Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość biurowy_romans

biurowy romans

Polecane posty

Gość dziewczyna ratownika
Propozycja nie do odrzucenia, gościu :-) Żadna w miarę inteligentna kobieta ( mowa o M.) nie skomplikuje sobie życia wdając się w romans z żonatym facetem z problemami, który dodatkowo bzyka inne na boku bez skrępowania ( S.) Zwykle taka M. bywa katalizatorem do zmian, nie jest celem samym w sobie - byłoby lepiej dla niej nie wikłać się w cały ten chory układ, bo może stracić najwięcej. Dziewczyna prawdopodobnie o tym wie i nie daje się sprowokować. Autorze, jeśli sam nie dostrzegasz w jakim uwikłaniu tkwisz to może czas na profesjonalną pomoc? Nic na tym nie tracisz - no, może trochę pieniedzy, ale podobno masz ich więcej niż jesteś w stanie wydać :-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość biurowy_romans
1. Żadna rozsądnie myśląca kobieta (M) nie wda się w romans z żonatym z problemami x 25 maja napisałem: „M się rozchorowała. Nie jedzie ze mną. Z pewnością faktycznie jest chora. Grypa żołądkowa. Dla mnie sprawa jest jasna. Temat skończony. Zamykam topic.” x 31 maja napisałem: „…No to się dowiedziałem: M do mnie na pewno nic nie ma…” x Nigdzie później nie napisałem już, że M na mnie leci. Co niestety nie zmieniło faktu, że ja ciągle lecę na nią. BTW: Żadna rozsądnie myśląca… Hmm no to S jest wyjątkowo nierozsądna. Nie dość, że żonaty i z problemami, to jeszcze śliniący się na widok jej koleżanki. x 2. Taka M bywa tylko katalizatorem x Już 16 kwietnia napisałem: „A co ma z tym wszystkim wspólnego M? Moim zdaniem niewiele. Może zadziałać jako katalizator. Nie jest jednak ani przyczyną, ani skutkiem. ” x Jak widzisz dostrzegam to, o czym piszesz. Dziękuję jednak za propozycję nie do odrzucenia. Nie wykluczam, że skorzystam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Owszem, dostrzegasz, ale pewnych faktów nie przyjmujesz do wiadomości :-D Jeśli chcesz mieć jakieś szanse u kobiety, którą warto poznać i pokochać ( a nie tylko bzykać rano, w południe i wieczorem :-P) uporządkuj swoje sprawy z żoną daj szanse jej i sobie na szczęśliwy związek w przyszłości to wymaga odwagi - nie przeczę Nie sądzisz, że najwyższa pora wypić to piwo, którego się naważyło?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość biurowy_romans
Dlaczego dyskutujemy o sprawach oczywistych? Przecież wiem, że masz rację. Po co wszyscy cały czas mi powtarzają to samo. Serio myślicie, że sam na to nie wpadłem? I nie mieszajmy M do moich spraw z żoną, bo cała ta sprawa ma z żoną tyle tylko wspólnego, że ją krzywdzę. Koniec. Kropka. x Tak jak mi "wydaje się", że wiem co należy, tak tobie "wydaje się", że wiesz jak. Często, naprawdę często wizualizuję sobie rozmowę z żoną, w której mówię jej, że odchodzę i cierpliwie tłumaczę dlaczego. Różne sobie wyobrażam warianty. Taki w którym jestem pocieszający i przepraszający, obiecujący wsparcie. Taki, w którym jestem bezwzględny, zimny i wyrachowany. Dla jej dobra ucinam kontakt i nie odpowiadam na skomlenie. Taki, w którym to ją doprowadzam do stanu podjęcia decyzji o rozstaniu. Rozwodziłaś się? Zresztą, to bez znaczenia. Z pewnością rozstawałaś się z kimś. Nie wiem jak ty to przeżyłaś, ale ja nikomu takiej załamki nie życzę. Wiem. Trzeba było o tym pomyśleć wcześniej. Głupiego gadanie. Pouczać to sobie może nauczyciel w szkole. Wiem. Nie da się bezboleśnie. Wiem. lepiej jak z wyrywaniem zęba. Raz a dobrze, a nie długo i pomału. Serio myślicie, że sam o tym nie wiem? K****. Wiem. I co, myślicie że jest łatwiej tylko dlatego że wiem? A potem przychodzi żona. Przytula się, albo mówi żeby zrobić zakupy/wynieść śmieci/wstaw co chcesz... A ty jej p*********l taką rozmową. x A co ma do tego M? Ni c***a. Przecież nie pobiegnę do niej tylko dlatego, że odejdę od żony. Wręcz przeciwnie. Tym razem powinienem sobie zrobić dłuższą kwarantannę. Więc odp********e się od tego, że miałbym ochotę ją uwieść i, ba - przeklnę po raz kolejny - wyłomotać. Nie ma to z żoną nic wspólnego. x I jeżeli macie jakąś rozsądną radę, to wiecie co? Na pewno sam już o tym wcześniej też pomyślałem :-(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość biurowy_romans
I oszczędźcie mi tekstów: "To skoro wszystko wiesz, to po co piszesz o tym na kafe"? Już odpowiadałem na to pytanie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość00
Czyli to taka sytuacja bez wyjścia?Może się myle,ale odnosze wrażenie ,ze katalizatorem jest dla Ciebie to forum..A może swego rodzaju katharsis.. W każdym razie ...Zadné rozwiązanie nie będzie bezbolesne.... Jeśli moge się wypowiedzieć.... Co będzie gdy za kilka lat naprawdę się zakochasz,tak silna miłością, ze rzucisz żonę? Zostawisz sama,starzejaca się .... Wiec powinieneś zadecydować.... Albo teraz rozstanie...albo zostajesz..na zawsze, niezależnie od wszystkiego..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ty poprostu lubisz sie nad soba uzalac i tyle. Nie jest to zarzut, tylko stwierdzenie faktu, ale to Twoj topic i Twoja terapia. Po 14 stronach, kilku miesiacach, setkach rad, ktorych nie potrzebujesz, nie ruszyles sie z miejsca. Nie mowie o M, S, czy innych literkach;) Wyobraz sobie twoje zycie jak tornado. Ty i Twoja zona je tworzycie i tak idziecie przez zycie. M, S , rady, pomysly, dobre slowa, krytyka, to wszystko jest tymi zebranymi po dordze fantami, ktore jednak niczego nie zmieniaja. Nie raz podkreslales, ze nie chcesz rad. Ty sie chcesz zwyczajnie wygadac by samemu spojrzec na swoje zycie. Moze, moze nie. Tak czy siak powodzenia zycze. Sama nauczylam sie tu jednego. Nie wolno stac w miejscu. Boli ale jeszcze bardziej boli marazm i bezsilnosc w jaka czlowiek sam siebie pakuje.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość biurowy_romans
Tak. Wiem, że i ty masz rację. x Pomóżcie mi konstruktywnie. Odpowiedzcie na pytanie "JAK", a nie "CO". CO - to ja wiem. x Jak było kiedyś w moim przypadku? Zniszczenie więzi przez kilka miesięcy. Swoiste przygotowanie gruntu pod to, co miało się wydarzyć. Gdy już byłem przygotowany - krótko i prosto w oczy. Jasny komunikat. Później kilka pierwszych dni pod kontrolą. Pewnie po to, aby sprawdzić, czy sobie żył nie podetnę. Nie podciąłem. Całkowite zero kontaktu. Na zawsze. Wtedy myślałem, że to sadyzm. Teraz myślę, że całkiem niezła metoda. Choć dalej s.u.k.i nienawidzę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Stockholm stad
Plastusiowy pamietnik...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość lanta
"Odpowiedzcie na pytanie "JAK", a nie "CO". CO - to ja wiem" aaaaaaaaaa Jesli w koncu nam napiszesz czego tak naprawde chcesz, to napiszemy ci tez jak to zrobic. Nawet jesli bedzie 10 roznych wersji to wybierzesz to, co dla ciebie optymalne.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Biurowy, a chcesz tych zmian? Czy poprostu sobie pogadac jak Ci zle? Mi czasami samo gadanie pomaga. Najczesciej jest tak, ze ludziom wydaje sie, ze rozwiazanie czyis problemuw to banal, ale wlasnych to juz wielka sztuka. Dlatego nam tak latwo pisac, bo nikt nie siedzi w Tobie. To moze okresl, chcesz zeby Ci ktos napisal jak rozwiazac problem czy lepiej dac sobie spokoj i trwac z Toba w bolu;) To na swoj sposob tez jest pomocne;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość dziewczyna ratownika
Ok. To Ty jesteś ze swoja żoną kilka lat, znasz ją, sam powinieneś wiedzieć najlepiej jak do niej trafić. Moim zdaniem prawdą - zastanawia mnie tylko, czy Twój strach i wzburzenie nie wynika z tego, że w końcu żona dowie się jakiego faceta ma u boku:-( Nie bądź taki pewien jej reakcji. Nie sądzę, aby żyła w nieświadomości. Niewykluczone jednak, że jej starania o dziecko są sposobem na zatrzymanie Cię na stałe, sposobem na "uzdrowienie " i scalenie rozsypującego się małżeństwa - po głębszym zastanowieniu zapewne sam wyciągniesz właściwe wnioski w tej kwestii. Zanim zdecydujesz się na zasadniczą rozmowę powinieneś przemyśleć nie tylko kwestię rozstania, ale potencjalnego rozwodu, orzeczenia winy, uczciwego podziału majątku etc. Widzę , że masz do tej pory nieprzerobioną sprawę rozstania z miłością swojego życia - postaraj się jednak skorzystać z porad specjalisty. Sam widzisz jak dalekoidące są skutki, obawiam się, że dopóki się z tym nie zmierzysz, nie będziesz w stanie stworzyć w miarę zdrowej relacji z żadną kobietą. x Miłość, wzajemna uczciwość i szczerość oraz wierność są podstawą związku. Moim zdaniem brak uczciwości, kłamstwa i zdrady ze strony faceta są wystarczającym powodem, aby rozstać się z nim, nawet jeśli się go kocha. Cóż, nieustannie zaskakuje mnie jak rozsądni, zdawałoby się, ludzie, potrafią zagmatwać życie sobie i innym.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość biurowy_romans
5 rocznica. Idziemy na kolację i alkohol. To chyba nie jest dobry moment na rozmowę. Na dzisiaj rozejm.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość lanta
I jak tak sobie siedzicie z zona przy stoliku, popijacie winko i patrzysz na nia...to co sobie wtedy myslisz? - co ja tutaj robie? - nawet jesli cie nie kocham, to cie lubie - szkoda mi ciebie - zebys ty wiedziala co ja mysle - jak ja mam ci powiedziec prawde? - chcialbym odejsc ale nie wiem jak mam to zrobic - przepraszam, ze sie z toba ozenilem ...bo nie powinienem - nie jestes niczemu winna - sam nie wiem co do ciebie czuje - nie zasluzylas na takie traktowanie - nie krecisz mnie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Czyli tak się porobiło. No ja nie byłabym taka pewna, że M na Ciebie nie leci. Być może flirtuje z Tobą dla sportu albo to taka babska rywalizacja o samca z S, ale po wuja udawać, że się na kogoś leci jeśli się nie leci wcale? Przecież to męczące - dla udającego. Ale co ja tam wiem, sama się fatalnie pomyliłam. Byłam przekonana, że k (jak kolega) też na mnie leci, bo przecież widziałam, jak patrzy, jak się cieszy na mój widok, jak reaguje na dotyk, jak szuka pretekstów do kontaktu i jak odpowiada na moje, jak się przejmuje tym co mówię. Ale niestety już nie mam złudzeń :-( Niedawno wybraliśmy się w 4 z mm (moim mężem), k (kolegą) i żk (żoną kolegi) na piwko, a dokładniej na 2 - taki był plan. Po 2 piwkach żk, czyli po 3 reszty, żk chciała wracać do domu, bo dzieci same, ale my niechętnie, więc zostawiła k z nami i poszła sama. My wróciliśmy po ósmym albo dziewiątym (liczę swoje), od szóstego mam spore luki w pamięci, ale nawet po tym co pamiętam mam nadzieję, że mm i k mają większe luki. Na początku było super, chłopaki w dobrych humorach sypią żartami, ja w dobrym humorze, bo k obok, szkoda wracać do domu, więc piwko za piwkiem. Żałuję, że nie poszliśmy zanim juz mocno podchmielona wpadłam na pomysł atakowania k przy każdej okazji, kiedy mm nie było przy nas, bo przeholowałam. Powiedziałam mu, że moje małzeństwo to od początku porażka i koniec jest już tylko kwestią czasu (k posmutniał jak to usłyszał, nie spodziewał się), wypytywałam go o jego relacje i zachęcałam do używania życia, dalej było już tylko gorzej, od 7 piwka przestałam trzymać rączki na stole, chyba nawet wprost zaproponowałam mu romans, a nawet jesli nie wprost to nie pozostawiłam żadnych wątpliwości. On, choć wypił więcej niż ja, cały czas trzymał fason i subtelnie mnie stopował pozbawiając wszelkich złudzeń. Ale pijanej nie przetłumaczysz, więc nic sobie z tego nie robiłam. Mm też był mocno wcięty i nie zwracał uwagi, zresztą przesiadł sie na chwilę do innego stolika, bo koledzy go zaprosili. Zamknęli pub to poszliśmy do domów. Rano obudziłam się z potwornym kacem i jeszcze większym wstydem, od tego czasu nie mam odwagi się do niego odezwać, choć były plany na najbliższy czas (we 2, 3 i 4 osoby). On też milczy, więc chyba z planów nici. Niepotrzebnie tyle piłam, byłoby tak jak do tej pory, fajna znajomość podszyta flirtem i niedomówieniami, gdzie nic nie jest okreslone, więc trudno przekroczyć granice kiedy ich nie ma, ale czasu niestety nie cofnę. Boję się nawet pomyśleć, jakie on teraz musi mieć zdanie na mój temat. Wcześniej tez nie zawsze mówiłam i robiłam to, co wypada mężatce, ale wszystko można było ew. podciągnąć pod okazywanie koleżeńskiej sympatii i wygląda na to, że on to tak odbierał. To tak gwoli pocieszenia autora a przy okazji wygadania się. Trzymaj się autorze!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
do autorki powyzej. kiedys byl taki temat na kafe, zalozony przez faceta, ktory opisal identyczna sytuacje tylko ze swojej perspektywy o tym jak to narzucala mu sie po pijaku zona kolegi - doslownie identyczna historia. Wspolny wypad na popijawe, zona autora odmaszerowala do domu, maz czyli kolega gdzies sie oddalil, autor posta w tym czasie zostal sam na sam z kolezanka, ktora - dosc mocno juz podchmielona - zdala mu relacje z tego jak nieszczesliwa jest w swoim malzenstwie i namawiala na romans. Facet pisal jak bardzo byl zaniepokojony tym faktem i wyrazil obawe, ze taka sytuacja moze sie powtorzyc i pytal uzytkownkow forum co w tej sytuacji powinien robic - czy strzelic z ucha swojemu koumplowi, czyli mezowi owej pani czy czekac do ewentualnej nastepnej takiej historii (choc mial nadzieje, ze do takiej nie dojdzie). Mam dziwne wrazenie ze chodzi o te sama historie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
O cholera, ale jaja! Nie sądzę, żeby on miał czas i chęć pisać na kafe, on nie z takich. Dawno temu był ten top? Pamiętasz tytuł albo nick autora może?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ciekawe ile mi zajmie przekopanie kafe do 3 tyg wstecz :-D Podejrzana zbieżność, ale mój nie miałby takich dylematów, bo mnie już trochę zna i wie, że to jednorazowa głupota spowodowana przedawkowaniem trunku.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
kurcze nie pamietam dokladnie kiedy widzialam ten post ale kilka tygodni temu na pewno jakos po przeczytaniu twojego wpisu zaraz skojarzylo mi sie z tamtym - choc byc moze to tylko przypadkowa zbieznosc przekopanie forum do kilku tygodni wstecz moze ci zajac bardzo duzo czasu jako ze dziennie wrzuca sie tu tysiace tematow niestety nie pamietam uzytkownika byc moze pisal jako gosc

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Spoko, dzięki, właśnie dotarłam do daty zdarzenia i nie znalazłam, także albo top został usunięty, albo sytuacja miała miejsce wcześniej, więc to nie mógł być on. Tak podejrzewałam, ale lekki stresik był :-) Mam nadzieję tylko, że zarówno autor tamtego topa jak i mój k nie zechcą przekreślić fajnej znajomości z powodu jednorazowych pijackich ekscesów koleżanki. Ja i tak swoje wiem, gdyby aż tak mu moje zachowanie przeszkadzało to by usiadł koło mm albo w ostateczności poszedł do domu wcześniej ;-) Oczywiście niebawem się do niego odezwę, bo za długo nie wytrzymam, wolałabym jednak najpierw spotkać go gdzieś przypadkowo i zobaczyć, jak się zachowa, jak ja się zachowam i wtedy będzie wiadomo co i jak i czy muszę się tłumaczyć, wolałabym nie :-P Jedyne co moim zdaniem powinien wiedzieć to to, że przesadziłam z oceną mojego małżeństwa, bo taka jest prawda. Może nie jest idealnie, ale nie jest aż tak źle, żeby musieć się rozstawać. No i na pewno k nie ma na to najmniejszego wpływu, bo choć go bardzo lubię, szanuję, pociąga mnie, to być bym z nim nie chciała, zbyt jesteśmy do siebie podobni szczególnie w wadach i to by nie przeszło. Ale zabawne, że od czasu incydentu k lajkuje na fejsie wszystkie moje foty z mm, choć wcześniej tego nie robił, chyba się przejął ;-) Grunt, że mm nie ma pretensji bo nic nie pamięta, a żk o niczym nie wie, bo by się nie witała ze mną tak serdecznie :-P

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Próbowałam się wczytać, ale czuję niesmak.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość biurowy_romans
Fajnie sobie piszecie. Ciekawie się czyta. Załóżcie nowy topic. Ten jest o czymś innym. Śmiecicie. PS. Na prawdę fajnie się czyta. Jeżeli założycie nowy topic, dodam do ulubionych :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość biurowy_romans
Codzienne przekomarzanie się. Dla mnie negocjacje pod przykrywką żartu. Dla żony? Nie wiem. Dzień jak co dzień. 5 rocznica: b.r: Daj buzi ż: Nie będę udawała. b.r: Czego nie będziesz udawała? ż: Uczuć. b.r: To dlaczego nie odejdziesz? ż: Bo nie mam do kogo b.r: A gdybym to ja odszedł? ż: Dzięki Bogu b.r: Jaką robi ci to różnicę? ż: Nie będę czuła, że to ja sama siebie na to skazałam Dzień jak co dzień. W ten sposób mamy dogadane już wszystko. Wiem, że żona nie wyobraża sobie pozostać w naszym mieszkaniu. Ona wie, że nie opłaca się go sprzedawać. Chciałaby zatrzymać samochód, co jest blefem, bo panicznie boi się prowadzić. Nie robiła tego od kilku lat. Podział majątku nie jest problemem i wiemy o tym oboje. Zniszczy mnie, jeżeli ją zdradzę i zostawię dla innej. Zdecydowanie nie warto upokarzać kobiety. Zaplanowane mamy wszystko to, co racjonalne. Nieprzewidywalne pozostaje nieprzewidziane. Wydaje mi się, że jakaś kobieta ze mną wytrzyma? Optymistą jestem. Zdziwiłabyś się. To mamy na porządku dziennym. x W syntetycznym skrócie: ż: To co robimy ze staraniem się o dziecko? b.r: „milczy” ż: Zapisujemy się od września do jednej kliniki? b.r: A my powinniśmy mieć dziecko? ż: Nie chcesz dziecka? b.r: Bardzo chcę – a po cichu, w myślach: „tylko nie z tobą” ż: Zapisujemy się od września do jednej kliniki? b.r: Nie myślisz, że dziecko powinno mieć kochającą się rodzinę? Nie skrzywdzimy go? ż: Co masz na myśli? b.r: Dobrze wiesz, że między nami się nie układa. Żyjemy osobno. Obok siebie. – a po cichu, w myślach: „nie kocham cię” b.r: Właściwie czas ze sobą spędzamy tylko w samochodzie z i do pracy. Żyjemy w osobnych pokojach. Zasypiamy osobno. ż: Dużo pracujemy. Czego ty chcesz? b.r: Przecież my cały czas działamy sobie nawzajem na nerwy. Jedyne momenty, kiedy cię nie w******m, to jak mnie nie ma w domu. Nie jest tak? ż: Nie jest b.r: To kiedy ostatnio nie byłaś na mnie wściekła? ż: Dzisiaj od 7 do 17  b.r: Czyli jak byłaś w pracy  ż: Ja tobie też działam na nerwy? b.r: … tak ż: Daj spokój, wszystkie pary tak mają ż: Chcesz mieć dziecko? b.r: Bardzo chcę – a po cichu, w myślach: „tylko nie z tobą” b.r: Dwie rzeczy. Albo jedno, albo drugie: Albo rozwód, albo dziecko. Na pewno nie 2xTAK, albo 2xNIE ż: Dziecko b.r: Zastanów się. A gdyby między nami miało się nic nie zmienić. Będę dalej taki sam. Cały czas będę ci działać na nerwy. Nie zmienię się. Chciałabyś tak do końca życia? DO KOŃCA ŻYCIA? ż: Tak Myślcie sobie co chcecie. Rozmowa. Przerabiam to jak widzicie. Nie. Nie żyjemy pod kloszem nieświadomości. Po prostu brakuje osoby, która weźmie ciężar decyzji na swoje sumienie. Kilkukrotnie miałem okazję po karczemnej kłótni wyprowadzić się lub nie wrócić. Nie chcę w taki sposób. To ja muszę zdecydować. Żadna k*******a rozmowa. Kiedy i jak? Nie wiem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość taka jednaa Kasiuniaa
Ciężka sytuacja, bardzo trudne decyzje do podjęcia. Ktoś, kto nigdy nie miał takiego dylematu, nie zrozumie jak to jest. Nie zazdroszczę Ci biurowy. A jak relacja z M? Coś się zmieniło?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość lanta
Jest dokladnie tak jak napisales. To jest przekomarzanie sie, nie zadna powazna rozmowa. Twoja zona traktuje twoje odpowiedzi jako zart i oczywiscie adekwatnie ci odpowiada//// i ty dokladnie o tym wiesz. Ty jej mowisz pol zdania, drugie pol sobie tylko myslisz. Zabawa!!! Zycie we dwoje to nie mecz pilki stolowej. Pyk, pyk, pyk , pyk - raz w jedna, raz w druga. Biedne dziecko (tak potencjalnie). I wciaz nie napisales nam czego tak naprawde chcesz? Chcesz odejsc? To to zrob, inaczej sie nie da. A kiedy i jak? Pogadaj z twoim sercem, z twoja glowa, z twoim sumieniem i zrob, jak ci podpowiedza. Co z tego, ze my ci napiszemy jak...a ty odpowiesz - nie, tak to nie moge albo nie, w ten sposob to nie chce badz nie dam rady.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość biurowy_romans
Zastanawiałem się, jak ci odpisać. Znów, tak, tak, tak. Napisałaś rzeczy oczywiste. Nie do końca zgodzę się jednak z tym, że to tylko przekomarzanie. Oczywiście rozmowa ma formę "żartu", ale jednak daje możliwości do swobodnego, bez konsekwencji, wyrażenia swoich myśli i obaw. Myślę, że to działa tak samo w obie strony. Żona też ma okazję "zażartować" jednocześnie mówiąc półprawdę. x Pisałem, już wcześniej, odpowiadając Ynele, że to jest jedyna decyzja, której podjąć nie umiem. Na razie. Odpowiadałem Dziewczynie Ratownika, że tak, M mogłaby zadziałać jak katalizator. Resztę sobie dopowiedz. Potrafisz. x Po co mi rady "JAK"? Po nic. Masz rację, że pewnie z nich nie skorzystam. Jednak rozmowa na ten temat będzie pewnie ciekawsza niż ciągłe czytanie "CO". Wiesz przecież dlaczego piszę na forum. Wiesz, że nie oczekuję od innych użytkowników, żeby podjęli decyzję za mnie. Ja z kolei wiem, że to musi być moja autonomiczna decyzja, za którą będę musiał wziąć odpowiedzialność. Wszystko jedno czy decyzja ta okaże się w przyszłości słuszna czy wręcz przeciwnie. x Topic zamknąłem już jakiś czas temu. Od tego czasu stracił formę bloga a zyskał otwartej dyskusji. Myślę, że możemy oderwać się od konkretnego mojego przypadku a zacząć pisać o problemie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Dla jej dobra powinienes to załatwić jak najszybciej. Teraz jeszcze może ułożyć sobie z kimś innym życie, mieć z nim dziecko, ale za parę lat będzie problem. Jak? Wiesz jak. Piszesz pozew, za 3-6 miesięcy w zależności od miasta sprawa i tyle. Mój kolega niedawno podjął podobną decyzję. Tez nie mieli jeszcze dziecka, choc planowali i zmiana mieszkania na większe była w planach, już mieli upatrzone i w ostatniej chwili on do niej, że chce rozwodu. Bo chciałby się zakochac, a jej tak naprawde nigdy nie kochał + jej wady nie do zaakceptowania pzrez niego. Dziewczyna się załamała, przez parę tygodni płakała, rzygała, nie wychodziła z domu, schudła chyba z 12 kilo, on nie mógł na to patrzec, więc pomieszkiwał u kolegów, w końcu zrobiło mu się jej na tyle żal że chciał wrócić, a ona zadeklarowała chęć poprawy. Przez parę tyg było dobrze, tzn. zgodnie, zmieniła się nagle z hetery w idealną żonkę, nadskakiwała mu, tolerowała wszystko, niestety chłopak przeholował z wykorzystywaniem sytuacji i skończyła się sielanka. We wrześniu sprawa, nie mieszkają już razem, ona sie do niego nie odzywa, nie odbiera tel, nie odpisuje na smsy, a on w międzyczasie zdał sobie sprawe z tego, że jednak było mu z nią dobrze i chyba jednak ją kochał i kocha nadal, ale że oboje sa uparci jak osły to raczej już pozamiatane.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Mozemy podyskutowac o problemie jako takim. No Problem! (choc tak naprawde to caly czas robimy, trzeba tylko umiec czytac miedzy wersami) Ale ja mam jeszcze jedno pytanie. Napisales kilka dni temu: "...Jasny komunikat. Później kilka pierwszych dni pod kontrolą. Pewnie po to, aby sprawdzić, czy sobie żył nie podetnę. Nie podciąłem. Całkowite zero kontaktu. Na zawsze. Wtedy myślałem, że to sadyzm. Teraz myślę, że całkiem niezła metoda. Choć dalej s.u.k.i nienawidzę" Dlaczego jej nie nawidzisz? Bo cie rzucila? I to tak, jak robia na ogol rasowi faceci (nie traktuj tego osobiscie). Ostre ciecie i koniec. Czy bardziej nienawidzisz siebie //// bo bys nigdy tak nie potrafil. Jak i teraz nie potrafisz.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość lanta
To o 11:46 to moj wpis.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×