Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość okawango

Pytanie czy to jest przyjaźń, czy..

Polecane posty

Gość SiedzacyZKlawiatura
oliwia 06, powiem Ci krótko i treściwie :), jak facet szanuje kobietę i ona coś dla niego znaczy, to mówi jej o wszystkim, tym bardziej o tak doniosłym wydarzeniu w jego życiu, jak pojawienie się dziecka. Jednym słowem szuka kochanki i tyle. Ty już jak mówisz trochę się zaangażowałaś, a on to widzi i wykorzystuje. Bądź czujna:) Pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość oliwia 06
siedzący ! dobrze , ze znam Twoja opinie z punktu widzenia faceta, a wiesz teraz to chyba poskładalo mi sie w jedna całość cała ta sytuacja , pewnie masz rację , on nie jest w stosunku do mnie fair , przeciez on mnie zna , zna moja sytuacje , zna moje słabości , więc mógł mna manipulować , wiem , musze być czujna , tym bardziej , ze on prowokuje mnie do kontaktu , nie pozwala o sobie zapomieć ..nigdy wiecej takich chorych znajomości

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość mam podobnie do okawango
a ja zwariuję z tą jego niestałością, nie potrafię go rozgryźć. raz jest taki złośliwy jak kiedyś, a raz wyciąga rękę, chce poprawić mi nastrój, troszczy się. mówi, że udowodni mi, że mam jeszcze w sobie uczucia. pyta, czemu się boje je okazywać.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość oliwia 06
do mam podobnie czyżbyś miala do czynienia z facetem - kategoria manipulant? powodzenia zyczę , jak tak dalej pójdzie to wszyscy bedziemy musieli skorzystac z pomocy .. psychologa chyba , tak szczerze to sie zastanawiam nad jakąś forma terapi , mam znajomą psycholożke , pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
pozdrawiam gromadkę,dziewczyny nie angażujcie się całe sobą albo uciekajcie póki czas,buziaki

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość mam podobnie do okawango
sama nie wiem, czy manipulant. mnie się wydaje, że on tez boi się okazac uczucia, że dostał kiedyś po tyłku(to akurat wiem) i teraz woli udawac zimnego drania. ale ostatni przestaje nim byc.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witajcie, bardzo się cieszę że piszecie, to dla mnie bardzo ważne, zwłaszcza, że nie mogę z nikim ze znajomych o tym porozmawiać... Dziękuję, dziewczyny, za wszystkie mądre słowa (szczególnie Linoskoczkowi) SiedzacyZKlawiatura, bardzo Ci dziękuję za szczere i mądre słowa. Myślę, że niestety czy stety masz rację. Nawet, jeżeli pomiędzy nim a żoną nie jest tak, jak kiedyś (i nie myślę tutaj o jakiś bardzo poważnych sprawach, ale np. o tym, że naturalnie ktoś kto jest z nim od dekady nie reaguje tak, jak ja - ogromną radością na każde spotkanie i zachwytem - bo wciąż go poznaję, i to od tej "niecodziennej", fascynującej strony, gdzie nie ma kłótni o niewyniesione śmieci), to na pewno jest to człowiek, który nie pozwoli sobie na to, żeby zniszczyć rodzinę, skrzywdzić żonę, a szczególnie skrzywdzić ich dziecko... Niedawno rozmawiałam o nim z pewnym wspólnym znajomym, niewidzianym od lat.Ten wspólny znajomy powiedział, że uważa tego mojego przyjaciela za bardzo dobrego, uczciwego człowieka, prawdomównego do bólu i bardzo odpowiedzialnego. I to chyba prawda. To zresztą widać chociażby w tym, jak on pije alkohol - lubi alkohol, zna się na nim świetnie, rozkoszuje się winami i innymi trunkami - ale zawsze potrafi przerwać picie w odpowiednim momencie, nikt chyba nigdy nie widział go pijanym... I tu jest chyba podobnie. Może się we mnie wpatrywać godzinami, wykonywać różne drobne i bardzo czułe gesty - ale powstrzyma się przed przekroczeniem granicy, po której znajdują się zachowania niestosowne dla tzw. przyjaciół. A mnie faktycznie zależy coraz bardziej, ręce mi się trzęsą, gdy piszę do niego, i łapię się na tym, że to, co i jak do niego piszę, coraz bardziej przypomina listy miłosne, a coraz mniej przyjacielskie :-( Z jego strony zresztą jest podobnie. Nagle, po naszym ostatnim, bardzo serdecznym, cudownym spotkaniu, jego maile stały się bardzo emocjonalne, tęskne - w ostatnich dniach to zauważyłam, i dlatego milczałam na forum, bo próbowałam sobie to jakoś poukładać w głowie. Sprawa faktycznie wygląda na znacznie poważniejszą, niż pisałam kilka stron temu... Więc nawet jeżeli uda nam się powstrzymać od jakichkolwiek działań o charakterze zdrady fizycznej (a wierzę w to, że się uda), to i tak może się to źle skończyć - jakąś ogromną dawką cierpienia... SiedzacyZKlawiatura, mam nadzieję, że będziesz tu zaglądał podobnie jak dziewczyny, i pomożesz nam zrozumieć, jak to wygląda z drugiej strony... Trzymam kciuki za to, żeby Tobie udało się wybrnąć. Pozdrawiam Was wszystkich, trzymajcie się P.S. Hmmm, piszecie dziewczyny, że jestem w lepszej sytuacji niż Wy w stałych związkach. Tylko o tyle, że nie okłamuję nikogo bliskiego i nie czuję się winna wobec kogoś, komu winna byłabym uczucia. Ale niestety moja sytuacja ma też bardzo zła stronę. To znaczy to jest wybór pomiędzy świetnym, atrakcyjnym, bardzo inteligentnym, inspirującym mnie itp. mężczyzną, który traktuje mnie tak, jak żaden z moich byłych chłopaków mnie nie traktował (w sensie myślenia o mnie, troszczenia się, szanowania, starań, który wkłada, by się ze mną spotykać, by do mnie pisać itp.), a kompletną pustką...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
pewien stary dziadek powiedział, że najważniejsze, to móc przyznać, że się człowiek nieześwinił w życiu. staram się tego trzymać. okawango, nikt nie mówi, że masz lżej. faktycznie, mężatki wiedzą, że ewentualna roszada przyniesie ze sobą ogrom bólu. tyle że twój przyjaciel ma żonę i dziecko, więc nie jest to banalne. sama powiedziałaś, że nikomu nie zafundujesz, tego co dostałaś - zdrady. jest pewne poczucie przyzwoitości. pozostaje się wiernym przyjaźni, nieprawdaż? nie robi się wszystkiego, czego się chce, bo inaczej to nie będzie już to... wiecie, czas leci, ale czasem (bardzo rzadko) łapię się na tym, że on to by mnie w danej chwili zrozumiał i mam ochotę się odezwać, ale wiem, że cofnęłabym się w rozwoju o lata świetlne na swej drodze, więc uczę się radzić sobie z tymi napadami. rozmawialiśmy naprawdę o wielu rzeczach ważnych i błahych. rozumieliśmy się również w płaszczyźnie przeżyć, odczuć. wiem, że wiedziałby co mam w środku, gdy tylko powiedziała mu dwa zdania. mimo że tylu rzeczy o mnie nie wiedział i nie wie, to wiem, że zna mnie doskonale, wie, jak czuję i jak odbieram świat. możemy się zmienić nie do poznania, ale zawsze będziemy się znać na wylot. nie sądziłam, że można się tak znać. i co z tego wszystkiego mi przyszło? niewiele: kupka wspomnień i sporo wewnętrznego szarpania. trzymajcie się wszyscy w zdrowiu i pomyślności! zajrzę w wolnej chwili

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dzięki Linoskoczek, jak zwykle mądrze piszesz... To wszystko prawda, sa rzeczy, których nie wolno robić... Myślę zresztą, że żadne z nas obojga nie nadaje się do bycia kochankami - gdyby doszło do zdrady, to na pewno na drugi dzień nie moglibyśmy sobie spojrzeć w oczy, ani patrzeć na siebie w lustrze, i na pewno zdecydowalibsmy się na ostre cięcie - a wszystko to, co między nami piękne i dobre, wyparowałoby błyskawicznie. Pewnie w poczuciu winy i strachu o rozbicie rodziny odepchnąłby mnie, a ja czułabym sie jak śmieć... Mówiąc o mojej gorszej sytuacji miałam na myśli to, że jak człowiek jest taki "wyposzczony" emocjonalnie, bo prawie trzydzieści lat żyje na tym świecie, i nigdy mu się taka relacja nie zdarzyła (moje obydwa związki były co się zowie toksyczne, pełne poniżania i kłamstw, i to od początku; do tego jeszcze dawka nieodwzajmenionych zauroczeń kimś tam), to bardzo trudno mu stłumić pragnienie utrzymywania czy wręcz pogłębiania (wiem, to niemoralne, egoistyczne - ale to tylko emocje, nad którymi potrafię zapanować) tej relacji. Bo nie ma się alternatywy w postaci "ktos - mąż, chłopak, dziecko - mnie kocha, nie moge tego stracić, nie moge ich zawieść". Pewnie więc będzie tak, że będziemy te dziwną przyjacielsko-miłosną relację ciągnąć, ja się będe męczyć, coraz bardziej tęskniąc i pragnąc bliskości... Ale chyba nie będe potrafiła z tego zrezygnować. Sęk w tym, że ja potrafię się wyleczyć z uczuc tylko przez całkowite zerwanie jakiegokolwiek kontaktu - tu jest to niemożliwe. Ze względu na specyfikę naszej pracy, wykonywanej przez niewielką grupę osób powiązanych wzajemnymi zaleznościami, będziemy skazani na kontakt do emerytury a może i dłużej (nawet radykalne środki typu przeprowadzka do innego miasta nic nie pomogą, a zreszta to nie wchodzi w rachubę z róznych powodów), będziemy sie spotykać przy róznych sytuacjach, będziemy się musieli kontaktować... Z jego półsłówek tez wynika, że on sobie nie wyobraża zerwania czy rozluźnienia tej znajomości, robi plany na wiele miesięcy do przodu, że kiedyś zrobimy to lub to, że kiedyś przyjdzie czas na to lub tamto...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Jestem po prostu sobą_________
Niezwykle ciekawie rozwija się ten wątek...... Witajcie.... Okawango, nie odzywałam się jakiś czas, bo coraz większy chaos panował w mojej głowie i panuje chyba nadal. Piszę jednak, gdyż wydaje mi się, że jesteś w dużym niebezpieczeństwie. Jesteś osobą spragnioną prawdziwego uczucia, osobą o otwartym sercu i w głębi umysłu bardzo romantyczną.... Nie mam do tego prawa, ale chcę Cię ostrzec. W ogóle wygląda to dziwnie..., druga osoba będąca w średnio ciekawej sytuacji śmie Cię pouczać i ostrzegać... Nie wiem co na to Siedzący z Klawiaturą, jako jedyny mężczyzna w naszym gronie, niemniej wysunę śmiałą tezę, że mężczyźni w zupełnie inny sposób angażują się w relacje z kobietami niż my z mężczyznami. mamy nieco inaczej skonstruowaną psychikę i jesteśmy archetypicznie zaprogramowani do nieco odmiennych ról.... Wydaje mi się, że jesteś na dobrej drodze do głębokich ran...... Wierzę, że mężczyzna, o którym piszesz jest fantastyczny i wspaniały, niemniej Ty go idealizujesz obecnie całkowicie. Kochasz go niestety miłością ślepą (nie piszę tego złośliwie, tylko z troski) i sama pisząc do nas o tym, że z pewnością po ewentualnej fizyczności, byłoby cięcie, skazujesz się na miłość niespełnioną.... Dziewczyno, Tobie od życia się coś należy!!!!!!! Należy Ci się facet, który w obecności wielu ludzi, w świetle dnia przysięgnie Ci miłość, należy Ci się możliwość macierzyństwa... Wiem, że to co napiszę, jest okropnie niemoralne, ale i tak napiszę.... Jeśli uważasz, że ten facet to Twoja miłość życia i Ty również jesteś nią dla niego to walcz o niego do końca. Uwikłaniem się w miłość niespełnioną możesz skazać się na ileś lat cierpień, a najgorsze nastąpi później.... Być może przegapisz ten właściwy czas na założenie rodziny, tęskniąc za facetem i żyjąc z nim w pseudozwiązku... Tylko pamiętaj, że on jako mąż i ojciec już się spełnił, a Tobie egoistycznie na to nie pozwoli, bo nie będzie chciał wyswobodzić Cię ze swojego uroku.... Może za ostro to piszę, ale tak czuję... Nasunęło mi się to własnie na tle rozważań - mężatka i wolna.... Tak szczerze mówiąc, to być może kontakt z nim zagraża mojemu małżeństwu, ale z drugiej strony, zdążyłam już coś przeżyć..., mam syna... Może i rozmowy z nim prowadzą mnie na manowce, ale nie zabierają cennego czasu, który mam na założenie rodziny... Tak naprawdę chciałam napisać o czymś innym zupełnie... no nic innym razem..... Pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kolega z pracy
Cześć okawango. Czarno widze tę Twoją znajomość. Ja, jako facet, interpretuję zachowanie tego faceta jednoznacznie. Podobasz mu się, ale jego zobowiązania (a może uczucia) wobec żony nie pozwalają mu na jasne określenie swoich uczuć i zamiarów wobec Ciebie. Prawdopodobnie nie jest równiez pewien Twoich uczuć wobec niego, więc zachowuje bezpieczne, przyjacielskie relacje z opcją rozszerzenia w przyszości na relacje...fizycznie bliskie. Rozważ, czy nie warto szczerze porozmawiać z nim o tej przyjaźni. I najzwyczajniej w świecie zapytać go, czy jesteś dla niego koleżanką, przyjacielem czy kimś więcej niż przyjacielem. Byłem kiedyś w takiej sytuacji jak Ty. Zakochałem się jak głupi, a ona dawała mi sprzeczne sygnały. Męczyłem się jak cholera. W końcu wziąłem się w garść i powiedziałem jej o swoich uczuciach. I dostałem kosza - zostańmy przyjaciółmi. Zerwałem całkowicie kontakt z nią, ale przez 3 lata CODZIENNIE budziłem się i pierwszym o czym myślałem było jej imię. Ale przynajmniej wiedziałem na czym stoję. Że gorzej nie będzie. Dla Ciebie to dopiero początek, ale może to być początek wielu lat cierpienia.Jeśli nie możesz uciec od tego uczucia, to czym szybciej sprawę wyjaśnisz, tym krócej będziesz cierpieć. pozdrawiam kzp

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kolega z pracy
Aha, no i całkowicie zgadzam się z SiedzacymZKlawiatura w kwesti współpracownika okawangi: on nigdy nie zostawi żony.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witajcie, jak to dobrze, że w wirtualnej przestrzeni można spotkać tak rozsądnych i życzliwych ludzi, dziękuję! Do Jestem po prostu sobą_________ - świetnie zrozumiałaś moje wątpliwości, nawet te, których nie wyraziłam na forum... Bo to nie jest tak, że jestem, jakąś desperatką pragnącą szybko złapać faceta, najlepiej takiego, który ma dobrą opinię i świetne widoki na przyszłość. W głębi serca faktycznie bardzo tęsknię za uczuciem, chciałabym mieć rodzinę, dzieci, nawet niekoniecznie biologiczne (drugi z moich ekspartnerów był rozwodnikiem z córeczką, którą bardzo pokochałam i do dziś za nią tęsknię... :-( ), ale nie mam "parcia na związek" - bo wylizaniu się z ran porozstaniowych, całkiem dobrze radziłam sobie z samotnością, mając mnóstwo przyjaciół i znajomych. Nie chciałam niczego przyspieszać - kilka razy najdelikatniej jak umiałam dałam znać komuś, kto się o mnie starał, że nic z tego nie będzie, choć byli to bez wyjątku porządni, dobrzy ludzie, szanujący mnie i lubiani przeze mnie (całkiem inni niż moi dwaj rozrywkowi eksowie). Ale czułam, że to nie to, że nigdy ich nie pokocham... Ogólnie jestem w życiu szczęściarą, więc nie narzekałam. Uda się kogoś spotkać, założyć rodzinę, choćby i koło czterdziestki - będzie cudownie, nie uda się - trudno, wielka szkoda, ale przynajmniej jestem zdrowa, mam kochanych rodziców i rodzeństwo, serdecznych przyjaciół, wymarzoną pracę, dobrą sytuację bytową... Dopiero teraz czuję, że oto człowiek, którego mogłabym pokochać tak totalnie, bezinteresownie, kompletnie (o ile już to się nie stało :-(... ) I oczywiście rodzi się pytanie, czy czy warto siłę tych wszystkich uczuć, które gdzieś się we mnie zgromadziły, ładować w relację bez przyszłości... To dziwne i straszne, ale moja własna matka, osoba do tej pory o zdecydowanych i surowych zasadach moralnych, powiedziała mi wczoraj (być może dlatego, że znajome i dalsza rodzina bombardują ją pytaniami, kiedy wreszcie kogoś będę miała, a i ona sama zaczęła mieć obsesję małych dzieci i chyba marzy w głębi serca o wnukach, ale mi tego nie powie, żeby mnie nie zranić :-( ), narysowała mi podobną alternatywę (ona bardzo dużo wie o tej znajomości). Albo uciekać gdzie pieprz rośnie, albo stać się bezwzględną, pozbawiona sumienia, i walczyć - bo wiele kobiet tak robi, a tylko ja zawsze ustępuję albo jestem ofiarą tych bardziej zdecydowanych... Ale zaraz potem moja matka się poprawiła, mówiąc, że przecież wie, że to droga nie dla mnie... Kolego z pracy, wielkie dzięki! Bardzo cenna męska wypowiedź. Myślę, że tak właśnie jest, jak piszesz. Gdy ostatnio się spotkaliśmy, atmosfera spotkania była bardzo intymna, taka bardziej randkowa niż kumpelska. I w pewnym momencie, gdy już naprawdę temperatura zaczęła wzrastać, spojrzenia i uśmiechy robiły się coraz bardziej wymowne, on nagle posmutniał, spuścił głowę, i zaczął mimowolnie poprawiać sobie obrączkę na palcu. Ja to zauważyłam, obydwoje zamilkliśmy na dłuższą chwilę, i atmosfera zrobiła się znacznie chłodniejsza i smutniejsza... Co dziwne - on coraz częściej, odkrywa przede mną ukryte pod powłoką racjonalnego, skutecznego, zdystansowanego złośliwca jakieś drugie "ja", dziwnie uczuciowe, "miękkie", sentymentalne... Już nie jest tylko przyjacielem chętnym do pomocy, ale pozwala sobie na różne zupełnie irracjonalne, a bardzo miłe gesty. Te wszystkie listy, drobne prezenty, życzenia przed trudnymi zadaniami, pozdrowienia z podróży, życzenia na dobranoc... Myślę jednak, że on wie, jak to wygląda z mojej strony. Myślę, że z mojego zachowania i niektórych maili dawno już odczytał nie tylko, że bardzo mi imponuje, jest dla mnie autorytetem i inspiracją, ale też, że podoba mi się jako mężczyzna, pociąga mnie. Wie też - ciągle krążą między nami erotyczne dwuznaczności, niby żartobliwe, ale jednak - że na brak temperamentu ani wyobraźni nie narzekam, że ewentualny partner życiowy nie narzekałby na brak fizycznej bliskości. Myślę, że dobrze rozumie, że to, iż zachowuję pewną rezerwę, staram się nie ubierać ani nie zachowywać wyzywająco, staram się, żeby moje wyrazy czułości były możliwie niewinne, to wynika tylko i wyłącznie z tego, że wciąż mam przed oczami tą nieszczęsną obrączkę :-( Na razie, jak pisałam, cieszę się z odroczenia - do wiosny nie będziemy mieli prawie żadnych możliwości spotkania. Potem będziemy się widzieć często i pewnie wszystko się wyostrzy w jedną albo drugą stronę. Może faktycznie powinniśmy porozmawiać... Ale wolałabym, żeby to on, jako mężczyzna, zaczął taką rozmowę. Przypuszczam zresztą, że potrafiłby i miałby odwagę postawić sprawę jasno. Nie wiem, może go jakoś do tego sprowokować? Ostatnio na próbę powiedziałam, że gdy wróci do naszego miasta, musi kiedyś przyjść do mnie do domu na obiad albo chociaż na kawę, bo chcę się odwdzięczyć za to, że ciągle mnie gdzieś zabiera i prawie nigdy nie daje płacić. Do tej pory spotykaliśmy się zawsze na gruncie neutralnym... On bardzo się ucieszył i powiedział z entuzjazmem, że bardzo, bardzo chętnie - myślałam, że raczej będzie się wykręcał, że daleko, że ma czas tylko wieczorami po pracy, że może kiedyś... dziwne.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość mam podobnie do okawango
pocałował mnie juz wiadomo, ze nie przyjazn.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
dzięki wam, trochę sobie odświeżam, jak to wygladało u mnie, u nas. macie wyobrażenie, wiedzę, jak wygladają związki waszych przyjaciół? okawango, wiesz jak mu się w małżeństwie układa? jak może układać się w związku komuś, kto tak bardzo emocjonalnie wchodzi w relację z inną osobą? ja nie wiedziałam, jak mu się układa z jego dziewczyną. kiedyś go spytałam z czystej ciekawości, jak przy swojej dużej liczbie zajęć znajduje czas i kiedy znajduje czas na spotkania z nią. powiedział mi, że jego związek daje mu dużo samotności. nie wiem, czy to było prawdą, ale jakąś pustkę musiał sobie mną zapełniać... ja zresztą czerpałam wtedy wiele pozytywów z naszej relacji. jeszcze jedno mi się przypomniało. kiedy zrywaliśmy przyjaźń, to emocje temu towarzyszyły wielkie. jakbyśmy kończyli wieloletni związek i musieli dzielić się telewizorem i zasłonami. to było takie pełne skrajności,zbyt przerysowane jak na przyjacielską kłótnię czy zwykłą rozmowę o tym, że po prostu dalej już tak nie będzie i że dalej w ogóle nie będzie. po prostu. okawango, niby na pierwszej stronie Wam gratuluję i życzę miłych wspomnień z takich przyjaźni, ale z drugiej strony, dziewczyny, uciekajcie póki możecie!!! póki nie jest za późno. nawet jeśli myślicie, że już za późno, to zwiewajcie - zawsze jeden dzień do przodu! prawda jest taka, że gdyby chcieli nic nie stanęłoby im na przeszkodzie. przyjaźnią się, bo to jedyne, co mogą dać. bolesna część prawdy - nie odpowiadałam mu po prostu tak, jak sobie wymarzył. mniej bolesna - wierność wcześniejszym zobowiązaniom, lęk przed zmianami. ja nie wiem, czemu wyszło tak, jak wyszło. za bardzo chciałam? nie dowiem się już. kiedyś chciałam potwierdzeń od całego świata, że jednak coś było na rzeczy, skoro się tak zachowywał. tak mi na tym zależało... boże, pamiętam :) dostałam swoją upragnioną odpowiedź, ale przestałam w nią wierzyć, dostałam coś, co chciałam, ale w chwili, gdy to dostałam, to było za mało i zbyt późno. dziewczyny, nie warto, nie warto, naprawdę. jesteście cudowne babeczki i czas żyć swoim życiem bez takich epizodów. panowie, jesteście fantastyczni! pozdrawiam was gorąco i życzę pomyślności

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Mam podobnie..., więc jednak. Przynajmniej wiesz, na czym stoisz - to jest taki moment, w którym można postawić sprawy na ostrzu noża i podjąć decyzję. Trzymam kciuki, żeby to wszystko rozwinęło się u Ciebie w dobrym kierunku - w Waszym przypadku nie ma istotnych przeszkód zewnętrznych, prawda? Bo obydwoje jesteście wolni... Więc pwoodzenia :-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
jak tak zaczynam pisać, to mi się przypomina on i to wszystko, co było między nami... czasem mam wrażenie, że jestem niewypowiedziana... czuję, że nie miałam okazji powiedzieć o tej relacji wszystkiego co, myślałam i czułam. dzięki, okawango, za utworzenie wątku. trzymajcie się ciepło

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dziękuję Linoskoczku, coraz więcej piszesz o swojej historii, to daje do myślenia. Jeśli czujesz się lepiej - tym bardziej się cieszę... To prawda - w związku mojego przyjaciela (?) na pewno dobrze się nie dzieje. Wiem, że kiedyś, przed kilkunastu laty, na studiach, to była wielka miłość, że on wszędzie ją zabierał, nosił na rękach... Teraz, już od dawna, nie widuje się ich razem (co oczywiście może być spowodowane tym, że wymieniają się przy dziecku - no ale to nie jest już od dawna niemowlę...). Przylatuje na dwa-trzy dni z zagranicy do naszego miasta, po miesiącu nieobecności; ja bym wtedy nie opuszczała rodziny ani na sekundę - a on zamiast siedzieć w domu umawia się, żeby godzinami ze mną gadać. I nawet gdy włączona komórka leży na stole - ona nigdy nie dzwoni (a on zawsze przy mnie odbiera, często pokazuje albo czyta mi esemesy od wspólnych znajomych), ani on do niej. Z domu rodzinnego pisze do mnie wieczorami i nocami maile i esemesy, co najwyraźniej nie przeszkadza jego żonie... Pracjąc dniami i nocami, myśląc równocześnie o kilkunastu sprawach, narzekając, że nad niczym juz nie panuje i nie ma juz siły, równocześnie wydaje się być tak "przylgnięty" do mnie myślami, że mógłby mi służyć za terminarz - o wszystkim pamięta, i zawsze znajduje dla mnie czas i siły... Ale wolę się nad tym nie zastanawiać, żeby nie doprowadzic się do samooszukiwania i uspokajania sumienia. Powinnam raczej mieć na uwadze, co oni sobie są winni, a nie, co ich łączy lub nie... Tak czy inaczej, dzięki Wam wszystkim za mądre uwagi, moi mili rozmówcy :-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
okawango, zaryzykuj. nie masz nic do stracenia. obecna relacja zmierza wyłącznie do zagłady Ciebie. angażujesz się w tę relację, a w zamian masz cenną, ale tylko przyjaźń i nie dajesz szansy nikomu innemu, kto mógłby uszczęśliwić Cię w pełni. nie zakochałaś się w księdzu :) nie musi Cię satysfakcjonować wyłącznie słuchanie przyjaciela. nie trać lat na przyjaźń z nim. postaw na jedną kartę. ja spieprzyłam, my spieprzyliśmy. nie, jednak uważam, że ja bardziej spieprzyłam. nieważne w tej chwili, innym razem :)Ty jesteś ciut starsza, mądrzejsza, masz większe doświadczenie i większe szanse. próbuj. może nie będzie ze mną już gadał godzinami tekstami z moich ukochanych piosenek. może nikt nie poruszy we mnie takiej struny, ale to nie znaczy, że nie ma we mnie innych pokładów głębi. a ta żyje innym życiem i kto inny ma do niej dostęp. i to jest jeszcze fajniejsze i lepsze, i... prawdziwsze. oliwka, daj znać co u Ciebie, nie łam się. jestem z Tobą :) wiem, co przechodzisz.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Jestem po prostu sobą_________
Witajcie......... Z ogromną ciekawością Was czytam... Linoskoczku, odważna z Ciebie kobieta. Z drugiej strony masz rację... Okawango angażując swoją miłość w tę przyjaźń tak naprawdę tylko siebie może poranić i skrzywdzić... Może faktycznie tylko jakiś przełom jest teraz odpowiedni?? U mnie jest i podobnie do Okawango i odmiennie. Tzn. chwilami jak czytam, to mam wrażenie, ze bardzo podobnie, a chwilami, ze całkiem inaczej... Cóż..., z pewnością różnicą jest to, że w zasadzie my oboje mamy do zaoferowania jedynie przyjaźń... Okawango pisałaś o "tej nieszczęsnej obrączce" i to mi coś nasunęło....Ostatnio bardzo schudłam... moja obrączka zrobiła się za luźna. Pamiętam jak byłam z nim kiedyś na obiedzie,a on własnie wpatrywał się w nią, aż w końcu powiedział, że ta obrączka obecnie na mojej dłoni wygląda tak, jakbym się pomyliła i założyła obrączkę męża, no coś tam porozmawialiśmy, ja skomentowałam, ze muszę ją zmniejszyć, bo jest za luźna i do różnych prac musze ją zdejmować. On odpowiedział, ze zauwazył, ze ją zdejmuję. Za jakiś czas on znów coś napomknął o mojej obrączce, a ja powiedziałam, ze jeszcze nie zdążyłam jej zwęzić, na co on dość zaskakująco i niby żartem zapytał: aaaaaa może Ty masz ochotę ją zgubić?? Jakoś tam ucięłam wówczas tę pogawędkę... O obrączkach nie ma co rozmyślać. Jest i już. Ja sama angażuję się jakoś w tę relację z moim przyjacielem, ale to poniekąd z moją obrączką nie ma nic wspólnego... pewno byłoby mi trudniej się usprawiedliwiać, gdyby on swojej nie nosił... tak nam jakoś niestety raźniej w grupie.... Podziwiam wszystkich tych odważnych, którzy potrafią się zdobyć na rozmowę, ja jakoś nie umiem.......... U nas z resztą chyba nie ma o czym rozmawiać. Oboje mamy rodziny i o tym wiemy. Jak się widzimy, a widzimy się bardzo często, to on daje mi wyraźne znaki, ze mu zależy, choć sama własnie nie wiem na czym, na moim towarzystwie?? Jak on wyjeżdża, to zachowuje się dziwnie. Zdawkowo się odzywa, tak jakby robił sobie odwyk. Jak ja wówczas zadzwonię w jakiejś sprawie to jest znów bardzo miły i rozmowny i mi dziękuje, że zadzwoniłam. Jak ja gdzieś wyjeżdżam, to się martwi, wtedy jest inaczej. Zachowuje się niespójnie w moim odbiorze, a może ja się na facetach nie znam?? Jak się widzimy w pracy, na codzień, to spędziłby ze mną każdą chwilę, troszczy się, martwi, potrafi czekać na mnie 2 godziny, żeby odprowadzić mnie na przystanek, czy odwieźć, a jak gdzieś wyjeżdża np., to potrafi milczeć dość długo...... Dziwne to wszystko. Linoskoczek napisała, że te przyjaźnie są pokraczne..., chyba niestety tak.... Pozdrawiam..... (odezwę się za tydzień, wczesniej nie mogę)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość oliwia 06
witajcie dziewczyny ! jestem i czytam codziennie co piszecie! okawango , u Ciebie to troche " gorąco " sie zrobiło , ale zgadzam się postaw wszystko na jedna kartę ! linoskoczek!jeszcze zyje , ale jest mi ciężko ! hahha ja sie nie odzywam , a on tez nie , moja sytuacja jest troche podobna to Twojej , tez mialam wrażenie , ze on mnie zna , nawet wiedział dokładnie co chcialam powiedzieć, ja myslę , ze on odczeka jakis czas , bo wie , że pewnie mam do niego żal o to , ze mi nie powiedział o dziecku , odczeka , az sie troche uspokoję , i odezwie sie , zawsze tak robił , jak czasem posprzeczalismy sie , albo było nie hallo , tak potrafilismy sobie czasem cos przykrego powiedziec,dlatego musze zbierać siły , zeby nie dać sie sprowokowac do kontaktu , jest mi ciężko , bo uzalezniłam się od niego emocjonalnie , to prawda, własciwie to juz nie wiem , czy on był przyjacielem , czy tylko udawał przyjaciela , a facet szk ma pewnie rację , ze szukał tylko kochanki , że to wszystko ta " przyjażń " to udawanie z jego strony , kurcze chcialabym sie obudzic i juz nie pamietać o nim , pozdrawiaml

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość SiedzacyZKlawiatura
Witam serdecznie, Nie pisałem chwilę, ponieważ zbierałem siły na ostateczną rozmowę. Wczoraj miałem spotkanie, 5h! przeminęło nam jak 5 min, były łzy......, jej smutek. Strasznie się czuję. Myślałem, że to ja będę miał większy (mam!) problem z rozstaniem (ręce mi drżą jak to piszę). Ona proponowała nie stawiać wszystkiego na ostrzu noża, mówiła, że jestem dla Niej czymś więcej niż przyjacielem, chciała sobie zarezerwować możliwość kontaktu, jak jej będzie źle itd......... Nie skończyliśmy jeszcze do końca rozmowy, jutro cd dalszy i ostateczny finał:( Ja twardo zrealizuję koncepcje zero kontaktów - moim zdanie jedyna opcja. Napiszę później....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość oliwia 06
szacunek dla Ciebie i podziwiam Cie za Twoja postawę!Twoja zona to prawdziwa szczęściara , gratuluję

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kolega z pracy
Siedzący... Opcja zerowa, czyli zero kontaktów też wydaje mi się jedyną szansą na zakończenie tej patowej w sumie sytuacji. Życzę wytrwałości. Powodzenia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witajcie :-) SiedzącyZKlawiaturą, Oliwia - trzymam za Was kciuki, powinniście sprawić sobie teraz jakieś piękne prezenty (wyjechać gdzieś, itp.) - żeby mniej bolało, żeby nagrodzić się za to, ze podjęło się trudną a właściwą decyzję... Dziękuję, Linoskoczku, Jestem po prostu sobą_________, Oliwko. Faktycznie zrobiło się gorąco - w tym sensie, że to niedawne spotkanie było w jakims sensie przełomowe (a dowodem na to jest też fakt, jak mocno zmienił się charakter jego maili i esemesów odtametj pory). Nie będe wchodzi w szczegóły, ale nie mam już wątpliwości co do intensywności jego zainteresowania mną - konkretne działania, gesty i słowa, ale też jego zachowanie, rodzaj wzajemnego zaufania i otwartości pomiędzy nami... Oczywiście, dalej nie wiem, jak silne są jego zasady i opory, czy silniejsza będzie chęć zacieśniania relacji ze mną, czy silniejsze będzie poczucie odpowiedzialności związane z jego sytuacją. Ja na pewno nie będę go prowokować, choć z drugiej strony poddaję się jego prowadzeniu, czy może nawet wychodzę mu naprzeciw. Na razie starm się o tym nie myśleć - on jest daleko, dopiero za miesiąc się zobaczymy, potem znowu wiele tygodni rozłąki... I na razie pewnie będzie pięknie i szczęśliwie, bez wyrzutów sumienia i strachu. Wiosna będzie czasem próby, kiedy pewnie faktycznie - w zależności od jego nastawienia i wyniku mojej walki wewnętrznej - albo trzeba będzie nabrać dystansu, jak najdelikatniej odsunąć się od niego z powrotem w samotność (ale jak? boli już na samą myśl :-( ...), albo pójść va banque (i zachować się podle i egoistycznie w walce o brudne czyjąś krzywdą szczęście :-( ...) Pozdrawiam Was wszystkich i wszystkie, trzymam kciuki za Was

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość oliwia 06
okawango , to teraz będziesz miała troche czasu , zeby to sobie wszystko przemyśleć i poukładać ! dzieki za słowa otuchy , faktycznie jest mi ciężko , ale daje radę, właściwie to chyba sprawie sobie jakis prezent ! tak masz rację tak jakos mam ochotę po prostu zamknąc ten rozdział w swoim zyciu - a znakiem tego bedzie to , ze zmienie fryzurę i przefarbuje włosy hahhhaha!cieszę sie , bo w małżeństwie nam zaczęło sie lepiej układać , to też daje mi siłę , to na skutek rozmów z moim mężem i uświadamiania czego w związku mi brakuje i co powinniśmy zmienić , powinno być juz lepiej , pozdrawiam wszystkich !

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
hej wszystkim! przede wszystkim chcę pogratulować Wam, że podejmujecie trudy i wysiłki, żeby wybrnąć z tych trudnych przyjaźni. Wszystkich walczących z opcją "zero kontaktu" gorąco pozdrawiam i jak mantrę powtarzam, że po pewnym czasie znajduje się ulgę w tak podjętej decyzji i wolność. :) Tak naprawdę, trzeba coś robić. Ja straciłam sporo czasu czekając. Chociaż nie żałuję, bo gdyby nie to, nie byłabym tu, gdzie jestem dziś. Tyle że gdybym nie dostała takiej nagrody od losu, to pewnie plułabym w brodę i przeklinała, że tyle czasu na przyjaźń z frajerem straciłam. :) Sciskam wszystkich!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość SiedzacyZKlawiatura
Witam wszystkich, Koniec, W sumie trzy spotkania finałowe. 2 lata "przyjaźni". Łzy. Wiele ciepłych słów na koniec. Bardzo ciepłych z Jej strony. Łzy. Ale też zrozumienie sytuacji, Jej i mojej. Jej rozpacz za kierownicą, kiedy odjeżdżała :) Podwójnie mi ciężko, ja to ja, ale Ona - nie przypuszczałem, że to będzie dla Niej taki cios. Martwię się o Nią :( Będę zawsze miał Ją w sercu (stety/niestety), postaram się przysypywać ten żar z czasem, ale on będzie się tlił:( Jak się okazuje to był ostatni moment, kiedy Ona była już na pograniczu "przyjaźni" i ....., Powiedziałem Jej, że od miłości to ja powinienem mieć żonę, a od "przyjacielskich" rad i pogaduch to powinna mieć swojego nowego partnera - łatwo się mówi, ale czuje się co innego:( Jeżeli dalej by tak trwało, to skrzywdziliśmy by najbliższych a w rezultacie siebie - tego jetem pewien. Teraz biorę się za rożne projekty rodzinne, rzucam się w wir zajęć dodatkowych. Dobrze radzicie okawango, oliwio, linoskoczku -trzeba coś robić, od stania w miejscu to są słupy:) Bardzo dziękuję oliwia, okawango, linoskoczku, kolego za słowa wsparcia. Szczególne podziękowania dla Olivia, która jak myślę jest w podobnej sytuacji co ja. Twoje Olivia zaangażowanie było/jest pewnie na pograniczu "już nie przyjaciel, a jeszcze nie miłość". Podobnie jest/było jak się okazało z moją "przyjaciółką". Olivia, trzymaj się dzielnie, jesteś bardzo mądrą kobietą, twój mąż wygrał Cię na loterii :), tak jak piszesz spróbuj przekuć Swoją "dodatkową energię" w związek, będziesz miała chociaż dodatkową satysfakcję. Okawango, bardzo nie chcę oceniać Twojego zachowania, to są Twoje uczucia i nic nikomu do tego, jak tego nie przeżył, jak wcześniej zaznaczyła olivia:) Jedno, co mogę zasugerować to może podejść to sprawy analitycznie. Zapytaj się siebie, czego oczekujesz: 1. Tylko spotkań jak dotychczas - jak długo myślisz to może trwać? 2. Bycie jego kochanką - biorąc pod uwagę wszystkie konsekwencje? 3. Stworzenie z nim nowego związku I krótko, jak wybierzesz wariant - zapytaj się wprost jego - czego on oczekuje od ciebie. Nie musisz kombinować piąte/przez dziesiąte - faceci są mniej skomplikowani (tu odpowiedź dla Jestem po prostu sobą_____) niż kobiety i wręcz wolą "kawę na ławę". I tu jedna uwaga może dla wszystkich, jeżeli facet przystawiony przez kobietę do muru mów, że zobaczmy, nie jest gotowy, potrzebuje czasu itp - to jego odpowiedź brzmi NIE i tyle. Okawango, weź też pod uwagę, to co mówi linoskoczek apropo czasu, bo on :( upływa.... Pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość oliwia 06
witajcie dziewczyny i chłopaki ! linoskoczek , u mnie to juz ponad miesiąć " zero kontaktu " jak ten czas szybko leci hahhaa!różnie to bywa , czasem czuję sie , jakby mi ktoś zdjął wielki ciężar , a czasem mam ... chwile zwatpienia , zwłaszcza jak mam jakies problemy , ze łapię sie na tym i myślę " co on by mi doradził w takiej sytuacji " ale trwam w swoim postanowieniu , bo jesli sie powiedziało" a" to trzeba tez powiedziec" b "po za tym to jestesmy na etapie umacniania naszego 10 letniego małżeństwa , mój mąż to dobry człowiek , tylko w którymś momencie pogubiliśmy sie po prostu , a do szczęścia zaden " przyjaciel " nie jest mi potrzebny , pozdrawaim a co u chłopaków słychac ?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×