Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość lza09

Nie potrafię zaakceptowac jego dzieci

Polecane posty

Gość o dziwo! czytanie ogłupia!
to widać, to słychać, to czuć!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
:D i o tym właśnie pisałam :) Oj kobiety, idę zbierać maluszka i jedziemy na weekend za miasto... faktycznie od czytania takich głupot trzeba odsapnąć :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość delicjo, mam nadzieję
ze ty i twój maluszek dostanie to na co zaslużyłaś, facet cię kopnie w d... i znajdzie kolejną dupodajkę, której zmacha kolejnego dzidziusia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość dupodajek nigdy NIESTEY
nie zabraknie szkoda tylko porzucanych dla kolejnych dupodajek dzieci

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość a dlaczego masz nadzieję
że maluszkowi Delicji przydarzy się nieszczęście? Może tak przynajmniej od dzieci byście się odczepiły jak już sobie wzajemnie skaczecie do gardeł?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jakoś delicja się nie
przejmuje, że z jej powodu i z powodu jej brzucha inny maluszek nie ma taty.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość tak tak tak odczepcie się od
dzieci!!! pozostancie przy rozporkach żonatych gostków, to wasze miejsce i odpowiednia pozycja życiowa z horyzontami a jak już wskoczycie na miejsce żon, to też nie zmieniajcie pozycji, bo wam skarbki odpłyną do kolejnych szmat!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość a nie słyszałaś nigdy
chrzanisz, dziecko delicji to też dziecko, obojętnie jakich ma rodziców nie sądzę, żeby miało cierpieć z ich powodu, tak samo jak dzieci faceta decizji, ot co.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Myślałam, że tak napadacie drugie żony z powodu dzieci z rozbitych rodzin, ale teraz już kompletnie nie rozumiem, skoro mojemu dziecku krzywdy życzycie... A TAK DLA JASNOŚCI!!!!!!! Odczepcie się od mojego brzucha, to dziecko, drugie mojego męża, było planowane, długo się o nie staraliśmy, długo długo po jego rozwodzie i dość długo poczęte po naszym ślubie!!!!!! Zrozumiecie w końcu. Byliśmy małżeństwem, a dopiero za jakiś czas była ciąża. Dlaczego nikt nie bierze pod uwagę, w ogóle, że właśnie często pierwsze związki są i trwają, bo ciąża. I tamten to świętość tylko dlatego bo mają często przez pomyłkę miano pierwszego! Widzicie to co chcecie widzieć!!!! I ktoś mi napisał, że ja szuflatkuje. I po tych bredniach które czytam zastanawia mnie w końcu, które dzieci waszym zdaniem zasługują na szczęście?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
I moje dziecko to nie też dziecko!!!! Może na odwrót. To poza małżeńskie, to też dziecko! I też zasługuje na szczęście.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość taka delicja miała
w d... dziecko swojego gacha, gdy mu wskakiwała do łóżka. Więc dlaczego ktoś ma się przejmować jej dzieckiem? Wiesz delicjo, przez takie właśnie jak ty powstaje mit, że pierwsze małżeństwo jest nieudane i z przymusu. Do własnego łajdactwa dorabiasz ideologię. Wyobraź sobie, że faceta nikt do slubu i splodzenia dziecka nie zmuszał, to on sam biegał jak pies. A z tobą, to już niestety inna sprawa - ty się podkładałaś, bo miałaś na niego ochotę. I wiesz, g... kogoś obchodzi, że ty sobie zaplanowłaś dziecko. Tamto się liczy - zostało przez ciebie pozbawione ojca. Tej prawdy nie zmienisz.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość alvia
Delicjo, nie reaguj na takie głupie komentarze. Szkoda zdrowia i twojego, i dziecka.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość a mnie szkoda dziecka delicji
całe życie będzie się wstydziło, że jego matka to zdzira.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
To czytając te wasze posty często człowiekowi się ciśnienie podnosi... Życie jest jakie jest. Czemu nie lepiej byłoby dla wszystkich zmienić trochę podejście. Ja chce mieć np.jedno dziecko-jeden poród, opieka nad jednym itd. Ale wiążąc się z facetem który ma dziecko, mam jakby dwoje. Mimo tego, że co drugi weekend i część wakacji. Tylko nie musiałam przechodzić przez trud porodu, a na wychowanie dajemy połowę. Ale jest. Zawsze w naszym życiu będzie. Też będę patrzeć na jego sukcesy i porażki-tylko tyle, że nie przez mój kanał rodny przeszło i nie ja musiałam się mordować przy jego pieluchach i innych takich. Ja mam już samą śmietankę. Odchowane dziecko. Czy nie warto mieć z nim dobrych relacji? Będzie siostrą/bratem naszego dziecka. Będzie pomagać nam czasem w opiece. To wcale nie musi być nie przyjemne...a wręcz przeciwnie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Tak delicja miała...a może inaczej. Przez takie kobiety jak ty, dzieci nie mają ojców. Nie mają nic poza zrzędzeniem i takimi bredniami do powiedzenia i nawet dziecko nie jest w stanie zatrzymać faceta przy takiej kobiecie. Mit? Jest wiele małżeństw gdzie po latach po prostu wygasa uczucie, bo nie pielęgnowali itd. Zgoda, są. I jest też wiele, gdzie dwoje za młodych ludzi płodzi dziecko, potem ślub, a potem rozwód...Takie jest życie. I nikogo przez to nie potępiam. Ale ty i owszem. I przez takie pewnie kobiety ojcowie odsuwają się od własnych dzieci bo chcą im wpierać, że moje jest ważne, prawowite itd, a to które masz teraz to takie i owakie. Każde z tych dzieci ma prawo do życia i do szczęścia. Warto byłoby o tym pomyśleć a nie tylko o sobie!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość a mnie szkoda dziecka delicji
Ostatnie twoje zdanie delicjo. Szkoda że w życiu tego nie stosujesz. Posłuchaj, odebrałaś dziecku ojca. Urodziłaś swoje i uwazasz, że jest ok. A nie jest. Twoje powstało z krzywdy tamtego.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość a mnie szkoda dziecka delicji
i jezscze jedno: już planujesz że będiesz tamto dziecko wykorzystywać do opieki nad własnym. Cóż, karmisz się cudzą krzywdą.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
I dalej swoje puste regułki. A post ostatni, wiedziałam że któraś tak napisze.. Ot co, nie wykorzystuje, samo się garnie. Po prostu chce się zajmować. Nigdy do niczego tego dziecka nie zmuszałam, dawałam przykłady i sugerowałam jak trzeba się zachować. Warto mówić do takiego jak do rozumującego człowieka. Szybko łapie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ja i mój mąż mamy dość butne charaktery. On oczywiście był po rozwodzie, ale my jeszcze nie byliśmy małżeństwem. Ile razy w kłótni mówiłam by wracał do tamtej. A on tym bardziej do mnie. Nawet gdybyśmy się rozstali, nie wrócił by do tamtej kobiety. A co za tym idzie, tamto dziecko miałoby takiego samego ojca jak teraz. A kto wie czy nie gorszego. Myślał by wyjechać za granicę. Został bo ja nie chciałam. A tak pewnie by go już nie było... Ale dopisujcie dalej swoje ideologie. Za to że tamto dziecko nie ma pełnej, normalnej rodziny, odpowiada tamta kobieta i mój mąż...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Delicjo, nie tylko stare zrzędliwe babska tu są. Ja Cię doskonale rozumiem i nawet trochę zazdroszczę... Weszłam na to forum szukając pomocy. Mój obecny partner (poznaliśmy się dwa lata po jego rozwodzie) również ma dziecko które kocha. Na początku uważałam, że to cudownie -po mimo, że z byłą się średnio dogaduje odwiedza dziecko regularnie, pamięta o urodzinach. To bardzo dobrze o nim świadczyło. Ze szczerym zaciekawieniem słuchałam jak spędzili dzień, w co się bawili itp... Do momentu kiedy nie zaczął przyprowadzać dziecka do nas. Mało, że nie polubiłam tego malucha, jego obecność jest dla mnie bardzo uciążliwa. Czuję sie jak gość we własnym domu. Nie potrafie go zaakceptować. Gdy partner prosi abym na niego chwilkę popatrzyła mam ochote wyjść i nie wracać. Nie wiem czemu tak się dzieje. Z wykształcenia jestem pedagogiem, zawsze miałam styczność z dziećmi (swoich nie mam, ale na studiach dorabiałam jako opiekunka, później dzieci koleżanek) zawsze chciałam mieć ich dużo.... Dla tego ta sytuacja jest dla mnie bardzo ciężka. Bardzo kocham swojego partnera i chce dla niego dobra. Nie powiedziałam mu o tym problemie. Udaję ze wszystko jest ok. Bardzo chciałabym zaakceptować to dziecko i cieszyć się nim w takim samym stopniu jak mój partner. Czy jest to możliwe? Jak to zrobić?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
A ja rozumiem Ciebie. Dla wielu kobiet to nie jest łatwe. Dla mnie też nie było. To może się zmienić jeśli będziesz chciała i będziesz nad tym pracować, ale też wcale nie musi. Nie wymagaj od siebie odrazu pokochania tego dziecka i traktowania go jak partner. Ja nie kocham jego dziecka jak swojego. Chodzi tylko o podejście. Nie jest niczemu winne. Ono nie ma pojęcia o Twoich rozterkach. Jest to przeszłość partnera. Na którą nie masz wpływu. A te emocje. To złe emocje. Nic nie zmienią, a tylko przysparzają problemów. To dziecko nie jest ani konkurentem, ani przeszkodą w drodze do waszego szczęścia. I wcale nie musi was dzielić, a może nawet łączyć. Nie wiem za dużo o Twoich relacjach z partnerem, a dużo zależy też od niego. Jak równiż od tego jakie jest w stosunku do Ciebie dziecko.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Napisałaś, że nie polubiłaś dziecka? Jest jakiś powód? Gdy się poznaliśmy z moim partnerem, przez chwilę zupełnie nie przeszkadzało mi że ma dziecko- motylki. Ale potem byłam zazdrosna że jest. Wolała bym wolnego, który ze mną ma pierwsze dziecko itd...jak wiele kobiet w podobnej sytuacji. Ale dziecko raczej polubiłam. Nie było mi łatwo, ale cały czas się starałam by wszystko było ok.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Napisałam, że nie polubiłam, bo taka jest prawda. Ta dziwna niechęć wypływa tylko ode mnie. Dziecko jest w stosunku do mnie normalne (maluch ma dwa lata) nic złego nie robi. Ale nie znoszę jak płacze albo krzyczy. Przechodzi okres buntu wiec potrafi wyrwać się i uciekać przed siebie nie patrząc na nic, boję się ze wpadnie pod samochód albo coś mu się stanie i za to jeszcze bardziej go nie znoszę. Mały mówi do mnie "mamo" doprowadza mnie to do szału. Uczę go swojego imienia ale cieżko jakoś mu to idzie. Mój partner nie raz przy nim niby dla żartów mówi na mnie "matka" a ja w tedy po prostu wysiadam. Nasze relacje były całkiem dobre do momentu kiedy mały nie zaczął u nas nocować. partner śpi z nim w łóżku w drugim pokoju, a dziecko potrafi całą noc przekrzyczeć albo po prostu nie chce zasnąć i gada sam do siebie. Złości mnie to strasznie, czuje się jak w jakiejś klatce i ciągle chodze niezadowolona. Partner oczywiście to widzi ale uważa, że poprostu mam muchy w nosie. Nigdy nie zapytał mnie czy nie mam nic przeciwko zeby jego dziecko u nas spało albo w ogóle jak się czuje w takiej sytuacji. Wiem, że maluch nie jest niczemu winien, bo jak każdy potrzebuje ojca ale wydaje mi się, że wszytkie kłótnie i problemy są spowodowane tym, że istnieje. Raz nawet mój partner powiedział, że skoro nudzi mnie zabawa z dzieckiem to zebym się zastanowiła czy aby na pewno chce mieć swoje. A chce i to bardzo.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Kochana wiesz co nie mam pojęcia czym jest to spowodowane. Może właśnie zazdrością, że mimo że to dziecko jest, mówi "mamo"nie jest twoje, tylko jakiejś innej kobiety. Bo chyba nie chodzi o zazdrość o partnera? Może dlatego uciekasz od tego, nie chcesz go pokochać, bo na codzień go nie będzie z wami. A to niesie za sobą smutek, tęsknotę. Dziecko mojego męża było dość duże. Nie było mowy o mówieniu mamo. A ja bardzo chciałam nią być. Ty masz o tyle komfortową sytuacje, że jesteś w życiu dziecka od momentu gdy się kształtuje. Mogłoby cię naprawdę szczerze pokochać. Jestem zwolenniczką szukania pomocy. Może warto zaczerpnąć rady specjalisty skąd bierze się Twoja niechęć?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Może faktycznie jest to zazdrość ale nie utożsamiałabym jej z chęcią kochania tego malucha jak swoje. Może raczej jest podobnie jak z poprzedniczkami tzn nie jestem najważniejsza i nie moje dziecko będzie naszym pierwszym. Chciałabym się umieć uczyć i czerpać z doświadczeń partnera ale na razie są tylko przeszkodą. Powiedz mi proszę Delicjo czy Ty ze swoim ukochanym rozmawialiście na temat akceptacji jego przybytku?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Być może chodzi właśnie o zazdrość, nie wiem... trudno mi to zdefiniować. najgorsze jest to, że on nie widzi mojego problemu a ja nie wiem jak mu o tym powiedzieć zeby nie wyjsc na jędze albo egoistkę, która chce mieć faceta tylko dla siebie. Czy Ty ze swoim mężem rozmawiałaś na ten temat?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Tak od samego początku o tym wiedział. Z jednej strony akceptował, próbował rozumieć, ale nie oczekujmy, że facet zrozumie kobietę i jej bóle:) Żeniąc się ze mną też o tym wiedział, ale nie chciał już o tym słuchać itd. W sumie to dość zrozumiałe. A po ślubie to już w ogóle, miał nadzieje, że wszystkie problemy znikną. Faceci tak mają. Ale była umowa między nami, dwa weekendy. Nigdy też na siłę. Gdy był ważny powód, lub coś nie tak, to spotkanie z dzieckiem było przesunięte. Więc nigdy nie było ważniejsze niż jakaś nasza rodzinna sprawa. Jeżeli facet jest mądry wszystko da się pogodzić. Nie znam Twojego. Nie wiem jak może zareagować. Ale jeśli jest między wami szczerość, zaufanie powinniście porozmawiać. Możesz zacząć od tego, że nie wiesz co się z tobą zaczęło dziać, nie rozumiesz ale... Albo najpierw zrozumieć dlaczego tak jest i dopiero wtedy mu to wyjaśnić. Bo jak widzę to wciąż nie wiesz. Dodam jeszcze, że wiedziałam, że mój mąż nie chce już o tym słuchać, a mi cały czas był źle i ciężko, to po prostu przestałam mu suszyć głowę. A te dwa nie całe weekendy w miesiącu starałam. Dla niego, dla nas. Chciałam tego, choć wcale nie było łatwo.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Rozumiem, że przez te weekendy byłaś w domu. Pomagałaś mężowi zajmować się dziećmi, bawić się z nimi czy siedziałaś z boku i raczej próbowałaś przeczekać? Mój partner stara się, żebym bawiła się z małym, prosi abym go wykapała albo dała mu jeść. Same czynności nie są wyrzeczeniem, ale i tak mam wrażenie, że nie może tego ode mnie oczekiwać. A na te dwa weekendy w miesiącu najchętniej wyniosła bym się z domu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Z dzieckiem. Tak zawsze byłam. No prawie. Chyba że pracowałam. Mąż nie lubi się ze mną rozstawać. A mała czasem woli bawić się ze mną. A na pewno z nami. :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×