Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

budząc się

Bóg jest lepszy od LSD

Polecane posty

umysl to dusza a dusza to swiadomosc, swiadomosc jest nieskonczona i wypelnia caly bezmiar poprostu wszystko, my na skutek stworzenia swojego ja odzdielilismy sie od calosci i tworzymy projekcje swiata na swoj sposob to jest iluzja ktora jest przyczyna naszych zmartwien i cierpienia. Kolego autorze nie pisz ze nie ma to powiazania z religia bo ma i lepej nazywaj rzeczy po imieniu bo mozesz narobic duzo szkod, powiem ze do praktyki takich rzeczy trzeba miec schronienie i lepeij byc pod opieka kogos kto ten stan urzeczywistnil bo mozna wyladowac w psychiatryku, ta droga jest bardzo delikatna a umysl jest bardzo wrazliwy wiec trzeba rozumiec co sie z soba robi i miec w tym wsparcie. Ale jak najbardziej potwierdzam jest to sens naszego zycia wiec pytajcie, probujcie, doswiadczajcie i nie wierzcie w slepo jesli wam cos nie odpowiada.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość AaAaAtak
kisior => Ty próbowałeś wielu dróg do poznania swojej duszy? -- Napisz coś o tym więcej

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
droga jest jedna, sa rozne techniki do urzeczywistnienia zalezne od stanu wgladu waszej swiadomosci, to jak podroz z Warszawy do Berlina mozna isc na piechote jechac rowerem samochodem lub poleciec samolotem to zalezy od was jak szybko tam dotrzecie ogolnie temat zostawiam autorowi bo fajnie pisze i mam nadzieje ze wyjawi ta tajemnice kto go zainspirowal bo takich spraw nie nalezy ukrywac i nie nalezy bac sie odmiennosci religii czy poglodow wkoncu mamy XXI wiek i juz za to nie pala na stosie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość AaAaAtak
kisior => Mnie konkretnie chodziło o to jakią Ty stosowałeś technikę i czy była to droga 'kościoła religii chrześcijańskiej'.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość grazynaa...
/umysl to dusza a dusza to swiadomosc, swiadomosc jest nieskonczona / tego nie bardzo rozumiem, umysl kojarze z analizowaniem itp czyli ego?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Urodzony pod złą gwiazdą
😭💤

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość pech to masakra
:O🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dzień dobry :) Grazynaa..Tak, uważam, że rozum jest ważny. Skoro świat jest pewną "umysłową grą", mającą zaprzeczyć Bogu, czy nieskończoności, to poprzez rozum można zobaczyć tę grę. Pewnie łatwiej byłoby od razu wrócić do Boga przez całkowitą miłość, ale - tak mi się wydaje - bardzo trudno chyba, nie wiem czy w ogóle możliwe, byłoby dokonanie od razu przeskoku w całkowitą miłość, bez zrozumienia tego, co dzieje się w naszym świecie. Najpierw musiałem, tak było w moim przypadku, zrozumieć dlaczego widzę pewne rzeczy i je czynię, np. "zło", by móc iść dalej. Dla mnie rozum jest więc bardzo ważny w drodze do Boga. Trochę pogubiłem się w podziale na umysł, rozum, duszę, sumienie, ale rozumiem, chyba, o co Ci chodzi. Przyzwyczaiłem się do nazw, pojęć: głos ego i głos Boga. To szczegół techniczny, ale dla wygody (swojej?), będę posługiwał się tym rozróżnieniem. W świadomości słyszę te dwa głosy. Głos ego to oczywiście mój własny głos, głos by być wyjątkowym, lepszym, oddzielnym, nieprzebaczającym, by być na "moich własnych" zasadach, co zawsze prowadziło mnie i może prowadzić tylko do nieszczęścia, nawet jeśli droga wiedzie przez chwilowe przyjemności, czy satysfakcję. Głos Boga, to oczywiście głos Boga (ale także, na początku to zabrzmi może niedobrze, mój własny głos. Bo przecież nie wracamy do Boga by zaprzeczyć sobie. Jesteśmy miłującymi, doskonale dobrymi istotami. W takim razie, jako Dzieci Boże, myślimy w Rzeczywistości, którą schowaliśmy przed sobą, to co myśli Bóg i tak jak On myśli. To głos ego, fałszywy głos, nie jest naszym prawdziwym głosem).To tyle wstępu. Jak odróżnić te dwa glosy? To jest jedno z najlepszych pytań jakie można zadać. Dla mnie bardzo ważna była i jest obserwacja umysłu. Dzięki niej zobaczyłem do jakich konsekwencji prowadzą określone myśli, określone sposoby reagowania. Przy niektórych rzeczach musiałem doświadczyć porażki tysięcy razy, by w końcu jasno zobaczyć, że to jest tylko i wyłącznie głos ego. Przykład. Wydawało mi się, że rozumiem pewne zachowania i reakcje bliskich osób. Np. zachowania, które odbierałem jako raniące mnie. Uważałem, że jeśli wyjaśnię danej osobie jej błąd, to ta osoba go zrozumie. Uważałem, że kieruję się wyłącznie szlachetnymi pobudkami, że moim celem jest poprawienie naszej relacji i uczynienie życia lepszym dla tej osoby, że bez tego "błędu" będzie szczęśliwsza i relacja będzie lepsza. Taka postawa zawsze prowadziła do konfliktu i cierpienia, bez względu na to, jak bardzo starałem się być delikatny i staranny w wyjaśnieniach. Guzik. To było ego. To ego chciało pouczać i stawiać się w pozycji wiedzącego lepiej. Gdy w danej kwestii porzucałem taką postawę, przestałem dawać sobie prawo do oceny i starałem się tylko akceptować, nie patrząc na ów rzekomy błąd, to "błąd" zaczął znikać i relacja zaczęła poprawiać się "sama". (oczywiście to działo się w pewnym kontekście, w niektórych sytuacjach to by nie działało, np. przemocy fizycznej) Taka obserwacja umysłu i doświadczenie doprowadziły mnie do zrozumienia bardziej ogólnego prawa. To prawo słyszałem jako słowa do mnie mówione, ale słabo albo w ogóle go nie stosowałem (czyli w istocie nie rozumiałem go). Chodzi o to, że odczuwanie pokoju jest znakiem podążania właściwą drogą. Dzisiaj staram się bardzo mocno to widzieć, choć mam jeszcze wpadki. Jeśli cokolwiek robię, mówię, myślę i nie czuję w sobie pokoju, to wiem, że podążam za głosem ego. Gdy myśli, słowa lub czyny doprowadzają mnie do odczuwania smutku, niepokoju, obojętności, rezygnacji, albo niezdrowej ekscytacji (którą kiedyś uwielbiałem), do bycia nakręconym, to wiem, że słucham ego. To jest bardzo ważna wskazówka. Bóg zawsze prowadzi do odczuwania pokoju i łagodnej, cichej radości. Oczywiście należy dać sobie prawo do błędów. Idziemy z ciemności, więc nic dziwnego, że możemy potykać się. Bycie surowym dla siebie to także droga ego. Bycie łagodnym nie jest jednak pobłażaniem. To odczucie wewnętrznej łagodności, takiej jaką możemy czuć patrząc np. na ślicznego, uroczego, słodkiego szczeniaczka. Tak łagodnie możemy odbierać siebie. Pobłażanie to co innego. Ktoś lubi słodycze, pobłażaniem byłoby, a nie łagodnością, obżarcie się nimi aż do przesytu. Nasze ciało to także mądre urządzenie, jeśli go dobrze używamy. Dobre decyzje, dobre czyny słowa i myśli nie powodują napięć w ciele. Ciało rozluźnia się. Droga ego prowadzi do wewnętrznego napięcia, które objawia się także w ciele. Można więc także obserwować ciało. Czy jestem rozluźniony, czy napinam się? Usztywnienie postawy, podciągnięte ramiona, zaciśnięte zęby, itd. - widzę, że napinam się, czyli znów mam w sobie jakieś myśli, podejmuję jakieś działania, które to napięcie powodują. I ostatnia rzecz, dla mnie bardzo ważna, najważniejsza. Oddawanie Bogu. Oddaję Bogu decyzje, bo wiem, że nie wiem. Wiem, że postrzegam w bardzo ograniczony i wycinkowy sposób, nie widzę całości. Nigdy nie wiem sam z siebie co jest najlepszą decyzją, bo nie znam wszystkich czynników, które wpływają na daną sytuację. Wprost zwracam się do Boga, że nie wiem, nie wiem, nie wiem, i że On musi za mnie podjąć decyzję, musi mnie prowadzić. I potem prowadzi. Nie potrafię tego wyjaśnić, rzeczy dzieją się same, pojawia się lekkość we wszystkim (chyba zbliżony do tego stanu jest stan określany w psychologii jako "flow"). Wiem, że jestem prowadzony i o nic nie muszę się martwić. Potem nieraz, jako niewdzięczna i zegowana istota, sobie próbowałem przypisać zasługę takiego stanu, choć troszkę. Wtedy lekkość mijała. I znów musiałem męczyć się sam, czy tak dobrze, czy inaczej. I jeszcze jedno zastrzeżenie. Czasami, pozornie, głos Boga możemy postrzegać jako głos powodujący ..... cierpienie. Dzieje się tak wtedy, gdy utożsamiamy się z ego, z potrzebami wymyślonymi przez ego. Bardzo, bardzo uproszczony przykład. Ktoś uwielbia słodycze, i może słyszeć głos i czuć w sobie, by przystopował. Głos ten ma ochronić przed np.otyłością, cukrzycą i odczuwaniem powiedzmy dyskomfortu i problemów, które cukrzyca i otyłość mogą spowodować. W danym momencie osoba może odczuwać rezygnację ze słodyczy jako karę, cierpienie. Nie jest więc jeszcze gotowa. Oczywiście od nas zależy którą drogę wybieramy. Bo - kontynuując przykład - ktoś może pozostać w stanie bycia niegotowym do końca życia i sprowadzić na siebie nieszczęście,samotność, choroby. Inny będzie słuchał tego głosu, patrzył, obserwował i w końcu zacznie rozumieć.Wejdzie na drogę wyzwolenia. Mam nadzieję, że nie rozpisałem się za bardzo i że jest to wszystko w miarę jasne. Pozdrawiam :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość grazynaa...
budzac sie tak pieknie dziekuje :) a tak ogolnie czy kalkulowanie i analizowanie problemu jest dobre czy wystarczy zwrocic sie do duszy czy Boga i jemu to zostawic?. wlasnie o cos takiego mi chodzi, o codzienne decyzje np zrobie tak bo to mi sie oplaca ale wewnatrz mam stracha czy ten strach to ostrzezenie od duszy? ale znowuz piszesz, ze znak od duszy to uczucie spokoju. wlas

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość grazynaa...
budza sie -- jeszcze nasunelo mi sie jedno..pisales powyzej, ze jesli jakies zachowanie cie ranilo to akceptowales . jak w takim razie nie reagowac na osobe, ktora jawnie mnie rani? jak sie zachowac?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Cześć, ale co Cię rani? Nie wiem, pamiętaj, nie jestem przewodnikiem po Twoim życiu. Sam chciałbym mieć takiego.Kogoś kto wskaże drogę.On jest. To Bóg.Jak bardzo chcesz znać prawdę? Wyzwolenie bywa bolesne. Nie wiem ile masz lat, kim jesteś. Co Cię rani?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość grazynaa...
rani tzn np obraza mnie lub dogryza. czy w tej sytuacji mam akceptowac jej zachowanie, nie reagowac? /Wyzwolenie bywa bolesne\ jakos dziwnie zabrzmialo. przeciez jesli mam sie kierowac ku Bogu, nasladowac go to powinnam czuc sie dobrze i bezpiecznie? Teraz troche mnie postraszyles

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Przepraszam. Bywa bolesne, bo oświecamy się, dlatego, że nie jesteśmy oświeceni, czyli wciąż postrzegamy z pozycji ego. I np. rani nas, że ukochana osoba może kochać też innych. Boli nas miłość. Dogryza zawsze z lęku. Obraża zawsze dlatego, że uważa siebie za kogoś niewartego/ą miłości. Ukrywa to w tej grze. I próbuje zrównać do swojego postrzegania. Tu zaczyna się hardcore, przed czym przestrzega kisior.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Przepraszam. Bywa bolesne, bo oświecamy się, dlatego, że nie jesteśmy oświeceni, czyli wciąż postrzegamy z pozycji ego. I np. rani nas, że ukochana osoba może kochać też innych. Boli nas miłość. Dogryza zawsze z lęku. Obraża zawsze dlatego, że uważa siebie za kogoś niewartego/ą miłości. Ukrywa to w tej grze. I próbuje zrównać do swojego postrzegania. Tu zaczyna się hardcore, przed czym przestrzega kisior.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość budząc się,możesz podać po
jakich jestes studiach? No chyba że to tajemnica ;]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wszyscy sa szczesliwi
słowa Jezusa do Faustyny która zmarła w 1938 Napisz to: Nim przyjdę jako Sędzia sprawiedliwy, przychodzę wpierw jako Król miłosierdzia. Nim nadejdzie dzień sprawiedliwy, będzie dany ludziom znak na niebie taki. Zgaśnie wszelkie światło na niebie i będzie wielka ciemność po całej ziemi. Wtenczas ukaże się znak krzyża na niebie, a z otworów, gdzie były ręce i nogi przebite Zbawiciela, wychodziły wielkie światła, które przez jakiś czas będą oświecać ziemię. Będzie to na krótki czas przed dniem ostatecznym. Znaki wskazują na to, że wkrótce przyjdzie powtórnie Chrystus. w bibli 1. Znak wstępny: głoszenie Ewangelii na całym świecie, na świadectwo wszystkim narodom. 2. Znak główny: powrót Żydów do Ziemi Świętej i do Jerozolimy. 3. Znaki zapowiadające Powrót: wojny narodów przeciw narodom; wielkie trzęsienia ziemi; głód i lokalne epidemie; znaki na niebie; przerażające zjawiska; fałszywi Chrystusowie i fałszywi prorocy; prześladowania. Wątpliwość: wojny i trzęsienia ziemi były zawsze...! Odpowiedź: a jednak to Jezus daje nam ten znak! Jakie powinny więc być w dniu zapowiadającym jego Powrót? Być może inne ze względu na zasięg, częstotliwość, znaczenie. Również przez fakt, że pojawią się razem w tej samej epoce. W końcu będą im towarzyszyć dwa znaki, które nie wystąpiły nigdy przed tą epoką: powrót Narodu Wybranego do ziemi obiecanej ich przodkom i fakt, że Dobra Nowina dosięgła wszystkich części świata. 1. Znak wstępny: GŁOSZENIE DOBREJ NOWINY PO CAŁEJ ZIEMI Jezus nie mówi, że wszystkie narody przyjmą wiarę chrześcijańską, lecz, że Dobra Nowina będzie im głoszona na świadectwo. Wszyscy historycy są zgodni w stwierdzeniu, że Ewangelia dosięgła już ostatnich regionów świata (Papua, Patagonia, Daleka Północ i inne) w końcu XIX i na początku XX wieku. 2. Znak główny: POWRÓT ŻYDÓW DO JEROZOLIMY I DO ZIEMI ŚWIĘTEJ. Państwo Izrael istnieje od 15 maja 1948. Wygrało 4 wojny arabskie. Miasto Jerozolima jest całkowicie żydowskie od 7 czerwca 1967. Dane statystyczne: 3. Bezpośrednie znaki zapowiadające powrót Jezusa: A. Wojny narodów przeciw narodom Powstanie naród przeciw narodowi i królestwo przeciw królestwu... (Łk 21,10). - Liczba państw zaangażowanych w wojny: Do XVIII w. zwykle 2, czasem 3 lub 4. W wojnie 1914-18: 16 krajów; W wojnie 1939-45: 25 krajów. - Liczba śmiertelnych ofiar wojen: XVII w.: 1 mln; XVIII w.: 5,5 mln; XIX w.: 16 mln; XX w.: 96 mln... Dane zostały zebrane na kilka lat przed ukończeniem XX w. B. Trzęsienia ziemi Będą silne trzęsienia ziemi... (Łk 21,11). Liczba śmiertelnych ofiar wielkich trzęsień ziemi. Dla przykładu: XIX w.: 80.000 osób; XX w.: 1.538.000 osób Liczba trzęsień ziemi o dużej sile w skali Richtera: XVII w.: 26; XVIII w.: 37; XIX w.: 50; XX w.: 283 C. Epidemie ... a miejscami głód i zaraza... (Łk 21,11). Ze względu na szybkość obejmowania ludzi oraz swój zasięg żadna epidemia w historii nie jest porównywalna z rozprzestrzenianiem się AIDS w naszej epoce. Wzrost liczby chorych i zarażonych w ciągu 12 lat o 30.000 razy. W 1978 roku dla zajmowania się chorymi na AIDS wystarczała jedna sala szpitalna, aby zająć się nimi w 1992 trzeba by 600 wielkich szpitali, każdy z tysiącem łóżek! Inna zagrażająca epidemia: błyskawiczny powrót GRUŹLICY z powodu bakterii odpornej na wszystkie sposoby leczenia. Światowa Organizacja Zdrowia przewiduje 30.000.000 zarażonych przed upływem 10 lat, czyli do roku 2000. D. Katastrofy naturalne Ukażą się straszne zjawiska... a na ziemi trwoga narodów bezradnych wobec szumu morza i jego nawałnicy... (Łk 21,11.25). Ograniczmy się jedynie do wysokiej fali morza (spowodowanej trzęsieniami ziemi lub wulkanami) oraz do cyklonów i tajfunów. XIX w.: 15 katastrof XX w.: 101 katastrof XIX w: 1 na 6 lat 1900-1950: 1 co 2 lata 1950-1990: 1 co 6 miesięcy

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Grazynaa..Moje odpowiedzi mogą Cię rozczarowywać. Ale jak mógłbym Ci napisać jak masz zachowywać się w określonej, bardzo konkretnej sytuacji? To niemożliwe. To co opisuję o sobie, co czasami podkreślam, dotyczy zawsze pewnego kontekstu mojego życia. Uniwersalną odpowiedzią jest miłość. Ale czy na przykład kobiecie bitej latami przez męża mógłbym powiedzieć: kochaj go i to rozwiąże wszystko? Na pewno nie.Ta kobieta musiała być w pewnym sensie nieświadomą osobą, o małej samoświadomości, skoro znalazła się w takiej sytuacji. Należałoby więc najpierw działać na bardzo elementarnym poziomie: zapobiec fizycznej przemocy, np.poprzez areszt męża, albo jego terapię, albo rozwód. Potem dopiero ta kobieta mogłaby spojrzeć co się stało, dlaczego tkwiła w sytuacji przemocy, itd. Najpierw musiałaby rozwiązać swoje problemy na bardziej "zwykłym", psychologicznym poziomie. Dlatego nie będąc Tobą, nie znając Twoich relacji z innymi, niuansów i kontekstów, nie jestem w stanie odpowiadać na takie pytania. Mogę tylko napisać, że moim zdaniem dla nikogo nie jest dobre bycie w związku, w którym pojawia się przemoc, także psychiczna (której stopnie mogą być różne, od psychicznego terroru do np. powtarzających się stale złośliwości). To wymaga jakiegoś rozwiązania, ale to Ty wiesz jakiego. Czy ma to być rozmowa, czy porada psychologa, czy terapia dla par, czy rodziny, itd. Sądzę, że dopiero na dość wysokim poziomie "zaawansowania" można próbować uzdrawiać innych miłością poprzez uzdrawianie siebie. Gdy np. nie widzisz obrażania, tylko zagubienie drugiej osoby. Gdy widzisz obrażanie, to akceptacja tego, byłaby na ogół rodzajem niemądrego poświęcenia. Ale naprawdę nie mogę, choć bardzo bym chciał by w Twoim życiu nie było żadnych negatywnych sytuacji, być Twoim psychologiem przez internet, zwłaszcza, że w ogóle nie jestem psychologiem. Co do analizowania sytuacji. To także zależy od kontekstu, od poziomu zaawansowania, itd. Nie znajdziesz uniwersalnej odpowiedzi dla wszystkich życiowych sytuacji. To może prowadzić do tragicznych pomyłek. Jak np. w przypadku kobiety, która przeczytała Kurs, a potem gdy spowodowała wypadek, odmawiała przyjęcia odpowiedzialności, gdyż w Kursie przeczytała, że świat jest snem i każdy odpowiada za to co go spotyka (czyli np. ofiara wypadku). To absurd. Dochodząc do kompletnego nonsensu, można byłoby przesłanie miłości wykorzystywać do krzywdzenia innych. Można też wypaczyć przesłanie by skrzywdzić siebie samego. Np. ktoś o niskim stopniu świadomości rozda majątek, bo przeczyta gdzieś, że Bóg o wszystko się zatroszczy, a potem zostanie bezdomnym na dworcu i będzie przeklinał Boga i Jego głosicieli. Ktoś na bardzo wysokim stopniu zaawansowania nie będzie się troszczył o majątek, ale wszystko będzie się dobrze układać, bo będzie miał super flow i mając rozwiniętą świadomość nie będzie za dużo potrzebował, gdyż będzie miał zredukowane ego, a więc i potrzeby, które ego kreuje. Ktoś bardzo zaawansowany mógłby unieść się w powietrze z ziemi na dach (choć nie robiłby tego, bo nie widziałby potrzeby takiej zabawy, a raczej tylko zagrożenia dla świadomości innych). Ale ktoś mający bardzo małą świadomość i tylko złudzenie silnej wiary skoczyłby np. z dachu by latać i zabiłby się. A pomiędzy tymi skrajnościami są różne stopnie świadomości. Dlatego mogę tylko wskazywać pewien kierunek. Ohmmmm mnie skoryguje i może zainspirujemy siebie wzajemnie do większego i lepszego miłowania bliźnich. Ktoś inny może zacznie być tylko trochę bardziej życzliwy i będzie to początkiem nowej drogi, ktoś zacznie przyglądać się sobie i wejdzie na drogę samorealizacji, ktoś inny powie, że jestem głupcem. Nie jestem jednak w stanie, oprócz przedstawiania pewnej wizji rzeczywistości, opowiadania o swoim doświadczeniu i wierze, mówić komukolwiek co ma konkretnie robić. Mam nadzieję, że rozumiesz to. Pozdrawiam Cię serdecznie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość grazynaa...
o wlasnie najbardziej boję sie tego, ze ukochana osoba moze kochac inna osobe, na ta chwile nie umiem sobie tego wyobrazic :( a czego moze sie bac osoba ktora dogryza? podam przyklad ukochany chce przelaczyc na kanal o zwierzetach, a ja chce zobaczyc akurat taki prosty film, komedie. ukochany zartuje, ze to alo ambitny film, a inna osoba dogryza mi, ze no wlasnie takie filmy ogladac to wstyd i kiwa zgryzliwie glowa. czego ta osoba moze sie bac?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość grazynaa...
budzac sie -- rozumiem, ze nie mozesz mi wszystkiego tlumaczyc , troche sie pogubilam, chce postepowac dobrze, a z drugiej strony moze trzeba sie wtopic w rzeczywistosc bo za malo mam jeszcze swiadomosci, chociaz i tak widze, ze odstaje juz od bliskich

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Dzień *_*
Grażyna może tkwisz w jakimś toksycznym związku, z tym swoim ''''ukochanym'''', zresztą masz pewnie mało lat , sądząc po twoich wpisach i wiele jeszcze nauki przed tobą :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość grazynaa...
czemu toksycznym? przeciez napisalam, ze zartowal, a to, ze przelączyl na kanal o zwierzetach to fakt bo ten program ktory chcialam ogladac rzeczywiscie nic nie wnosil. przypuszczam tez, ze troche sie zgrywal przed ta osoba. a i nie jestem nastolatka

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość grazynaa...
aha i zeby bylo jasne to nie moj ukochany mne obraza i dogryza, a inna osoba!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość grazynaa...co wątek trzyma
buahahahahahahahahaha Baby są jednak głupie echhhhh

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
grazyna twoje obawy ze osoba ktora kochasz moze kochac inna osobe jest bezpodstawna poniewaz ty mylisz milosc z porzadaniem. Sama kochasz wiecej niz jedna osobe czy rzecz, bo mozna kochac psa rybki dzieci samochod drzewko w ogrodzie rodzicow itd, czy to nie milosc??? ano milosc wiec jesli np Jan Pawel II mowil ze kocha wszystkie istoty to nie bylo w tym nic zlego wrecz przeciwnie poniewaz on nie mowil tego w kontekscie odbierania komus czegos a raczej troski o wszystkich Ale wracajac do samej milosci dzis ludzie mowia kocham ale tak naprawde nie wiedza czym jest prawdziwa milosc. Wiec wytlumacze prawdziwa milosc jest bezosobowa znaczy to ze ten ktory otacza kogos miloscia nie oczekuje wzamian nic!!! to jest prawdziwa milosc, jak sie przyjrzycie temu blizej mozna na przykladach jasno rozroznic rozne poziomy milosci. Wiekszosc ludzi mowi szukam prawdziwej milosci wiec szuka partnera ladnego inteligetnego zaradnego bogatego itd wiec sami widzicie ze wiecej tu interesu niz milosci, To, co nazywacie miłością, jest w gruncie rzeczy interesem: Spełnij moje oczekiwania, daj mi to, czego pragnę, a będę cię kochać; odmów mi, a moja miłość nabierze goryczy i przemieni się w odrazę i obojętność. Mysle ze teraz jasno rozumiecie skad tyle zawodow milosnych w zwiazkach A na przyklad milosc matki do dziecka tu juz mozemy powiedziec ze to milosc na wysokim poziomie bo tu nie ma interesu, matka chocby dziecko bylo sparalizowane zawsze bedzie je kochac i dbac o nie bez wzgledu na stan materialny, otoczenie i trudnosci czy inne czynniki, wiec czemu ludzie nie potrafia tak kochac w zwiazkach??? czy mowimy o roznych milosciach?? Cos sie zepsulo i to powaznie. Ale na jakim poziomie jest milosc samej swiadomosci tej ktora otacza wszystko czyli Boga na jakim poziomie ona pracuje i to jest pytanie do zrealizowania przez nas, musimy to uzyskac by moc kochac w 100 %, to jest szczescie nie do opisania. Sami widzicie ze nie potrafimy tak kochac jak Bog cos sie popsulo i to jest nasza praca domowa Pamietajcie Prawdziwa Milosc zawsze oznacza szczescie a to juz prosta sprawa zeby zrozumiec ze wszyscy chca tylko doswiadczac szczescia i wszyscy chca uniknac cierpienia czy to nie proste??

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość grazynaa...
budzac sie-- dzisiaj mam w sobie tyle pytan do ciebie.. czy wg ciebie Bog nas stworzyl po to bysmy sie rozwijali czy po to bysmy sie nawzajem milowali? wg tego co pisales to my odwrocilismy sie od Boga i my sami siebie ranimy i innych. Bog tego nie wymyslil. Bo to,ze sie rozwijamy, zmieniamy to przez to, ze probujemy wrocic do poczatku kiedy bylismy dobrzy. zatem Bog chcial milosci nie rozwoju? Przepraszam za natlok pytan, jesli nie chcesz dluzej pisac to zrozumiem choc bardzo ciekawie piszesz i przekonujaco.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gdazynaa.. Kwestia pierwsza. Krytykowanie innych, zwłaszcza w sprawach całkowicie trzeciorzędnych, jak to który program oglądać w TV, zawsze wynika z fałszywego uczucia, o różnym natężeniu, "lepszości". To uczucie lepszości zawsze maskuje brak pewności siebie i brak poczucia własnej wartości. Czyli pod tym wszystkim kryje się lęk, że nie jest się wartościowym człowiekiem.To są bardzo zamaskowane mechanizmy. Ktoś całkowicie pewny siebie, całkowicie świadomy własnej wartości w ogóle nie będzie krytykował innych, bo będzie świadomy także wartości innych ludzi i tego, że co najwyżej są zagubieni, a więc zasługują na wszelką pomoc, a nie krytykę. Nie ma co do tego wątpliwości. Także w różnych szkołach psychologicznych jest to opisywane. W skrajnym przypadku prowadzi do zaburzeń osobowości, gdy kompleksy ukryte są pod megalomaństwem. Gdy spotykamy człowieka skrajnie zarozumiałego, megalomańskiego, uważającego ludzi za gorszych od siebie, to pod tym pancerzem skrywa się zagubiona istota, zupełnie niepewna swojej wartości, choć pancerz jest na ogół tak gruby, że dla takiej osoby, często na pozór ekstremalnie pewnej siebie, informacja, że jest głęboko niepewna siebie, byłaby niezrozumiała i nie do zaakceptowania. I są różne tego odcienie. W mniejszym wymiarze nadrabia się brak poczucia własnej wartości, zgryźliwością wobec innych, "drobnymi" atakami krytyki, itd. Oczywiście brak poczucia własnej wartości może i często przejawia się odmiennie, jako nieśmiałość, wycofanie, itd. W zasadzie cała ludzkość zagubiona jest w tych smutnych grach. Człowiek całkowicie pewny siebie, znający poczucie własnej wartości, będzie dla innych zupełnie łagodny, ale nie uniżony, ani ugrzeczniony. Niewiele jest takich osób, choć będzie coraz więcej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
2. Słuchaj głosu w sobie. Z czasem będzie coraz wyraźniejszy. Ale wszystkie odpowiedzi dla Ciebie są w Tobie. Gdy w końcu to jasno zobaczysz, będzie prościej, jeśli chodzi o kierunek, decyzje, itd. Bliscy i w ogóle relacje z ludźmi. Tu jest pewna pułapka i lepiej ją opiszę. Sam sporo się w niej motałem. Można sobie tego oszczędzić. Gdy wzrasta świadomość inni mogą wydawać się prości, nieświadomi. W pewnym momencie zaczynają być dobrze widoczne schematy, według których inni działają, mówią, myślą, a których są często zupełnie nieświadomi. Ty możesz je widzieć. Może być tak, że chciałoby się innym pokazać to, by też zrozumieli, ale oni będą najczęściej oporni. Będą się czuli krytykowania, itd. Można poczuć się w tym wszystkim samotnym. I....lepszym. Że my coś rozumiemy, czego inni nie chcą zrozumieć. Widzimy świat tak jak nie widzą go bliscy, bo nie chcą, bo boją się, itd. Gdy piszesz, że już odstajesz od bliskich, to pewnie oznacza, że to już pojawiło się. Mogłoby być tak, że rozumiesz coraz więcej, coraz lepiej widzisz różne ukryte mechanizmy, itd. i to poczucie odstawania pogłębia się. To znak złego kierunku. Trochę błąkałem się w takiej ślepej uliczce. Nie o to chodzi. To co rozumiemy, to co objawia nam się, ma prowadzić nie do izolacji, ale do kochania innych i jedności z nimi. Przykład z oglądaniem TV. Widzisz różne mechanizmy. Np. zgryźliwość rozpoznajesz jako czyjś skryty brak pewności siebie. To, że "nie dają" Ci oglądać Twojego programu, widzisz jako ich ego, itd. Można utknąć w takim widzeniu, że nie rozumieją co się dzieje, ja wiem coś więcej i mieć fałszywe uczucie, że jest się dalej, że rozwijamy się, a inni nie. Stop. Ci ludzie i ta sytuacja to kolejna lekcja. Dla tej osoby, która chce lekcje odrabiać. Przecież skoro wiem więcej, to znaczy, że ja mam odpuszczać. Ja mam pokazywać przykład. Ja mam się uczyć, przy okazji ucząc innych. Przecież chęć oglądania innego programu to także moje ego. Czy dla Boga miałoby to znaczenie? Jaki program oglądam? Nie. Więc widzę za zgryźliwością brak pewności siebie. Może pojawić się miłujące współczucie dla zagubienia innych (ale bez okazywania, zwłaszcza litościwego, współczucia - to znów nasze ego! to skryte wywyższanie się). Odstępuję od swoich przyjemności i znajduję radość w dawaniu siebie poprzez kochanie innych. Ta sytuacja jest okazją bym kochał innych, bez uczucia wyższości, że ja coś rozumiem, a oni nie. Do odpuszczenia i powiedzenia np., pi x drzwi: oczywiście oglądajmy program jaki chcesz, bo chcę by było tobie miło i dobrze, a ja z radością dołączam się do ciebie, bo moją radością jest twoja radość, itd. I wtedy nasze rozumienie przybliża nas do innych, a nie powoduje odstawanie. Nie wytłumaczysz im tego co rozumiesz, ale możesz to pokazać. W końcu to zobaczą, zobaczą i poczują to miłosne nastawienie. Choć może to trwać, czasami długo. Bo mogą nie chcieć tego widzieć, bo pokazuje to im też coś o nich, że oni nie mają tego nastawienia. Ale miłość w końcu zwycięża. Oczywiście jeśli nie jesteś gotowa, odpuść sobie.Albo czasami odpuść, a jak nabierzesz sił spróbuj. Ale.... Słuchaj siebie nie mnie!!! Nie jestem w tej sytuacji, nie widzę jej, nie wiem co jest w Twojej głowie, itd. Mnie możesz tylko krytycznie wysłuchać. Bądź dla siebie łagodna. Nic nie musisz.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
3. Bóg nas stworzył do miłości i w miłości. Gdyby stworzył nas do rozwoju, to oznaczałoby, że mamy w sobie coś, co wymaga rozwijania, czyli nie jest doskonałe. Dlaczego doskonały i miłujący Stwórca nie miałby stwarzać od razu doskonale? To niemożliwe, każdy kochający rodzic, gdyby mógł od razu dałby wszystko. Przecież nie mówiłby tak: "mogę dać Ci wszystko, ale nie dam, porozwijaj się, nawet jeśli po drodze będziesz błądzić i cierpieć". Kto miłujący tak by powiedział? Więc tym bardziej nie powiedziałby tak i nie uczyniłby tak Bóg, wszechmocny i doskonale kochający. Ale skoro coś nam się pomyliło i zawęziliśmy sobie świadomość, to teraz by powrócić do naszego pierwotnego stanu, czyli do nas prawdziwych, musimy odzyskać świadomość, czyli poszerzać ją, czyli rozwijać się. Kisior: tak jak pięknie piszesz, zgadzam się z tym. Tylko musimy nauczyć się jak tak kochać na co dzień :) Na parę dni znikam. Pozdrawiam Wszystkich ciepło, całusy i 🌼🌼🌼

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×