Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość POMOC DORAZNA

Czy jesteś w związku, w którym partner molestuje Cię psychicznie? cz.2

Polecane posty

Poa... Budujące jest co piszesz, mimo czasu jaki zajęło Ci wychodzenie z tego wszystkiego. Gratuluję i powodzenia!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Buszująca... bardzo proszę:) U mnie to dopiero początek, nie jestem jeszcze silna ale dążę do tego wszelkimi sposobami. Szukam rozwiązań, wychodzę jak myszka z dziury. W jednej chwili wydaje mi się, że już jestem silna, za chwilę, że nie potrafię sama oddychać. Związek trwa już długo, ale problemy zaczęły się jakieś 4 lata temu. Na razie nie wyobrażam sobie jeszcze wszystkiego, jak będzie wyglądało moje życie po rozwodzie, ale staram się wizualizować sobie pewne sytuacje, np. gdzie będę mieszkać, jak będzie wyglądała opieka nad dzieckiem itd. Raczej będę zdana sama na siebie, bo mieszkam od niedawna w obcym mieście, bez rodziny i przyjaciół. Ale są plusy sytuacji, mam pracę, dostanę alimenty i powinnam sobie poradzić. Na plus są przede wszystkim emocje, na czym najbardziej mi zależy. Samotności się nie boję. Jestem w związku,w którym samotność jest codziennością, więc pod tym względem wiele się nie zmieni. Zaczynam się lubić, rozumiem juz, że tylko ludzie, którzy siebie lubią są atrakcyjni dla siebie i innych. Nie myślę o moim wieku, bo to nie ma żadnego znaczenia. Nie boję się statusu rozwódki. Tego czego się boję, to negatywnych emocji, które będą towarzyszyć rozwodowi i całej jego otoczce. Wiem, że rozwód to bardzo trudna sprawa, ale dużo gorsze wydaje mi się życie w obłudzie, pozorach i nienawiści, bo to tak jakby się cofać. A zaczynałam tak jak Poa, od forum:) Ściskam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witajcie Próbowałem poszukać na innych forach ale nie udało mi się znaleźć. A sprawa jest dla mnie bolesna no i pomyślałem, że mimo iż nie jestem kobietą to jednak się tu nieco wywnętrzę. Mam 38 lat i jestem w drugim w swoim życiu związku. Od 4 lat z dziewczyną o 10 lat ode mnie młodszą. Znamy się i jednocześnie jesteśmy ze sobą lat 4 choć w zasadzie słowo "jesteśmy" nie jest najlepszym określeniem tego co się między nami dzieje. Najpierw opowiem Wam w dużym skrócie naszą historię. Poznaliśmy się, jak to często bywa w pracy. Ja zajmowałem dość wysokie stanowisko, miałem dobrą pozycję i materialną i społeczną. Czułem się spełnionym, pełnym życia mężczyzną. Miałem swój świat, swoje pasje, swoje życie. Brakowało mi "Jej". No i się znalazła. Przebojowa, uwodząca, zaciekawiła mnie sobą. Dzieliło nas wszystko. I wiek, i wykształcenie (ona po zawodówce, ja po trzech fakultetach) i spora odległość naszych miejsc zamieszkania, i zero wspólnych znajomych i w ogóle niemal wszystko... Niemal, bo była "chemia", wielka namiętność, pasja, przegadane setki godzin przez telefon, miliony wysłanych smsów i... zakochaliśmy się w sobie (przynajmniej ja się zakochałem). Była dla mnie spełnieniem moich marzeń o kobiecie, z którą chcę być. Czuła, pełna ciepła, zainteresowana, zaangażowana, znakomita kochanka, chętna do wspólnego przeżywania życia. Po blisko roku spotykania się przeprowadziłem się do jej miasta. Znalazłem tam pracę, wynająłem mieszkanie (ona przez cały ten czas mieszkała w mieszkaniu wynajmowanym wespół z koleżanką). Poprosiłem ją byśmy zamieszkali razem, nie od razu się zgodziła lecz dość szybko większość czasu spędzała u mnie. Mam jednak taką pracę, która nieraz wygania mnie w podróż. O dziwo, zawsze akurat wtedy "koleżanki wyciągały ją na miasto", razem byliśmy może co 10 raz... Pewnego razu pojechałem z nią do jej mieszkania, na tapczanie zobaczyłem ślad krwi (taki maz), coś mnie tknęło bo poczułem, że coś jest nie tak. Kolejną rzeczą, która zaczęła zwracać moją uwagę było to, ze zawsze przy łóżku trzymała kartonik z chusteczkami higienicznymi, jednak niemal nigdy nie ma kataru ani jakoś szczególnie się nie wzrusza, kartoniki jednak dość często się zmieniały na nowe. Uświadomiłem sobie, po jakimś czasie, że chusteczek zawsze używała po tym, jak się kochaliśmy. Poczułem się lekko zaniepokojony. Ona w między czasie zaczęła być o mnie zazdrosna, sprawdzała mi billingi z telefonu kom, przeglądała tel itd. Przymykałem na to na początku oko ale sprawa zaczęła się coraz bardziej komplikować, gdyż dochodziło do coraz częstszych awantur. Gdy gdzieś razem wyszliśmy ni z tego ni z owego nagle zaczynała na mnie krzyczeć, że się za jakąś oglądam, że się na którąś gapię, zbierała się z lokalu i w złości wychodziła pozostawiając mnie tam samego. Coraz więcej takich akcji aż w końcu powiedziałem, że już mam tego dość i odchodzę. Na krótko, gdyż nie wyobrażałem sobie życia bez niej. Po kilku takich powrotach przyszedł czas prawdy, jak się później przekonałem. Któregoś wieczoru, gdy byliśmy w łóżku usłyszałem: "chcę mieć dziecko". Z jednej strony się ucieszyłem ale z drugiej nie byłem na to kompletnie gotowy. Co chwilę się porzucamy i wracamy, nie mam ustabilizowanej sytuacji zawodowej (zmiana pracy okazała się totalną porażką), mieszkamy w wynajętym mieszkaniu ale przede wszystkim czułem, że nie jesteśmy ze sobą w taki sposób, by się aktualnie decydować na dziecko. Powiedziałem, że dobrze byśmy dali sobie jeszcze trochę czasu, byśmy nauczyli się ze sobą żyć. Ona, że nie będzie czekać do pięćdziesiątki aż ja się zdecyduję, bo ona robi się coraz starsza (wówczas nie miała jeszcze 26 lat). Mimo to nie zgodziłem się. Kilka miesięcy później dowiaduję się, że jest w ciąży.... Myślałem ,że umarłem, gdy się o tym dowiedziałem. Moja zapobiegliwa partnerka, bez porozumienia ze mną a nawet przy jawnym i jednoznacznym sprzeciwie odstawiła tabletki i zafundowała sobie dzidziusia. Informację przekazała mi telefonicznie. Ja byłem w innym mieście, w pracy. Odpisałem, że nie mogę dziś przyjechać. Na co ona:" jeśli nie ma cie przy mnie w takiej chwili to może cie nie być wcale". Jak sobie życzysz kochanie pomyślałem, i zupełnie oszołomiony tym co się stało już się jej nie pokazałem. Zerwałem z nią kontakt i wyjechałem za granice. Nie mogłem się pogodzić z tym co się stało, nie docierało to do mnie. Ona, po paru tygodniach zaczęła nalegać bym wrócił, że to przecież nasz związek, bym go nie spisywał na straty, że siłę związku poznaje się po tym, jak przechodzi przez kryzysy itp. Nie wracałem, nawet nie chciałem z nią rozmawiać. Kolejny ruch z jej strony (tej nocy nigdy nie zapomnę) to dziesiątki smsów z takimi epitetami pod moim adresem, że szok. A gdy i na to nie reagowałem, groźby o usunięciu ciąży, że nie będzie w sobie nosić dziecka takiego s...na, jak ja... I to mnie ruszyło, bo jakoś nie wyobrażałem sobie, że do tego dopuszczę. (teraz wiem, że to był błąd a z jej strony kolejny szantaż). Wróciłem, a ona wobec mnie z "fochem". Jednak dość szybko znów zaczęła być dla mnie czuła, miła i wogóle. Zacząłem organizować nasze życie od nowa, wynająłem większe mieszkanie, z pokojem dla dziecka, zacząłem się nią opiekować, kupiłem wózek, wyprawkę i wszystkie cuda, które są maluchowi potrzebne i przez pewien czas było dobrze, przyzwyczajałem się do myśli, że będę ojcem. Nadszedł dzień porodu, był dla niej bardzo trudny, trzymałem ją przez 10 godzin za rękę,gdy rodziła wspierałem na duchu, wszystko to co mężczyzna w tym czasie może zrobić dla kobiety. Kochałem ją w tym czasie, jak nigdy, Urodziła się córeczka. Pierwszy miałem ją na rękach, ledwo pamiętam jej widok, gdyż oczy miałem zalane litrami łez i.... dopiero się zaczęło. Przez kilka miesięcy byłem jak piąte koło u wozu. Ciągłe pretensje, że mnie nie ma (codziennie dojeżdżałem do dalekiego miasta do pracy i wracałem do domu), że nie może na mnie liczyć, że miałem być częściej w domu, że nasz związek jest do niczego, że się na niczym nie znam itp. By to zmienić namówiłem ją do przeprowadzki do mojego miasta, wiele godzin oszczędzonych w ten sposób na dojazdach do pracy mogłem poświęcić rodzinie. Przez miesiąc było dobrze aż tu nagle pewnego wieczoru "nieodpowiednio" zdaniem mojej partnerki zachowałem się wobec naszej córki (najzwyczajniej w świecie byłem zdenerwowany i nie reagowałem na jej płacz - zero reakcji), najpierw był zarzut, że mam do dziecka dystans, później wywiązała się kłótnia a później zostałem nazwany nieobliczalnym. Drugiego dnia, po powrocie z pracy zastałem puste mieszkanie. Moja partnerka zabrała córkę i wyjechała z nią do swojej mamy w odległym mieście. Myślałem, że zwariuję. Po dwóch tygodniach jednak wróciła przywożąc córkę. Zapytałem po co wróciła, "by się z tobą rozmówić". W głębi serca czułem się szczęśliwy, że znowu są. Ale gdy zapytałem, co zamierza zrobić usłyszałem, że nie ma teraz siły się przeprowadzać, więc chce tu zostać. Poczułem się, jakby mokrą szmatą dostał w twarz. Jednak, gdy emocje opadły, pracowałem dalej na ten związek. Ciągle w nadziei, że jeśli jeszcze czegoś dam z siebie więcej, to w końcu będzie, jak kiedyś. I tak jeszcze zostałem opuszczony dwukrotnie. Zawsze dziecko było wywożone do babci, gdzie nie mam wstępu. (Dziadkowie naszej corki, to patologiczni alkoholicy). Zawsze w takich sytuacjach, gdy byłem porzucany były od nich telefony lub smsy z pogróżkami (od których oczywiście moja partnerka po powrotach się odcinała). A teraz apogeum akcji. Zbliża się pierwszy roczek naszej córki. Wszystko zaplanowane. Impreza urodzinowa, pozapraszani goście, pokupowane świeczki, baloniki itp. Mniej więcej tydzień przed tym świętem moja partnerka rozpoczyna rozmowę o tym, że czuje się źle w domu, chce iść do pracy a ode mnie wymaga bym się bardziej zaangażował w opiekę nad córeczką. (dodam, że codziennie po pracy spędzałem z nią ok 2 godziny bawiąc się i chcące w ten sposób odciążyć swoją partnerkę). Tym razem poszło o wstawanie do dziecka w nocy. Zgodziłem się to robić w weekendy, ponieważ w tyg, nie mogę chodzić niewyspany do pracy, gdyż i tak już popełniam coraz więcej błędów i dostaje coraz gorsze opinie od klientów. No i awantura gotowa. W efekcie słyszę, że moją córkę będą teraz wychowywać "byli" mojej partnerki bo ona nie może na mnie liczyć.... Krew się we mnie zagotowała ale jakoś dałem radę. Gdy trochę tsunami opadło, jest powrót do sprawy pójścia do pracy. No i niby nie ma w tym nic złego ale jest jedno ale.... od pół roku planowaliśmy na maj wyjazd naszej trójki do Australii. Jeszcze poprzedniego dnia przed tą aferą w mojej świadomości wszystko było poukładane aż tu omawianego wieczoru dowiaduję się, że moja partnerka chce iść do pracy bo już nie daje rady w domu i że nie pojedziemy razem! Myślałem, że się przesłyszałem ale nie. Spokojnie tłumacze, jak się czuję z taką zmianą decyzji i naszych planów, a ona na to, że w takiej sytuacji będę się przyglądał, jak nasz związek umiera.... Zmasakrowany byłem, uwierzcie. Ja z tą dziewczyną zdążyłem się nawet zaręczyć, bo ona chciała ślubu ze mna (a ja pomyślałem, że skoro ją kocham i zdecydowałem się z nią budować rodzinę, mimo takich przejść i wrobienia mnie w dziecko, to że naturalne jest by stała się w przyszłości moją żoną). Uwierzcie, że nie miałem siły z nią dalej rozmawiać. Ale to nie jest jeszcze szczyt! Tej nocy, gdy miały miejsce opisywane "rozmowy" w moim samochodzie zaparkowanym pod oknem włączył się alarm. Szybko wstałem, poszedłem się upewnić co się dzieje. Po powrocie z tego patrolu jest już "złoty strzał". Koleżanka Partnerka trzyma w rękach mój telefon i zaczytuje się smsami. I zaczyna się prawdziwa sieka. Że mam kochanki, że ją zdradzam, że jestem świnia i wogóle same fajne historię. (w telefonie było, że z moją znajomą umówiłem się na kawę jadąc po drodze do pracy - straszne przestępstwo nieprawdaż?!) Nie odezwałem się do niej ani słowem. Rano spakowałem się i wyjechałem do pracy. Po powrocie przeżyłem coś co mnie wyłączyło z życia na prawie dwa tyg. Na stole leżała kartka, że w związku z zaistniałą sytuacją, ona chce spędzić w spokoju czas ze "swoją corką" u rodziny, gdzie może się czuć bezpiecznie. I tak gówno widziałem a nie roczek mojej córki! Przez półtora miesiąca nie widziałem anie jednej anie drugiej a na dodatek do sądu zostały skierowane pozwy o alimenty i ograniczenie moich praw do dziecka. I co wy na to? Po półtora miesiąca, dowiaduje się, że moja już niemal była partnerka poszła na terapie i chce byśmy się zeszli.... no ale mimo tej decyzji jeszcze dwa tyg nie wraca do naszego mieszkania. W końcu nastała godzina W. Wróciła z naszą już ponad roczną córeczką. Gdy je zobaczyłem, plakałem mniej więcej tak, jak przy porodzie. Zaczęły się rozmowy "pojednawcze" ale tak naprawdę próby obciążenia mnie odpowiedzialnością za całe zło, jaki jej wyrządzam. Nawet zostało mi wygarnięte, że jakim ja jestem ojcem, że nawet nie przyjechałem na urodziny swojej córeczki... Niezłe nie? Później jeszcze słyszę, że chce ze mną budować owa partnerka bliskość i rodzinę ale pozwu o alimenty nie wycofa, bo chce mieć zabezpieczenie dla dziecka, gdyby mi się znowu coś pozmieniało i postanowił ją z dzieckiem zostawić (dobre sobie, po czterech porzuceniach mnie w ciągu ostatniego pół roku...). Postawiłem granicę, że albo alimenty albo rodzina ze mną . Po awanturze uległa. Jest w moim mieszkaniu już blisko dwa tygodnie, czuję że tym razem coś już we mnie pękło na dobre. Jednak orientowałem się u prawników, praktycznie nie mam szans na otrzymanie opieki nad rocznym dzieckiem. Matka w naszych sądach, nawet tak zaburzona i nieodpowiedzialna, zawożąca dziecko do alkoholowego domu, z którego sama pochodzi i tak jest lepsza niż nawet najlepszy ojciec. Od 3 lat jestem w terapii, od pewnego czasu sam jestem psychoterapeutą. Znam doskonale mechanizmy, które rządzą w tym związku. Jednak teraz już nie chodzi o mnie, chodzi o dziecko, Nie mam w sobie zgody na to, by jej matka znów ja wywiozła i oddawala pod opiekę dziadkom sama swietnie się bawiąc w klubach z koleżankami a ode mnie ciągnąc na to wszystko alimenty. Napisałem to na tym forum, gdzie to faceci są przedstawiani jako Ci najgorsi a chcę Was poprosić o pomoc, radę, ponieważ my, mężczyźni będący w takich sytuacjach nie mamy się do kogo zwrócić...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Tej nocy, gdy miały miejsce opisywane "rozmowy" w moim samochodzie zaparkowanym pod oknem włączył się alarm. Szybko wstałem, poszedłem się upewnić co się dzieje. Po powrocie z tego patrolu jest już "złoty strzał". Koleżanka Partnerka trzyma w rękach mój telefon i zaczytuje się smsami. I zaczyna się prawdziwa sieka. Że mam kochanki, że ją zdradzam, że jestem świnia i wogóle same fajne historię. (w telefonie było, że z moją znajomą umówiłem się na kawę jadąc po drodze do pracy - straszne przestępstwo nieprawdaż?!) Nie odezwałem się do niej ani słowem. Rano spakowałem się i wyjechałem do pracy. Po powrocie przeżyłem coś co mnie wyłączyło z życia na prawie dwa tyg. Na stole leżała kartka, że w związku z zaistniałą sytuacją, ona chce spędzić w spokoju czas ze "swoją corką" u rodziny, gdzie może się czuć bezpiecznie. I tak gówno widziałem a nie roczek mojej córki! Przez półtora miesiąca nie widziałem anie jednej anie drugiej a na dodatek do sądu zostały skierowane pozwy o alimenty i ograniczenie moich praw do dziecka. I co wy na to? Po półtora miesiąca, dowiaduje się, że moja już niemal była partnerka poszła na terapie i chce byśmy się zeszli.... no ale mimo tej decyzji jeszcze dwa tyg nie wraca do naszego mieszkania. W końcu nastała godzina W. Wróciła z naszą już ponad roczną córeczką. Gdy je zobaczyłem, plakałem mniej więcej tak, jak przy porodzie. Zaczęły się rozmowy "pojednawcze" ale tak naprawdę próby obciążenia mnie odpowiedzialnością za całe zło, jaki jej wyrządzam. Nawet zostało mi wygarnięte, że jakim ja jestem ojcem, że nawet nie przyjechałem na urodziny swojej córeczki... Niezłe nie? Później jeszcze słyszę, że chce ze mną budować owa partnerka bliskość i rodzinę ale pozwu o alimenty nie wycofa, bo chce mieć zabezpieczenie dla dziecka, gdyby mi się znowu coś pozmieniało i postanowił ją z dzieckiem zostawić (dobre sobie, po czterech porzuceniach mnie w ciągu ostatniego pół roku...). Postawiłem granicę, że albo alimenty albo rodzina ze mną . Po awanturze uległa. Jest w moim mieszkaniu już blisko dwa tygodnie, czuję że tym razem coś już we mnie pękło na dobre. Jednak orientowałem się u prawników, praktycznie nie mam szans na otrzymanie opieki nad rocznym dzieckiem. Matka w naszych sądach, nawet tak zaburzona i nieodpowiedzialna, zawożąca dziecko do alkoholowego domu, z którego sama pochodzi i tak jest lepsza niż nawet najlepszy ojciec. Od 3 lat jestem w terapii, od pewnego czasu sam jestem psychoterapeutą. Znam doskonale mechanizmy, które rządzą w tym związku. Jednak teraz już nie chodzi o mnie, chodzi o dziecko, Nie mam w sobie zgody na to, by jej matka znów ja wywiozła i oddawala pod opiekę dziadkom sama swietnie się bawiąc w klubach z koleżankami a ode mnie ciągnąc na to wszystko alimenty. Napisałem to na tym forum, gdzie to faceci są przedstawiani jako Ci najgorsi a chcę Was poprosić o pomoc, radę, ponieważ my, mężczyźni będący w takich sytuacjach nie mamy się do kogo zwrócić...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość buszujacaWzbozu
POE. Dziekuje za to co do mnie napisalas.Gratuluje sily i odwagi .Cudownie,ze masz teraz inny ,bezpieczny swiat i ja wierze,ze taki zbuduje dla syna i dla siebie,choc jest bardzo trudno,najgorsza ze wszystkiego jest totalna alienacja od znajomych i rodziny,no i ta cholerna niewiara w siebie.Od 3 lat mieszkam z psycholem,ktory krytykuje wszystko co robie..no i odniosl rezultaty,czuje sie jak smiec,bezsilny smiec..wiesz,Poe,ze ja nawet w domu nie moge miec internetu ani telewizora?Pan nie pozwolil...choc sam w pracy non stop siedzi przy internecie,pewnie boi sie,ze nawiaze kontakt ze swiatem...heh.kupilam synowi laptopa...a po pewnym czasie takze taki internet,ktory trzeba doladowywac...moge go uzywac tylko potajemnie,no i teraz tez pisze do Ciebie na nielegalu...heh.Poe,pozdrawam i milej soboty.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość buszujacaWzbozu
Paulina 36. Tchnie od Twoich postow taki spokoj i niczym nie zmacone poczucie,ze masz to wszystko za soba,ze bylam pewna,ze Ty jestes juz po,ze masz ten zwiazek za soba,a Ty ciagle walczysz....Czytajac Ciebie,jestem pewna,ze przed Toba juz tylko prosta droga... Wiesz, ja czasem sie boje,ze jak juz opracuje wszystkie szczegoly odejscia,to on wywinie jakis numer i znowu poczuje sie tak ohydnie winna i zostane i nie uwolnie sie nigdy...przedwczoraj pisalam,ze zrobil kolejna awanture o nic, wczoraj z kolei siedzial i plakal,ze tak mnie kocha,ze nie wyobraza sobie nigdy z nikim innym i takie tam.On potrafi tak manipulowac moim mozgiem,albo pozostalosciami,po tym co kiedys bylo mozgiem wyksztalconej kobiety... Dobrze,ze mam Was i moge tu pisac,bo ostatnio przez dluzszy okres czasu mialam taka faze,ze nie moglam mowic o tym.do nikogo.calkiem sie zamknelam w poczuciu,ze i tak nikt nie zrozumie,zaczelam gadac sama do siebie....mialam najlepsza przyjaciolke,taka od dziecinstwa,ma podobna sytuacje,tez z dzieckiem po rozwodzie i ulozyla sobie zycie od nowa z partnerem,ktory jest dobry i kochany dla niej i dla dziecka.Przez dlugi czas moglam zawsze do niej zadzwonic(oczywiscie na nielegalu) i sie wygadac,czasem posmiac,uslyszec co mysli.I po pewnym czasie tych naszych rozmow powiedziala i ; stara,nie wiem co sie z toba stalo,jak mozesz sobie na to pozwolic,zrob cos.Poniewaz jest szczera osoba ,powiedziala mi potem; nie moge sluchac tego co ty opowiadasz,nie moge potem spac i jestem wsciekla,nie sluchasz mnie i nic juz wiecej nie moge dla ciebie zrobic. Kontakt nam sie urwal.Nie mam do niej zalu i pewnego dnia,jak juz zrobie porzadek,to do niej zadzwonie. Milego dnia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Zeb... To bardzo przykre co piszesz. Ty nieszczesliwy strzepek nerwow, twoja partnerka z ostrymi objawami DDA, no i wasza biedna coreczka. W tym ukladzie najbardziej jest mi zal wlasnie twojej corki. Biedne, biedne dziecko... coz niektorzy z nas maja przerabane od samego poczatku. PS. Ciekawa jestem jak wyglada takie tsunami w twoim wydniu po sprowokowaniu cie przez partnerke. Czy uderzyles ja kiedykolwiek? Czy uzywalas wulgarnych slow przy niej i dziecku? Jak wygladaja klotnie miedzy wami? Uczciwa odpowiedz na te pytania moze wiele wyjasnic.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Buszująca.. Mój spokój wynika ze świadomości, że nie zmienię m. Kilka lat biłam sie z myślami, że mam wpływ na jego zachowania, że może to moja wina, że jeśli ja będę ok to on się zmieni na lepsze. Dopiero psycholog uświadomiła mi, że jeżeli z nim rozmawiam i m nie widzi problemu w swoim zachowaniu, to muszę walczyć o siebie a nie o niego. Uważam, że w takich sytuacjach mogą pomóc tylko psychoterapie, udział w warsztatach i grupach wsparcia dla ludzi z takim problemem, uświadamianie poprzez czytanie, najbliższa rodzina oraz wymiana doświadczeń osób z forum, które mają taki problem i wiedzą, jak sobie z nim poradzić. Potrzebna jest jeszcze nasza wola i mocna wola do zmian. Co do przyjaciółki u mnie sytuacja wyglądała podobnie, ale pogodziłam się z tym i już rozumiem, że koleżanka, która nie ma tego problemu może źle się czuć z naszymi zwierzeniami. Mogą ją przygniatać. Jeśli chodzi o Twojego partnera, to wydaje mi się, że możesz w przypływach jego spokojniejszego nastroju spróbować porozmawiać a najlepiej napisać mu na kartce Twoją listę zmian, którą chcesz aby wdrożyć w życie. Natomiast rozumiem też, że w przypadku osób dysfunkcyjnych rezultaty są marne. Co do ograniczania Ci wolności dotyczącej internetu, może spróbuj mu powiedzieć, że będziesz korzystała z niego i on ma się z tym pogodzić. Jeżeli będzie się awanturował, powiedz mu, że natychmiast dzwonisz na policję lub do kogoś znajomego (np. jakiegoś kolegi). Powiedz, że nie zgadzasz się na takie traktowanie i że jeżeli będzie dalej ograniczał Ciebie i Twoję autonomię, to go opuścisz. Spróbuj skorzystać z profesjonalnej pomocy, zadzwoń na błękitną linie do Polski, mogą Ci pomóc połapać się w tym wszystkim. Nie ma nic gorszego niż wrażenie, że jesteś bez wyjścia. Może nadadzą Ci kierunek działań. Wreszcie odpowiedz sobie na pytanie: Czy chcę trwać w związku, który mnie upokarza, ogranicza, powoduje huśtawki emocji, niszczy psychikę mojego synka? Jeśli odpowiesz na nie: nie, to kolejne pytanie brzmi: ile sobie daję czasu na rozwiązanie tego związku? Podsumowując: Szukaj rozwiązania do wyjścia z tej całej sytuacji, działaj konsekwentnie. Wtedy nie płacz przy partnerze i nie pytaj dlaczego tak się zachowuje, bo to nic nie zmieni, tylko Ciebie mocno rozczaruje. Na ile możesz zachowaj spokój i działaj. Aktywność musi przynieść rezultaty, tego możesz być pewna. Jeśli dojdziesz do takiego stanu, to już jesteś na bardzo dobrej drodze. Nie czuj się niczemu winna. Zapomnij to słowo. Mów sobie, że jesteś gotowa na zmiany, że potrafisz być aktywna i sobie poradzisz. Nie słuchaj jego zapewnień o miłości, to puste słowa. Człowiek, który kocha nie krzywdzi. Człowiek, który kocha prawdziwie jest gotowy na zmiany dla dobra związku. Być może jest tak, że jakieś jego nierozwiązane problemy z przeszłości tak mocno rzutują na Wasz związek, ale mogę się mylić.. Jeżeli masz ochotę pisz sobie sama albo tutaj, jakie robisz postępy. Nie zwlekaj za długo bo akurat w tym przypadku czas działa na niekorzyść. Otwórz się na zmiany. Kiedy zrobisz jeden malutki kroczek do przodu poczujesz się silniejsza i będziesz działać efektywniej. Ściskam:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Zeb skoro jestes terapeuta..... o co byc spytal kumpla z takim problemem jak twoj ? czy mozesz mi odpowiedziec co cie powstrzymalo od wizyty u "tesciow" skoro byla tam twoja coreczka ktora miala pierwsze urodziny ? co bylo dla ciebie wazniejsze niz ona ?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Duszek Weroniki... Co do Twojego pytania o relacje mężczyzna.. kobeta... Możesz potraktowac ten artykuł z półuśmiechem... lub bardziej ewolucyjnie.... ;) Ale jedno jest pewne.. silna kobieta, która przez niedopatrzenie trafi na słabego mężczyzne... może wpaść w depresję. Kobieta miną nie nadrabia... raczej próbuje męzczyznę wzmocnić. I odwrotnie silny męzczyzna, który trafi na trzpiotkę, może zachowywac sie jak skonczony idota, próbując nadrabiac miną. Nim kazde z nich pojmie swojej pomyłki ;) Pomijam zwyrodnienia psychiczne. Pozdrawiam serdecznie 🖐️ http://www.open-mind.pl/Ideas/PsyEwo.php I fragment z tej samej strony: Atrakcyjność męska Współczesne jednak kobiety mają wiele do powiedzenie, strategia mężczyzn polega na takim działaniu, które zachęca kobiety, aby właśnie ich wybierały. Wobec tego jakie czynniki decydują o atrakcyjności mężczyzn w oczach kobiet? A ponieważ z punktu widzenia kobiet i potomstwa ważne są zasoby mężczyzny, toteż sukces reprodukcyjny zależy od statusu społecznego, posiadanej pracy, posiadanej władzy wszystkich czynników, które mają przełożenie na gotówkę i zasoby materialne. Warto przytoczyć słowa Henry'iego Kissingera „Władza i pieniądz są najlepszym afrodyzjakiem". „U uczestniczek badań nieatrakcyjny mężczyzna w marynarce i z rolexem na przegubie miał jako kandydat na randkę szanse takie same, jak przystojny pracownik Burger Kinga. Skłonność kobiet do mężczyzn bogatych jeszcze bardziej rosła, gdy proszono je, by wzięły pod uwagę mężczyznę brzydkiego jako potencjalnego męża albo ojca ich dzieci. Tymczasem mężczyźni z badań Townsenda w większości woleli piękne kobiety w uniformach Burger Kinga od kobiet nieatrakcyjnych, choć w kosztownych strojach. i dalej Czy do tego potrzebna jest agresja? mężczyźni chcąc zdobyć zasoby reprodukcyjne muszą rywalizować z innymi samcami o ograniczone zasoby materialne, muszą kraść a przy okazji zabijać. Mawia się, że „Mężczyzna sukcesu to taki, który zarabia więcej niż jego żona może wydać". Z ewolucyjnego punktu widzenia status społeczny, miejsce w hierarchii dominacja / uległość decyduje o powodzeniu, jakie samce mają u samic. Ponieważ zaś status jest regulowany przez wymuszenie dominacji jednych samców nad innymi toteż większa agresja pozwala uzyskać samcowi przewagę. Zabójstwo w efekcie próby utrzymania lub przejęcia statusu tłumaczy wyniki przedstawione wcześniej. Inne dowody przemawiające za wagą statusu mężczyzny: Pat Schroeder zauważył, iż członkinie kongresu amerykańskiego wywierają mniejszy wpływ na płeć przeciwną niż mężczyźni. Wśród zaś Indian Ache z Paragwayu, wysoko postawieni mężczyźni mają więcej dzieci nieślubnych i więcej stosunków pozamałżeńskich niż niżej postawieni. Antropolog Meredith F. Small przejrzał setki opisów zalotów wśród wyższych naczelnych i nie znalazł ani jednego przykładu, w którym samice preferowałyby jakiś określony typ samca. Samice łączą się po prostu z tymi samcami, które zwyciężyły w walce o dominację. Na przykład antropolog Laura Betzig zauważa, że większość kobiet na całym świecie woli wyjść za mężczyznę zamożnego, który ma już żonę, niż za samotnego, ale ubogiego. Odmienność strategii obserwowanej u ludzi, polegającej na większej wybiórczości kobiet, wytłumaczyć można w prosty sposób. Posiadana władza może być dziedziczona a więc geny osobnika posiadającego władzę niekoniecznie muszą być lepsze od genów osobnika nie posiadającego władzy. Celem kobiety jest odnalezienie partnera, który przekaże dziecku geny, dzięki którym zdobędzie ono władze w przyszłości, oraz zapewni mu rozwój do czasu, gdy będzie mogło samo stanąć na nogach. Taki podział fitnesu tłumaczy instytucję woła roboczego i kochanka z których pierwszy posiada gotówkę, zaś drugi posiada dobre geny. Również z punktu widzenia ekonomii ewolucyjnej, wybór kobiety jest ważny ponieważ kobieta musi ocenić skłonność potencjalnego partnera do dzielenia się posiadanymi przez niego zasobami. Biedniejszy może być bardziej hojny, bogatszy może mieć nałogi itp. Wolna wola kobiet = wybiórczość w ukierunkowaniu popędu płciowego pojawiła się ponieważ władza w rękach rywalizujących samców nie byłaby korzystna dla potomstwa. Mężczyźni również są wybiórczy choć na pewno mniej niż kobiety, z tego względu na przykład, że we współczesnym świecie nie są w stanie uciec od odpowiedzialności związanej z posiadaniem potomstwa, muszą więc ostrożnie rozsiewać swoje geny. W tej kwestii kobiety muszą być jeszcze bardziej ostrożne od mężcyzn, ich obciążenie jest nieuniknione w odróżnieniu od sytuacji samców. Moża zapytać... gdzie tu miejsce na miłość... ;) Heh... no cóż... miłość chodzi swoimi drogami... i wybiera tych, którzy tej miłosci sprostają. Ps...O jak dawno tu nie zaglądałam... cafe mi sie nie otwierało ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Consekfencja Chętnie Ci odpowiem na to pytanie. Nim urodziła się nasza córeczka, niezbyt dobrze sobie radziłem z prowokacjami. Moim problemem był zakorzeniony w psychice schemat "prowokowania do odczuwania i okazywania złości poprzez wywołanie poczucia winy lub odrzucenia". Gdy pojawiały się takie emocje (ale tylko gdy były naprawdę silne) uruchamiał się we mnie lęk i dochodziło do kłótni. Nie jestem typem damskiego boksera, to raczej ja zostałem kilka razy uderzony (nomen omen to jakoś kobietom zwykle uchodzi na sucho). W trakcie takich kłótni pojawiały się niecenzuralne słowa po obu stronach ale nigdy oceny w stylu Ty taka czy owaka. Kilka razy w trakcie takich awantur zdarzyło mi się na jakiś czas wyjść z mieszkania (między innymi dlatego, by nie doszło do czegoś co mogło by być dramatyczne w skutkach). Jeszcze trochę ponad rok temu rzeczywiście wchodziłem w awanturę, jak w masło. Moja partnerka rozgrywa swoją ulubioną grę, która w fachowym żargonie nazywa się "a mam Cię ty sukin...u". Jednak lata terapii zrobiły swoje i nauczyłem się już nie brać odpowiedzialności za nastroje kobiety, z którą jestem. To uwolniło mnie od poczucia winy i lęku przed odrzuceniem. Innymi słowy dawno już nie dawałem się sprowokować do "walki". No ale to to tylko pogarsza sprawę, ponieważ mój spokój (często pozorny) rozjątrzał moją partnerkę jeszcze bardziej. Yeez Nie rozumiem Twojego pytania? Czy możesz je inaczej zadać? Co mnie powstrzymało przed wizytą u teściów? Dwie rzeczy: Po pierwsze ich pogróżki pod moim adresem (konsultowałem to z moim terapeutą) - gdybym tam pojechał, to nie wiadomo do czego tak naprawdę mogłoby tam dojść. Ja jeden a tam kilkanaście osób wrogo do mnie nastawionych a pomiędzy nimi moja mała. Po drugie: poczucie własnej godności. Nie miałem zamiaru dawać się im poniżać i jeszcze panować nad zachowaniem zimnej krwi - zwyczajnie nie sądzę bym dał radę. Każdy ma swoje granice.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
http://wirtualnyznicz.pl/zapal.html?pid=676591&ticaid=69f8d Zawsze pozytywna myśl :classic_cool: http://www.afirmacje.pl/ nikt nie pozostanie bez wsparcia na tej stronie * Planuję i realizuję swoje pomysły z łatwością, a życie mnie w tym wspiera radosnymi niespodziankami * Widzę, że mój indywidualizm jest moim atutem, zawsze trafiam na okoliczności, w których umiem twórczo go przejawić * Tworzę, bo jestem * Bezwarunkowe szczęście, radość i miłość są dla mnie w pełni bezpieczne i naturalne

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Zeb W Twojej sytuacji, to chyba najlepiej jakbys sie zgłosil na portal na którym udzileają sie męzczyźni wykorzystywani czy tez manipulowani pprzez własne żony/partnerki. np. http://wstroneojca.pl/ Zachowania Twojej k. wyglądają nie tylko na ostre zaburzenia związane z DDA ale i na bpd (domniemywam, nie stwierdzam) http://bpd.szybkanauka.net/ http://pl.wikipedia.org/wiki/Osobowo%C5%9B%C4%87_chwiejna_emocjonalnie_typu_borderline http://bpdninagarcia.blox.pl/html Fakt, pozostawienie dziecka z taka kobietą, to koszmar dla dziecka. Wiązanie się z taką kobietą to niewątpliwy koszmar dla Ciebie. Dziecko, to najwazniejszy w tej chwili "element" w tej grze. Piszesz w sposb swiadomy i zdystansowany... ale widac, ze zachowania k. wywołują w Tobie hustawkę nastrojów. Zaburzenia osobowości u współpartnera własnie tak oddziaywują na strone zdrową. Masz cięzki orzech do zgryzienia. Życze dużo siły i samozaparcia. Wkopałeś sie na maksa :( Nie poddawaj się. Nie licz na wspólne zycie z k., ale chroń swoją córeczkę. Skup się na pracy, nie rezygnuj z poszukiwania lepszych możliwości zatrudnienia. To dla Ciebie ważny aspekt. Ojcom tez przyznają prawa do opieki. Fakt to wyjątki. Ale nie jest to nie mozliwe. Tylko musisz być skoncentrowany i przekonany o słuszności swoich racji. Dlatego sukcesywnie i konsekwentnie zbieraj dokumentacje, świadków, opinie lekrzy czy psychologów. Pozdrawiam! Powodzenia!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Zeb 🌻 z uwagą przeczytałam Twoje wyznanie. To czym żyjesz to koszmar. Ale ja na jedną rzecz zwróciłam uwagę. Brakuje Twoich decyzji. Wszystko co robisz,robisz pod Jej dyktando. Może zacznij od decyzji co dalej z tym związkiem ? Czy chcesz w nim być? Czy chcesz utrzymać ten związek dla dziecka bo obawiasz się tego że jako ojciec jesteś na przegranej pozycji w sądzie? Fakt . Pozostawienie dziecka przy tak zaburzonej kobiecie jest najgorszym rozwiązaniem. Ale tak wcale nie musi być. Ty masz szanse stać się prawnym i jedynym opiekunem córki. Zacznij od wiary w to. Zacznij od wiary w siebie! Uwierz że działając możesz coś zmienić. Nie pozostawaj bezwolnym. Oprzyj się na wskazówkach których udzieliła Ci Ewa w Raju. Ewa podała gotową receptę,spróbuj zadziałać wg tych wskazówek. To dobra i jedyna droga w tej chwili. Jesteś świadomym siebie człowiekiem,to jeszcze jeden atut który masz w ręce. Zaburzenia Twojej partnerki mogą wywoływać w Tobie bardzo wiele irracjonalnych zachowań i myśli,tak może być,ale pozostaw to czasowi im więcej czasu upłynie tym Ty będziesz czuł się silniejszy i powróci do Ciebie jasność widzenia.rozumienia i działania. Bardzo wierzę w Ciebie. Życzę z całych sił powodzenia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość BuszujacaWzbozu
Paulina 36. Juz nie moglam sie doczekac , kiedy bede mogla znowu tu zajrzec.Jak zwykle dziekuje za madre slowa...najbardziej do mnie przemowilo to,ze trzeba byc konsekwentna i starac sie nie pokazywac placzu,nie dac sie wyprowadzic z rownowagi,bo wtedy m traci grunt pod nogami.Juz sobie to obiecywalam 100 razy,nie plakac,nie plakac,ale jak to trudno zrobic.Minal weekend i te dwa dni znowu uplynely pod znakiem jednej wielkiej jazdy.Pisalam juz ,ze m jak wychodzimy gdzies razem uwielbia ogladac sie za kobietami i komentowac ich wyglad,zwlaszcza jesli sa to blondynki...Kiedy sytuacja sie powtarzala probowalam z nim rozmawiac,tlumaczyc,ze takie nachalne wgapianie powoduje,ze zle sie czuje,ze mi przykro.On stwierdzil,ze to jest jak najbardziej ok,bo on jest samcem i kazdy facet tak robi,a jak nie robi to potem zdradza zone,i ze to sa jego instynkty...heh.On naprawde jest ze mna szczery,nigdy mnie n ie zdradzil,nie oszukal,twierdzi uparcie,ze kocha tylko mnie,wiec zaczelam w sobie szukac winy,ze moze faceci tak maja,ze se czepiam,ze to moze normalne,ale kiedy wychodzimy i slysze; zobacz,o,samochody trabia na ta blondynke...albo zobacz,cycki ma na wierzchu,albo odwraca sie za jakas co przechodzi obok,to nic na to nieporadze,czuje sie okropnie,chce mi sie plakac i nie moge udawac,ze jest cudownie.Jak gdzies wychodzimy,to staram sie zawsze ladnie ubrac,pomalowac,staralam sie jak moge a takie zachowania wlasnie sprawily, ze moja samoocena jest zerowa.kiedys w Polsce nie mialam nic i czulam sie jak gwiazda,boso ale w ostrogach,a tu mam piekne ubranka,najlepsze kremy...heh,nawet przefarbowalam na blond!!!!palac okrutnie ,swoje naturalnie niegdys ladne i geste ciemne wlosy.Co o takim zachowaniu faceta sadzicie?Bo ja w swoim slataniu umyslowym nie potrafie stwierdzic,czy to jest normalne,czy tylko moje okaleczone przez niego poczucie wlasnej wartosci kaze mi reagowac stresem na takie zachowania?I jeszcze dzis sie zastanawiam jak najlepiej zareagowac nastepnym razem,tak,zeby pomyslal,ze mam to gdzies.... Zeby odejsc potrzebuje jeszcze troche czasu, 2 gora 3 miesiace,potrzebuje uskladac pieniadze na wynajecie czegos.Powoli,ale odkladam te pieniadze... Jutro rano znowu do pracy...i znowu bede zapuchnieta,bo przeplakalam pol dnia,moj szef mysli chyba,ze jestem nienormalna,jeszcze troche...tylko jak to zrobic,zeby przez ten czas nie plakac,nie reagowac na to wszystko...tego nie wiem i prosze o rade. Dobranoc.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witajcie Dziękuję za dotychczasowe reakcje na mój post. Dziękuję także za wskazanie portalu w stronę ojca. Wiernej Czytelniczce dziękuję za zwrócenie mi uwagi na moją pasywność w tej sytuacji. Faktycznie, zachowuję się jak frajer. I rzeczywiście nie wierze anie w siebie ani w to, że mogę wygrać lepsze życie dla mojej małej. Ale! Podjąłem decyzję, że w tym związku nie pozostanę. Najlepsze jest to, że ta decyzja jest juz w moim sercu a nie tylko w głowie. Niestety tymczasem, koleżanka partnerka, nie ma ani złotówki przy tyłku ani gdzie mieszkać, co siłą rzeczy (jeszcze tymczasem) skazuje mnie na funkcjonowanie w jej towarzystwie (ale przede wszystkim mam kontrolę nad tym, co się dzieje z dzieckiem i to jest plus). Czekam też na wycofanie przez nią pozwów o alimenty i opiekę. Jutro jestem umówiony z prawnikami (takimi, którzy mają już b duże doświadczenia w tego typu sprawach) i naszykują mi dokładny plan działań. Niespodziewanie swoją pomoc (także w ew opiece) zaoferowała mi moja była żona (z którą od pewnego czasu mam bardzo dobrą relację) Jeśli chodzi o pracę, cóż, nie poddałem się. Prowadzę firmę i jej poświęcam teraz sporo uwagi. Wszystko wskazuje na to, że i finansowo się wkrótce mocno pozmienia w pozytywną stronę. To co mnie dotąd (i teraz jeszcze też) powstrzymywało, przed radykalnymi działaniami to fakt, że gdzieś tam w głębi serca mam w sobie dużo miłości do tej kobiety i zwyczajnie jest mi jej żal. Wiem dobrze, że to klasyczne wchodzenie w relacje z pozycji "Ratownika" do "Ofiary". Co, jak pokazuje praktyka, powoduje, że Ratownik po pewnym czasie jest przez Ofiarę postawiony w pozycji Kata no i toksik gotowy. Gdy piszę te słowa zaczynam zauważać, że potrzebna jest mi zmiana perspektywy. Mam na myśli to, że "Ofiarę" spostrzegam nie tam, gdzie faktycznie jest. Realną przecież ofiarą tej chorej sytuacji jest Córeczka a nie jej mama czy ja. Lżej mi się zrobiło, gdy to sobie uświadomiłem. Szkoda tylko, że w naszym kraju, przynajmniej obecnie jest tak, że jeśli kobieta chce wychowywać dzieci a coś jej nie odpowiada w partnerze, to może z niego zrezygnować i zachować dzieci przy sobie. A ojciec chcąc realnie wychowywać swoje dzieci niemal skazany jest na obecność ich matki lub bycie w dużej izolacji od nich... Może w końcu to się zmieni, Tak wiele jest poranionych dzieci (a później dorosłych...)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Zeb, mysle ze nie musze juz inaczej zadawac pytania pozdrawiam cieplo

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
KAT tak naprawde czuje sie bardzo bardzo slaby. Ale za nic na swiecie tego nie pokaze. Czuje, ze przegral swoje zycie(ale pod wzledem uczuciowym, bo moze byc to swietnie stojacy zawodowo kat). On o tym wie, i wstydzi sie tego, i to jest powodem jego ataków, nie zas sama ofiara. Tworzy tematy zastepcze po to, zeby zagluszyc swoje ubolewanie. Powody moga byc rózne. On ma swoja tarcze I gdy tylko zaczyna zauwazac, ze ktos wysuwa w jego kierunku argument, który moglby na jego pozycje wplynac to uruchamia sie mechanizm obronny i temat zastepczy wkracza do akci. Moze byc to atakowanie, kasliwe uwagi, wyzwiska, ocenianie, dogadywanie, sarkazm. Wszystko po to, zeby zakryc wlasne bolaczki. A na kims sie trzeba w koncu wyzyc.A w kim ma szukac winy, przeciez najlatwiej szukac winnych w tych, którzy sa nam najblizsi i sa najblizej. To nie zadna slabosc, kat robi to celowo. Slabosci on wlasnie wsydzi sie okazac. Nie wie, ze móglby na tym tylko wygrac. Dziala celowo. Czasem dla zwrócenia na siebie uwagi, próba pokazania sily, czasem dla zainicjowania wspólzycia, czasem wybielanie sie to co pisala quest. Ale przede wszystkim kat ma na celu wzbudzenie wyrzutów sumienia. Sposobów jest tysiace: wzbudzanie strachu I poczucia to podstawa. Kat boi sie sam, moze nawet czuje sie winny (kto wie), a za wszelka cene uruchamia mechanizmy np. w postaci tematów zastepczych o pogodzie o kolegach. Odpycha tym samym mysli, ktore go draznia, a gdy juz sa na tyle blisko, ze moga kata dosiegnac to temat zastepczy tez sie zmienia. Przechodzi w agresje, krzyki, wyzwiska, oskarzanie i zaprzeczanie. Zaden kat sie nie przyzna do bledu. KAT takze cierpi KATusze, bo nie radzi sobie sam ze soba. Uzala sie nad swoim biednym losem oskarzajac za to innych. Kat sonduje i punktuje, ale tylko swoje Ofiary siebie Boze bron. Lepiej juz tkwic w czyms, zeby tylko przed innymi nie wyjsc na glupka. A zeby nim nie byc przed samym soba to jest dopiero zadanie. Zadne cierpienie to nie jest, tylko dwulicowosc I okrucienstwo. ...kat stosuje techniki manipulatorskie na swojej ofierze. Latami je doskonali I ulepsza. Samorozwój to podstawa. NIKT NIE JEST GLUPI. KAT ROBI TO CELOWO!!!!!! I tylko po to zeby sie samemu wybielic, UKRYC SWOJE WADY I ZGRYZOTY. To nie ofiara jest problemem w takich zwiazkach tylko KAT jest problemem sam dla siebie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Kilka razy natknełam sie tutaj - na temat - Borderline - ale przez ten cały czas - myślałam - że dotyczy tylko mężczyzn - dzisiaj , własciwie teraz przed chwilą przeczytałam uważniej - i okazuje sie - - Zapadalność na osobowość borderline wynosi około 12% (w tym 75% to kobiety) w takim razie w wiekszosci - cierpią na to kobiety (?) :-( :-( :-x

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Tak sobie czytam i czytam pomalutku,spokojnie o tym Borderline i normalnie sie płakac człowiekowi chce,moze narazie juz nie czytam,bo po co mam "za duzo" wiedzieć ..... ;-) ...to sa smutne tematy..wiec po co wracać,dowiadywać sie o tym...i tak wszystko co złe miało miejsce i wydarzyło się i niczego nie ujmiemy......z tej złej i bolesnej przeszłosci.........wazne aby uczyc sie pomału odzyskiwać to co piękne,wazne tu i teraz, dziś,na spokojnie,z nową ufnością do siebie do zycia................na nowo....🌻świadomie , z miłoscia ....przebaczeniem sobie i innym........ pięknie jest żyć 🌻 pozdrawiam wszystkich

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Eutenia 🌻 ❤️ ❤️ Zeb..🌻 Twoja pasywność to nie frajerstwo(nie mów,nie myśl tak o sobie bo i inni będą tak mówić i myśleć o Tobie według tego w jaki sposób postrzegasz siebie) lecz właśnie to co wyczułam w Tobie. Uczucia. Tylko człowiek kochający nie uaktywnia mechanizmów które prowadzą do całkowitego zamknięcia relacji,tylko człowiek kochający jest pasywny w taki sposób jak Ty ja to w Tobie wyczułam,dlatego zwróciłam na to uwagę. Lecz miłość powinna być również jeśli nie przede wszystkim miłością mądrą i dojrzałą a staje się nią wtedy gdy pozwalamy bliskim ponosić konsekwencje swoich czynów. Wyczuwam w Tobie wahanie.' Tak kobieta nadal bardzo wiele znaczy dla Ciebie(związki w których działa "chemia" są szczególnie trudne do zerwania)dopóki nie dojrzejesz do decyzji o definitywnym zerwaniu może spróbuj zaproponować partnerce terapię dla osób z DDA ,może spróbujcie razem pójść na terapię.................... To jest również jakieś rozwiązanie. Mam wrażenie że usprawiedliwiasz swoją (nadal )obecność przy partnerce,lecz chyba bardziej usprawiedliwiasz siebie samego przed sobą. Nie musisz tego robić, zaakceptuj siebie i swoje życie,będzie Ci łatwiej,to nie znaczy poddaj się, nie,to znaczy pozwól sobie na zrozumienie siebie. Żaden czas nie będzie dobry by odejść!!.......to też spróbuj zapamiętać. Niestety w toksycznych związkach dochodzi do tak silnego zaburzenia równowagi że rola ofiary i kata staje się naprzemienna.......w pewnym momencie ofiara staje się katem nie tylko w mniemaniu kata lecz staje się nim realnie. Dla Ofiary która (być może) staje się katem to doświadczenie jest szczególnie trudne do przyjęcia,ponieważ to najczęściej ofiara jest bardziej świadoma więc i cierpi podwójnie............cierpi bo jest ofiarą..........to doświadczenie jest jednak mniej bolesne w porównaniu do tego gdy odkrywa że sam staje się katem..............to odkrycie bardzo często osoby bardzo wrażliwe grzebie na bardzo długo w poczuciu winy i wyrzutów sumienia............ Dlatego im wcześniejsze działanie tym więcej nadziei dla obojga. Bądź uważnym i czujnym mężczyzną.........to szansa dla Twojego dziecka..........Ty jesteś szansą Twojej córki............daj szansę gdy masz podstawy by ją dać ale nie zapominaj o córce...............Ona jest najważniejsza!!! Określiłeś mechanizmy jakie w Tobie działały.............Zeb.......proponuję poszukaj jeszcze głębiej................mam wrażenie że działają u Ciebie jeszcze inne mechanizmy.............poszukuj........nie obawiaj się. I jeszcze jedna rzecz,myślę ,że mógłbyś wykonać testy DNA na ojcostwo. Rozważ wszystko ,nie śpiesz się .....nie zapominaj o czujności....gdy trzeba włącz obserwatora. I jeszcze raz powtórzę. Jesteś w mocy zmienić to w czym żyjesz Ty i córka. Uwierz w siebie!! Życzę odrom nadziei, miłości ,wiary,wytrwałości i konsekwencji. 🌻

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Wierna czytelniczka' oneill ' consekfencja ' yeez ' Anna66' 6_rano_bezsenna ' optym15' maja1962 ' Poa ' Ewa w Raju ' zeb ' buszującaWzbożu ' Paulina36 ' duszek weroniki ' Anonimowy Zbirek ' vikki7 🌼 :-) i dla pozostałych 🌼 :-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Żyj życiem, dając innym żyć. Spokojni są panami życia. Słyszą, widzą i milczą. Śpią dobrze, bo się nie szamoczą. Żyją długo, albowiem kultywują spokój wewnętrzny. Mają wszystko co trzeba, bo nie zabiegają o rzeczy zbędne lub cudze. Zachowują serce spokojne, bo nie przejmują się niczym. [ Baltasar Gracian y Morales ] Nie żyje się, nie kocha i nie umiera na próbę. Prawdziwie wielki jest ten człowiek, który chce sie czegoś nauczyć. [ Jan Paweł II ] ... Bo miłość nie zna pór dnia, a nadzieja nie ma końca, a wiara nie zna granic, tylko wiedza i niewiedza skrępowane są czasem i granicami. [ Guenter Grass ] Mam mniej, niż się spodziewałem, ale może więcej oczekiwałem, niż należało? [ Seneka ] _______________________ ❤️___________________________

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Buszująca.. na początek chciałabym Ci pogratulować, że zaczęłaś działać:) Super, że zaczęłaś zbierać pieniążki. Daje Ci to jakąś siłę, ze będzie lepiej? Bo mnie osobiście daje dużo. Sama świadomość, że robię coś dla siebie i z pożytkiem na moją przyszłość sprawia, że poprawia mi się humor:), mam nadzieję, że Tobie też się poprawi. Co do Twojego płaczu. Ja też tak miałam, ale jak już pisałam, kiedy sobie uświadomiłam, że go (m) nie zmienię, przestałam płakać. Wiem jedno, że płakać można a nawet trzeba, ale nie przy nim. Faceci mają alergię na histeryczne kobiety, dla nich to kolejny powód, żeby źle o nas myśleć. Nie płacz! Powiedz sobie, że od teraz nie płaczesz. Dobrze? Że od teraz bierzesz się za siebie, myślisz co zrobić, żeby sobie poprawić humor. Nie wchodź z nim w dyskusje i awantury. Powiedz coś raz a konkretnie. Nie powtarzaj ciągle tego samego tematu. Powiedz jeden raz i tak, żeby było jasne. Jeśli on nie rozumie, to znaczy że nie chce i wtedy nic z tym nie zrobisz, choćbyś stawała na rzęsach. Wtedy nie płacz. Moja propozycja jest taka: idź wtedy na spacer, wybierz się do kawiarni na loda z książką pod pachą (zwłaszcza teraz kiedy nie ma synka), zapisz się na fitness, idź do fryzjera. Jeśli nie możesz, to chociaż zmień pomieszczenie, wyjrzyj przez okno, zrób sobie kąpiel. Na mnie to działało. Dzięki temu nie wyglądałam na twarzy jak ostatnie nieszczęście a on mi się bacznie przyglądał co mi się stało:) Cały ten czas przeznacz na swój rozwój, na swoją zmianę, nie znam innej drogi na przeczekanie. Wszystko co nas prowadzi do szczęścia do pokochanie siebie:) Co do Twojej zazdrości. Naturalna jest zazdrość, zwłaszcza jeśli jest odpowiednio podsycana. Możesz zrobić 2 rzeczy: 1. sama się oglądaj za facetami na ulicy (w TV) i podziwiaj w nich to, czego Twojemu facetowi brakuje (gwarantuję, że działa). 2. Sama oglądaj się za kobietami na ulicy, zwłaszcza te bardziej rozebrane. Jeśli go uprzedzisz, on coś tam tylko chrząknie pod nosem i raczej będzie się zastanawiał, co się z Tobą dzieje w sensie pozytywnym oczywiście:). Zawsze jeszcze możesz powiedzieć, że to Ci się nie podoba, ale to zazwyczaj nie działa, więc wrócisz do punktu wyjścia. Jak dla mnie najzdrowszym podejściem do kwestii zazdrości jest pokochanie siebie, wzmocnienie swojej atrakcyjności fizycznej (ćwiczenia) a przede wszystkim emocjonalnej. Jeśli chcesz coś jeszcze dla siebie zrobić, to przefarbuj swoje włosy na naturalny ciemny kolor, żeby poczuć, że wreszcie robisz coś pod swoje widzimisię a nie czyjeś. Może wtedy poczujesz, że masz wpływ na swoje życie..że Ty decydujesz o nim a nie inni... I nie płacz więcej! Tracisz czas! Skup się, nastaw na pozytywne zmiany, napisz listę rzeczy (chociaż 3), które zmienisz, np. pójdziesz do kosmetyczki, kupisz książkę o kobietach, które kochają za bardzo, pobiegasz wieczorem na dworze. Szkoda życia, szkoda Twojego czasu, zrób wreszcie coś dla siebie. Będę tu czekać na Ciebie, aż mi napiszesz, co zrobiłaś, dobrze? Mozesz na maila jak chcesz.. A ja się zapisałam na grupę wsparcia dla kobiet i jeszcze rzuciłam palenie i w przyszłym tygodniu idę na ćwiczonka. A w sobotę do fryzjera, bo mam piękne ciemne włosy, które uwielbiam, tylko trochę je ostatnio zaniedbałam:) Buszująca - ściskam Cię mocno i czekam na wieści. -------------------------------------------------------------------------- Eutenia, Wierna czytelniczka' oneill ' consekfencja ' yeez ' Anna66' 6_rano_bezsenna ' optym15' maja1962 ' Poa ' Ewa w Raju ' zeb ' buszującaWzbożu ' duszek weroniki ' Anonimowy Zbirek ' vikki7 pozdrawiam Was serdecznie i mam nadzieję, że jak powiedział D.Tusk, będziemy trzymać się razem w tych trudnych dla nas dniach, a natrudniejszych dla rodzin zmarłych, którzy przeżywają teraz osobistą tragedię..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość BuszujacaWzbozu
Paulina 36. Ty nawet nie wiesz jak bardzo sie ciesze,ze piszesz do mnie,jak bardzo mi to pomaga,jak inspiruje do dzialania.Dziekuje Kochana. 1) Po pierwsze- chcialabym napisac o fenomenie plakania,Ty plakalas tak jak ja,wiesz wiec o czym mowie.To sie chyba bierze stad,ze czlowiek czuje sie tak potwornie skrzywdzony i samotny,ze te lzy wylewaja sie calym morzem,nawet jak tego bardzo nie chcesz.Ja czesto ze wszystkich sil powstrzymuje sie przed wyciem,bo ; nie chce straszyc dziecka,bo wiem,ze nastepnego dnia bede sie wstydzila w pracy swojej zapuchnietej twarzy i wiem w koncu,ze te lzy tylko wyzwalaja w moim m wiecej agresji.Masz racje...od dzis bede sie bardzo starala nie plakac...a z ta zmiana pomieszczenia to tez jest niezly pomysl swoja droga. 2) Jestem z Ciebie dumna,ze robisz cos dla siebie.Fryzjer, fitness,ksiazki jak najbardziej.Ale najbardziej to sie ciesze,ze udalo Ci sie rzucic fajki...gratuluje i podziwiam.Ja pale jak lokomotywa,jak mam nerwy (a mam ciagle) to jestem w stanie spalic ponad paczke dziennie.Do tego obowiazkowo kawa.Czasem jestem w stanie wypic np.5 lub 6 dziennie,bardzo mocnych.Obiecywalam sobie z tym skonczyc miliony razy,tlumaczylam sama sobie,ze sie zabijam,jest ciezko,ale wezme sie za siebie. 3) Po przeczytaniu Twego posta postanowilam pojsc dzis po pracy do kosmetyczki i zrobic sobie piekne stopy...zawsze mi bylo zal tak wydawac na siebie,ale zrobie sobie prezent i pojde...masz racje 4) Mozesz mi napisac czy myslalas o tym co bedziesz robic w przyszlosci?Jak rozstaniesz sie ze swoim m? Czy masz jakies marzenia i plany,w ktorych wyobrazasz sobie siebie jako szczesliwa osobe za np.10 lat? Pytam,bo to najtrudniejsze ...Ja wszystko poswiecilam temu czlowiekowi,mysli,marzenia ,nadzieje,wiesz,ja tak bardzo chcialam i w sumie to chcialabym nadal miec jeszcze dzieci...rodzine,wiec jak czasem pomysle,ze to wszystko bylo pomylka,to ogarnia mnie taaki bol,ze fizycznie zaczyna bolec serce...i wtedy nie pomaga mowienie sobie; zrob cos dla siebie,pokochaj siebie... 5) Jeszcze chcialam zapytac,co zrobil Twoj m jak zobaczyl,ze sie zmieniasz,robisz cos dla siebie,ze nie placzesz?Byl zdziwiony?Walczyl o Ciebie? Pozdrawiam cieplo i czekam na Ciebie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×