Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość baśka_rada

choroba męża a seks

Polecane posty

Gość do baśka_rada
niclas chciałabym z Tobą podyskutować. Zgadzam się co do oceny baśki w kontekście tych dwóch lat walki o wspólną przyszłość. Jej postawa w tym okresie jest rzeczywiście godna podziwu. Ale uświadomiła sobie, że przegrała. W imię czego ma dalej tkwić w tym związku? Przysięga małżeńska? (w zdrowiu i w chorobie...że Cię nie opuszczę aż do śmierci?). Przecież nie można jej traktować wybiórczo. Złamała ją. Ale ważne są pozory. Nikt o tym nie wie, no oprócz wrednej przyjaciółki, która może to rozgadać i zburzyć jej obraz "świętej" i poświęcającej się. A przecież ona nie nadaje się na świętą. I szuka czegoś poza domem. Twierdzi, że tylko seksu. Ale to nie jest prawda. Ona szuka faceta, który da jej radość z tego bycia razem ale równocześnie u którego taką samą radość zobaczy. ONA SZUKA MIŁOŚCI (chociaż nie chce się do tego sama przed sobą przyznać). Między nią a jej mężem istnieje silny związek (może jest to jeszcze miłość; chociaż w stanie szczątkowym). Na pewno istnieje też przyjaźń. I w imię zachowania tej przyjaźni powinna od niego odejść zanim się znienawidzą.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość do baśka_rada
niclas zadajesz baśce pytanie "czy dla niej jej mąż jest facetem, czy nie? " Przecież ona już jednoznacznie na nie odpowiedziała. Piszesz dalej "Ja ją doskonale rozumiem, że wyklucza odejście." I jak to interpretujesz? - "poczucie obowiązku jej na to nie pozwala". Ten "obowiązek" już wypełniła przez 2 lata. Przecież wyprowadziła go z wielkiego doła, zaczął normalnie funkcjonować, znalazł sobie nową pasję (i jednoznacznie odciął się od poprzedniej (baśki)). Baśka dzisiaj dla niego jest już tylko przyjacielem. Ale w przyjaźni jesteśmy tak samo zaborczy jak w miłości. I bardzo boli "zdrada". Możemy się oszukiwać, że spotkania baśki z innym facetem są czysto mechanicznym zaspokajaniem popędu seksualnego ale przecież istnieje coś co powoduje, że właśnie z tym facetem się spotyka (przecież nie wpada do burdelu gdzie nie ma znaczenia z kim byle było dobrze - chociaż ona tej wersji się trzyma). Czyż może sprawiać Ci radość, że jakiejś prostytutce jest Ci z Tobą dobrze? Piszesz także o miłości, ale na ten temat już się wypowiadałam. Między nimi nie ma już miłości. Czy może ją zastąpić przyzwyczajenie? Może i tak, gdyby baśka była co najmniej dwa razy starsza. Piszesz dalej "Nie zawsze sytuacje jednoznaczne są najlepsze". I na pewno masz rację. Ale może to dotyczyć jakichś jednorazowych wyskoków a nie podwójnego życia. Jedno dla ludzi drugie tylko dla mnie. I piszesz "Ten trochę zakłamany układ z kochankiem z doskoku jest może jednak bezpieczniejszy dla wszystkich". Wg mnie "piękna katastrofa" już się zaczęła. Co znaczy "trochę zakłamany"? Czy nie to samo co "być częściowo w ciąży"?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
do damian82 - po prostu jestem emocjonalnie i psychicznie dojrzała, a ty i w wieku 60 lat nie bedziesz. do do baska rada- nie nie przesadziłam. Kobiet, które mają problemy z męzem po wypadku jest niewiele, takich , które mają problemy z mężami bo nie wiadomo dlaczego - całe masy. A empatia to ZALETA a nie wada - polecam!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość hr. Rozpór- Walicipski
ogólnie rzecz biorąc, to facetów bez jaj, jest bez liku i zjawisko nader częste. Bez fiuta, mogą być ogólnie kobiety, choć zdarzają się z fiutami, np shemale. Autorka powinna to dziwadło pokazywać w cyrku i trzepać kasiorkę, a nie popadać w melacholę i depresję.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość do baśka_rada
agbr - odbierasz mi prawo do wypowiadania się na tym forum twierdząc, że "NIE POWINNY SIE WYPOWIADAĆ osoby, które tego nie przezyły". W obronie tego prawa napisałam delikatnie, że trochę przesadziłaś. Twierdzisz, że nie przesadziłaś równocześnie przyznając mi rację co do tego, że "Kobiet, które mają problemy z męzem po wypadku jest niewiele". Dalej piszesz "takich , które mają problemy z mężami bo nie wiadomo dlaczego - całe masy" - nie wiem czemu te słowa skierowałaś do mnie i jaki mają związek z tym co pisałam. Nie rozumiem czemu też do mnie kierujesz tą "oczywistą oczywistość", że "empatia to ZALETA a nie wada". Masz inne niż moje zdanie co do oceny sytuacji baśki, polemizuj odnosząc się do konkretów.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość do baśka_rada
Jeszcze raz do agbr - "sytuaja nalezy do takich, o ktorych NIE POWINNY SIE WYPOWIADAĆ osoby, które tego nie przezyły", "Żadna z Was tego nie przezyła, więc nie macie się prawa wypowiadać". Przybliż mi proszę motywy Twoich wypowiedzi na tym forum.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
do do Baśki-rady Zdaję sobie sprawę, że to, co napisałem trąca, jest w istocie, relatywizmem. Ale trzeba się odnosić do konkretnej sytuacji. Ta jest skomplikowana. Jeżeli postawiłem pytanie, czy Baśka uważa męża dalej za faceta, to było ono retoryczne, z dedykacją dla mędrców od trzeciej płci. To pytanie jest jednak bardzo ważne. Bo mąż Baśki to normalny facet, okaleczony bardzo, także psychicznie, ale w sensie tożsamości ten sam człowiek, co przedtem, choć psychicznie przygaszony i trochę zmieniony. Nie doceniasz tego, że oni w związku przeszli coś razem, dramat, który jest zrozumiały tylko dla nich, coś, co ich łączy na zasadzie wspólnoty losu. I jest między nimi miłość, pomimo że seks jest niemożliwy. Radzisz Baśce, żeby odeszła. Gdyby tak zrobiła, to myślisz, że umiałaby uwolnić się od myśli, co on teraz robi, czy sobie poradzi, pomijając już to, że gość w sensie intelektualnym jest jej bliski, mają swój kod, że ona zwyczajnie tez go potrzebuje. Myślę, że to jest miłość na zasadzie "mój", "moja", "właśnie ten". Moim zdaniem wyczyszczenie sytuacji przez decyzję jednoznaczną (rozstanie) byłoby dopiero katastrofą. To trochę tak, jak byś przyjaciółce, którą mąż zaczął zdradzać, doradziła "wywal skurwiela", nie bacząc, że mają trójkę dzieci, które zostaną bez ojca. Może to nie najlepszy przykład. Chodzi mi w każdym razie o to, że dla Baśki status quo jest najlepsze, pomimo oszustwa, zdrady. Ja ją rozumiem, też bez seksu nie umiem żyć. Ona jest mu wierna "na całe życie", bo wyklucza odejście. Wiem, to znowu relatywizm. Ale co to jest wierność, wytrwać do końca, choć ułomnie i idąc na kompromisy, czy odejść w imię odrzucenia brudnych kompromisów? Co tak naprawdę jest łatwiejsze?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
do do baska rada - masz rację o emaptii to nie do Ciebie, zwłaszcza, że bardzo mądrze sie tu wypowiadasz. Autorka całego życia w takiej sytuacji nie przeżyje - wszak kochanek na całe życie raczej sie nie zdarza. a jeżeli sie zakocha w młodej, pewnie niebrzydkiej kobiecie? Życie jest nieprzewidywalne. A motywy - tylko taki, że ja sobie życia bez seksu nie wyobrażam. Miałam przez 10 lat partnera, z którym kochałam sie prawie codziennie. Było to czasami męczące, ale wolałam tak, niż za rzadko. Z moi mężem na początku miałam niedosyt, teraz już wypracowaliśmy kompromis i jest bardzo dobrze, ale gdybym miała za mało, to miesiąc, dwa trzy bym wytrzymała, no może rok, a potem to nie wiem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość do baśka_rada
niclas to co piszesz jest głęboko mądre. Nie wiem czy czytałeś moją historię; to moje życie dało mi legitymację do wypowiadania się w "tym temacie". Historia ze zrozumiałych względów jest bardzo skrótowo przedstawiona (powierzchownie, bez roztrząsania moich rozterek). Odnośnie baśki i jej męża piszesz "Nie doceniasz tego, że oni w związku przeszli coś razem". Nie wiem ile czasu są razem. Ja byłam ponad 8 lat. I przeżyliśmy dużo pięknych ale i trudnych chwil. I trwaliśmy razem "przeciw całemy światu". A ŚWIAT był przeciwko nam. Związek nie był formalny, on był starszy o ponad 20 lat. Ale było cudownie i żadne złe języki nie mogły tego zniszczyć. Pisałam już, że "sex zaczął być coraz rzadszy i coraz mniej mnie satysfakcjonujący. Ale były bardzo silne więzi emocjonalne i ta drobna niedoskonałość nie zakłócała naszego szczęścia." My się kochaliśmy. I nie interesowali mnie inni mężczyźni. I nawet ten sympatyczny chłopak delikatnie mnie adorujący nie wywoływał we mnie żadnych szczególnych emocji (nie brakowało mi seksu bo miałam piękną miłość). Ale z perspektywy czasu oceniam to jako nieprzyznawanie się przed samą sobą do tego, że mój (dziś powiem ułomny) związek nie dawał mi pełni szczęścia. Stąd "pocieszenie" z chłopakiem, które, dziś tego jestem pewna, było sygnałem początku końca tamtej miłości. Chyba się tego przestraszyłam i rzuciłam chłopaka. Ale "przypadek", który opisywałam spowodował trzeźwe spojrzenie w przyszłość. Jeżeli już mi nie wystarcza mój partner (pomimo, że jest taki wspaniały i pomimo tego, że go kocham) to znaczy, że coś z tą naszą miłością jest nie tak. To już nie może być prawdziwa miłość, to tylko silne emocje związane ze wspólną wieloletnią przeszłością, odpowiedzialność i uleganie pewnego rodzaju "szantażowi emocjonalnemu". Dałam sobie szansę na nową prawdziwą miłość. Ja miałam szczęście. Życzę tego szczęścia baśce. A jej mąż? Cóż da sobie radę bez niej. Mój też mnie "szantażował" jakimiś "zawałami" itp. ale przeżył. Próbowałam zachować z nim przyjaźń ale ją odrzucił. Pozostały nam piękne wspomnienia. A ja kocham i jestem kochana. Zamknęłam tamten rozdział. Miałam to szczęście, że ten nowy jest wspaniały. Baśka, jesteś taka młoda. Nie odbieraj sobie szansy na wspaniałe szczęśliwe życie. Bo i tak każdy dzień, miesiąc czy rok będzie coraz bardziej niszczył i Ciebie i Twojego męża.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Do do Baśki_rady, ale wszystko zależy od tego, co sobie stawiasz za cel, własne maksymalne szczęście, choćby za cenę zerwania związku, czy osiągnięcie szczęścia, na ile to możliwe, w ramach wytrwania w związku, w którym jesteś. Przecież Baśka jest świadoma, czego jej brakuje, że to wszystko niedoskonałe. Ona wie, na czym stoi, że w tym związku na to a na to nie może liczyć.To jest jednak trochę inna sytuacja, niż z Twoim "dziadeczkiem", który mówiąc brutalnie stopniowo zaczął się sypać. Tu, co się miało posypać, już się posypało. A Baśka, tak to przynajmniej rozumiem, za cel postawiła sobie utrzymanie tego związku, z faktem jego utrzymania, ale i z osobą męża, utożsamiła własne szczęście. Tu seks na boku, choć wiadomo jakie emocjonalne zagrożenia niesie, ma być środkiem do wytrwania. A cena tego środka jest wysoka oczywiście, zakłamanie, zdrada, oszustwo, wszelki relatywizm moralny.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość do baśka_rada
jeszcze do Ciebie niclas "Ale co to jest wierność, wytrwać do końca, choć ułomnie i idąc na kompromisy, czy odejść w imię odrzucenia brudnych kompromisów? Co tak naprawdę jest łatwiejsze?" Zdecydowanie łatwiej jest wytrwać. Zwłaszcza jeżeli to wytrwanie jest ułomne i z brudnymi kompromisami. A gdzie uczciwość i szacunek do samej siebie?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość do baśka_rada
niclas - "A Baśka, tak to przynajmniej rozumiem, za cel postawiła sobie utrzymanie tego związku". Ja też tak to zrozumiałam. Walczyła 2 lata. Ale sama nie dała rady. "Bo największy jest ambaras...."

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość do baśka_rada
Może to zabrzmi brutalnie, bo przecież wszyscy, tak normalnie, po ludzku, współczujemy mężowi baśki, ale on jest zakochany w sobie (zapewne z wzajemnością a więc szczęśliwie). I nie mogli tego zmienić ani lekarze, ani baśka. Baśka, kolejny raz apeluję do Ciebie: NIE DRĘCZ GO WIĘCEJ SWOIM WSPÓŁCZUCIEM.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
A czy uczciwość i szacunek do samej siebie pozwoliłyby Baśce spojrzeć w lustro, gdyby odeszła? Ona moim zdaniem wybiera mniejsze zło, wiedząc doskonale, że zła nie unika, lecz w nie trochę wchodzi. Poza tym to nie jest tak, jak sugerujesz, że mąż Baśki się nie stara. Pisała przecież, że okazuje jej, że mu na niej zależy. Zamknął się na seks, wszelką wzajemną cielesność. Rozumiem go. To dla niego za trudne albo za wcześnie, żeby próbować się zmierzyć z resztkami własnej seksualności. Jeżeli osiągnął stabilizację psychiczną, także dzięki zamknięciu się na seks, to wielki sukces. Baśka to świetnie rozumie i jest tu tolerancyjna, i to chyba z miłości właśnie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość do baśka_rada
niclas "A czy uczciwość i szacunek do samej siebie pozwoliłyby Baśce spojrzeć w lustro, gdyby odeszła?" Tak uważam. Po pierwsze dlatego, że nie kocha, a po drugie dlatego, że nie jest kochana. Gdyby było inaczej to nie szukałaby ciepła w ramionach innego faceta.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ale Baśka twierdzi coś wręcz przeciwnego, że kocha i jest kochana. Możesz oczywiście udowadniać, że okłamuje samą siebie. Ja jednak z cudzych myśli lepiej, niż ich autorzy, czytać nie potrafię.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość baśka_rada
Czytam Wasze wypowiedzi i czuje sie troche jakbym podsłuchała jakąs rozmowę na moj temat. Zaczne najpierw od kwestii dzieci. na razie staram się nie myslec o byciu mamą, bo wiem, że posiadanie dziecka z własnym mężem, naszego wspólnego małego szczęścia jest fizycznie nie możliwe. Owszem adopcja wchodzi w grę, ale po tych wszystkich przezyciach, po husrtawce jego nastrojów, to nie najlepszy czas na planowanie powiekszenia rodziny. Druga sprawa, to staz bycia razem z mężem- 7 lat (ponad 5 lat po slubie) , od ok 1,5 roku jest kochanek. jeden i ten sam. Miłość. Dla kogos kochaniem jest upodobanie seksu, dla innych platoniczne spotkania, kiedy indziej długotrwała przyjażn... Rozne sa milosci, roznie pojmowane pojecie, ale zawsze cechuje ja zyczliwosc , dobro, poswiecenie, cierpliwosc, w przypadku partnerow także pożadanie. Wiele bym dala aby do tej sytuacji sprzed kilku lat wogole nie doszlo. Ale nikt i nic juz tego nie zmieni. Ja nie chce zostawiac mojego meza, on nie chce abym odeszla. Cały czas to podkreslam i nie zmienie zdania. Nikt mi nie da gwarancji, ze nawet nowy zupelnie zwiazek nie sypnie sie po jakims czasie. Niejedna kobiete szlag by trafil sluchajc placzu swojego silnego dotad mezczyzny. Serce mi sie kroilo, ale to ja musialam byc silna za nas dwoje. Wtedy moglabym to rzucic. Ale teraz, kiedy , kazda chcwila przy nim i wtedy i teraz jest naszym wspolnym bogactwem. Na wszystko trzbea czasu. Moj maz juz nigdy nie bedzie taki jak przed wypadkiem, ale i mnie zmienila nasza sytuacja. Nie jest źle, naprawdę. Nie wiedzialam radzac sie w sprawie kolezanki, ze takie zainteresowanie wzbudzi nasz historia. Teraz to nawet ciesze sie ze wczesniej nie wpadlam na pomysl zwierzenia sie na takim forum, bo moglabym oslabiona czesto izmeczona ulec jakims sugestiom i przerwc nasza wspolna walke. Teraz na szczescie jestem silna i asertywna i nie poslucham rad w stylu zostaw i odejsc. To nie tylko poswiecenie, to milosc. I moj maz nie jest zapotrzony tylko w siebie. Wypadek zlamal mu charakter, przeinaczył cale zycie. Mysle ze chyba nawet poradzilby sobie z moim odjesciem i mozliwe ze nic by sobie tam nie wykombinowal w celu szyszego zejscia z tego swiata, ale po co przerywac cos co nam obu daje zadowolenie. Tylko ten seks... To jest faktycznie problem. Kochanek moze oczywiscie odejsc. Ale poki co nic sie na to nie zapowiada i mysle ze jeszcze troche to potrwa. co bedzie potem ... nikt tego nie wie, a jak widac niczego nie da sie tak do konca zaplanowac. Czasem pojawiaja sie przeszkody, ktorych pokonac czy obejsc sie po prostu nie da. Dzeikuje wszystkim za zaangazowanie, ale ja dam sobie rade. Pozdrwawiam wszystkich bardzo serdecznie, nawet tych ktorzy maj odmienne spojrzenie ode mnie na nasz zwiazek.:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość miła jak zawsze
do baśka_rada ,,miła jak zawsze - przepraszam za przypisanie Ci słów lamka2. Nie zauważyłam gdzie kończy się cytat a zaczyna Twoja wypowiedź. "To nie lepiej odejść do innego??? Postaw się w jego sytuacji chciałabyś aby twój mąż umawiał się na seks będąc z toba w związku bo ty nie możesz? Wątpię" - ale to są Twoje słowa? Zgadzam się całkowicie.'' tak to moje słowa.Wiem miałaś prawo się pomylić bo nie zaznaczyłam cytatu cudzysłowiem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Andrzejxxx
Po przeczytaniu tego tematu wiem już na pewno że nigdy nie chce mieć żony. Od tej pory będę traktował kobiety tylko jako obiekt seksualny. Wy nie macie w ogóle rozumu, o dojrzałości, honorze, uczciwości nie wspominając. Boże, dlaczego nie urodziłem się gejem. A ta wypowiedź agbr że ejst po prostu dojrzała, to już jest 100 metrów poniżej dna.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość do baśka_rada
niclas - "Baśka twierdzi ....... że kocha " Ja oceniam sytuację po czynach a nie po słowach. Ale trzymajmy się słów. Piękne słowo MIŁOŚĆ. Ale tak trudno ją zdefiniować. Związek dwojga ludzi wymaga kompromisów. Miłość jest bezkompromisowa. Nie wszyscy tak uważają. Niektórzy "robią sobie wolne" od tej miłości. Taki urlopik. Kiedy on się zaczyna a kiedy kończy? Czy kiedy baśka zaczyna się szykować na spotkanie z kochankiem (patrząc równocześnie z miłością na krzątającego się po domu męża) to już jest na urlopie czy dopiero wtedy kiedy się do swojego ("od ok 1,5 roku") kochanka przytuli. Czy ten urlop kończy się kiedy spełniona i szczęśliwa bo zobaczyła "w oczach łożkowego partnera ... zadowolenie i usmiech" leży wtulona w niego? "Robimy swoje, czasem pogadamy i kazdy wraca do swojego zycia, do obowiazkow" Czy nie zabrzmi fałszywie jeżeli słowo "OBOWIĄZEK" zastąpimy słowem "MIŁOŚĆ"? Czy po urlopiku rzeczywiście wraca do MIŁOŚCI?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość do baśka_rada
baśka_rada - "Nikt mi nie da gwarancji, ze nawet nowy zupelnie zwiazek nie sypnie sie po jakims czasie" Gdybyś miała taką gwarancję to nie miałabyś problemu? "Teraz na szczescie jestem silna i asertywna i nie poslucham rad w stylu zostaw i odejsc" - ani też żadnych innych. Przecież założyłaś ten topik bo "Zwierzyłam się ..... mojej najlepszej przyjaciółce, takiej ze stażem w przyjaźni ponad dwudziestoletnim ......i ta odwróćiła się ode mnie uważając mnie za dziwkę i puszczalską." Czy nadanie temu topikowi tytułu "choroba męża a seks" zamiast np "Zawodłam się na przyjaciółce" nie było zamierzone?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość obrzydliweeeee
obrzydliwe. ciche przyzwolenie, nie ma czegoś takiego. "robimy co swoje"...rżniesz się z jakims facetem jak z wibratorem...więc nie rozumiem, na jedno wychodzi. ta sytuacja oddala CIe tylko od męża, nie zbliża.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
bardzo ciezko uwierzyc, ze to nie prowokacja, zwlaszcza po tekstach w stylu: Teraz to nawet ciesze sie ze wczesniej nie wpadlam na pomysl zwierzenia sie na takim forum, bo moglabym oslabiona czesto izmeczona ulec jakims sugestiom i przerwc nasza wspolna walke. Teraz na szczescie jestem silna i asertywna i nie poslucham rad w stylu zostaw i odejsc. To nie tylko poswiecenie, to milosc.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
baśka rada - a ja, choć nie przeżyłam tego samego jakoś Cię rozumiem. Można to nazwać relatywizmem moralnym, albo jak kto chce, ale tak uważam. Mi też jakoś byłoby głupio odejść od męża, bo jest impotentem nie z własnej woli.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość choroba żony a seks
Poczytałem sobie trochę i zdecydowałem się wtrącić swoje trzy grosze. Kilka lat po ślubie miałem wypadek. Nic mi nie urwało, ale przez dłuzszy czas byłem unieruchomiony. A zona ze wspaniałej kochanki zmieniła się we wspaniałą pielęgniarkę. I zapłaciła za to swoją chorobą (skutek gwałtownego odstawienia tabletek antykoncepcyjnych). Ja wróciłem do formy, ona nie. Bardzo mi brakowało seksu, byłem wyposzczony i jak już nie dawałem rady to sam sobie robiłem dobrze. Lata mijały, hormony małżonki się unormowały ale nie powróciła ochota na seks. Było ciężko, brakowało mi tego i zacząłem sobie wmawiać, że żona przestała mnie kochać. Gdyby było inaczej starałaby się czasem przemóc swą niechęć i rzucić jakiś ochłap. Ale czy rzeczywiście miałem prawo wymagać tego od niej. Pozostawało to co zastosowała autorka postu. Ale jakoś nigdy nie podjąłem żadnych konkretnych kroków, wręcz uciekałem przed nadarzającymi się okazjami. Dam radę. Przecież kocham żonę. I to by było na tyle.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość do baśka_rada
agbr - "jakoś byłoby głupio odejść od męża, bo jest impotentem" - też tak uważam, to żaden powód jeżeli się kocha. Ja nie napisałam: odejdź od męża, bo nie chce czy nie może. Ja pisałam, że baśka go już nie kocha i dlatego powinna odejść. Przecież zjej strony to nie był jednorazowy wyskok, po którym uświadomiła sobie, że mąż jest jednak najważniejszy i dała sobie spokój z kochankiem (czyż w tym słowie nie ma przekory).

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ja zgadzam sie tylko z jedna
wypowiedzia!Ciche przyzwolenie Ciche przyzwolenie.czyli takie nie wypowiedziane jasno i wprost, nie przedyskutowane, takie ...domniemane tylko, albo powstałe tylko w Twojej wyobraźni. Nie wierzę w to, jest to dla mnie, jako dla mężczyzny, nie do wyobrażenia. Bo pozwolenie kojarzy mi sie ze zgoda na coś, z akceptacja czegoś. Ze zgoda autentyczną, nie wymuszoną jakakolwiek sytuacja, czy szantażem. Nie wyobrażam sobie, by mężczyzna kochający swoją żonę, bez bólu pogodził się z myśla, że jego żonę pieprzy jakiś obcy facet. Świadomie używam słowa "pieprzy", bo sama piszesz, że to tylko sex zaspokajający Twoje fizyczne potrzeby, sex bez "uczuć wyższych" To chyba jedna z najbardziej upokarzających mężczyznę sytuacji, upokarzająca o tyle jeszcze bardziej, że on sam już normalnego sexu, nawet jeśli by chciał, uprawiać nie może. Nie wierzę w to "ciche przyzwolenie" To bzdura, którą stawiasz na szczycie piramidy innych bzdur, by dla siebie samej znaleźć usprawiedliwienie. Nawet, jeśli by Ci powiedział to głośno, to nie byłaby to prawda. Twój mąż jest w sytuacji przymusowej, szantażowany tym, co się wydarzyło, szantażowany swoim stanem zdrowia, swoimi "niemożnościami" i szantażowany swoimi własnymi myślami, co może być dalej. Napiszę coś brutalnie i wprost - kobiecie do przeżycia orgazmu wcale nie jest potrzebny i niezbędny męski kutas i to kutas obcego faceta. Jest sporo innych możliwości zaspokojenia potrzeb seksualnych, uzyskania satysfakcjonującej przyjemności i odprężenia i wszyscy o tym wiemy. Jeśli byś naprawdę kochała swego męża, to by tego topiku nie było.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Jeśli byś naprawdę kochała swego męża, to by tego topiku nie było. no chyba, ze jest to zwykla prowokacja jak pisalem wczesniej naprawde warto zobaczyc film "przelamujac fale", jasne, ze w przypadku zezwolenia ze strony partnera o zdradzie mowic nie sposob, ale rysy na psychice u obojga stron musza byc niewyobrazalne

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość do baśka_rada
obrzydliweeeee "rżniesz się z ...... wibratorem... ta sytuacja oddala CIe tylko od męża, nie zbliża" Trochę zmanipulowałam Twoją wypowiedź usuwając pewne fragmenty. Ale to nie wibrator oddala baśkę od męża.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×