam ) a potem oświecenie ( a neta jeszcze nie mialam ) i liczenie kalorii, to był rpzełom, przy dobrze zbilansowanej diecie mzona sie nawet najeśc przy 1000 klc....i poczucie siły, ze sie wygrało z samym soba, choc czasem palce pogryzione do krwii....jak juz nie moge i mysle tylko o jedzeniu staram sie to zagłuszać... ide sprzatac, albo do łazienki, jakis krem, maseczka, ksiazka...wszystko zeby zabic czas...jest trudno bo nadal pierwsza i ostania mysl przed zasnieciem i po obudzeniu to jedzenie, mialam tez epizody rzucania sie na surowe liscie kapusty bo akurat były pod ręką....i walka z pokusą, zeby tego nie zwrócić...tak słodko kusi ta ewentualność.... z dnia na dizen robie sie spokojniesza, znam swoj organzim wiem, w której fazie cyklu tyje, wiem, ze potem schudne... wiem, ze zdołam utrzymac wage ( przynajmnie gorąco w to wierze ) ale tez wiem, ze kompulsy sa na całe zycie, ze mozna nad nimi ponaowac ucząc sie z nimi zyć, ale nie mzona poddac sie złudzeniu, ze odeszły, uspione czyhają na chwile nieostrozności i nieuwagi.... robiac bilans czy jestem bardziej szczęsliwa najedozna gruba czy głodna szczuplejsza i wiem, ze jeden kawałek spowoduje zjedzenie pieciu nastepnego dnia, nie chce czuc tej nienaisci do siebie, samokontrola mnie ratuje....a z drugiej strony jestem masochistką, stale coś pieke, gotuje i nie jem, choc czasem polize palec, czy zjem troche surowego ciasta :) powodzenia kochana, odejdz raz od lodowki, wygraj ze soba i zapamiętaj to uczucie triumfu, i potem je sobie przypominaj, pzodrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×