Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość gość

Zdradzilam a teraz jestem wrakiem czloweka

Polecane posty

Gość gość
Jak mu o tym mowie to mi odpowiada, ze dzieci są pod moja opieka i to mój problem. Sama tego chciałaś to sobie radź itd. Zaczęłam malować mieszkanie - sufity poszły mi średnio bałam się wyciapkac ściany. Poprosiłam męża żeby mi pomógł to stwierdził, ze teraz mam sobie ze wszystkim radzić i ze tak teraz będzie wyglądać moje życie i ze czas się do tego przyzwyczaić...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Autorko, to na męża już nie patrz, myśl o sobie i dzieciach, żeby wam było jak najlepiej, ale wymagaj od niego pomocy przy dzieciach bo jest ich ojcem. Skoro on tak egoistycznie podchodzi do kwestii opieki nad nimi, to niech dziewczyny też spędzają czas u niego np weekend żeby ciebie odciążyć. Maluj sobie ściany powolutku i jemu się nie zwierzaj że swoich kłopotów, skoro on ci tak dowala.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Jestem w stanie ci pomalować sufit. Jeden pokoik - jeden raz seks plus lód bez gumki do końca. Tylko żadnych dzieci w domu. Jak jesteś atrakcyjna i szczupła to sobie poradzisz po rozwodzie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
"Nie ukrywam, ze boje się samotności i tego, ze wszystkie problemy zostaną na mojej głowie." X No nie będzie łatwo ale sama sobie zgotowałaś ten los.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Nie martw się Autorko, jesteś mądra i wrażliwa kobieta i że wszystkim znakomicie dasz sobie radę. Cos nowego się wydarzyło?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Nie. Mąż przychodzi codziennie i ma świetny humor. On tryska dobrym nastrojem. Zazdroszczę mu - niespełna półtora miesiąca temu porzucił cudowna kobietę, która dała mu tyle i z która przeżył tak dużo, ze ze mną przez 20 lat tyle nie przeżył a on zachowuje się jakby wygrał w lotto. Ja z kolei nie mogę dojsc do siebie. Wszystko wydaje mi się bez sensu. Wczoraj byli u mnie rodzice i stwierdzili, ze to zawieszenie rozwodu to tylko po to żebym przypadkiem nie wróciła do partnera. Męża partnerka definitywnie z nim skończyła (wcześniej deklarowała ze zaczeka na niego pol roku bo takie powroty nigdy się nie udają, sama taki ponoć przeżyła). Teraz wszystko to co mówiła partnerka jest dla męża wyrocznia, ona najlepsza. Przemyślał sobie wszystko i nasze małżeństwo było super - on sobie nie ma nic do zarzucenia. Powinnam z nim porozmawiac a nie szukać sobie innego. Na argumenty, ze próbowałam to mnie zbywał stwierdził, ze jemu się już nie chciało, ze od dwóch lat sobie odpuścił i go nie obchodziło co robię, co chce i do niego mowie... Tata mnie wczoraj opierniczyl, ze nie wie za czym tesknie, ze tak nie można żyć - pod dyktando męża, który cały czas się wydziera i nie szanuje mnie. Przypominam sobie te chwile i itak mi nie mija to uczucie bezsensu, ze ja tylko trwam, ze smutek, który jest we mnie zabija mnie. To zawieszenie teraz jest chyba jeszcze gorsze niż rozwód. Zastanawiam się po co mąż tak podkreślał, ze jak się wyszumimy to wrócimy do siebie, ze moglibyśmy wszystko naprawić a przed rozwodem pisał, ze ma nadzieje, ze jako lidzie po przejściach odkryjemy oboje jak bardzo się kochamy i odnowimy nasze małżeństwo... Mąż chciał ze mną kolejnego dziecka, pisał ze wszystko zrozumiał i mi wybaczył. Teraz nie ma szans na powrót po czyms takim. Wiecie co jak do nas przychodzi to nie mam sił z nim gadać. Zalewa mnie taki smutek, ze cała uwagę skupiam na tym żeby nie płakać. Nie wiem dlaczego tak strasznie mocno uwierzyłam, ze my faktycznie mamy szanse. Wiem, ze zrozumiałam wszystkie błędy, które popełniałam w naszym małżeństwie, zmieniłam się i naprawdę żylibyśmy inaczej... Wiem tez, ze już nigdy nikogo nie pokocham. Nie będę w stanie bo naprawdę kocha się tylko raz a ja ta miłość straciłam. Zawsze będę szukać kogoś kto będzie jak mój mąż... Teraz na spokojnie jak myśle dlaczego nie pokochałam partnera to wiem, ze poprostu oczekiwałam, ze będzie kopia męża (inteligencja, zaradność, troska o dzieci) tyle ze będzie mi dawał miłość i spokój. Chciałam zbudować dawnych nas. To się nie mogło udać... Jedno co wiem to co się stało musiało się stać. Na innym temacie kobieta pyta co zrobić bo zakochuje się w koledze z pracy. Opis sytuacji jak mój przypadek - pisze jej uciekaj! Nie popełniaj takiego błędu jak ja i opisuje jak to się skończyło. A koleżanka odpisuje, ze prosi o inne opinie - osób którym się udało ułożyć sobie życie po rozbiciu małżeństwa... Teraz wiem, ze co by mi ktoś wtedy nie powiedział, i ze pomimo to iż miałam chwile gdy chciałam skończyć wtedy jeszcze tylko nasze rozmowy to by to nic nie dało... Ludzie w emocjonalnym amoku gubią się nie myślą racjonalnie. Liczy się tylko to, ze ktoś Ci daje to czego tak bardzo Ci w życiu brakowało... Każdego może to dopaść, mi zdrada nie mieściła się w głowie! Dlatego to co napisałam nikogo nie uchroni jeśli jest na etapie zaspokajania emocjonalnej pustki. To co pisze może pomoc tylko tym, którzy czuja, ze zaczynaja się oddalać w małżeństwie. To sygnał, ze trzeba dzialac już, teraz. Potem jest już za późno bo nie wierzy się w to, ze ta druga strona nas kocha...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Autorko ja podejrzewam, że twój mąż ma po prostu kochankę, dlatego jest tski zadowolony i radosny. Tego oczywiście ci nie powie, nie przyzna sie, ale wszystko na to wskazuje. Nie trać już ba niego energii, skup się na odzyskaniu spokoju, jak radzi ci tato.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Tylko jak to zrobić? On przychodzi codziennie do nas. Ja gapie się na niego i dalej mam głupia nadzieje, ze jak minie więcej czasu to on zapomnie, przywiąże się do mnie i dzieci i poczuje, ze jednak chce być z nami. Z drugiej strony ile można karmić się taka ułuda. Tak bardzo chciałabym się do niego przytulić...Za niedługo mam urodziny i wiem, ze będą bardzo smutne... Gdyby chociaż dał nam szanse tak jak deklarował to przynajmniej miałabym jak mu pokazać, ze mi zależy, ze damy radę. Póki co wydaje mi się, ze on nikogo nie ma, chyba ze odnowił jednak kontakt z partnerka... Wszystkie wieczory spędzamy wspólnie, a do południa jest w pracy. Myśle, ze ten dobry nastrój to jednak poczucie, ze miał racje. On cierpiał wiec teraz ja mam okazje poczuc to co on. Teraz ja błagam o jego powrót, czekam na to kiedy przyjdzie i nie wiem co planuje bo ze mną się nie kontaktuje... Mąż po rozstaniu był sam ponad miesiąc(mieszkaliśmy wtedy razem), jak się wyprowadził po dwóch tygodniach już poznał partnerkę. Nie wiem co teraz zamierza od czasu naszej rozprawy minęło ponad 3 M-ce, może faktycznie już sobie kogoś szuka. Przecież opowiadał mi jakim powodzeniem cieszyl się na portalu randkowym. Straszne to wszystko - wiem, ze narozrabiałam, i ze to moja pokuta ale mam nadzieje, ze mąż nie robi tego wszystkiego bo go cieszy to, ze cierpię. Od soboty zagaduje do mnie, nie odburkuje obrażonym tonem, sam mówi do mnie cześć i żegna się ze mną jak wychodzi. Przedtem traktował mnie jak powietrze - jak wychodził to ja mówiłam no to cześć a on nic nie odpowiadał. Wydaje mi się, ze niestety nie myliłam się co do tego, ze mąż mnie nie kochał. Sama gdyby on mnie zdradził pierwszy i pokazal, ze jednak zrozumiał, ze mnie kocha i chce odbudowac nas na nowo chciałabym jego powrotu...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Nie kocha cię absolutnie, a pastwi się nad Tobą, nie pozwalaj mu na to. Dlaczego siedzisz w domu codziennie kiedy on przychodzi? Wyjdź do koleżanki, fryzjera gdziekolwiek, na zakupy. Nie czekaj i nie oglądaj go codziennie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Dzisiaj mąż przyszedł rano z ogromnym bukietem kwiatów. Wręczył mi je i powiedział, ze to dla dziewczynek i w sumie, ze dla mnie tez bo ja tez jestem kobieta...zawsze dziewczynki dostawały po kwiatuszku a ja kilka tulipanów. W środę mąż zaproponował żebym pojechała z nim i córka na narty jak chce a w niedziele weźmiemy tez gdzieś młodsza córkę. Wiem, ze się nakręcam ale wczoraj gadałam z teściowa. Ona dalej wierzy, ze jednak będziemy razem, ze mąż ma głęboki uraz udaje temu teraz upust ale gdyby mu nie zależało to by nie skończył jednak tamtej znajomosci i nie proponowałby mi wspólnych wyjazdów. Teściowa tez zgodziła się na powrót męża ze względu na rodzine i na to ze go kochała. Wie, ze trzeba czasu na przebaczenie i radzi mi jednak cierpliwie jeszcze poczekać, ze to się jednak ułoży. Ostatnio mąż więcej ze mną rozmawia, pokazuje co nowego u niego w firmie, opowiada o znajomych. Może jednak nie do końca jest przekonany, ze to co powiedział to prawda, ze nie ma powrotu. Widział, ze mnie to załamało może jednak nie chce żebym się poddała. Wiem, ze bardzo go skrzywdziłam i ze trzeba dużo czasu. Zobaczymy jak będzie ze świetami - od teściowej zaproszenie już mam. Po rozmowie z teściowa zastanawiam się nad jedna rzeczą - dlaczego ja z tego czasu odejścia i jakiś w sumie 4 miesięcy nie pamietam prawie nic. W głowie mam jakieś pojedyncze wspomnienia, nie umie nawet odtworzyć sobie tego co mną kierowało, co myślałam - totalna pustka a na ogół pamietam bardzo dobrze to co się stało i kiedy. Teściowa mi trochę opowiedziała co mówiłam do męża, ze ponoć dużo z nim rozmawiałam już po tym jak poprosiłam o rozwód. Qde a ja mam totalne zero w głowie nawet nie wiem jak chodziłam do pracy i jak funkcjonowałam. Wiem, ze w wakacje miałam wrażenie, ze wszystko działo się w równoległej rzeczywistości jakby obok mnie. Pod koniec sierpnia się obudziłam - to było na pogrzebie ojca znajomej. Cały przepłakałam chociaż nie znałam tego pana. Wiem, ze jak ksiądz powiedział, ze tata koleżanki poświecił całe życie rodzinie po niespodziewanej śmierci żony (zmarła młodo) to ja wtedy się załamałam bo do mnie dotarło, ze ja zniszczyłam swoją rodzine, ze poświęciłam ja dla kogoś kogo nie kocham i ze to nie sen, ze to się dzieje naprawdę... Od tego dnia załamywałam się coraz bardziej, płakałam, tęskniłam za mezem i nasza rodzina razem, bez weekendowego i środowego przekazywania sobie dzieci...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Autorko nie czytam calego watku, czytam twoje wypowiedzi. I coraz bardziej utwierdzam sie w przekonaniu, ze jestes madra kobieta. Tak madra, bo wyciagasz wnioski, analizujesz, przezywasz swoja wine i pracujesz nad scaleniem rodziny. Popelnic blad - ludzka rzecz. Wyciagnac wnioski na przyszlosc to madrosc. Gdyby to maz zdradzil, kobiety latwiej wybaczaja stawiajac jednosc rodziny, jako nadrzedny cel. Mezczyzna wybacza - o ile wybacza - trudniej. Pietno odrzucenia ciagnie sie u niego dlugo i jego ego jest zdeptane. Czytalam, ze sytuacja stabilizuje sie okolo 3 lat po zdradzie. Zakladajac, ze obie strony pracuja nad powrotem. Mam nadzieje, ze u ciebie tak dlugo nie bedzie. Przestrzegam jedynie bys nie kamienowala sie za zycia dluzej. Bo staniesz sie dozywotnio winna i zostaniesz workiem do bicia. Wina - tak. Pokuta-tak. Wybaczenie i od tego momentu jedziemy na nowo z karta czysta. Pilnuj tego, ku dobru calej twojej rodziny. Pozdrawiam goraco i zycze udanych Swiat juz wspolnie. Elena

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Eleno, bardzo Ci dziekuje. Z całego serca życzę Ci wszystkiego dobrego - nie tylko w dniu naszego święta. Teściowa tez stwierdziła żebym już się tak nie rozliczała, żebym już to odcięła, ze się stało i niestety nie odstanie. Ona nie ma do mnie żalu chociaż serce jej wtedy pękło. Wie, ze byłam przeciwnikiem zdrady, ze zawsze tak bardzo walczyłam o rodzine, wie ze stało się ze mną coś dziwnego. Mnie kocha jak własna córkę i podszepnie coś synowi we święta, ze warto wybaczyć. Mama modli się za nas oby Pan Bóg ja i mnie wysłuchał. Ja nosze przy sobie list od męża - ten w którym pisze o tym, ze mnie kocha, ze wybaczył. W nim mam obrazek Pana Jezusa i prosze go aby te słowa, które w nim padly zagościły w sercu mojego męża i żebyśmy odnowili nasze małżeństwo. Jutro idę do mojej psychiatry - chce ja zapytać co takiego mogło się ze mną stać, ze prawie nic nie pamietam. Wycięło mi z życiorysu 5 M- cy życia. A może ja tego nie chce pamiętać? Teściowa mówi, ze może to uczucie mi wszystko przyćmiło tyle, ze ja jestem pewna, ze nie byłam zakochana raczej oszołomiona tym, ze ktoś się mną interesuje. To poszło za daleko i chyba byłam w szoku? Dlaczego nie zareagowałam, dlaczego nie przerwałam tego wszystkiego... Nie rozumie tego, nie ogarniam. Przecież mogłam skończyć na słuchaniu, ze jestem mądra itd., nie wierzyć w rozmowy, ze jesteśmy nieszczęśliwi bo małżonkowie nas nie kochają. Z drugiej strony kolega przez cały czas rozmów nigdy nie mówił, ze czuje coś do mnie. Jak przeszło to w coś więcej niż rozmowy nie pamietam...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Autorko już zapomniałaś jakie jazdy robił ci twój mąż, jak nieudane było twoje małżeństwo. Ten mężczyzna cię ciągle ranił. Zasłużył na to że znalazłaś pocieszy ciepła, on też cię zdradził i od razu miał kochankę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Hej autorko jak ci się układa?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
No cóż bez zmian. Przełomu brak. Wczoraj byliśmy razem z córka na nartach, dzisiaj na basenie cała rodzinka. On na pewno chce być z dziećmi ze mną chyba już nie... Raczej nie szuka kontaktu ze mną i pokazuje, ze go irytuje. Ostatnio jak coś robił to pytałam czy mu nie pomoc - zawsze odpowiadał, ze nie bo on świetnie daje sobie radę sam. Dzisiaj opoerniczyl mnie, ze mu nie pomogłam zdejmować bagażnika. Dawniej to odrazu było mi przykro, ze zirytowanym tonem mnie strofuje dzisiaj grzecznym tonem odpowiedziałam, ze wystarczy powiedzieć potrzebuje pomocy i ja na pewno pomogę. Zrobił jakaś taka zaskoczona minę i było Ok. Potem gadaliśmy widziałam, ze się starał być nie zamily ale jak mówiłam rzeczy które go śmieszyły to spuszcza glowe, chował twarz w szal i się śmiał. Wiem, ze wczoraj widział się z kolega, który mu mówił, ze się uwolnił i po co mu życie w kieracie... Jego żona wkurza i chętnie by ja w d... kapnął. Na te rewelacje to tylko powiedziałam mężowi, ze jak w to wierzy to jest naiwny bo przecież nikt koledze nie karze się tak męczyć. A ten kolega jeszcze na studiach bardzo mnie ostrzegał przed mezem, ze będę żałować jak się z nim zwiąże itd. a teraz taki wielki przyjaciel i znawca tematu. Sam trzyma się żony a kumplowi radzi żeby zostawił to wszystko (czyli mnie i dzieci). Sama nie wiem co o tym wszystkim myslec - raz mam nadzieje i myśle, ze trzeba czasu a potem wydaje mi się, ze karmie sie złudna nadzieja. Mója Pani psychiatra stwierdziła, ze na 90 procent to się dobrze skończy, ze faceci nie są tacy skłonni do poświęceń i jakby mu już całkiem nie zależało to by zakończył sprawę rozwodem i nie przychodził codziennie do dzieci tylko widywałby się z nimi tak jak mu pasuje. A to, ze prawie nic nie pamietam i nie mogę odkryć co myślałam co mną kierowało to się zdarza. Mózg wypiera zdarzenia ciężkie, z którymi nie możemy się pogodzić. I tak dalej tego nie pojmuje teraz mój mózg nie chce tego pamiętać a przedtem dlaczego nie myślałam, ze to co chce zrobić jest niedopuszczalne, dlaczego nie myślałam o rodzinie? Dzisiaj wiem, ze związek z innym facetem nigdy nie pozwoli moim dzieciom na wychowanie się w rodzinie, aż wszystko się we mnie buntuje na myśl, ze mogłabym być z kimś innym niż ich ojciec. A na basenie patrzyłam z zazdrośnicą na inne rodzinki, na mężów, którzy przytulali swoje żony i bawili się z dziećmi. Mąż od dawna tak nie robił... To ja się przytulalam a on szybko się ode mnie uwalniał, w miejscach publicznych robił taka minę jakbym mu krzywdę robiła. Wiecie co ja jestem na 100 pewna, ze on sobie od jakiego czasu ubzdurał, ze ja kogoś mam albo sam miał kogoś na oku... Tak się nie odsuwa od kogoś bez powodu. Oglądałam nasze zdjęcia - ostatni raz mąż mnie przytulał dwa lata temu. Jak rozmawialiśmy to powiedział, ze on od dwóch lat czuł, ze ja go zostawię, ze mu już nie zależało i sobie odpuścił. Dlaczego to zrobił? Przecież ja się starałam jeszcze bardziej, sama go zaczepiałam, mówiłam ze jest przystojny, ze lubie jak nosi zarost itp. A on paradoksalnie był coraz dalej. Pamietam, ze jak byliśmy razem to chodził z niezadowolona mina, było mi wtedy tak smutno, zazdrościłam innym parom tego, ze trzymają się za ręce, przytulają, uśmiechają do siebie. Ja widziałam tylko niezadowolona minę i widziałam, ze mąż trzyma się z boku, zupełnie tak jak teraz. Tak to mnie zabijało, bolało i sprawiało, ze czułam ze mąż mnie nie kocha, ze go tylko irytuje... Poczułam w sobie jakaś pustkę, tęsknotę za troska, bliskością to mnie totalnie ogłupilo. Przeraża mnie to, ze dla tych uczuć byłam gotowa poświecić tak wiele... Co ja sobie wyobrażałam, co myślałam, dlaczego nie pomyślałam o córkach i o tym, ze zabiorę im prawo do wychowania się w kompletnej rodzinie? Czy można aż tak zgłupieć? Przecież mogło się skończyć tak, ze mąż nie da mi rozwodu, ze mógł walczyć o dzieci, w ogóle się tym nie martwiłam? To dla mnie nie do pojęcia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Mądrość to powiedzieć: "Słuchaj, mam dość, albo coś zmieniamy, albo się rozwodzimy", a nie spierdolić życie 8miu osobom. To się nazywa bycie szkodnikiem, a nie mądrcem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Tak tez było, mówiłam o tym żeby coś zmienić albo się rozwiedziemy bo tak się nie da żyć.Tylko to nie przyniosło skutku bo już sześć lat temu tez mieliśmy kryzys, który o mało nie skończył się rozstaniem. Wtedy dużo Żr soba rozmawialiśmy - ustaliliśmy dlaczego nam się nie układa. Ja wszystkie uwagi męża przyjęłam i starałam się uzdrowić nasze małżeństwo. Przez jakieś pol roku było naprawdę dobrze - skończyło sie jak zaszłam w ciąże (spełniłam marzenie męża o drugim dziecku). Potem mąż już niczym się nie przejmował bo jak stwierdził był już pewny, ze nie będę miała odwagi odejsc (przekonało go to, ze jednak nie rozwiedliśmy się wtedy, a drugie dziecko jego zdaniem dawało gwarancje, ze już nigdy się na to nie zdobędę). Teraz tez go nie oszukiwałam prowadząc podwójne życie - odrazu się przyznałam i poprosiłam go o rozwód. Tyle, ze ja nie umie przestać go kochac. To co zrobiłam było najgłupsza rzeczą jaka mogłam zrobić...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Fakt , jesteś Głupia . Facet Cię nie szanował, pomiatal Tobą.. A Ty płaczesz jakbyś utraciła ideał. Stuknij się w głowę, zacznij się szanować i zakończ ta farsa, jaką jest to niby małżeństwo.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
dziś racja. Jak Ty kobieto możesz tak się katować?a co najgorsze...chcieć być z nim?Twój mąż Tobą się bawi, manipuluje, to nie ma nic wspólnego z miłością. Przestań się żebrać. to miód na jego uszy. Sama pomyśl...jak zdradziłaś i okazało się że byłaś z innym i mogłaś z tym innym zostać, to mąż odwalał farsę z listami i prośbami abyście byli razem, pokazywał że wybaczy itp, zaraz jak "zmądrzałaś" i zostawiłaś kochanka chcąc powrotu do męża...on zmienił całą postawę. Był znów pewny Ciebie. To cham. Same opisy jaki był dla Ciebie przez lata, dla córek! że się darł....kobieto. Albo to co piszesz o drugim dziecku. Serio?maż się chwilowo poprawia, po to żeby Ci zrobić drugie dziecko a tym samym udupić przy nim...to jest miłość?i jeszcze mówi Ci o tym wprost, będąc pewnym, że zostaniesz z nim, znów Tobą pomiata, krzyczy aż dzieci się go boją...a Ty tu lamenty, że zdradziłaś i jak bardzo źle postąpiłaś?opamiętaj się, to toksyczne małżeństwo, toksyczny człowiek, chodzisz i rozpamiętujesz chwile kiedy Cie przytulił, przeprosił, był czuły....a taki partner powinien być cały czas! jezu rozwalają mnie takie kobiety,i to myślenie że rozbijesz dzieciom rodzinę...trudno! rozstania czasem są lepsze, ojciec będzie je widywał...i jak widać, jest nawet lepszym ojcem gdy jesteście osobno a Ty przestań liczyć na niego, przestań żyć jakimś mrzonkami, bo ten człowiek to zwykły cham i manipulant. I tak nie zmienię tego Twojego niby uczucia o którym piszesz ...ale musiałam. Kobiety bądźcie mądre! nie pozwalajcie się traktować jak szmaty, w imię utrzymywania rodziny i dla dzieci. Każdy zasługuje na SZACUNEK, okazywanie uczuć, wsparcie, czułość...każdego dnia! a nie kiedy Jaśnie Pan uzna, że to wam da

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
nastepna z wyzwolonym kroczem oj jaka biedna zaniedbywana zdradzaczom powinni dzieci zabierać by nie rosły w patologi i tak jak zerwanie umowy powinno byc ostro karalne , komornik i 80% pensji +renta za krzywdy moralne i złamanie przysiegi . publiczna chłosta bez wzgledu czy facet czy kobieta jak zdradził musi ponies konsekwencje i to ostre a nie współczucie i ciche przyzwolenie ale co się dziwić 4na5 kobiet robi skok w bok dawno przegoniły facetów

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
19:41 idiota z ciebie:-D Oczywiście powinno się dotrzymywać przysiegi , ale ty powinienes cofnac sie do średniowiecza. Ludzi powinno razem trzymać uczucie , lojalność...a nie strach przed karą. Największym grzechem jest zaniechanie i to ono powoduje , że małżonkowie się oddalają od siebie. Ale ty tego nie zrozumiesz , za ciasny masz rozumek.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Hajime Sugoroku
@ gość 2018.03.12 Cóż, Trzeba bylo się roozwieść.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Moze ja się nie znam, ale jak się kocha to się tego kogoś nie zdradza. Chyba że tylko kobieta może naraz "kochać" i wbijać sztylet w plecy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Jeśli się zdradza emocjonalnie i fizycznie, nie kocha się żony lub męża. Ja bym odszedł dla samego siebie bo rozwodziłbym się z żoną a nie z dziećmi. Ojcem dzieci zawsze będę.nk

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
To nie tak, ze się nie kocha. Ja czułam, ze mąż mnie nie kocha, nie chce. Byłam załamana bo nawet prosiłam się o to żeby mnie przytulił, unikał mnie jak ognia. Do łóżka przychodził dopiero wtedy jak zasnęłam... Pytałam o co chodzi, byłam troskliwa, a jak się już kochaliśmy to zauważyłam, ze mnie nie całuje, ze to ja daje mu pocałunki. Odrzucił mnie bez powodu i karał za coś czego nie zrobiłam- tak na wszelki wypadek gdybym postanowiła odejsc to postanowił, ze jemu już nie zależy... Wiem, ze to trudno pojąć ale ten romans był jakims lekarstwem na to wszystko. Mąż odzywał się tylko zirytowany tonem, ciagle mi coś zarzucał. Czułam się nikim, kolega nakręcał mnie ze nie powinnismy dawać tak soba pomiatać, ze walka o uczucie nie ma sensu bo oni nas nie kochają... Wierzyłam w to i ze złości, bólu, głupoty zdradziłam. Możecie nie wierzyć ale czasami można kochać tak, ze brak poczucia, ze druga strona nas kocha zabija, w człowieku jest tak ogromny żal... Byłam pewna ze mąż ma Mnie dosyć, ze szykuje się do odejścia. Zaczął się odchudzać, chodzić wieczorami na samotne spacery... Podejścia do mnie nie zmienił chociaż to ja latałam do sklepu po warzywka na dietę i gotowałam mu dietetyczne potrawy. Robiłam wszystko żeby mu się przypodobać - złościło go opowieści o mojej pracy, przestałam opowiadać, jeździł ze mną dwa razy w tygodniu do pracy autem - ja ciągnęłam rozmowę a on zamykał oczy i się nie odzywał bo odpoczywał... wiec siedziałam cicho chociaż czulam się tak jakby ktoś wbijał mi nóż w serce. Czułam się jakby mąż traktował mnie jak obca osobę, zło konieczne. Mąż szybko związał się z nowa partnerka a przecież jak twierdził mnie kochał. Sam mówił, ze to tylko lekarstwo, niestety ja tez tak postąpiłam czułam sie ważna dla kogoś. To było lekarstwo ale miłość do męża była nadal we mnie. Nie miałam wyjścia bo nie potrafiłabym go oszukiwać i udać, ze nic się nie stało. Stwierdziłam, ze nie mam prawa mu nie zwrocic wolności. W to, ze jednak może on coś do mnie czuje uwierzyłam dopiero wtedy gdy będąc już z partnerka zaczął do mnie pisać o powrocie, o tym, ze wszystko zrozumiał i wybaczył mi bo nie miałam innego wyjścia bo do niego nic nie trafiało wcześniej... ze moglibyśmy wszystko naprawić. Bardzo dużo ze soba wtedy rozmawialiśmy, mąż patrzył na mnie tak jak za dawnych lat... prawił komplementy. A ta iskierka uczucia, która została we mnie odżyła z ogromna mocą. Nieraz pytałam męża dlaczego trzeba było aż takiego dramatu żeby dał mi szanse powiedzieć czego mi tak brakowało... Ja naprawdę nie zmuszałam męża do powrotu, nie mialam prawa go nawet o to prosić chociaż nie ukrywałam, ze nadal go kocham. Teraz mam za swoje - wiem, ale z drugiej strony nie rozumie dlaczego nagle mąż tak zmienił zdanie, przed rozprawa chciał powrotu, pisał ze nie odda mnie nikomu, ze mnie kocha. Potem zmienił zdanie i wybierał pomiędzy mną a partnerka ciagle zmieniając przy tym zdanie (mówił mi ze jednak do mnie nie wróci a potem, ze nie zdecydował jeszcze z która z nas będzie). Zostawił partnerkę, mieliśmy spróbować ale zamiast pojednania zaczął mnie traktować jak wroga (unikał mnie, mówił niegrzecznym tonem), potem trochę odpuścił a od czasu gdy stwierdził, ze nie ma powrotu po czyms takim tryska świetnym humorem. Ja jestem już na dnie, nie che mi się żyć. Nie widzę sensu, nic mnie nie cieszy. Zyje nadzieja, ze może jednak mąż tak się asekuruje i potrzebuje więcej czasu żeby się przekonac, ze nie wroce do partnera... Nie rozumie dlaczego się ze mną nie rozwiódł. Przecież zawieszenie postępowania jest na zgodny wniosek obu stron - gdy chcą jednak podjąć próbę ratowania małżeństwa... Ja pomimo deklaracji męża, ze daje mi szanse nie dostałam takiej możliwości. Wczoraj jak wychodził było mi smutno - bardzo i chyba było to po mnie widać. Mąż spytał z uśmiechem od ucha do ucha a ty co masz taka minę? Nic nie odpowiedziałam bo co mogę powiedzieć, ze codziennie pluje sobie w twarz, ze żałuje tego co zrobiłam, ze oddałabym wszystko żeby jednak dał nam szanse?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Źle podchodzisz do tego. On czerpie przyjemność z Twojej krzywdy. Odejdź od niego a świat nabierze innych barw. Uwierz mi. Coś Ciebie pchnęło w ramiona innego. Teraz nie pozwól by mąż korzystał z Twojego cierpienia.nk

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Przeczytałam wszystkie twoje posty. Rozumiem cię, widzę, jak się zamartwiasz i jak żałujesz. Wiem, że rady, nawet najlepsze, na nic, nie docierają i nie dotrą, bo znów jesteś w amoku, tym razem w amoku miłości do męża. Czy dopuszczasz do siebie myśl, że mąż może być gejem ? Wybacz, ale takie przypuszczenie mi zaświtało i nie chce sobie odejść.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Nie sadze. Związał się z kobieta i wiem, ze szybciutko się z nią przespał... Dlaczego gejem?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Nie wydaje mi się. Szybko związał się z nowa partnerka i nie był to związek platoniczny... Rok temu byliśmy na 18 córki mojego kuzyna, poprosiłam męża do tańca ale on mi odmówił i odprawił żebym potańczyla sobie z kuzynami a on wywijał z innymi paniami na parkiecie... Wcześniej na innej imprezie tez traktował mnie jak powietrze, nawet nie zauważył, ze nie mogę się opędzić od jakiegoś faceta (pomog mi mąż koleżanki) bo mój był zajęty częstowaniem jakieś dziewczyny kieliszkiem wódki. Miałam wrażenie, ze on testuje swoją atrakcyjność a mną wogloe się nie przejmował. Tak jest bardzo przystojny i podoba się. W swoim życiu nie spotkałam nikogo kto wydawałby mi się równie przystojny... Zawsze kochałam męża, ja naprawdę zgłupiałam z bólu, poczucia ze mnie odtrącił i nie chce, ze szuka kogoś na moje miejsce a mnie ma za niedojde (mąż twierdził, ze mnie trzeba pionizowac bo sama nigdy nic dobrze nie załatwię). Tak wylałam morze łez, starałam sie być perfekcyjna, robić wszystko tak żeby mąż mnie pochwalił, żeby był ze mnie dumny bo tak bardzo chciałam żeby mnie kochał, szanował tak jak kiedyś... Wiem, ze jestem żałosna i to, ze uciekłam w romans nie mogło się dobrze skończyć bo ja niestety nie potrafię się uwolnić i przestać go kochać. Zmienił się, był dla mnie taki jak dawniej, pokazywał ze mu zależy - a ja odrazu przybiegłam. Zostawiłam wszystkie zle wspomnienia bo wierzyłam, ze my faktycznie po tym wszystkim się zmieniliśmy i zbudujemy nowych nas. Takich jacy byliśmy podczas naszej rozłąki... Myliłam się i to co mnie przeraża to to, ze ja nie potrafię się uwolnić od tego uczucia. Ono mnie niszczy, a ja wiem, ze ani sama ani poznając kogoś innego nie jestem w stanie tego w sobie pokonać. Przecież sama widziałam, ze to nie tak, ze jak ktoś kocha to chce rozmawiać z ta druga osoba nawet o jej pracy (ja lubiłam słuchać o pracy męża chociaż to techniczne sprawy ale widziałam, ze lubi o tym opowiadać), ze nie krzyczy i nie uważa tej drugiej osoby za niedorajdę, która sama nic nie potrafi (a nawet jeśli widzi, ze coś nie wychodzi to pomoże bo przecież po to ma się ta druga połówkę), ze sam z siebie przytuli a nie tylko wtedy kiedy ta druga strona jakims cudem trafi na dobry humor i zasłuży na sekundę czułości, da sam z siebie buziaka, spyta jak tam po pracy, zadzwoni gdy tej osoby nie ma o tej porze o której zazwyczaj wraca z pracy... Ja tak robiłam sama z siebie, bo uważałam ze troska, czułość to wyraz mojej miłości. Sama tez jej chciałam ale nie dostawałam bo za raczki chodzą tylko ludzie po przejściach, tęskni się za soba tylko miesiąc po ślubie, wszędzie jeździłam sama - nawet gdy dostawałam zaproszenie z mezem i prosiłam żeby pojechał ze mną bo tylko ja będę bez małżonka to mi odmawiał bo on nie będzie miał tematu z nami do rozmów (na argumenty, ze małżonkowie innych są spoza branży mówił, ze go to nie interesuje i nigdzie nie idzie). Czułam, ze walczę o miłość, uwagę, troskę i ze ta walkę przegrałam... Tak jak teraz - głupia naiwna poleciałam na SMS i listy, czule gesty i znowu zebrze o miłość. Czyli wszystko wróciło do normy, mąż traktuje mnie jak zło konieczne, a ja znowu ze łzami w oczach czekam na jakiś gest... Znowu to sobie zafundowałam i nie umie przerwać...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Nie rozumiem (tak jak i ty zresztą ) czemu nie chciał rozwodu. Pomyślałam, że może kobieta, z którą się związał, jest przykrywką dla czegoś innego. Ale skoro twierdzisz, że to niemożliwe, to wiesz chyba lepiej. Też spotkałam takiego mężczyznę, przystojniejszego, radośniejszego, pracowitszego, z pasjami, nigdy wcześniej ani później nie widziałam na oczy. I zawsze wiedziałam, że takiego drugiego nie ma. Twój mąż wydaje mi się niezłym manipulatorem. Jakby swoim zachowaniem prowokował Cię do zdrady. Owszem, zdradziłaś ale nie zabiłaś. Nawet miłości nie zabiłaś, bo jej chyba z jego strony nie było. I gdy się od Ciebie odsunął fizycznie, chyba już z kimś się fizycznie zbliżył. Mogło tak być, chociaż nie musiało. Przecież są ludzie, którzy są zimni i im bliskość na codzień nie jest potrzebna. Ciekawe, jak wyglądałoby wasze życie, gdybyś nie zdradziła męża. Czy ten brak zainteresowania, czułości z jego strony nie kosztowałby cię tyle samo ?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×