Gość Bad Guy Napisano Sierpień 29, 2013 Jestem po 30-tce, miałem więcej kobiet (to nie przechwałka) niż średnio facet ma w moim wieku. Na to "konto" składają się również liczne związki (1,2 roczne) a od 5 lat jestem w najpoważniejszym związku. Zawsze byłem ciężkim typem człowieka, a że z czasem widzę zmiany na gorsze (nerwy, agresja, nietolerancja wobec innych) zastanawiam się nad sensem bycia w związku, w którym druga osoba była przeze mnie skrzywdzona (niestety fizycznie...), są częste kłótnie i ogólnie chyba jednak brak porozumienia oraz zbyt odległe spojrzenie na związek i to co z tym związane. Przed 6-cioma laty również miałem wiele doświadczeń, ale po pewnej niewiaście został taki smród w mojej głowie i sercu, że nie umiem być tak dobry i kochany jak kiedyś. Zdrada doprowadziła mnie do stanu, w którym nie ufam, nie szanuję i nie potrafie już bezgranicznie kochać - innymi słowy przekształciłem się w BAD MOTHERF****Ra. I takiego właśnie mnie poznała moja obecna kobieta i tak tkwimy w tym toksycznym związku od połowy dekady, choć ja czuję, że nic się nie zmienia i co jakiś czas jest gorąco - niestety w tym złym sensie. Zastanawiam się, że szkoda czyjegoś życia i może lepiej dać komuś odejść? Co sądzicie Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach