Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość gość

cierpię z powodu męża, nie ma już siły

Polecane posty

Gość gość
W Szczecinie moja przyjaciółka dostała na pierwszej rozprawie. Sama była zdziwiona. I to mimo trojga dzieci (dwoje było niepełnoletnich). Oczywiście nie orzekano o winie. Aha! Może przyczyną było, że ponad rok czekała na rozprawę- były mąż nie odbierał pism. Sąd to zawiesił na jakiś czas. No i jeszcze on pracował za granicą, więc choć nie był winny- ograniczono mu prawa rodzicielskie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
aby dostać rozwód na pierwszej rozprawie trzeba we wniosku napisac, że rezygnuje się z rozprawy pojednawczej. Nie znam nikogo, kto by miał rozwód na więcej niż jednej rozprawie a znam kilka osób rozwiedzionych 6 małżenstw

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
5 w Toruniu, jeden w Poznaniu

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
jasne :D:D:D coś się w sądach mieniło?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Takie numery to tylko na kafe. :D No i jeszcze na netbabach :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
nie wiem czy coś się zmieniło, ja rozwód brałam 5 lat temu i wtedy to było normalne :) u mnie nie było dzieci, więzi gospodarczej, uczuciowej, fizycznej, więc nie było powodu do wszczynania mediacji :) "Obecnie nie ma już obowiązkowego posiedzenia pojednawczego, które było wyznaczane przed pierwszą rozprawą. Zamiast tego sąd może skierować małżonków do mediacji, jeśli istnieją widoki na utrzymanie małżeństwa. Poza tym także w trakcie rozprawy sąd powinien nakłaniać małżonków do pojednania, a w przypadku gdy dojdzie do przekonania, że małżeństwo może zostać jednak utrzymane, może zawiesić postępowanie (podjęcie postępowania następuje na wniosek jednego z małżonków, nie wcześniej jednak niż po upływie 3 miesięcy od dnia, kiedy postępowanie zostało zawieszone)." "Orzeczenie rozwodu na pierwszej rozprawie w sprawie o rozwód Aby sąd mógł orzec rozwód na jednej rozprawie, nie może istnieć różnica w sprawie ustaleń faktycznych, muszą zaistnieć wszelkie przesłanki do orzeczenia rozwodu, a także nie może być przesłanek negatywnych do orzeczenia rozwodu."

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Podnoszę. Chyba już po pierwszej rozprawie. Czy dobrze pamiętam? Jak Ci się żyje autorko?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Autorko... podpowiem Ci tez jak ewentualnie uniewaznic slub koscielny...bo warto! Ja swoj uniewazilam z tego samego powodu co Ty:) Nie trwa to juz ta dlugo jak kiedys.... u mnie ok 1,5 roku. A powod wpisany to: niedojrzalosc emocjonalna do zawarcia sakramentu mazlenstwa. Czemu warto? Bo dzis ulozylam sobie juz zycie z cudownym czlowiekiem i niebawem wezme z Nim slub koscielny:)) Ty tezdaj sobie szanse na normalne malzenstwo w przyszlosci... Ja jestem z Wawy wiec powiem jak zalatwic to tu ale poszukaj organu w swoim miescie lub zadzwon do Warszawskiego i spytaj. Pozew skladasz w Sądzie Metropolitarnym 1 instancji. Pisemnie dostajesz wezwanie na przesluchanie....Ty i Maz. A takze swiadkowie. Nie ma rozprawy.... tylko ksiadz i Ty przy jednym biurku i odpowiedzi a konkretne pytania z listy... pytania typu - ile sie znaliscie przed slubem itd... po przesluchaniach dostajesz pisemne wezwanie do spotkania z bieglym psychologiem... Ty i maz... ale kazde osobno. Tam miegly orzeka o tym, ze maz jest niedojrzaly...(a tak bedzie). Moze tez orzec, ze oboje jestescie. Od tego zalezy wynik koncowy - o tym pozniej.. Po opinii bieglego sprawa trafia do Sądu II instancji w Poznaniu. Tam sie zbiera rada w tym tak zwany "Obronca węzła" ktory stara sie bronic malzenstwa...ale nie gdy sie nie da;) Po takiej naradzie zapada wyrok ostateczny. Wyrok to zapewne bedzie uniewaznienie ale pytanie czy z mozliwoscia ponownego slubu dla obojga czy nie:) Bo jedno z Was moze miec dozywotni zakaz wziecia slubu kościelnego jesli Sąd stwierdzi, ze np maz ma ten sakrament za nic i nie powinien go wiecej przyjmnowac... to tak w skrocie:) Mam nadzieje, ze to zrobisz by zyc na nowo...bo nie powinnas miec zakazu wzięcia chocby Komunii Świętej na Maszy tylko dlatego, że Twoj maz jest gownianym dupkiem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witam Was, nie jest jeszcze po rozprawie bo ona jest 27 października. Czyli jeszcze niecałe trzy tygodnie. Pytacie jak mi się żyje.....było już lepiej, a teraz mam absolutny regres niestety. W pracy mam "koszmar" bo sytuacja jest taka, że niektórzy wiedzą, ale większość jeszcze nie i co sekundę spotykam się z jakimiś komentarzami, pytaniami w stylu, jak tam młode małżeństwo i tak dalej, nikt, absolutnie nikt nie robi tego złośliwie, zwykłe ludzkie pytania, na które ja reaguję jak idiotka, albo staram się przewidzieć taką sytuację i po prostu uciekam. To jedno. Druga sprawa....coś co nigdy mnie praktycznie nie dotyczyło, albo w niewielkim stopniu - jestem zazdrosna o szczęście innych. A niestety są to osoby mi bardzo bliskie więc jednocześnie cieszę się bardzo ich szczęściem i jestem o nie zazdrosna, nie lubię siebie samej za te uczucia. Przez cały dzień staram się skupiać na pracy, walczyć sama ze sobą, odpychać od siebie natrętne myśli i kosztuje mnie to tyle energii że padam ze zmęczenia. A w nocy najczęściej nie mogę spać i te myśli do mnie ze zdwojoną siłą wracają. Myślałam, że jest lepiej, tymczasem zaczęłam częściej chodzić do psychologa bo czuję że sobie jednak nie radzę, po prostu zrobiłam parę kroków w tył. Tak jak piszę, może to jest dlatego, że TEN dzień się zbliża.....a może to dlatego, że tak widzę jak moim bliskim wokoło zaczęło się układać. Sama nie wiem. Co do stwierdzenia nieważności, dziękuję za ten ostatni wpis, ja już wiem jak do tego się zabrać i na pewno się zabiorę. Gratuluję Ci, że ułożyłaś sobie życie, chciałabym kiedyś na to wszystko spojrzeć z odpowiedniej perspektywy i powiedzieć samej sobie, że ten ból mnie tak naprawdę umocnił, że to wszystko było warte czegoś co jest teraz....że jest lepiej, że jestem szczęśliwa, że już nie wspominam, że choć myśli czasem wracają to nie dotyczy to już mnie samej bezpośrednio. Jestem osobą zadowolona z życia i zawsze byłam, cieszę się że jestem zdrowa (mojemu "mężowi" ciągle mówiłam żeby się cieszyć z drobnych rzeczy, a to on był wiecznie niezadowolonym z życia marudą i we wszystkim widział problemy), cieszy mnie moja praca, moje zainteresowania i cała masa innych rzeczy, śmieję się nawet ;) mimo tego wszystkiego......ale prawda jest taka, że mimo wszystko nie mogę się do końca ogarnąć, ktoś zabrał ode mnie moje plany i marzenia, ktoś przekreślił moje nadzieje....a bez miłości.....zdaję sobie sprawę tak naprawdę że oglądam film czarno biały. Mam nadzieję tylko, że to nie koniec.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Łatwo jest mi teraz mówić bo mam już to za sobą, ale przechodziłam przez podobną sytuację (tzn rozstanie, rozwód, oczywiście każdy przypadek jest inny) i chcę Ci powiedzieć, że Twoje uczucia, dołki gdy już wydawało Ci się że jest lepiej, przyglądanie się innym itp - to wszystko jest normalne. Spojrzysz z perspektywy i wtedy zrozumiesz ten ciężki czas, przez który teraz przechodzisz, zrozumiesz że on był potrzebny. Skup się teraz na swoim samopoczuciu i zdrowiu żeby w tym wszystkim nie ucierpiało. Na pewno trochę Ci już dało w kość, ja nabawiłam się wahań hormonalnych, miałam okres co dwa tygodnie :O Ale teraz jest dobrze i wiesz co: doceniam to co się stało.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Dasz radę:) U mnie było gorzej. MIłości co prawda juz nie było, ale jednak... Musiałam wywrócić całe życie do góry nogami. Wpędził mnie w długi a zostawiłam mu wszystko, mieszkanie, samochód eh szkoda gadać. A jednak było przykro, bo jednak zdrada i oszustwo z jego strony. I te pytania jak tam mąż... a ja już po pierwszej rozprawie. To już 5 lat i żyję:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Kochana nie był dla ciebie i tyle. I lepiej że teraz niż za parę lat. Będzie dobrze, powtarzaj to sobie codziennie. Ochłoń ze wszystkiego, spójrz w przyszłość, przeszłość zostaw za sobą. Nie napiszę ci że będziesz się z tego śmiała bo do śmiechu ci raczej nie będzie, ale jest źle, aby mogło być lepiej. Życie przed tobą i nie daj sobie wmówić że jest inaczej. Otwórz się na nowych ludzi i na nową miłość bo ona przyjdzie. Nie wiem kto to będzie i ty też nie wiesz, ale opowiem ci jak było u mnie (a lat mam trochę więcej). Bolesne rozstanie i rozwód. Samotność. I spotykam jego - on też po bolesnych przejściach ALE i tu warunek konieczny - całkowicie wyleczony i również otwarty na nową miłość, pogodzony i rozliczony z przeszłością (ja również).....i jak dwoje takich ludzi się spotyka....tak samo otwartych, tak samo kopniętych przez życie i tak samo z wyciągniętymi wnioskami z tego co się stało to jedno ci powiem: rozumieją się bez słów od niemalże pierwszej chwili.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Wiele z nas to przeszło i wszystkie po czasie jestesmy szczesliwsze niz w takim toksycznym malzenstwie:)) wiele z nas jak ja rozwod przechodzily mając dziecko i tez szczesliwsze bylysmy same:) On był Twoim wampirem energetycznym. Zabijał Twoja energie do życia i Ciebie! teraz skup sie na sobie...rozwijaj pasje... naucz sie tego czego zawsze pragnełas... ten czas jest dla Ciebie i tyko Ciebie. Baw sie... poznawaj świat i ludzi..a zanim sie obejrzysz stanie kolejka chetnych osob, które beda chcialy do Twojego świata wejsc... tylko wazne jest abys wpuszczajac do zycia nowa osobe... nigdy juz o sobie nie zapomniala...nowa osoba nie moze zrujnowac tego co teraz zbudujesz... niech to malzenstwo bedzie lekcja... nie wolno Ci juz nigdy matkowac i starac sie za dwoje... i Koniecznie przeczytaj "Dlaczego mezczyzni kochaja zołzy"... to działa... :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
To prawda, że zagubiłam się trochę w tym małżeństwie/związku i faktycznie czułam, że moja energia jest wysycana przez to wszystko a moja spontaniczność zabijana :O Tak się czułam i przyznaję to. Teraz jednak najgorsze jest to, że wracają dobre chwile, których też była cała masa. Dawałam za dwoje, a brałam niewiele. Wiem, że to był mój błąd. Kuba poczuł się bardzo pewnie....za pewnie i posunął się do czegoś takiego bez żadnych skrupułów. Już wiem jakie błędy popełniłam. Ale liczę na to, że los da mi jeszcze jedną szansę na prawdziwe uczucie i rodzinę. "Najgorsze" jest też to, że mąż mi się fizycznie podobał (może to i puste). Wiem, trzeba żyć....wiem, będzie dobrze.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Kurcze, ja miałam taką deprechę po rozwodzie, że miałam wrażenie jakbym funkcjonowała za mgłą. Nic mnie nie cieszyło, myślałam że już nigdy nikogo nie poznam i że w ogóle świat się skończył. Odbiło się to na moim zdrowiu bo przez to najprawdopodobniej mam teraz problemy z płodnością, miałam duże zawirowania hormonalne. Mam teraz super męża....ale wcześniej masakra, rozwód z powodu zdrady. Dbaj o swoje zdrowie autorko bo widzisz.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dziś rozprawa o rozwód z udawadnianiem winy męża ,pierwsza i ostatnia ,dwoje dzieci, zdrada ,rozwód z winy męża i pozamiatane .Tak zmieniło sie w sadach.Autorko to normalne ,że ten czas jest nieciekawt ale jeszcze trochę ,unormujesz swoje życie ,zdecydowanie lepiej teraz niż za parę lat, zmarnowanych lat ,niech będzie co ma być ,dasz radę ,głowa do góry ,trzymaj się ,pozdrawiam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
faceci czesto klamia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
autorko, napisz po rozprawie co sie dzialo. Czy widzialas meza, co mowil?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Pewnie nie przyszedł do sądu, bo się też obraził na adwokata autorki :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Umiecie wy czytac, ze rozprawa ma byc 27-go?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
No to czekamy do poniedziałku

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witam Was wszystkich. Rozprawa jest w najbliższy poniedziałek. Jestem teraz na zwolnieniu do końca tygodnia bo złapał jakiś wirus grypopodobny, gorączka, gardło itp, w dodatku robiłam badania krwi i wyszła mi anemia, organizm najprawdopodobniej osłabiłam sobie z tego ostatniego, długotrwałego stresu. Także kuruję się na razie :) Co do sprawy to sytuacja wygląda następująco. Wczoraj rozmawiałam ze swoją adwokatką i wspólnie doszłyśmy do wniosku, że zmienimy jednak trochę taktykę. Tak naprawdę opadły mi już największe emocje związane z tą sprawą i mogę trzeźwiej na to wszystko spojrzeć i doszłam do wniosku, że jakiekolwiek "porozumienie stron" w przypadku gdy "mąż" nie próbował się ani pół słowem porozumieć ze mną - nie ma tutaj najmniejszego sensu. Nie chodzi tutaj z mojej strony a jakąś chęć zemsty, chodzi mi o zwykłą sprawiedliwość. Wobec tego, mamy taki plan, żeby w poniedziałek....po tym jak wszystko zostanie z ich strony powiedziane itp, będą sobie spokojnie liczyć na porozumienie stron, moja adwokat przeczyta ode mnie pismo, które jej właśnie wysłałam, powie że kategorycznie ja chcę wnieść o winie męża, uważam go winnego za rozpad naszego małżeństwa. I tutaj już nie będzie mi chodziło tak naprawdę o to, że on nie pracował, pyskował i wymigiwał się od obowiązków, (bo koniec z końców to nie ja przecież złożyłam z tych powodów pozew o rozwód), ale głównie jego winę za rozpad małżeństwa widzę w tym, że po prostu się ze mną przez cały ten czas nie kontaktował, nie odbierał telefonów, miał gdzieś że do niego pojechałam i tak dalej. Rozumiecie o co mi chodzi. Perspektywa "świętego spokoju" i zakończenia szybko sprawy jest owszem kusząca, ale obawiam się że w moim wypadku byłby to tylko pozory święty spokój. Tak naprawdę czułabym wielką niesprawiedliwość i nie widzę już teraz powodu, żeby zgadzać się na jego warunki.....to on nie kontaktując się ze mną, odrzucając moje wszelakie próby, wypisując mi kłamliwy pozew i jakichś żądaniach finansowych i o innych bzdurach ma czelność rozwodzić się ze mną za porozumieniem stron? Jakie tu niby strony miałyby się ze sobą porozumieć? Wiem, że się miotałam i zmieniałam zdanie, ale tak jak piszę....teraz po prostu patrzę na to trochę trzeźwiej. Jestem też przekonana, że ani on sam ani jego adwokat nie spodziewają się takiego obrotu sprawy. Pewnie cieszą się,że ma być porozumienie, skoro doskonale wiedzą o tym, że Kuba nie ma żadnych dowodów ani świadków na wypisane przez siebie w pozwie bzdury. Ja natomiast już na tej rozprawie podam trzech postronnych świadków (znajomych), którzy w razie czego będą mogli potwierdzić, że na wszelakich spotkaniach towarzyskich Kuba sprawiał wrażenie dobrego męża, dobrze wypowiadał się o mnie, o domu i o remoncie naszego mieszkania. Więc wiecie o co mi chodzi. Kolejna rzecz jest taka, że adwokatka mnie uspokoiła tym, że wcale nasza sprawa nie jest z gatunku tych, które to mają się nie wiadomo jak długo ciągnąć. Nie mamy dzieci, nie mamy majątku do podziału itp. Dowody jakieś tam mam, że mnie po prostu olał.....on natomiast nie ma żadnych, jeśli coś knuje to będą same kłamstwa mam więc nadzieję, że kłamstwo będzie miało krótkie nogi. Trochę ryzykuję bo oczywiście nie wiem jaki będzie ostateczny wynik, ale muszę podjąć to ryzyko bo szlag mnie trafia jak sobie uzmysłowię, że ktoś (tak kiedyś bliski) chce się ze mną w taki chamski sposób wg jego mniemania "porozumieć". Za bardzo się zapominałam w całym naszym związku. Dawałam o wiele więcej niż otrzymywałam, machałam ręką na jego fochy, na to co mi powiedział, na to jak mnie nazwał itp......wyolbrzymiałam jego dobre cechy a bagatelizowałam jego wady. Brałam sto procent winy na siebie za każdym razem. Gdy kiedyś podejrzewałam, że mogę być w ciąży potrafił mi w złości powiedzieć, że zrobiłam to specjalnie bo chciałam pewnie go przy sobie zatrzymać. Byliśmy już po ślubie oczywiście. Nie dam już nigdy zrobić z siebie ofiary. Mam nadzieję, że faktycznie nasza sprawa nie będzie się w nieskończoność przeciągać. Patrzę z nadzieją w przyszłość, musi być wszystko dobrze. Tak naprawdę to powinnam mu być wdzięczna, że teraz ujawnił swoje oblicza a nie za 15 lat.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
i prawidłowo. Tak trzymaj autorko. Wygrasz sprawę jak nic. Będzie dobrze. Trzymam kciuki

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
no i brawo, ja od początku byłam tego zdania, dobra zmiana 'taktyki' z tym, że tak naprawdę jego wina to głównie to, że cię opuścił i nie kontaktował się. zmieni cię ta cała sytuacja zobaczysz, ale na lepsze, wszystko co najlepsze w twoim życiu jeszcze jest przed tobą

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
tak, zmieni na lepsze, bez żartów. Może psychopatów traumatyczne przeżycia zmieniają na lepsze, normalnych ludzi na pewno nie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
a mnie traumatyczne przeżycie zmieniło na lepsze bo jestem bardziej teraz współczująca dla innych, nie przejmuję się drobiazgami tak jak miałam w zwyczaju i jestem po prostu silniejszą osobą (a zawsze myślałam, że jestem dość słaba) psychopatów to nic już raczej nie zmieni :O

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Autorko, trzymam kciuki.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dziękuję Wam wszystkim. Myślę, że podjęłam dobrą koniec z końców decyzję. Denerwuję się przed jutrzejszym, ale generalnie podchodzę już z mniejszymi emocjami. Nic do niego już nie czuję, chodzi mi tylko o sprawiedliwość. Dam znać co i jak.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×