Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość POMOC DORAZNA

Czy jesteś w związku, w którym partner molestuje Cię psychicznie? cz.2

Polecane posty

stefania 🖐️ widzisz, chyba dla każdej z nas musi przyjść taki dzień, że stanie się to dla nas obojętne kim, jak, dlaczego oni są... Ja nie zbawię świata (choć czasami chciałabym), Matką Teresą nie jestem, na pewno nie dla niego. Niech szuka pomocy gdzie indziej, bo ja mu jej nie udzielę, nie za cenę pójścia z nim na dno i taplania się w sosie własnym z lęków, łez i nieszczęścia. Trzymaj się :-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ewe21
kasia 3000- doskonale cie rozumiem bo sama przez to przechodzilam:( tez bylm manipulowana na kazdym kroku, najgorsze jest to ze ja go naprawde pokochalam i bylam w stanie zrobic wszystko dla tej milosci - a on jedynie mnie wykorzytywal, myslal caly czas o sobie, nasz zwiazek byl oparty na klamstwie od 1 spotkania , dopiero po jakims czasie ptawda do mnie dochodzila ale bylam juz za bardzo zaangazowana aby to przerwac , znajomi mi wielokrotnie mowili ze to nie ma sensu , ze powinnam to przerwac a ja latalam na spotkania z nim, bylam jak usluzny piesek na kazde jego skinienie, dobrze ze w koncu sie obudzilam, boli jedynie to ze ja nigdy nie uslyszalam od nieego szczerego slowa ,, przepraszam'' i on nigdy nie widzial ze mnie ranil:( ale ja nic na to ni e poradze, musze po prostu zapomniec , wierze ze mi sie to uda. Uwazam ze nie powinnas rozmyslac czy on teraz kogos podrywa - bo on nie jest wart twoich mysli i tej nowej potencjalnej dziewczynie ktora sie nabierze na te tanie chwyty mozna jedynie wspolczuc:( wierze ze wszystko sie u ciebie ulozy a on bedzie zalowal ze cos tak cennego stracil;) Najwazniejsze aby myslec o przyszlosci :) Dobrze ze podjelas tak bardzo wazna decycje, ktora zaowocuje na twoim dalszym zyciu , bedzie dobrze trzymam kciuki za was wszystkie:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość stefaniaharper
mnie boli, ze mój były najbardziej niszczy siebie, jest typowym dda ze wszystkimi objawami, ma tego swiadomość ale nie dojrzał jeszcze do decyzji o terapii... póki co ciągnie na dno, a ja chociaż go kocham, nie mogę iść tam z nim starałam sie m pomóci dodać wiary w siebie na wszystkie możliwe sposoby, ale nic nie wskurałam... tylko u psychologa wylądowałam po tym wszystkim

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
ewe21 ❤️ rozumiem, starszy mężczyzna, zakochanie, a potem ból jak spadają klapki z oczu...To człowiek podły, niegodny jednego Twojego spojrzenia. Pomyśl o sobie, o przyszłości, na początku nigdy nie jest łatwo, ale nie mogłaś zrobić dla siebie nic lepszego niż wyrwać się ze szponów tego łajdaka... Przytulam Cię mocno i trzymam kciuki 🌼 stefania ❤️ ależ ja to doskonale rozumiem, tylko sama widzisz jak to się dla Ciebie skończyło. Nie pomożesz mu na siłę, a jedynie samą siebie możesz unieszczęśliwić. Zamiast o nim, pomyśl o sobie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość doswiadczona w tej kwestii
Witajcie. Mam pytanie do dziewczyn, ktore udzielaja tutaj rad w roli ekspertek, polecaja 'uciekac' od mezczyzny po przeczytaniu paru slow na jego temat. Chcialam spytac kto dal Wam do tego prawo. Czy naprawde czujecie sie tak madre, ze mozecie udzielac takich rad i byc moze calkowicie zmienic czyjesz zycie, niekoniecznie na lepsze? Co jesli dziewczyna, ktora rzeczywiscie jest pod silna presja psychiczna, poslucha Was i skonczy sie to dla niej zle, np. wyladuje na ulicy. Ja 3lata temu bylam w takim zwiazku, tzn. ponoc toksycznym, ale sie z niego uwolnilam, a caly czas jestem.... z tym samym mezczyzna. Poznalismy sie w bardzo romantycznych okolicznosciach, wszyscy nam zazdroscili i mowili, ze piekna z nas para. Dla nas obojga byla to pierwsza prawdziwa milosc (chociaz on byl juz dojrzalym facetem, 13lat starszy ode mnie). Zeby moc byc razem, zerwalismy z calym dotychczasowym zyciem, ja sie do niego przeprowadzilam, on tez zmienil bardzo duzo w swoim zyciu dla mnie. Na poczatku wszystko bylo cudownie, ale ze po zamieszkaniu razem okazalo sie, ze jestesmy innymi ludzmi, zaczely powstawac konflikty, klotnie, a potem awantury. Prawie sie rozstalismy. Ja w tamtym czasie bylam bardzo wybuchowa, temperamentna, musialam postawic na swoim. I w zadnym zwiazku nie bylam szczesliwa, wlasnie przez ciagle klotnie, nigdy nie chcialam ustapic. W tym przypadku tez tak bylo. Moj partner caly czas mi powtarzal, ze lepiej dla mnie i dla naszego zwiazku bedzie, jesli ustapie, jesli przestane mowic, dogryzac, jesli bede mowic czesciej TAK, niz NIE. Zaproponowal, ze nauczy mnie bycia 'niewolnica' i ze uczyni mnie szczesliwa, ze zrobi to tylko dla mojego dobra. Bronilam sie przez prawie rok, walczylam ze soba, nie chcialam tego, panicznie sie balam. Zawsze bylam niezalezna i robilam co chcialam i.. nigdy nie bylam szczesliwa. Prawie od niego odeszlam, ale nie udalo mi sie, przez to najsilniejsze w zyciu uczucie. Przemyslam wszystko po raz milionowy: nigdy wczesniej, jako ta najmadrzejsza, silna i niezalezna, nie bylam szczesliwa. Wreszcie poznalam milosc swojego zycia, faceta moich marzen, ze swietnym wyksztalceniem, inteligentnego, z ogromna wiedze, swietna praca, szacunkiem w srodowisku, wladza, przystojnego, szarmanckiego, kulturalnego.. Wszystko naj. Oprocz ciaglych awantur. Nie chcialam jednak tego rzucac i byc moze stracic najlepsza szanse w zyciu na milosc. Zaczelam duzo czytac na te tematy, na temat religii. W koncu postanowilam zaufac mojemu przyszlemu mezowi. Pozwolilam mu ZMIENIC MOJE MYSLENIE. Na poczatku bylo mi bardzo trudno go sluchac, bardzo bardzo trudno. Ale w koncu stalam sie spokojna, przestalam byc nerwowa, spokojnie przesypialam cale noce. Przestalam po prostu walczyc, przestalam sie wszystkiemu sprzeciwiac. Teraz nie mowie NIE, kiedy mam zly humor wychodze do drugiego pokoju, nie dogryzam mu, nie prowokuje, nie denerwuje, jestem mila, on ma zawsze we mnie oparcie i cieplo. Robie wszystko, zeby mu sprawic przyjemnosc, ale to przede wszystkim ON robi wszystko, zeby mnie uszczesliwic. Ustalilismy pewne zasady, np. w domu mamy zawsze porzadek (ja o niego dbam w tygodniu, maz w weekendy), ja nie podnosze glosu (teraz nigdy nie mam po prostu takiej potrzeby) itp. Nie jest tak, ze robie wszystko co on mi KAZE, nie. Robimy to co JA chce, tylko teraz umiem o to odpowiednio zadbac - lagodnoscia, kobiecoscia, subtelnoscia. Chodzimy w miejsca wybrane przeze mnie, o czasie wybranym przeze mnie. Jestem najszczesliwsza w zyciu. Odkrylam zloty srodek - juz nie 'obnosze' sie ztym, ze to ja jestem najwazniejsza i najmadrzejsza, i wlasnie dzieki temu moj maz traktuje mnie jak najmadrzejsza i najwazniejsza. Nie czuje sie stlamszona czy ponizona, czuje sie jak krolowa, mam wszystko czego chce. Gdybym znalazla ten topik 3 lata temu, pewnie zrezygnowalabym z tego zwiazku i dalej bylabym nieszczesliwa, pelna zlosci kobieta. Podsumowujac, nie wszystko, Drogie Panie, zawsze jest czarno-biale. Nie zawsze rada 'uciekaj od niego' jest sluszna. Oczywiscie, nie polecam zostawac niewolnica faceta, ktory ma problemy ZE SOBA, ktory jest nieudacznikiem i przez swoje kompleksy wyladowuje sie na swojej kobiecie. Polecam za to zostac posluszna mezczyznie, ktory jest tego wart, ktory jest dojrzaly i ma bogata wiedze i doswiadczenie w tych kwestiach, ktory potrafi Cie zmienic na lepsze.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Stefania, jezeli chodzi o zwiazek to masz byc w nim partnerka. Jezeli rola sie zmienia w terapieutke i kolo ratunkowe to nie jest juz zdrowy zwiazek.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nooo ale.....
Doświadczona....może w tym związku to TY byłaś osobą toksyczną?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość AniaSsssss
Będę sobie tu pisywać, bo dobrze mi u Was. Czytam i czytam...Tak mądrze piszecie, takie już jesteście silne (Niebo błękitne 🌻).Ja analizuję relację ze swoim K i nie mogę uwierzyć, ze to wszystko mogło być manipulacją. Tylko po co? Ma żonę, ma dziecko....Po co mu współuzależniona kochanka? Ile było tych sytuacji - moje pytanie zawsze było bez sensu, nie wnosiło nic do rozmowy itp. Tylko ze to była rozmowa dwóch bliskich osób, a nie interview o pracę. Czy pytanie zawsze musi coś wnosić? Uciekał po prostu od niewygodych tematów, róbiąc ze mnie ciołka i wpędzając mnie w poczucie winy. Boże, ile razy myślałam, ze coś ze mną serio jest nie tak, ze się czepiam, nie umiem być "normalną" łagodną i ciepłą kobietą...Ile razy obiecywałam sobie, ze juz nie poruszę danego tematu. Z jednej strony zapewniał, ze chce być blisko, chce, zebym wszystko wiedziała. A potem reagował furią i "odebraniem miłości", kiedy pytanie było nie takie (źle zadane, nie w tym czasie, nie w tym miejscu, blablabla). Zawsze mozna sie przyczepić. Robiłam oczy jak pięć złotych, jak miał pretensje o to, ze zbyt mało entuzjastycznie cieszę się z jego wizyty. Tyle przykładów chorych sytuacji, tyle dowodów na to, ze to totalny toxic, a ja dalej go chcę, tęsknię, brakuje mi go...Obecnie "łaskawie" do mnie dzwoni, ale czuję chłód i dystans - bo tydzień temu wypaliłam, ze nie jeździ się na grilla do znajomych z tak nienawidzoną i obleśną żoną...No i odbywam karę. Wcześniej oczywiście wykład o tym, jak śmiem tak stawiać sprawę i zę ja mu nie ufam. Szkoda gadać. Wybaczcie, jak będę truła, ale gdzieś muszę sobie dać upust. Z nikim nie mogę o tym pogadać - przecież to tylko (a może aż?) - mój kochanek. Całuję wszystkie wspaniałe dziewczyny. Cieszę się,ze Was znalazłam. Podziwiam Was ❤️.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość agnieszka2002
Dziękuję Ci Błękitne Niebo... przeczytałam wiele wypowiedzi i przeraża mnie to, że choć analizując moje życie i mój związek widzę jasno,że to dotyczy mnie moja psychika stara się ze wszystkich sił usprawiedliwić zachowania mojego partnera tak aby mieć punkt zaczepienia do podjęcia kolejnej próby uratowania tego związku... jestem przerażona swoją bezsilnością... byłam na wizycie u psychologa i zamierzam nadal na nie chodzić ale już na pierwszym spotkaniu usłyszałam, że mój partner to wręcz klasyczny przykład osoby,która znęca się psychicznie nade mną.... jestem już 4 lata po rozwodzie... mój mąz zdradzał mnie i ostatecznie zostawił mnie dla kochanki... cały mój świat runął... ja, pomimo możliwości po ukończonych studiach i znajomości 3 języków postawiłam wszystko na jedną kartę... szczęśliwa rodzina to to czego pragnę najbardziej... nie udało się... mam Synka i to on stał (zawsze był) się najważniejszą osobą w moim życiu....z moim partnerem jesteśmy razem od 3 lat.... znaliśmy się od 11 lat... nie był kimś przypadkowym...od zawsze był moim przyjacielem i nie raz pomógł mi w trudnych chwilach... nigdy nie przekroczyliśmy granicy stosunków przyjacielskich... po odejściu męża bardzo mi pomógł.. byłam wrakiem człowieka... otoczył mnie taką troska i opieką jakiej potrzebowałam... odzyskałam siły i radośc życia i mogłam dać tę radośc i spokój mojemu synkowi... on sam od pół roku był w separacji ze swoją żoną... rozwód był w tarkcie...mają dziecko...wtedy wyznał mi że kocha mnie od lat... że zawsze był przy mnie kiedy tylko mógł... ja wtedy jeszcze próbowałam mu powiedzieć, żeby spróbowali z żona jeszcze raz ... że to takie ważne dla dziecka aby dorastać w pełnej rodzinie... on nie dawał im szans i wprost mówił, że poślubił ją z uwagi naciąze i liczył na to,że dziecko uzdrowi ich relacje... nie uzdrowiło...że właśnie dla dobra dziecka to robi a o dziecko będzie zawsze dbał ale pełen kłotni dom i to,że jej nie kocha nie pozwala mu do niej wrócić... jeśli nie chce go to on ułoży sobie życie z kimś innym ale nie z nią... doprowadził do rozwodu.. ja byłam za słaba,żeby w nieskończonośc odrzucać jego troskę i miłość... potrzebowałam go jak powietrza... zaczęliśmy być razem... dokładnie wiedział co jest dla mnie w życiu najważniejsze... kochająca sie rodzina, ciepły dom, serdecznośc szacunek i okazywanie sobie uczuć pomimo problemów dnia codziennego... taki dom mu stworzyłam... jednak juz po krótkim czasie zaczęło się w naszy związku dziac źle... prowokowanie kłótni żeby móc wyjśc i być u siebie przez dzień, dwa, dłużej..(miał wynajęte mieszkanie zby tam spotykać się z dzieckiem gdyz ona nie życzyła sobie abym ja czy mój synek mieli z nim jakikolwiek kontakt), coraz częstsze spotkania służbowe, zainteresowanie moim synkiem tylko aby po awanturze zjednać sobie mnie ( wiedział doskonale że uśmiech mojego dziecka kazał mi wybaczyć mu wszystko), kłótnie zdarzały się coraz częściej... nigdy nie zsłyszałam takich wyzwisk pod moim adresem...szmato...suko...jesteś nikim...później kara w postaci zniknięcia na jakis czas... później błagania o powrót i deklaracje zmian... zaczełam chodzić do psychologa aby zrozumiec co robię nie tak, czym go tak prowokuję... chodziałm przez pół roku... pani psycholog próbował dojśc dlaczego ja nie potrafie stworzyc bliskiego związku... w domu było jak w Alpach... raz jak w niebie ai znowu jak w piekle... po pól roku odkryłam jego 2 telefony i okazało się że zdradza mnie z kobietami z internetu... było ich dziesiątki... chciałam się zabić... gdyby nie świadomośc ,że mam synka zrobiłabym to bez wahania... cały mój świat runął... po raz drugi sięgnęłam dna... straciłam pracę bo nie byłam w stanie funkcjonować... Rodzice zajęli się moim synkiem.. ja w dzień na tabletkach uspokajających w nocy na nasennych... przez miesiąc błagał abym dała mu szansę... był za słaby... błędów nie popełnia tylko Bóg a on jest tylko człowiekiem...kocha i nie wyobraż sobie zycia beze mnie...i znowu uwierzyłam... i tak było przez kolejne 2 lata... w międzyczasie sprzedałam swoje mieszkanie i lwią częśc oddałam mu na rozkręcenie interesu...były chwile euforii i prawdziwego szczęścia które dawały mi nadzieję ,że jednak było warto tyle wycierpieć... teraz będzie juz tylko lepiej... a później znowu zimny prysznic bo znowu coś powiedziałam albo zrobiłam nie tak jakby on tego oczekiwał... i tak w kółko... rozstania i powroty... 3 moje wyprowadzki z dzieckiem w ciągu 2 ostatnich lat..rok temu przypadkiem odkryłam przy sprzataniu telefon... on wrócił do zdrad... odeszłam... na miesiąc... on po rocznej walce z byłą żona o normalne widzenia z dzieckiem z naszą obecnością nie wskórał nic... dlatego nadal ma swoje wynajete mieszkanie do kontaktów z dzieckiem... ciągle wszystkie sprawy związane z jego dzieckiem lub praca sa na 1 miejscu i nie wazne że my mieliśmy jakies plany... nie miałam prawa nawet się odezwać bo od razu stawałam się wrogiem jego dziecka... a to nie tak... gdyby tylko istniała mozliwość spędzania wspólnie czasu, my i dzieci, otoczyłabym jego synka opieka i miłością ( jest przecież cząstką człowieka którego tak bardzo kocham) ale nie ma takiej możliwości...ona absolutnie się na to nie zgadza, przez 3 lata, a on po prostu ma tylko swoja część życia... wielokrotnie podczas kłótni wyzywał mnie okropnie mówiąć ...ty sz... ! jak mogłem dla kogoś takiego jak ty zostawić tak wspaniałe życie i dziecko... całą wina obarcza mnie... wtedy odchodziłam...ale on nie wracał do swojego dziecka i do swojej byłej żony tylko znowu zaczynał błagac mnie o przebaczenie argumentując że w takich nerwach nie pamieta co mówił.. że nigdy nie myślał tak jak powoedział... że byłam i jestem miłością jego życia i to ze mna właśnie pragnie spędzić resztę życia... wybaczałam... ale to wszystko jest juz pond moje siły ... kiedy sama czytam to co napisałam zastanawiam się czy ja jestem normalna... chyba nie... przez te 3 lata starałam suię stworzyć mojemu synkowi szczęśliwy dom a stworzyłam dompełen moich łez, braku stabilizacji, raz mój partner był raz go nie było... mam do siebie tak ogromny żal za swoje zachowanie... za krzywdę jaką wyrządziłam synkowi mając jak najlepsze intencje...nie chce mi się już żyć... nie mam siły zaczynać życia od początku... już w nic nie wierzę i nikomu nie ufam... dlaczego zdecydowałam się właśnie teraz odejść? bo po raz pierwszy za niewłaściwe zachowanie mój synek został skarcony przez mojego partnera krzykiem i przu użyciu okropnych słów... nie byłam w stanie rozstać się dla siebie... ale muszę to zrobić dla mojego najdroższego dziecka... nie wiem jak dalejżyć... ja wegetuję... wykonuję mechanicznie swoją pracę załatwiem wszystkie bieżące sprawy...staram się unnikać spotkania z moim (byłym) partnerem... on nalega...prosi...jest opanowany i spokojny... jest mi winien bardzo dużo pieniędzy i boję się co z nami będzie jeśli mi ich nie odda... ja mam ogromne długi i ta spłata jest na ich oddanie... jak znaleźć w sobie siłę aby nadal żyć...? jak to zrobić aby umarła nadzieja która pulsuje mi w sercu i umyśle że może jednak mogłam coś zrobić aby nasz związek był taki jakiego obydwoje pragnęliśmy...? nie daję już rady... dlaczego nie mogę nawet ze soba skończyć aby kogoś nie skrzywdzić... tym kimś jest mój synek...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość agnieszka2002
... ja już wiem, że nie jestem w stanie go zmienić... choć on jak sam mówi to tego pragnie... ale czy on jest w stanie pomóc samemu sobie... czy istnieje jakakolwiek szansa aby...?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość doswiadczona w tej kwestii
Nazwij to jak chcesz, ale 3 lata temu wpisalabym sie na tym topiku jako pokrzywdzona. Moj maz tez mi mowil, ze klotnie wywoluje ja, ze nie umiem ustapic, ze to moja wina. Buntowalam sie rok czasu, plakalam, uciekalam, wracalam. Az w koncu zrozumialam, ze jak bede spokojniejsza, ulegla w pewnych momentach, to zyskam. I zyskalam. teraz nie mowie nie (mam inne sposoby zeby miec to czego chce - subtelne, kobiece i przede wszystkim dyplomatyczne), nie robie zlych min, nie jestem zimna i zla. Jestem potulna, mila i dobra, a w zamian mam wszystko czego chce - dobroc, opieke, szacunek.. Wszystko czego mi potrzeba. Po prostu przestalam stawiac siebie ciagle i ciagle na pierwszym miejscu, dlatego teraz tak naprawde, JESTEM na pierwszym miejscu dla mojego meza, mimo ze sie z tym nie obnosze. To jest inteligencja i dyplomacja. Uczylam sie tego przez rok, czasami nie bylo fajnie i bardzo sie meczylam i to przezywalam (gdy odczuwalam, ze cos MUSZE), a teraz jestem tylko szczesliwa. Chociaz jestem niewolnica

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zielona gąska
doświadczona - coś w tym jest! trzeba pracowac nad soba, ale rowniez nie dac się poniżać - takie 2 w jednym i wtedy jest ok. ale nie z każdym facetem sie udaje... mój ma np osobowość borderline. i choćbym była pod miotłą ciągle uśmiechnięta - to i tak ma jazdy. jesli chodzi zaś o normalnych facetów - masz zupelną rację! gdy z nim jestes - trzeba nad soba panować.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
doswiadczona 🌻 , zamiast zarzucać dziewczynom brak inteligencji i dyplomacji w związku, cofnij się w wyobraźni do tych lat, kiedy zaczęło się dziać źle i wkroczyłabyś na ten topik. Spróbuj opisać tu JAK, w JAKI SPOSÓB opisałabyś fakty ze swojego życia i ogólnie swój problem. Dlatego ten top spełnia rolę zastępczej terapii, że formułując problem, każda MUSI dotrzeć do sedna, żeby inne zrozumiały co się tak naprawdę dzieje. Żadna ekspertką nie jest, to są rady oparte o własne doświadczenie i sądzę, że każda z dziewczyn jest świadoma, że rady radami, a decydować będzie ona. Napiszę więcej później , teraz zajrzałam tylko w przerwie :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość agnieszka2002
prosze pomóżcie mi... straciłam panowanie nad swoim życiem... choć wiem że to chore, choć wiem że to ja odeszłam bo naprawde mam ku temu powody... tęsknię za nim tak że az odczuwam wręcz fizyczny ból... nie moge jeśc...spać... wiele mnie kosztuje aby skoncentrować sie w pracy... jestem matką i w końcu muszę stać się silna dla mojego synka... muszę dać mu poczucie bezpieczeństwa i stabilizacji... a jestem wrakiem człowieka... skąd wziąć w sobie siły... jak przekonać samą siebie... ZE TO MUSI BYC KONIEC!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość doswiadczona w tej kwestii
Wpisalam sie tutaj, zeby spytac, czy osoby uwazajace sie za ekspertki i udzielajace zyciowych rad, na pewno maja do tego prawo. Czy jestescie naprawde takie madre i macie taka wiedze, zeby zmieniac czyjes zycie (tak, zmieniac, niektorzy sa na to podatni). Gdybym ja szukala tu odpowiedzi 3 lata temu, pewnie odeszlabym od meza i stracila najwieksza milosc mojego zycia i najwieksze szczescie. Opisalabym sytuacje kiedy mnie uderzyl. Wszystkie zaraz byscie sie rzucili z pomoca i radzily uciekac. Kto wie, moze bym to zrobila i zlamala sobie zycie. Teraz ta sytuacje sprzed lat widze inaczej, chociaz rzeczywiscie moj maz mnie wtedy uderzyl. A stalo sie to tak: on wrocil po bardzo ciezkim dniu po pracy, jak zwykle usmiechniety i mily dla mnie (nigdy nie narzeka jak jest zmeczony, zawsze jest mily, a jesli naprawde nie ma sily, woli sie polozyc wczesniej spac albo zajac swoimi sprawami, zamiast powodwac przez to klotnie), ja wtedy nie pracowalam, siedzialam w domu i na niego czekalam. Bylam zla, ze wraca tak pozno (byl w pracy) i od poczatku bylam niemila i rozdrazniona. On milo i spokojnie ze mna rozmawial, ale ja siedzialam pochmurna. Podalam mu obiad, zrobilam cos z czosnkiem. Spytal 'dlaczego znowu daje mu czosnek chociaz mowil mi 10 razy, ze go nigdy nie je' (bylo to gdzies po pol roku naszego zwiazku) i zaczal go zdejmowac, troche zirytowany. Na cos ja sie wscieklam, powiedzialam ze nigdy wiecej nic nie ugotuje dla niego skoro on nie potrafi tego docenic, itp, i w podobnym tonie, podniesionym glosem, nawijalam z 10 minut. W koncu on nie wytrzymal, wyrzucil jedzenie i powiedzial, ze skoro jestem taka glupia i nie moge zrozumiec, ze on nie je czosnku, to nie bedzie niczego wiecej jadl ode mnie. Oczywiscie wpadlam w jeszcze wiekszy szal, wsciekalam sie, gadalam, nie dawalam mu spac (on nie chcial ze mna rozmawiac), w koncu powiedzial mi znowu cos przykrego, na co rzucilam sie na niego, a on mi oddal, i .. wreszcie sie uspokoilam. 3 lata temu tak bym opisala ta sytuacje: 'blagam, pomocy, nie wiem co robic, moj facet niszczy mnie psychicznie, pobil mnie, a ja tylko chcialam o niego zadbac i podac mu obiad..'

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
doświadczona.... najwazniejsze, że jesteś w tym związku szcęśliwa i że się umieliście dogadać. Myślę, że nikt przy zdrowych zmysłach nie podejmuje życiowych decyzji po jedneym anonimowym wpisie na ogólnodostępnym forum...gdzie każdy może pisać co mu się podoba. Takie decyzje to PROCES, który często trwa latami, a jak ktos trafia tutaj, to najczęściej już wyczerpał wszytskie sobie znane mozliwości "uzdrowienia" związku i jest na skraju wyczerpania psychicznego, jest stłamszony, nieszczęsliwy, pełen rozpaczy i szuka odpowiedzi na pytanie, które najcześciej SAMA zna. Kobiety w dzisiejszych czasach mają bardzo trudną sytuację, bo uwarunkowania kulturowe, religijne, bo są matkami i zonami.... bo powinny, bo muszą, bo wypada, bo to przecież mężczyzna...przewodni stada i td, a z drugiej strony dzisiejszy świat zmusił kobiety do bycia pełnoprawnymi partnerkami... które pracują, często zarabiają lepiej od mężczyzn, które są wykształcone, mądre i chcą mieć swoje nalezne miejsce, a nie być... tylko kobietami swoich mężczyzn...niewolnicami.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
agnieszka2002...przytulam Cie mocno. Tak to wygląda...odtswaienie, czujesz się jak na głodzie. Kochanie podjęłas decyzję, jesli az tak xle się czujesz....zawsze możesz zadzwonić na niebieską linię, tam są psycholodzy, albo pójśc do lekarza z prosba o pomoc...jakieś leki, które pomogą Ci pzetrwac ten trudny czas. Albo chociaz jakiś persen, albo herbatka z melissy, albo pogaduchy z kimś kto wysłucha i wesprze... Strasznie mi przykro, że tak się czujesz....ale tak to się przezywa zazwyczaj. Zawsze jest trudno.... trzymaj się.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość doswiadczona w tej kwestii
Mam na mysli to, ze czesto kobiety zdenerwowane, opisuja rzeczywistosc, troche ja zmieniajac. Nawet same w to wierza. Ja sama taka bylam. Dlatego gdybym weszla na ten topik 3 lata temu i zdawkowo opisala sytuacje, wasza odpowiedz bylaby oczywista. Uznalabym, ze to wszystko jego wina. Robilabym sie coraz bardziej wsciekla i zla, zamiast probowac sie zmienic. Wiadomo, potepiam bicie, ale w tamtej sytuacji uwazam, ze moj maz zachowal sie prawidlowo. Byla druga w nocy, musial wstac znowu o 6 do ciezkiej pracy, a ja zachowywalam sie jak wariatka. Bo podniosl na mnie glos i w koncu powiedzial, ze jestem glupia (a to byla prawda, podalam mu czosnek, chociaz wiele razy prosil, zebym tego nie robila). Dzieki temu, ze postanowilam mu zaufac i go sluchac, zmienilam sie na lepsze. Teraz nie czuje sie niewolnica, jestem wolna, po prostu daje szczescie swojemu mezowi, zawsze on jest dla mnie najwazniejszy, i ja dla niego. Mimo, ze jeszcze teraz, jak przed laty caly czas, czasami mnie czegos uczy, czasami prosi o cos czego ja nie chce, czuje sie z nim bezpieczna, jak dziecko w ramionach kochajacego ojca. Ufam mu, wiem ze wie wiecej ode mnie, i ze moge sie czegos od niego nauczyc. Nie walcze z nim. Jestem dobra i mila i nie jest to dla mnie wyrzeczeniem, po prostu sie zmienilam z wscieklej, nie panujacej nad emocjami kobiety, na dyplomatyczna i, mam nadzieje, madra zone. Jestem szczesliwa, podejmujemy razem decyzje, czasami robie to co on chce, a ja nie koniecznie ale potem okazuje sie ze mial racje. On teraz slucha moich opinii i rad, czesto robi to co ja chce, bo nauczylam sie odpowiednio o to prosic. Nie krzykiem, tylko spokojem

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość doswiadczona w tej kwestii
Zgadzam sie, ze jesli chodzi o iles lat w zwiazku z tyranem, to nie ma juz innego wyjscia, i Wasze rady pomagaja takiej stlamszonej kobiecie, moze sa nawet zbawienne. Ale moga tez tu trafic osoby takie jak gdy bylam na poczatku zwiazku, i podjac niewlasciwa decyzje. Chce tylko powidziec, ze trudno wszystko ocenic po paru zdaniach. Ja pare lat temu napisalabym, ze moj facet to tyran, ze wymaga zebym byla zawsze usmiechnieta, i zeby mial wszystko podane pod nos, a ja sie nie licze. Nie opisalabym drugiej trony sytuacji. Ze ja bylam nie w porzadku. Ze on diego dostawalam wszystko czego chce, a sama dawalam z siebie 10%, po czym dziwilam sie kiedy on sie na to wszystko wsciekal. Bo wsciekal sie na mnie i krzyczal. Rzeczywiscie ma taka osobowosc, nie jest potulnym facetem, ktory na wszystko sie zgadza. Ale od kiedy doszlismy do porozumienia i oboje robimy to czego pragnie druga osoba, ani ja, ani on, nawet nie podnosi glosu

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nooo ale.....
Doświadczona....to nie ON, tylko TY zachowywałas się toksycznie...potwierdza to opis sytuacji z tym obiadem...TY PIERWSZA ZROBIŁAŚ AWANTURĘ I TY PIERWSZA GO UDERZYŁAŚ...nie widzisz tego? "Oczywiscie wpadlam w jeszcze wiekszy szal, wsciekalam sie, gadalam, nie dawalam mu spac (on nie chcial ze mna rozmawiac), w koncu powiedzial mi znowu cos przykrego, na co rzucilam sie na niego, a on mi oddal, i .. wreszcie sie uspokoilam. " Piszesz trochę z "drugiej strony";)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nooo ale.....
Ok...dopisałaś więcej...teraz więcej rozumiem. znikam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość doswiadczona w tej kwestii
Jesli tak uwazasz, to tylko dowodzi mojej racji. Ze gdybym napisala o tej sytuacji tak jak ja wtedy widzialam (tzn. ze on mnie niszczyl, ze plakalam codziennie przez takie sytuacje itd.), to bym byla zrozumiana jako pokrzywdzona i dostalabym rade 'uciekaj'

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość do doswiadczonej
A ty kochaniutka z jakiej sekty zostalas tu przyslana? :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość do doświadczonej Kochaniutkiej
....a teraz jestem tylko szczesliwa. Chociaz jestem niewolnica... hahahahahaha Niewolnice zapraszamy trzy pokoje dalej...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość doswiadczona w tej kwestii
heh, tak jestem z sekty i chce was wszystkie do niej zwerbowac :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość luiza-za
Doświadczona, tak, to chyba jednak ty byłaś tym z partnerów który molestował psychicznie... Nic nie pomoże twoja krytyka topiku, jeśli kilka lat temu napisałabyś to co w pierwszym poście, otrzymałabyś pomoc jako osoba ""tyranizująca". Jeśli zaś uważałabyś ze jesteś ofiarą, to znaczy że kłamałabyś tutaj nas wszystkie. Po twoich słowach widać, nadal jesteś dominantą, bardzo silną, nie ustępujesz: "Robimy to co JA chce, tylko teraz umiem o to odpowiednio zadbać - łagodnością, kobiecością, subtelnością. Chodzimy w miejsca wybrane przeze mnie, o czasie wybranym przeze mnie. Jestem najszczęśliwsza w życiu. Odkryłam zloty srodek - juz nie 'obnosze' sie ztym, ze to ja jestem najwazniejsza i najmadrzejsza, i wlasnie dzieki temu moj maz traktuje mnie jak najmadrzejsza i najwazniejsza. Nie czuje sie stlamszona czy ponizona, czuje sie jak krolowa, mam wszystko czego chce." Wszystko sprowadza się do tego że robicie tylko to co ty chcesz, jak chcesz i kiedy chcesz. Po prostu urabiasz go "łagodnością, kobiecością, subtelnością." tak, jesteś cholerną szczęściarą. TY Cwana, sprytna, przebiegła, nadal stawiasz na swoim. Po prosty ty, tyran, zobaczyłaś ile możesz stracić jeśli się rozejdziecie: "faceta moich marzen, ze swietnym wyksztalceniem, inteligentnego, z ogromna wiedze, swietna praca, szacunkiem w srodowisku, wladza, przystojnego, szarmanckiego, kulturalnego.. Wszystko naj." Widzisz, żeby każdy tyran mógł się otrząsnąć tak, jak ty... alemężczyźni sa mniej skomplikowani. Dopiero z ręką w nocniku niektórzy pomyślą, ze jednak przez ileś lat źle traktowali swoją żonę. Jesteś bardzo bystra, bystra cwana, spryciula życiowa, gratuluję: "Nie czuje sie stlamszona czy ponizona, czuje sie jak krolowa, mam wszystko czego chce." "w koncu zrozumialam, ze jak bede spokojniejsza, ulegla w pewnych momentach, to zyskam. I zyskalam." Pytam tylko gdzie w tym wszystkim jest mijsce dla twojego partnera, dla tego co on chce, kiedy chce i jak chce. Myslę że tylko w sypialni. I mylisz się w dwóch rzeczach: 1. To nigdy nie był i nie jest topik dla takich osó 2. NIE JESTEŚ NIEWOLNiCĄ...to chyba jakiś żart! hheheheh dobre:-D Po prostu nauczyłaś się i zrobiłaś wszystko żeby ten superfacet cię nie zostawił. Gratuluję. Mimo wszystko twoja historia jest pouczająca...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość doswiadczona w tej kwestii
Kotku, dla Ciebie rzeczywiscie powinnam NIEWOLNICA wziac w cudzyslow.. bo biedna, nie zrozumialas ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość luiza-za
Bez komentarza, a kotka idź udawać przed swoim facetem.;-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość doswiadczona w tej kwestii
To byla odpowiedz do pani, ktora nazywa mnie 'kochaniutka' Luiza, mylisz sie. Nie oklamalabym Was, gdybym 3 lata temu napisala, ze jestem stlamszona i ponizana przez faceta, ktory ode mnie wymaga wiecznego usmiechania sie, krzyczy na mnie, chce zebym byla jego niewolnikiem, pobil mnie'. Nie klamalabym, tylko TAK BYM WTEDY MYSLALA. Mylisz sie, ze jestem domina, nikt kto mnie zna, nie powiedzialby tego o mnie. Moj maz jest dominujacy. I po tych wszystkich klotniach ustalilismy, ze ja bede jego 'niewolnica', a on moim 'panem'. To sa tylko okreslenia. Ale dzieki nim sie zmienilam. Nie z zadnej dominy, tylko z panienki przeswiadczonej o swojej inteligencji i o tym ze zawsze musze byc najwazniejsza dla faceta. Trudno to wytlumaczyc, ale naprawde mylisz sie. Tez nie jest tak, ze robimy tylko, to co ja chce. Robimy to co on chce tez, ja robie dla niego wszystko, z usmiechem, i lubie to

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość doswiadczona w tej kwestii
i piszac 'robimy to co ja chce', chcialam uswiadomic, ze bedac 'potulna zona', jestem szczesliwa, bo moj maz widzac jaka jestem dla niego dobra, tez chce sprawic mi przyjemnosc i uczynic mnie szczesliwa. To nie jest tak, ze bycie 'posluszna zona' ogranicza sie do spelniania zachcianek meza, bedac nieszczesliwa i placzac przy tym. Po prostu trzeba zmienic myslenie. Ja naprawde nie jestem osoba dominujaca, jestem po prostu wolnym czlowiekiem i mam po prawo robic to co chce - moj maz mi ta wolnosc zapewnia, ale tylko dlatego, ze ja jestem wreszcie 'normalna'

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×