Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość 30 stka *77

Samotność w małżeństwie - a może jest ktoś komu też dokucza...

Polecane posty

Gość gość sama
Mamy Dzień Kobiet...mój mąż pojechał gdzieś z mamą, wrócił o 19:30 i siedzi na dole, chyba nie muszę mówić z czym. Generalnie się do mnie nie odzywa, widzę że to masakra jakaś. Mam nadzieję, że Wsi faceci w ten dzień chociaż zmienili front.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Jezeli maz woli mamusie od zony , to Ty tego nie zmienisz. Jestes mloda i masz jeszcze szanse na bycie kochana, i bycie ta jedyna. Uciekaj zanim bedzie za pozno i nie daj zrobic sobie dziecka. Wiem z doswiadczenia, ze taki mamisynek bedzie nim zawsze. Moj maz rozmawia przez telefon ze swoja mama piec razy w tygodniu, moze nawet szesc razy, a dzieli nas od niej ocean i tylko dlatego jestesmy razem. Kilka lat temu tlumaczyl sie mamusi jak w drodze bylo drugie dziecko, ze dwoje lepiej sie chowa, a wystarczylo powiedziec, ze kocha zone i to jest owoc tej milosci. Moglabym ksiazka napisac o synku ktoremu nie odcieto pepowiny. Uciekaj jaknajdalej, badz wolna i szczesliwa.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Witam...poczytałam Was i łzy same się cisną do oczu...bo to nie tak powinno wyglądać...życie pod jednym dachem a jednak osobno....któraś pisała o żebraniu uczuć,znam to...jest mi coraz ciężej,mam za dużo złych myśli...wszystko jest nie tak...nie powinnam się chyba bać "swojego"domu,życia w nim...wieczne strofowanie dołuje mnie,brak uczuć ze strony partnera to boli...zasynam z myślą aby chociaż we śnie być kochaną...głupie?,lubianą i podziwianą...Alicja

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Jeśli chcesz porozmawiać to napisz coś więcej o sobie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Zaraz będę miała prawie 40 lat,mam 3 dzieci,mieszkam na wsi,mój mąż jest starszy ode mnie....i czuję że oddalamy się od siebie,mam wrażenie że tylko ja się staram aby było dobrze,milczę kiedy coś mnie rani lub boli aby nie wywołać wojny...dla świętego spokoju...potem muszę swoje wypłakać aby nie zwariować...ja nie potrzebuję dużo do bycia szczęśliwą,trochę zainteresowania,ludzkie spojrzenie...nie powiem mój mąż nie jest złym człowiekiem troszczy się o rodzinę bardzo....tylko brak mi ciepła-sama również pracuję ciężko na hektarach mimo choroby...cieszę się że mam dom,co włożyć do garnka...ale strefa psychiczna jest w rozsypce....poczytałam Was i teraz wiem że nie jestem już sama z tymi uczuciami...pozdrawiam Alicja

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Może jest jemu ciężko może jest przepracowany choć wiem iż to go nie usprawiedliwa, rozmawiałaś z nim co cię boli?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Na co dzień dużo rozmawiamy ale to są bezpieczne tematy nic na temat czuć. W przeszłości próbowałam z nim rozmawiać źle się to kończyło. Teraz wiem co moge a czego nie mogę mówić . Na pewno jest zmęczony ale ja też naginam fizycznie robię więcej niż nie jeden sąsiad facet... .Alicja

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Nie rozumiem tego co znaczy bezpieczne tematy a na jakie unikasz rozmów? Chyba jest twoim mężem, najbliższą osobą z którą możesz o wszystkim rozmawiać?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Powoli odpisuję bo w pracy jestem

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Unikam wszystkiego co wiąże się z uczuciami,nie mówimy sobie "kocham" nienawidzę nawet tego słowa...bezpieczne to takie po których mąż nie ma tzw.focha,czyli odzywanie się konieczne...czy to normalne fochać się gdy zaniemogę? czasami zdarza się że coś zaboli,albo gdy zadzwoni do mnie koleżanka z netu....jak zadzwoni z realu to ok,ale jak z netu to foch...kiedyś dostałam kilka paczek z drobiazgami-prezenty od dziewczyn poznanych w sieci,to mało nie skończyło się moje małżeństwo taka awantura była...jestem na grupie na fb i mam znajome fajne kobietki,nie mogę o nich opowiadać ,muszę się kryć że coś udostępniam bo foch,kazanie...męczy mnie to...kazanie bo naczynia na suszarce,nie brudne pozmywane ale gadka...staram się jak mogę aby wszystkiemu sprostać.są chwile fajne,że jest miło i ja chłonę je jak gąbka bo wiem że to krótkie,nie wymagam całodobowej adoracji to nie o to chodzi....ale chcę się czuć bezpiecznie...dziwnie się czuję to pisząc obcym osobom,ale może dzięki temu nie wybuchnę...ostatnia gadka" że jak zachoruję to mam nie stękać tylko swoją robotę zrobić"-zawsze robię nawet na kolanach i płacząc z bólu....nawet jak do szpitala muszę iść to wykonuję swoje obowiązki gospodarcze na tyle dni do przodu...mam wrażenie że tylko mi zależy...ktoś na wcześniejszych stronach pisał o muzyce....uciekam w nią aby nie zwariować,pracuję ze słuchawkami na uszach...jest mi wtedy lżej...sorki za wylewność...Alicja

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Tak rozmawiam z tobą i zastanawiam się teraz nad jednym, czy on cię kocha? Bo wydaje mi się że pomiędzy wami miłści nie ma

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ja pisałam wcześniej o samotności, o tym, że zasypiamy tykami do siebie, o tym, że on słuchawki na uszach. Wczoraj wyjaśnił mi, że jest przemęczony, że pracuje jak wół żeby było nam dobrze i takie słuchanie muzy czy granie na komórce go odstresuje po pracy... Wieczorem w łożku już nie zasypia tyłkiem, głaszcze mnie i jakoś mi lzej na duszy, choć u nas też nie ma takich rozmów o uczuciach. Rozmowy są o dzieciach, o problemach dnia codziennego, o tym co trzeba załatwić ... Chciałabym usłyszeć, że się stęsknił :) albo że ładnie wyglądam, ale to niemożliwe, nierealne. I tak płynie dzień za dniem, mam 40 lat, choc czuję się młodziej czas ucieka ... a ja czuję, że owszem mam cudowne dzieci, ale człowiek, którego kochałam całym sercem i ceniłam sam się oddalił ode mnie i nie chce się zbliżyć. To musi dwoje chcieć. Już jak pisałam nie czekam, jest jak jest.Powiem pogłaszcz to głaszcze, powiem przytul ukochaj to przytuli ... smutne ale prawdziwe.Taki mój świat smutnej 40stki.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Koleżanka mi powiedziała wczoraj, że ja zwariowałam, że chcę motyle w brzuchu mieć po 18 latach bycia razem :D Mam się cieszyć, że jest na dobre i złe, i że wspiera zawsze :) Ona ma pewnie rację.Po tylu latach razem to już nie można liczyć na porywy serca ze strony faceta... szkoda, że kobiety są inne.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Witam...mi nie chodzi o motyle w brzuchu bo one dawno wyfruneły...ale o poczucie bliskości jako takiej...a nie strachu...niby nic złego się nie dzieje...ale jakieś takie mijanie się bez słowa,czasami słowa krytyki wg.mnie nieuzasadnionej...to boli...zauważyłam że także przekłada się to na ból fizyczny nie tylko psychiczny...ja wiem że on mnie nie kocha..powiedział mi to 4 lata po ślubie :( jednak dba o rodzinę,martwi się gdy poważnie zachoruję-albo mi się wydaje że się martwi...nie chcę pytać wprost o co kaman bo za dużo w przeszłości już się narzucałam i wiem jakie będą odpowiedzi....cóż żyje sobie,wychowuję dzieci,pomagam w gospodarstwie i tak sobie po cichutku marzę,wspominam dobre chwile...a było kilka-tylko mój pesymizm oczywiście podpowiada że to była ułuda szczęścia...miłego dnia życzę piszącym i czytającym-Alicja

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość sama
Witajcie. Pisałam już z początkiem marca. Jakiś czas nie zaglądałam, ale widzę ze nas przybywa. Miałam rozmowę z mężem o tym co mnie boli, co jego boli i mieliśmy pracować nad naszym związkiem, ale naprawianie go długo niestety nie potrwało. Tak jak pisze Alicja nie chodzi o motyle w brzuchu, ale o partnerstwo, o poczucie bezpieczeństwa, o to, że wracam ze spokojem po pracy do domu, a nie z niepokojem czy dzisiejszy dzień znów przyniesie kłótnie. Mój mąż standardowo jest na dole u mamy, bo ja się tylko dopier....jak to stwierdził. A to moje dopier...polegało na tym, że poprosiłam, aby wyniósł śmieci. Dodam, że nadal nie poszedł do pracy i nie pomaga mi e niczym w domu. Nie ukrywam, ze chce naprawić ten związek, ale nie umiem z nim złapać kontaktu. To, ze nie mam do kogo buzi otworzyć mnie dobija. Wiem, że każdy ma spięcia w małżeństwie, ale trzeba się też pogodzić, a jego wyjście to uciec do matki. Ostatnio się nie odzywał tydzień czasu i przechodził koło mnie jak bym była duchem. Nawet nie chce mi się myśleć ile teraz to może potrwać. Powiedziałam mu już nawet, że jeśli chce, abyśmy się rozstali to niech tylko powie, jesteśmy dorośli, jestem przed 30stka, nie mamy dzieci więc zrozumiem. Powiedział, że jemu jest dobrze i nie myśli o takich rzeczach, to skąd te fochy, takie traktowanie bez cienia troski, nie rozumiem tego. Jestem wychowana w duchu katolickim i pewnie będę cierpieć, ale nie zrobię tego pierwszego kroku, by kiedyś nie wyrzucać sobie, że ja rozwaliłam ten związek, ale nawet jak przez chwilę jest dobrze to zamiast się cieszyć myślę kiedy coś się stanie i nawet się nie chce nastawiać, że długo to potrwa bo potem jest tylko rozczarowanie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Hej...u mnie się trochę naprawiło,nie wiem czy na długo ale jest na razie spokojnie...więcej pracy na polu to chyba mniej czasu na głupoty w związku...to przykre gdy bliskie sobie osoby mijają się jak duchy,przechodziłam to wielokrotnie...za każdym razem bardzo bolało...i w sumie nadal głęboko gdzieś boli przeszłość,ale dla dobra rodziny i dzieci trzeba zapomnieć albo udać że się zapomniało i iść do przodu...i czekać aż znowu gdzieś zagrzmi...pozdrawiam Alicja

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witajcie! Cieszę się, że udało mi się znaleźć to forum. Czytam wasze posty i w wielu z nich odnajduję swoją historię. Mam ok 30 lat, 2 dzieci (małych) i Męża z którym mało co nas łączy. Kocham Go nad życie i to chyba jest mój największy problem. Ja nie wyobrażam sobie życia bez niego a dla niego ja jestem dodatkiem i beze mnie super Mu się wiedzie. Gdyby nie dzieci już dawno albo bym się z Nim rozstała bo lepiej być bez niego niż czekać, że może mnie przytuli, może powie coś miłego albo bym sobie coś zrobiła. Bo są takie dni, że nie widzę sensu w niczym, mam poczucie, że zmarnowałam sobie życie. Miałam całkiem spore powodzenie i wielu fajnych chłopaków chciało ze mną być ale ja uparłam się na tego. I fakt jest On dobrym człowiekiem, dobrym ojcem, dobrym mężem (pod kątem takich zwykłych przyziemnych spraw typu zrobienie zakupów, ugotowanie czegoś itp) ale czegoś brakuje. Mam przy nim mnóstwo kompleksów. Kiedyś byłam raczej śmiała, nie jakaś super przebojowa ale świadoma własnej wartości. Teraz wstydzę się wszystkiego i wszystkich. i jak piesek cały czas czekam na pochwały mojego Męża. Nie wiem może to ze mną jest coś nie tak bo gdyby ktoś z moich znajomych usłyszał, że narzekam na Męża to by nie uwierzył. Ale oni nie wiedzą wszystkiego. j nie czuję, że On mnie kocha. Gdy płaczę on albo tego nie widzi albo z takiego obowiązku mnie przytula. A teraz wszystko osiągneło punkt krytyczny. Mój mąż wyjeżdża na wyjazd integracyjny mimo, że ja prosiłam go żeby tego nie robił. Wie, że mnie to boli, że będę siedziała i płakała a i tak jedzie i będzie się bawił (oby tylko) jak ja będę cierpiała w domu. i żeby była jasność mój Mąż wychodzi z kolegami, nie robię o to scen ani nic z tego ale ten wyjazd to dla mnie coś innego. i wydaje mi się, że gdyby mnie kochał to widząc ile mnie to nerwów kosztuje odpuściłby. a może się mylę, sama już nie wiem. wiem, że jest mi bardzo, bardzo źle. Tkwie w czymś co nie ma sensu, moje życie mija. Ale sama wychowywałam się bez ojca i nigdy nie zrobię tego moim dzieciom. czemu to wszystko musi być takie trudne? :-(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Witam to Alicja-pisałam o poprawie-nieaktualne...pokłóciłam się teściową-obie równo upust słowom-mąż ma do mnie o to pretensje,nie widzi poczynań swojej matki tylko moj***ardzo się z nim pokłóciłam,jeszcze nigdy nie doszło do rękoczynów aż do teraz,w złości poraniliśmy siebie słowami...dla dobra dzieci łaskawie dał mi ostatnią szansę-mam być grzeczna...wina leży po środku a to ja dostałam najbardziej,żyć mi się nie chce-dziś powiedział że czuje do mnie blokadę-ja też czuję się inaczej-ale dobrze że odzywa się chociaż służbowo bo jednak na wsi jest dużo roboty a ja nie umiem czytać w myślach...chodzę za nim jak pies-nie chcę uczuć nic-tylko muszę się starać aby nie podpaść w niczym-robię czasami ponad moje siły-nikogo to nie obchodzi bo i tak jestem "k******** na utrzymaniu" boli to-a najbardziej słowa że "nic nie robię"od 16 lat...pracuję ciężej fizycznie niz nie jeden sasiad,zdrowie mi się posypało i nikogo to nie obchodzi,dla dzieci tkwię tutaj ...weszłam w lata,straciłam zdrowie,urodziłam 3 dzieci,pracowałam jak wół i jestem nikim...Alicja

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
a ja Alicjo jestem facetem, ale wszystko co piszesz właściwie dotyczy również mojej sytuacji, tyle że ja w każdym zdaniu musiał bym napisać "moja żona" Kamil

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
No Alicja, niestety to prawda. Jesteś nikim, jesteś beznadziejna i głupia. Dajesz soba pomiatac w imię jakieś dziwnej, blizej nieokreślonej idei. Ale nie martw się, jestes juz co raz bliżej końca, niedługo będziesz częściej dostawac po ryju i jak odpowiednio mocno dostaniesz to się może ockniesz, jest nadzieja. Szukasz na forum pocieszenia, że jesteś taka wspaniała i ten głupi mąż Cię dręczy. Prawda jest jednak inna. Wszystko co Ci napisałam nie było złośliwe. To rodzaj terapii. Musisz uświadomic sobie jak bardzo jest źle, jak bardzo jesteś beznadziejna, sięgnąć dna i dopiero się od niego odbić. Powiedzieć sobie - TAK, jestem głupia krową, zasłużyłam sobie to mam. I wtedy to zmienić. Powodzenia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Arbuz
Kiedyś gdzieś usłyszałam lub przeczytałam, że przez życie kazdy musi iść sam. I to jest chyba prawdą. Sami musimy się zmagać z naszymi uczuciami, wszystkiego nie powiemy drugiej osobie. Coś musimy zostawić dla siebie. Ale wiem o czym piszecie, zastanawiam się czy nie jest to spowodowane różnicą charakterów, dopasowania. Gdy jesteśmy świeżo zakochani nie zauważamy takich rzeczy. Mnie też dotyczy powyższy problem. Lubię spędzać czas z ludźmi, mój pratner woli komputer lub tv. Przykre to jest, nie mamy wspólnych znajomych. Jak gdzieś wychodzimy to spędzamy czas wyłącznie we dwoje. Mam chwile kiedy czuje się bardzo samotna w związku . Mam wrażenie, że ta druga osoba mnie nie rozumie. Chwilę potem stwierdzam, że nie jest tak źle. Może przytłacza nas praca, pełno obowiązków, odpowiedzialność za rodzinę i dlatego oddalamy się tak od siebie. Jednak każdy przypadek jest inny. W jednym związku można coś naprawić, a w drugim nie...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Arbuz dużo mądrych zdań dla mnie w Twojej wypowiedzi.dziękuję Ci za nie. Smutna 40stka

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość niedługo30stka
6 lat po ślubie, mamy 2 córkę...od jej urodzenia zaczął się koszmar... generalnie jestem ze wszystkim sama. Mój mąż jest wiecznie zły, zirytowany, ciągle niezadowolony, nie można do niego podjeść, bo "warczy", gdy córka miała niecałe 3 miesiące uderzył mnie w twarz, czego oczywiście nie pamięta, ciągle słyszę, że jestem idiotką, debilką, głupią babą... podobno to moja wina, bo jestem taka niezdarna... i rzekomo mam dziwny ton głosu...kiedyś mój głos mu nie przeszkadzał, teraz go irytuje, co ostatnio powiedział. Nawet gdy spytam o błahostkę lub chce porozmawiać w odwecie słyszę nie zadawaj głupich pytań, po się pytasz i inne podobne. Gdy chce rozmawiać, słyszę - nie przeszkadzaj, wiecznie jest zajęty gra albo słucha czegoś...całe dnie chodzi z słuchawkami w uszach, a ja albo bawię się z dzieckiem albo spędzam sama czas przed tv. Oczywiście o wszystko proszę po kilka razy, żeby mi pomógł czy wyręczył w opiece nad córką, gdy chce skorzystać z łazienki. W domu czasami mamy straszny bałagan i oczywiście słyszę wtedy ale syf itd., 10h dziennie spędzam w pracy, później odbieram córkę, obiad itd. i jest już noc.... czasami zwyczajnie nie mam już siły. Byłam już umówiona z prawnikiem, ale odwołałam spotkanie...boję się tego co będzie. Mam dobrą pracę, może i rodzice mnie przyjmą dopóki nie kupię czegoś. Nie wiem czy go kocham.. póki co na pewno unikam, mam wrażenie że przez te wyzwiska zabił to co do niego czułam, nie potrafię się do niego zbliżyć. Poza tym ciągle nakrywam u niego pootwierane strony z filmami przygodowymi, potrafi pod pretekstem pozbyć się mnie z dzieckiem z domu by wiadomo co robić, oczywiście sex podobno nie sprawia mu przyjemności... myśli tylko o zaspokajaniu sowich potrzeb i tak żyję już 2 lata

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Czemu wiążecie się z gówniarzami?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość niedługo30stka
"gówniarz" ma prawie 35 niby wykształcony, ma dobrą pracę itd.. był miły, troskliwy..do czasu gdy zaczęły się obowiązki

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Jestem samotna w małżeństwie.Mam tego dość.Pragnę ale już nigdy nie będzie jak dawniej.Już nie jestem tak ważna jak kiedyś ... Już nie ma tej iskry,jestem na dnie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Niedługo30ka chcesz mi powiedzieć że on tak nagle się zmienił i nie dawał wcześniej oznak?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Co za marudzenie. Po 10 latach małżeństwa każdy jest w nim sam. Wiążą dzieci, majątek, kredyt, niewiele więcej. Tak wygląda prawdziwe życie. Bez uniesień, bez "żyli długo i szczęśliwie".

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość niedługo30stka
Niestety dawał oznaki..., tylko, że uświadomiłam to sobie dopiero po kilku latach bycia razem, byłam na tyle naiwna...może zwyczajnie głupia, że wierzyłam, że będzie dla mnie przynajmniej tak dobry, jak był zanim pojawiła się córka. Wierzyłam, że jak zamieszkamy razem będzie jeszcze lepiej. Przed ślubem nidy się nie kłóciliśmy itd. Może nie był idealny, miał na sumieniu małe grzeszki-może wierzyłam, że dorośnie... w końcu to wykształcony człowiek z dobrego domu.. Wcześniej nie był wulgarny, apodyktyczny czy agresywny w stosunku do mojej osoby...., miał żarty które świadczyły o tym, że jest trochę egoistyczny, byłam natomiast świadkiem jak bardzo nieładnie potraktował swoją mamę... - teraz traktuje tak mnie, chyba i nawet gorzej tzn. na pewno gorzej... Bardzo chciałam mieć dziecko. .on też. Zna moje poglądy, podejście do życia, wie czego nie akceptuje... zna mój stosunek do małżeństwa i wychowania, a nie bierze tego nawet pod uwagę. Zabiegałam o niego po ślubie, nie jestem oziębła czy zamknięta w sobie, lubię wspólne wyjazdy, podróże, ogólnie lubię spędzać z nim czas - tzn lubiłam i chciałam, żebyśmy stworzyli fajną zgraną rodzinę. Wspólne zabawy czy spacery z dzieckiem itd. to marzenia, wygląda to tak, że wracam z spaceru a mój mąż jest pod wpływem środków odurzających po orgii z komputerem... oczywiście ostatnio wybuchła "wojna" nie wytrzymałam, powiedziałam wszystko tzn. prawie wszystko co mi na sercu leżało, powiedział oczywiście, że kocha mnie i sex sprawia mu przyjemność... ale ja nie lubię nowości tzn. rozumiem przez to fakt, że nie jestem gwiazdą porno i nie odtwarzam z nim scen... Oczywiście chce nad sobą pracować i przez tydzień był miły tzn milczący...a teraz powoli wraca do siebie... Nie wiem czy siebie nie oszukuję, wiem, że on się nie zmieni, że będzie ćpał i onanizował się jak tylko będzie miał okazję.., skoro teraz go irytuję to co będzie dalej... ja się nie zmienię i nie zaakceptuje tego co robi

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×